czwartek, 27 września 2018

Co my sobie robimy?

Siedząc na ławce przyglądałam się spod oka pochylonemu w skupieniu nad telefonem Jaredowi. Rozpuszczone włosy zasłaniały przede mną jego twarz, leniwie kołysząc się przy delikatnych podmuchach wiatru. Pisał coś, jego palce przebiegały szybko po wyświetlaczu, choć moją uwagę zwracało tylko jedno: migocząca w promieniach słońca obrączka. Lśniła, jakby chciała powiedzieć "Jestem i nie zniknę".
Zerknęłam w dół, na swoją dłoń, widząc bliźniaczy choć mniejszy kawałek złota, czułam jego chłodną obecność, dotyk metalu na skórze.
Boże...
Miałam męża. Od niespełna godziny byłam kimś innym a moje życie uległo kolejnej zmianie, tym razem największej z tych, jakie spotkały mnie od chwili, gdy poznałam Leto. Nie wiedziałam już, kim jestem. Nie wiedziałam jak się zachować. Nie wiedziałam nawet, co czuję. Wciąż wahałam się pomiędzy "To mi się śni" a "To się naprawdę dzieje", choć z rosnącą przewagą tej drugiej opcji. Wciąż byłam zła i szczęśliwa jednocześnie. Co za absurd.
Boże.
Westchnęłam przeciągle, wracając wzrokiem do Jr. Podniósł głowę i spojrzał na mnie, uśmiechając się niepewnie, jakby i on nie do końca wierzył w to, co zrobił.
- Wszystko w porządku, Ell?- Spytał cicho, prawie szeptem.
- Nie wiem.- Odparłam zgodnie z prawdą.- A jak ty się czujesz?- Odbiłam pytanie.
- Dziwnie. Wzniośle. Usatysfakcjonowany. Niepewny. Przestraszony.- Wyliczał.
- Przestraszony?- Zdziwiłam się.
- Trochę.- Kiwnął głową, odprowadzając wzrokiem kogoś, kto mijając nas zwolnił wyraźnie, ale poszedł dalej.
- Czego się boisz J?- Byłam ciekawa, bo sama czułam lekką obawę czy podołam byciu czyjąś żoną. Małżeństwo to nie samo co spotykanie się z kimś. To ostateczne, zdecydowane i pewne związanie się z drugim człowiekiem. Wkroczyłam na ścieżkę poważnego, dorosłego życia i nie mogłam z niej zejść albo zawrócić ot tak. Musiałam iść przed siebie, nie wiedząc nawet, z czym przyjdzie mi się zmierzyć.
- Szczerze to nawet nie wiem. Że dam dupy jako mąż?- Wzruszył ramionami i dzwignął się ociężale.- A chuj, poradzimy sobie.- Zrobił parę kroków i obejrzał się przez ramię.- Idziesz? Musimy skoczyć po jakieś ciuchy na wieczór. Poza tym chciałaś zajrzeć do kasyna a w tym co masz na sobie raczej bym tam nie szedł.
- Za biedne czy zbyt uliczne?- Chcąc nie chcąc ruszyłam za Leto, choć cały mój zapał do odwiedzin w kasynie, oglądania rewii i pójścia na bal, gdzieś uleciał.
- Wyzywająco wulgarne. Przyznam że sam lubię prowokować, ale do pewnych granic.
 Zabolało mnie to, tym bardziej że nie spodziewałam się krytyki właśnie z jego strony. Co takiego zmieniło się we mnie, że nagle stałam się gorsza?
- Wcześniej ci się podobało to, jak wyglądam.
- Makijaż jest okej.
- Nie przeszkadzało ci, że idę tak do...- Nie umiałam dokończyć, po prostu słowo "ślub" nie chciało przejść mi przez gardło.
Leto zatrzymał się nagle, przez co omal na niego nie wpadłam. Wbił we mnie wzrok.
- To ty nie chciałaś się przebrać, żeby mieć co wspominać.- Wycedził przez zęby.
- Najpierw musiałabym to zapamiętać.- Powiedziałam, nie myśląc. Złość zaczynała brać nade mną górę, tłumiąc rozsądek.
Jeśli mój strój i makijaż były buntownicze, to teraz dołączyło do nich zachowanie. Byłam najzwyczajniej w świecie wkurzona, zawiedziona i rozżalona bylejakością ceremonii i nagłą wrogością świeżo poślubionego faceta.
- Więc tak?- Jared wpatrywał się we mnie bez mrugnięcia.- Szybko zapomniałaś. Bardzo szybko. W pierdoloną godzinę.
- Ciężko zapamiętać coś, co trwa dwie pierdolone minuty.- Zaczęłam się śmiać.- Możesz teraz chwalić się kolegom że pieprzysz dłużej, niż trwał twój ślub.- Wiedziałam że przeginam, ale nie miałam zamiaru ustąpić. Miałam prawo powiedzieć, co mnie gniecie.
- Ellie, dość.- Jr zamilkł, zaciskając usta w wąską kreskę.
Rozejrzałam się, ledwie zauważając mijających nas ludzi. Tłum opływał nas z obu stron, a my staliśmy na środku chodnika, po prostu się kłócąc.
- Nie mam ochoty łazić po sklepach, idę do hotelu zmyć ten wulgarny makijaż. I zdjąć te wulgarne ciuchy, więc kup mi coś odpowiedniego, w czym, twoim zdaniem, mogę pokazać się ludziom, inaczej będę musiała iść na rewię w bieliźnie.- Zdecydowałam w sekundę. Musiałam ochłonąć, uspokoić się, pobyć chwilę z dala od Leto, którego widok mnie w tej chwili irytował.
- Kurwa, Ellie...
- Właśnie, Jared: kurwa.- Zabrałam od niego swój plecaczek i poszłam w stronę Bellagio, widocznego nieopodal po drugiej stronie ulicy.
Byłam wściekła na siebie i zła na Jr. Czułam się oszukana, choć nikt nie obiecywał mi niczego. Miałam do siebie pretensje o to, że czułam złość, ale nie mogłam nic poradzić na rosnący we mnie żal. Nie o to  że wyszłam za mąż a o to, w jaki sposób.
- Formalność...- Prychnęłam, wchodząc do ogromnego, kolorowego i, jak na mój gust, przesadnie zdobionego holu. Bałam się, że zgubię się w obszernym pomieszczeniu nim znajdę recepcję, ale wypatrzyłam ją dosyć szybko.
- Dobry.- Powiedziałam niezbyt przyjaźnie do obcinającego mnie uważnie recepcjonisty.
- Dzień dobry. Czym mogę służyć?
- Chyba mam tu rezerwację. Eleanor Swift, proszę sprawdzić.- Oparłam łokcie o kontuar w niezbyt eleganckiej pozie.
- Przykro mi, ale nikt taki nie figuruje na liście.- Usłyszałam po chwili.
- Hmm, pewnie tu też wiszę jako osoba towarzysząca.- Ta myśl nie była przyjemna. Jr miał chyba dość czasu, żeby zadzwonić do hotelu i zwyczajnie dodać mnie do swojej rezerwacji.- Tak czy siak mam tu pokój, na nazwisko Leto. Jared Leto.
Recepcjonista poklepał w klawiaturę, łypiąc na mnie co moment.
- Mamy rezerwację na to nazwisko, jednak nie mogę dać pani klucza ani zdradzić lokalizacji pokoju. Przykro mi, osoba postronna nie może...- Wbrew słowom nie wyglądał na zasmuconego, wręcz przeciwnie. Było mu tak samo przykro, jak mi wesolutko.
- Nie jestem osobą postronną tylko... żoną.- Z trudem wymówiłam ostatnie słowo. Przez banalność i groteskowość ceremonii ślubnej wydawało mi się nieprawdziwe. Nawet usłyszenie tego z własnych ust było w dziwny sposób fałszywe, jakbym udawała kogoś, kim nie jestem.
Boże...
- Jared Leto nie ma żony.- Obok mnie rozległ się czyjś przepełniony drwiną głos.- Znam go od lat, to wieczny kawaler. Śmieszne, do czego potrafią posunąć się fanki, żeby zbliżyć się do niego choć na chwilę, dotknąć. Powinien pan wezwać ochronę.- Słowa najwyraźniej nie były skierowane do mnie, choć mówiąca je kobieta jawnie zrobiła ze mnie napaloną na idola wariatkę.
Spojrzałam na nią: na oko starsza ode mnie, gdzieś w wieku Emmy, opalona na brąz brunetka, ubrana od stóp do głów w markowe ciuchy i obwieszona złotem. Nawet ładna, choć efekt psuły zbyt jasne, jakby wypłowiałe, błękitne oczy.
Wyjęłam z kieszeni telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
- Od godziny i paru minut Jared Leto ma żonę.- Powiedziałam chłodno, wybierając przy tym jego numer. Nie zadzwoniłam, nie chciałam robić mu wyrzutów przy obcych, napisałam tylko SMS.
"J, dziękuję za to, że nie ma mnie na liście gości hotelu i nie chcą mnie wpuścić. Co za upokorzenie. Wracam do domu."
Wysłałam wiadomość i schowałam telefon. Miałam gdzieś czy Jr odpisze, oddzwoni, czy w ogóle zauważy że coś napisałam. Może był tak zajęty zakupami i oganianiem się od dziewczyn, że nie widział poza tym świata? Nie miałam co prawda zamiaru wracać do LA, przynajmniej nie od razu, ale jeśli w ciągu najbliższej godziny Leto się nie odkręci sytuacji, naprawdę zostawię go tu samego.
- Najwyraźniej nie zna pani Jareda tak dobrze, jak się pani wydaje.- Odezwałam się do kobiety, gapiącej się na mnie przez cały czas.
- Czyżby? Jesteśmy przyjaciółmi od... Od dawna.- Jej mina świadczyła o tym, że przeszła przez jego łóżko.
Jak większość jego koleżanek, pomyślałam, czując niemiłe ukłucie w sercu. Nie zazdrość a żal, że niemal każda jego znajoma w którymś momencie znalazła się z nim w intymnej sytuacji. Jak mam się zachować, gdy rozmawiając z którąkolwiek z nich jednocześnie zastanawiam się, czy ją też przeleciał? To było poniżające. Nie powinnam mieć pretensji o to, co robił nim mnie poznał, a jednak czułam złość na myśl, że dołączyłam do zajebiście bogatej kolekcji jego podrywek. Choć byłam o stopień czy dwa wyżej od nich, nie było to przyjemne uczucie.
- Cokolwiek pani myśli jestem w tej błogiej sytuacji, gdy wiem o czym mówię i nie muszę się martwić, jak to udowodnić.- Pozwoliłam sobie na pełen wyższości uśmiech.- Do zobaczenia wieczorem, o ile zaproszono panią na bal.
Odeszłam od recepcji, szukając wzrokiem jakiegoś miejsca, w którym mogłabym spokojnie posiedzieć i poczekać na Leto. Rozglądałam się też za kimś, kogo znam, i kto zna mnie. Najwyraźniej fotki nowego związku Jareda nie obiegły jeszcze całego celebryckiego światka, bo mimo sporego tłumu, wśród którego widziałam parę znanych z ekranów twarzy, nikt nie zwracał na mnie uwagi.
Zatrzymałam się przed rozciągniętymi w poprzek holu sznurami, wiszącymi między pozłacanymi pachołkami. Za nimi była dalsza część hotelu, przed nimi kilku ubranych w garnitury facetów, zapewne ochrona. Przyglądali się uważnie każdemu, kto podszedł, przepuszczając tych, którzy mieli przy sobie, jak przypuszczałam, zaproszenia na wieczorną imprezę.
- Nie dla psa kiełbasa.- Usłyszałam znów głos bladookiej brunetki. Przeszła obok, trącając mnie ramieniem i śmiejąc mi się w twarz, pokazała ochronie kartę magnetyczną do drzwi i poszła dalej, zaraz jednak wróciła i zaczęła mówić coś do dwóch stojących razem ochroniarzy, wskazując na mnie palcem.
- Ty suko...- Szepnęłam, gdy obaj ruszyli w moim kierunku.
Odwróciłam się na pięcie i pospiesznie wyszłam z hotelu, mamrocząc pod nosem jedno słowo, skierowane do złośliwej brunetki.
- Kurwa, kurwa, kurwa...- Powtarzałam jak mantrę, oddalając się na bezpieczną moim zdaniem odległość od wejścia. Chyba nie będą mnie gonić?
Usiadłam na pierwszej wolnej ławce w cieniu i rozejrzałam się dokoła, narzucając sobie spokój. Nerwy na pewno nie przysłużą się Jamiemu a ja byłam naprawdę mocno wkurzona i rozgoryczona. Przez krótką chwilę nawet miałam ochotę się rozpłakać ze złości na wszystko i wszystkich, szczególnie Jareda i jego znajomą, ale szybko mi przeszło. Dam sobie radę, uspokoję się, wyciszę, być może, znudzona czekaniem na Bóg wie co lub kogo, wrócę do domu i zajmę się czymś mniej stresującym, niż pospieszny ślub czy upokarzająca ucieczka przed ochroniarzami.
- Zajebisty koniec roku, prawda?- Powiedziałam do łagodnie wiercącego się we mnie dziecka.- Mam nadzieję, że dzisiejszy dzień nie jest wróżbą na nadchodzące dwanaście miesięcy, bo jeśli tak to obawiam się, że twojemu tacie nie raz oberwie się po łepetynie za bycie...- Nie dokończyłam, widząc spieszącego w moją stronę tego, którego miałam ochotę palnąć w ucho. I to jaką ochotę...
Musiałam przyznać że przyjemnie się na niego patrzyło. To jak stawiał kroki, kołysząc biodrami w ten męski, nonszalancki sposób, pewność siebie bijąca z całej jego postawy, ogólny wygląd... Podobał mi się jak sam diabeł, każdy drobny szczegół, nawet błysk słońca w lustrzanych okularach. Ten mężczyzna był dla mnie idealny fizycznie pod każdym względem.
Szkoda tylko, że zachowaniem odbiegał od moich oczekiwań, ale nie można mieć wszystkiego.
Porzuciłam podziwianie cielesnej strony Jr i zaczęłam gorączkowo myśleć, co powiedzieć. Im bliżej mnie był Leto, tym bardziej nie wiedziałam, jak się zachować. Wszystko zależało od tego co będzie mówił: albo znów się pokłócimy, albo nie.
- Gdybyś poczekała na mnie zamiast demonstrować focha, całej tej szopki by nie było.
Wyrzut w jego głosie był tak słyszalny  że nie miałam złudzeń: to moja wina. To przez moje fochy musiałam uciec z hotelu jak jakiś przestępca.
- Nie wiem co w ciebie wstąpiło, próbowałem cię zrozumieć ale nie dałem rady.
Nie odezwałam się. Czułam coraz większe oburzenie i bunt, co w połączeniu z wciąż odczuwalnym żalem po prostu nie pozwalało mi mówić. Zaparłam się w sobie i koniec. Patrzyłam prosto w okulary na nosie Jareda, widząc w nich swoje odbicia, i milczałam.
- Mogłaś poczekać w hotelu, szukałem cię tam. Dopiero ochroniarz powiedział, że poszłaś w tę stronę.
Ciekawa byłam, jakich słów użył Jared, gdy o mnie pytał. Wspomniał o moim wzywającym, wulgarnym wyglądzie? Na pewno, inaczej skąd ochroniarz wiedziałby, że chodzi o mnie?
Nadal się nie odezwałam i wciąż patrzyłam w szkła okularów, powoli coraz bardziej rozdrażniona tym, że mówiąc do mnie Jr ich nie zdjął.
- Nie wolisz porozmawiać gdzieś, gdzie będziemy sami?
Porozmawiać? Ja się przecież nie odzywam.
- Jesteś już na liście gości i możesz sama odebrać rezerwa...
Nie czekałam aż skończy, już po słowach "Jesteś na liście" poderwałam się z ławki i ruszyłam żwawo do hotelu, rzucając ostatnie ponure spojrzenie w rozświetlone słońcem okulary. Słyszałam że Jr idzie za mną, tuż za mną, ale na szczęście nie próbował mnie zatrzymać. Gdyby to zrobił, chyba naprawdę strzeliłabym go po łapach.
Recepcjonista, gdy tylko stanęłam przy kontuarze, oblał się rumieńcem po samo czoło.
- Najmocniej przepraszam za nieporozumienie, którego ofiarą pani padła.- Wystękał, rzucając kilka pospiesznych spojrzeń na towarzyszącego mi Leto. Co takiego mój kochany mąż mu nagadał?- Okazało się, że mail z pani nazwiskiem dotarł do nas wczoraj, ale system jeszcze nie przetworzył wprowadzonych dziś rano danych.
Sranie w banię, pomyślałam. Akurat.
- Pracujecie na Windows 95?- Spytałam ironicznie.
- Mamy ścisłe procedury, których musimy przestrzegać.- Tłumaczył się, nadal czerwony jak burak.
- Rozumiem. Nie może pan wierzyć na słowo każdej lasce, która przyjdzie i powie, że ma rezerwację z gwiazdą. Szczególnie gdy laska wygląda, jakby urwała się ze zlotu przyszłych samobójców.- Rozmowa zaczęła mnie bawić, ale na krótko.- Wie pan...- Mruknęłam, czekając aż poda mi klucz.- Rano myślałam że to dowcipne, ubrać się w ten sposób, ale ktoś dał mi do zrozumienia że wyglądam jak łajza. Na pana miejscu też nie uwierzyłabym łajzie.- Choć mówiłam do niego, część moich słów była skierowana do stojącego obok mnie Jareda. Musiał się połapać, bo wydał z siebie długi, gardłowy pomruk, coś jakby nerwowe warknięcie. Oparta o kontuar dłoń, w której trzymał okulary, zacisnęła się na nich mocno.
- Pokój 1212, dziewiąte piętro. Życzę miłego pobytu.- Recepcjonista z wyraźną ulgą położył przede mną kartę magnetyczną z logo hotelu. Wzięłam ją w dwa palce, jakby parzyła.
- Postaram się, żeby był miły. Przynajmniej dla mnie.- Nie zwracając uwagi na Leto pospieszyłam w stronę pilnowanego przejścia w głębi holu. Słyszałam za sobą kroki i szybki oddech Jr. Był tak blisko, jakby chciał przylgnąć do moich pleców, wręcz czułam jego ciepło.
Zastanawiałam się w co on gra, jednocześnie mając to gdzieś. Wkurzył mnie i zawiódł, do tego z chwili na chwilę zmienił front, twierdząc nagle, że wyglądam wulgarnie. Czyżby ślub odmienił jego podejście do mnie? Dostał czego chciał i nie musiał już się starać?
Czy dopiero teraz poznam prawdziwą twarz faceta, którego poślubiłam? Może wcale nie znałam go tak, jak mi się zdawało.
Boże...
Ochroniarze przepuścili mnie bez słowa, choć patrzyli na mnie dziwnie, jakbym miała na czole trzecie oko. Czy oni też byli wypytywani o mnie w ciekawy sposób? Pewnie tak.
Cholera, pięknie zaprezentowałam się przed pracownikami hotelu, po prostu pięknie. Tylko pozazdrościć mi efektownego wejścia. Długo będą pamiętać pyskującą dziewczynę, chcącą wtargnąć bezczelnie do apartamentu samego Leto i twierdzącą, że jest jego żoną. Co prawda nią byłam, ale chyba na nią nie wyglądałam.
Wbrew moim oczekiwaniom winda, którą jechaliśmy na górę, była pusta, Mimo grupki osób w holu nikt nie wsiadł z nami. Zacisnęłam dłonie, modląc się w duchu by Jr siedział cicho, jak robił to do tej pory. Niestety, ten na górze wypiął się na mnie i moje prośby.
- Dlaczego ze mną walczysz, i przede wszystkim: o co?- Leto przysunął się do mnie gdy tylko drzwi zasunęły się z cichym sykiem. Stanął parę centymetrów przede mną, patrząc z takim skupieniem, że prawie dostał zeza.
Omal się nie roześmiałam, ale udało mi się opanować. Zacisnęłam mocniej dłonie i wpatrzyłam się w cyfry nad drzwiami windy.
- Rozmawiaj ze mną Ellie, inaczej niczego nie zbudujemy.- Cichym słowom towarzyszył pieszczotliwy dotyk w ramię.- Co ja ci zrobiłem, o czym nie wiem? Nie miałaś rezerwacji, okej, to mogło cię wkurzyć, ale już wcześniej na mnie burczałaś i nie mam, kurwa, pojęcia, o co.
Popatrzyłam mu w oczy, błyszczące tłumionym gniewem i napięciem. Więc nie był tak spokojny jak udawał, był zły. Na mnie. Jeśli on nie wiedział o co się wkurzałam, ja nie wiedziałam, co wkurzyło jego.
- Co się stało, Ell?
- Nic takiego.- Odparłam z sarkazmem.- Takie tam drobiazgi. Zostałam posądzona o próbę wtargnięcia do cudzego apartamentu, udając twoją żonę, zostałam nazwana napaloną, kłamliwą fanką, na koniec nasłano na mnie ochroniarzy, bo przecież łajza w stylu emo nie ma prawa znać Jareda Leto. On nie zniża się do takiego poziomu.
Wyszłam z windy, gdy tylko zatrzymała się na piętrze. Nie wiedziałam w którą stronę iść, miałam przed sobą niewielki hol z odchodzącymi w trzy strony korytarzami. Nie musiałam jednak zgadywać albo zdawać się na traf i błądzić po hotelu: Jared złapał mnie z tyłu za ramiona i obrócił w lewo.
- Tam.- Pchnął mnie lekko w wyznaczonym kierunku jakbym była debilem, którego trzeba ustawiać na każdym kroku.
- Nie jestem kukłą.- Warknęłam.- Nie musisz mnie popychać.
- Nie mów mi co muszę a czego nie.
- Tak, ty wszystko wiesz lepiej.- Dotarłam do numeru 1212 i wsunęłam kartę do czytnika.- Tak dobrze znasz rozkład pokoi, że wiedziałeś, gdzie iść?- Spytałam, łapiąc dopiero teraz, że doskonale wiedział gdzie szukać naszego apartamentu.
- Zawsze się tu zatrzymuję, gdy jestem w Vegas.- Otworzył przede mną drzwi.- Wchodzisz, czy wolisz kłócić się na korytarzu?
Weszłam, rozglądając się z ciekawością: apartament składał się z więcej niż jednego pomieszczenia. Przede mną był salon z wielkim na pół ściany oknem i wyjściem na nieduży taras, po prawej widziałam szeroko otwarte, dwuskrzydłowe drzwi, za nimi zaś sporych rozmiarów łóżko z białą jak śnieg pościelą. Wszystko luksusowe, z górnej półki.
- Nie kłócę się.- Palnęłam bezmyślnie pierwsze, co przyszło mi do głowy.
- Jasne. Tak sobie dyskutujemy o pogodzie.
- To ty przyczepiłeś się do mojego ubrania jak rzep.- Mówiąc o ubraniu zdjęłam kurtkę, potem energicznie zdarłam z siebie znienawidzoną teraz koszulkę i rzuciłam ją Leto pod nogi, zostając w samych dżinsach i staniku.
- Powiedziałem tylko, że w tym nie powinnaś iść do kasyna, bo to jednak jest lokal na pewnym poziomie i zwyczajnie nie wypada...
- Ale na własny ślub wypadało?- Weszłam mu w słowo, od nowa czując rozgoryczenie i złość na niego i siebie.
- Przecież chciałaś w tym iść!- Jared podniósł głos, wskazując palcem na zwiniętą w kłąb koszulkę. Wyglądała jak rzucona w kąt, niepotrzebna szmata, i tym właśnie była: szmatą.
- Nie masz pojęcia czego chciałam, bo nigdy o to nie pytasz!- Krzyknęłam, stając przed nim z zaciśniętymi pięściami.- Nigdy! Tylko mówisz co zrobimy i nawet nie zainteresujesz się moją opinią!
- Dotąd jakoś na to nie narzekałaś. Ba, w łóżku jesteś wręcz zachwycona takim układem.- Na jego ustach pojawił się drwiący uśmieszek.
Mimowolnie zarumieniłam się na wspomnienie o seksie. Jr miał rację, byłam zachwycona jego dominacją w sferze erotycznej, w większości przypadków także poza nią. Ale były wyjątki i za jeden z nich uważałam swój ślub.
- Nigdy nie narzekałam, ale teraz narzekam bo przekroczyłeś pewną granicę.- Wbiłam mu palec w środek klaty.
- Ja przekraczam granice?- Odsunął moją rękę nerwowym ruchem.
- Moje, bo własnych chyba nie masz.- Podparłam się pod boki, patrząc z wyzwaniem w oczach.- Koniec z pomysłami, które musisz natychmiast wprowadzić w życie. Koniec z informowaniem mnie na ostatnią chwilę o tym, że gdzieś jedziemy albo coś zrobimy. Koniec, rozumiesz? Dziś ostatni raz zrobiłam od razu coś, co sobie wymyśliłeś. I żałuję, bo wzięłam udział w parodii a teraz mogę się pocałować w czubek dupy bo tego nie cofnę.- Ścisnęło mnie w gardle, gdy uświadomiłam sobie, że już po sprawie. Coś, co zdarzając się raz w życiu powinno być piękne, zostało sprofanowane przez pośpiech.
- Co cię tak wkurwiło, nasz ślub?- Głos Jr brzmiał słodko, co znaczyło, że jest ostro wkurzony.- Nie chciałaś go?
- Ślub? Ty to nazywasz ślubem?- Skrzywiłam się ironicznie.- Błagam...
- Jeśli nie chciałaś za mnie wyjść to po co się zgodziłaś? Masz coś z głową? A może chodziło ci o coś innego? Kasę?
Nie spodziewałam się takiego pytania akurat od niego, prędzej ze strony Shannona.
- Chciałam! Ale nie w taki sposób, nie między lunchem a wyjściem na zakupy! Właśnie dlatego poszłam w tej szmacie! Bo to nie było nic specjalnego, osobistego, i w ogóle! Bo to było jak podpisanie kolejnej fikcyjnej umowy po to, żebyś mógł mnie bzykać!- Wykrzykiwałam kolejne żale prosto w twarz Leto.- Mam prawo być zła bo okradłeś mnie z czegoś wyjątkowego.- Dodałam już spokojniej, czując spływające po policzkach łzy. Wytarłam je wierzchem dłoni ale zaraz pojawiły się następne. Nie chciałam płakać, jednak moje ciało miało właśnie taką metodę na pozbycie się negatywnych emocji.
- Jeśli tak ci zależy na całej ślubnej pompie to ją dostaniesz. Po moich badaniach. Będziesz mieć wszystko, co sobie wymyślisz.- Jr złagodniał w jednej chwili. Nie wrzeszczał już, wyglądał na odrobinę skruszonego. Za mało jednak, żebym mogła wiedzieć, że coś do niego dotarło.
- Odnowienie przysięgi? To jak podrabiane dziewictwo. Dziękuję, nie, to już nie byłoby to samo.- Pokręciłam głową, szukając w plecaczku paczki chusteczek. Nie mogąc jej znaleźć rzuciłam plecak na podłogę i poszłam do sąsiadującej z sypialnią łazienki. Tu też wszystko utrzymane było w bieli, przez co miałam przez moment wrażenie, że jestem w łazience Leto.
Odkręciłam wodę i zmoczonym końcem ręcznika zaczęłam zmywać z oczu makijaż. Nie płakałam, te kilka łez, które wylałam, wystarczyło, choć nadal byłam wkurzona.
- Skoro nie chcesz powtórnego ślubu to czego właściwie chcesz?- Jr zjawił się za mną, pełen pretensji.
- Nie dość jasno się wyraziłam?- Łypnęłam na niego jednym okiem, trąc zapamiętale drugie.
- Żebym pytał cię o zdanie?
- Dokładnie tak. Żebyś pytał, zanim coś postanowisz. Nie jestem ubezwłasnowolniona, żebyś podejmował za mnie każdą decyzję.
- A ty nie masz buzi, żeby się odezwać? Jak ci nie pasował dzisiejszy termin trzeba było mówić!
- Nie wiedziałam co się dzieje! Byłam tak totalnie zaskoczona, że nie kontaktowałam! I przez to jeszcze dałam sobie wcisnąć podwójne nazwisko! Chciałam jedno, zawsze chciałam mieć jedno, a teraz mam co?- Spojrzałam na swoje odbicie. Oczy miałam zaczerwienione i lekko opuchnięte od krótkiego płaczu i tarcia ręcznikiem, ale poza tym wyglądałam normalnie, pomijając zaciętą minę. Przemyłam twarz zimną wodą, żeby ochłonąć trochę i zmniejszyć opuchliznę.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że kobiety po ślubie zmieniają się na gorsze. Szkoda że nie ostrzegł, jak szybko te zmiany następują.- Jared stanął obok mnie, przyglądając się w lustrze czemuś tam na swojej ogolonej brodzie.
- I to mówi facet, który w godzinę po ślubie powiedział żonie, że wygląda jak łajza.- Wydęłam lekceważąco usta.- I to bez powodu.
- Nie powiedziałem że wyglądasz jak łajza, nie dopowiadaj sobie.
- Skrytykowałeś mnie tak o, bo co, bo już mogłeś po tym, jak podpisałam papier?- Spytałam, patrząc na niego chłodno. Co prawda już nie wrzeszczeliśmy na siebie, ale nadal się kłóciliśmy. Nie trzeba krzyczeć żeby się kłócić, wszystko zawiera się w słowach i intonacji.- Zmieniłam się na gorsze bo chcę mieć prawo do opiniowania twoich pomysłów i ewentualnej odmowy ich realizacji?
- Wydzierasz się i strzelasz fochy, co mam o tym myśleć?
- Co sobie tylko chcesz.- Wzruszyłam ramionami, mając gdzieś to, co myśli w tej chwili na mój temat. Za bardzo byłam jeszcze rozjuszona żeby się przejmować, choć pilnowałam się mimo wszystko, żeby nie powiedzieć czegoś, czego naprawdę mogłabym później żałować.- Focha, jak mówisz, strzeliłam po twojej krytyce na mój temat, nie przed. Nie ja zaczęłam to wszystko.
- Mówiłem, że będę nerwowy, uprzedzałem.
- A ja jestem w ciąży i mam humorki. - Naprawdę je miałam, te wszystkie wahania nastroju i zachcianki, choć nie mówiłam o tym do tej chwili.
- Ciąża to nie choroba a focha nie tłumacz humorkami.- Leto zmierzył mnie wzrokiem z góry na dół.- Nie myśl, że dam sobie wejść na głowę pod takim pretekstem.
Wycierając się szukałam w myślach odpowiedniej riposty, ale do głowy przychodziło mi tylko jedno słowo.
- Fiut.- Podsumowałam go krótko. Rzuciłam ręcznik na umywalkę i wyszłam, nie mając ochoty na dalszą, bezsensowną dyskusję.
- Picza.- Jr nie pozostał dłużny, choć w jego głosie nie było ani odrobiny złośliwości, raczej rozbawienie.
Spojrzałam na łóżko w sypialni, mając wielką ochotę po prostu położyć się i nic nie robić, ochłonąć z nerwów, przemyśleć wszystko, co stało się dzisiejszego dnia. Przetrawić każde usłyszane słowo, opracować sobie jakiś plan na najbliższe godziny czy dni. Nie miałam zamiaru rezygnować z wieczornego przyjęcia tylko dlatego, że pokłóciłam się z Leto. Chciałam zobaczyć rewię, chciałam choć raz zagrać w ruletkę, chciałam być na balu, nawet gdybym miała podpierać ściany i tylko patrzeć na wszystkich tych sławnych ludzi, którzy tam będą.
Chciałam zaistnieć, taka prawda. Wciąż jeszcze byłam nikim, ale to się zmieni. Już wcześniej myślałam nad sobą i swoją przyszłością, której nie miałam zamiaru zmarnować na byciu dodatkiem do Jareda. Może to prymitywne i nieuczciwe, ale jego osoba w jakiś sposób ułatwi mi zdobycie prestiżu, o którym marzyłam jako nastolatka. Wciąż chciałam być kimś, może nie modelką z wybiegów, bo na to niestety byłam za niska, ale... Fotomodeling był równie dobry. I tym razem, próbując dostać się w kręgi ludzi z tej branży, nie musiałabym obawiać się o to, że w zamian za ofertę pracy czy choćby próbnych zdjęć, będę musiała dać komuś tyłka.
Ale to jeszcze nie teraz, zajmę się ewentualną karierą dopiero za jakiś czas, gdy Jamie będzie miał kilka miesięcy a moje ciało wróci do normy i poprzednich kształtów. Nie byłam gruba, brzuch miałam mały jak na siódmy miesiąc, ale kto wie, czy ostatnie tygodnie nie będą gorsze? Miałam nadzieję, że ciąża nie zmieni mnie drastycznie albo nie zacznę tyć podczas karmienia piersią.
Boże...
Na samą myśl o rychłym macierzyństwie przeszły mnie ciarki. Znów zdałam sobie sprawę, że nie jestem gotowa na dziecko, i nie dlatego że byłam zbyt leniwa, by sięgnąć po wiedzę, a dlatego, że wciąż było to dla mnie kwestią przyszłości. Ta jednak nadchodziła wielkimi krokami. Kilka tygodni, które zostały mi do porodu, minie jak z bicza strzelił, a ja nie miałam jeszcze niczego na powitanie Jamiego. Nie miałam nawet planów co do tego, gdzie i jak urządzić dziecięcy pokój. Nie obejrzałam ani jednego łóżeczka, przewijaka, nawet głupich śpioszków.
Jaka będzie ze mnie matka, skoro odkładam na później wszystkie ważne rzeczy związane z pierwszym dzieckiem?
- Przepraszam, że nie poświęcam ci tyle uwagi, ile powinnam.- Szepnęłam.- Obiecuję, że od jutra będziesz moim priorytetem, ale dziś jeszcze muszę skupić się na czymś innym.
Po raz ostatni odłożyłam na bok myśli o dziecku i spojrzałam na leżącą w salonie koszulkę, którą z taką ochotą ubrałam rano, i której teraz nienawidziłam jako symbolu... Czego? Nie mojego upadku, bo nie czułam się przegrana. Raczej wstydu, że dałam się pokonać własnym słabościom.
Żałowałam, że mimo wszystko nie zabrałam z domu czegoś więcej niż to, co miałam na sobie. Teraz musiałam wyjść po coś do ubrania, a nie miałam nic poza kurtką, której na dodatek nie mogłam dopiąć na zaokrąglonym brzuchu. Byłam zła na siebie, że posłuchałam Jareda i nie spakowałam do plecaka choćby podkoszulka do spania. Miałabym przynajmniej coś, w czym mogłabym pokazać się teraz w sklepie.
- O tak, słuchaj Leto, to będziesz w zimę popierdzielać w sandałach.- Mruknęłam, podnosząc słuchawkę hotelowego telefonu i wybierając widniejący na tabliczce obok niego numer roomservisu. Poprosiłam o kupno zwykłego T-shirtu i dostarczenie go do pokoju, najlepiej jak najszybciej. Zamówiłam też trochę owoców i lekki obiad dla dwóch osób. Od lunchu upłynęło kilka godzin a ja znów zaczynałam być głodna.
Westchnęłam w duchu i spojrzałam przez ramię w stronę łazienki, z której nie dobiegał żaden, nawet najcichszy hałas. Nie czułam już złości, wyparowała ze mnie pod wpływem myśli o Jamiem, ale nie byłam pewna czy Jared nadal nie jest wkurzony. O czym myślał i dlaczego był tak cicho?
Chcąc się dowiedzieć podeszłam do drzwi i zajrzałam do środka: Leto siedział na krawędzi wanny. Po prostu siedział, z opuszczoną głową i dłońmi zaciśniętymi na kolanach tak mocno, aż pobielały mu kłykcie. Wyglądał okropnie samotnie.
Jeszcze niedawno stałabym i patrzyła, nie wiedząc co zrobić. Coś we mnie jednak zmieniło się i dojrzało, bo bez wahania podeszłam do niego i dotknęłam jego ramienia. Podniósł głowę. Nie wyglądał na złego, więc i on chyba ochłonął przez te kilka minut. Nie wyglądał też na smutnego ani zmartwionego. Wyglądał normalnie.
- Przepraszam.- Odezwałam się pierwsza. Być może na to czekał, nie wiem, czułam jednak że powinnam przeprosić, nawet jeśli miałam rację w swoich wyrzutach. Mogłam przedstawić je w łagodniejszej niż awantura formie.
- Ja też.- Odparł po chwili. Patrząc z góry widziałam, jak jego dłonie rozluźniają się i przestają ściskać chude kolana.
- Nie powinnam była na ciebie krzyczeć.- Dziwne, ale nie krępowało mnie przyznawanie się do błędu, za to przynosiło wyraźną ulgę, oczyszczało.
- Humorki.
- Tak. Ty też je masz. I jesteś despotyczny.- Dodałam z delikatnym uśmiechem.
- Wiem.- Odetchnął głęboko, przy czym jego oczy nabrały więcej blasku, jakby dodatkowa porcja tlenu rozświetliła je od środka. To było zjawiskowe i piękne.
On był piękny.
- Musimy nauczyć się tak wiele, Ellie. Boję się tego.
Przekrzywiłam głowę, zaskoczona jego słowami, ale rozumiałam co ma na myśli. Losowy przypadek rzucił nas razem na głęboką wodę i kazał utrzymać się na powierzchni. Oboje debiutowaliśmy w poważnym związku, do którego dołączono w pakiecie dziecko. Oboje byliśmy niezdarni jak ślepcy w obcym, pełnym byle jak poustawianych mebli pokoju. Miałam nadzieję, że błądząc w ciemnościach nie potłuczemy się za mocno i uda nam się wspólnie znaleźć źródło światła, nim oddalimy się od siebie, nie potrafiąc odnaleźć.


                                                                          *****

Cóż za melodramatyczne zakończenie rozdziału ;)
Wybaczcie tak długą przerwę w zamieszczaniu, najpierw miałam przeprowadzkę, potem kilkanaście razy zaczynałam pisać i ciągle nie byłam zadowolona. Dopiero gdy zaczęli się kłócić uznałam, że tego właśnie chcieli.
Czy wspominałam już, że sami podpowiadają mi, co pisać, i każda ingerencja w ich plany kończy się tym, że łapię zawiechę? 
Pozdrawiam Was gorąco i czekam na komentarze :)
Yas.


4 komentarze:

  1. Czekałam na ten rozdział i się doczekałam, zawiedziona nie jestem :)
    Byłam ciekawa jak zachowają się Ellie i J po ślubie i miałam cichą nadzieję, że ten dzień będzie fajny, ale Ellie nie byłaby sobą, gdyby w końcu nie wylała Leto na głowę wszystkiego, co ją boli. I bardzo dobrze, niech dziad w końcu pojmie, że jego żona, to nie zabawka i zrobiła mu ogromną przyjemność wychodząc za niego, w tak popizgany sposób.
    I powinien bardziej zważac na to, że Ellie jest w ciąży i nie powinien jej tak wkurzać. Czytając tą ich kłótnie, w myślach darłam się na tego debila, żeby przestał ją wdenerwować, bo przecież nosi jego dziecko i stras szkodzi im obydwojgu.
    Naucz tego Dziada pokory, bo się starzeje, a dalej myśli, że może zachowywać się jak nastolatek :P

    Rozdział naprawdę świetny. Warto było tyle na niego czekać, choć mam nadzieję, że następny ukarze się szybciej, więc dużo weny, sił i czasu na napisanie go :)

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, no przecież! Gdzie jest Shannon? ;)

      Usuń
    2. Dzięki, dzięki :)
      Kochana, Shannon będzie i to szybko, a Dziadu nauczy się trochę, choć z wiekiem trudniej złapać nowe sztuczki. Ale Ellie głupia nie jest, znajdzie na niego metodę.
      Choć to już drugi rozdział z tego samego dnia, będzie i trzeci, potem pójdziemy dalej.
      Pozdrawiam :)

      Usuń