piątek, 31 stycznia 2014

To nie tylko moja wina.

-Nie denerwuj się tak, Suze. To tylko wizyta u lekarza, nie przesłuchanie.- Babcia ścisnęła mnie za rękę.- Nie zje cię.
Zarzuciłam plecaczek i po raz setny poprawiłam na sobie ubranie, uśmiechając się nerwowo.
-Wiem, ale i tak się martwię. A co, jeśli z dzieckiem nie wszystko w porządku? Prawie się zagłodziłam na początku, może nie dostawało tego, co potrzebuje?
-Natura sama dba o takie rzeczy, inaczej nie pozwoliłaby kobietom mieć mdłości.
-Niby racja...- Westchnęłam z rezygnacją.- Idę.- Cmoknęłam babcię w policzek i powlokłam się do lekarza. To miała być moja pierwsza wizyta u ginekologa od czasu, gdy Emma zleciła zbadanie mnie przed wylotem do Europy.
Emma. Ilekroć o niej myślałam wpadałam w przygnębienie. Przerażała mnie. Jej nienawiść do mnie musiała być ogromna, nie rozumiałam skąd się wzięła i czym została spowodowana. Co jej zrobiłam, że uparła się utrudniać mi życie od samego początku? Bolało ją, że byłam młoda i ładna, że Jr jawnie okazywał mi zainteresowanie? Przecież od chwili, gdy zdecydowała się na pracę zamiast związku, Jared miewał dziewczyny, i to nawet na poważnie. Dlaczego więc ja działałam na Emmę jak płachta na byka? Co takiego we mnie było, czego nie znosiła do tego stopnia, by posunąć się do szantażu? Skoro miała Leto dla siebie, tak jak chciała, nie powinna się bać, że go jej odbiję. Przecież nie mogłam być dla niej zagrożeniem, nie w sytuacji, gdy Jr wyrzucił mnie praktycznie za drzwi jak niepotrzebny śmieć. Jeśli dostała to, o co jej chodziło, a najwyraźniej dostała, skoro spali razem, to czemu nadal się mnie czepiała i nie pozwoliła mi zamienić z Jr kilku słów?
Głupio mi było pytać o to Shannona, który przy kilku okazjonalnych rozmowach, jakie przeprowadziliśmy przez telefon, nie mówił o niczym sam z siebie, zgrabnie pozostając przy banałach. Unikał tematu brata, czekał aż ja go zacznę, czy najnormalniej nie miał nic do powiedzenia, bo nic tak naprawdę nie wiedział? Może Jared i Emma ukrywali swój związek przez to, że była zaręczona, albo dlatego, że dopiero się zaczął i był jeszcze kruchy, niepewny?
Czy to w ogóle było coś, czym powinnam zwracać sobie głowę? Miałam przed sobą wizytę u lekarza, badania, analizy krwi, co tylko mogłam wymyślić. To były teraz moje priorytety a nie zastanawianie się, dlaczego Emma starała się trzymać mnie z dala od Jareda. Zresztą, ja też zamierzałam go unikać. Robiąc to miałam też pewność, że Emma nie wykorzysta swojej wiedzy przeciwko mnie. Dwie pieczenie przy jednym ogniu, jak mawiała babcia.
W poczekalni gabinetu nie było nikogo prócz pielęgniarki. Podałam nazwisko i po chwili zostałam poprowadzona do środka, gdzie czekał na mnie lekarz. Mężczyzna. Od razu poczułam się nieswojo, tym bardziej, że był dosyć młody, chyba po trzydziestce.
-Proszę usiąść.- Wskazał mi krzesło na wprost swojego biurka.-Słucham, co pani dolega?
-Jestem w ciąży.- Ściskając plecak w dłoniach usiadłam na brzegu krzesła.- Nie mam okresu, zrobiłam test, wynik pozytywny.
-Rozumiem.- Lekarz zanotował coś w karcie.- Jakieś inne objawy? Brak okresu nie świadczy o ciąży a testy bywają omylne.
-Mdłości.
-Proszę się rozebrać, zbadam panią.- Wskazał mi stojący w kącie fotel.
Sam jego widok mnie przerażał, co dopiero mówić o leżeniu na nim z rozsuniętymi nogami. Ale jak trzeba to trzeba. Zdjęłam spodnie i majtki i zajęłam miejsce, mając pod tyłkiem złożony w pół papierowy ręcznik. Z niepokojem patrzyłam, jak lekarz naciąga na dłoń cienką gumową rękawiczkę i staje nade mną, poprawiając ją. Potem wycisnął na palce jakiś bezbarwny, gesty płyn ze stojącej na szafce butelki.
-Proszę rozluźnić mięśnie i spokojnie oddychać.- Powiedział.- Nie będzie boleć.
A jednak bolało. Wsunął mi do środka palce, pchając je naprawdę głęboko, po czym drugą dłonią zaczął naciskać mi brzuch. Miałam wrażenie, że próbuje wycisnąć ze mnie dziecko, wziąć je do ręki, podnieść i pokazać mi ze słowami "Faktycznie, jesteś w ciąży".
-Macica jest powiększona, więc z czystym sumieniem mogę potwierdzić ciążę.- Badanie dobiegło końca, co przyjęłam z wielką ulgą. Ubrałam się w tempie ekspresowym i wróciłam na krzesło, wciąż czując lekki ból między nogami, jakbym po raz drugi straciła dziewictwo. Nic przyjemnego.
Myślałam, że to wszystko, ale okazało się, że nie. Musiałam odpowiadać na dziesiątki pytań, grzebiąc w pamięci by móc powiedzieć, czy w mojej rodzinie zdarzały się komplikacje w trakcie ciąży, czy rodziły się wcześniaki, czy były przypadki dzieci z wadami wrodzonymi. Nie wiedziałam, ale chyba nie, inaczej ktoś coś by o tym wspomniał.
Potem pojawiły się pytania o ojca dziecka. Wpadłam w panikę: co mam powiedzieć? Lekarz nie pytał o jego nazwisko, ale chciał wiedzieć sporo o jego zdrowiu, o zdrowiu jego rodziny, o nawykach żywieniowych, nałogach. Nie wiedziałam nic poza tym, że obecnie Jr nie ma żadnych nałogów, lub też ukrywa je przed światem. Nie mogłam powiedzieć nawet tego, czy w sekrecie nie bierze narkotyków. Czułam się strasznie głupio, odpowiadając na większość dotyczących go pytań "nie wiem". Musiałam wyjść na niezłą puszczalską albo idiotkę, która machnęła sobie dzieciaka z przelotnie poznanym gościem.
Wysłuchałam rad odnośnie mojego sposobu odżywiania, dostałam skierowanie na badania krwi i moczu, kilka ulotek, reklamujących szkoły rodzenia, zalecenie, by brać witaminy, dostosowane do diety bezmięsnej.
Potem lekarz zabrał mnie na USG i po raz pierwszy zobaczyłam swoje maleństwo.

-To taka drobinka, babciu, a już mu bije serduszko.- Po raz chyba setny w ciągu liku dni mówiłam to samo, nie mogąc przestać zachwycać się cudem, jakim było dziecko. Czułam, że już je kocham i nawet nie chciałam myśleć o tym, że jeszcze niedawno brałam pod uwagę aborcję.
-Skoro wybrałaś, że urodzisz, czas chyba poważnie pomyśleć o przyszłości. Co zamierzasz?- Babcia zerknęła na mnie znad stolnicy, na której gniotła ciasto. Miała zadowoloną i tajemniczą minę a w oczach iskierki rozbawienia. Pewnie śmieszył ją mój nagły entuzjazm.
-Nie wiem.- Przyznałam szczerze, czerwieniąc się.
-Nie widzę powodów, żebyś musiała gdzieś wyjeżdżać. W ogóle lepiej by było, gdybyś została tu przynajmniej do chwili, aż dziecko podrośnie.- Słowom babci towarzyszył szeroki uśmiech rozmarzenia.- Uwielbiam dzieci, no i to byłby mój pierwszy prawnuk. Albo prawnuczka.
-Pierwszy będzie od Rolliego, i to pewnie na dniach.- Poprawiłam ją. Siedziałam przy stole, obierając do miseczki potrzebne do ciasta orzechy.
-Nawet mi nie mów, twój brat to idiota.- Żachnęła się.- Trzeba mieć pusto w głowie, żeby zrobić dziecko dziecku. Tłumaczenie się, że wyglądała na starszą, nie jest usprawiedliwieniem. Ciesz się, że cię tu nie było, jak jej rodzice dowiedzieli się o ciąży. Twojemu bratu groziło więzienie, postawili mu ultimatum: albo się żeni i bierze dziewczynę do siebie, albo zgłaszają na policję doniesienie o molestowanie nieletniej. Twoja matka wpadła w histerię.
-No tak, przecież ludzie mogli zacząć gadać.- Wtrąciłam z przekąsem.
-Poniekąd masz rację, ale sama pomyśl: życie w tak małej społeczności niesie z sobą pewne ryzyko, że z byle powodu zostaniesz osądzona i stracisz szacunek. Dla twojej matki Delphi to wszystko, co zna, mieszka tam przez całe swoje życie. Gdyby twój brat dostał wyrok i poszedł do więzienia, nawet na krótko, ludzie przylepiliby jej łatkę matki zboczeńca.
-No tak...
-Rollie żeni się pod przymusem, i wcale nie będę zaskoczona, jeśli zaraz po ślubie i narodzinach dziecka zawinie się i wróci do pracy. Podejrzewam, że będzie w domu gościem, dokąd nie znajdzie sobie gdzieś dziewczyny na odpowiednim poziomie. Cały ciężar wychowania tego nieszczęśnika spadnie na barki twojej matki, bo Shelley jest zbyt niedojrzała, żeby podołać czemukolwiek. Twoja matka o tym wszystkim wie, co doprowadza ją do rozpaczy.
-Miałam wrażenie, że moja rodzina została podmieniona przez kosmitów.
-Twoja rodzina została rozbita, Suze, z tym, że nadal mieszka pod jednym dachem.
-Chyba lepiej, jeśli nie będę się tam pokazywała z brzuchem. Mama by tego nie przeżyła.- Stwierdziłam z namysłem. Babcia uświadomiła mi, że to, co brałam na obrażalstwo mamy i jej niechęć do mnie za niespełnienie je oczekiwań, miało drugie dno. Mama przeżywała tragedię i babcia miała rację mówiąc, że Rollie przez swoją głupotę zniszczył naszą rodzinę.
-Ty jesteś pełnoletnia, Suze, dziewczyna twojego brata nie była i przez najbliższe kilka lat nie będzie.
-Jestem pełnoletnia, a czasem Jr i tak...- Ugryzłam się w język, zanim dopowiedziałam resztę. Babcia nie miała pojęcia ani kim jest ani ile lat ma mój były chłopak. Jeśli już jego temat wypłynął w rozmowie, starałam się mówić o nim jak najmniej. Nie tyle przez to, że podpisałam zobowiązanie do zachowania tajemnicy ile przez to, że wstydziłam się przyznać do współżycia z mężczyzną prawie w wieku mojego taty. Rychło w czas o tym pomyślałam. Byłam w ciąży, postanowiłam urodzić, a głupio mi przyznać się najbliższej na świecie osobie do tego, z kim byłam w związku i kto jest ojcem mojego maleństwa. Czy moja tajemniczość pod tym względem była podejrzana?- Babciu, nie dziwi cię, że praktycznie nic o nim nie mówię?
-Dziwi, ale widocznie masz powód, żeby milczeć.
-Co sobie na jego temat wyobrażasz?- Ciekawa byłam, jaki obraz Jareda babcia sobie wyrobiła na podstawie nikłych informacji, którymi czasem ją częstowałam.
-Skąd pomysł, że w ogóle coś sobie wyobrażałam?- Spytała, dzieląc ciasto na trzy części. Dwie odłożyła na czystą ścierkę, trzecią zaczęła formować w zgrabny prostokąt.
-Jasne, jakbym cię nie znała.- Rzuciłam w jej stronę drobinkę orzecha, śmiejąc się przy tym na jej udawanie, że wcale nie jest ciekawa.
-Za wiele sobie wyobrażać nie mogę. Myślę, że musiał ci się podobać, i to bardzo.
-Jest przystojny.- Przyznałam. Przypomniałam sobie twarz Jr, widziałam w wyobraźni jak się uśmiecha, i zrobiło mi się trochę smutno, że już żaden jego uśmiech nie pojawi się z mojego powodu.- Szatyn, długie włosy, niebieskie oczy.
-Ohoho, interesujące połączenie. Długie włosy?- Spytała, jakby nie dosłyszała za pierwszym razem.
-Mhm, do ramion. Zawsze bardzo o nie dbał, w ogóle był przeczulony na punkcie higieny.- Wspomniałam z rozrzewnieniem, ale nie takim, które prowadzi do łez, tylko do lekkiego rozmarzenia.- Dużo ćwiczył, miał bardzo dobrą kondycję jak na...- Urwałam, patrząc na babcię. Przyglądała mi się z żywym zainteresowaniem, słuchając każdego mojego słowa.
-Jak na kogo? Mówiłaś, że zajmuje się czymś w branży muzycznej, więc chyba nie jest księgowym zza biurka.- Powiedziała zachęcająco.
-Ogólnie jak na faceta. Większość ma gdzieś robienie co dzień pompek czy przysiadów, nawet młodzi mają często brzuszki albo ogólnie są grubi.- Wybrnęłam, przynajmniej na chwilę. Zaczęłam żałować, że poruszyłam temat Jr: strasznie ciężko było pilnować się, by nie zdradzić, ile ma lat. Korciło mnie, żeby to zrobić, powiedzieć w ogóle wszystko, i mieć z głowy. Na pewno wyjawienie prawdy o tym, kim jest, przyniosłoby mi dużą ulgę.
-Widzę, że nie za bardzo masz ochotę na tę rozmowę. Jeśli chcesz, możemy dać sobie z nią spokój albo odłożyć na inną porę.- Babcia uśmiechnęła się do mnie ze zrozumieniem.- Wiem, że rozstanie było dla ciebie bolesne, może jeszcze za wcześnie, żeby...
-Nie o to chodzi.- Jęknęłam, rumieniąc się na zapas.- Już mi przeszło.
-Więc w czym problem? Wiesz, że nie będę cię osądzać, zawsze byłaś rezolutną, wiedzącą czego chce dziewczyną. Powinęła ci się noga, związek, który wyglądał na stabilny, rozpadł się, ale to się zdarza nie od dziś i nie tylko tobie. Nawet dziecko się zdarza.- Dodała. Dziwnie to zabrzmiało, ale było prawdziwe: dzieci się zdarzały.- Suze, czy twój chłopiec cię zastraszył i dlatego boisz się o nim mówić?- W oczach babci pojawił się niepokój i troska.
-Nie, skąd!- Zaprzeczyłam natychmiast, skręcając się w środku ze wstydu. Martwiła się o mnie, kłamliwą idiotkę.- Nie straszył mnie ani nic takiego.- Fakt, nie straszył, jeśli za straszenie nie brać groźby prawnych konsekwencji upublicznienia tego, co o nim wiem.- Tylko... No, on od dawna nie jest chłopcem. Jest dorosły.- Opuściłam wzrok na stół, udając, że muszę patrzeć na obierane orzechy.
-Domyślam się, że musiał być od ciebie starszy. Kilka lat różnicy zakrawa raczej na coś normalnego.
-Kilka tak, ale...- Nabrałam powietrza w płuca, szykując się na zdrowy opieprz.- W tym przypadku było kilkanaście.
Babcia długo milczała. Bałam się na nią spojrzeć w obawie, że napotkam jej oskarżycielski wzrok. Co mogła sobie o mnie pomyśleć? Mój brat zrobił dziecko nastolatce, mi zaś zrobił je facet, mający prawie dwa razy tyle lat, co ja. Farsa, komedia i tragedia w jednym.
-Suze?- Usłyszałam i drgnęłam, nie spodziewając się, że głos babci będzie łagodny. Myślałam, że na mnie nakrzyczy.- Suze, on ma rodzinę, prawda? Dlatego nie chcesz powiedzieć mu o dziecku i z tego powodu w ogóle nie chcesz zdradzić, kim jest. Spodobałaś mu się, bo jesteś młoda i ładna, zaimponował ci wycieczką za granicę, wykorzystał cię i porzucił.
-Nie ma rodziny , jest sam. Znaczy był, teraz pewnie jest z tą...- Nie dokończyłam, nie chcąc używać przy babci soczystych epitetów.
-Bronisz go. Dlaczego? Jeśli jest od ciebie starszy o kilkanaście lat to musiał zdawać sobie sprawę, że to nie będzie miało przyszłości. A skoro tak, to cię wykorzystał. Jeśli cię nie zastraszył, to co zrobił? Obiecał ci coś za milczenie? Dlatego przysłał ci prezent?
Odłożyłam orzechy i skuliłam się, zakrywając dłońmi głowę. Nie sądziłam, że babcia wyciągnie z tego takie wnioski i byłam nimi przerażona. Wyszło zupełnie inaczej, niż chciałam, niż powinno wyjść. Nie mogłam przecież powiedzieć, że od początku oboje, ja i Jr, wiedzieliśmy na czym nasz "związek" polega. Ostatnią rzeczą, jaką mogłabym wyznać, było to, że poszłam z nim dla pieniędzy. Musiałam kłamać.
-To nie tak.- Odezwałam się i podniosłam wzrok.- On jest bardzo sławny, martwił się, że jeśli nasz związek wyjdzie na jaw, nie będę miała spokoju. To ja nie chciałam...- Próbowałam wyjaśnić powody swojej niechęci do mówienia o Jr.- A teraz i tak nikt by mi nie uwierzył, śmiali by się ze mnie, gdybym powiedziała.
-Nikt nie może być aż tak sławny, Suze, żeby inni mieli przez znajomość z nim kłopoty.
-On jest. Uwierz. Widziałam, co się dzieje, jak się gdzieś pokaże. Dziewczyny rzucają się na niego, przy mnie jedna uwiesiła się na nim i podrapała go do krwi.- Tłumaczyłam.- Jak byliśmy w Europie to przed hotelem czekały na niego, choć było późno. Potem, jak poszliśmy na spacer, zjawiły się i zaczęły za nami biec, musieliśmy ukrywać się na drzewie w parku.- Na wspomnienie o pamiętnym wieczorze zachciało mi się śmiać. Zaczęłam chichotać, nie mogąc się opanować. Przed oczami miałam wizję, w której krągły tyłek Jr oddalał się w te pędy, jakby jego właściciel bał się, że zrobią mu z niego jesień średniowiecza. Po chwili śmiałam się tak, że ledwie mogłam mówić.- Musiałabyś na własne oczy zobaczyć, jak wielki Jared Leto wieje, aż się kurzy.- Usłyszawszy, co powiedziałam, spoważniałam w jednej sekundzie. Nie wiem, czy babcia podeszła mnie jak myśliwy zwierzynę, czy sama zapędziłam się w kozi róg, ale za późno było się nad tym zastanawiać, skoro nazwisko już padło.
-Kto to jest Jared Leto?- Babcia uniosła brwi, najwyraźniej nie kojarząc o kim mówię. Z racji wieku miała prawo nie wiedzieć. Wyjaśnianie mogło trwać zbyt długo, poza tym nawet ja wiedziałam o nim niewiele, choć moja wiedza zawierała wiadomości, jakich nie miała większość ludzi.
-Zaraz ci pokażę, za dużo tego, żeby mówić.- Zrezygnowana poszłam po laptop i włączyłam przeglądarkę. Wpisałam zapytanie i nie przypadkiem wybrałam wynik, w którym przedstawiono biografię Jr i jego osiągnięcia. Zdjęcie, które go przedstawiało, pochodziło chyba sprzed kilku lat. Wyglądał na nim młodziej i miał krótsze włosy, ale sprawiał przyjemne wrażenie. Ucieszyło mnie to, chciałam, jeśli już babcia miała go zobaczyć, żeby jej się spodobał.
Zostawiłam babcię z lekturą i sprzątnęłam ze stołu, potem rozdrobniłam orzechy, rozdzieliłam je na dwie porcje, jedną zmieszałam z podgrzanym na kuchence miodem i dodałam do masy odrobinę sezamu. Byłam trochę zdenerwowana, czułam się tak, jakbym czekała na ocenę, podsumowanie. Opinia babci była dla mnie ważna, a w sytuacji, w jakiej się znajdowałam, nawet ważniejsza, niż kogokolwiek innego. Dopiero co zaproponowała mi, żebym u niej mieszkała z dzieckiem człowieka, o którym myślała, że mnie wykorzystał. To ja sprawiłam, że miała o nim złą opinię, musiałam więc nieco ją poprawić mimo tego, że Jr naprawdę zachował się wobec mnie paskudnie. Gdyby nie okoliczności, w jakich się poznaliśmy, gdyby nie to, że przez krótki czas byłam zwykłą dziwką i musiałam to ukrywać, miałabym gdzieś, co babcia sądzi. Ale wpakowałam się w kabałę, więc nie pozostało mi nic innego, jak się z niej w miarę bezboleśnie wykaraskać. Ostatnie, czego mi było trzeba, to nastawiona antyjaredowo babcia, gotowa w mojej obronie napisać do niego gdzieś na portalu, że jestem w ciąży i ma ponieść tego konsekwencje. Poinformowanie go nie musiało być wcale trudne: Leto był niesamowicie medialny, miał konta wszędzie, gdzie się dało. Ile wysiłku kosztowałoby babcię sklecenie paru słów i wysłanie ich mu choćby na Twitterze? Nie była zacofana, miała komputer, co prawda służący głównie do wyszukiwania przepisów i rozmów ze znajomymi na Skype, ale byłam pewna, że jeśli będzie chciała, poradzi sobie i z zakładaniem konta na jakimś portalu.
Czekałam co powie, starając się zachowywać cicho i nie ponaglać jej. To była ważna chwila, niemal decydująca o mojej przyszłości. Jeśli babcia powie, że ją zawiodłam...
-To poważna sprawa, Suze.- Usłyszałam jej ciche słowa.- Myślałam, że to ktoś mniej znaczący, a tymczasem... Jesteś pewna, że to on?
-Nie wierzysz mi.- Stwierdziłam, nawet nie zdziwiona. Byłam nikim, on był wszystkim, nie pasowaliśmy do siebie. Trudno było uwierzyć, że taki człowiek jak Jr mógłby zainteresować się dziewczyną znikąd, bez przeszłości i przyszłości.
Czy zwróciłby na mnie uwagę gdyby po prostu zobaczył mnie na ulicy? Czy by mnie zaczepił, próbował namówić na spotkanie, starał się... Czy jeśli poznalibyśmy się w innych okolicznościach, nasz związek byłby prawdziwy? Nie zastanawiałam się nad tym głębiej aż do tej chwili, ale coś mówiło mi, że nie przeszedłby obok mnie obojętnie. Pamiętałam jak pytał, czy dałabym zaprosić się na lunch, gdyby wpadł na mnie przypadkiem. Mówił wiele razy, że jestem jego ideałem pod względem wyglądu, że mnie naprawdę polubił i nie uważa mnie za dziwkę. Powiedział przecież, że dziwki nie przedstawiłby matce.
Boże, a ja tego wszystkiego nie zauważałam.
Wyszłam do siebie, wygrzebałam z zakamarków umowę, którą podpisał, i pokazałam ją babci.
-Miała na celu zamknąć buzie ciekawskim, gdyby ktoś zaczął wypytywać, co robię w jego towarzystwie. Dla niepoznaki pozwalał mi prowadzić swój samochód, poza tym naprawdę mi za to zapłacił. Nie mogę powiedzieć, żeby był oszustem czy coś. Zawsze dotrzymywał słowa.- Mówiłam, żeby uprzedzić pytania.
-Rozumiem, dlaczego nie chcesz powiedzieć mu o dziecku.- Babcia wytrąciła mnie z myśli.- Mógłby opatrznie to odebrać.
-Nie wiem, ale na pewno by się wkurzył. Powtarzał, że nie chce mieć dzieci, w kółko dopytywał się, czy biorę pigułki. A ja jednej nie wzięłam.- Westchnęłam przeciągle.- Nastawił w swoim telefonie alarm, żeby przypominać mi o godzinie, dbał o to. Zawaliłam na lotnisku...- Znów nie dokończyłam, tknięta nagłą myślą, że wtedy, gdy lecieliśmy do Anglii, telefon Jr przestawił się na inną strefę czasową. Mój nie, ale ja miałam prymitywny aparat z podstawowymi funkcjami, nadający się jedynie do pisania SMS, dzwonienia i odbierania rozmów. W Nowym Jorku alarm się nie odezwał a następny dał znać o pigułce dopiero dzień później, w Londynie. Zmiana czasu uśpiła naszą czujność i sprawiła, że przestawiła się godzina, o której powinnam brać kolejne pigułki. Nawet gdybym wzięła tę pominiętą, następną powinnam zażyć nie o 8 wieczór a prawie 10 godzin wcześniej, żeby utrzymać zalecane 24 godziny odstępu między nimi. Dlaczego dopiero teraz na to wpadłam?
-Suze, co się stało? Zbladłaś.- Babcia odsunęła laptop i podeszła do mnie, z troską odgarniając mi włosy za ucho.- Źle się poczułaś?
-Nie. Tak. Kurde.- Motałam się.- Cholera, alarm mu nie zadzwonił, bo czas się przestawił, przez to jej nie wzięłam. Przez tę pieprzoną zmianę strefy. Jestem w ciąży, bo lecieliśmy i zapomnieliśmy o zmianie czasu.- Usiadłam i ukryłam twarz w dłoniach. Nie chciało mi się płakać, wręcz przeciwnie. Cała sytuacja była groteskowo śmieszna i żałosna. Przyczyna mojego stanu zaś tak banalna, że trudno w to uwierzyć.
-I co teraz zrobisz?- Babcia przyciągnęła sobie drugie krzesło i usiadła na nim, głaszcząc mnie po plecach.
-Nic.- Wyprostowałam się.- Po prostu teraz wiem, dlaczego tak się stało, ale to niczego nie zmienia.
-Nie uważasz, że powinien się dowiedzieć?
-Babciu, będzie wściekły. Powie, że zrobiłam to specjalnie, żeby wyciągnąć od niego pieniądze. Powie, że to zaplanowałam, a teraz, jak jest z tą... z Emmą, że próbuję ich rozdzielić.- Wymyślałam na poczekaniu powody, dla których nie musiałam zawiadamiać Jr o dziecku. Brzmiały niepoważnie, doskonale słyszałam, jak bardzo są żałosne i słabe.- Poradzę sobie.
-Przecież nie musisz nic od niego brać. Suze, powiedziałaś, że był wobec ciebie uczciwy, a ty? Nie uważasz, że to nie w porządku ukryć przed nim coś tak ważnego?
-Skoro nie chciał dzieci to nie musi wiedzieć.- Odparowałam nieco ostrzej, niż zamierzałam, ale argumenty babci zbijały moją obronę na pniu i czułam się coraz mniejsza i mniej warta.
-Skoro ich nie chciał i ich nie ma to twoje, być może, jest jedynym, jakie będzie miał. Weź to pod uwagę, Suze.
-To nie takie proste.- Wykręcałam się, jak mogłam.
-Nic nie jest proste. Nie mam zamiaru wtrącać się ani nakazywać ci, żebyś zrobiła coś, czego nie chcesz, jeśli uważasz, że lepiej będzie nic nie mówić, to widocznie masz ku temu powody. Nie wnikam.- Babcia wróciła do ciasta. Rozłożyła je do końca na blasze i wylała na wierzch przygotowaną przeze mnie masę.
-Ale?- Spytałam. Byłam pewna, że nie powiedziała wszystkiego, co chciała.
-Dziecko to nie szczeniaczek, którego nie interesuje nic prócz pełnej miski i kąta do spania. Kiedyś będzie chciało wiedzieć, skąd się wywodzi, i jego świętym prawem będzie otrzymać od ciebie odpowiedź, która będzie prawdziwa. W sytuacji, kiedy od początku zakładasz życie w fałszu, bo to sobie planujesz, lepiej tego dziecka nie miej.
-Dzięki, że we mnie wierzysz.- Prychnęłam, wyprowadzona z równowagi.- Mam rozumieć, że wobec tego lepiej będzie, jeśli jednak wyjadę, tak? Nie ma sprawy.- Coraz bardziej zdenerowowana zgarnęłam komputer, gotowa spakować się choćby od razu.
-Masz zrozumieć, że zachowujesz się egoistycznie i dziecinnie. Myślisz tylko o sobie i o tym, żeby ci było wygodnie. Unikasz odpowiedzialności, a przynajmniej jej części.- Babcia wstawiła ciasto do piekarnika i zastąpiła mi drogę, nie pozwalając wyjść z kuchni.- Jesteś niepoważna, Suze, i dochodzę do wniosku, że wcale tak dobrze cię nie znam.
-Nic nie rozumiesz...- Opuściłam wzrok, nie chcąc widzieć zawodu w jej oczach.
-Boisz się jego, a powinnaś bać się siebie. To twoje życie, on nie musi być jego częścią nawet wtedy, gdy będzie wiedział. Nie chcesz brać od niego pieniędzy, rozumiem, ale nie możesz być pewna, czy kiedyś nie staniesz przed sytuacją, w której nie będziesz mieć innego wyjścia. Brałaś pod uwagę to, że dziecko prawnie będzie jego spadkobiercą?
-Babciu...- Przewróciłam oczami.- Najpierw musiałby je uznać, co łączy się z poniżającymi badaniami na ojcostwo, łażeniem do sądu i robieniem wokół tego szumu.
-Jeśli się wyprze a ty udowodnisz, że dziecko jest jego, to on będzie się wstydził.
-Nie chcę prowadzić z nim wojny.- Fakt, nie chciałam. Ryzykowałam, że wyjdzie na jaw to, co musiałam ukryć. Skoro powiedział Emmie, że byłam jego dziwką, co powstrzyma go przed ujawnieniem tego innym? Nie mówiąc o samej Emmie, czekającej pewnie na okazję, by mnie pogrążyć.
-Więc załatw to polubownie, porozmawiaj z nim w cztery oczy. Powiedz, że nie chcesz upubliczniać sprawy. Jeśli jest taki, jak o nim mówisz, pójdzie ci na rękę.
-Nie jestem pewna.- Nadal szukałam wyjścia z niewygodnej sytuacji. Może było to egoistyczne, może podyktowane strachem, nie wiem.
-Przemyśl to, Suze. Tu idzie o przyszłość twojego dziecka i twoją. To wysoka stawka.
-Wiem.- Mruknęłam na odczepnego.- Idę na basen.
Od kilku dni co dzień chodziłam na pływalnię, dbając o kondycję w sposób tak łagodny, jak się dało. Lubiłam pływać a sport w tej formie dobrze wpływał na mój stan. Lekarz zalecił mi łagodne ćwiczenia i powiedział, że pływanie bez forsowania się będzie doskonałe w utrzymywaniu wagi. Jadłam dużo, nie chciałam przytyć więcej, niż musiałam. Z przerażeniem myślałam o nadwadze i "boczkach". Pewne było, że moja figura trochę się zmieni po dziecku, ale nie chciałam przypominać hipopotama.
Spędziłam godzinę na pływalni, potem poszłam na spacer. Starałam się odciąć od wszystkiego, o czym rozmawiałam tego dnia z babcią, ale nie było łatwo odsunąć od siebie natrętne myśli. Szczególnie jedna nie dawała mi spokoju: to nie ja stałam po dobrej stronie. Babcia miała rację co do tego, że chcę odebrać dziecku coś, co mu się należało. Nie mogłam za nie decydować, musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Pieniądze jego ojca mogły otworzyć przed nim drzwi wielu renomowanych szkół i uczelni, pozwolić na lepszy start w życiu. Ja nie miałam nic, bo co to jest 40 tysięcy wobec kilkudziesięciu lat, jakie miną, nim mały Swift... lub Leto... będzie mógł iść przez życie samodzielnie? Kropla w morzu potrzeb. Chciałam czy nie, bałam się czy nie, będę musiała stanąć przed Jaredem i powiedzieć mu, co się stało.
Ale nie od razu. Nie muszę się spieszyć. Mam czas. Mam pół roku, by przygotować się do rozmowy, która może być najtrudniejszą ze wszystkich, jakie kiedykolwiek przeprowadzę.

Idąc wolnym krokiem przez park przeglądałam swoje ostatnie wyniki. Nie znałam się na tym za dobrze, ale wierzyłam lekarzowi, twierdzącemu, że nic nie dolega ani mi, ani dziecku. Nawet moja głodówka z pierwszych tygodni ciąży nie wpłynęła negatywnie na jego rozwój i rosło zdrowo, choć prawdopodobnie nie będzie należało do olbrzymów.
Schowałam wydruk do plecaka i skręciłam w lewo, w stronę banku. Moje oszczędności topniały, choć nie w takim tempie, bym wpadała w panikę. Dokładałam się do czynszu i opłat za media, robiłam zakupy, szarpnęłam się nawet na maszynę do wyrabiania ciasta, która odciążyła babcine ręce. Poza tym jedzenie dla siebie kupowałam ostatnio w sklepie ze zdrową żywnością, niestety wcale nie tanim. Pobyt u Jr nauczył mnie jednak, że jeśli idzie o zdrowie, nie warto szukać go w produktach masowej produkcji, stojących na półkach w każdym markecie.
Wybrałam z konta 2 tysiące i ruszyłam do domu, w drodze zatrzymując się jeszcze przy straganie z owocami. Nie mogłam przejść obok niego obojętnie, skoro z daleka kusił mnie zapachem truskawek. Może upiekę placek? Nauczyłam się sporo, mieszkając u prawdziwej mistrzyni w pieczeniu ciast od ponad dwóch miesięcy. Umiała już tyle, że babcia zlecała mi przyrządzanie mas i dekorowanie gotowych ciast okolicznościowych. Ostatnim moim dziełem były zdobienia na torcie weselnym mojego brata.
Nie byłam na ślubie. Wykręciłam się złym samopoczuciem, które udawałam od kilku dni, żeby nie wyglądało podejrzanie. Nie umiałam zwalczyć głupiego przekonania, że moja obecność na ceremonii brata będzie zapowiedzią śluby Jr i Emmy. Po prostu bałam się wywołać wilka z lasu. Idiotyzm czystej wody, ale tak czy siak po prostu nie poszłam na ślub własnego brata, co wywołało w rodzinie niemałą burzę. Mama była święcie przekonana, że wina stoi po stronie babci i że to jej teściowa podbuntowała mnie i nastawiła do Roliego wrogo. Nie zjawiła się z pretensjami osobiście, wykrzyczała mi to przez telefon dodając, że od powrotu z LA nie jestem sobą. Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam jej o ciąży. Słuchałam, jak na mnie wrzeszczy, nie odzywałam się, patrzyłam przed siebie i nie reagowałam. Gdy skończyła i rozłączyła się odetchnęłam z ulgą i z myślą, że mam to za sobą. Być może w tamtej chwili moje kontakty z rodzicami zostały w jakiś posoó zerwane na dobre, ale nie zależało mi na nich. Już nie. Byli dla mnie obcy, tak jak ja stałam się obca dla nich. Miałam już swoje sprawy i swoje życie, na którym musiałam się skupić. Chyba rzeczywiście się zmieniłam...
Wróciłam do domu, zastając babcię czytającą jedną z jej ulubionych książek.
-Suze. Dobrze, że jesteś. Był do ciebie kurier, przyjdzie jeszcze raz pod wieczór.
-Kurier?- Zdziwiłam się.- Przecież niczego nie...- W tym momencie przypomniałam sobie o przesyłkach od Jr.- Cholera! Skąd on wziął ten adres?- Spytałam retorycznie: miał go, jeśli przejrzał dane z mojego starego komputera.
-Kto?- Babcia patrzyła na mnie znad okularów.
-A jak myślisz? Ciągle przysyła mi to, co zostawiłam. Nakupił mi ciuchów i nie dociera do niego, że ich nie chcę.
-No to je przyjmij, skoro są twoje.- Wzruszyła ramionami, jakby to nie był żaden problem.- Może chce się pogodzić?- Dodała z nadzieją.
-Jasne, dlatego kazał mi do siebie nie dzwonić a jego nowa niunia poinformowała mnie, że wysyła mi wszystko, bo pozbywa się śmieci.- Wysypałam truskawki do miski i wstawiłam do lodówki. Odechciało mi się ich równie nagle, jak wcześniej nabrałam na nie ochoty. Przypomniały mi danie, które jadłam w Polsce, ciepłe, słodkie i przepyszne coś, czego nazwy nie pamiętałam. Wiedziałam, że od dziś truskawki nieodłącznie będą kojarzyć mi się z Polską i Jaredem.
-Wiesz, jacy są mężczyźni. Unoszą się dumą i za nic nie przyznają się do tego, czego chcą, więc kombinują.
-Nie wiem, jacy są. Miałam do czynienia tylko z jednym, do tego popieprzonym. Jezu.- Przejechałam dłonią po włosach, rozglądając się po kuchni i wcale jej nie widząc.
-Jak tam wizyta? Wszystko dobrze?- Babcia zmieniła temat.
-Tak. Podręcznikowo dobrze.- Powiedziałam z roztargnieniem, myślami będąc o lata świetlne stąd. Głowiłam się, czy babcia nie ma jednak racji i czy uparte przysyłanie mi paczek nie ma na celu pokazanie, że Jr trochę na mnie zależy. Nie sądziłam, żeby był złośliwy do tego stopnia, by mnie po prostu dręczyć. W jaki sposób sprawdzić, o co mu chodzi? Nie chciałam do niego dzwonić, bo bałam się, że znów odbierze jego tufta i tym razem nie skończy się na groźbach. Może wypytać Shannona? Szczerze i bezpośrednio zapytać, czy Jared coś mu na mój temat mówił, czy mnie wspomina. I czy Emma... Nie, nie poniżę się i nie będę pokazywać, że interesuje mnie, czy są razem. Niech się pieprzą, oboje.
Z drugiej strony, skoro miałam mieć dziecko Jr, powinnam widzieć, czego się spodziewać. Wolnego Leto "do wzięcia" czy zajętego obskakiwaniem podstarzałej panny Ludbrook dupka. W pierwszym przypadku na pewno lepiej przyjąłby wiadomość o potomku, w drugim... Brakło mi wyobraźni, żeby zobaczyć w myślach ICH reakcję.
Czekałam na kuriera jak na szpilkach, podrywając się na każdy dochodzący z klatki schodowej szmer. Nawet do toalety nie szłam tak długo, aż rozbolał mnie pęcherz. Jak na złość gdy tylko usiadłam na sedesie rozległ się dzwonek do drzwi.
-No kurde...- Jęknęłam. Trzy minuty później wyleciałam z łazienki jak z procy, zastając rozanieloną babcię i kuriera, pochłaniającego kawałek jej szarlotki.
-Dzień dobry. Podobno coś do mnie przyszło?- Powiedziałam od razu, nie bawiąc się w gierki słowne.
-Pani Eleanor Swift?- Facet oblizał palce, wytarł je w połę uniformu i wyciągnął z kieszeni niedużą podkładkę z przyczepioną do niej kartką.
-Tak. Mam pokazać jakiś dokument?
-Proszę.
Wymieniłam z babcią zdziwione spojrzenia i poszłam po prawo jazdy. Przez przypadek wzięłam to, które uprawniało mnie do prowadzenia w krajach europejskich, ale wystarczyło. Podpisałam odbiór przesyłki, dziwiąc się, że adres, jaki widnieje na formularzu, to ten z Delphi.
-Skąd pan wiedział, gdzie mnie szukać?
-Od starszej pani Swift. Czy mam zaznaczyć w formularzu, by przekazano pani nowy adres do nadawcy?- Spytał, zawieszając długopis nad odpowiednią kratką.
-Nadawca zna ten adres.- Powiedziałam chłodniej, niż zamierzałam, ale świadomość, że Jr wie o mnie wszystko, była deprymująca.- Paczka.- Przypomniałam mu.
-Oczywiście.- Cofnął się do korytarza i podniósł pakunek wielkości niedużej walizki.- Miłego wieczoru i dziękuję za ciasto.- Uśmiechnął się do stojącej za mną babci i wyszedł, zamykając drzwi nieco za głośno.
-Skoro twój przyjaciel wie, że tu mieszkasz, dlaczego śle prezenty do Delphi?- Babcia z ciekawością przyglądała się "prezentowi".
-Zna twój adres, bo przejrzał wszystko, co miałam w starym laptopie. Ale nie wie, że u ciebie mieszkam, i nie zamierzam mu o tym mówić. Niech dalej wkurza się, że dostaje zwroty.- Nie umiałam ukryć lekkiej satysfakcji w głosie.
-Musiałaś być w nim mocno zakochana, skoro teraz tak go nie lubisz.- Babcia puściła do mnie oczko, śmiejąc się.
-Wcale nie byłam. Może troszkę, ale już mi przeszło.- Wzruszyłam ramionami.- Serio, nawet jak o nim myślę, to jakoś tak obojętnie. I nie tęsknię.- Postawiłam paczkę na krześle.- Ciekawa?
-Bardzo.
Rozdarłam nożem papier pakowy i opasujące go taśmy, odkrywając białe pudło z nadrukami Mars Store. Jakoś mnie nie zdziwił ich widok. Trochę bałam się zawartości kartonu, mogło w nim być coś, czego babcia nie powinna widzieć, ale ona sama chyba domyśliła się, dlaczego zwlekam z otwarciem pudła, bo wstała i podeszła do kuchenki.
-Masz ochotę na herbatę, Suze? Kupiłam dziś tego cytrynowego Earl Grey, którego tak lubisz.
-Chętnie się napiję. Zaraz pomogę ci z kolacją.- Zaoferowałam, zaglądając do paczki. Wyjęłam poskładaną w kostkę i zapakowaną w folię koszulkę z Triadą, patrząc na nią z namysłem. Nie miałam czegoś takiego, nie przypominałam też sobie, żeby Jared mi ją kupował. Może dorzucił ją od siebie, żebym nie zapomniała, z kim miałam do czynienia?
Po kolei wyciągałam na stół różne części garderoby, ale tylko pierwsza z nich była mi obca. Prócz koszulki-niespodzianki znalazłam tylko kilka rzeczy, które zostawiłam, w tym sukienkę, którą miałam na sobie podczas wizyty u Constance. Na myśl o mamie Leto obiecałam sobie, że spytam o nią Shannona przy najbliższej okazji.
-I jak?- Babcia zerkała na mnie z ciekawością.
-Tak jak myślałam, to rzeczy od niego. Prócz tej czarnej koszulki, nie miałam podobnej.- Jeszcze raz obejrzałam ją, potem ostrożnie i nieufnie rozerwałam folię z jednej strony. To, co poczułam, odebrałam jak cios w żołądek, w jednej sekundzie wyciskający z płuc całe powietrze. Niemal zakręciło mi się w głowie i dziękowałam Bogu, że babcia była odwrócona do mnie plecami i niczego nie widziała.- Zaniosę to do pokoju i zaraz przyjdę ci pomóc.- Zgarnęłam ubrania z powrotem do pudła i uciekłam do siebie, w ręce trzymając na wpół rozpakowany czarny podkoszulek. Nie był mój, ale też nie był nowy. Był używany i należał do Jareda a dostałam go zapewne dlatego, że spałam w nim w pierwszą spędzoną w Anglii noc. W dzień miał go na sobie Leto. Materiał nadal nim pachniał, przywołując wspomnienie tamtego wieczoru i kilku kolejnych.
-Ty sukinsynu.- Syknęłam, rzucając podkoszulek w najdalszy kąt pokoju.- Złośliwy, mściwy bucu!- Nabuntowana i wkurzona złapałam telefon i napisałam do Shannona SMS z pytaniem, czy ma czas i ochotę pogadać gdzieś tak za dwie godziny. W tej chwili byłam w stanie, w którym pewnie naskoczyłabym nawet na niego, choć pewnie pojęcia nie miał, co odwala jego braciszek.
Odpowiedź dostałam prawie od razu, aż się zdziwiłam.
"A co powiesz na Skype?"
Skype? Dziwny pomysł, ale czemu nie?
"Dawno nie korzystałam, pewnie już mi skasowali konto."
"To zrób nowe i daj namiary, zadzwonię za dwie godziny."
Odłożyłam telefon, sceptycznie a jednocześnie z ekscytacją myśląc o rozmowie z Shannonem przez tego typu komunikator. To nawet niegłupi pomysł, mogłabym widzieć wyraz jego twarzy, gdy będę pytać o to, co chcę wiedzieć, albo poproszę, żeby kazał bratu wypchać się tym, co jeszcze ma zamiar mi odesłać. Solennie obiecałam sobie nie odbierać już żadnej przesyłki, choćby wracała do mnie jak bumerang.
Zabrałam laptop do kuchni, krążąc między nim a przygotowywaną kolacją, w międzyczasie rozmawiając z babcią o minionym dniu. Chyba widziała, że jestem trochę rozkojarzona, ale nie pytała o nic. To właśnie w niej ceniłam: nawet jeśli była ciekawa, dawała mi czas na przemyślenie tego, co mnie nurtowało, nie zarzucając setkami pytań i nie wymagając, bym od razu wiedziała, co zrobić czy jak się do czegoś ustosunkować. Najczęściej po prostu czekała, aż sama zacznę mówić, i dopiero wtedy pytała.
Przy kolacji włączyłam instalację Skype, potem zrobiłam i aktywowałam konto. Do Shannona wysłałam krótką wiadomość ze swoją nazwą użytkownika: Suzelle22. Musiałam sprawdzić, o której umówiliśmy się na rozmowę, żeby wiedzieć, kiedy minie ustalony czas i kiedy mam czekać.
Szykując się do łóżka rozmyślałam, układając w głowie pytania o Jr i jego dziwne poczynania. Wciąż miałam w pamięci to, co mówiła babcia, o jego rzekomej chęci pogodzenia się. Niby mogło to być prawdopodobne, ale nijak nie pasowało mi do tego, że nie chciał ze mną rozmawiać. Stojąc pod prysznicem wpadłam na coś jeszcze: skoro Shannon znał mój numer to mógł go znać także Jared. A jeśli znał i widząc, że dzwonię, kazał odebrać Emmie i spławić mnie raz a dobrze? Może to był jego pomysł, żeby postraszyła mnie wyjawieniem mojej mamie, czym zajmowałam się u Leto. Może faktycznie chciał dać mi po nosie i wyżywał się, śląc mi ubrania. Jeśli tak...
To co mu zrobię? Jedyne, co przychodziło mi na myśl, to olanie prób dogadania się z nim i pójście do sądu po to, żeby musiał uznać dziecko. Założenie sprawy o alimenty. Odbiłoby się to głośnym echem w mediach, ale jeśli Jared pogrywa sobie ze mną po chamsku, odpłaciłabym mu się tym samym... Ryzykując, że świat dowie się przy okazji o moim ogłoszeniu w sieci. A także to, że Jr może odebrać mi dziecko jeśli sąd uzna, że matka-dziwka nie będzie dla niego dobrym przykładem. I tak źle, i tak niedobrze.
Może dać sobie w ogóle spokój ze wszystkim, nic mu nie mówić, zerwać kontakt z Shannonem, spakować się i wyjechać, jak zamierzałam zrobić na początku?
Dzwonek, dochodzący z pokoju, wyrwał mnie z transu.
-To już?- Wyskoczyłam spod prysznica, złapałam ręcznik i w drodze do pokoju wytarłam się szybko, po czym narzucilam na siebie koszulę nocną. Zakopałam się pod kołdrą i dopiero wtedy odebrałam połączenie. Miałam nadzieję, że wyglądam na tyle normalnie, by Shan niczego nie zauważył. Zanim pokazał się na monitorze poprawiłam włosy i usiadłam wyżej, opierając się o poduszki. Byłam gotowa.
-Pączuś! Jak miło wreszcie cię zobaczyć! I to na dodatek w łóżku, do tego wiedząc, że czekasz właśnie na mnie.- Usłyszałam, nim otworzyło się okno z Shannonem. Miał w głosie tyle radości i entuzjazmu, że musiałam się uśmiechnąć.
-Tu jest już późny wieczór.- Powiedziałam, usprawiedliwiając się.
-A tu dopiero minęło południe.- Shan obrócił swój komputer, pokazując mi rozświetlone słońcem okno.- Mam jakieś pół godziny, bo potem jedziemy dać koncert.- Jego twarz wróciła na monitor. Siedział chyba na sofie, widziałam jego głowę i gołe ramiona, wystające z szarego podkoszulka. Włosy urosły mu, odkąd widziałam go ostatni raz, i sięgały ramion. Wyglądał naprawdę fajnie, aż miło było patrzeć.
-Jak ty to wytrzymujesz? Trafiło by mnie po miesiącu jeżdżenia z miejsca w miejsce.
-Idzie się przyzwyczaić.- Podrapał się w brodę.- Co tam u ciebie, pączuszku? Wszystko gra?
-Tak. Wszystko w porządku.- Odchrząknęłam cicho.
-To widać. Świetnie wyglądasz. Serio.- Pochylił się do przodu.- Słuchaj, niedługo będziemy w kraju, gdzieś za 3 tygodnie. Mamy parę koncertów na miejscu. Może wyskoczymy gdzieś razem, pogadamy, napijemy się kawy?- Wrócił do poprzedniej pozycji.- Wiem, że wtedy, gdy jechałaś do domu, wyskoczyłem głupio z propozycją, chyba się nie złościsz?
-Dawno mi przeszło. Pewnie po prostu chciałeś być miły.- Nie miałam ochoty wracać wspomnieniami do dnia mojego niechlubnego wyjazdu z Polski, więc starałam się uciąć temat.- Nie wiem, czy będę mogła gdzieś pojechać, żeby pogadać. Jestem potrzebna babci.- Szukałam wykrętu, żeby nie spotkać się ze starszym Leto. Bałam się, że coś wtedy zauważy, zacznie podejrzewać, połapie się i poleci do brata z "dobrą nowiną". Wolałam załatwić to sama a sposób, w jaki zajmę się powiadamianiem Jr o dziecku w głównej mierze zależał od tego, czego dowiem się od Shannona teraz.- Shan, mam problem.- Zaczęłam. Wspomniał, że ma mało czasu, więc zwlekanie nie miało sensu.
-Z czym? Może pomogę?
-Z twoim bratem.- Spojrzałam na monitor.
-Znaczy co, tęsknisz?- Shan przechylił się w bok, szukając czegoś poza polem widzenia kamery.
-Nie. Chodzi o te paczki, które mi uparcie śle. Kazałam mamie odsyłać je do diabła, ale Jr jest równie uparty, co głupi, i kurier latał jak ze sraczką tam i z powrotem. A dziś był tutaj, u mojej babci, bo matka miała go dość i dała mu jej adres. Czy mógłbyś...
-Nie chcę się do tego wtrącać, pączuszku.- Głos Shannona brzmiał miękko i przepraszająco.- To mnie nie dotyczy, rozumiesz. Mogę mu powiedzieć, ale ostatnio, jak o tym mówiłem, kazał mi nie wciskać nosa w nie swoje sprawy. Powiedział to bardziej dobitnie: mam się nie wpierdalać.- Umięśnione ramiona uniosły się bezradnie i opadły.- W ogóle jest nabuzowany jak ogier bez klaczy. Może wpadniesz trochę go okiełznać?
-Ja?- Uniosłam brwi, udając zdziwienie.- Ma od tego niezastąpioną Emmę. Ja umywam ręce. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody, Shan.
Nie wiedziałam, co dokładnie Shannon ma na myśli, mówiąc, że Jr jest "nabuzowany". O tym, że Leto jest nerwowy, wiedziałam od początku, gdy go poznałam. Jego reakcje bywały przesadne i wydawał się czasami zbyt porywczy, choć równie szybko wracał do równowagi. W ogóle, o czym pomyślałam teraz, zachowywał się chwilami jak przewrażliwiona, kapryśna primadonna. Takich momentów nie było wiele, ale może teraz, będąc w trasie, zdarzały się częściej? Ciągłe podróże i zmiany otoczenia mogły zmęczyć, a Jr nie mógł tak sobie rzucić pracy w diabły i jechać do domu. Może byłam laikiem w sprawach biznesu, ale to akurat zdawało się proste do zrozumienia.
Osobną sprawą było to, że nie chciał, by brat wtrącał się w jego poczynania wobec mnie. Czy to dlatego, że Shannon utrzymywał ze mną kontakt a Jr na pewno o tym wiedział? Jared bał się, że trzymamy razem, czy był po prostu zły i uważał zachowanie brata za zdradę? Czy może zawiązały się dwa przeciwne obozy: w jednym ja i starszy Leto, w drugim, nastawionym wrogo i nieufnie, Jr i jego tufta Emma?
Shannon znikł mi na parę sekund z pola widzenia a gdy wrócił, miał na nosie okulary w czerwonej oprawie. Parsknęłam śmiechem.
-Wyglądasz jak profesor z wyższej uczelni.- Stwierdziłam z rozbawieniem.
-A ty jak studentka.- Uśmiechnął się zawadiacko, od razu wyglądając jeszcze lepiej.- Do tego gotowa do zaliczenia.- Zabrzmiało to bardzo dwuznacznie i chyba tak właśnie miało wyglądać.
-A co niby miałabym zaliczać?- Zdziwiłam się uprzejmie, udając, że nie zrozumiałam podtekstu.
-Bo ja wiem... Ustny francuski?- Słowom Shana towarzyszył śmiech.
-A ty pewnie byś mnie egzaminował?- Jego wesołość udzieliła mi się szybko, choć byłam też zawstydzona. Minęło sporo czasu, odkąd ostatni raz rozmawiałam z kimś w podobny sposób, luźno, nieco erotycznie, i z dreszczem w plecach.
Czy właśnie zdałam sobie sprawę, że brakowało mi mężczyzny? A dokładniej mówiąc tego, co mężczyzna robi z kobietą: seksu. A seks, jaki znałam, wiązał się w moim przypadku z jednym tylko człowiekiem, i nie był nim Shannon.
Coś zamrugało na laptopie i na monitorze pojawił się komunikat o słabej baterii.
-Proszę poczekać, profesorze, muszę włożyć końcówkę.- Z chichotem odstawiłam laptop na bok i schyliłam się poza łóżko, sięgając po kabel od ładowarki, wpięty "na zapas" do gniazdka. Słyszałam śmiech Shannona i sama byłam rozbawiona naszymi żartami. Czułam, że nie niosą w sobie zagrożenia, nie są wstępem do jakiegokolwiek rodzaju propozycji z jego strony, a to było więcej, niż miłe.
Usiadłam z powrotem, podłączyłam ładowanie i położyłam laptop na kolanach, tak jak przedtem.
-Gotowe.- Powiedziałam.
-Przynajmniej mi nie znikniesz.- Shan poprawił okulary i mrugnął kilka razy, patrząc w monitor ze śmiesznie niedomkniętymi ustami.
-Co?- Spytałam, zaciekawiona jego nagłą odmianą. Już nie wyglądał jak profesor, raczej jak ktoś, komu brakuje rozumu.
-Nic. Zamyśliłem się.- Znów się uśmiechnął, tym razem mając w oczach ten szczególny błysk, pojawiający się za każdym razem, gdy częstował mnie swoimi niezbyt przyjemnymi tekstami o tym, co mógłby ze mną zrobić. Nawet okulary nie mogły tego ukryć.
-Poznałeś może jakąś fajną dziewczynę? Jeździsz tyle, że pewnie udało ci się spotkać kogoś wyjątkowego.- Powiedziałam, chcąc odwrócić swoją uwagę od myśli o tym, że Shan wcale nie zmienił się aż tak, jak mi się wydawało. Może i nawiązaliśmy jakąś tam nić porozumienia, ale mimo tego wciąż był napalonym na bzykanko facetem. Moja wina, że pozwoliłam sobie o tym zapomnieć.
-W zasadzie to nie. Myślisz, pączuszku, że mam na to czas? Wpadamy gdzieś, odsypiamy podróż, jedziemy na wywiady i sesje zdjęciowe, potem próby, spotkania z fanami, znów próby, koncert, fani, jedziemy się przespać i znów w drogę. Czasem zdarzy się wolny dzień, to leżę i nic nie robię, albo zwiedzam.- Mówiąc uśmiechał się lekko.- Tobie może się wydawać, że laski tylko czekają, żeby mnie wyrwać, a tak naprawdę to wygląda inaczej. Niektóre nawet nie podejdą, bo się krępują. Przesrane, jak człowiek jest tak rozpoznawalny, połowa ludzi ucieka na sam widok. Myślisz że dlaczego większość z nas kręci z dupami z biznesu? Bo normalne z marszu myślą, że mamy je gdzieś.- Zabrzmiało to jak skarga, nie jak wyjaśnienie.- Czasem myślę, że najlepsza laska to niewidoma, żeby nie wiedziała, z kim rozmawia.- Ostatnie słowa powiedział gorzkim tonem zmęczonego życiem starca.
-Może jest tak dlatego, że...- Chciałam powiedzieć więcej, ale na ścianie za Shannonem pokazał się nagle cień kogoś innego, usłyszałam wypowiedziane z pewnej odległości słowa "zbieraj dupsko, jedziemy", potem obok starszego Leto pokazała się twarz młodszego. Spojrzał na ekran, podniósł wzrok do kamery, przez co miałam wrażenie, że patrzy wprost na mnie, potem zacisnął usta w wąską kreskę a w jego oczach pojawił się gniewny wyraz.
-Czego tu szukasz?- Głos miał cichy i spokojny, co zawsze świadczyło o tym, że jest ostro wkurzony.
-Nie twój interes.- Odwarknęłam, w sekundę spięta i uważna, choć czułam równocześnie żal do wszystkiego o to, że nie przywitał mnie w mniej wrogi sposób.
Widziałam, jak Shannon poderwał się i zaczął coś mówić, ale nie rozumiałam słów, zapatrzona w jawnie nieprzyjazną mi twarz Jareda, który obejrzał się na brata i najnormalniej w świecie kazał mu zamknąć pysk. Shannon wstał, znikając z ekranu, a Jr znów popatrzył na mnie, tym razem wyginając usta w wyrazie na pół rozbawionym, na pół pogardliwym.
-Nic nie osiągniesz, więc się odpieprz.- Syknął.
-Niczego nie chcę osiąg...
-Jasne, niczego nie chcesz i nigdy nic nie mówiłaś.- Zobaczyłam jeszcze jego rękę, sięgającą w górę, potem obraz znikł i połączenie zostało urwane.
-O co ci, kurde, chodzi?- Rzuciłam w powietrze, nie rozumiejąc dlaczego zareagował na mój widok tak nerwowo.- Czego się czepiasz? Po co wysyłasz mi te pierdolone paczki, a potem każesz się odpieprzać?- Pytałam, mając ochotę każde następne zdanie wykrzyczeć tak głośno, żeby usłyszał mnie mimo dzielącej nas odległości. Gdyby nie babcia, zapewne wrzeszczałabym na całe gardło.
Musiałam się uspokoić. Byłam w stanie, który na pewno nie przysłużył się dobrze mojemu dziecku, a teraz właśnie ono było moim priorytetem. Moim obowiązkiem i moją wolą było postępować tak, by zapewnić mu wszystko, co najlepsze. Nerwy na pewno nie należały do listy rzeczy, które było niezbędne do rozwoju płodu. Ale co zrobić w sytuacji, gdy jego ojciec wyskakiwał jak Filip z konopi i zarzucał mnie bezpodstawnymi pretensjami?
Chwyciłam telefon i wybrałam numer, nie dbając o to, kto odbierze. Jeśli usłyszę Emmę, rozłączę się. Jeśli odbierze Jr powiem mu, co myślę o podobnych jemu dupkach.
Kilka sygnałów poleciało w eter, kolejny urwał się w połowie.
-Leto.- Krótki komunikat, rzucony agresywnie, zagrzmiał mi w uchu.- Czy Emma nie powiedziała ci wyraźnie, że masz do mnie nie dzwonić?- Tym razem głos był jadowicie słodki.
Więc było tak, jak przypuszczałam. Kazał jej pozbyć się mnie za wszelką cenę, choćby i szantażem.
-Uwierz, że gdybym nie musiała, to trzymałabym się od ciebie na odległość połowy równika.- Odparłam równie miło.
-Nic ode mnie nie dostaniesz. Nie wydębisz ode mnie ani centa więcej.
Zdziwiłam się mimo wzburzenia. O czym on mówił?
-Niczego od ciebie nie chcę poza tym, żebyś przestał słać mi paczki. Żadnej nie odbiorę.- Zreflektowałam się szybko.- Poza pierwszą. Dzięki za dane z komputera.- Nasrożyłam się na myśl o następnej.- I dzisiejszą. Miło wiedzieć, że brzydzisz się mną do tego stopnia, żeby odesłać podkoszulek, w który sam mnie ubrałeś.
-Nie chcę niczego, co jest z tobą związane. Zrozumiałaś, czy mam powtórzyć wielkimi literami?- Niemal szczeknął, tak szybko mówił.- A teraz żegnam, więcej nie...
-Jestem w ciąży.- Przerwałam mu w pół słowa. Wyjawienie tego wyrwało mi się bez udziału świadomości. Czułam, że blednę, zrobiło mi się niedobrze, pokój zawirował jak wtedy, gdy nie dojadałam i byłam osłabiona z niedożywienia.- Powinieneś o tym wiedzieć, a co z tym zrobisz, to już twój problem.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza, potem usłyszałam cichy, spokojny, słodki do bólu głos Jr.
-A teraz grzecznie powiesz mi, że sobie żartujesz.- Kolejne naście sekund milczenia.- Czekam. Powiedz, że robisz sobie jaja. No już.
Mdliło mnie od wciskanego w każde słowo miodu, doprawionego goryczą. Żołądek podchodził mi do gardła, czy to po kolacji, czy to z nerwów.
-Przykro mi, Jay. To prawda.- Powiedziałam.
 Milczenie po drugiej stronie ciągnęlo się w nieskończoność.
-Ty debilko.- Usłyszałam wreszcie i przeszedł mnie lodowaty dreszcz.- Ty tępa, głupia...- Głos oddalił się, jakby Jr odsunął telefon ode twarzy. Mimo to słyszałam, jak wyklina, nie przebierając w słowach.
Dziwka, kurwa, suka... Bezmyślna, pozbawiona wyobraźni, co tylko przyszło mu na myśl. Słuchałam i nie wierzyłam, że był zdolny obrzucać mnie kolejnymi epitetami, dokąd nie umilkł, dysząc w słuchawkę.

Dwa tygodnie później kurier przyniósł mi bilet na lot do LA.

                                                            ******

Z małym opóźnieniem zamieszczam obiecany na piątek rozdział. Następny będzie pewnie za tydzień. 
Chcę już skończyć tę historię, więc nie oczekujcie więcej, niż 3 rozdziałów.
Pozdrawiam.

43 komentarze:

  1. No to teraz mnie zatkało. Końcówka - mistrzostwo. Nie wiem, jak wytrzymam ten tydzień. Bilet do LA.. ciekawe, czy Ellie poleci.
    Szkoda, że kończysz już tą historię. Ja na pewno nawet po jej zakończeniu będę tu wracać. ; ))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szkoda że już kończysz :( nie podoba mi się taki wredny i chamski Jared :( czekam na następny :)

      Usuń
    2. Wszystko ma swój koniec, więc i ta opowieść się go doczeka.
      Ellie poleci, w końcu skoro poruszyła lawinę, musi stanąć z Dziadem oko w oko i... Ale to zobaczycie w następnym rozdziale.

      Usuń
    3. Mam jednak nadzieje, ze pozniej skoczy się ta historia. Wierze ze zlapiesz jakis watek, pomysl i moze jednak bd troszke wiecej rozdzialow? :)
      -es

      Usuń
    4. To byłoby trudne, więc wątpię, żebym mogła dopisać coś poza przewidzianymi rzeczami.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że kończysz, bo to świetna historia. Jedna z lepszych ff jakie czytałam. Bardzo fajnie piszesz, przyjemnie się czyta.
    Myślałam, że Jared będzie mnie chamski wobec Ellie, ale się myliłam. Nie rozumiem czemu ją tak wyklinał, przecież sama sobie dziecka nie zrobiła :) Jestem ciekawa, czemu on chce żeby pojawiła się w LA.
    Czekam na następny rozdział, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby nie chciał jej siłą zaciągnąć do lekarza, żeby rozwiązać "problem"... Chyba, ze skończy się tylko na tym, aby potwierdzić nowinę... w sumie lekarz potwierdzał też niewinność Ellie... więc... kto go tam wie?!

      Pozdrawiam
      -S.

      Usuń
    2. Nie ma się czemu dziwić, Jr musi spotkać się z Ellie, inaczej nie można. Sama jeszcze nie wiem, czego będzie od niej chciał, za to wiem, czego chce ona.

      Usuń
  4. 3?????? :( mam nadzieję że zaczniesz pisać coś nowego bo tak kocham Twój styl pisania aww! nono Jared, ładnie sie pokazałeś, on ma jakies rozdwojenie jaźni ten człowiek, Shannon powinien mu zasadzić kopa :) i w ogóle wie o dziecku, szok, ciekawe co z tymi biletami. nie moge się pozbierać po tym rozdziale, chcę następny a z drugiej strony nie chce bo tylko 3.. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc... Tak. Mam już pomysł na kolejny, tym razem chyba ostatni marsowy blog. Wtajemniczyłam w sprawę Ciacho, będzie mi pomagać w pewnej kwestii, więc praktycznie można powiedzieć, że zostanie współautorką nowego opowiadania. Jego bohaterem będzie Shannon a Dziadu pozostanie jako tło, gdzieś tam. I nic więcej nie zdradzę. Kiedy pierszy rodział? Jeszcze nie wiem, najpierw chcę skończyć "Dziwkę".

      Usuń
  5. Świetny rozdział. Cieszę się, że w końcu Ellie powiedziała babci prawdę... no może nie całą ale jednak. Ulżyło jej.
    Shannon jest jakiś dziwnie podejrzany. Albo coś kombinuje, albo już sama nie wiem. Uwielbiam go i te jego poczucie humoru. Trochę wygląda to tak jakby się bał brata. Oby się tylko nie pobili hehe. To by było dobre...
    Co ta pinda nagadała Jredowi, ze on tak strasznie się odnosi do Ellie?! Musiała czegoś nagadać. Oby sprawa wyszła na jaw w LA, bo myślę, ze Ellie tam poleci... no chyba, że zmarnuje ten bilet i Jared będzie musiał fatygować się do niej osobiście ;)
    Ciekawi mnie co Jared zrobi z Emmą...
    Dolałaś oliwy do ognia pisząc, ze kończysz... Tylko trzy rozdziały... Chryste, jak to się skończy?! :)

    Pozdrawiam
    -S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś z Emmą: faktycznie coś nagadała, ale co, to wyjaśni się w trakcie rozmowy Ellie z Jr i konfrontacji z "tuftą". Częściowo mam już w głowie najważniejsze wątki następnego rozdziału, resztę wymyślę w trakcie pisania, jak zwykle to u mnie bywa.
      Mogę powiedzieć, że zakończenie nie będzie happy endem, bo to sobie obiecałam, zaczynając bloga.

      Usuń
    2. Tak wiem, że nie obiecywałaś szczęśliwego zakończenia, ale mam ogromną nadzieję, że również tego happy endu nie będzie miała ta.. ta jedna... Emma ;-)
      Super, ze pojawi się coś nowego... ze zwierzakiem w roli głównej ;-) Oby tylko nie był tam takim potworem jakim tu jest Jared ;-)
      Czekam z niecierpliwością na wszystko co stworzysz.

      Pozdr.
      -S.

      Usuń
    3. Nie będzie potworem, ale zwykłym człowiekiem ze swoimi słabościami. Może nawet zaskoczy Was to, jak będziemy go z Ciastem kreować. Oczywiście nowy blog również będzie +18, i to może w większym stopniu, niż ten?

      Usuń
    4. No proszę cie... Nie bedzie happy endu nawet w najmniejszym stopniu? Obawiam się ze będę ryczec na zakonczeniu... Ooo to cudownie ze bd pisac nowego! Chetnie przeczytam! I to z Shannem jako glownym bohaterem i jeszcze Ciacho ci pomaga :o mieszanka wybuchowa <3
      -es

      Usuń
    5. Mam nadzieję, że ja nie będę się rozklejać przy pisaniu zakończenia. Czasami za bardzo się wczuwam.

      Usuń
  6. czemu mam wrażenie, że Jared prostu z lotniska zaprowadzi do ginekologa na skrobankę. albo, że Emma ją odbierze. na miejscu Ellie kopnęłabym ich w dupę i wychowywała dziecko z minimalnymi kontaktami. w sumie to Emme pewnie strasznie zaboli to, że Ellie jest w ciąży.
    lubię babcię Ell, chyba jako jedyną z jej rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Babcia ma głowę i serce na swoim miejscu, nie można jej nie lubić.
      Co do Jareda, to musi zdawać sobie sprawę z tego, że na zabieg już za późno. Ellie zwlekała z powiadomieniem go, a teraz nic już nie można zrobić. Choć i tak będzie się bała.
      Emma się pewnie wścieknie xD
      A Ellie zaskoczy wszystkich, najbardziej chyba Dziada.

      Usuń
  7. Kurcze, ale jestem ciekawa co dalej :P Jared to świnia. Zrobił dzieciaka, a teraz się wymiguje :P no... ale Emma przynajmniej dostanie po pysku. Babcia Ellie jest kochana ♥ ciekawa jestem czy Ellie pojedzie do L.A. i co zrobi Jr :)
    nie wytrzymam do piątku :c
    Pozdrawiam :) xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przecież Jared od niczego się nie wymigiwał, jedynie zbluzgał Ellie, na czym świat stoi. Póki co nic się wiele nie wydarzyło, ale w następnym rozdziale akcja ruszy z kopyta.
      Ellie pojedzie. A Emma, nasza cudowna i niezastąpiona Emma... ale to już będzie w rozdziale.
      Ogólnie myślę, że będzie on trochę zaskakujący.

      Usuń
  8. Nie spodziewałam się czegoś takiego po Jaredzie. Nawet go lubiłam, ale po tej akcji całkowicie straciłam do niego szacunek. Nie powinien się tak zachowywać w stosunku do Ellie. Mam nadzieję, że się ogarnie.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nikt się nie spodziewał, że Leto pojedzie po Ellie tak chamsko i ostro. Ale to po części zasługa Emmy a po części jeszcze czegoś innego.
      Ogarnie się. Przejrzy na oczy. Oby nie za późno.
      A kolejny już powstaje.

      Usuń
  9. Sądziłam, że jednak Jared bardziej będzie w szoku niż zaraz od razu zacznie miotać w kierunku E. takkimi obelgami, bo w sumie to tez nieco jego wina. Przyzwyczaił ją do tego, że pilnuje jej z tabletkami, a raz sam zapomniał jej przypomnieć/upewnić się czy wzięła. Jestem chlernie ciekawa czy i jak dowie się Shannon i jak zareaguje... No i Emma... chociaż ona mniej mnie interesuje. Mam nadzieję, że podczas spotkania Jared za bardzo nie stłamsi E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaczął tak od razu, najpierw siedział cicho i dopiero potem, jak Ellie go upewniła, zaczął się jego popis braku kultury.
      Spotkanie przebiegnie dosyć ciekawie, jak sądzę. Zapewne inaczej, niż Jr się spodziewa.

      Usuń
  10. Nie wiem, czy dam radę nadrobić dzisiaj wszelkie zaległości u Ciebie, ale postaram się. Zaczynam od rozdziału "Co się dzieje Suze?". I chyba skomentuję wszystkie w jednym , nie chce mi się rozdrabniać.
    Nie jestem zaskoczona tym, że Ellie wreszcie wybuchła. Jak na mój gust już dawno powinna to zrobić, wytrzymała cały miesiąc. Została we własnym domu potraktowana jak ktoś gorszy od tego psa, jak nic nie warte stworzenie. To przykre i załamujące, nic zaskakującego, że nerwy puściły i wygadała się wreszcie. Ale świadomość, że rodzice, którzy powinni wspierać i pocieszać, przyjąć swoje dziecko z rozłożonymi ramionami, zadbać o nie , tak je odtrącają. Tylko dlatego, że nie potrafią poradzić sobie z czymś, co w ogóle nie powinno mieć znaczenia. Mowa o tej głupocie małomiasteczkowej, gdzie każdy interesuje się każdym i tym, co ludzie robią, zamiast zająć się swoimi sprawami. To chore, że dla matki Ellie ważniejsza jest opinia ludzka, niż własna córka, która ma problemy, ale matka tego nawet nie dostrzega. Za to miłą odmianą jest obecna postawa Shannona, tak teraz ciepłego i ludzkiego, że ciężko się nie uśmiechnąć. Lubię takiego Shannona i to nawet bardzo. Za to Jared jest nadętym dupkiem. Naprawdę chciałabym, by kochał Ellie i gdy dowie się o ciąży, dowiedział się także, że będzie tak samo epizodycznym momentem w życiu swojego dziecka, jak Ellie była w jego życiu.
    Babcia Ellie jest cudowną kobietą. To, że rozpacz Ellie na końcu znalazła swoje ujście, to też nic dziwnego. Mając przy sobie wreszcie kogoś, kto nas rozumie, pokój, który przywołuje tyle wspomnień, takie starania dla naszej osoby, to całkiem naturalna reakcja. Ta kobieta to skarb dla dziewczyny. Jej szczera troska jest poruszająca. Dlatego cieszę się, że Ellie do niej trafiła. Co do tego rozdziału to by było chyba na tyle. Przechodzę do kolejnego.

    "Spieprzaj dziwko"
    Babcia Ellie to bardzo mądra kobieta i ładnie to zaprezentowałaś. Szkoda, że na świecie nie ma tylko takich starszych kobiet, zamiast tych wszystkich zramolałych, zakochanych w kościele i księżach (głównie w Polsce) starych bab. Rodzice Ellie nie dali jej tego, czego od nich potrzebowała, na szczęście ma babcię, która potrafi wesprzeć ją słowem i otuchą. W dodatku nie nastawia jej negatywnie do świata, tylko próbuje pokazać jej wiele możliwości, dzięki czemu dziewczyna będzie mogła podjąć decyzję, której nie pożałuje. I chyba ją podjęła. Dziecko nie było planowane, nie było pewnie też szczytem jej marzeń, ale już jest. Ono, poza babcią może stać się dla niej kimś, kto będzie ją bezwarunkowo kochał, bo jak widać na resztę swiata nie ma co liczyć.

    OdpowiedzUsuń
  11. Shannon. Też zastanawiam się, dlaczego podjął taką ostrożność przy podawaniu nr telefonu. Może po prostu miał taki kaprys? Kto go tam wie. Za to rozmowa z Emmą nie była już taka przyjemna. Wiem, że to jej kolejna intryga, nie wiem za to, jak dowiedziała się, że Ellie wstawiła takie ogłoszenie i że Jared jej zapłacił. Mam przeczucie, że to wcale nie jest sprawka Leto, jakikolwiek on nie jest. Ta głupia pinda musiała to jakoś wyszperać. A jak się doszperała, to resztę łatwo wydedukowała. Póki co dla Ellie to wygląda dokładnie tak, jak wygląda. Czas pokaże, co będzie dalej.

    "To nie tylko moja wina"
    Ostatni rozdział. Zaległości to naprawdę koszmarna rzecz. Wiem, że już pisałam, że babcia Ellie to mądra kobieta, ale powtórzę to jeszcze raz. To naprawdę mądra kobieta. Gdy nie ona, Ellie prawdopodobnie zabiłaby swoje dziecko, albo kto tam wie, co jeszcze by zrobiła. Daje jej dobre rady, nie zmuszając przy tym do niczego, jedynie wyzwala w niej nowe kierunki myśli. Podoba mi się to, jak Ellie zaczyna dojrzewać emocjonalnie. Powoli, nadal czasami błądząc, ale zaczyna stąpać do przodu. Jeśli chodzi o Jareda, już nic nie brałabym za pewnik. Ten facet to zagadka, która niedługo na szczęście zostanie odkryta. Nie mogę się doczekać, aż poznam, o co tak naprawdę mu chodziło. Czy były jakieś prawdziwe pobudki w tym, co robił i jak traktował Ellie, kiedy jeszcze "byli razem".
    Wreszcie trochę wiecej Shannona, ale jak dla mnie i tak mało. Jego teksty niekiedy powalają. Typowy samiec, nadal trochę nastawiony na dziewczynę, ale mimo wszystko inny. Chyba trochę dotarło do niego to, że u Ellie nie ma szans, więc lepiej pozostać na stopie przyjaźni. Trochę mnie jednak dziwi, że od tak dał się wywalić Jaredowi sprzed komuptera. Dlaczego? Nie rozumiem tego. Zaskoczona też była, kiedy Ellie wypaliła z ciążą. Rekacja Jareda nie zaskakuje, bynajmniej nie mnie, nawet te jego wyzwiska. Wiadomo, co może sobie pomysleć. Dziwka naciąga go, wpadła, żeby wyłudzić więcej kasy. Więc musi ją kontrolować, mieć na oku, bo nie wiadomo do kogo z tym pójdzie. I tak Elie trafi do Los Angeles. Teraz czekam na ciąg dalszy. I pozdrawiam.
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Zaległości wcale nie są takie straszne, przynajmniej można poczytać sobie więcej za jednym razem ;) Nie chcę Cię przerażać, ale ostatnie rozdziały będą ukazywać się z maksymalnie tygodniowym odstępem. Już mam kawałek kolejnego a dziś pewnie dopiszę więcej.

      Babcia Ellie to osoba, która ma na nią największy wpływ i umie to wykorzystać, by pokazać dziewczynie wiele różnych możliwości wyjścia z danej sytuacji. Nie dziwi więc, że Ellie tak na niej polega. Ja sama chciałabym spotkać w życiu kogoś, kto byłby dla mnie równocześnie podporą, doradcą, krytykiem. Ale mam w rodzinie głównie to ostatnie.
      Ellie nie zmieniłaby się wiele, gdyby nie babciny sposób postrzegania świata. Nawet nie wiedząc o tym przejmuje jej poglądy i to ją wzmacnia.
      Shannon jest inny, choć nie do końca. Masz rację, gdyby tylko Ellie kiwnęła palcem biegłby do niej, z drodze pozbywając się spodni.
      Jared nadal pozostaje nie mniej zagadkowy, niż na początku. O to mi właśnie chodziło. Chciałam, żeby jego zachowanie intrygowało i dawało do myślenia. Wszystko się powoli wyjaśni, nie od razu i nie masowo. W nowym rozdziale częściowo odsłonią się powody jego chamskiego wydarcia się na Ellie, oczywiście jak łatwo się domyślać związanego z Emmą i tym, co o niej usłyszał. A podstarzała panna Ludbrook? Jest i będzie częścią opowieści z powodów, które odkryje przez Ellie Shannon.
      Pojawi się też Constance. To u niej zatrzyma się Ellie na czas pobytu w LA. Czy muszę mówić, jak to skomplikuje całą sytuację? Mam nadzieję, że podołam wyzwaniu i nie spierniczę całego zamieszania, jakie powstanie.
      Również pozdrawiam.

      Usuń
  12. Spodziewałam się raczej że Jared wpadnie do Ellie z pianą na ustach.
    Jestem ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy, mimo że bardzo mi przykro, że kończysz to opowiadanie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kończę to, zacznę inne. Może też Ci się spodoba :)
      Napisałam już kawałek następnego rozdziału i zaraz idę kontynuować. Dziać się będzie wiele, wyjdzie na jaw parę spraw. Ellie... Chyba zaskoczy wszystkich.

      Usuń
  13. Tak, tak. dobijaj mnie dalej a się nie oderwę od laptopa tylko non stop będę sprawdzać czy czasem nie wrzuciłaś kolejnego rozdziału.
    Przez to i poprzednie nie spałam po nocach bo wolałam czytać więc jestem pewna że równiez to nowe mi się spodoba ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już gdzieś wcześniej napisałam, w nowym będzie Shannon, Shannon, prawie tylko Shannon. Mam dość Jr, dlatego powstanie "świński kawałek", czyli opowiadanie o Szynce.

      Usuń
    2. I love u <3 Shann... <3

      Usuń
  14. widzialam, ze tym razem bedzie o Shannonie o mnie nawet jeszcze bardziej cieszy ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy nowy rozdzial? :D
    -es

    OdpowiedzUsuń
  16. Jak to przystało na odgrywanie "pana na włościach", to do niego ludzie przychodzą, a nie odwrotnie, więc Ellie pojedzie do LA. Ciekawie to rozegrałaś, nie powiem. Zastanowił mnie ten wątek, to wtrącenie Jareda podczas rozmowy z El: "Jasne, niczego nie chcesz i nigdy nic nie mówiłaś." El nie wiedziała kompletnie o co mu chodzi, a potem już się nie dowiedziała. Hm, myślę, że to rozwiniesz w następnym i że być może Emma zatroszczyła się o to, by zaszkodzić El, chociażby tym, że wyjawiła coś mediom? Moze napisała coś na jakimś forum? Przecież Ellie nie jest na bierząco, nie sprawdza nic w sieci, w odróżnieniu od Jaya. A ten się wkurwił, bo czy kochana Emma chciałaby mu zaszkodzić głosząc takie ploty? Nie sądzę. Taki mój domysł. Co do sprawy z paczką... może Jr kazał Emmie spakować te rzeczy, a koszulkę dorzuciła sama w ramach zemsty. W końcu skoro pachniała Jaredem,to wystarczyło,Emma nie musiała wiedzieć, że dodatkowo El w niej spała. Skoro kazał Emmie odebrać swój telefon... Poza tym ten wybuch złości. Naprawdę się wkurwił, bo jak inaczej skoro od ponad dwudziestu lat nie dorobił się jeszcze potomka, tak o to dbał, a tu nagle coś takiego. Napisałaś, że nie będzie happy endu i że Ellie zaskoczy wszystkich. Opcją która mi do tego pasuje jest decyzja, że El skoro już nie będzie mogła usunąć, może pokusi się o jakiś wypadek (wcale nie niespodziewany), to by było zaskoczenie. Tym sposobem rozwiązałaby problemy wszystkich, ale nie swoje, bo jak żyć z wyrzutami? Drugą opcją jest wyjście, że idzie za radą babci i nie chce nic od Jareda, a moze nawet Elli posunie się do tego, że wyzna całą prawdę bliskim, by Jared nie mógł jej już niczym szantażować. No ciekawe jak to rozegrasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Emma faktycznie coś znów odwaliła, ale nie ma to nic wspólnego z wysyłaniem paczek. W rozdziale wyjdzie na jaw, co.
      Masz rację, Jr to takie panisko, że jak ma do kogoś sprawę, to ten ktoś musi do niego przyjść. A przynajmniej ktoś tak mało znaczący, jak Ellie.
      Gdyby Ellie chciała pobyć się dziecka zrobiłaby to po rozmowie z babcią, a przecież nie dość, że zrezygnowała, to jeszcze się nim zachwyca. Tak więc opcja wypadku odpada :)
      Zobaczysz, co dziewczyna przygotowała dla szanownego pana Leto.

      Usuń
    2. Przychodzi mi na myśl, nie wiem dlaczego jakaś spisana przez Ellie umowa... ale już wymyślać nie będę... ponoć już jutro się dowiemy ;)

      Pozdrawiam
      -S.

      Usuń
  17. Można się dzisiaj spodziewać nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, około 23. Odwiedziła mnie rodzina, niespodziewanie, dlatego mam opóźnienie.

      Usuń
    2. Ooo to moze się jeszcze dzisiaj zalapie zebym je przeczytala ;)
      -es

      Usuń