niedziela, 28 lipca 2013

Nie jestem groupie!

Człapałam korytarzem, prawie nie widząc, gdzie idę. Byłam strasznie niewyspana. Co prawda zasnęłam jak niemowlę zaraz po tym, jak ułożyłam się wygodnie na ramieniu Jr, ale obudziłam się niewiele później, bo było mi za gorąco, za ciężko i za ciasno. Resztę nocy spędziłam na drzemkach i próbach ucieczki na wolne miejsce, gdzie zaraz pełzł za mną Jared, albo na zrzucaniu z siebie jego ręki czy nogi. Nie wiem, jakim cudem jego kończyny ważyły tak dużo, jakby miał kości wypełnione betonem.
Dotarłam wreszcie do kuchni, szukając jej przez chwilę i gubiąc się w obcym domu. Gdyby nie nagły wybuch śmiechu Shannona, pewnie szukałabym dłużej.
-Cześć.- Bąknęłam do siedzących przy stole braci.
-Cześć, Ellie.- Jr obrzucił mnie zaciekawionym wzrokiem, spojrzał na Shana i pochylił głowę nad trzymanym w ręce telefonem.- Niewyspanie-poziom maksymalny.- Stwierdził.
-Bo się przez sen pchasz.- Wyjaśniłam, ziewając.- Jest tu gdzieś kawa? Umrę bez kawy.
-Górna szafka po lewej.
-Dzięki.- Wyjęłam z niej słoik z kawą rozpuszczalną.- Gdzie mój ku...- Przez chwilę, nim się połapałam, szukałam wzrokiem "swojego" kubka w stokrotki.- Już nic.- Czerwieniąc się zdjęłam z haczyka pierwszy lepszy i nasypałam dwie łyżeczki granulatu, potem nalałam wody do czajnika i włączyłam go. Oparłam czoło o chłodną powierzchnię drzwi szafki i przymknęłam oczy, prawie drzemiąc na stojąco.
-Chyba pójdę dziś spać zaraz po obiedzie.- Mruknęłam, dając Jr do zrozumienia, że mój stan niepełnej świadomości jest jego winą.
-Bo się pcham?- Spytał dziwnie zduszonym głosem.
-No. Prawie spadłam z łóżka.- Woda zaczęła bulgotać, więc zalałam kawę i zajrzałam do lodówki w poszukiwaniu mleka. Znalazłam je na drugiej, zakazanej półce, zamknęłam lodówkę, dotarło do mnie, że to nie jest półka Jareda, znów otworzyłam i wyjęłam butelkę, z westchnieniem ulgi chłodząc mlekiem gorącą kawę.
-Ona tak zawsze?- Shannon zadał pytanie, krztusząc się śmiechem.
-Tylko jak się nie wyśpi. Czyli zawsze. Przez te kilka dni zdążyłem się przyzwyczaić.- Jr odpowiedział chichocząc.- Nie wiem, czy podobne lunatykowanie jest dla jej pokolenia czymś normalnym, czy tylko ona na nie cierpi.
-Strasznie ją musiałeś wymęczyć.- Shan ledwie wydukał te kilka słów.
-Coś ty, troszkę się... spociła, to wszystko.
-Hej, wy się ze mnie śmiejecie?- Spytałam, jak na rasową blondynkę przystało. Oczywiście, że się śmiali, teraz już oficjalnie i na głos. Trochę mnie to zdenerwowało i rozbudziło.- Tak wam wesoło?
-Ellie, słonko.- Jr spojrzał na mnie rozbawiony. Nawet oczy mu się śmiały.- Musiałaś mieć naprawdę ciężką noc, bo zapomniałaś ubrać spodenki. Masz na sobie tylko koszulkę i majteczki.- Powiedział.
-Czarne.- Dodał Shannon, opuszczając wzrok tam, gdzie pewnie było je widać.
Nie zwracałam na niego uwagi, zajęta byłam jego bratem. Nie odrywał wzroku od mojej twarzy, na swojej, prócz wesołości, mając wypisane coś, co wydawało mi się skrywaną dumą. Czyżby się mną chwalił? A może był dumny z tego, co zrobił... co zrobiliśmy... przed pójściem spać?
Na samo wspomnienie oblałam się rumieńcem. Jak mogłam tak się zapomnieć, żeby pozwolić mu robić podobne rzeczy? Przecież nie byłam pijana, więc co we mnie wstąpiło?
-Jared, mogę prosić cię na słówko?- Spytałam, łapiąc kuchenną ścierkę i owijając nią prowizorycznie biodra. Wzięłam łyk kawy, krzywiąc się, bo zapomniałam ją posłodzić, odstawiłam kubek i pospieszyłam do pokoju, w którym spaliśmy. Jr przyszedł zaraz z mną. Przysiadł na łóżku i patrzył, jak naciągam na nogi spodenki.
-Co chciałaś, Ellie?
Znów się zarumieniłam.
-Czy ty... czy mówiłeś mu... wiesz, o tym wczoraj?- Wystękałam, omijając go wzrokiem.
-Nie.
-To nie mów.- Rzuciłam szybko.- Nie powiesz?- Spojrzałam na niego z ukosa.
Uśmiechał się, przyglądając miejscu, w którym łączyły się moje uda.
-No nie wiem... Sporo sobie mówimy.- Jego uśmiech stał się szerszy. Podniósł wzrok, zatapiając go w moich oczach, pełnych błagania, by siedział cicho, i wstydu, że jednak powie.- Mogę zatrzymać to dla siebie, ale tylko pod warunkiem, że pozwolisz mi to powtórzyć.- Gdy mówił, jego źrenice rozszerzyły się wyraźnie, jakby wrócił myślami kilka godzin wstecz i delektował się wspomnieniami.- Wspominałem ci, że zawsze chodziło mi po głowie, żeby zrobić coś takiego. I parę innych rzeczy, ale o tym powiem ci przy lepszej okazji.
-Parę innych rzeczy?- Musiałam się upewnić, bo wydawało mi się, że  uszy płatają mi figla.
-Tak, Ellie.- Jr uśmiechnął się swoim drapieżnym uśmiechem, którego nie lubiłam, ale który w zakręcony sposób mi się podobał. Jego twarz nabierała wyrazu, mówiącego "lepiej mi się nie sprzeciwiaj, dziewczyno", a ja czułam, przynajmniej teraz, że to zwalnia mnie całkowicie z odpowiedzialności za wszystko, co zrobię.
-Aż się boję pytać, jakich.- Wymamrotałam, mając przed oczami kilka niezbyt budujących scen z obejrzanych kiedyś tam filmów porno. Jakieś lewatywy, zabawy z użyciem gumowych gadżetów... Głupi, stary pornol, niepotrzebnie dałam się namówić na jego obejrzenie.
Co prawda później starałam się omijać tego typu pozycje w wypożyczalniach, domowych kolekcjach, czy w internecie, pamiętając, jak kilka lat wcześniej ciekawość popchnęła mnie do sięgnięcia po zakazany jeszcze owoc. Rezultatem było to, że przez długi czas miałam poważną pewność, iż tak właśnie wygląda prawdziwe życie erotyczne. Praktycznie do niedawna nie miałam styczności z czymś, co zmieniłoby moją opinię o wizualnej stronie damsko-męskich zabaw. Dopiero Jr nieco złagodził przykry efekt. To NIE WYGLĄDAŁO tak, jak na filmie, gdy patrzyłam na nasze odbicie w szybie. Również nagość Jr odebrałam inaczej, niż myślałam, że odbiorę. W pierwszej chwili mnie zaszokowała, potem przyjęłam ją spokojnie. Wczoraj... żałowałam, że nie mogłam widzieć jej w kulminacyjnym momencie.
-Ellie, czerwienisz się.- Jr podszedł bliżej, patrząc na mnie z lekko przechyloną głową.- Czy to przeze mnie?
"Jakżeby inaczej?"
-Nie, pomyślałam tylko, że wyskoczyłam w tej koszulce, jakbyśmy byli sami. Zapomniałam o Shannonie.- Skłamałam, naciągając wyżej spodenki.
-Widział cię przecież w stroju, więc nie oponowałem.- Wzruszył ramionami.
-Ale strój nie jest koronkowy.- Podsumowałam, mając na myśli to, że koronka z zasady ma otworki i prześwieca. Boże, a ja wystąpiłam w niej przed Shannonem, który i tak już wkurzał mnie swoimi propozycjami. Wyszło, jakbym specjalnie przed nim paradowała, żeby się pokazać.
-To też racja, przez koronkę widać twoje jasne kudełki.- Jr kiwnął głową, znów opuszczając wzrok.- Jeśli mógłbym cię o coś prosić, Ellie...- Zaczął.
-O co?- Ponagliłam, ciekawa, czego chciał.
-Nie pozbywaj się ich. Przed możesz podgolić, ale tylko trochę. Są bardzo... niewinne, podniecające.- Mruknął gardłowo przy ostatnim słowie.
-Przed?- Spytałam, i w tej samej chwili zrozumiałam, o co mu chodzi.
-Aha, przed tym, jak cię rozdziewiczę, Ellie. Chciałbym je wtedy widzieć i czuć.- Spojrzał mi w oczy z żarem, jakiego nigdy u nikogo nie widziałam.
Nie wytrzymałam jego wzroku i odwróciłam się do okna. Twarz paliła mnie żywym ogniem, byłam jednym wielkim uosobieniem konsternacji i zawstydzenia. Serce tukło mi się w piersi jak ptak w klatce, nie wiedziałam, co mogłabym odpowiedzieć, więc milczałam.
-Wypijesz kawę i jedziemy, musisz załatwić dokument do prawa jazdy.- Jr przypomniał mi o zleconej przez Emmę sprawie.
-Najpierw wolałabym się przebrać, w tym chyba nie wypada pokazywać się w urzędzie.- Powiedziałam, łapiąc skraj koszulki i lekko nią potrząsając. Prawie od razu poczułam na odsłoniętym boku ciepłą, silną dłoń Jr, wędrującą niespiesznie do przodu. Przylgnął do moich pleców, opierając mi brodę o ramię.
-Pomyślałem sobie, że moglibyśmy od dziś spać razem. Co ty na to?
Co ja na to? Mówiłam mu przecież, że się na mnie pcha przez sen. Nie dotarło?
-Nie wiem.- Bąknęłam cicho.
-To tylko pięć nocy, przemęczysz się. Chyba warto?
Spięłam się w środku na te słowa: co miał na myśli? To, że dostanę potem niezłą kasę? Bo o czym innym mógł myśleć, jak nie o tym? Dla równowartości półrocznego zarobku warto pozwolić sobie na niedosypianie przez pięć dni, prawda?
-Nie wycofuj się znów, Ellie.- Jr odwrócił mnie do siebie.- Mówiąc, że warto, miałem na względzie przyjemność, jaką oboje możemy... nie, nie możemy, lecz będziemy z tego mieli.- Wciąż trzymał dłoń pod moją koszulką, teraz jednak przesunął ją na moje plecy, opuścił niżej i zaczął ugniatać mi pośladek.- Miej na uwadze to, Ellie, że tylko tu mamy okazję na trochę spokoju, w trasie ciężko będzie urwać się gdzieś we dwoje. A ja mam w zanadrzu parę sztuczek, które pokażą ci, czym jest seks i jak można się w nim zapomnieć. Bo zapomnisz się, bądź pewna.- Mruczał z ustami przy mojej skroni, dmuchając mi we włosy gorącym oddechem.- Tyle jeszcze jest na tobie miejsc, którymi się nie zająłem.- Wolną ręką sięgnął mi do piersi i delikatnie potarł brodawkę między kciukiem i palcem wskazującym, a przez moje ciało przeszedł prąd.
Jęknęłam cicho, zagryzając wargę. Czułam, jak mięśnie w moim brzuchu zmieniają się w twardy węzeł, potem rozluźniają się i znów napinają... To było miłe, bardzo miłe, i wędrowało w dół, zmieniając się w owo rozkoszne mrowienie między udami, od którego szybko robiłam się tam mokra. Już mnie to nie przerażało i nie czułam do siebie niechęci. Po prostu zrozumiałam, że cały ten udawany związek mniędzy mną i Jr polega, i będzie polegał właśnie na tym. Miał rację, powinnam czerpać z tego, ile się da. Być może nigdy już nie będę mieć ku temu okazji, bo przecież nie mogłam już teraz wiedzieć, czy mój ewentualny przyszły chłopak, albo mąż, będzie działał na mnie równie mocno. Może, będąc w innej sytuacji, nie będę umiała wykrzesać z siebie tej iskry, która teraz mnie rozpalała. Może właśnie świadomość, że sięgnęłam po coś perwersyjnego, stałam się obiektem seksualnym, była katalizatorem mojego podniecenia.
Czy ja jestem zboczona?
-Co chcesz ze mną robić?- Spytałam szeptem, przyciskając się do Jr brzuchem. Czułam przez ubranie jego erekcję, czułam, jak lekko ociera się o mnie, łagodnie kołysząc biodrami.
-Kiedy masz dostać okres?- Odpowiedział pytaniem, ani na chwilę nie przerywając pieszczot.
-Nie wiem dokładnie, zapisywałam w laptopie. Chyba początkiem czerwca, albo na koniec maja.- Odparłam, marszcząc brwi: jakim cudem mówiłam mu o tym tak otwarcie, bez skrępowania? Przecież nigdy nie rozmawiałam o takich sprawach z żadnym chłopakiem, nawet w domu temat miesiączki był czymś, o czym nie wspominało się za często.
-Używasz tamponów, Ellie?- Kolejne pytanie wywołało na mojej twarzy lekki rumieniec, choć częściowo spowodowało go też to, co robił Jr. Wciąż drażnił kciukiem moją pierś, drugą ręką sięgając mi od tyłu między uda. Mimo spodenek i majtek czułam jego dotyk bardzo intensywnie, a chcąc więcej wyprężyłam się, mocniej przyciskając do jego dłoni.
-Używam tych najmniejszych.- Wyjaśniłam.
-Dlaczego? Nie możesz stosować zwykłego rozmiaru?- W głosie Jr słyszałam niekrytą ciekawość i skupienie. Czemu tak mnie wypytywał?
-Nie wiem, boję się sprawdzać.- Przyznałam. Nie miałam zamiaru tłumaczyć mu się z tego, że w ogóle wolę podpaski, ale w gorącym klimacie LA jestem zmuszona za dnia zrezygnować z nich i sięgnąć po coś, co podobno jest wygodniejsze. Nie dla mnie. Może przesadzałam, ale zmieniałam "koreczki" co dwie godziny, mając przeświadczenie, że jeśli któryś zostanie we mnie dłużej, nie będę mogła go wyjąć, nie cierpiąc z bólu i nie pozbawiając się przy tym dziewictwa.
-Więc wiesz już, jak to jest mieć coś tam, w środku.- Powiedział miękko, zabierając rękę spomiędzy moich ud. Szybko jednak sięgnął tam z powrotem, tym razem z przodu, wsuwając mi ją pod ubranie.- W takim razie nie skrzywdzę cię... jeśli zrobię... to.- Mówiąc, przycisnął mi tam dłoń, prostując palce, poza jednym, który wsunął we mnie niespodziewanie.- Powiedz, Ellie, czujesz różnicę?- Spytał, lekko zginając palec i naciskając nim gdzieś we mnie, głęboko, rytmicznie.
-Tak, o tak.- Wymamrotałam, jęcząc mimowolnie. Przy każdym poruszeniu jego dłoni mięśnie ud zaciskały mi się, potem rozluźniały, co jeszcze bardziej wzmagało odczuwaną przyjemność. To było obce, ale cudowne doznanie, jakby wewnątrz mnie istniał magiczny przycisk, którego dotknięcie wyzwalało kolejne fale gorąca, wędrujące wzdłuż całego ciała.
Wczepiłam się dłońmi w ramiona Jr, odsuwając go od siebie na kilka centymetrów. Chciałam go pocałować, dopełnić tym całości, ale umykał mi, uśmiechając się przekornie i odwracając głowę za każdym razem, gdy musnęłam jego usta swoimi.
-Wystarczy, Ellie, nie chcemy przecież, żebyś szczytowała już teraz.- Łagodnie cofnął dłoń, pozostawiając po niej bolesną pustkę. Spojrzał na mnie, zdyszaną, zawiedzioną i rozczarowaną, i odetchnął głośno, ze świstem.- Rozumiesz już, czego chciałaś sobie odmówić?
Skinęłam potakująco, nie będąc jeszcze w stanie się odezwać. Zrozumiałam lekcję, jakiej mi udzielił. Nadal czułam jeszcze echo rozkosznych bodźców, słabnące z każdą chwilą, i wiedziałam, że będę czekać niecierpliwie na ciąg dalszy. Jr powiedział "już teraz", więc domyślałam się, ciesząc na zapas, że zamierza wrócić do tego później. On też był podniecony, widoczny pod dżinsami podłużny kształt, wypychający materiał, aż nadto wyraźnie mówił, w jakim stanie jest mój udawany chłopak. Miałam ochotę pomasować go odrobinę, podniecić jeszcze bardziej, doprowadzić nad samą granicę i zostawić, mszcząc się za to, że on zostawił mnie, ale... Nim się na to zdecydowałam, w kieszeni Jr rozdzwonił się telefon, skutecznie kończąc wszystko, co miłe.

Oglądałam laminowany świstek, otrzymany od faceta, którego nazwisko widniało na dole karteczki od Emmy.
-Od ręki?- Zdziwiłam się, patrząc na to, co uprawniało mnie do prowadzenia samochodu w większości krajów w Europie.
-Pani Ludbrook zadzwoniła dziś i podała mi wszystkie potrzebne dane, naciskała na konieczność pośpiechu w pani sprawie. Proszę podpisać tutaj...- Wskazał mi miejsce na dole dokumentu, poświadczającego odbiór "prawka".- Wspomniała, że jest pani osobistym kierowcą pana Leto i pani obecność w czasie jego pobytu za granicą jest niezbędna.
-Ale tak szybko? W urzędzie?- Nie mogłam wyjść z podziwu nad działaniem magii nazwiska Jr.
-Zgodnie z przepisami wydajemy potwierdzenie w jak najkrótszym terminie, o ile nie jest wymagane przystępowanie przez petenta do powtórnych testów, a w pani przypadku nie jest, gdyż prawo jazdy otrzymała pani niedawno.- Wyjął mi z dłoni ozdobny, zapewne swój prywatny długopis, i uśmiechnął się beznamiętnie.- Życzę miłej podróży.- Dodał.
-Dzięki.- Pomachałam mu ręką, idąc już w stronę wyjścia z działu, w którym miał swoje stanowisko. Zerkając przez ramię zauważyłam, że obsługuje już kolejną osobę, ciesząc się do niej w identyczny sposób, w jaki cieszył się z mojego przyjścia. Ot, załatwianie spraw taśmowo, bez zaangażowania się czy choćby poświęcenia myśli siedzącej na wprost ludzkiej istoty. Przy tym praca, jaką wykonywałam, wydawała się o wiele bardziej rozrywkowa. W końcu pojadę do Europy, co nie?
Stukając niskimi obcasami sandałek wybiegłam z budynku, z daleka chwaląc się nowym nabytkiem czekającemu w samochodzie Jr. Siedział w otwartych drzwiach, zasłaniają twarz wielkimi przeciwsłonecznymi okularami, i rozmawiał przez telefon. Robił to tak często, że chyba miał u operatora szczególne zniżki za każde połączenie. I darmowy internet, na którym siedział, gdy nie rozmawiał.
Wsiadłam, ciesząc się powiewem chłodnego powietrza z klimatyzacji.
-Mam umówiony lunch, podrzucisz mnie na miejsce i będziesz mieć godzinę dla siebie. Chcesz sobie połazić po sklepach?- Spytał mój szef, kończąc rozmowę.
-Po sklepach?- Spytałam, czując się rozczarowana tym, że nie zabierze mnie z sobą.
-Kupisz sobie coś, w końcu dziewczyny chyba potrzebują różnych rzeczy, na których się nie znam. Pamiętaj, że za parę dni jedziemy, więc zaopatrz się w to, co będzie ci niezbędne.- Sięgnął do tylnej kieszeni po portfel i wyjął z niego kilka banknotów.- Gdyby ci brakło, możesz zapłacić kartą.- Wyciągnął rękę z pieniędzmi, ale nie puścił ich od razu, tylko trzymał mocno z jednej, a ja z drugiej strony.- Wykupiłaś oczywiście receptę, prawda?
-Zapomniałam.- Przyznałam, rumieniąc się.- Zaraz pojadę po nią do domu i wykupię.- Dodałam szybko, widząc cień niezadowolenia na twarzy Jr.
-Ellie, rano mówiłaś, że lada chwila dostaniesz okres, powinnaś była wykupić tabletki od razu, gdy lekarz dał ci receptę. Miałaś dziesiątki okazji to zrobić.
-Wiem.- Wtrąciłam, chcąc ukrócić jego pełne oburzenia wywody.
-Wiesz, a jednak lekceważysz sprawę. Cholera, jeśli zawalisz z ich łykaniem, spieprzysz wszystko.- Powiedział, wyraźnie na mnie zły. Puścił banknoty.- W schowku masz coś do pisania, podam ci kod do alarmu.- Warknął.
Zapisałam ciąg cyfr, wydymając usta żeby wiedział, jak bardzo się nie przejęłam jego pretensjami. Tak naprawdę jednak przejęłam się, i to mocno. I trochę się wkurzyłam, bo jego słowa zabrzmiały tak, jakby ułożył sobie jakiś misterny plan, który mogłam zepsuć. Och, przepraszam: spieprzyć. Wykupię te cholerne pigułki, niech ma spokojną głowę.
-Ellie, jestem bardzo zajętym człowiekiem, choć może w tej chwili tak tego nie widać. Ale przekonasz się, że tak jest, gdy tylko zacznę grać. Dlatego naciskam, by ludzie, z którymi pracuję, wypełniali moje polecenia i nie zapominali o niczym.- Jr pochylił się do mnie, tłumacząc jak dziecku.- Polegam na swoich współpracownikach, Ellie. Jeśli któryś z nich czegoś zaniedba, konsekwencje tego mogą być nieprzyjemne.
-A co ja mam do tego? Boisz się, że zapomnę przepisów drogowych?- Prychnęłam, rozśmieszona jego wyjaśnieniami.- O ile wiem, z nami chodzi tylko o to, że chcesz mnie bzyknąć, a to nie ma nic wspólnego z twoją pracą, nie?
-Mylisz się, jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli, ucierpi na tym moja praca.- Jr odezwał się ostro, wyraźnie zagniewany.- Tak, chcę cię bzyknąć, ale chcę to zrobić wtedy, kiedy mi odpowiada, a dla mnie najlepszy do tego jest wcześniej ustalony termin, czyli po twoim okresie. Na to czekam.
-Phi, jak coś, możesz mi przedłużyć umowę i poczekać jeszcze trochę. Przecież czekanie cię kręci.- Rzuciłam złośliwie.
Jr zacisnął szczęki, a jego usta przez moment przypominały wąską kreskę, namalowaną poniżej nosa.
-Nie zrobię tego, to pewne.- Odezwał się wreszcie, patrząc na mnie chłodno.- Jeśli coś zawalisz, Eleanor, wrócisz do Stanów co prawda nietknięta, ale uboższa o to, co mam zapłacić ci za dziewictwo. Dostaniesz jedynie tyle, na ile opiewa twoja umowa. Chyba, że...- Uśmiechnął się chytrze.
-Że co?- Chciałam wiedzieć, co miał na myśli, choć wyraz jego twarzy bardzo mi się nie podobał.
-Że w takiej sytuacji zadbasz o to, żeby nie być stratną.- Wpatrzył się we mnie z uwagą.- Mój brat wydaje być tobą się bardzo zainteresowany.
Zmrużyłam oczy, odwzajemniając jego spojrzenie i starając się, żeby w moim wyczytał całe oburzenie, jakie w tej chwili czułam. I urazę, bo i ona pojawiła się, tłumiąc złość.
-Jesteś świnia.- Powiedziałam, odwracając się plecami do niego.
-A ty targujesz się jak dziwka.- Odpalił natychmiast, jakby tylko czekał na odpowiedni moment, żeby to powiedzieć.- A przecież nią nie jesteś.- Dodał ciszej, bez odrobiny jadu. Powiedział to jakoś tak ciepło, miło, z sympatią, całkowicie mnie zaskakując.
-Ja...- Zająknęłam się, gubiąc wątek.
-Mam lunch w Sheraton Gateway. Wiesz, gdzie to jest?- Jr zmienił nagle temat.
-Wiem.- Zerknęłam na niego w lusterku, ciekawa, dlaczego zachował się tak, jakbyśmy w ogóle nie rozmawiali o niczym, poza jego umówionym spotkaniem. Siedział wbity w kąt przy drzwiach, patrząc w okno ze zmarszczonym czołem, i stukał paznokciem kciuka w dolne zęby. Nad czym tak się zastanawiał?
-Zawieź mnie na miejsce, wróć do domu i wykup tę pieprzoną receptę. Proszę.- Odezwał się po kilku minutach, gdy jechaliśmy w stronę części miasta, w której był ustawiony na lunch.
-Dobrze.- Westchnęłam.- Przepraszam.- Dodałam ciszej.
Jared nie zareagował, zatopiony we własnych myślach. Prowadząc, przyglądałam się ukradkiem jego odbiciu, porównując to, co widziałam, do zdjęć, które zostawił w moim nowym laptopie. Nie pochodziły z czasów, gdy grał w tych zawstydzających mnie filmach, ale na pewno na fotografiach był o kilka lat młodszy, był przed czterdziestką. Na jednym czy dwóch widziałam go też z długimi wlosami, i wysiliłam pamięć, w głowie ustawiając fotkę obok odbicia jego twarzy z tej chwili.
Postarzał się. Niewiele, ale jednak wyłapałam różnice. Oczy... Na zdjęciach ich zewnętrzne kąciki wydawały się być usytuowane wyżej, teraz opadły nieco, przy czym rozchodziły się od nich drobniutkie, zauważalne przy dokładnym przyjrzeniu się kurze łapki. Tęczówki miał nadal intensywnie błękitne, więc tu wiek jeszcze go nie naznaczył, choć można było mieć pewność, że za kilka lat i w nich odbije się nieunikniona korozja, jakiej czas poddaje ludzkie ciało. Stracą blask, wypłowieją.
Usta Jr... Kiedyś były pełniejsze, teraz niknęły chwilami w zaroście, szczególnie górna warga. Wyglądało to tak, jakby zbyt często je zaciskał przez minione lata, przez co stawały się coraz węższe, i jeśli Jr nie wyluzuje, kiedyś zupełnie znikną, i pozostanie po nich jedynie śmieszna szczelina na jego twarzy.
-Gdybyś się ogolił, byłbyś przystojniejszy.- Wyrwało mi się. Nie pierwszy raz, odkąd poznałam Jr, choć kiedyś mi się to nie zdarzało. Cholera, co ze mną jest nie tak?
Jr nie zareagował, wciąż wpatrzony w okno i daleki myślami. Pewnie nawet mnie nie usłyszał. To dobrze, jeszcze pomyślałby, że się w nim bujam, czy coś.
Zatrzymałam się przed Sheratonem.
-Jesteśmy.- Obejrzałam się: Jr nadal duchem był gdzieś indziej.- Jared, jesteśmy na miejscu.- Sięgnęłam w tył i trąciłam go w kolano.
Zamrugał, rozglądając się z niezbyt trzeźwym wyrazem twarzy, potem zebrał się do kupy i wrócił do świata.
-Aha, dobrze. Zadzwonię, jak będę chciał, żebyś mnie odebrała. Pamiętaj o tabletkach.- Powiedział, gramoląc się na chodnik.
-Spokojnie, staruszku.- Mruknęłam, odjeżdżając sprzed hotelu i myśląc, że za tydzień być może ja będę gościem podobnego, gdzieś na dalekim kontynencie.

Złożyłam ulotkę, dołączoną do pigułek, i schowałam z powrotem do pudełka. Przeczytałam ją dwa razy, dokładnie zapoznając się z zawartymi w niej informacjami. Trochę mnie przerażały skutki uboczne, takie jak zakrzepica, mogąca doprowadzić do śmierci, ale pocieszyła mnie myśl, że w moim przypadku jej ryzyko jest prawie zerowe. Nie paliłam, byłam młoda, poza tym przygotowałam się, że będę brać hormony tylko przez te kilka dni, w trakcie których mam... Och, Boże, nazwanie tego po imieniu było takie trudne, a jednocześnie takie fascynujące. Miałam współżyć seksualnie z Jr.
W chwilach takich jak ta, gdy po raz kolejny uświadamiałam sobie, do czego to wszystko dąży, miałam wrażenie, jakbym odkrywała to na nowo, po raz pierwszy. I znów czułam się dziwnie, przestraszona i wyczekująca niecierpliwie, pełna obaw i nadziei. Czego mam się spodziewać? Jak to odbiorę? Czy poczuję to, co czułam dziś w domu Shannona, gdy Jr dotknął mnie w środku?
Włożyłam opakowanie z pigułkami do plecaczka i z nudów zaczęłam bębnić palcami w kierownicę. Jr zadzwonił do mnie kwadrans temu i powiedział, że o 4 mam czekać przed Sheratonem. Byłam w okolicy, więc dotarcie na miejsce zajęło mi chwilkę. Czekałam już od dziesięciu minut, a mój szef nadal się nie pokazywał. Widziałam, że zwracam uwagę obsługi hotelu, ale jak dotąd nikt nie podszedł spytać, dlaczego tak długo zajmuję miejsce na podjeździe. Kwestia czasu, aż ktoś wreszcie przyjdzie i każe mi się tłumaczyć.
-Kurde, Jr, gdzie łazisz?- Mruknęłam, po raz trzeci zaglądając do spisu połączeń w telefonie w głupiej nadziei, że tym razem wyświetli mi się w nim numer pana Leto.
Telefon zadrżał mi w dłoni i rozległa się melodyjka, zwiastująca połączenie. Nie powiem, że się nie przestraszyłam, wręcz przeciwnie: upuściłam telefon na kolana, omal nie robiąc pod siebie.
-Kurwa, no.- Podniosłam aparat i odebrałam.- Co?- Spytałam, wiedząc, że to Jared.
-Zmiana planów. Możesz jechać do domu, wrócę taksówką.- Powiedział. W tle słyszałam jakieś głosy, rozmowy, kobiecy śmiech i cichą muzykę.
-Aha. O której?- Mówiąc, włączyłam silnik i ruszyłam sprzed hotelu, chcąc zniknąć z oczu coraz bardziej niespokojnej obsłudze. Może bali się, że mam w samochodzie bombę i wysadzę się w powietrze?
-Wrócę to wrócę, po co ci godzina?- Odwarknął.
-Bo może zachce mi się zrobić balangę i zaprosić sąsiadów.- Odparłam równie przyjaznym tonem.
Po drugiej stronie zapadło milczenie, przedłużające się w nieskończoność, jak mi się wydawało.
-Ellie, jeśli wracając zastanę w swoim domu kogoś, kogo sam nie zaprosiłem, albo znajdę ślady, świadczące o tym, że ktoś był w nim pod moją nieobecność, to nie wiem, co ci zrobię.- Głos Jr był, delikatnie mówiąc, lodowaty. Rozłączył się, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć.
Czy ten facet nie ma za grosz poczucia humoru i nie potrafi wyłapać w rozmowie żartu? Serio uwierzył, że mogłabym urządzać w jego chałupie jakieś schadzki czy coś?
Wracałam do domu okrężną drogą, zatrzymując się na trochę nad oceanem. Stanęłam na parkingu przy niewielkim zajeździe, kupiłam sobie latte i croissanta i usiadłam z przekąską na masce Letomobilu, jak w myślach zaczęłam nazywać swoje narzędzie pracy. Nie spieszyło mi się nigdzie i wcale a wcale nie miałam zapowiedziane, że muszę ślęczeć samotnie w domu, czekając na Jr. Sto razy bardziej wolałam pobyć sama gdzieś indziej, jak choćby tu, patrząc na spienione fale i wdychając pachnące solą powietrze. Nawet rogalik smakował mi tu lepiej, tak bardzo, że poszłam kupić jeszcze dwa i pochłonęłam je, obserwując leniwie surferów, próbujących wykrzesać coś na niezbyt udanej fali.
Miałam ochotę popluskać się trochę, ale nie wzięłam z sobą kostiumu kąpielowego ani ręcznika, poza tym nie chciałam zostawiać samochodu bez opieki. Ehh, szkoda, ale może namówię Jr na krótki wypad na plażę. O ile, oczywiście, ten mocno zapracowany facet znajdzie chwilę dla takiej mało ważnej osoby, jak ja.
Nie chciało mi się wracać. Widok oceanu uspokajał mnie, wprowadzał w nastrój delikatnej melancholii, budził przyjemne myśli. I nastrajał optymistycznie do życia, a tego zawsze potrzeba. Jakkolwiek byłoby dobrze, optymizm jest czymś, co dodaje człowiekowi skrzydeł. Nawet, jeśli w perspektywie miało się coś tak nikczemnego, jak rozłożenie nóg za pieniądze, patrząc na to z punktu widzenia, jaki przyjęłam, można było znaleźć w tym dobre strony. Ja znalazłam, i trzymałam się ich kurczowo, wbijając paznokcie w ich ciało.
Po pierwsze, miałam stracić dziewictwo, które powoli zaczynało mi już ciążyć. Nie byłam do niego jakoś szczególnie przywiązana, i nie będę za nim tęsknić, choć ogarniał mnie lęk na myśl o samym akcie, o związanym z nim, możliwym bólu. Chyba każdy lęka się cierpienia fizycznego i wyobraża sobie je, wyolbrzymiając. Ja, co lepsze, nie miałam pojęcia, jaki to jest rodzaj bólu, do czego go porównać. Do ćmiącego łupania w głowie, do rwących skurczów chorego żołądka, czy też będzie zupełnie inny, nowy? O ile w ogóle coś poczuję, pomyślałam.
Drugą sprawą, która z czasem straciła dla mnie charakter mrocznej i złej, była kwestia pieniędzy. Uznałam, że postąpiłam odpowiednio do swojej sytuacji, a zarobek traktowałam teraz inaczej. Po prostu sprzedałam coś co miałam, nieużywane, komuś, kto tego chciał. I to wszystko. Być może, gdyby Jr nie wyjaśnił mi swojego punktu widzenia i nie podpowiedział, jak mogłabym się do wszystkiego ustosunkować, nadal miałabym poważne wątpliwości co do swojego prowadzenia się. Ale przyjęłam pewne stanowisko i miałam zamiar go nie zmieniać. Ot, romansowałam z szefem, miałam pójść z nim do łóżka, rzecz jak najbardziej spotykana. Jak i to, że mi dobrze zapłaci. Bogatych facetów stać na dawanie swoim kochankom prezentów albo pieniędzy na zakupy, prawda?
Zaśmiałam się, znajdując w swoich myślach określenie, jakim siebie nazwałam.
Kochanka. Miałam być kochanką Jareda. A może po części już nią byłam? Czy to, co robiliśmy dotąd, kwalifikuje mnie do miana „kochanki”? Chyba tak, mimo tego, że jeszcze mnie nie przeleciał. O przepraszam: nie zapiął.
Cholera, to brzmiało naprawdę przyjemnie, seksownie. Myśląc o tym słowie widziałam w głowie jasny, wyraźny obraz pochylonego nade mną Jr, wspartego na rękach, i gotowego do szturmu na moją dziewiczą dziurkę. Tę samą, którą dziś przed południem spenetrował palcem.
Na wspomnienie tego, co wtedy czułam, zaczęłam szybciej oddychać. Jr obiecał… może nie dosłownie, ale ja to tak odebrałam… że dokończy wieczorem to, co zaczął. Seksualna część mnie kazała mi zaklaskać z radości w dłonie i spojrzeć na zegarek, by policzyć dzielące mnie od wieczoru godziny. Trochę ich jeszcze było.
Dopiłam kawę, wyrzuciłam kubek do śmietnika i wsiadłam do Letomobilu, zdecydowana wracać jednak do domu i zdrzemnąć się trochę. Najedzona zaczęłam odczuwać skutki źle przespanej nocy, byłam rozleniwiona, ociężała i miałam ochotę nic nie robić. W takim razie mogłam owo nicnierobienie zastosować w czterech ścianach pokoju.
W drodze zatrzymałam się jeszcze przy sklepiku ze zdrową żywnością i świeżymi, uprawianymi tradycyjną metodą owocami i warzywami. Kupiłam parę rzeczy, planując zrobić na kolację, a może deser po niej, lekką sałatkę owocową, podawaną w wydrążonej połówce arbuza. Trochę słodkich winogron, średniej wielkości truskawek, jedno kwaskawe jabłko, brzoskwinia… Nie zapomniałam też o liczi, którego smak bardzo lubiłam i pomelo, którym miałam zamiar zastąpić inne cytrusy, a także pojemniku dorodnych jagód.
Ciekawe, czy Jr lubi owocowe sałatki. Chyba tak, bo jadł masę zielska. Jeśli nie lubi, to cóż, więcej dla mnie.
W domu schowałam owoce do lodówki, wzięłam szybką kąpiel i w lekkiej sukience do połowy uda położyłam się na kanapie w salonie, włączając telewizor.
Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam. Obudził mnie telefon, drący się obok poduszki, na której spałam. Niemrawo podniosłam go i odebrałam połączenie.
-Co?- Mruknęłam, siadając i patrząc w okno, za którym słońce powoli chyliło się ku zachodowi.
-Przyjedź po mnie, jestem u Shannona.- Usłyszałam zmęczony głos Jr i sygnał zerwanego połączenia.
-Booże, ale ty jesteś marudny, podobno miałeś wrócić taksówką.- Westchnęłam z rezygnacją, idąc do holu po kluczyki. Nie chciało mi się nawet przebierać, poprawiłam jedynie włosy i założyłam buty.
Jared czekał na mnie przed domem brata, rozmawiając z nim o czymś z ożywieniem. Zamilkli, gdy wysiadłam.
-Muszę przyznać, pączuszku, że za każdym razem, gdy cię widzę, wyglądasz lepiej.- Shan wyszczerzył się do mnie w uśmiechu. Był w samych kąpielówkach, opinających mu biodra i podkreślających ich kształt. Musiałam przyznać, że był bardzo męski, choć efekt psuły jego nogi, niezbyt imponujące, do tego odrobinę krzywe. Ha, przynajmniej moim nie można było nic zarzucić.
-Fajnie. Za to ty jesteś coraz mniej ubrany.- Odpaliłam.
-Może następnym razem będę nawet bez tego.- Pociągnął za gumkę kąpielówek, strzelając nią w swój brzuch.
-Chcesz, żebym miała koszmary?- Uniosłam brwi. Drażniła mnie jego pewność siebie i przekonanie, że prędzej czy później mu się nie oprę.
-Po konfrontacji z tym potworem faktycznie mogłabyś mieć kłopot ze snem.- Zarechotał.
Spojrzałam na Jr, tkwiącego w otwartych drzwiach wozu i przeglądającego jakieś papiery, czy też foldery reklamowe. W ogóle nie zwracał na nas uwagi.
-Potwór?- Spytałam ciszej, wracając wzrokiem do drugiego Leto. Kurde, gdyby jeszcze nie był taki zadufany w sobie…- Nie przeważa cię, jak ci staje?- Powiedziałam zjadliwie, uśmiechając się przy tym z satysfakcją.
Shann przestał się cieszyć i podszedł, okrążając mnie tak blisko, że prawie ocierał się o mnie ramieniem. Był boso, a ja miałam na stopach sandałki na obcasie, przez co patrzyłam na niego z góry.
-Szczekasz, suczko. To świetnie, lubię takie zadziorne młode pizdeczki. Są świetne w wyrku.- Szepnął, stając przede mną.- Chętnie cię wypieprzę, pączuszku, jak tylko brat się tobą znudzi. Ile bierzesz za numerek, dyszkę? Dupa z wiochy nie może być droższa.- Syknął i posłał mi całusa, po czym cofnął się, taksując mnie wzrokiem.
Otworzyłam usta, żeby odpowiedzieć, ale w tym samym momencie poczułam na ramieniu dłoń Jr.
-Dość, Ellie.- Powiedział stanowczym tonem.- Jedziemy.
-Ale on mnie obraża. Powiedział...- Próbowałam się usprawiedliwić, wyjaśnić, pokazać, że czuję się urażona.
-Ty zaczęłaś, wszystko słyszałem. Wsiadaj i koniec rozmowy, a na drugi raz, jeśli zechce ci się robić mojemu bratu jakieś uwagi, głęboko się nad tym zastanów.- Usiadł z tyłu i głośno trzasnął drzwiami.
Zrobiło mi się głupio. Dostałam po nosie, nie ma co ukrywać. Shannon stał z założonymi rękami, patrząc na mnie z wyższością, Jr siedział w samochodzie, naburmuszony, a ja nie wiedziałam, gdzie podziać oczy. Krótko i treściwie dano mi do zrozumienia, że moja pozycja w rankingu najbardziej lubianych przez Jr osób wcale nie jest tak wysoka, jak myślałam. W starciu z jego bratem przegrywam. Cóż, wcale mnie to nie zdziwiło. Ja też broniłabym rodziny przed swoim chłopakiem, gdyby przegiął.
No ale Shan nie musiał być tak chamski i mówić, że jestem tanią kurwą.
Łypnęłam na niego, mając szczerą ochotę podejść, stanąć na palcach i napluć mu na głowę. Już samo wyobrażenie sobie tego poprawiło mi humor więc wysiliłam się na uśmiech.
-Trzymaj się.- Bąknęłam, uciekając za kierownicę i obiecując sobie, że ten konus jeszcze mnie popamięta.
Nie odzywałam się do Jr przez całą drogę. I tak był zajęty segregowaniem zabranych od Shannona papierzysk i książeczek, więc nie chciałam mu przeszkadzać. Był dość nerwowy, nie chciałam narażać się na to, że znów mnie objedzie, albo zacznie wypominać, że dogryzałam Shannonowi.
Dlaczego taki fajny facet musiał mieć takiego głupiego brata? Dla przeciwwagi albo kontrastu?
-Emma dała mi twoje karty pokładowe.- Jr przerwał milczenie, gdy wysiadaliśmy z samochodu.
-Co dała?- Nie zrozumiałam, o czym mówi.
Emma. Cholerna Emma i jej sprawy, wymagające rozmowy z Jr.
-Karty pokładowe. Dla laików: bilety na samolot. Wezmę je w razie, gdybyś i o nich zapomniała.- Pomachał plikiem papierów i ksiażeczek.
-Mogę popatrzeć?- Oczy rozbłysły mi z ciekawości i nawet myśl, że Jr spotkał się z Emmą, a mnie z sobą nie zabrał, wydała mi się w tej chwili mało ważna. Rany, mam bilety na lot, czyli naprawdę jadę do Europy!
Z nabożną czcią wzięłam w dłonie MOJE karty i poszłam z nimi do domu, w drodze otwierając pierwszą z ksiażeczek. Tak naprawdę nie miała stron, tylko przegródki po wewnętrznej stronie, a w jednej z nich wystawiony na moje nazwisko bilet do Londynu. Raz po raz przebiegałam wzrokiem wydrukowane na bilecie litery, nie wierząc, że naprawdę je widzę. Eleanor Susannah Swift. To samo widniało na następnym bilecie, wystawionym na lot do Warszawy. Gdzie jest Warszawa?
-Daj, schowam.- Jr delikatnie wyjął mi bilety z rąk i zabrał na górę wraz ze swoimi. Nawet nie zdążyłam zobaczyć, dokąd jeszcze pojedziemy.
Chciało mi się śpiewać z radości, ale zamiast zacząć popisy wokalne poszłam do kuchni i zabrałam się za owocową sałatkę. Szybko wydrążyłam połówkę arbuza, pozbywając się soku, potem wykroiłam sam środek miąższu, najsłodszy i pozbawiony pestek. Skroiłam go w grubą kostkę i wrzuciłam do miski. Dodałam całe winogrona, połówki liczi, truskawki, kawałki jabłka i brzoskwini, pozbawione osłonki cząstki pomelo, na koniec wsypałam trochę jagód i ostrożnie wszystko wymieszałam. Całość trafiła do skorupy po arbuzie i zajęła miejsce na środku stołu.
-Co to jest?- Jr wkroczył do kuchni, od razu wskazując palcem zieloną michę, pełną owoców.
-Witaminy.- Wyjaśniłam, patrząc na niego z głupim zapewne wyrazem twarzy. Miał na sobie tylko wiszące na biodrach spodnie od dresu i nic więcej. Wilgotne włosy ciekawie zwisały mu po bokach twarzy, czepiając się szorstkiego zarostu.
-Gdzie kupiłaś...
-W twoim sklepie.- Nie dałam mu dokończyć.
"Jego" sklepem nazwałam ten, w którym zaopatrywał się w jedzenie. Pokazał mi, gdzie to jest, zapamiętałam, i tam postanowiłam robić zakupy.
-Mam więc rozumieć, że proponujesz lekką, zdrową kolację?- Spytał, biorąc w palce winogrono. Obejrzał je dokładnie zanim wsunął do ust, kładąc ostrożnie na języku.
-No, w sumie tak.- Potwierdziłam, lekko się rumieniąc. Co to miało być, do cholery?
-Jutro masz badania, pamiętasz?- Usiadł na krawędzi stołu i zaczął wybierać z sałatki kawałki owoców.
-Tak.- Skinęłam, dołączając do posiłku. Skoro on nie bawił się w sztućce, też nie miałam takiego zamiaru. Przysiadłam po drugiej stronie stołu.- Hej, nie związałeś włosów, a jesteś w kuchni.- Zauważyłam, nieco się z tym spóźniając.
-Moje zasady, więc mogę je łamać.- Wzruszył ramionami.- Za trzy dni moja mama urządza tradycyjny pożegnalny obiad. Jak zawsze, gdy jedziemy w dłuższą trasę.
-Zjazd rodzinny?
-Rodzinno-przyjacielski. Zastanawiam się, czy cię zabrać.- Spojrzał na mnie spod oka.- Mając w pamięci twoją rozmowę z Shannonem...- Nie dokończył, ale i tak zrozumiałam.
--Nie musisz na siłę wpychać mnie między swoich znajomych.- Stwierdziłam zgodnie z prawdą.- I tak ze mną nie rozmawiają.- Dodałam z odrobiną żalu, pamiętając, jak ignorowali mnie na imprezie u Shana.
-Podejrzewają, że z tobą sypiam, ale nie chcę się do tego przyznać. Dziś się dowiedziałem.
-Nie kupili bajki o starym kumplu i jego córce?- Byłam zaskoczona obojętnością, z jaką Jr o tym mówił. Wcześniej nie raz sapał, że nie chce plotek, czemu więc teraz był taki lekceważący?
-Kupili, ale i tak podejrzewają. Normalne. Akurat na to byłem po części przygotowany, choć nie powiem, żeby mi się podobało. W ich przypadku mogę pozwolić sobie na unikanie tematu i odpuszczenie sobie tłumaczeń. To ścisłe grono zaufanych ludzi, nawet, jeśli coś myślą, nic nie wycieknie do mediów.- Powiedział, jakby czytał w myślach.- Oczywiście nie wszyscy snują domysły.- Dodał, podrzucając w górę jagodę i łapiąc ją w zęby.- Emma uważa, że naprawdę jesteś kimś w rodzaju mojej podopiecznej. Powiedziałaś jej, że z nikim jeszcze nie spałaś, to ją przekonało.
A mnie wkurzyło. Znowu Emma. Zawsze Emma. Do tego uważająca mnie za nieszkodliwą dziewczynkę z pipidówy, stan Indiana. No kurde, niefajne uczucie.
-Nie odzywali się do mnie bo myślą, że mnie pieprzysz?- Spytałam, żeby coś powiedzieć.
-Nie odzywali się, bo jesteś młoda, i choć niby znam twojego ojca, mają cię za jedną z napalonych na mnie fanek. Są pewni, że dowiedziałaś się o mojej znajomości ze staruszkiem i wymogłaś na nim, żeby nas spiknął, a teraz wchodzisz mi pod kołdrę.
-To niesprawiedliwe, ja nawet nie znam twoich piosenek.- Powiedziałam, tracąc apetyt. Owoce nagle stały się kwaśne, tak jak świadomość tego, że dla ludzi, z którymi miałam w jakiś sposób współpracować, od pierwszej chwili byłam... dziwką. Choć byłam nią naprawdę, zabolało mnie, że nie zadali sobie nawet trudu, by upewnić się, czy mają rację. Przez chwilę byłam nawet wdzięczna Emmie, że nie dała się zwieść pozorom, choć tak naprawdę chyba jako jedyna była w błędzie.- Kurwa, oni nic o mnie nie wiedzą, dlaczego od razu uznali mnie za jakąś groupie?
-Bo dobrze znają ten biznes i prawa, jakimi się rządzi.- Jr znów wzruszył lekceważąco ramionami.
-Mam to w dupie.- Zeskoczyłam z blatu i stanęłam przy oknie, plecami do Jr. Ze złości i, co tu kryć, rozczarowania, prawie się popłakałam.- Tobie może nie zależy, co pomyślą twoi znajomi, ale dla mnie to ważne. Nie jestem częścią waszego biznesu, tylko zwykłą dziewczyną.- Zacisnęłam dłonie na krawędzi zlewu, czując się naprawdę źle sama z sobą. Starałam się robić dobre wrażenie, dziesiątki razy tłumaczyłam sobie, że wszystko będzie dobrze, że nie zbłaźnię się przed ekipą podczas wyjazdu. Chciałam, żeby ci ludzie mnie polubili, a tymczasem zostałam przez nich wepchnięta do szufladki, do której najbardziej nie chciałam się dostać. Na dodatek zrobiono ze mnie najgorszy rodzaj szmaty, zaliczającej ludzi ze świecznika.
Nie. Nie mogę, wiedząc co o mnie myślą, jechać gdziekolwiek i narażać się na to, że będą się ze mnie śmiać. Nie mogę jechać i być ignorowana, obmawiana za plecami. Bajka, w której wysiadam z samolotu i wdycham europejskie powietrze, właśnie rozwiała się jak dym.
Wiedziałam, że tak będzie. To wszystko było zbyt piękne, żeby mogło się sprawdzić.
-Jared, ile zarobiłam przez te kilka dni?- Spytałam, siląc się na spokój. Nie chciałam płakać, choć smutek i żal prawie pozbawiały mnie oddechu.
-Nie wiem, musiałbym spytać Emmy. A co się stało, potrzebujesz pieniędzy?- Usłyszałam plaśnięcie jego bosych stóp, gdy zeskoczył na podłogę.- Jak tak, to mów, tylko powiedz wcześniej, na co, żebym potem nie dowiedział się, że fundujesz komuś...- Stanął obok mnie i zamilkł.- Ellie?
-Wycofuję się z tego.- Powiedziałam, nie patrząc na niego.- Przepraszam, ale nie potrafię w takiej sytuacji... Możesz obciążyć mnie kosztami biletów, jak znajdę pracę, wszystko ci oddam.- Głos mi się załamał i tama puściła: rozpłakałam się.- Chcę do domu.- Pisnęłam, zwieszając bezradnie głowę. Poczułam się nagle mała, malutka, niepotrzebna i niechciana. Wszystko mnie przerosło.
-Ojej. Ojejej.- Jr delikatnie obrócił mnie do siebie, objął i przytulił, kładąc mi dłoń na karku.- Aż tak przejęłaś się tym, co powiedziałem?- Westchnął.- Tak to już jest w życiu, dziewczyno. Ja już przestałem zwracać na to uwagę, mówię ci, to najlepsza metoda. Dokąd nie piszą o mnie głupot, po prostu to olewam. Zrób to samo, nie pozwól, żeby głupie gadanie cię złamało. Pojedziesz z nami, zobaczysz, będzie świetnie.- Przekonywał mnie, ale jego argumenty były płytkie. Zbyt płytkie, żebym przed nimi ustąpiła.
-Nie chcę. Nie jestem...- Chlipnęłam.- A oni dalej będą tak o mnie mówić, i się do mnie nie odzywać. Nie chcę siedzieć w kącie, jak na grillu. Nawet ty sobie poszedłeś, i gdyby nie Shannon, co gadał ze mną, bo mu kazałeś, stałabym tam sama jak palec. To takie żałosne.- Wyrzuciłam z siebie jednym tchem.
Jr nie odpowiedział. Milczał długo, bardzo długo, i tylko głaskał mnie po karku. Słyszałam, jak kilka razy westchnął cicho.
-Szkoda, że wzięłaś sobie to tak bardzo do serca. Chciałbym, żebyś z nami pojechała.
-Nie mogę.- Pokręciłam głową. Byłam już spokojniejsza, ostatnie łzy wsiąkły we włosy Jr, nie pozostawiając po sobie śladu. Wciąż czułam smutek, spowodowany tak szybkim i nieprzyjemnym zakończeniem mojej przygody, ale już nie chciało mi się z tego powodu ryczeć. Jak powiedział Jr: tak to już jest w życiu.- Jeśli chcesz... wiesz co... to możesz przed wyjazdem. I tak mam dostać okres, więc jest chyba bezpiecznie.- Powiedziałam, żeby nie myślał, że chcę go wykołować. Poza tym nadal potrzebowałam pieniędzy a wątpiłam, żeby to, co zarobiłam szoferowaniem, starczyło mi na bilet do Lafayette. Stamtąd mogłam jechać do domu autobusem.
-Ellie, nie o to mi chodzi. Lubię cię, dlatego chcę, żebyś z nami pojechała. Nie wiem, wnosisz sobą jakąś świeżość, ożywiasz atmosferę.- Jr odsunął mnie na długość ramion i spojrzał mi w oczy.- Poza tym "chyba bezpiecznie" to nie to samo, co "bezpiecznie".- Mrugnął porozumiewawczo.- Naprawdę nie dasz się przekonać?
-Nie. To byłoby poniżające. Przepraszam.- Opuściłam wzrok.
Powiedział, że mnie lubi. Kłamał, czy mówił prawdę? Czasami zachowywał się jak kumpel, często jak napalony małolat, ale ogólnie mogłam podejrzewać, że jednak darzył mnie sympatią.
-Cóż, w takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak zaproponować ci jedyne dobre rozwiązanie, które pozwoli ci jechać i niczym się nie przejmować. I umożliwi nam dobrą, a nawet jeszcze lepszą zabawę.- Znów westchnął.- Skoro już o nas mówią, możemy grać parę, oczywiście tylko w pewnych granicach i tylko przy ekipie, poza tym nadal udajemy, że nic nie ma.
-Co?- Podniosłam głowę, w pierwszej chwili pewna, że się przesłyszałam. Przy Jr często miałam podobne wrażenie, tak mnie czasami zaskakiwał.- Chcesz, żebym udawała przed ekipą twoją dziewczynę?
-Nie inaczej.- Oczy Jr rozbłysły, jakby sam zapalił się do swojego pomysłu.- To ukróci gadanie, poza tym będziemy mieli wolną rękę, jeśli chodzi o bywanie tu i tam we dwoje. Nikt nic nie powie, jeśli wieczorem przemknę się do twojego pokoju w hotelu, albo ty do mojego.
-To idiotyczne, Jared.- Zaśmiałam się, choć nie czułam wesołości.- Przecież to tylko potwierdzi, że mieli rację.
-Słuchałaś, co mówiłem? Mają cię za puszczalską, którą pieprzę po kątach. Inaczej będzie, jeśli ja sam powiem, że jesteś ze mną. Wychwytujesz różnicę?- Westchnął po raz chyba setny, odkąd poruszył temat obrabiania mojego tyłka.- Co prawda żal mi Emmy, uwierzyła, że jest tak, jak na początku jej powiedziałem, ale jakoś jej to wytłumaczę. Powiem, że...
-Okej, idę na to.- Słysząc imię babki, której nie trawiłam za pewną rzecz z jej przeszłości, zdecydowałam się w sekundę. No i Jr miał rację: inaczej będą o mnie myśleć, jeśli powie, że jesteśmy z sobą.
-Co?- Uniósł brwi, zaskoczony, patrząc na mnie z otwartymi ustami. Wyglądał trochę śmiesznie.
-Ja naprawdę chcę zobaczyć Europę.- Mruknęłam, czerwieniąc się.
-Aha.- Zamrugał, potem otrząsnął się i puścił mi ramiona, przez króciutką chwilę wyglądając na zawiedzionego.- No to zobaczysz.- Zmarszczył czoło, patrząc na sałatkę, potem wyłowił z niej kawałek brzoskwinii i zjadł go.- Sporo zobaczysz.- Wypogodził się i uśmiechnął.- Jak to możliwe, żeby moja dziewczyna nie znała moich kawałków? Bierz żarcie i na górę, zaraz cię podokształcam.
Z całkiem nowym podejściem do życia, kolejnym nowym, odkąd zdecydowałam się na bycie dziwką-jednorazówką, przewartościowałam wszystko i zdecydowałam, że najświeższa opcja jest zarazem najlepszą. Dokładnie tak, jak powiedział Jared: znalazł wyjście doskonałe, tak dla mnie, jak dla siebie. Naprawdę, ten facet miał głowę na karku. Oboje nic nie stracimy... no, ja coś stracę, ale mniejsza z tym... i oboje sporo zyskamy. On dostanie to, czego chce, ja dostanę kasę i darmową wycieczkę po świecie.
I, co najważniejsze, przytrę nosa Emmie. To właśnie tak mnie cieszyło, i smuciło zarazem. Nie wiedziałam, że jestem taka wredna, i odkrycie, że mam w sobie tyle podłości, trochę mnie przestraszyło.

                                                                *****

Hej :)
Uporałam się z rozdziałem szybciej, niż myślałam. Jakoś mi łatwiej było pisać, a i czasu miałam więcej. Chyba nawet udało mi się aż tak nie zagmatwać akcji. I wrzucić trochę erotyki. Tak nawiasem mówiąc, w kolejnych rozdziałach będzie mniej więcej podobnie, jeśli chodzi o tę sferę "związku" Jr i Ellie. Nie o to chodzi, że będzie tego równie skąpo, ile o sposób, w jaki będę ją opisywać. I o to, co będzie się działo w łóżku, czy gdzie tam Jr przyjdzie ochota się zabawić.

Okej, a teraz mam do Was taką małą sprawę. Otóż... Wiem, że część z Was, podobnie jak ja, nie za bardzo lubi prawdziwego Jr. Ale jest też zapewne grono osób, które go naprawdę lubią i którym się podoba jako mężczyzna. Właśnie do tych osób mam pytanie: jak odbieracie opisywane przeze mnie scenki dla dorosłych, co czujecie, czytając o tym, co Jared robi z Ellie? Strasznie jestem tego ciekawa, bo nie chciałabym budzić w kimś niesmaku, jeśli uważa Jr za apetyczny kąsek. 

Z góry dziękuję za odpowiedzi :)

Pozdrawiam i życzę mniejszych upałów.
Yas.

niedziela, 21 lipca 2013

Przełom.

Coś dotykało mojej twarzy. Jakiś natrętny owad upodobał sobie mój nos i siadał na nim co moment. Odganiałam go, chcąc jeszcze pospać, ale wracał natychmiast, więc obróciłam się na bok, nawet nie otwierając oczu, i zakopałam się pod przykryciem razem z głową. Nareszcie spokój.
A jednak nie. Coś za mną poruszyło się, naciskając na materac, potem większe stworzenie spoczęło na moim ramieniu. Gdybym była jeszcze półprzytomna, narobiłabym wrzasku, ale na szczęście obudziłam się już, więc od razu zrozumiałam, co się dzieje. Jr był w moim łóżku.
-Która godzina?- Spytałam. Słońce nie wpadało do pokoju, choć nie opuściłam na noc rolet.
-Zaraz dziewiąta. Wstajesz?- Głos Jareda rozległ się tuż nad moim uchem, więc pewnie ślęczał, pochylony tuż nade mną.
Korciło mnie, żeby poderwać głowę i walnąć go nią w twarz: przypomniało mi się to, co powiedział w mojej łazience. Piękny komplement, jakim mnie uraczył, stwierdzenie, że mam wrodzone predyspozycje do bycia dziwką.
-A muszę?- Burknęłam w odpowiedzi. Nie miałam ochoty ani z nim rozmawiać, ani go widzieć.
-Nie. Na dziś nie mam żadnych planów, więc jeśli chcesz, możesz jeszcze pospać.- W jego głosie był nieukrywany zawód. I dobrze. Niech będzie zawiedziony. Miałam się z nim przespać, a nie być damą do towarzystwa i zabawiać go rozmową.
Czułam, że wstaje, potem usłyszałam oddalające się kroki i zostałam sama. Oczywiście, spać nie miałam już zamiaru, rozbudziłam się całkowicie, ale też nie miałam chęci zrywać się z łóżka. Poszłam jedynie zrobić siku, potem wróciłam, położyłam się z plecami opartymi o podniesione wyżej poduszki, i włączyłam laptop. Siedziałam, wpatrując się w czarny, potem szary monitor, czekając, aż uruchomi się program. Czekałam. I czekałam. Mój starutki sprzęt zawsze potrzebował trochę czasu, nim załapał, że czas ruszyć procesorem, jednak dziś jego zachowanie było niepokojące. Ekran był nadal szary, tylko czasem pojawiały się jakieś paski na samym dole. W dodatku po kilku minutach usłyszałam spod obudowy ciche brzęczenie, a nigdy nie wydawał żadnych dźwięków. Czyżby mój laptop właśnie ogłosił strajk, albo wydawał ostatnie tchnienie? Proszę, żyj, pomyślałam, naciskając po kolei enter, spację, delete, potem byle co, chcąc zmusić maszynę do pracy.
Na próżno. Brzęczenie przybrało na sile, zmieniło się w buczenie, potem zamilkło a ekran zgasł. Tak samo dioda, mrugająca do mnie zawsze wesoło z boku obudowy. Mój laptom zmarł.
Zrobiło mi się smutno. Co prawda to był tylko komputer, ale towarzyszył mi od kilku lat, miałam w nim zachowaną część swojego życia, spisane najważniejsze wiadomości, adresy, numery telefonów, wspomnienia, przemyślenia. Miałam w nim zdjęcia, ulubione obrazki, piosenki. Wszystko to, co każdy przeciętny człowiek trzyma w swoim komputerze. Nie znałam się za dobrze na sprzęcie elektronicznym, ale podejrzewałam, że mój złomek nie nadawał się do naprawy. Jeśli spalił się dysk, dane zostały bezpowrotnie utracone.
Chciało mi się płakać.
Zniechęcona do życia zwlokłam się z łóżka, umyłam się, ubrałam i poszłam zrobić sobie kawę, prosząc w myślach, by Jr nie było w kuchni. Ale był, niestety. Krzątał się, mieszając coś w plastikowej misce i podśpiewując pod nosem. Pierwszy raz słyszałam, jak śpiewa, i powiem, że jakoś mnie nie zachwycił.
-Jednak wstałaś.- Stwierdził, zerkając na mnie znad miski.- Zjesz omleta?
-Nie jestem głodna, napiję się kawy.- Wyminęłam go i zdjęłam z haczyka "swój" kubek w stokrotki.
-Widzę, że humor ci nie dopisuje. Coś się stało? Zły sen?- Dopytywał się.
Miałam ochotę powiedzieć mu, żeby się odczepił.
-Laptop mi zdechł. Definitywnie.- Oznajmiłam.
-Ouuu, to niedobrze. Ale mam gdzieś swój stary, po śniadaniu ci go dam. Jest sprawny, po prostu kupiłem nowszy model i tamten leży nieużywany. Możesz go wziąć.- Machnął od niechcenia ręką, przy okazji rozchlapując z widelca to, co mieszał. Natychmiast złapał za ściereczkę i sprzątnął. Picuś.
-Zbytek łaski.- Mruknęłam, zła. Choć w jego propozycji nie było nic poniżającego, odebrałam ją tak, jakbym żebrała na ulicy a on, dobroduszny, rzucał mi parę drobniaków do kapelusza. Albo jakby pozbywał się niepotrzebnych rupieci i wciskał mi je, uważając, że robi mi tym przysługę.
Nalałam sobie kawy z dzbanka, dodałam mleka, odrobinę brązowego cukru, zamieszałam i usiadłam przy stole, przyglądając się, jak mój dobroczyńca robi sobie śniadanie. Dobrze, że zajmował się tym sam, i nie wpadł na pomysł, żebym to ja przejęła ten obowiązek w ramach "dodatkowych zajęć".
-Raz w tygodniu robię sobie wolny dzień.- Jr odezwał się nagle, i zupełnie w pierwszej chwili bez sensu, przynajmnie dla mnie.
-Co?- Spojrzałam na niego, nie łapiąc, o czym gada.
-Mówię, że każdego tygodnia mam jeden dzień, w którym nie planuję spotkań, ani niczego podobnego. Nie pracuję, i nic nie załatwiam, o ile nie muszę. W tym tygodniu to dziś, dlatego wczoraj miałem więcej spraw.- Odstawił miskę, wyjął z szafki patelnię i wstawił ją na kuchenkę.- Wydaje mi się, że to nawet dobrze, bo zdajesz się dziś nie nadawać do tego, żeby prowadzić.
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami, opuszczając wzrok na kubek z kawą. Obejmowałam go dłońmi, nie tyle po to, żeby je ogrzać, a po to, żeby ukryć ich drżenie. Z powodu zepsutego laptopa czułam się rozbita, nieszczęśliwa, samotna i opuszczona. Chyba powinnam zadzwonić do domu, żeby usłyszeć głos mamy albo taty, ale wiedziałam, że jeśli zrobię to teraz, zacznę płakać. Oni zawsze mówili na pożegnanie, że mnie kochają, i sama myśl, że znów to powiedzą, zaczynała mnie rozczulać.
-Może jednak zjesz coś, Ellie? Robię biszkoptowy omlet, posypany świeżymi jagodami i polany śmietanką. Powinnaś jeść, jesteś odrobinę za szczupła.
-Powiedział facet, który kolanami wycina dziury w spodniach.- Zripostowałam jego ostatnie słowa.- Może uszło to twojej uwadze, ale przez ostatnie tygodnie nie bardzo było mnie stać na wykwintne posiłki. Na jakiekolwiek posiłki. Jadłam to, co dostawałam w pracy, żeby oszczędzać na jedzeniu. Ty za to możesz nawet brać kąpiel w pełnej omletów wannie, a jesteś chudy, jak patyk.
-Musiałem schudnąć do roli w filmie, nagrywałem płytę, teraz jadę w trasę, która potrwa kilka miesięcy. Muszę utrzymywać kondycję i nie mogę przytyć.
-To szkoda, bo wyglądasz jak anemik.- Dogryzłam mu, robiąc to z całą premedytacją. Widziałam, jak przez jego twarz przebiega cień, pozostając na moment w oczach, i w myślach pojawiła mi się tablica, podobna do tych, które wiszą nad boiskiem do kosza i wyświetlają wynik meczu. Na mojej było 1:0 dla mnie.
-Nie bądź niemiła, Eleanor.- Upomniał mnie. Wlał gotowe ciasto na rozgrzaną patelnię i przykrył ją, potem sięgnął do lodówki po jagody, oczywiście dla mnie nieosiągalne, bo pojemnik z nimi stał na jego osobistej półce. Wcale nie zdziwiłoby mnie, gdyby je przed schowaniem policzył.
-Zauważyłam, że zawsze, gdy się złościsz, przestajesz zdrabniać moje imię. To dobrze, bo przynajmniej wiem, kiedy mam zamknąć japę.- Zgarnęłam kubek i wyszłam z domu, woląc nie wdawać się w dyskusję z Jaredem. Jego uwaga o moim wyglądzie tylko mnie rozdrażniła i znów miałam wrażenie, że miał na myśli polepszenie mojego wizerunku w celu łatwiejszego zarobku ciałem.
Siadłam na schodkach, prowadzących na otaczającą piętro galeryjkę, i zapatrzyłam się przed siebie, odrzucając wszystkie pchające się do głowy myśli. Chciałam mieć od nich spokój, nie potrzebowałam znów, od nowa, borykać się z wątpliwościami, wyrzutami sumienia, porównywaniem siebie do najgorszego gatunku kurwy. Chciałam po prostu przetrwać te kilka tygodni, przespać je, będąc przy tym "na chodzie", a potem chciałam wrócić do rodzinnego domu i zapomnieć. O LA, o klepaniu biedy, o bólach pustego żołądka. I o Jaredzie. O nim przede wszystkim.
Pochyliłam się nad kubkiem, jakbym miała nadzieję znaleźć rozwiazanie swoich problemów w powierzchni kawy na jego dnie. Może czekałam, aż resztki pianki ułożą się w jakieś słowo, którego magia przeniesie mnie do domu w mgnieniu oka? A może wystarczyłoby, gdybym stuknęła o siebie obcasami czerwonych bucików? Tyle, że nie miałam żadnych w tym kolorze, i nie miałam na imię Dorotka.
-Przyniosłem ci trochę omleta. Masz.- Z boku mojego pola widzenia pojawił się chudy tyłek Jr i siadł obok mnie, potem jedna dłoń wyjęła mi z rąk kubek, a druga wcisnęła w nie mały talerz z kilkoma kwadracikami ciasta. Każdy miał na wierzchu trzy dorodne jagody z kroplą gęstej śmietanki na środku i zdobiącymi ją kryształkami cukru. Zapach, jaki unosił się z talerzyka, był cudowny, przypominał mi dom i świąteczne wypieki mamy. Prawie widziałam ja, uśmiechniętą i zarumienioną, jak w nieodłączym fartuszku z naszytymi przeze mnie serduszkami wyjmuje z pieca blachę z owocowym plackiem z kruszonką.
To jeszcze bardziej mnie zasmuciło.
-Dziękuję. -Szepnęłam i wzięłam w palce jeden z kawałków, starając się nie zgubić jagód. Choć nie byłam głodna, zjadłam wszystko, wbrew sobie zachwycona smakiem potrawy: słodkie, puszyste ciasto doskonale komponowało się z nieco cierpkim jagodowym miąższem i kwaskawą śmietanką. Było takie, jak to, które piekła mama, prawie równie smaczne.
Jared odebrał mi z rąk pusty talerzyk i odstawił go na schodki nad nami.
-Co się dzieje, Ellie? Awaria komputera tak cię sponiewierała, że od rana raczysz mnie złośliwościami? Ja go nie zepsułem.- Powiedział, siedząc ze mną bok w bok. Drażniła mnie jego obecność, ale trzymałam się w ryzach.
-Tak, jestem sponiewierana, bo miałam w nim sporo ważnych rzeczy i wszystko straciłam. Poza tym tęsknię za domem. W ogóle życie mnie dziś boli, bo wczoraj powiedziałeś, że...- Wyrzuciłam z siebie jedym tchem, nie kończąc, i poderwałam się, gotowa uciec do swojego pokoju, żałując, że powiedziałam to ostatnie.
-Czekaj.- Jr złapał mnie w pasie i posadził z powrotem.- Mówiłem wczoraj dużo, możesz wyjaśnić mi, które z moich słów wpędziły cię w taki nastrój?
-Te, za które oberwałeś ode mnie ręcznikiem.- Warknęłam.- Puść mnie, dobra?- Szarpnęłam się, wyrywając z jego uścisku, i pobiegłam w górę schodów, po drodze przypadkiem strącając ze stopnia talerzyk. Słyszałam, jak rozbija się gdzieś niżej, i poczułam dziką, mroczną satysfakcję na myśl, że Jr pewnie zaraz poleci po miotełkę i sprzątnie szkło.
PICUŚ.
Usiadłam na łóżku, patrząc na zwłoki leżącego na posłaniu laptopa. Myślałam o tym, co działo się z moim życiem, w jakim jego punkcie się znalazłam, i żałowałam, że nie mogę napisać maila do siebie sprzed roku i przekonać w nim swoją młodszą wersję do pozostania w domu. Tyle, że pewnie nie uwierzyłabym wtedy w żadne napisane w liście słowo. Bo i dlaczego miałabym uwierzyć? Wtedy byłam nabuzowana pomysłami, pełna energii, wiary w to, że mi się uda. Pewna, że wystarczy chcieć. Znałam siebie, swoje możliwości, wiedziałam, że jestem ładna, że moja figura plasuje się w przedziale między "zgrabna" a "świetna dupa". Uważałam, że nie jestem głupia i naiwna, że między uszami mam coś więcej, niż trzymającą je na miejscu linkę.
I być może tak było tam, gdzie mieszkałam od urodzenia, ale nie tu, w LA. Tu byłam nikim, kolejną idiotką, której wydawało się, że jest lepsza od innych idiotek. Zwiedziłam zbyt wiele miejsc, w których szukałam pracy, i przeszłam zbyt wiele castingów dla modelek, by łudzić się, że mi się uda. Albo byłam za mało doświadczona, albo za niska, albo za młoda. Albo, co mnie przerażało, za pracę w miejscu, które dawało mi start ku karierze, musiałabym płacić sypianiem z przełożonymi.
Jakbym teraz trafiła lepiej.
Wszystko, wszędzie, kręciło się wokół seksu. Chcesz pracy-daj się przelecieć. Chcesz dobrego kontraktu- wypnij się i udawaj, że nic się nie dzieje. Po prostu schyl się po leżący na podłodze papierek i podnoś go na tyle długo, by stojący za tobą facet bez pośpiechu spuścił sobie z krzyża. I rób to samo za każdym razem, gdy ktoś zagrozi ci na drodze do sukcesu.
-Ellie, możemy porozmawiać?- Jr zjawił się w moim pokoju jak duch. Podszedł do łóżka i bez pytania o zgodę usiadł na nim, kładąc mi dłoń na kolanie.
-Chciałam pomyśleć trochę w spokoju, Jared.- Bąknęłam.
-Mam wrażenie, że za dużo myślisz, a za mało rozmawiasz. Zawsze jesteś taka skryta, czy to ja tak na ciebie działam?
Milczałam. Co miałam mu powiedzieć? Że za mało go znam, żeby mu się zwierzać? Że jest facetem, i na pewno i tak nic by nie zrozumiał? Że czuję się w jego domu samotna jak palec, bo nie mamy żadnych wspólnych tematów poza paroma przyziemnymi, jak pogoda czy to, gdzie każe mi się wieźć?
-Co się zepsuło? Wyłączył się?- Jr otworzył laptop, oglądając go z boków i od spodu.
-W ogóle się nie włączył, tylko zaczął buczeć a potem zgasł.
-Próbowałaś jeszcze raz go uruchomić?
-Tak. I nic.- Patrzyłam na świętej pamięci sprzęt z nieutulonym żalem.
-Wygląda na dość stary model.
Pewnie to twój rówieśnik, pomyślałam.
-Ma ponad dziesięć lat, sporo przeszedł. Należał do mojego brata, potem ja go dostałam.- Wyjaśniłam, zastanawiając się jednocześnie, jak podobne wyznanie musiało brzmieć w uszach kogoś, kto otaczał się luksusem.- To nie tak, że nie było nas stać na nowy komputer, tylko ten był jeszcze całkiem sprawny.- Dodałam szybko.
-Ależ rozumiem.- Pokiwał głową.
Dałabym sobie rękę uciąć, że nawet się nie zastanowił nad moimi słowami. Wydęłam usta, odwracając się do okna. Przez krótkie, muślinowe firaneczki widziałam kawałek ogrodu i fragment nieba. Miałam wrażenie, że nawet ono wygląda w dzielnicy bogaczy inaczej, lepiej. Że słońce świeci tu łągodniej, choć równie mocno, jak tam, gdzie wegetowałam przez ostatnie miesiące. Tam paliło, topiło człowieka, tu grzało i opalało.
Obrzuciłam wzrokiem ścianę, jedną z komód, podłogę z drogich klepek, miękki dywanik przy łóżku. Świat Jareda, pełen przepychu i beztroski. Nie mój. Ja byłam tu tylko w interesach, nawet nie mogłam czuć się w nim gościem.
-Więc mówisz, że to, co o tobie powiedziałem, tak cię przygnębiło?- Usłyszałam zaciekawiony głos Jr. Przysunął się do mnie, ręka, którą ściskał mi kolano, powędrowała na moje plecy i zaczęła je gładzić. Spięłam się, nie chciałam, żeby mnie dotykał. Gładzenie po plecach mogło być niewinne, ale... wszystko mogło zacząć się niewinnie, i skończyć tak, jak wczoraj wieczór. Znów czułabym to cholerne, niechciane gorąco w brzuchu, znów... Moje ciało domagałoby się wiecej, ogłupiając umysł.
-Ellie?- Jr nalegał na odpowiedź.
-Tak, i to bardzo. Stwierdziłeś, że powinnam zostać zawodową dziwką. Nikt nigdy nie ubliżył mi równie dotkliwie.- Powiedziałam ostro, strząsając z siebie jego rękę.- Nie dotykaj mnie.- Zerwałam się z łóżka, uciekłam do okna i siadłam mna parapecie, chcąc trzymać się na dystans.
-Nie chciałem ci ubliżyć.- Jr patrzył na mnie z zaskoczeniem. W twarzy miał też coś, co wyglądało na urazę, jakbym to ja zrobiła przykrość jemu. Wyglądał jak pokrzywdzony chłopczyk, z ulizanymi, związanymi włosami i niebieskimi oczami, wyrażającymi jego nieszczęście.- Ellie, nie miałem na myśli nic złego, po prostu stwierdziłem, że jesteś bardzo... żywiołowa. To świetnie, najgorsze, co może być, to dziewczyna, która w łóżku jest jak śnięta ryba. Wiem, co mówię. Jestem zachwycony tym, że reagujesz na mnie tak mocno.
-I z tego zachwytu powiedziałeś, że mogłabym zbić na dupie majątek, bo takie jak ja biorą sporo za noc.- Przypomniałam mu jego słowa.- To wiesz co, lepiej wiecej się nie zachwycaj, i w ogóle do chwili, aż zdecydujesz się na... na...- Jąkałam się, nie potrafiąc powiedzieć na głos, że chodzi mi o sfinalizowanie umowy.- I nie rozumiem, dlaczego trzymasz mnie tu, jak jakieś zwierzę. Zrób swoje, zapłać, i rozejdziemy się każde w swoją stronę.- Zacisnęłam dłonie na krawędzi parapetu, bo zaczęły drżeć. Nie mogłam jednak nic zrobić z równie drżącą brodą, ani z pchającymi się do oczu łzami. Napięcie, w jakim żyłam przez ostatnie dni, przez większość czasu ukryte pod pozorną beztroską, teraz zaatakowało ze zdwojoną siłą.
Pogubiłam się w tym, co czułam, i czego chciałam. Tak samo przerażała mnie perspektywa pójścia z Jr do łóżka od razu, jak zwlekanie i przebywanie z nim przez miesiąc. W pierwszym przypadku bałam się bólu, poniżenia, jakie wiązałoby się z tak bezosobowym i obojętnym załatwieniem sprawy. Nie chciałam tak, już nie chciałam.
W drugim przypadku bałam się tego, że nie będę umiała oprzeć się własnym seksualnym instynktom i temu, co obudził we mnie Jr. I tego nie chciałam.
Gdybym jeszcze nie była ze wszystkim sama, gdybym miała kogoś, kto by mnie wysłuchał, nawet nic nie mówiąc, po prostu pozwolił mi wyrzucić z siebie wszystko... Ale nie miałam nikogo takiego. Przecież nie zadzwonię do domu i nie powiem "Mamo, sprzedałam cnotę, poradź mi, czy mam ją oddać od razu, czy trochę się z facetem zabawić. Och, wszystko w porządku, po prostu gość chce mnie przez kilka tygodni tylko macać, a ja czuję się jak kurwa, bo mi się to podoba. Tak, mamo, wiem, że i tak nią jestem, ale bez macanek trochę mniej".
Ubranie wszystkiego w jasne, czytelne myśli, było ostatnią kroplą, która przepełniła czarę. Zrozumiałam, że jak bardzo bym się nie starała, co bym nie robiła, trafiłam do szufkadki z tabliczką "puszczalskie", i nie opuszczę jej, przynajmniej we własnych oczach. Jeśli nie przestanę się obwiniać, zawsze pozostanę sama dla siebie dziwką. Nawet w przyszłości, mając rodzinę, dzieci, będę myślała o sobie źle.
Wiedziałam, że nie mogę się wycofać. Sytuacja, w jakiej się znalazłam, była moim świadomym wyborem, i choć się z nią nie zgadzałam, nie mogłam pozwolić sobie na powrót tam, skąd zaczęłam. Tym bardziej, że nie miałam już nawet gdzie mieszkać, i jedynym wyjściem byłoby dla mnie zaczepienie się w jednym z przytułków dla bezdomnych. Na tak długo, aż uda mi się znaleźć pracę. Mogłabym wtedy odkładać każdy grosz, żeby kupić bilet na pociąg i wrócić do domu.
I odkładałabym przez kilka miesięcy, jeśli miałabym szczęście i utrzymałabym pracę przez ten czas. Wizja powrotu do domu odsuwałaby się w nieskończoność.
Nie. Nigdy więcej nie wrócę do tego, co przeszłam. Tym bardziej, że moja podświadomość podpowiadała, iż wcześniej czy później i tak skończyłabym, jako dziwka. Gdy nie ma szans na uczciwe, normalne zajęcie, instynkt samozachowawczy przytłumia wszystko inne i podpowiada jakiekolwiek wyjście, dające szanse na przeżycie, a rozpacz stoi obok i potakuje, widząc w tym jedyną opcję.
Już raz miałam za sobą pełen emocji wieczór, zakrapiany dodającym odwagi sikaczem. Wieczór, w którym z zamkniętymi oczami nacisnęłam "enter", wysyłając swoje ogłoszenie. Drugi raz nie chciałam tego przechodzić. Nie, nie byłoby drugiego razu. Nie miałam już komputera. Drugi raz miałby miejsce na ulicy, w jakimś ciemnym zaułku, albo tanim klubie. Bez targowania się o cenę, bez widoków na to, że sprzedam się tylko jednemu mężczyźnie.
I bez cienia przyjemności, za to z ryzykiem złapania czegoś, co mnie zabije. Lub z opcją, że klient potraktuje mnie brutalnie, może pobije, albo zgwałci.
Odsunęłam od siebie te jakże budujące myśli i wróciłam do rzeczywistości.
Jr nadal tkwił tam, gdzie go zostawiłam, zmienił jedynie pozycję i teraz półleżał, wsparty na łokciach, z nogami wyciągniętymi przed siebie i skrzyżowanymi w kostkach. Przyglądał mi się z zainteresowaniem, jakby czytał w mojej twarzy i nie do końca rozumiał, co widzi.
Miałam ochotę powiedzieć "Nie gap się", ale przezornie trzymałam język za zębami. Musiałam upomnieć sama siebie, że nie jest winien mojej sytuacji, aczkolwiek ją wykorzystywał. Inny facet na jego miejscu zrobiłby to samo, może nie w ten sam sposób, ale jednak.
-Dalej mnie nienawidzisz?- Jr przerwał milczenie, zadając mi z zaskoczenia pytanie, na które nie byłam przygotowana.
-Nie, czemu?- Zdziwiłam się.
-Wczoraj mi tak powiedziałaś, i zrobiło mi się przykro.
-Wkurzyłam się.- Wzruszyłam ramionami.
Przykro? Było mu przykro? Może raczej miał morala, a nie zaraz :przykro.
-Więc skoro mnie nie nienawidzisz, to czujesz do mnie lekką niechęć, jestem ci obojętny, czy może trochę mnie lubisz?
-Po co ci to wiedzieć?- Moje zdziwienie było jeszcze większe.
-Bo jestem ciekaw.- Poruszył brwiami.- Niechęć?- Podsunął.
-Nie.
-Obojętność?
-Nie. Trochę cię lubię, Jak na faceta w takim wieku jesteś nawet fajny.- Powiedziałam, czerwieniąc się.
Na spokojnie był całkiem znośny, dlatego przyznałam się do sympatii, jaką do niego żywiłam. Fakt, że owo uczucie było po części pomieszane z wdzięcznością za mieszkanie, wyżywienie i to, co mi kupował, jakoś dziwnie mi nie przeszkadzał. Wolałam połączyć obie emocje w jedno, niż nabierać przeświadczenia, że jego dobroduszność jest niczym innym, jak sponsoringiem.
Jared roześmiał się szczerze.
-Jeszcze nigdy żadna dziewczyna nie powiedziała mi, że jestem fajny.- Pokręcił głową, chichocząc.- Spytałaś przed chwilą, dlaczego cię tu trzymam, zamiast załatwić sprawę od razu.- Spoważniał, wracając do tego, o czym mówiłam przedtem. Znów mnie zaskoczył, bo prawie zapomniałam, że w ogóle poruszyłam ten temat.- O ile pamiętam, w pierwszej rozmowie z tobą jasno określiłem, czego chcę, i czego nie chcę. A także, czemu nie ufam.
-Pękającym prezerwatywom.- Podpowiedziałam.
-Właśnie. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że pod tym względem jestem przewrażliwiony. I to tak, że sama myśl o ewentualnej awarii i późniejszych możliwych konsekwencjach skutecznie eliminuje u mnie wzwód.- Przy tych słowach podniósł dłoń, wyprostował wskazujący palec, potem pozwolił mu opaść w dół. Gest był tak wymowny, że mimowolnie ujrzałam przed oczami obraz gołego Jr, takiego, jak widziałam go przez pustą wyrwę po drzwiach. Dziwiło mnie, że choć naprawdę nie patrzyłam wtedy poniżej jego twarzy, dokładnie zapamiętałam widok czegoś zupełnie innego.
-Dlatego poczekam, aż zaczniesz brać tabletki.- Mówił dalej, opuszczając rękę na obudowę martwego laptopa.- Będę miał spokojną głowę, że nie nabroję, nawet jeśli w ogóle dam sobie spokój z lateksem. Z tego co wiem, na ogół pęka łatwiej, niż błona dziewicza.
-Jared!- Zarumieniłam się po uszy, słysząc jego ostatnie słowa. Nie byłam przyzwyczajona do tego, by rozmawiać z kimś na tego typu tematy. Moja mama nie była osobą, z którą można o tym pomówić, tato i brat z wiadomych względów odpadali, z żadnym ze swoich chłopaków nie byłam nigdy na etapie, na którym zaczyna się mówić o seksie. Siłą rzeczy jedyne rozmowy o tym prowadziłam z koleżankami, więc słysząc z ust Jr takie uwagi, byłam zażenowana.
Jared wstał z łóżka, podszedł do okna, rozsunął mi kolana i wcisnął się między nie, stając tuż przede mną.
-Nie masz pojęcia, jak cholernie jesteś kusząca w chwili, gdy coś cię zawstydza.- Powiedział cicho, pochylając mi się do ucha.- Dla samego widoku mógłbym mówić ci różne świństewka.- Odchylił się trochę w tył, tylko na tyle, żeby na mnie patrzeć. równocześnie położył mi dłonie na pośladkach i ściągnął mnie na sam skraj parapetu, wysuwając biodra w moim kierunku. Pozycja, jaką teraz przyjmowaliśmy, była daleka od niewinnej: miałam szeroko rozsunięte uda, plecy oparte o szybę, praktycznie wisiałam w powietrzu, mając za jedyne podparcie kawałeczek parapetu i... podbrzusze Jr. Nie był podniecony, za co dziękowałam niebiosom, choć byłam też rozczarowana jego brakiem reakcji na mnie.
Boże, co we mnie siedzi? Kim jestem? Czym jestem? Co się ze mną w ogóle dzieje?
-Mówiłeś, że dasz mi swojego starego lapka.- Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy, chcąc przegonić idiotycznie ciężką atmosferę, jaka zaczynała się tworzyć. Każdy temat był do tego dobry, nawet jeśli wyszłam na taką, co się naprasza. I olać to, czy laptop miał być jałmużną, czy nie.
-Faktycznie, obiecałem ci go dać. Zaraz go poszukam.- Jr puścił mnie z dosyć zawiedzioną miną i wyszedł do swojego pokoju.- Maszyna ma jakieś cztery lata, może być?- Krzyknął do mnie po chwili.
-Jasne.- Zeskoczyłam na podłogę i stanęłam w przejściu między naszymi sypialniami.
Jr siedział na dywanie obok jednej z szaf i trzymał na kolanach otwartego laptopa w białej obudowie. Najwyraźniej już go włączył, bo pisał coś i klikał na klawiaturze, z uwagą patrząc na monitor.
-To jeden z modeli HP, ma bardzo dobre parametry. Nawet mu się bateria nie rozładowała, choć stał w kącie kilka miesięcy.- Powiedział, zerkając na mnie.- Muszę pousuwać z niego parę osobistych rzeczy.
-Jakich?- Z zaciekawieniem usiadłam na jego łóżku, nie chcąc zaglądać mu przez ramię. Skoro usuwał coś osobistego, pewnie nie chciał, żebym to zobaczyła, więc nie patrzyłam. Przeszło mi jednak przez myśl, że w odwrotnej sytuacji on nie miałby skrupułów, żeby śledzić moje poczynania.
-Notatki, kawałki nowych tekstów, nuty, parę zapisanych na dysku maili od dziewczyny, jakieś fotki.- Mruknął, zajęty sprzątaniem w komputerze.- Wolałbym, żeby nie pojawiły się później gdzieś w sieci.- Dodał, znów rzucając mi krótkie spojrzenie.
-Miałeś dziewczynę?- Tylko to mnie zaciekawiło.
-Miałem. Ale praca zajmuje cały mój czas i nie widziałem sensu w kontynuowaniu związku, który z nią kolidował.- Przestał klikać i podniósł głowę.- Usunąłem najważniejsze rzeczy, zostawiam ci parę swoich fotek.- Zamknął laptop.- Jest twój.- Wstał i podał mi go.- Idź się bawić, ja mam zamiar zacząć się pakować. Muszę zdecydować, co chcę zabrać, a sporo tego będzie.
-Ja też mam się pakować?- Zatrzymałam się w połowie drogi do siebie.
-Niekoniecznie. Masz na to jeszcze parę dni, lecimy za tydzień od dziś.
-Już za tydzień? Myślałam, że później.- Przyznałam, zaskoczona. W ogóle nie wierzyłam jeszcze w cały ten wyjazd, nadal pozostawał dla mnie czymś czysto hipotetycznym.
-Aha, za tydzień. A co, wolałabyś pobyć tu sobie ze mną dłużej?- Jr podparł się rękami pod boki, patrząc na mnie z uśmiechem.- Tak ci się spodobało?
-Nie o to mi chodzi.- Odwróciłam wzrok, speszona jego sugestią.
-Przez ten tydzień jeszcze sporo się wydarzy, Ellie. Obiecuję, że będzie dla ciebie wyjątkowo atrakcyjny. 
-Pojedziemy w jakieś ciekawe miejsca?- Spytałam naiwnie.
-Nie, na to już nie będę miał czasu, poza tym wolę nie pokazywać się z tobą w ten sposób. Miałem na myśli całkiem inne atrakcje.- Uśmiechnął się znacząco i podniósł dłoń, gdy otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć.- Nie, Ellie, żadnych sprzeciwów. Wiem i rozumiem, że masz obiekcje, bo jesteś w pewien sposób czysta, wiem, i nie rozumiem, dlaczego masz wyrzuty sumienia.
-Skąd…- Zaczęłam i zamilkłam, zdumiona. Czyżby czytał w myślach?
-Potrafię obserwować, Ellie. Widzę, co się z tobą dzieje, choć miałem ku temu okazję ledwie dwa razy.- Podszedł i wziął mnie za ręce.- Nie musisz mieć do siebie pretensji o to, że pewne rzeczy sprawiają ci przyjemność. To całkiem naturalne. To znak, że jesteś zdrowa, reagujesz w prawidłowy sposób na odpowiednie bodźce. Czym tu się martwić?
-Nic nie rozumiesz, Jared.- Odważyłam się odezwać, unikając starannie jego wzroku.- Gdybyś… gdybyśmy… - Jąkałam się. Jak mam mu powiedzieć, że czuję się źle, bo mnie kupił? Bo uważałam, że muszę pozwalać mu na wszystko dlatego, że mnie chwilowo utrzymuje? Że przyjemność, którą odczuwam, jest dla mnie wyznacznikiem dziwkarstwa?- Ja tak nie mogę. Nie za pieniądze.- Spojrzałam mu w oczy. Zrozumie? Nie zrozumie?
Jr patrzył na mnie długo, jakby studiował moją twarz, potem westchnął.
-Za pieniądze?- Powtórzył, zdziwiony.- Ellie, dostaniesz je tylko za dziewictwo, tak, jak było umówione. I dopiero po tym, jak ci je odbiorę. Reszta… Mieszkasz ze mną, więc jeśli tak będzie ci łatwiej, udawaj, że coś nas łączy. Jakbyś mieszkała ze swoim chłopakiem. Nie myśl ciągle o forsie, bo zanim ją dostaniesz, wiele może się zdarzyć. Może nawet w ogóle cię nie naruszę, kto wie? A póki co, bierz całą sytuację za taką, jaka panowałaby w luźnym związku bez zobowiązań. Czerp swoją porcję przyjemności, jeśli ją czujesz, i przestań wymyślać jakieś nieistniejące problemy z sumieniem, czy co tam ci nie daje spać.- Machnął ręką.- Ja nie mam zamiaru odmawiać sobie pieszczot, i tobie radzę postępować tak samo. Masz okazję trochę się nauczyć, trochę przeżyć. Po co dorabiać do tego jakąś filozofię? Podniecasz się? To świetnie. Masz orgazm? Jeszcze lepiej. Nikt nie będzie cię z tego rozliczał ani robił ci wyrzutów, poza tobą samą. Jeśli masz okazję mieć frajdę, to korzystaj, zamiast zastanawiać się, jak wielką dziwką wtedy będziesz.- Przymrużył na sekundę oczy.- Byłabyś większą, stając się zimna, wyrachowana i obojętna. 
-Serdeczne dzięki. Więc i tak nią jestem?- Fuknęłam na niego.
-Ty to powiedziałaś.- Przewrócił oczami.- Ja pierwszy raz będę płacił za stosunek seksualny, więc też czuję się z tym trochę dziwnie. Czy w takim razie możemy skończyć ten temat i więcej do niego nie wracać? 

Przez pół dnia zastanawiałam się nad słowami Jr. Miały sens, którego nie mogłam im odmówić mimo wszelkich starań ze swojej strony. Fakt, miałam dostać forsę za dziewictwo, coś tam jeszcze było o stówce za każdy dzień mojego oczekiwania na finał, ale po prawdzie to zostało wciągnięte pod umowę o pracę, którą naprawdę wykonywałam. Rzeczywiście więc Jared nie miał płacić mi za nic innego, jak prowadzenie jego wozu i to, co kupił. Czy więc mogłam wziąć sobie do serca jego radę i zacząć udawać przed sobą, że po prostu sobie romansujemy "przed"? Nie mogłam powiedzieć, żeby podobny teatr nie był kuszący. Moja podświadomość co prawda podpowiadała, że i tak nie pozbędę się poczucia winy, ale świadomość przekonywała, że będzie o wiele mniejsze, a sumienie cieszyło się, że odpocznie i zrobi sobie wolne. To było naprawdę bardzo obiecujące, ale...
Zawsze było jakieś "ale". W tym wypadku polegało na moich obawach, czy wchodząc w rolę dziewczyny, będącej z Leto w, jak to określił, luźnym związku, nie wczuję się w nią za mocno. Nie chodziło o to, że mogłabym się w swoim szefie zakochać, to już z sobą omówiłam i odpowiedź brzmiała "Niemożliwe". Jednak znałam siebie. Skoro bycie jego dziwką tak mnie męczyło, jak będę się czuć, udając przed sobą jego dziewczynę, nawet taką, którą ukrywa przed światem? Już myślałam o tym ostatnim jako o czymś, co robiłby z konieczności, nie chcąc narażać mnie na plotki a siebie na ciągłe dopytywanie się ze strony mediów. Zwiazek ukrywany przed ludźmi, tajemniczy, kwitnący w czterech ścianach, tylko dla nas...
Proszę, jak szybko znalazłam wytłumaczenie tego, że poza domem bylibyśmy dla siebie obojętni. Ja już widziałam to w ten sposób. Już weszłam w rolę, jaką Jared mi podpowiedział, i co mnie najbardziej zaskoczyło, ta gra mi odpowiadała. Czy raczej- odpowiadała tej mojej części, która wcześniej próbowała zagłuszyć drugą, nazywającą mnie kurwą. Teraz tamta miała się ode mnie odczepić.
Spokojniejsza, zadowolona i z powracającym optymizmem, napisałam mail do brata. Poinformowałam go, że mam pracę w agencji fotomodelek, miesięczny kontrakt, dzięki któremu trochę zarobię w reklamie. Tym samym puściłam w obieg stworzoną przez siebie bajkę. Potem zadzwoniłam do domu i to samo powiedziałam mamie. Wspomniałam też, że kogoś mam, ale nie wdawałam sie w szczegóły i dodałam, że jeszcze nie wiem, czy to "na poważnie". Nie powiedziałam też, że mieszkam ze swoim chłopakiem.
Było mi głupio, że muszę mamę okłamywać, ale konieczność utrzymania swojego imienia w dobrym świetle nie dawała mi możliwości bycia szczerą. To cena, jaką musiałam zapłacić za swoją naiwność sprzed roku, i coś, z czym będę musiała żyć.
Wiedziałam jednak, że teraz sobie z tym poradzę. Musiałam. Byłam silna, młoda, miałam przed sobą całe życie. Wrócę do domu, dokończę bajkę, podając jak najmniej szczegółów, i choć przez jakiś czas będę zapewne na językach, potem wszystko ucichnie.
Wyłączyłam swój nowy sprzęt i zeszłam na dół. Było już popołudnie, praktycznie cały dzień upłynął mi pod znakiem nic-nie-robienia. Co prawda posprzątałam w swoim pokoju, doradziłam kilka razy Jr, jakie ciuchy może sobie odpuścić i co moim zdaniem wygląda na nim, jak zdjęte z młodszego brata i wciśnięte na siłę, ale poza tym nie zrobiłam nic naprawdę konstruktywnego. Aż dziwne, że byłam zmęczona bardziej niż wtedy, gdy woziłam Jr po całym mieście przez kilka godzin.
Jego samego znalazłam w kuchni, zajętego przeglądaniem zawartości lodówki.
-Co robisz?- Oparłam się o szafkę obok.
-Patrzę.- Zerknął na mnie z uśmiechem, dzięki któremu jego twarz odmłodniała o kilka lat. W ogóle wyglądał jakoś tak... ładnie?- Pomyślałem, że możemy zrobić sobie dziś na kolację ucztę ze wszystkiego, na co przyjdzie ci ochota.
-Pomijając to, co stoi na drugiej półce.- Wtrąciłam z przekąsem, widząc z zadowoleniem, jak na policzki Jr wypływa delikatny rumieniec. Ha, więc i on potrafił się speszyć? Czyżby jednak był człowiekiem?
-Bez żadnych ograniczeń.- Odwrócił wzrok, znów obrzucając nim wnętrze lodówki.- Zawsze przecież mogę kupić to, co się skończy, poza tym i tak za tydzień wyjeżdżamy.
-Jesteś bardzo wspaniałomyślny, Jared.- Nie mogłam odmówić sobie sarkazmu, słysząc jego ostatnie słowa.- Spotyka mnie coś niebywałego: mogę skosztować tego, czym karmi się mój szef.
Jr łypnął na mnie krzywo.
-Znów zaczynasz być niemiła? Powinnaś wiedzieć, że wcale mi się to nie...- Przerwał mu dzwonek leżącego na stole Blackberry. Zauważyłam, że zawsze miał telefon pod ręką, albo nosił go przy sobie. Byłam pewna, że nie rozstaje się nim nawet siedząc na sedesie. Co wtedy robił? Pisał na Twitterze? Oglądał coś? Bo raczej nie rozmawiał z obawy, że wyrwie mu się jakiś dziwny dźwięk.
Podciągnęłam się w górę i siadłam na szafce, machając od niechcenia nogami. Jr odszedł z telefonem na drugi koniec kuchni, jakby nie chciał, żebym słyszała, co mówi, ale rozmawiał na tyle głośno, że docierało do mnie każde jego słowo. "Dobrze, rozumiem, bez przesady, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, no dobrze, tak, mówię, że dobrze, kto będzie? Aha, jasne, tak, tak, to narazie, pa."
Odłożył telefon.
-Shannon urządza kameralnego grilla dla paru osób.- Wrócił do mnie i usiadł na szafce, tak jak ja.
-Mam cię zawieźć?- Spytałam, spodziewając się potwierdzenia.
-No raczej. Musisz zarobić na swoje utrzymanie, prawda?- Trącił mnie ramieniem.
-Wypadałoby.- Zgodziłam się. Nie wiem, czy zrobił to specjalnie, czy też stwierdzenie, że muszę zarobić wożeniem go, było czysto przypadkowe, ale dla mnie znaczyło jedno: naprawdę uważał, że moim dochodowym zajęciem jest TO, a nie migdalenie się z nim po kątach.- Pewnie będę musiała odebrać cię od braciszka w środku nocy?- Dopytywałam się, przekonana że nie uwzględniono mnie na liście grillowych gości. Co jak co, ale nikt nie zaprasza cudzego kierowcy na celebrycką imprezę, choćby to była zwykła domówka. A może nawet szczególnie wtedy.
-Nie. Shannon uparł się, że też masz tam być. Nie jestem do tego przekonany, ale jeśli zachowasz się powściągliwie, może nikt nie zacznie mieć podejrzeń.- Znów trącił mnie ramieniem, co zaczęło mnie odrobinę drażnić. Nie lubiłam być trącana jak jakiś niedorozwój, którego trzeba palnąć, żeby zaczął myśleć.
Zeszłam z szafki, odsuwając się na bezpieczną odległość, poza zasięg kościstych ramion Jr.
-Nie musisz się obawiać, potrafię być okropnie powściągliwa. Do tego stopnia, że przy obcych mogę zwracać się do ciebie "Sir".- Burknęłam, choć doskonale rozumiałam, dlaczego mam zachowywać się tak, by nie dawać nikomu powodów do plotek.
-Jeszcze czego.- Rzucił ostrym tonem, jakbym go co najmniej zwyzywała.- Po prostu udawaj, że jesteśmy w czysto zawodowych stosunkach, i będzie dobrze. Nie kłóć się ze mną, nie pyskuj, nie spoufalaj się. Bądź zawodowo uprzejma.
-Owieraj przede mną drzwi w samochodzie, zamykaj je, kłaniając się zdejmuj czapkę.- Dodałam od siebie.- Chyba nie mam ochoty tam jechać, to znaczy, zostać. Jechać muszę.
-I co, po pół godzinie wkręcisz się tak, jak do klubu? To już wolę mieć cię na oku od początku.- Jr zmarszczył czoło, patrząc na mnie chłodno.- Zostaniemy u Shana na noc, więc możesz trochę wypić, ale masz się z tym kontrolować. Pamiętaj, że jesteś córką mojego kumpla, i nie chcesz narobić rodzinie wstydu. Byłoby nieprzyjemnie, gdybym musiał holować cię pijaną do pokoju, albo wciągać pod prysznic, żeby spłukać z ciebie wymiociny.
-Mam nadzieję, że Shannon ma zamki w drzwiach, inaczej tam nie śpię. Wiesz, co on mi proponował?- Zarumieniłam się na samo wspomnienie, pomijając milczeniem uwagę o piciu, czy raczej nie piciu alkoholu.
-Domyślam się, dobrze go znam. Ale nie musisz się obawiać, będziesz spać ze mną, więc nic ci nie grozi.
"Będziesz spać ze mną, więc nic ci nie grozi." Czy on słyszał to, co właśnie powiedział?
Parsknęłam śmiechem, rozbrojona w jednej chwili komizmem wypowiedzi Jareda. Słodki Boże, to tak, jakby był impotentem, albo gejem, przy którym ładne, seksowne dziewczyny mogą spać całkiem spokojne o swoją cześć. Jakby jego jedyną prawdziwą nieruchomością było to, co nosi w spodniach.
-Co cię tak rozbawiło, Ellie?- Jr w sekundę znalazł się przy mnie, cały aż skręcając się z ciekawości.
-Bo powiedziałeś, że nic mi nie grozi.- Wystękałam, chichocząc.- Dobra, masz te swoje 40 lat, ale nie wiedziałam, że tak już z tobą źle.
Jr zastygł jak posąg i spochmurniał szybciej, niż zdążyłam dokończyć zdanie. Podniósł dłoń i pokiwał mi wskazującym palcem przed samym nosem.
-Przekonasz się, jak bardzo nic ci nie grozi, gdy przyjdzie na to czas. Zapewniam cię, Eleanor, że długo tego nie zapomnisz.- Okręcił się na pięcie i wyszedł, zgarniając w drodze nieodłączny telefon.
Nie wiem czemu, ale w ogóle się nie przestraszyłam. Wręcz przeciwnie: słowa, które miały chyba być grośbą, dla mnie brzmiały bardziej jak obietnica, budząc w moim brzuchu przyjemne, ciepłe doznania.
Boże, ratuj! Co jest ze mną nie tak, jak powinno?

Jared powiedział, że mam ubrać się skromnie. Dobrze. Tylko co przez to rozumiał? Czy jego "skromnie" odnosiło się do tego, że mam mieć na sobie coś, co odsłoni maksymalnie moje ciało, czy też coś, w czym będę wyglądać, jakbym wybierała się do szkółki niedzielnej? Kameralny grill, hmm. Podejrzewałam, że w wykonaniu Shannona może być to tęga popijawa w prawie męskim towarzystwie, okraszonym obecnością paru prawdziwych kurew. Że jego kameralni goście będą ganiać za półgołymi panienkami, skakać na golasa do basenu, kopulować w krzakach, albo i na oczach innych, w zależności od tego, ile wódki w siebie wleją. Ale, z drugiej strony, jakoś wątpiłam, żeby Jr chciał brać udział w takiej zabawie, tym bardziej, że nakazał mi powściągliwość. Choć co ja mogłam wiedzieć o upodobaniach Jareda, znając go tylko kilka dni i widząc, że podnieca go zawstydzanie mnie i macanki? Może wiedział, na jaką imprezę idzie, i dlatego nie chciał mnie zabrać?
Ale co tam, zawsze moge dać nogę, zabrać samochód i wrócić do domu, a potem pojechać po szefuńcia, jak już wytrzeźwieje i dojdzie do siebie. Poradzę sobie.
Zdecydowałam się na strój, łączący w sobie oba rodzaje skromności: błękitne legginsy przed kolana, białe sportowe buty i luźną szarą bluzkę, na tyle długą, by zasłaniała mi pośladki. To tak w razie, gdyby Jr chciał się czepiać, że świecę tyłkiem. Skoro szliśmy na grilla głupio by było, gdybym ubrała na siebie sukienkę, pasującą bardziej na wykwintną kolację. Poza tym, do legginsów nie musiałam robić makijażu, ani upinać włosów, co było dodatkowym plusem. Nie lubiłam się malować, miałam delikatną, czystą i ładną cerę, nie wymagającą korekty.
Spakowałam do plecaczka zapasową koszulkę do spania, dodatkową parę majtek, również przeznaczoną na noc, telefon, prawo jazdy, i zbiegłam na dół, rozglądając się za Jr. Czekał już, a jakże, stukając palcami w ścianę przy drzwiach do garażu.
-Jak zawsze pełen cierpliwości.- Zauważyłam, mijając go.- Fajnie wyglądasz.- Dodałam, obrzucając wzrokiem jego postać. Miał na sobie jasne, wypłowiałe i potargane artystycznie dżinsy, jasną koszulkę z jakimiś symbolami, rozpuszczone włosy kładły mu się na ramionach, wijąc się lekko. Skrócił nawet zarost, dzięki czemu nie prezentował się już tak jezuskowato, jak wcześniej.
-Dziękuję. Tobie też niczego nie brakuje, widzę, że potrafisz dobrać garderobę odpowiednio do okazji. – Ruszył za mną.- Mogę?- Spytał, równocześnie podnosząc mi bluzkę do połowy pleców.
-Specjalnie ją ubrałam, żeby nikt nie patrzył.- Zakręciłam się ze śmiechem, zakrywając pośladki rękami.
-Mnie wolno. Przynajmniej wtedy, gdy nikt nie widzi, co robię.- Puścił mi bluzkę i zamknął drzwi do holu.- Wyjedź, uruchomię alarm.
Poczekałam na podjeździe, potem patrzyłam jak wsiadał z tyłu, moszcząc się wygodnie na obszernym siedzeniu. Takiemu to dobrze, pomyślałam. Nie dość, że ma kogoś, kto go wozi, to jeszcze sobie tego kogoś, jak to nazywał, zapnie.
Swoją drogą dopiero od niego usłyszałam to określenie, i nie powiem, żeby było dla mnie wulgarne. Nie wiem dlaczego, ale brzmiało o wiele delikatniej, niż te, których na ogół używali faceci. „Zapiąć” było lepsze dla ucha, i dla wyobraźni, niż „zerżnąć”, „wydymać”, „jebać”, albo inne, równie prostackie. To tak, jakby Jr chciał być jednocześnie  wulgarny i kulturalny.
W ogóle cały był dziwnie dwojaki, co powoli zaczynałam zauważać. Spokojny, ale wpadający w zdenerwowanie z byle powodu, i równie szybko wracający do siebie. Stanowczy, a równocześnie ustępujący pola. Czy to mogło okazać się dla mnie korzystne? Być może, ale nie zamierzałam tego sprawdzać… poza pewne granice. Nie byłam jeszcze do końca pewna, ale chyba... chciałam, żeby trochę się do mnie przywiązał, a naciągając gumkę, jaką była jego cierpliwość, mogłam sobie zaszkodzić. Musiałam przyznać przed sobą, że przywykłam do niego i do myśli o tym, co z nim zrobię. Przywykłam tak, że już nie chciałam tego zmieniać. Przekonałam nawet siebie, że to nie takie złe, jak mi się początkowo wydawało. Siła autosugestii, ot co, a wszystko przez to, co mi dziś powiedział.
-Dlaczego jesteś dla mnie taki... dobry?- Wyrwało mi się nagle.
Kurde, chciałam zadać to pytanie sobie, i sama na nie odpowiedzieć przypuszczeniami.
-A jestem?- Odbicie Jr spojrzało na mnie zdziwione ze wstecznego lusterka.
-Jesteś. Zupełnie tego nie rozumiem.- Skoro już zaczęłam, poszłam dalej.- Dałeś mi pracę, mieszkanie, mówisz, że zabierzesz mnie w podróż. Dlaczego to robisz? Trudno mi uwierzyć, że to tylko z powodu mojego dziewictwa. Nie jestem też specjalnie piękna, przezgrabna, ani szczególnie inteligentna. I nie zrobiłam nic, czym bym na to zasłużyła.
-Może cię rozczaruję, ale stawiam na własną wygodę. Mam cię pod ręką, wiem, co robisz, mogę nacieszyć się tobą, kiedy chcę. I napawać się oczekiwaniem. To cholernie podniecające, patrzeć na ciebie, dotykać cię, i myśleć, odliczać dni, czuć ten dreszczyk, to napięcie.- Pochylił się tyle, na ile pozwalał mu zapięty pas, i położył mi dłoń na ramieniu.- Poza tym jesteś cała w moim typie, jakby zrobiona na moje specjalne zamówienie. Naturalna blondynka z pięknymi nogami i drobnymi piersiami, do tego zielonooka. Mój ideał, jeśli chodzi o typ urody. To dodatkowo mnie podbudowuje. Kurwa, Ellie, dałbym za ciebie więcej, gdyby jakiś frajer próbował mi cię podkupić.
-A ja myślałam, że mnie lubisz.- Westchnęłam, rzeczywiście rozczarowana.
-Bo tak jest.- Usiadł normalnie i odwrócił się do okna.- Pamiętasz adres Shana?
-Tak.- Mruknęłam. Miałam doskonałą pamięć do miejsc, w których już byłam, i do tras, którymi jechałam. Być może powinnam jeździć na taksówce, zamiast próbować zaczepić się gdzieś jako barmanka, sprzedawca, czy modelka. Dlaczego dopiero teraz o tym pomyślałam?
-Gdy będziemy na miejscu, postaraj się nie odpowiadać szczegółowo na żadne pytania, dotyczące naszych kontaktów. Mów po prostu, że u mnie pracujesz, a za miesiąc wracasz do domu, bo idziesz na studia, czy coś. O mojej znajomości z twoim ojcem nie miałaś pojęcia, dokąd się z tobą nie skontaktowałem.
-Okej.- Kiwnęłam głową. Nawet go dokładnie nie słuchałam, spodziewając się z góry, co powie. Myślami byłam gdzie indziej, bujałam w obłokach, unosząc się na skrzydłach samolotu, wiozącego mnie do odległych, obcych miejsc. Naprawdę pojadę do Europy?
-Ufam, że nie będę musiał się za ciebie wstydzić ani tłumaczyć.
-Co?- Wróciłam z chmur w sekundę, natężając uwagę.
-Mam nadzieję, że nie będziesz chciała zabłysnąć i nie zaczniesz pleść głupot, zwracając na siebie uwagę.
Zahamowałam bez ostrzeżenia i zatrzymałam wóz na środku drogi. Jr zaparł się rękami o fotel pasażera, zaskoczony. Odwróciłam się do niego.
-Wracam. Pieszo.- Rozpięłam pas.- Daj mi tylko kod do alarmu, żebym nie siedziała do południa na schodach.- Złapałam plecaczek, który spadł na podłogę.- Nie będziesz mnie obrażał i traktował jak przygłupa, który nie potrafi się zachować.
-Przestań wariować, Ellie.- Jr rozpiął się i przesunął do przodu.- Jedź.
-Sam sobie jedź.- Sięgnęłam do klamki.- Kod.
-Przypominam ci, że pracujesz u mnie i jeśli nie...- Zaczął tonem mentora, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło.
-To mnie, do diabła, wylej!- Wysiadłam, mocno zatrzaskując za sobą drzwi, i ruszyłam w drogę powrotną.
Miałam do przejścia dobry kawałek, ale było mi wszystko jedno. Złość, żal i zniechęcenie gotowały się we mnie, tworząc jedną, kłującą w piersi mieszankę emocji. Brak zaufania ze strony Jr mocno mnie zabolał, bo przecież miał już próbę tego, że umiem się zachować, gdy siedzieliśmy na spotkaniu z Emmą. Nie narobiłam mu wstydu, nie gadałam głupot, a on mimo to trząsł się ze strachu, że jestem do tego zdolna.
-Ellie, wracaj.- Jego głos dogonił mnie po kilku krokach, ale nie zareagowałam.
Chwilę później usłyszałam, że wóz zawraca, rusza, potem zrównał się ze mną.
-Wsiadaj i nie rób scen.- Jr wychylił się z okna, mówiąc stanowczo, choć niezbyt głośno. Bał się, że któryś z mieszkańców okolicznych posiadłości coś usłyszy?
-Nie chcesz, żebym tam była, więc odetchnij z ulgą, bo nie będę. I nie martw się, nie dam nogi, prześpię się na leżaku nad basenem.- Zarzuciłam plecaczek na ramię i przyspieszyłam kroku, nie obdarzając Jr nawet jednym spojrzeniem. Miałam gdzieś, co zrobi, byłam tak nabuzowana, że równie dobrze mógł mnie wywalić na ulicę razem z rzeczami, które z sobą przyniosłam, wprowadzając się.
-Wsiadaj, Eleanor.
Zbyłam to milczeniem, idąc przed siebie z mocnym postanowieniem, że się nie dam. Samochód został w tyle, potem dźwięk silnika umilkł. Niech jedzie, pomyślałam, i bawi się dobrze bez obaw, że splami swój pieprzony honor.
Kilka minut później, zupełnie niespodziewanie, poczułam, że ktoś łapie mnie od tyłu i obejmuje mocno ramionami, zatrzymując w miejscu. Mijałam właśnie sporą kępę krzaków, mogącą skrywać w sobie całe stado zboczeńców. Pisnęłam, omal nie mocząc sobie ze strachu spodenek, i szarpnęłam się, próbując odzyskać swobodę.
-Powiedziałem, żebyś wsiadła.- Usłyszałam przy uchu i... rozpłakałam się z ulgi, że to Jr, a nie ktoś obcy, komu na mój widok, idącej samotnie wieczorem pustą ulicą, zachciało się gwałtu. Cała złość wyparowała ze mnie w jednej chwili. Zrozumiałam, że przez krótki moment byłam przygotowana na ból, poniżenie, nawet na śmierć, i byłam szczęśliwa, że tego uniknę. Czułam tak wielką euforię, pomieszaną z wdzięcznością, że nogi się pode mną ugięły, i gdyby Jared mnie nie trzymał, pewnie padłabym jak długa.
Odwróciłam się do niego, gdy tylko pozwolił mi to zrobić, i przytuliłam się, zarzucając mu ręce na szyję. Czułam się ocalona, bezpieczna w jego ramionach, i chciałam, żeby to wiedział. Nie mogąc wydobyć słowa ze ściśniętego gardła szukałam innego sposobu okazania emocji, i wreszcie go znalazłam: pocałowałam Jr, mocno, gorąco i szczerze.
Wydawał się tym w pierwszej chwili zaskoczony, szybko jednak rozluźnił się i odwzajemnił bardziej namiętnie, choć krótko. Odsunął mnie i spojrzał z niepokojem.
-Wszystko w porządku, Ellie?
-Tak.- Odzyskałam mowę. Nie płakałam już, łzy ulgi skończyły się tak szybko, jak się pojawiły.- Możemy jechać?
-Miałem o to samo spytać.- Pociągnął mnie do samochodu, stojacego ledwie kilka metrów dalej.-Poprowadzę.- Popchnął mnie w stronę miejsca dla pasażera.
Wsiadłam, złożyłam plecaczek na kolanach i odetchnęłam z ulgą. Jr zapiął mi pas, potem zawrócił i ruszył.
Jechaliśmy bez słowa, przemierzając ciche ulice, dzielące nas od miejsca, gdzie mieszkał Shannon. Jr zatrzymał się przed bramą jego posiadłości, wprowadził kod na panelu, wjechał i zaparkował na wolnym miejscu na końcu podjazdu. Gdy tylko wysiedliśmy, od razu do moich uszu dotarła grająca gdzieś za domem muzyka. Więc impreza trwała już na całego, a my zapewne byliśmy spóźnieni. Przeze mnie.
Rozejrzałam się, z ciekawością patrząc na kawałek oświetlonego ogrodu i frontową ścianę domu. Wydawał się większy niż Jareda, równie bogaty i luksusowy, ale miałam wrażenie, że w środku zastanę nieporządek. Po prostu Shannon wyglądał mi na człowieka, który nie przykłada zbyt dużej wagi do tego, jak mieszka.
-Chodź, Ellie.- Jr wziął mnie za rękę i pociągnął ścieżką wzdłuż ściany. Gdzieś w połowie drogi, przy narożu domu, zatrzymał się i wciągnął mnie w plamę cienia.
-Tak na zapas, bo przez kilka godzin nie bardzo będzie okazja.- Mruknął i pocałował mnie pospiesznie.- I przepraszam.- Dodał, wychodząc z powrotem na ścieżkę.
Szłam za nim, nasłuchując coraz wyraźniejszych głosów, śmiechów i muzyki. Zaczęłam czuć się niepewnie: ja, dziewczyna z zadupia, miałam poznać ludzi pracujących w biznesie, który dla mnie był czymś obcym, szczytem biznesowej drabiny rozrywki. Próbowałam nie myśleć, kogo znają, z kim są na "ty", ale samo wyobrażenie sobie, że ludziom takim jak Jennifer Lopez mówią zwykłe "Cześć", bardzo mnie onieśmielało. Jak znajdę się w tym towarzystwie? Jak przyjmą młodą, nic nie znaczącą dziewczynę, która w ich świecie jest zupełnie nikim? Najchętniej nie odstępowałabym Jr na krok, ale to byłoby co najmniej dziwne i dwuznaczne, a on nie chciał dawać komukolwiek do myślenia. Co więc miałam zrobić? Zdać się na los i plątać między ludźmi, udając, że świetnie się bawię?
-Jared!- Krzyk Shannona rozległ się, gdy tylko wyszliśmy zza rogu budynku na jasno oświetlony teren wokół basenu. Pokaźnego, co natychmiast zauważyłam, i wcale nie pustego. Kilka osób siedziało na płyciźnie po tej jego stronie, trzymając w rękach plastikowe kubeczki, najpewniej z alkoholem.- A ty, kurwa, co tak wcześnie?
-Lubię przychodzić na gotowe.- Jr objął go i poklepał po plecach.
-Pączuszek, jak widzę, w świetnej formie.- Shan obrzucił mnie taksującym wzrokiem. Miałam wrażenie, że dotyka mnie oczami, które szczególnie natarczywie wpatrywały mi się w wycięcie bluzki.- Chodź ze mną, zielonooka, pokażę cię ludziom.- Zgarnął mnie ramieniem i pociągnął w tłum, składający się chyba z trzydziestu osób obojga płci, choć z przewagą mężczyzn.
Przełknęłam ślinę, mając szczerą ochotę wyrwać komuś kubeczek i zwilżyć gardło tym, co miał.
-Hej, cisza!- Shannon wydarł się na cały głos. Skuliłam się, trzymana przez niego mocno, i niemal ogłuszona.- Zamknijcie paszcze! Patrzcie, to jest Ellie, odpowiedzialna za dostarczanie w całości drogocennej dupy mojego brata tam, gdzie trzeba.- Darł się, a ja miałam ochotę wyrwać mu się i uciec w kąt. Wszyscy gapili się na mnie, jakbym była nabitym na szpilkę owadem, poddawanym dokładnej analizie.- Przywitaj się, pączuszku.- Zwrócił się do mnie.
-Cześć.- Bąknęłam, czerwieniąc się po uszy. Nerwowo ściskałam uchwyt plecaczka, czując, jak pocą mi się dłonie.
Kilka najbliższych osób odpowiedziało coś podobnego, ktoś nawet uśmiechnął się, potem wrócili do przerwanych rozmów. Całe szczęście, bo zaczęła mnie łapać trema i ledwie powstrzymywałam chęć powrotu do samochodu, w którym przeczekałabym całą imprezę.
-Napijesz się czegoś?- Shann nadal mnie obejmował, lekko ugniatając mi palcami ramię.
-Chętnie. Z wrażenia zaschło mi w ustach.- Kiwnęłam głową, próbując się oswobodzić.
-Siadaj tam.- Wskazał mi ogrodowe krzesło przy jednym ze stolików, a sam poszedł do innego, na którym poustawiane były trunki i napoje. Wrócił po minucie i podał mi kubek.
-Co to?- Nieufnie powąchałam jasną ciecz, od razu czując zapach wódki i ananasa.- Drink?
-Nie, mleko.- Prychnął, przyciągając sobie drugie krzesełko i siadając obok mnie.- Brat powiedział, żebym trochę się tobą zajął, bo jemu nie wypada.
-Aha.- Bąknęłam, rozglądając się za Jr, ale nigdzie go nie widziałam. Znikł gdzieś między gośćmi, zostawiając mnie w rękach faceta, który wgapiał mi się w biust, jakby umiał prześwietlić wzrokiem okrywający go materiał. Jeśli rzeczywiście Shan miał się mną "opiekować", to piękne dzięki, zapowiadało się wręcz bajecznie.
-Często robisz takie imprezy?- Kiwnęłam głową w stronę rozbawionego, nieco podpitego tłumu.
-Zawsze zbieramy się kilka dni przed wyjazdem w trasę, potem jest harówka i nie ma czasu na zabawę. Trzeba się trochę rozerwać, no nie?- Klepnął mnie w udo tuż nad kolanem.- Połowa z tego to nasza ekipa...- Mówił dalej, ale przestałam go słuchać. Zaczęłam przyglądać się otaczającym nas ludziom, próbując zgadywać, czym się zajmowali. Niektórzy z mężczyzn obejmowali ramieniem towarzyszące im kobiety, inni zaśmiewali się z czegoś w męskim gronie, ktoś tańczył gdzieś dalej, na większej połaci przystrzyżonej trawy pod drzewami.
Rozluźniłam się, częściowo pod wpływem drinka, częściowo dlatego, że przerażająca mnie wcześniej impreza nie różniła się praktycznie niczym od tych, które urządzano u mnie, w moim miasteczku. Tam też zbierała się grupa znajomych, tak samo pito, śmiano się, tańczono. Najwyraźniej wszyscy, bez względu na status i pochodzenie, bawili się tak samo. Jedyną różnicą, jaką widziałam, obserwując kameralną bibę Shana, było to, że w moich okolicach nie pławiono się przy tym w basenie. Po prostu nikt w miasteczku go nie miał.
Nudziłam się. Nie znałam tu nikogo, prócz braci Leto, a Shannon, za którym nie przepadałam, nie był najciekawszym towarzystwem. Owszem, wyglądał bajecznie, z rozpuszczonymi włosami, okalającymi przystojną twarz, z błyszczącymi oczami i uśmiechem, od którego połowa żeńskiej populacji zapewne dostawała rumieńców podniecenia, ale pamiętałam, że pod urokliwą powierzchownością kryje się coś, co bardzo mi się nie podobało.
Ucieszyłam się, gdy zostawił mnie samą i poszedł do toalety, jak to stwierdził, odcedzić ziemniaczki. Zarzuciłam plecaczek na ramię i ruszyłam na obchód, szukając wzrokiem Jr. Pal licho ludzi, chciałam go znaleźć i poczuć się trochę mniej niepotrzebna, niż się czułam. Po kiego diabła Shan uparł się, żebym tu przyjechała, skoro nikt prócz niego nawet nie kwapił się, by ze mną pogadać? Myślał, że skusi mnie na coś, ci mi wcześniej proponował?
-Zwiałaś mi, pączuszku, nieładnie, oj nieładnie.- Shan zjawił się przede mną tak niespodziewanie, że stanęłam jak wryta.
-Chciałam rozprostować nogi.- Bąknęłam na odczepnego, zerkając mu nad ramieniem, pewna, że widziałam koszulkę Jareda.
-Mogę ci je wymasować, jeśli chcesz.- Szeroki uśmiech wpełzł mu na twarz.
-Obejdzie się.- Zmrużyłam oczy, wreszcie widząc, gdzie znikł Jr. Siedział z Emmą i wyglądało na to, że świetnie sobie rozmawiają, całkowicie odcięci od świata.
No tak, pomyślałam, czując lekkie ukłucie zazdrości. Jego była niedoszła laska.
Rozejrzałam się, potem zerknęłam na zajętego Emmą Jareda i na Shannona.
-Masz ochotę zatańczyć?- Spytałam.- Bez sensu tak siedzieć albo łazić.
-Jasne, pączuszku.- Rozpromienił się jeszcze bardziej.
-Czekaj.- Wyminęłam go, zdejmując plecak. Lawirując między gośćmi podeszłam do Jr.
-Cześć, Emmo.- Przywitałam się, przerywając im rozmowę. Nie wiem, o czym mówili, ale byli tym tak zajęci, że przykro było patrzeć.- Popilnujesz?- Rzuciłam plecak na kolana Jareda, nie czekając na odpowiedź.- Dzięki.
Wróciłam do Shannona, który tym razem naprawdę się przydał, choćby do tego, żebym mogła w jego towarzystwie pozbyć się złości na Jr. I Emmę. Nie lubiłam jej, choć przy pierwszym spotkaniu zrobiła na mnie dobre wrażenie. To znaczy, jako osoba mi nie przeszkadzała, ale jako kobieta... bardzo. W głupi sposób widziałam w niej konkurentkę, choć przecież nie brałam Jr pod uwagę jako swojego faceta w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wiedziałam, że to gra, a jednak nie umiałam pozbyć się paskudnego smaku zazdrości i obaw o ewentualną porażkę w konfrontacji z babką, z którą prawie się kiedyś związał. To ona wybrała pracę, jak stwierdził Jared, więc w głowie kołatało mi się przeświadczenie, że chciałby to zmienić. Co z tego, że podobno nie miał czasu na stałe związki? Pracowali razem, jeździli razem, mogli pogodzić to z życiem osobistym...
Cholera, czy ja naprawdę nie mam o czym myśleć? Przecież wcale mi na Jr nie zależało.
-Świetnie tańczysz, jak na gościa po czterdziestce.- Odezwałam się do Shannona, przyklejonego do moich pleców.
-Dzięki.
-Masz doskonałe wyczucie rytmu, pewnie przez to, że jesteś perkusistą.- Dodałam z uznaniem.
-Taak, do tego bardzo rytmicznie pieprzę.- Zaśmiał się chrapliwie.- Jak Jar się obsłuży, możesz sama sprawdzić.
-Uwierzę na słowo.- Odsunęłam się od niego, nagle zniechęcona do dalszej zabawy. Wszystko było dobrze, dokąd nie zaczął swojego.- Idę odpocząć.- Zostawiłam go i poszłam po plecak, choć tak naprawdę mój bagaż podręczny był tylko pretekstem do tego, by przeszkodzić Jr w rozmowie z Emmą.
-Już?- Jared zdziwił się, gdy zjawiłam się przy nim po kilku minutach.
-Już. A co, za szybko?- Spytałam, poprawiając podciągniętą nogawkę legginsów.
-Nie, w sumie dobrze, że jesteś. Siadaj.- Wskazał mi wolne krzesełko przy ich stoliczku.- Rozmawialiśmy z Emmą na twój temat.
-Gadaliście o mnie?- Teraz to ja byłam zdziwiona. Klapnęłam cieżko obok niego, patrząc na Emmę, piszącą coś w małym notesie.
-Tak, Ellie. Wyszło na to, że musisz załatwić jeszcze parę spraw przed naszym wyjazdem.- Emma wyrwała kartkę z notesu i podała mi ją.- Przede wszystkim jutro musisz pojechać pod ten adres i złożyć wniosek o wydanie dodatkowego prawa jazdy, honorowanego w niektórych krajach Europy. Bez tego nie będziesz mogła prowadzić. Dokument otrzymasz w ciągu czterech dni, wszystko załatwiłam. Na dole masz nazwisko osoby, z którą masz się skontaktować.- Poinformowała mnie służbowym tonem. Czyżby była zła o to, że traci czas na zajmowanie się moimi sprawami?
-Aha.- Dałam znać, że przyjęłam do wiadomości.
-Masz szczęście, że nie musisz przechodzić badań i szczepień, wymaganych przed wyjazdem do Afryki czy Azji, inaczej nigdzie byś nie pojechała, ale i tak musisz przejść rutynową kontrolę zdrowia. Umówiłam ci wizytę na pojutrze, Jared wie, gdzie, więc ci tego nie zapisywałam.- Spojrzała na mnie uważniej.- Mam nadzieję, że nie jesteś w ciąży?
Zarumieniłam się: jak mam jej powiedzieć, że z nikim jeszcze nie spałam?
-Ja... ja jeszcze nie...- Wydukałam, zerkając na Jr. Wyglądał na rozbawionego moim skrępowaniem. Drań.- Wiesz, z żadnym chłopakiem.- Wróciłam wzrokiem do Emmy.
-No to przynajmniej jeden problem z głowy.- Odetchnęła z wyraźną ulgą.
Co ją tak ucieszyło? To, że w razie czego nie będzie musiała się tłumaczyć, dlaczego młoda pracownica pod jej pieczą miała pecha i poroniła, to, że nie skuszę się na aborcję w którymś z europejskich krajów, czy to, że miała pewność, iż nie sypiałam z Jaredem? Stawiałam na to ostatnie.
-Trzymaj.- Jak spod ziemii wyrósł obok nas Shannon i włożył mi w dłoń kubeczek z trzecim chyba drinkiem. Przyniósł sobie stołek i siadł obok Emmy.- Gdzie ta twoja druga połówka, zaginęła w akcji?- Zwrócił się do niej.
-Przyjedzie po mnie za pół godziny.- Odparla, patrząc na zegarek.- Musiał zostać w pracy, jakieś komplikacje z systemem w firmie.
Przestałam ich słuchać. Po raz kolejny tego wieczoru, a właściwie już nocy, wyłączyłam się z otoczenia.
Więc Emma kogoś miała. Nic dziś nie ucieszyło mnie tak bardzo jak wiadomość, że jest z kimś związana. Poczułam się tak, jakbym wygrała los na loterii. I znów musiałam zadać sobie pytanie: dlaczego.
Udając, że poprawiam włosy, przechyliłam głowę, patrząc na Jr i napotykając jego wzrok.
-Nie nudzisz się?- Spytał szeptem.
-Już nie.
Jego lewa brew uniosła się odrobinę i wróciła na miejsce. Po chwili poprawił się na krzesełku i poczułam, że jego opięte dżinsami kolano dotyka mojego, naciska na nie i zostaje tak. Opuścił rękę na dół, musnął palcami moje udo, uśmiechnął się i zabrał dłoń.
Nawet nie wiem, kiedy minęło pół godziny, a już Emma zbierała się, spiesząc do czekającego na nią chłopaka. Pożegnałam ją ciepło, serdecznie, życząc dobrej nocy i obiecując, że nie zawalę spraw, które miałam załatwić.
Jak na dany przez Emmę sygnał shannonowi goście wykruszali się po kolei, niektórzy trzeźwi, inni mniej lub bardziej pijani, kolejne samochody warczały silnikmi i odjeżdżały sprzed domu, wreszcie, chyba koło drugiej, ostatni z nich wsiedli do zamówionej taksówki.
Stojąc tam, gdzie przedtem roiło się od rozbawionych ludzi, rozejrzałam się po tym, co wyglądało jak pobojowisko: wszędzie walały się pogniecione i podeptane kubeczki, plastikowe talerzyki, sztućce, serwetki, nawet ogryzione kości grillowanych żeberek. W basenie pływała taka ilość śmieci, że bez porządnego czyszczenia się nie obejdzie.
Słysząc za sobą kroki obejrzałam się: Shannon, z telefonem przy uchu, łaził tam i z powrotem, kopiąc wszystko, co napatoczyło mu się pod stopy. Rozmawiał z kimś przyciszonym głosem, ani na moment nie spuszczając ze mnie taksującego wzroku. Słyszałam tylko niektóre z jego słów: blondynka... tak... mniej... o właśnie... dobra... kwadrans...
-Ellie, nie jesteś śpiąca?- Z drugiej strony zjawił się Jr.
-Trochę.- Przyznałam. Faktycznie czułam się zmęczona i senna, marzyłam tylko o szybkim prysznicu i łóżku.
Boże, przypomniałam sobie, że miałam spać z Jr.
-Idźcie, zamówiłem sobie kurwę, poczekam tu, aż przyjedzie.- Shan machnął ręką w stronę domu.
-Ktoś chyba powinien tu trochę posprzątać.- Rzuciłam, czując się w obowiązku to zrobić.
-Daj spokój, jutro przyjedzie firma, to wszystko sprzątnie.- Jr objął mnie i pociągnął w stronę budynku, zgrabnie lawirując między śmieciami.
-Jar! Tylko nie bij konia, bo się spocisz.- Shannon jak zwykle musiał poczęstować nas czymś idiotycznym.
-To nie ja będę się pocił, staruszku.- Jr zachichotał, potrząsając mną lekko.
Że co? Mam z tego rozumieć, że... Och, kurcze. Będzie chciał, żebym go dotykała? Na samą myś czułam strach, skrępowanie i nie pasuącą do tego ekscytację. Gdziś tam, pod kopułą mojego umysłu, przemknęła jak meteor myśl, skierowana do Emmy: to ja będę go miała, nie ty.
Jr wpuścił mnie do domu i zaprowadził ciemnym korytarzem do pokoju na parterze. Nie był to jakiś wymyślny apartament, prawie nie było w nim mebli, poza szerokim łóżkiem, szafką nocną, wąską szafą w rogu i jednym fotelem. Wyglądało to nie jak sypialnia, a pomieszczenie, służące jedynie do seksualnych zabaw. Miałam nadzieję, że przynajmniej pościel będzie świeża i nie oparłam się pokusie, by to sprawdzić.
-Nie bój się, to mój własny kąt u brata, sypiam tu, jak nie chce mi się wracać do domu. Shan też ma u mnie taki pokój.- Jr przekręcił klucz w zamku, potem opuścił dokładnie rolety w oknie. Zrzucił buty, zdjął skarpety, potem spodnie i koszulkę, zostając w samych bokserkach. Ubranie złożył w schludną kostkę i schował do szafy, wyjmując z niej czarny podkoszulek.- Idź pod prysznic, Ellie.- Wskazał mi drzwi na wprost łóżka. Był jakiś taki poważny, dojrzały, co trochę mnie onieśmielało. O czym myślał?
Wyjęłam z plecaczka majtki i koszulkę i poszłam się umyć. Czułam, wiedziałam, byłam pewna, że mam na to tylko kilka minut, i nie myliłam się: ledwie zdążyłam spłukać z siebie resztki piany, gdy Jr wszedł do kabiny i przycisnął mi się do boku. Spodziewałam się tego, a jednak natychmiast zesztywniałam, zakłopotana. Nie wiedziałam, co robić, czy zasłonić dłońmi najbardziej wstydliwe miejsca, czy nie, czy już je widział, czy... Chyba widział. Mimo to skuliłam się, starając być niewidoczna.
-Umyjesz mi plecy, Ellie?- Jr sięgnął po butelkę z balsamem do kąpieli, podał mi ją i odwrócił się tyłem.
Nalałam trochę na dłoń i przejechałam nią po mokrej, ciepłej skórze na jego barku.
-Zadrapanie prawie się zagoiło.- Dotknęłam palcem pozostałości strupka na jego lewej łopatce.
-Mmm, to dobrze.- Mruknął w odpowiedzi. Zgarnął ręką włosy, odrzucając je na ramię.- Zacznij od karku i podążaj w dół.
Posłusznie namydliłam mu kark, z zaskoczeniem odbierając to jako całkiem miłe zajęcie. Myślałam, że facet w jego wieku w dotyku jest... zwiędły, a tymczasem miałam pod dłońmi całkiem jędrną, napiętą skórę, pod nią zaś twarde mięśnie, poruszające się delikatnie, napinające się i rozluźniające. To, co robiłam, wciągnęło mnie i zafascynowało tak, że zatraciłam się w tym bez reszty. Myłam plecy Jr, przejeżdżając czubkami palców w dół kręgosłupa, aż do zagłębienia tuż nad pośladkami, na co reagował lekkim dreszczem. Słyszałam, że oddycha ciężej i szybciej i nie mogłam nadziwić się, że to co robię, tak na niego działa. Nie miałam pojęcia o pieszczotach, nie wiedziałam, czy mój dotyk nimi jest, czy nie. Mogłam jedynie podejrzewać, że tak.
-Biodra.- Wymamrotał dziwnie głuchym głosem.
Nalałam na dłoń kolejną porcję balsamu, rozdzieliłam ją na obie ręce i namydliłam Jr biodra, zataczając kręgi, sięgające na jego pośladki i część brzucha. W pewnej chwili dotknęłam czubkami palców mokrych, skręconych w pierścienie włosów, porastających jego podbrzusze, i mimowolnie jęknęłam bezgłośnie, czując rosnącą ciekawość: jaki jest w dotyku TAM, niżej?
-Dosyć. Teraz przód.- Jr odtrącił moje ręce i obrócił się twarzą do mnie.- Zacznij od góry.
Namydliłam mu ramiona, potem tors, przyglądając się z mimowolnym zachwytem łagodnie zaokrąglonym mięśniom na jego piersiach. Widywałam nagie torsy, lepiej lub gorzej zbudowane, ale Jr wyglądał inaczej, niż większość facetów. Był chudy, a jednocześnie nie był. Miał delikatnie zarysowane, widoczne pod skórą żebra, a nad nimi w dziwnie kobiecy sposób wypukłe mięśnie klatki piersiowej, zwieńczone drobnymi sutkami. W pewnym sensie kojarzył mi się z młodą, zaczynającą dopiero dorastać dziewczyną.*
Do diabła, podobało mi się to, co widziałam, i co dotykałam. Jeszcze wczoraj nie chciałabym tego robić, a dziś nie chciałam przestawać.
Co się ze mną dzieje?
Naprułaś się drinkami, oto, co się dzieje.
-Niżej, Ellie.- Jr złapał mnie za nadgarstek i skierował moją dłoń na sam dół, wprost do tego, do czego i tak zmierzałam.-Chcę być czysty, moja słodka dziewico. Zadbaj o to.
Spojrzałam mu w twarz, wstrzymując na sekundę oddech. Miał powiększone źrenice, przez co jego oczy już nie były niebieskie. Teraz wydawały się wręcz granatowe, tak pociemniały z podniecenia. Patrzyłam w nie, świdrujące mnie z niemal niewyobrażalnym skupieniem, pozwalając, by zamknął moją dłoń na twardym, gorącym, jak mi się wydawało, trzonie swojego penisa. Poruszył nią kilka razy w przód i w tył, potem puścił.
-Powoli, Ellie, i dokładnie.- Sapnął, potem objął dłońmi moją głowę i pocałował mnie mocno.
Odwzajemniając pocałunek, jedną dłonią wodziłam wzdłuż jego piersi, drugą... Nie mogłam nazwać tego, co robiłam inaczej, niż masturbowanie go. To było właśnie to. Staliśmy pochyleni do siebie, a miedzy nami tkwił jego członek, pieszczony przeze mnie niewprawnie, ale chyba odpowiednio. To mnie ośmieliło: ostrożnie przesunęłam dłoń na sam koniec organu, dotykając nabrzmiałej główki. Zdumiewające, że coś mogło być jednocześnie twarde, i uginające się pod naciskiem palców, delikatne, a zarazem odrobinę chropowate. Nie wiem czemu, ale kojarzyło mi się z folią bombelkową, czymś, co od dzieciństwa uwielbiałam głaskać, zamiast zmuszać, by pękało.
Nakryłam dłonią czubek członka, próbując porównać wielkość główki do czegoś, co znałam. Najbardziej przypominała rozmiarami sporą śliwkę, albo niewielką gumową piłeczkę, jakie rzuca się psom dla zabawy.
Wtedy w mojej głowie pojawiła się myśl: to właśnie będzie we mnie za kilkanaście dni. To coś, co wcale a wcale nie jest małe i wypełnia mi dłoń, coś, co mogę objąć palcami, ale ledwie stykają się po drugiej stronie.
Czy to będzie bolało?
Bałam się na zapas, czując przy tym zalewajacą mnie falę gorąca, skupiającą się w dole mojego brzucha. Czułam w nim łaskotanie, jakby jakieś niesforne stworzenie o drobnych pazurkach przebiegało tam i z powrotem, drażniąc przyjemnie wrażliwe wnętrze. Było mi głupio, było mi wstyd, ale myśl o penetrującym moje ciało członku po prostu mnie podniecała.
Znów poruszyłam trzymającą go dłonią, tym razem pozwalając, by twardo-miękka główka prześliznęła się między moimi palcami, wyłaniając się z uścisku. W tej samej chwili Jr prawie boleśnie chwycił mnie za włosy i zadrżał, przerywając wciąż trwający pocałunek. Usłyszałam jego stłumiony, chrapliwy jęk i... coś ciepłego uderzyło w mój brzuch, i leniwie, powoli zaczęło spływać po nim w dół.
-Ellie, do cholery, Ellie. To było świetne.- Jr delikatnie odsunął moją rękę i cofnął się, wchodząc pod strumień wody. Dyszał, jakby przebiegł spory kawałek, ale uśmiechał się tak, że zrobilo mi się cieplej na sercu.
Śmieszne, ale byłam z siebie najnormalniej w świecie dumna. Ja, dziewczyna, która jeszcze dzień wcześniej miała do siebie pretensje o to, że roztapia się pod dłońmi Jr, jakby była kawałkiem wosku, a on żywym ogniem.
Sięgnęłam do brzucha, czując swędzenie i skamieniałam, trafiając palcami na coś lepkiego, spływającego w kierunku mojego łona. Boże... Spojrzałam na dół: gęste, białe krople pełzły powoli po mojej skórze, zostawiając mokry ślad od miejsca, w którym wylądowały. I znów uderzyła mnie myśl, kolejna z serii tych, które budziły nieznane, grające na moich emocjach nuty.
Będę brać pigułki, więc to coś również znajdzie się wtedy we mnie. Boże w niebie, Jr będzie miał orgazm WE MNIE.
Wyciągnęłam rękę, obmywając palce z klejącej się do nich gęstej cieczy.
-Brzydzi cię to?- Spytał jej były właściciel.
Pokręciłam przecząco głową: nie brzydziło mnie, ale było niepokojące. W sumie nie wiedziałam, co o tym myślę.
-Opłuczę cię.- Jr zdjął z zaczepu końcówkę prysznica i polał wodą mój brzuch.- Nie za gorąca?
-Nie.- Westchnęłam i przymknęłam oczy, opierając się plecami o ścianę za sobą. Ciepła woda przyjemnie omywała mi skórę, spłukując to, co zostawił na niej Jared. To było takie relaksujące, uspokajające, miłe, drażniące... Znów westchnęłam, czując, jak drobne wodne bicze zataczają kręgi, wędrując w dół, wzdłuż mojego biodra do uda, potem kierują się ku jego wewnętrznej powierzchi i wracają w górę.
Otworzyłam oczy.
-Co robisz?- Spytałam, widząc na twarzy Jr ten sam wyraz skupienia, jaki widziałam kilka minut wcześniej, gdy go masturbowałam.
-Cicho, Ellie.- Warknął, unosząc odrobinę górną wargę. Zmiejszył trochę strumień, regulując jego szerokość na końcówce prysznica, przykręcił wodę i znów zaczął mnie spłukiwać.- Zawsze chciałem zrobić to z jakąś dziewczyną, ale nie miałem dotąd okazji.
-Ale...- Próbowałam zaprotestować, doskonale wiedząc, do czego zmierza, ale w tym samym momencie ciepły strumień wdarł się tam, gdzie skupiło się całe moje podniecenie, wprost między uda, i krążył, podniecając mnie jeszcze bardziej i dusząc w zarodku wszelki opór z mojej strony. Czułam, że moje biodra same wysuwają się w przód a lewa noga odchyla w bok, dając Jr większe pole do manewru. Wszystko przestało mieć dla mnie znaczenie poza jednym: chciałam orgazmu, potrzebowałam go, był mi niezbędny do życia tak, jak powietrze, którym oddychałam.
-Cholera, Ellie, jak ty mnie kręcisz, dziewczyno.- Jr drażnił się ze mną, mamrocząc pod nosem. Widziałam, że znów jest podniecony, i ten widok sprawił, że straciłam resztę uprzedzeń do siebie, do niego, do seksu. Uświadomiłam sobie, że to, co się z nim dzieje, ma miejsce z mojego i tylko mojego powodu. To ja sprawiałam, że jego ciało szukało spełnienia. Nie Emma, nie ktoś inny a ja sama. Poczułam się tak, jakby ktoś szepnął mi do ucha: ty tu rządzisz, Elenor.
Ale nie w tej chwili. Teraz górą był Jared i to, co robił. Błagałam go w myślach, żeby przestał się nade mną znęcać i pozwolił mi szczytować. Poruszałam biodrami, podążając nimi za strumieniem, który co chwila trafiał bezbłędnie w moją łechtaczkę i uciekał, zanim udało mi się dojść. To było nieludzkie. Z podniecenia ledwie mogłam oddychać, słyszałam, że jęczę głośno, a Jr wciąż mnie drażnił i drażnił. Nie mogłam tak dłużej: chwyciłam jego rękę i zatrzymałam w miejscu, prawie wbijając paznokcie w jego nadgarstek, ale dzięki temu dostałam to, czego chciałam.
Musiałam oprzeć się o ścianę całym ciałem i chwycić górnej krawędzi kabiny, żeby nie osunąć się na jej dno. Nigdy nie miałam tak silnego, tak intensywnego orgazmu, nawet wtedy, gdy dostarczałam go sobie sama. Robiłam to setki razy w życiu, ale żaden nie mógł nawet równać się z tym, który dostałam od Jr. Ten był jak cios w przeponę, pozbawiający płuca odrobiny powietrza i powodujący zawroty głowy. Osłabił mnie tak, że nie miałam siły po wszystkim wziąć ręcznik i wytrzeć się do sucha. Gdyby Jared nie zrobił tego za mnie, a potem nie nałożył mi koszulki i nie zaniósł mnie do łóżka, stałabym tak przez pół nocy, zbierając się do kupy.
Położył mnie, przykrył lekką kołdrą, pocałował w policzek i wrócił do łazienki. Zjawił się po kilku minutach, gdy przysypiałam, zapadając się w pozbawione myśli otchłanie. Nie chciało mi się nawet otwierać oczu, zdobyłam się jedynie na uśmiech, gdy kładł się koło mnie.
-Dobranoc, Ellie.- Usłyszałam przy uchu.
-...anoc.- Mruknęłam niewyraźnie, moszcząc się wygodniej i układając głowę w miejscu, wydającym się do tego stworzonym, w zagłębieniu jego ramienia.

                                                                 *****

Uff... Dwa tygodnie zajęło mi, nim uporałam się z napisaniem tego rozdziału. Ale jest, udało się.
Mam nadzieję, że nikogo nie rozczarowałam?
Yas

*Opis klaty Jr należy do @Happy_Idiot i jest użyty za jej pozwoleniem :)