piątek, 27 marca 2015

Niespodzianki, niespodzianki....

Życie nie jest bajką, choć czasami może wydawać się, że właśnie zaczęło się w nią zmieniać a los chce wynagrodzić wszystkie dotychczasowe niepowodzenia i usłać dalszą drogę płatkami róż.
Tak właśnie myślałam jeszcze dwa dni wcześniej, wysiadając z samolotu i czując trzymającą mnie mocno dłoń Jr. Teraz miałam wrażenie, jakby ta sama ręka wymierzyła mi siarczysty policzek. Kara nieadekwatna do moich ewentualnych przewinień, choć...
Zaczęłam znajomość z Leto w sposób, który teraz się na mnie mścił i miał pozostawić po sobie niedający się zmyć ślad. Być może Jared nie mówił o tym jawnie, ale czułam, że zawsze będę dla niego kimś mniej, niż rzekomo miałam być. A jeśli nawet nie, to dzięki jego porannemu wystąpieniu nigdy nie pozbędę się wrażenia, że tak jest. Nigdy.
Propozycją, którą mi złożył, odebrał mi więcej, niż zdawałam sobie sprawę, że mam. Dopiero teraz, ochłonąwszy, umiałam to zauważyć, i na samą myśl nieświadomie zaciskałam zęby.
Cokolwiek bym nie zrobiła, jak się nie zachowała, wszystko przemawiać będzie przeciw mnie. Jeśli wyjadę, zaprzeczę własnym zapewnieniom, że nie chcę i nie zamierzam tego robić. Być może, znikając z LA po raz kolejny, zapewnię sobie spokój choć w części, ale czy dbając o siebie nie skrzywdzę Jamiego? Sporadyczny kontakt z ojcem nie jest tym, czego mu trzeba i na co zasłużył.
Jeśli zostanę... Westchnęłam, uświadamiając sobie w jakiej sytuacji się znalazłam. Wszystko wywrócone było do góry nogami i jakbym się nie zachowała, wyląduję z przyklejoną do czoła kartką z napisem "Głupia Ellie". Bo na taką wyjdę bez względu na podjętą przeze mnie decyzję.
Miałam ochotę gryźć i kopać, jednocześnie marząc o zaszyciu się w ciemny kąt i przeczekaniu najbliższych paru dni w całkowitym odosobnieniu. Musiałam jednak wziąć się w garść, choćby ze względu na przyjazd babci. Nie chciałam pokazać jej, że wylądowałam na tyłku, boleśnie obijając sobie pośladki. Musiałam grać... Po raz kolejny odtwarzać wyznaczoną rolę u boku bawiącego się wszystkim i wszystkimi Jr.
Ale tym razem ja też dopiszę swoją część scenariusza, nie będę tańczyć do każdego kawałka, jaki Leto mi zagra, jego muzyka nie jest aż tak porywająca.
Nie podobało mi się, że próbuje układać mój grafik, jakbym sama nie miała w tej kwestii nic do powiedzenia. Oburzałam się w środku na wspomnienie sposobu, w jaki oznajmił mi, co mam robić w ciągu kilku najbliższych dni. A może nie miałam ochoty po raz kolejny znosić Emmy i jej pełnej wyższości miny? Może nie kusiła mnie perspektywa bycia ignorowaną w pokoju pełnym ludzi?
Nie chciałam przyznawać sama przed sobą, że pragnęłam poczuć się "u siebie" i móc wyprawić urodzinowe przyjęcie Jareda tu, w jego domu. Nie chciałam o tym myśleć, bo fakt, że nawet mnie o to nie spytał, był bolesny. Nie liczyłam się dla niego, nie byłam warta tego, by pozwolić mi na samodzielność? Wszystko miało być tak, jak zawsze, jakbym w rzeczywistości nie istniała, lub była tu tylko na chwilkę, przez przypadek, i miała zniknąć równie szybko, jak się pojawiłam.
Być może tak się stanie, ale nim to nastąpi, niektórzy na własnej skórze przekonają się, że nie jestem manekinem, którego można przestawiać i układać w pożądane pozy. Ja też umiem i mam prawo powiedzieć "nie".
- Prawda, malutki?- Spytałam, nie oczekując od Jamiego odpowiedzi i nie próbując w żaden sposób interpretować jego łagodnych kopnięć.- Nie dam się zagłuszać ani spychać do kąta, szczególnie tej zołzie Emmie. Też jej nie lubisz, co? Obiecuję, że nie pozwolę, by ktoś kazał ci ją nazywać ciocią Emmą.
Zaśmiałam się, słysząc własne słowa: brzmiały tak, jakbym była pewna, że zostanę wbrew wszystkiemu, co staje mi na drodze, choć tak naprawdę nie wiedziałam jeszcze, jak postąpię. Przeszkód było wiele, a największą z nich był Jr. Nie wiedziałam co w nim siedzi, nie miałam pojęcia, dlaczego był taki... jaki był.
Zmienny? Nie. Ani raz nie zachował się inaczej niż wcześniej, nawet biorąc pod uwagę to, że chwilami na mnie zlewał. Może to śmieszne, ale przy wcześniejszym pobycie u niego jakoś zdążyłam się do tego przyzwyczaić, choć było to drażniące. Sam na sam ze mną sprawiał wrażenie żywo zainteresowanego.
Fałszywy? To było bardziej prawdopodobne. Wciąż brałam pod uwagę Emmę i wszystko, co mówiła. W końcu ona i Jr znali się od lat, kiedyś byli parą, więc co mogłam wiedzieć o sprawach, łączących ich w tej chwili? Mogli odnowić związek, ukrywając go, udając przede mną, że nic się nie dzieje i czekając na narodziny Jamiego. Mogli bawić się moim kosztem...
Mogli to, mogli tamto. Nie należałam do ich świata, nie wiedziałam więc czy nawet to, że Jr ze mną sypia, w jakikolwiek sposób coś zmienia. Bogaci bawią się na różne sposoby, a wiele z nich nie mieści się w głowach takich przeciętniaków, jak ja.
Myśląc nad tym wszystkim zaczęłam czuć się zagubiona, a to była ostatnia rzecz, jakiej chciałam. Nie podobała mi się perspektywa, w której zmieniam się w rozglądającą się niepewnie dziewczynkę, nie wiedzącą co z sobą zrobić i jak się zachować. Ten etap miałam już za sobą a ostatnie miesiące uodporniły mnie na wiele spraw. W głębi duszy czułam się silna i chciałam, żeby inni to zauważyli. Szczególnie Jared. I to zaraz, teraz, nim mój zapał i buntowniczość wyparują.
- Trzeba ruszać do boju, jeśli nie chce się wszystkiego stracić.- Mruknęłam, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego myśląc o stracie mam przed oczami Jr a nie własną osobę?
Nadstawiłam uszu, próbując znaleźć jakieś źródło dźwięku i móc je zlokalizować. Dom, choć nie wydawał się wielki, dla dwóch osób wystarczał na to, by się w nim szukać. Tym razem jednak nie miałam z tym większych problemów: schodząc na parter usłyszałam dochodzące zza otwartych drzwi studia brzdąkanie gitary, przerywane niezrozumiałym z tej odległości mamrotaniem. Akordy powtarzały się, za każdym razem z drobną zmianą, domyśliłam się więc, że Leto coś tworzy. Czy powinnam mu teraz przeszkadzać?
Wydęłam usta: on zapewne nawet by się nie zawahał, choćbym komponowała dzieło swojego życia.
Mimo to wchodząc do studia poczułam się odrobinę niepewnie, gdy tylko na mnie spojrzał. Przerwał grę, odrzucił do tyłu puszczone luzem włosy i przekrzywił głowę, patrząc pytająco.
Skręciłam się w środku ze złości na siebie o to, że pod jego wzrokiem znów tracę pewność siebie, i dla pozbycia się durnej słabości uszczypnęłam się mocno w udo, aż zapiekło.
- Chciałabym ci coś powiedzieć.- Zaczęłam.
- Tak się domyślam, że nie przyszłaś sobie na mnie popatrzeć.- słowom towarzyszyło ciche brzdąknięcie gitary.- Słucham cię, Ellie.
- Przede wszystkim nie zamierzam... nie podoba mi się... nie dam się po raz kolejny ignorować jak wczoraj.
- Rozumiem.
- Poza tym nie będę wykonywać twoich poleceń, już u ciebie nie pracuję.
- Jakich niby poleceń?- Brwi Jr uniosły się w górę.
- Na przykład dotyczących sposobu, w jaki mam spędzić święta.- Podparłam się pod boki, nabierając wreszcie odwagi.- Właśnie przez to, że twoi znajomi traktują mnie jak powietrze a Emma przy każdej okazji mówi to, co mówi, zgodzę się gościć u twojej mamy w Wigilię, ale wracam do domu wieczorem i nie ruszam się nigdzie przez następne dwa dni. Ty możesz, jak zawsze, imprezować w stałym gronie i w tym samym miejscu, ale mnie do tego nie zmusisz. Wolę towarzystwo babci, przynajmniej będę miała z kim porozmawiać. Co do babci...- Kontynuowałam.- Mam nadzieję, że Emma nie nagada jej czegoś o czym wie, bo jeśli to zrobi, to przysięgam, że natychmiast wychodzę i więcej nie wrócę. Jeśli więc możesz, to nałóż swojej cudownej asystentce kaganiec, zanim zacznie za dużo szczekać.
- Znam Emmę i wiem, że nie zrobiłaby czegoś takiego. Może cię nie lubić, ale nie jest...
- Dupa.- Przerwałam ostro, wkurzona tym, że znów jej broni.- Jest, i nie tyle mnie nie lubi ile nienawidzi. Jeśli uważasz że przesadzam to jesteś ślepy i głupi jak każdy facet. Chyba, że...- Uśmiechnęłam się drwiąco.- Chyba, że stajesz po jej stronie bo to, co o was mówi, jest prawdą.
- Nie jest, ile jeszcze razy mam ci to powtarzać?
- Ani raz, bo jakoś przestałam ci ufać. Nie wierzę już w twoje bajki o zakochaniu, zresztą sam mnie upewniłeś, że najzwyczajniej w świecie chcesz mieć pod ręką naiwniaczkę do, jak to mówisz, zapinania.
- Masz rację.- Leto przesunął palcami po gryfie gitary, wydobywając z niej dziwnie jękliwy ton, potem odłożył instrument i wstał.- Masz świętą rację, Ellie: jestem głupi. Dałem dupy na całego i teraz nie wiem, jak naprawić to, co dziś rano spieprzyłem. Podejrzewam, że samo "przepraszam" to za mało, choć naprawdę bardzo mi przykro.
Spodziewałam się usłyszeć coś innego i zamarłam, zaskoczona. Po jego pierwszych słowach byłam pewna, że potwierdzi moje przypuszczenia co do knowań z Emmą, dałabym sobie rękę uciąć, że dowiem się tego, o czym nie chciałam nawet myśleć, a tymczasem...
Przyjemnie by było, gdyby Leto mówił teraz serio, ale wszystkie niemiłe sytuacje, jakie miały między nami miejsce od początku znajomości, szczególnie te ostatnie, podkopały moją wiarę w jego szczerość. Wiedziałam przecież, że jest też aktorem, dlaczego więc nie miał by przede mną grać?
- Bolesne to, ale sam sobie jestem winien.- Jr wzruszył ramionami, po czym wziął mnie za rękę i pociągnął za sobą do wyjścia.- Powinienem był powiedzieć ci, skąd wzięły się problemy w ekipie, zamiast trzymać to dla siebie.
Słuchałam z zaciekawieniem i pierwsze co przyszło mi na myśl to to, że chodzi o Shannona i Tomo. O to, że, jak widziałam, mają coś w rodzaju... romansu?
Boże.
- Widzisz, Ellie... Zdecydowałem, że to moja ostatnia trasa i najprawdopodobniej po niej w ogóle skończę z muzyką. Pozostanę przy grze w filmach, a i to będę ograniczał do minimum.- Przyciągnął mnie do siebie niespodziewanie, pocałował w policzek i puścił.
- Nie rozumiem...
- Zanim przyjechałaś, ale już po tym, jak zdecydowałaś się ze mną być, oznajmiłem ekipie, że chcę spędzać czas z moją nową rodziną, nie zaś jeżdżąc po całym świecie, jak było do tej pory. Koncerty, które już mamy zakontraktowane, odbędą się, ale nie będzie następnych. Kazałem Emmie zerwać wszelkie rozmowy na ich temat. Mówiąc krótko: za kilka miesięcy zespół praktycznie przestanie istnieć a ekipa straci pracę.
- O kurde...- Wyrwało mi się w pierwszej chwili, opanowałam się jednak szybko.- Aha, no to świetnie, bo jeśli dotąd Emma była po prostu zazdrosna, to teraz dałeś jej nowe powody do tego, żeby chcieć się mnie pozbyć.- Podsumowałam to, co przyszło mi do głowy. Nie dodałam tylko, że teraz nawet groźba wyrzucenia z pracy nie będzie dla niej przeszkodą w tym, by obsmarować mi tyłek gdzie popadnie i upublicznić wieść o tym, jak poznałam Jr.
- Miło mi słyszeć, jak bardzo cieszysz się z tego, że rzucam dla ciebie robotę.- W głosie Jareda dało się zauważyć rozczarowanie.- Cóż, domyślam się, że za wiele do mnie nie czujesz, mam tylko nadzieję, że z czasem to się zmieni. Przynajmniej będę się o to starał.
- Nie o to chodzi, po prostu jestem zaskoczona.- Wyjaśniłam szybko.- To wszystko w ogóle jest dziwne i nie wiem, co mam myśleć.- Przyznałam po chwili.
Czułam się zakręcona jak po zjeździe kolejką górską, nie umiałam odnaleźć się w tym, czego właśnie się dowiedziałam. Leto kończy karierę? Dla mnie?
Wydawało mi się to nieprawdziwe. Może od dawna miał zamiar spocząć na laurach i znalazł sobie we mnie pretekst, zarazem zrzucając na mnie "winę"? W końcu to na mnie skupia się teraz wrogość ludzi, którzy wiązali swoją przyszłość z zespołem. To ja odciągnęłam Jr od pracy i sprawiłam, że niebawem zostaną na lodzie. To właśnie im zasugerował.
Słodki Boże, w co ja mam w końcu wierzyć? Dlaczego jedna kobieta i jej zachowujący się bardzo niezrozumiale szef mogą sprawić, że człowiek nie jest w stanie racjonalnie podejść do żadnej sprawy i we wszystkim wietrzy podstęp? Czy to ja mam manię prześladowczą, czy moja podejrzliwość oparta jest na mocnych podstawach?
- Jeszcze jesteś na mnie zła?
- Głupie pytanie.- Prychnęłam. Byłam wyprowadzona z równowagi i miotałam się między radością a wątpliwościami. Chciałam mu wierzyć, ale nie mogłam, czy raczej: nie umiałam. Nie od razu.- Postaw się na moim miejscu: poznajemy się w sposób, o którym wolałabym zapomnieć, traktujesz mnie dziwnie, kłamiemy wszystkim dokoła na mój temat i wreszcie rozstajemy się burzliwie. Zjawia się Jamie, na wieść o którym obsypujesz mnie wyzwiskami.- Zamilkłam na chwile, czekając na jakąś reakcje, ale Jr się nie odezwał.- Potem przyjeżdżasz i nagle jesteś inny, nagle ci zależy. A teraz znów chcesz mi płacić za towarzystwo. Dodaj do tego Emmę i jej sensacyjne wyznania, które swoim zachowaniem doskonale potwierdzasz, i wtedy spytaj, czy jestem zła.
- Zmieniam dla ciebie swoje życie, czy to nie dowód?
- Skąd mam wiedzieć, czy od dawna nie miałeś na to ochoty i nie wykorzystujesz mnie jako ofiary, na której skupią się reakcje ludzi? Że niby to moja wina?
- Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił.
- Po tym, co zafundowałeś mi rano, nie jestem tego taka pewna.
- Ellie, od dwudziestu lat prawie nie mam do czynienia z normalnymi kobietami, takimi jak ty, więc popełniam błędy. Dziewczyny, z którymi byłem, są inne i nauczyły mnie, bym traktował je tak a nie inaczej.
- Sam takie wybierałeś.- Wzruszyłam ramionami. Dla mnie jego słowa nie były usprawiedliwieniem.
- Moje poprzednie związki bardziej przypominały kontrakty z wzajemnymi korzyściami, niż to, czym powinny być: pokazywanie się w pewnym towarzystwie i wzmianki w mediach pomagają w karierze. A co do nas... Jak sama powiedziałaś, poznaliśmy się w niezwykłych okolicznościach, które w połączeniu z moimi doświadczeniami dały taki a nie inny efekt. Po prostu, Ellie, do dziś tkwiłem w mylnym przekonaniu, że wszystko można kupić. Ale skoro dotąd zawsze mi się to udawało...- Urwał, wyglądając na zawstydzonego.
- Nie mów, że swoim byłym proponowałeś to, co mi.
Sama myśl, że każdej eks lasce podtykał pod nos papier z obietnicą comiesięcznej wpłaty na konto, była zabawna, i to tak, że zaczęłam się śmiać. Nawet nie próbowałam się powstrzymać, było mi całkowicie obojętne, co Jr sobie pomyśli. Nie odzywał się, mierząc mnie wzrokiem, w którym ciężko było wyczytać coś poza konsternacją i zmieszaniem, a ja śmiałam się, aż rozbolały mnie boki. W końcu mi przeszło.
- Jeśli było tak, jak mówisz, to jesteś emocjonalnie...- Omal nie powiedziałam "wykastrowany", ale w ostatniej chwili znalazłam inne słowo.- okradziony.
- Jesteś pod tym względem bardziej doświadczona ode mnie?- Jr wyglądał na zdziwionego.
- Nie, ale przynajmniej nie mam wypaczonego spojrzenia na sprawy uczuć.- Czułam z tego powodu satysfakcję, choć pewnie nie powinnam.
- A skąd wiesz, czy zdesperowana nie próbowałabyś zrobić wszystkiego, co możliwe, żeby nie stracić chłopaka?
Pytanie było logiczne. Nie miałam pojęcia, czy będąc na miejscu Leto też nie walnęłabym czegoś równie głupiego, jak próba przekupstwa. Sam widziałam, co z zazdrości robi Emma, i bałam się, że babsko posunie się dalej.
- Nie wiem, mam tylko nadzieję, że nigdy nie narobię bałaganu, przez który chciałbyś mnie zostawić.- Odpowiedziałam bardziej intuicyjnie, niż z namysłem, i chyba trafiłam w sedno, odwracając sytuację. Z jakiegoś powodu, który dla mnie samej był zagadkowy, chciałam, żeby Jr poczuł się pewniej, stanął na twardym gruncie. W głębi duszy trochę mu współczułam, poza tym całe nerwy, wywołane poranną awanturą, całkiem odpuściły i pragnęłam już tylko spokoju.- Możemy się już więcej nie kłócić, Jay?- Dodałam cicho, nie tyle pytając, ile dając mu odczuć, że chcę puścić w niepamięć jego niefortunną propozycję.
- Proponujesz zawieszenie broni na czas świąt?
- Proponuję zacząć od początku... o ile naprawdę ci zależy.
Sporo razy czytałam w powieściach, jak to czyjeś oczy rozszerzyły się z jakiegoś powodu, ale pierwszy raz mogłam to zobaczyć.
- Kurwa, Ellie.- Wulgarnemu słowu przeczyła delikatność, z jaką Jr przyciągnął mnie do siebie i objął.- Kurwa, dziewczyno, przerastasz mnie we wszystkim o głowę.
Odebrałam to jako należny mi komplement i z lekkim uśmiechem oparłam policzek o ramię faceta, który był mój, bo tego chciał. Instynkt podpowiadał mi, że to była prawda a każde słowo, które wypowiedział, każde wyznanie, kosztowało go trochę wysiłku. Nie mogłam tego nie docenić.
Nie mogłam też udawać przed sobą, że to jedyne powody, dla których wolałam zaprzestać sporów i ulec niewątpliwemu urokowi Leto. Nie jedyne, choć ważne, ale był jeszcze Jamie i... Wstyd powiedzieć, ale wygoda życia w luksusie, którego posmakowałam, kusiła. Kusiły widoki na podróże, poznawanie miejsc, o których dotąd mogłam jedynie przeczytać, na brak lęku o to, czy zapłacę rachunki. Teraz to ostatnie było na głowie Jr, ja miałam jedynie dać mu to, czego wcześniej nie poznał i czego nigdzie nie kupi.


                                                                      ****

Witam.
Znów długo czekaliście, ale to już ostatni raz, gdy przerwa między rozdziałami trwała dłużej, niż powinna. Sprawy osobiste... Ale już mi się wszystko poukładało, unormowało, wyszło na prostą, i teraz nic mnie nie przygniata, odbierając ochotę do czegokolwiek.
Rozdział jest jakby kontynuacją poprzedniego, dopiero w następnym zacznie się dziać więcej. Chwilowo muszę go przemyśleć, bo mam parę pomysłów i nie wiem, jak je z sobą pogodzić lub które wybrać.

Na deser mam dla Was coś innego: w sprzedaży pojawiła się niedawno moja debiutancka książka, pierwsza część opowieści, która kilka lat temu funkcjonowała jako blog o tytule "Soul on fire". Z tego co wiem, można mnie kupić/ zamówić w Empikach i w sprzedaży wysyłkowej.
http://novaeres.pl/katalog/tytuly?szczegoly=dusza_w_ogniu_zauroczenie,druk

Pozdrawiam wszystkich i życzę wesołych, jajcarskich świąt, oraz sporych opadów śniegu w lany poniedziałek ;)
Yas.

piątek, 2 stycznia 2015

Słowo na K.

Nie chciałam się budzić. Trzymałam się snu rozpaczliwie, chcąc zostać w nim, choć nie pamiętałam, co mi się śniło. Musiało to jednak być lepsze i przyjemniejsze od rzeczywistości, bo z żalem wracałam do świata, który sprawiał mi wciąż od nowa bolesne i wredne niespodzianki.
Otworzyłam oczy, skupiając wzrok na tym, co miałam przed sobą: na wpatrzonym we mnie Jr, pochylonym nade mną tak, jakby zamierzał... Nie wiem, co mógłby chcieć mi zrobić po burzliwie zakończonym wspólnym wieczorze. Udusić? Wyśmiać? Wyrzucić z domu?
- Cześć.- Mruknęłam, odsuwając się odrobinę, by mój wzrok nabrał ostrości.- Która godzina?
- Ósma.- Leto wyprostował się, patrząc na mnie z góry. Nie byłam jeszcze na tyle przytomna, żeby odczytać w jego twarz cokolwiek, poza tym jasność poranka raziła mnie w oczy. Widziałam Jr niewyraźnie, otoczonego słoneczną aureolą, sprawiającą, że wyglądał nieco dziwnie.
- I już wstałeś? Przecież masz wolne.- Usiadłam, trąc powieki. Nie czułam się zbyt pewnie: wspomnienie ubiegłego dnia wcale nie nastrajało mnie ani świątecznie, ani pozytywnie. No i babcia... Jak miałam przedstawić Jaredowi powód, dla którego się tu zjawi? Może skłamię i powiem, że zaprosiłam ją wcześniej i zapomniałam go uprzedzić? Tak chyba będzie najlepiej.
Już rozbudzona i przytomna, ale wciąż niezbyt pewna siebie, wstałam, robiąc kilka niemrawych wygięć na boki i w przód by rozruszać plecy. Ciąża zaczynała dawać mi się we znaki coraz bardziej, zapewne przez to, że byłam dosyć szczupła i parę kilo, umiejscowione z przodu, przeniosło mój środek ciężkości i nadwyrężało kręgosłup.
- Ładnie ci z brzuszkiem.- Usłyszałam, odwrócona do Jr bokiem.- Ktoś powinien dbać, żebyś miała go często, ale na pewno tym kimś nie będę ja.
- Często?- Prychnęłam, pomijając uwagę o nim.- Nie widzę siebie w roli wieloletniej reproduktorki. Myślę, że dwójka to idealna liczba, jeśli chodzi o dzieci.- Ruszyłam do drzwi, chcąc iść do łazienki. Pokój, w którym spałam, nie był w nią wyposażony.
- Bez trudu znajdziesz faceta, który zapewni ci drugie.- Ton Leto w jakiś sposób przypominał ten, jakim odnosił się do mnie na początku znajomości, nieco protekcjonalny, z dystansem.
- Jay?- Spytałam niepewnie, obracając się do niego.- Czy ty mi coś...
- Wszystko będzie w porządku, Ellie.- Przerwał mi. Podszedł, zatrzymał się o krok przede mną i przesunął kciukiem po moim policzku, uśmiechając się lekko.- Zrobię śniadanie, potem porozmawiamy o tym czy ja ci coś, czy nic.
Dawno nie byłam tak skonsternowana, jak teraz. Wiedziałam, że moje wieczorne zachowanie odbiegało od tego, czego Jr oczekiwał i czego się spodziewał, ale powiedział przecież, że sam zareagowałby podobnie, więc skąd obcość, z jaką się do mnie odzywał? Czy zrezygnował z prób stworzenia rodziny i zamierzał powiedzieć mi o tym po śniadaniu? Z jednej strony wcale by mnie to nie zdziwiło, z drugiej byłoby zaskakujące. Rozumiałam, że bał się odrzucenia, ale czy aż tak? Jeśli ja coś rozumiałam, to czy on też umiał pojąć, jak czułam się z myślą, że mój mężczyzna być może będzie wyglądał tak, jak w filmie, w którym grał?
Byłam rozdarta między chęć dowiedzenia się o wszystkim jak najszybciej a ochotą by odwlec konfrontację, przesuwać ją w czasie tak długo, dokąd Jr z niej nie zrezygnuje i nie będzie tak, jak miało być: normalnie. Nie mogłam jednak bez końca siedzieć w łazience, ubierać się... Nie mogłam godzinami jeść śniadanie, tym bardziej, że byłam głodna a Jr zrobił omlety, które uwielbiałam.
Zerkałam na niego znad talerza, za każdym razem napotykając poważne spojrzenie niebieskich oczu.
Nie mogłam wyczytać z nich niczego, co pomogłoby mi przygotować się na niespodziankę, jaką ich właściciel dla mnie miał. Bo że miał, to było pewne.
- Smakuje?- Spytał, przerywając ciszę.
- Bardzo. Twoje omlety są boskie.- Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że wczorajszy konflikt jednak nie będzie tematem dnia.- I nie tylko omlety.- Dodałam, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Spytałbym co jeszcze, ale w tym momencie nie jestem tego ciekaw.- Leto wstał od stołu.- Będę w gabinecie.- Nim zareagowałam, zostawił mnie i wyszedł, tak po prostu.
- Ach...- Westchnęłam, odbierając jego zachowanie jako swego rodzaju demonstrację. Nie do końca wiedziałam, czego, ale jednak był to pokaz, mający dać mi do zrozumienia, że nie jest tak dobrze, jak mi się zdaje.
Dałam sobie kilka minut zwłoki, by móc ustalić z sobą, co robić i jak się zachować, gdy Jr... Byłam prawie pewna, że zdecydował się na rozstanie, może nie od razu, ale po świętach. Jego "będzie dobrze" rozumiałam teraz jako "dostaniesz odprawę i zabezpieczenie finansowe".
Nie chciałam wracać do Lafayette, nie chciałam wracać do przeszłości, i nie dlatego, że Leto miał pieniądze, których mi brakowało, a dla niego samego. I dla Jamiego, który miał prawo wychowywać się przy boku ojca. Nie chciałam im siebie odbierać, poza tym... Wiedziałam, że naprawdę może być dobrze, potrzebuję tylko czasu, żeby przywyknąć, nauczyć się być z kimś takim, jak Jared. Nie miałam doświadczenia w poważnych związkach, tym bardziej z człowiekiem w wieku moich rodziców, nie umiałam być może sprostać jego wymaganiom, ale nie dam się spławić bez walki tylko dlatego, że zareagowałam emocjonalnie na jedną z sytuacji. Jeśli Jr myśli, że poddam się od razu, grubo się myli.
- Nie pozbędziesz się mnie, Jay.- Szepnęłam, sprzątając ze stołu. Mimo nerwowej atmosfery nie chciałam zostawiać bałaganu wiedząc, jak bardzo go nie lubił. Musiałam i chciałam zachowywać się normalnie, utrzymać spokój i nie kłócić się, nie ulegać nastrojom. Musiałam pokazać, że nie jestem już dziewczynką, a kobietą, młodą i z mizernym doświadczeniem, ale dorosłą, potrafiącą usiąść do rozmowy i starającą się rozwiązać każdy problem w sposób dojrzały. Nie mogłam znów go zawieść.
Mimo deklaracji i chęci zachowania rozwagi dygotałam w środku, wślizgując się do gabinetu Leto z kubkiem gorącej herbaty. Potrzebowałam jej, by zająć czymś ręce i umysł w razie, gdyby opanowały mnie nerwy. Chyba nawet Jamie wyczuwał mój nastrój, bo wiercił się bardziej, niż zwykle, jakby chciał powiedzieć "Mamusiu, uspokój się, nie strasz mnie, proszę".
Spojrzałam na Jr: zajęty był układaniem papierów, zaścielających biurko. Nieco przygarbiony, jakby zmięty, w jasnym świetle, padającym na twarz, naprawdę miał swoje czterdzieści parę lat.
- Wyglądasz na zmęczonego.- Zauważyłam, siadając w wygodnym fotelu przy stoliczku do kawy. Wolałam to miejsce, bardziej swobodne i wydające się bezpieczniejszym, niż oficjalne krzesło dla interesantów.- Źle spałeś?
- Nie spałem w ogóle.- Leto podniósł wzrok, patrząc na mnie z napięciem.- Miałem trochę pracy.
- Wczoraj mówiłeś, że będziesz odpoczywał.- Przypomniałam mu.
- Zamierzałem, ale nie sam, w pustym łóżku, gapiąc się w sufit.- Zabrzmiało to jak wyrzut.
- Przykro mi.- Poprzestałam na tym: nie pytał o nic, a czasami lepiej milczeć, niż próbować się usprawiedliwiać.
-  Nie "przepraszam" a "przykro mi".Tak. Mnie też jest przykro.- Westchnął przeciągle.- Musimy omówić kilka spraw.- Splótł dłonie na blacie.- Pojutrze święta.- Jak wiesz, zawsze spędzam je z rodziną i przyjaciółmi, szczególnie swoje urodziny, w które matka wyprawia niewielkie przyjęcie dla kilku osób.
Kiwnęłam głową: wiedziałam, jakie Jr ma plany na świąteczne dni, i miałam zamiar się im podporządkować, nawet jeśli perspektywa ponownego spotkania z Emmą zawczasu psuła mi humor. Wiedziałam, że bez tej zołzy się nie obejdzie i postanowiłam, zgodnie z wcześniejszymi sugestiami Jareda, po prostu ją ignorować. Może po tym, jak wmówiłam Connie, że się przyjaźnimy, Emma da mi spokój?
- Prawdopodobnie zostaniemy u matki na całe dwa dni, więc zabierzesz z sobą to, co potrzebne, swoje witaminy czy co tam łykasz.- Zjechał wzrokiem z mojej twarzy w dół, na brzuch, i coś na kształt lekkiego uśmiechu na sekundę uniosło kąciki jego ust. A może tylko mi się wydawało?
- Nie mam dla ciebie prezentu, w ogóle nie mam nic pod...- Zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.
- Prezentami się zająłem, nie musisz się o to martwić. Lepiej niż ty wiem, co kogo ucieszy.- Zrobił krótką przerwę, wpatrując się we mnie intensywnie.- Nic mi nie kupuj, Ellie. Nie chcę żadnych niespodzianek, za które sam zapłacę.
- To było chamskie.- Powiedziałam chłodno, dotknięta do żywego.- Nie musisz wytykać mi...
- Nie wytykam, lecz stwierdzam.- Leto znów nie pozwolił mi dokończyć.- Nie masz swoich pieniędzy i nie udawajmy, że jest inaczej.
- No proszę, a już myślałam, że udawanie to coś, co zajebiście nam wychodzi.- Wtrąciłam sarkastycznie.- O ile pamiętam...
- Jeśli tak tęsknisz za teatrzykiem, mogę ci ułatwić powrót do niego.
- Odgrywasz się za wczoraj?- Spytałam. Spokój, jaki próbowałam sobie narzucić, diabli wzięli, i rozmowa zaczęła zbaczać w kierunku kłótni, ale nie zamierzałam ustępować.
- Nie odgrywam się.
- Jasne.- Prychnęłam.
- Brzydzisz się mną, Ellie. Może sama jeszcze o tym nie wiesz, ale budzę w tobie odrazę.
- Dochodzisz do dziwnych i bezpodstawnych wniosków.- Zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem. Nie czułam do niego obrzydzenia, nawet na myśl, że kiedyś mogę widzieć go umierającego. Inna sprawa, że tego nie chciałam, ale w takiej sytuacji chęci nie mają wiele do powiedzenia.
- Widziałem twoją minę, widziałem, jak unikasz mojego dotyku, widziałem, jak uciekasz do osobnej sypialni, więc wnioski wyciągam słuszne.- Jr uniósł dłonie i opuścił je na biurko.- Swego czasu przyszłaś do mnie z pisemną umową, która miała mnie zabezpieczyć na przyszłość. Teraz ja chcę przedstawić ci inną umowę, również spisaną w jednym egzemplarzu, ważną od początku przyszłego roku. Ta zabezpieczy nas oboje.
- Że co?- Zrobiłam wielkie oczy. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.- Umowę?
- Proponuję ci układ, dzięki któremu oboje będziemy usatysfakcjonowani w równym stopniu. Chcę cię tu zatrzymać, dlatego zdecydowałem się na... Założyłem ci konto, na które będę wpłacał co miesiąc pewną kwotę, tysiąc za każdy dzień, który ze mną spędzisz. Obojętne, czy będę w trasie a ty w domu, takie sytuacje również uważam za bycie razem.
- Ach tak?- Czułam się obrażona, zła, rozczarowana i poniżona jednocześnie, przede wszystkim jednak miałam poczucie niesprawiedliwości. Nie zrobiłam nic złego, nie zasłużyłam na to, żeby być traktowaną jak kiedyś.
- Jeśli... a raczej gdy zachoruję, stawka wzrośnie do dwóch tysięcy za każdy dzień.- Leto podniósł wydrukowany dokument, leżący na wierzchu sterty papierów, i wyciągnął rękę, podając mi go. Siedziałam niewzruszona: nie miałam zamiaru dotykać tego świństwa.
- Wypchaj się.- Warknęłam, zakładając ręce na piersi. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, jak się zachować, jedyne co przychodziło mi do głowy to wstać, trzasnąć Leto w twarz i wyjść.
- Mam nadzieję, że pożyję jeszcze na tyle długo, żeby zrobić z ciebie milionerkę.- Dokument wylądował na blacie po mojej stronie biurka i leżał tam jak wyrzut sumienia.- Oczywiście dostęp do pieniędzy będziesz mieć dopiero po mojej śmierci i tylko wtedy, gdy będziesz ze mną do końca.
- Próbujesz mnie kupić?- Spytałam z niedowierzaniem. Wydawało mi się, że to nie dzieje się naprawdę, że śpię i mam idiotyczny sen, z którego zaraz się obudzę.
- Już raz mi się to udało, a skoro nie mam innego wyjścia, robię to ponownie. Musiałabyś być głupia, żeby nie przystać na taką propozycję, Ellie.
- A może jestem głupsza, niż ci się wydaje?- Rzuciłam zaczepnie.
- Nie będę zatrzymywał cię siłą, jeśli zechcesz wrócić do babci, ale uwierz, że skurwysyńsko bym tego nie chciał. Mogę płacić ci więcej, jeśli to wpłynie na...
- O czym my w ogóle rozmawiamy, Jay?- Chciałam się upewnić, że dobrze wszystko zrozumiałam, bo wciąż w to nie wierzyłam. Czułam się wyzuta z uczuć poza jednym: gorzkim zawodem. To bolało, ale silniejszy od bólu był rosnący we mnie bunt i wrażenie, że Emma miała rację a ja...
A ja okazałam się ślepa i naiwna, biorąc za dobrą monetę zapewnienia Jr, że mu na mnie zależy. Czy ktoś, komu zależy, proponuje pieniądze za towarzystwo osobie, którą podobno kocha?- Zresztą nie, nic nie mów, nie interesuje mnie to.- Podniosłam rękę, zanim się odezwał. Wstałam, podeszłam do biurka i spojrzałam z góry na Leto, faceta, którego nie rozumiałam i nie znałam, o którym wiedziałam mniej niż niewiele, i który albo mnie oszukał, albo w niektórych sprawach był strasznie bezradny. Chciałabym, żeby ta druga opcja była prawdziwa, ale nie mogłam chwytać się tego jako faktu.- Zaraz wrócę.
Wyszłam na korytarz, w pierwszej chwili zapominając, po co, zaraz jednak przypomniałam sobie, co chciałam zrobić. Wzięłam z kuchni szklankę z wodą i pudełko zapałek, leżące na półce diabli wiedzą po co, skoro nikt w domu nie palił.
Idąc z powrotem do gabinetu uporządkowałam rozbiegane, chaotyczne myśli, szukając dla siebie jakiegokolwiek sensownego rozwiązania. Tyle, że żadne nie było odpowiednio dobre. Chciałam zostać, mimo wszystko chciałam, bo powrót do Lafayette był równy z masą wyjaśnień, których musiałabym udzielić rodzinie i znajomym. Mój związek z Jr stał się, jak przypuszczałam, tajemnicą poliszynela, mama na pewno roztrąbiła wszędzie, z kim żyje jej ukochana córeczka.
Chciałam zostać, bo w głębi duszy wierzyłam, że Leto nie jest wrednym sukinsynem, na jakiego wyszedł, a układ, który zaproponował, jest totalnym nieporozumieniem. Chciałam zostać ze względu na Jamiego. Ale nie zamierzałam przystawać na propozycję, nie miałam zamiaru przyjąć nawet jednego centa, a jeśli Leto wciśnie mi pieniądze na siłę, przeleję je na konto pierwszej lepszej fundacji, pomagającej samotnym matkom.
Podeszłam do biurka i podniosłam dokument, trzymając go dwoma palcami, jakby był czymś ohydnym. Właściwie był, spisany słowo po słowie akt, mający pokazać moją wartość w dolarach.
- Umowa dla dziwki.- Powiedziałam, przebiegając wzrokiem kolejne linijki tekstu, ale nie czytając ich.- Myślałam, że dla ciebie nią nie jestem, ale się myliłam.- Postawiłam szklankę na blacie i wyjęłam z kieszeni zapałki, niezgrabnie wysupłując jedną z pudełka.- Emma też traktuje mnie jak dziwkę, nie daje mi zapomnieć o okolicznościach, w jakich cię poznałam. A wiesz- zerknęłam zna papieru na ponurego, milczącego Jr.- że to ona jest pośrednio winna temu, że zaszłam w ciążę? Gdyby nie naśmiewała się ze mnie, nie dogryzała mi i nie wyprowadziła z równowagi, nie zapomniałabym wtedy o pigułce. Przy niej wyjęłam ją z opakowania i przełożyłam do plecaka.- Przypomniałam sobie tamto popołudnie na lotnisku.- Patrzyła na mnie jak na śmiecia, a ja nie wiedziałam, jak się zachować. Wszystko mnie przerastało, przerażało, szczególnie ty i niezrozumiała nienawiść twojej byłej dziewczyny.- Po kilku próbach udało mi się podpalić zapałkę i z dziką satysfakcją przyłożyłam wątły ogienek do dolnego rogu papieru. Płomień natychmiast zaczął go trawić z cichym trzaskiem, będącym dla mnie jak piękna melodia. Upuściłam płonący dokument do kosza na śmieci i zalałam wodą jego resztki.- Do tej chwili nie miałam zamiaru wyjeżdżać, Jared. Nawet mi to przez myśl nie przeszło, choć w ciągu niecałych dwóch dni, odkąd tu jestem, zdążyłam usłyszeć kilka nieprzyjemnych rzeczy i czuć się u twojej mamy jak piąte koło u wozu.- Oparłam dłonie o biurko i pochyliłam się w przód, zdziwiona tym, że mimo targających mną znów emocji nie mam ochoty się rozpłakać. Widocznie byłam silniejsza, niż sądziłam.- Chcesz mieć dziwkę, będziesz ją miał. Ale tylko dlatego, że dziwka jest z tobą w ciąży. Jamie jest jedynym powodem, dla którego nie pakuję się w tej chwili i nie wracam tam, gdzie ludzie zachowują się normalnie, nie obrażając innych z byle lub bez powodu.
- Ellie...- Głos Leto brzmiał obco, dziwnie, jakby ktoś podmienił mu struny głosowe albo cofnął je do stanu przed mutacją.
- Daj spokój.- Machnęłam lekceważąco ręką.- W towarzystwie możesz udawać, ale nie wymagam, żebyś grał zakochanego czy coś, gdy jesteśmy sami. Oszczędź sobie, to nie próby do nowej roli, poza tym drugi raz nie dam się na to nabrać.- Na wspomnienie mile spędzonych wspólnych chwil, szczególnie na wspomnienie słów, które mi mówił, zaczęłam tracić zimną krew. Z pewności siebie zaczęłam galopem zmierzać w kierunku całkowitego rozbicia, popartego chęcią zwinięcia się w kłębek w najciemniejszym kącie domu..- Mam dwie prośby. Jeśli ty i Emma... mimo zapewnień... jeśli z nią kręcisz, nie każ mi na to patrzeć. To jedno, a drugie: zaprosiłam na święta babcię i chciałabym oszczędzić jej wiedzy o tym, że jestem twoją kurwą. Niech to zostanie między nami, Jay.- Wbrew sobie wymówiłam jego imię miękko i delikatnie, wręcz pieszczotliwie, ale nie umiałam zrobić tego inaczej. Po prostu dla mnie brzmiało ono właśnie tak.
Wyprostowałam się, oddychając głęboko, w jednym rytmie, próbując w ten sposób opanować rosnącą panikę i pewność, że coś bezpowrotnie się spieprzyło. Nie wiedziałam, czy z winy Jareda, z mojej, czy oboje zapędziliśmy się za daleko... i nie umiemy wrócić.
Czy w ogóle było do czego wrócić?
- Nie uważam cię za kurwę.- Usłyszałam i spojrzałam prosto w niebieskie oczy, nie próbując już zgadywać, co tak naprawdę Leto myśli.
- Uważasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz.- Powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam, ale nie chciało mi się słuchać żadnych wyjaśnień czy usprawiedliwień. Chciałam tylko, żeby świat dał mi spokój, nic więcej.- Nic do mnie nie mów, Jared, nie jestem w stanie teraz z tobą rozmawiać.- Uprzedziłam na wszelki wypadek, wycofując się na korytarz. Swąd spalonego papieru, dotąd prawie dla mnie niezauważalny, nagle zaczął drażnić mnie tak, że poczułam mdłości. Z trudem panowałam nad podchodzącym do gardła żołądkiem, po części wiedząc, że winą za jego harce powinnam obarczać nerwy, nie zaś odrobinę dymu.
- Dobrze się czujesz? Zbladłaś.- Jr podszedł do mnie, patrząc z niepokojem.
- Jeśli musisz wiedzieć, to chce mi się przez ciebie rzygać.- Oznajmiłam, odwracając się na pięcie, i pomaszerowałam prosto do łazienki na końcu korytarza. W drzwiach zatrzymałam się i spojrzałam przez ramię.- Do wieczora mi przejdzie. Bez obaw, nie puszczę pawia, gdy będziesz mnie pieprzył.
Twarz Leto ściągnęła się w niemiłym grymasie, jakby w nią oberwał. Na ten widok miałam ochotę przywalić samej sobie. Żałowałam, że padły ostatnie słowa, ale w pewnych sytuacjach człowiek traci nad sobą panowanie, a potem jest już za późno.
Zamykając drzwi miałam nadzieję, że po chwili usłyszę pukanie, cokolwiek, jakiś znak, że mimo wszystko możemy wszystko załagodzić, a przynajmniej spróbować to zrobić. Chciałam, żeby Jr przełamał mój upór, nie słuchał protestów i zmusił mnie do rozmowy. Chciałam, żeby tak się stało, ale w korytarzu panowała cisza. Jared miał mnie gdzieś. Nie wiedziałam, czy dogryzłam mu wystarczająco, by go zniechęcić, czy tylko zastosował się do mojej prośby i dał mi spokój. Tak czy tak dopięłam swego.
Powinnam się cieszyć z wygranej, a czułam tylko smutek.



                                                                      ******

Cześć.
Nie wiem, czy rozdział Wam się spodoba, ja mam co do niego mieszane uczucia. 
Sprawy, przez które ostatnio nie pisałam, powoli zaczynają się klarować, choć czeka mnie na dniach przeprowadzka... o ile znajdę mieszkanie. Jeśli nie, posra mi się w życiu jeszcze bardziej, choćby przez to, że prawdopodobnie rozpadnie się mój związek. 
Ale to już mój problem.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego naj naj w nowym roku.
Yas.
Ps. 
Na szczęście mam też dobre wieści: oto projekt, premiera w ciągu najbliższych trzech miesięcy :)