czwartek, 31 października 2013

Londyn, część II.

Głośne pukanie w drzwi rozległo się, gdy myłam włosy pod prysznicem. Wychyliłam się z kabiny.
-N... Tak?- Poprawiłam się szybko pamiętając, jak Emma wyśmiewała się z mojego "no".
-Zamawiam jedzenie, brać ci coś?
-Pewnie.- Na wspomnienie o posiłku poczułam, że jestem głodna.- Angielską herbatę, angielskie ciastko i... Bo ja wiem? Coś, co zamówiłby Jared. Lubimy te same rzeczy.- Dodałam, od razu słysząc, jak dwuznacznie musiało to zabrzmieć.
Po drugiej stronie drzwi przez chwilę było cicho.
-Myślisz, że wiem, co by zamówił?- Spytała.
-Żartujesz sobie?- Odpowiedziałam pytaniem, mając ochotę poradzić jej, żeby do niego zadzwoniła, jeśli nie pamięta, w czym jej szef gustuje. Powstrzymałam się jednak, nie chcąc za bardzo jej drażnić. I tak wyglądała na zestresowaną tym, że musi dzielić ze mną pokój przez część każdego dnia. Dlaczego tak mnie nie lubiła? Z pracy jej nie wygryzłam, więc o co chodzi? Jeśli buja się w Jr, to mogła mu to okazać, a skoro tego nie robiła... Nie mój problem. Ja nie lubiłam jej za to, że okazywała mi wyższość i zachowywała się tak, jakbym odbiła jej chłopaka. I, oczywiście, za jej przeszłość z Jaredem, choć jeden Bóg wie, że moja zazdrość o to była zupełnie irracjonalna.
Skrzywiłam się, gdy odrobina szamponu dostała mi się do oka i zaczęło piec. Wróciłam pod prysznic i uniosłam głowę, nadstawiając twarz pod strugi ciepłej wody. Czułam jak wraz z pianą spłukuję z siebie część napięcia, jakie opanowało mnie po rozmowie z mamą. Nawet nie próbowałam wyobrażać sobie, co musiała powiedzeć o moim pobycie  za granicą swoim przyjaciółkom. Włosy na karku jeżyły mi się na myśl o plotkach, jakie musiały krążyć na mój temat w całym miasteczku. Znałam mentalność jego mieszkańców, ich znudzenie i pogoń za każdą nowinką, poza tym wiedziałam, jak lubią popuścić wodze fantazji, dopowiadając do każdej historii coś od siebie. Czego dowiem się po powrocie? Co będą opowiadać sobie za moimi plecami? I jak to wszystko odkręcę? Wyjaśnianie, że nie byłam zaręczona nic nie da, za to pojawią się pewnie plotki, że puściłam się na boku, więc narzeczony ze mną zerwał. W takich sytuacjach zawsze brano pod uwagę najgorszy scenariusz.
Cholera...
Kończąc kąpiel ułożyłam sobie przypuszczalny obraz tego, co o mnie w tej chwili mówiono, lub też co powiedziała o mnie chcąca zabłysnąć mama: zostałam modelką, poznałam chłopaka od koncertów, zaręczyłam się z nim i jeździliśmy sobie po świecie. To tak w skrócie.
Chłopak od koncertów... Gdyby mama wiedziała, kim tak naprawdę jest, pewnie złapałby się za głowę. Mój chłopak od koncertów był praktycznie jej rówieśnikiem. Co z tego, że nie wyglądał, metryka nie kłamie. W dodatku był o lata świetlne od myśli o stałym związku ze mną, w ogóle z kimkolwiek, o ile dobrze go zrozumiałam. To jednak nie przeszkadzało mu w dobrej zabawie.
Wycierając się raz po raz patrzyłam na swoje odbicie w lustrze, szukając w nim czegoś, do czego mogłabym się przyczepić, żeby jakoś odreagować złość. Niczego jednak nie znalazłam. Wyglądałam kwitnąco, świeżo i młodo. Miałam nieskazitelną cerę, intensywnie zielone oczy, pełne usta i doskonałe zęby. Świetne ciało. Choć Shannon stwierdził, że moje piersi mogłyby być większe, ja nie miałam im nic do zarzucenia. Były idealnej wielkości, pełne i krąglutkie. Doskonale pasowały do mojej figury, szczupłej talii i wąskich jeszcze bioder. Kiedyś pewnie moje biodra staną się bardziej zaokrąglone, ale to dopiero w przyszłości, po tym, jak urodzę pierwsze dziecko. W to, że kiedyś będę je miała, nie wątpiłam. Może za kilka lat, jak poznam kogoś odpowiedniego, zakocham się z wzajemnością i założę rodzinę. Kiedyś, jeszcze rok temu, moim priorytetem było zrobienie kariery, wydawało mi się, że jestem na tyle ładna i roztropna, żeby osiągnąć sukces. Pobyt w LA skutecznie wyleczył mnie z mrzonek i teraz, mądrzejsza o doświadczenie, doszłam do wniosku, że proste życie będzie dla mnie najlepsze. Nawet, jeśli przejdę przez nie bez większych wzlotów, chwilami nudząc się powtarzalnością każdego dnia. Po prostu wolałam przygotować się na coś przeciętnego, zamiast szukać diabli wiedzą czego, a potem się rozczarować.
Osuszając włosy próbowałam wyobrazić sobie swoje przyszłe życie. Siebie jako czyjąś żonę i matkę jego dzieci. Najlepiej, gdybym miała parkę, chłopca i dziewczynkę. Koniecznie w takiej kolejności. Miałam starszego brata, wiedziałam więc, jak to jest, gdy jako dziecko ma się kogoś, kto zawsze przyjdzie z pomocą. Oczywiście, dziewczynka będzie podobna do mnie, blondyneczka o zielonych oczach, żwawa, roześmiana, pełna życia. Chłopiec mógł wyglądać inaczej, tak jak Rollie, który był podobny do naszego taty, miał ciemniejsze niż ja włosy i brązowe oczy. Tyle, że mój brat posturą wdał się w dziadka ze strony mamy i był wysokim, dobrze zbudowanym facetem, podczas gdy tato nie był wiele wyższy ode mnie.
Na myśl o dziadku przypomniałam sobie babcię ze strony taty, osobę, z którą byłam związana emocjonalnie bardziej, niż z mamą. Kochałam rodziców, ale to babcia była od zawsze moją powierniczką i znała każdy mój sekret. W przeciwieństwie do mamy, nerwowej i wiecznie martwiącej się o wszystko, babcia podchodziła do życia z godnym pozazdroszczenia luzem. Nie traktowała go jednak jak metodę na wszystko, patrzyła na świat trzeźwo, ale umiała zdystansować się do problemów i zawsze znalazła sposób, by je rozwiązać. To do niej pobiegłam, gdy jako dwunastolatka z przerażeniem odkryłam, że dostałam pierwszy okres. To babcia była tą, której opowiedziałam o swoim pierwszym pocałunku z chłopakiem, i to z nią rozmawiałam o chłopcach w ogóle. Wiedziała o mnie wszystko... poza tym, co działo się ze mną obecnie. Fakt, wysyłałam jej kartki z pozdrowieniami i listy, w których skarżyłam się, że wcale nie jest mi łatwo, prosząc przy tym, by nie mówiła o tym moim rodzicom. W ostatnim liście, wysłanym już po poznaniu Jr, napisałam babci, że mam pracę, ale od tamtej pory milczałam.
Co poradziłaby mi babcia w sytuacji, w jakiej się znalazłam? Gdybym pominęła przed nią fakt, że się sprzedałam, i poznałaby wersję, jaką znała reszta mojej rodziny, a nawet więcej, bo wiedziałaby, że moim chłopakiem od koncertów jest Jared, jaką taktykę, pozwalającą bezboleśnie odkręcić mamine sensacje, babcia by mi doradziła?
Och, nie musiałam wysilać wyobraźni, żeby to wiedzieć. Odkąd przyszłam do niej po raz pierwszy w sprawie chłopca, zawsze mówiła jedno: jeśli ci się podoba, zależy ci na nim i wiesz, że cię lubi, a do tego jest porządny i traktuje cię z szacunkiem, najnormalniej w świecie spróbuj go w sobie rozkochać.
Jakby to mogło być takie proste...
Nałożyłam stringi i przysiadłam na klapie sedesu, zastanawiając się, co stałoby się, gdybym przyjęła babciną strategię wobec Jr i zaczęła go, no cóż, uwodzić i czarować. Udając przy tym, że wcale tego nie robię. Wysyłając, jak to babcia mówiła, sprzeczne sygnały, będąc czasami odległa myślą, niedostępna, innym razem bliska i oddana. Po prostu stosując te wszystkie kobiece gierki, o których tyle słyszałam, ale w które nigdy jeszcze się nie bawiłam. Będąc dla niego trochę zagadką, niepokojąc go, intrygując. Każąc mu o sobie myśleć. Mogłam spróbować, czemu nie? Choćby dla zabawy, bo wcale mi na nim aż tak nie zależało. Jakby co, zawsze mogą się wycofać, żeby serio w sobie Jr nie rozbujać.
Ha, póki co, to on był zagadkowy i tajemniczy, a ja zastanawiałam się, co w nim siedzi, nie odwrotnie. On kazał mi myśleć o sobie. Jakby to on chciał, żebym straciła dla niego głowę, choć szanse na to miał marne. Czy możliwe, że robił to specjalnie, czy też zawsze tak się zachowywał?
-A czy to w ogóle ważne?- Spytałam sama siebie, z westchnieniem naciągając na nogi obcisłe jak druga skóra legginsy. Potem nałożyłam koszulkę i sprawdziłam efekt w lustrze.- Wow, no proszę, niezła z ciebie laska, Eleanor Susannah Swift. Takiej jeszcze cię Leto nie widział.- Mruknęłam z uznaniem.
Rzeczywiście wyglądałam inaczej, niż zawsze. Dotąd występowałam głownie w sukienkach albo spódniczkach, z włosami grzecznie związanymi lub upiętymi, skromna, wręcz dziewicza. Teraz miałam przed sobą wampa. Wijące się blond pasma opadały mi na ramiona i plecy w pięknym nieładzie, dekolt koszulki odsłaniał szczyt rowka między piersiami a materiał miękko po nich spływał, lekko łaskocząc przy każdym poruszeniu wrażliwe brodawki, przez co były nieco napięte i sterczące.
Obróciłam się bokiem, patrząc niżej: spodnie podkreślały kształt mojego tyłka, wypiętego i okrągłego, aż sama miałam ochotę go pościskać. Gdy stawałam na palcach, robił się jeszcze zgrabniejszy. Czyli, co zrozumiałe, najlepiej będzie nałożyć zamiast planowanych adidasów jakieś szpilki.
Ciekawa byłam, jak zareaguje na mój widok Jr, który dostawał zadyszki za każdym razem, gdy pokazałam nogi. Teraz praktycznie mógł je podziwiać tak, jakby były nagie, legginsy nie ukrywały ich kształtu, który podkreślą jeszcze buty.
Miałam nadzieję, że Leto nie zawinie mnie w progu i nie każe wracać do pokoju, żebym się przebrała. Miałam nadzieję, że będzie się wgapiał i fantazjował o seksie.
Boże, kiedy stałam się taka próżna?
Nałożyłam na koszulkę czarne wdzianko i zadowolona z całego efektu wyszłam z łazienki. Siedząca przy zastawionym już stoliku Emma podniosła głowę i zamarła z kawałkiem croissanta w dłoni, mierząc mnie wzrokiem. Widziałam w jej oczach zazdrość, która szybko została zastąpiona złością i chłodem. Co jak co, ale panna Ludbrook na pewno nie dołączy do grona moich koleżanek.
-Wyglądasz wyzywająco.- Nie odpuściła sobie komentarza, wracając do posiłku.
-Jak się ma co pokazać, to czemu tego nie robić?- Wzruszyłam ramionami, zajmując drugie krzesło. Miałam przy tym wrażenie, że atmosfera w pokoju jest na tyle gęsta, by musieć się przez nią przeciskać.- Ty też mogłabyś czasem...- Zaczęłam, mając dobre zamiary, ale od razu mi przerwała.
-Jeśli się zna swoją wartość, nie jest to konieczne.- Stwierdziła z kpiącym uśmieszkiem, czającym się w kąciku ust.
Auuu, zabolało. I mnie wkurzyło.
-Jeśli się wie, co lubi mężczyzna, czasem jest.- Skwitowałam, jasno dając jej do zrozumienia, dla kogo tak się ubrałam. I modląc się, żeby ów mężczyzna raczej zaczął się na mój widok ślinić, niż doszedł do wniosku, że przegięłam.
Przez twarz Emmy przebiegł niemiły grymas.
-To jedyne, czym potrafisz go zainteresować?- Spytała pozornie obojętnie, ale słyszałam w jej głosie wyższość. Jak zwykle.
Nasypałam cukru do filiżanki z cudownie pachnącą herbatą, zamieszałam i spróbowałam łyczek. Pychota.
-Uważasz, że byłabym bardziej interesująca, gdybym podsunęła mu pod nos tabele z wynikami przychodów?- Moje pytanie, zadane niewinnym tonem, miało uderzyć w funkcję, jaką pełniła w ekipie Jareda. Ukazać całą szarość, nudę i bezpłciowość, jakie z sobą niesie.
Widziałam, jak mięśnie szczęki Emmy zaciskają się mocno i drżą. Najwyraźniej trafiłam. Trudno, to ona zaczęła, a ja mam prawo się bronić.
Widząc, że nie ma zamiaru odpowiedzieć, zajęłam się jedzeniem: grillowanym bakłażanem, pieczonym słodkim ziemniakiem i sałatką. Posiłek był smaczny, ale nie tak dobry jak herbata, którą wypiłam prawie duszkiem, żałując przy tym, że filiżanka nie ma pojemności co najmniej litra.
-Różnica między nami polega na tym, że ja pracuję z nim od kilku lat i dobrze go znam.- Emma odezwała się po tak długim czasie, że mnie tym zaskoczyła. Myślałam, że temat uważa za zamknięty.- I będę pracować nadal, podczas gdy ty, jak przypuszczam, znikniesz, jak wszystkie wcześniejsze dziewczyny Jareda.
Spokojnie wytarłam usta serwetką, nie pokazując po sobie, jak ubodła mnie jej uwaga, i szukając w głowie odpowiednio kąśliwej riposty. Znalazłam ją szybko.
-Właśnie, to nas różni: ty z nim tylko pracujesz. Nawet, jeśli zniknę, przynajmniej będę miała co wspominać. Uwierz, że będzie tego sporo.- Nie musiałam nawet wysilać się, żeby brzmieć beztrosko: wiedziałam przecież, że za dwa tygodnie rzeczywiście zniknę, i nie czułam z tego powodu żalu. No, może odrobinę, ale nie tak, żeby psuło mi to humor.- Dziękuję za zamówienie.- Zjadłam pozostawionego na deser herbatnika, złożyłam talerze i poszłam do swojego kąta posiedzieć przy laptopie.
Pierwsze, co zrobiłam, to założyłam w nim hasło. Potem sprawdziłam pocztę, dziwiąc się, że mam dostęp do internetu, posurfowałam trochę w sieci i z nudów zaczęłam grać w jakąś grę na przeglądarce, zabijając tym samym czas. Emma też siedziała przy komputerze, obie milczałyśmy, ja nie tyle obrażona, co nie widząc sensu w próbach nawiązania rozmowy. Znów skończyłoby się na tym, że dogryzałybyśmy sobie nawzajem, chcąc pokazać, która z nas jest w lepszej sytuacji. Uważałam, że ja, i nie przez to, że sypiałam z Jr, a dzięki temu, że wiedziałam, dlaczego to robię. Emma mogła, i zapewne musiała myśleć, że ja i jej szef to coś poważnego, przynajmniej teraz. Nie zamierzałam wyprowadzać jej z błędu. Będzie miała swoją chwilę tryumfu, gdy wyjadę do Stanów po rzekomym zerwaniu z Jr.
Zamknęłam laptop i wyjęłam z szafy plecaczek: musiałam spakować do niego parę potrzebnych rzeczy, żeby nie biegać po nie do pokoju. W końcu miałam spać gdzie indziej, łóżko u Emmy było zwykłą ściemą.
Wrzuciłam do plecaka koszulkę nocną, nie wiedząc co prawda, czy będzie mi potrzebna, poza nią grzebień, szczoteczkę do zębów, krem do twarzy, i oczywiście słoiczek z pigułkami. Jared zabiłby mnie, gdybym o nich nie pamiętała. Ja sama bym siebie zabiła. Skończywszy, wyjęłam z dna walizki pudło z butami, które zdecydowałam się założyć. Były to czarne szpilki ze zwracającymi uwagę czerwonymi podeszwami, piękne, choć niezbyt wygodne. Miałam je na sobie może dwa razy, gdy ubiegałam się o pracę w agencji modelek, i od tamtej pory leżały, czekając na następną chwilę chwały. Wyglądały ślicznie i świetnie pasowały do legginsów.
Emma przyglądała im się, gdy chodząc po pokoju przyzwyczajałam stopy do niebotycznych obcasów.
-Laboutine? Stać cię na takie buty?- Spytała wreszcie.
-To podróby.- Wyjaśniłam, czerwieniąc się.
-Tak właśnie myślałam.- Prychnęła pogardliwie.- Tandeta. Biedny Jared.
Zagotowało się we mnie. Dosłownie czułam, że lada chwila para pójdzie mi uszami. Rozumiem, mogła mieć mi za złe, że zajęłam uwagę jej drogocennego szefa, mogła nawet być zazdrosna, ale, do cholery, nic nie usprawiedliwiało jej docinków. Była jeszcze gorsza od Shannona, bo w jego przypadku wiedziałam przynajmniej, czego chce.
-Biedny Jared?- Powtórzyłam pytająco, zaciskając za plecami dłonie na koronce wdzianka.- Nie sądzę, żeby czuł się biedny w chwili, gdy będzie je widział, równocześnie mnie pie...
-Zamknij się!- Emma poczerwieniała na twarzy, z miejsca robiąc się po prostu brzydka. Zatrzasnęła laptop  tak mocno, że aż jęknął.
Okręciłam się na pięcie, czując mroczną satysfakcję: więc tu ją bolało.

Idąc za Emmą do pokoju Jr modliłam się w duchu, żeby jego reakcja na mój widok była skrajnie odmienna od tej, z jaką się spotkałam po wyjściu z łazienki. Strasznie się bałam, że wyrzuci mnie i każe mi przebrać się w coś normalnego. Z każdym krokiem nabierałam pewności, że przesadziłam, pokazałam się z nieodpowiedniej strony, że Emma ma rację i wyglądam po prostu jak kurwa. Co z tego, że nie miałam makijażu, skoro praktycznie świeciłam tyłkiem. Podobałam się sobie, ale czy inni nie odbiorą mojego stroju jako wyznacznika mojego prowadzenia się? Gdybym nie spięła się na ten temat z Emmą, bez kłopotu zmieniłabym legginsy na jedną ze spódnic. A tak, upierając się, że nie mam sobie nic do zarzucenia, a strój jest dedykowany Jaredowi, zamknęłam sobie drzwi. Zatrzasnęłam je z hukiem, więc musiałam zacisnąć zęby i iść tak, jak stałam.
Do celu dotarłam całkiem pozbawiona pewności siebie, niemal skulona, naciągając w dół i tak nic nie zasłaniające wdzianko. Stukałam obcasami, żałując, że je mam. Garbiłam się, żeby koszulka nie drażniła mi nagich piersi, nie chcąc, by było widać, że nie mam stanika. Gdyby to było możliwe, nałożyłabym plecaczek tyłem na przód i zostawiła go tak na cały wieczór.
Emma się do mnie nie odzywała. Szła przodem, zdecydowanie i stanowczo, tak szybko, że niemal za nią truchtałam. Zapewne spieszyło jej się zobaczyć mój upadek i być świadkiem, jak zawracam, skierowana słowami Jr z powrotem do pokoju. Albo jak bierze mnie na bok, opiernicza dyskretnie, a potem daje mi jedną ze swoich koszulek i każe nałożyć ją zamiast mojej. W końcu znała Jareda, musiała więc wiedzieć, co lubi a czego nie.
Cholera! Ja sama zapomniałam, co powiedział mi na samym początku naszej znajomości: żebym chodziła w mini i bez stanika, gdy jesteśmy sami w domu. Sami. Nie wtedy, gdy ktoś inny by mnie tak zobaczył.
W chwili, gdy stanęłyśmy przed apartamentem i Emma zastukała w podwójne drzwi, byłam gotowa uciec. Wynaleźć jakąkolwiek wymówkę, choćby ból głowy z niewyspania, wrócić do pokoju i zakopać się po uszy w pościeli. Niestety, prawie natychmiast jedno ze skrzydeł otworzyło się szeroko, ukazując rozjaśniony światłem salon.
-O, dziewczyny przyszły.- Jr, ubrany w zwykłe dżinsy i luźną koszulkę, uśmiechnął się do Emmy, odsuwając się na bok i robiąc nam przejście.- A już myślałem, że będę musiał sam się po was fatygować.- Mówił coraz wolniej, patrząc teraz na mnie. Powoli opuszczał wzrok, mierząc mnie uważnie z góry na dół.- Ellie. Prawie cię nie poznałem.- Odetchnął głęboko, gestem nakazując mi wejść.
Zrobiłam kilka niepewnych kroków, starając się, żeby postać Jr osłaniała mnie przez wzrokiem reszty towarzystwa i robiąc obojętną minę, choć czułam, że zaczyna mi drżeć broda. Jeśli Jared powie coś, co zabrzmi jak krytyka, jak nic się rozpłaczę, nie wytrzymując napięcia. 
Próbowałam wyczytać coś w jego twarzy, w oczach, ale nie mogłam. Żadnego zachwytu, ale też żadnego obrzydzenia czy złości. Po prostu nic. Jakby mnie nie widział.
-To co, po drinku?- Spytał, idąc w głąb salonu.- Ellie, odklej się od ściany i siadaj gdzieś.- Obejrzał się przez ramię, patrząc wprost na mój dekolt.- Mi na pewno przyda się coś chlapnąć, zaschło mi w ustach.
Nie odezwałam się, ale i ja potrzebowałam czegoś mocniejszego. I to bardzo potrzebowałam. Kiwnęłam głową gapiącym się na mnie chłopakom i siadłam na najbardziej oddalonym od reszty miejscu, niemal dopadając samotnej sofki w rogu pokoju. Plecaczek położyłam na ściśniętych razem kolanach, starając się ukryć ich drżenie. Cała się trzęsłam, w głowie obrzucając siebie wymyślnymi epitetami, wśród których „głupia dziwka” było jednym z częstszych i delikatniejszych.
Jared zrobił drinki, podał jednego rozbawionej czymś Emmie i z dwiema szklankami podszedł do mojej kryjówki. Miałam ochotę wyrwać mu obie i wychylić do dna, ale udając opanowanie odebrałam z jego rąk jedną i upiłam łyk.
-Wyglądasz na zdrowo przestraszoną, coś się stało?- Usiadł przy mnie, zakładając nogę na nogę i przerzucając rękę na oparciu za moimi plecami. Czułam, jak dotyka moich włosów, przesuwa je między palcami, patrząc na mnie uważnie.
-Nie, nic.- Wzruszyłam ramionami, siorbiąc drinka. Z trudem udawało mi się nie wessać go jednym haustem.- To tylko pająk w korytarzu.- Wymyśliłam pierwszy lepszy powód swojego wzburzenia.
-Ach, pająk...- Mruknął, pochylając się do mnie.- Wyglądasz jak nie ty. 
Omiotłam szybkim spojrzeniem cały salon, bez zdziwienia odnotowując, że inni zajęli się już sobą, zaśmiewając się z czegoś z najwyraźniej nieźle rozweseloną Emmą. Miałam nadzieję, że nie opowiada im o naszej „rozmowie”. Tylko Shannon co chwila się na mnie gapił, a widząc, że i ja na niego patrzę, wysunął na moment język i zrobił nim kilka wymownych ruchów.
-W tym właśnie problem.- Przyznałam się cichutko do swoich obaw. Co jak co, ale z Jaredem trzeba być szczerym, inaczej strasznie się wkurzał.- Emma mówi, że nie powinnam była…
-Czasami nawet Emma nie wie, co mówi.- Dłoń Jareda spoczęła na moim ramieniu.- Stoi mi. To ci wystarczy?
Odruchowo spojrzałam w dół, ale koszulka zakrywała mu spodnie aż do ud. Mimo to potrafiłam wyobrazić sobie, jak teraz wygląda, i widząc to w głowie zarumieniłam się po uszy. Chciałam mu się spodobać, zwrócić na siebie jego uwagę, ale efekt przeszedł moje oczekiwania.
-Ja pierdolę, dziewczyno.- Syknął cicho.- Nie czerwień się jak pensjonarka, siedząc obok mnie w spodniach, w których widzę kształt twojej szparki, bo przysięgam, że zaraz wszystkich wyproszę, zsunę ci je do kolan i zerżnę cię na od tyłu na stojąco.- Powiedział to wszystko jednym tchem, z prawie obojętnym uśmiechem, i tylko krótki błysk w jego oczach zdradził, w jakim jest stanie. Dziwne, że umiał zapanować nad sobą na tyle, by nic nie było po nim widać.
-Postaram się, ale wiesz, jak to ze mną jest.- Odparłam wstydliwie. Nie udawałam, byłam zawstydzona, ale byłam też dumna i… szczęśliwa.
 I jeszcze coś, co odkryłam, poprawiając się na miejscu i czując przy każdym poruszeniu delikatne, przyjemne mrowienie między nogami: byłam podniecona. Zacisnęłam mocniej uda, budząc rozkoszne odczucie jeszcze raz, i jeszcze. Zaczęłam zdawać sobie sprawę z bliskości Jareda, do moich nozdrzy dotarł jego zapach, słyszałam, jak oddycha…
-Cholercia, do której oni tu będą?- Wyrwało mi się, nim pomyślałam, co mówię.
-Co?- Spytał i wybuchnął śmiechem, odrzucając głowę. Potem wstał, wziął mnie za rękę i pociągnął do pionu.- Chodź, zanim cię bardzo przyjemnie zgwałcę.- Dodał szeptem, idąc w stronę rozbawionej grupki.
No tak, nie wypadało, byśmy siedzieli oddzielnie i szeptali, wyglądałoby to niezbyt grzecznie, i chyba dosyć wymownie.
Wmieszaliśmy się w towarzystwo, choć z początku ja praktycznie się nie odzywałam, stojąc tylko przy boku obejmującego mnie w pasie Jr. Popijałam swojego drinka, potem drugiego, podanego mi usłużnie przez starszego Leto, wbijającego co chwila wzrok w mój dekolt. Jakoś przestało mi to przeszkadzać, pomyślałam sobie, że biedak może sobie co najwyżej popatrzeć i pomarzyć. Znalazłam już metodę na odstraszenie go na wypadek, gdyby zrobił się namolny. W którymś momencie nawet, napotkawszy jego spojrzenie spod pięknych rzęs, zdobyłam się na uśmiech, na który odpowiedział lekkim zdziwieniem i porozumiewawczym mrugnięciem. Tak, jakby chciał powiedzieć, że mamy jakąś swoją tajemnicę, o której nikt nie wie. A nie mieliśmy.
Spotkanie ciągnęło się i ciągnęło. Nie powiem, żeby mi to szczególnie przeszkadzało, tym razem nawet nie czułam się aż tak odsunięta od tematów rozmów, jak wcześniej. Może dzięki temu, że Jr kilka razy pytał mnie o zdanie na ten czy inny temat, pozwalając mi wyrazić opinię, i nawet nie zauważyłam, jak zaczęłam brać udział w dyskusji. Nie o wszystkim, sprawy związane z ich pracą nadal były poza moim zasięgiem, ale całkiem sporo spraw dotyczyło rzeczy, na których i ja się znałam. Dziwne, że Emma nie próbowała mnie ośmieszyć, choć nie zamieniła ze mną zbyt wielu słów ani o nic nie spytała. Albo doszła do wniosku, że nie jestem tak głupia, jak zakładała, albo Jared coś jej powiedział po tym, jak na obiedzie u Connie wyskoczyła z tym, że mnie tam być nie powinno. Stawiałam na tę drugą opcję.
O 8, popędzona alarmem w komórce Jr, wyszłam do łazienki i połknęłam pigułkę. Spojrzałam na swoje odbicie: różniło się od tego, które widziałam wcześniej, szykując się do wyjścia w pokoju Emmy. Wtedy miałam ponurą minę, byłam nadąsana po rozmowie z mamą. Teraz miałam wywołane alkoholem i rozmowami rumieńce, oczy mi błyszczały, wyglądałam jak uosobienie dobrego samopoczucia.  
Obejrzałam łazienkę, większą i lepiej wyposażoną niż ta u Emmy. Miała dwoje drzwi, jedne prowadzące do salonu, drugie do sypialni, i była naprawdę obszerna. Tu, prócz kabiny z prysznicem, była też narożna wanna o przyjemnie zaokrąglonych brzegach. Od razu pomyślałam o gorącej, relaksującej kąpieli w piance, leżeniu z zamkniętymi oczami i delektowaniu się spokojem.  
Drgnęłam przestraszona, słysząc że ktoś szarpie za klamkę.
-Przyszedłem sprawdzić, czy się nie zgubiłaś.- Jared mówił głośno, śmiejąc się. Wszedł do środka i z miejsca spoważniał, podchodząc do mnie, opartej biodrem o krawędź umywalki. Złapał mnie w pasie i przycisnął się do mnie brzuchem.- Kurwa, Ellie, wyglądasz jak milion dolców.
-Emma powiedziała, że wyglądam wyzywająco.- Zaprzeczyłam, używając jej określenia.
-Emma gówno wie. Inna laska może wyglądałaby w tym jak ściera, ale ty masz w sobie za dużo niewinności i jesteś zbyt naturalna. Sprawiasz raczej wrażenie, że ubrałaś to przypadkowo, nie wiedząc, jaki efekt wywołasz. Ciągle jesteś zawstydzona, a to w połączeniu z twoim strojem prawie urywa mi...- Wydał dźwięk, podobny do zduszonego warknięcia, po czym wcisnął mi dłoń między nogi.- Kurwa, jak ty mnie kręcisz, Ellie.
-Wzajemnie.- Szepnęłam, delikatnie napierając na niego biodrami.
Częściowo była to prawda: widok jego płonących wewnętrznym ogniem oczu, zapach podniecenia, jaki roztaczał, wszystko to działało na mnie jak spora dawka afrodyzjaku. Ale powiedziałam tak też po to, żeby sprawić mu przyjemność, połechtać jego męskie ego, a także zwrócić na siebie większą część jego uwagi. Byłam ciekawa, czy to zadziała, czy rady babci odnośnie chłopców mogą mieć zastosowanie także w przypadku dojrzałego faceta.
Ach, co będę przed sobą kryć: chciałam, żeby na krótki czas stracił dla mnie rozum. Żeby na dwa tygodnie przepadł z kretesem. Nie mógł beze mnie wytrzymać. Potem niech idzie własną drogą, tak jak ja pójdę swoją.
-To, że pięknie na mnie reagujesz, już zdążyłem zauważyć.- Jr zaśmiał się wesoło, z zadowoleniem, i odsunął się, poprawiając spodnie w kroku.- Coś mi uciskają.- Mruknął, z zawadiacką miną.- Właściwie to skoro już tu jestem, skorzystam z toalety. Idź zabawiać gości, Ellie.- Pchnął mnie w stronę otwartych drzwi.
Wróciłam do salonu, od razu widząc, że propozycja, bym zabawiała towarzystwo, nijak ma się do tego, co mogłam. Znów zajęli się sobą, podzieleni na dwie grupki, nikt nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Emma brylowała, śmiejąc się głośno z tego, co mówił Shannon, Tomo stał z boku, rozmawiając przez telefon, z palcem wetkniętym w jedno ucho i aparatem przyciśniętym do drugiego. 
Nie było dla mnie miejsca w żadnej z grupek, a nie chciałam pakować się nigdzie na siłę tylko po to, żeby słyszeć, jak rozmowa milknie, albo zmienia się w suchy, wysilony bełkot. Nadal mnie nie lubili, i zapewne tak już zostanie do samego końca. To było przykre. Mimo wszystko nie chciałam być odrzutkiem, przecież nie zrobiłam im nic złego, chyba że odtrącili mnie za sam fakt, że w ogóle byłam. Wiedziałam jednak, że częściowo odpowiedzialność za sytuację ponosi Jr. Kazał im siedzieć cicho, mogli więc pomyśleć, że stawia mnie na pierwszym miejscu, spychając ich na dalszą pozycję.
Rozmyślając podeszłam do stolika z trunkami i nalałam sobie wody mineralnej. Czułam się trochę pijana, odrobinę, akurat tyle, żeby mieć dobry humor i nie przejmować się tym, że reszta miała mnie w dupie. Gdybym wypiła więcej, mogłabym wpaść albo w euforię, albo w przygnębienie, i oba stany mogły przynieść mi więcej szkód, niż pożytku. W pierwszym przypadku mogłabym nabrać przekonania, że elokwencją zyskam przychylność towarzystwa, w drugim mogłabym zacząć marudzić, a nawet się rozbeczeć.
Ze szklanką ruszyłam do okna, chcąc popatrzeć na śpiący Londyn, ale gdy mijałam Tomo, ten nagle odwrócił się, robiąc krok w moją stronę. W rezultacie zderzyliśmy się, przy czym on stał jak skała, ja zaś zachwiałam się niebezpiecznie na obcasach, ochlapując sobie dłoń zawartością szklanki. Tomo złapał mnie za ramiona, upuszczając telefon.
-Przepraszam, nie widziałem cię. Nic ci nie jest?- Uśmiechnął się z troską. Podniósł aparat i schował go do kieszeni.
-Nie, wszystko w porządku. Zresztą, już przywykłam, że wszyscy mnie tu potrącają. Życie.- Wzruszyłam ramionami, choć nie potrafiłam ukryć goryczy w głosie.
-Chcesz o tym porozmawiać?- Spytał. Patrzył na mnie z ciekawością i czymś, co przy ogrobinie wysiłku można było wziąć za cień sympatii. Wyjął z innej kieszeni paczkę husteczek i zaczął wycierać mi rękę.
-Po co? Nie ma sensu.- Znów wzruszyłam ramionami, tym razem z rezygnacją.
-Zawsze można spróbować. Jared chyba zaczął od złej strony.
-To znaczy?- Zaciekawiło mnie, co Tomo ma na myśli.
-Powinien był uprzedzić, że kogoś ma, dać ludziom parę dni na oswojenie się z sytuacją, dopiero potem powiedzieć, że z nim jedziesz i prosi o dyskrecję z takich czy innych powodów. On zrobił odwrotnie. Bach! I wszyscy dostali po łbie.- Skończył mnie wycierać i wskazał głową w stronę wolnej sofki.- Masz ochotę usiąść?
-Chętnie.- Przystałam na propozycję, czując pierwsze oznaki zmęczenia w nogach. Nie na co dzień nosiłam wysokie obcasy, więc moje stopy upominały się o odpoczynek.
Usiedliśmy w pewnej odległości od siebie. Podobało mi się, że Tomo ani raz nie spojrzał gdzie indziej, niż na moją twarz. Albo miał sporo taktu, albo był szczerze zakochany w swojej żonie. Może jedno i drugie?
-Do wczoraj byłam pewna, że pochodzisz z Rosji.- Powiedziałam.- Dopiero Jared wyjaśnił mi, że... Kurde znów nie pamiętam nazwy.- Zaczerwieniłam się, zawstydzona. Chciałam błysnąć, a tylko się ośmieszyłam.
-Chorwacja.- Tomo błysnął zębami w szerokim uśmiechu.
-Właśnie.- Kiwnęłam głową.- Trochę mi głupio, że nic o was nie wiem.
-Przyznam, że wydawało nam się to podejrzane. Domyślasz się pewnie, że sporo o tobie rozmawiamy?- Nie czekał na moją odpowiedź i mówił dalej.- Jesteśmy zgraną ekipą zaufanych ludzi. Dotąd, a pracujemy razem od paru lat, nie zdarzyło się, żeby Jared postępował tak, jak teraz. Trochę nas zaskoczył. Zawsze oddzielał pracę od osobistych spraw, na ogół podczas koncertów w ogóle nie był w żadnym związku. Przywykliśmy, że tak jest, i byliśmy pewni, że teraz nie będzie inaczej. A tu proszę, wyskoczyłaś jak diabeł z pudełka.- Poklepał mnie po ręce.- Nie mamy ci tego za złe, przynajmniej ja nie mam. To, co robi Jared, jest jego i tylko jego sprawą. Problem w tym, że nikt nie wie, jak z tobą rozmawiać.
-Przecież nie mówię po hebrajsku.- Wtrąciłam, odprowadzając wzrokiem opuszczającego łazienkę Jr. Zerknął na nas, zawahał się, potem poszedł pogadać z kimś innym.
-Nie o to chodzi.- Tomo roześmiał się szczerze.- Widzisz, ludzie boją się, jak zareagujesz, co zrobisz, słysząc na przykład, jak ktoś w chwili zdenerwowania mówi coś nieprzychylnego na temat Jareda. To się zdarza, bo jest bardzo wymagający i kieruje się pewnymi zasadami.
-Nietykalna półka w lodówce...- Mruknęłam do siebie.
-Zjawiłaś się nagle, jedziesz w trasę, więc siłą rzeczy ludzie wydedukowali, że tym razem to poważna sprawa. Jared próbuje wkręcić cię w towarzystwo, a ono jest nieufne, czemu nie ma się co dziwić.
-Boją się, że polecę naskarżyć?- Zaczęłam się śmiać.- Rany, jakby usłyszeli, co ja sama nieraz mówię na temat Jr, szczególnie jak wyskoczy z tym, co wolno, a czego nie, bo on tego nie lubi...
-Ciebie też poucza?- Tomo wyglądał na zdziwionego, choć był rozbawiony.
-No... tak. Ale mi to nie przeszkadza, ogólnie jest fajny.
-Nie obraź się, ale jak doszło do tego, że wy... Przecież między wami jest chyba z 20 lat różnicy, jak się dogadujecie?- W oczach Tomo pojawiła się czysta ciekawość.
Nie wiedziałam, jak odpowiedzieć na jego pytanie. Zwykłe "nie mam pojęcia, samo wyszło" mogło okazać się zbyt ogólnikowe, płytkie, żeby nie powiedzieć: godne rasowej blondynki.
-Chyba pomogło to, że podchodzę do Jareda, jak do normalnego faceta.- Zaczęłam ostrożnie, częściowo improwizując.- Nie znam waszej muzyki, widziałam tylko kilka filmów z nim, i to połowę, jak mi je sam puścił. Czasem nawet go opieprzałam, jak mnie wkurzył. W sumie nie wiem, chyba przez te kłótnie się polubiliśmy.- Mówiąc o Jr spojrzałam w jego stronę, od razu napotykając czujny wzrok niebieskich oczu. Uśmiechnęłam się do niego uspokajająco, żeby nie myślał, że wywnętrzam się przed jego kumplem i opowiadam ze szczegółami... cokolwiek.- Poza tym nie wiadomo, ile to potrwa.- Dodałam asekuracyjnie z nadzieją, że Tomo podchwyci przynętę i zacznie wypytywać.
-Myślisz, że wam nie wyjdzie?- Faktycznie złapał się na haczyk.
-Nie wiem, wolę myśleć, że właśnie przez różnicę wieku i to, że jestem przeciętną dziewczyną, Jr może się zniechęcić.
-Mając takie podejście raczej z góry zakładasz, że poniesiesz porażkę. Może nawet sama ją sprowokujesz.- Tomo przybrał mentorski ton osoby, która o związkach wie więcej, niż ja. Pewnie wiedział, ale było mi to obojętne. Nie planowałam zdobywać Jr na dłużej, niż się umówiliśmy.
-Ale przynajmniej nie będę mieć złamanego serca.- Stwierdziłam beztrosko.- Nie wiem, na razie żyję chwilą i cieszę się nią, nie robię żadnych planów.- Skłamałam w drugiej części wypowiedzi. Miałam plany nie związane z Jr, co dzień zastanawiałam się, co zrobię po powrocie do domu, jak rozgospodaruję pieniądze, ile z całej kwoty zatrzymam a ile wpłacę na konto z wysokim oprocentowaniem. W myślach widziałam siebie, znajdującą dosyć dobrą pracę, i żyjącą spokojnie, bez wyrzucania sobie incydentu z Leto.
-Przepraszam.- Tomo wyjął z kieszeni rozświetlony i wibrujący telefon.- Żona. Zostawiłem jej wiadomość, żeby oddzwoniła.- Uśmiechnął się przepraszająco i wstał, odchodząc w najdalszy kąt pokoju.
Nie zamierzałam siedzieć jak kołek i czekać, aż wróci. Czułam, że praktycznie nie mieliśmy już o czym rozmawiać, a ciągnąć dialog na siłę nie było sensu. Jeśli został wydelegowany jako zwiadowca, albo sam podjął się nim być, ta garść informacji powinna mu wystarczyć. Jeśli zagadał tak po prostu, być może nie będę całkowitym odrzutkiem i czasem zamienię z nim parę słów, choćby dla odmiany po zbereźnych tekstach Shannona. Z Jaredem gadało mi się coraz lepiej, na niego nie mogłam narzekać. Mimo tego, że potrafił wyskoczyć z czymś niespodziewanym.
Jak choćby z tym, że przyznał się do zablokowania wypłaty mojego czeku na dwa tygodnie po to, żebym musiała z nim jechać. Nie powinien mi tego mówić, skoro już siedzieliśmy w samolocie. Szczególnie po naprawdę udanym seksie. Zupełnie, jakby chciał swoimi słowami zmazać poprzednie zachowanie i nagły przypływ czułości. Dlaczego tak postąpił? Chciał być szczery, czy chciał... Nie wiem, co jeszcze mógłby chcieć. Chwilami za nim nie nadążałam i najnormalniej w świecie nie potrafiłam go zrozumieć. Człowiek-zagadka. Śmieszne, ale nawet nie umiałam się na niego naprawdę pogniewać, choć świadomość, że był zdolny knuć za moimi plecami, nie była ani trochę budująca. Obawiałam się, że jego działanie w celu zatrzymania mnie na jeszcze kilkanaście dni wyglądało tak, jakby po prostu zabrał mi paszport. Jakbym, chcąc czy nie, była do niego przykuta.
Pytań "dlaczego" i "po co" mnożyło się coraz więcej, a ja nie umiałam znaleźć na nie odpowiedzi. Mogłam tylko przypuszczać, poddając szczegółowej analizie każde jego słowo albo czyn, a i tak wciąż byłam głupia. Czy raczej: ogłupiona. Gdybym spytała, czy jest we mnie zabujany, powiedziałby, że nie, ale mnie lubi. Wróżba z płatków kwiatu nie była zbyt wiarygodna. Musiałam pozostać w niepewności, dokąd Jr sam czegoś nie powie, stała też przede mną perspektywa, w której próbuję wyciągnąć coś z niego podstępem. Ale jakim? Tego nie wiedziałam. Jedynym, co przychodziło mi do głowy, było okłamanie go, że nie jest mi obojętny. Być może, nie mając innego wyjścia, zrobię to w którymś momencie.
Podeszłam do Jareda, zajętego słuchaniem rozmów. Trzymał w dłoni małą butelkę z wodą: więc tak jak ja nie pił już alkoholu. To dobrze. Jakoś nie miałam ochoty znosić umizgów podpitego faceta, bo że one nastąpią, tego byłam pewna.
-Jak tam, Ellie, dobrze się bawisz?- Złapał mnie w pół i przyciągnął bliżej, tak że staliśmy bok w bok.
-Nie narzekam.- Położyłam mu dłoń na ramieniu, skromnie, nie chcąc w towarzystwie robić nic intymniejszego.- Chyba wreszcie zapamiętam, że Tomo jest Chorwatem, nie Rosjaninem.- Dodałam ze śmiechem.
-Czas najwyższy.- Jr trącił mnie nosem w policzek i odwrócił się do kolegów.- Wiecie, że musiałem puścić jej swoją nową płytę, bo nie miała pojęcia, co w ogóle gramy? Musielibyście widzieć jej minę, gdy słuchała. Dawno nie widziałem kogoś z tak nieprzekonanym wyrazem twarzy.
Jeśli ja byłam sceptyczna, słuchając śpiewu Jr, to teraz byli tacy jego pracownicy, słysząc, co mówi. Widziałam w ich twarzach, że mu nie wierzą, a przynajmniej nie za bardzo. Co się dziwić, pewnie przywykli do tego, że ich szef wywołuje u dziewczyn palpitację serca. U mnie wywoływał jedynie konsternację i, niech go diabli, podniecenie. Nawet teraz, gdy tylko staliśmy obok siebie, czułam promieniującą z niego męską siłę, całe moje ciało miało świadomość, że jest blisko, każda cząstka mnie zaczynała wibrować pod wpływem seksualnego uroku Leto. Ciekawe, że na ogół nie dawało się go zauważyć, Jared wydawał mi się wręcz erotycznie obojętny dla płci przeciwnej. Nie mówię tu o kobietach czy dziewczynach, które uwielbiały go już wcześniej, ale o kimś takim jak ja. I nie rozumiałam, dlaczego facet, który jest mi emocjonalnie obojętny, fizycznie działa na mnie jak magnes. Może wpływ na to miała fakt, że był moim pierwszym?
Przestałam słuchać tego, co mówią ludzie wokół mnie, i zaczęłam analizować własne uczucia. Najpierw te, które były najsilniejsze, najłatwiejsze do zauważenia. Wiedziałam, że lubię Jr. Nie była to taka sobie sympatia, jaką można darzyć kogoś znajomego. Ta, którą czułam, miała mocniejsze podstawy i była głębsza. Nie sądzę, żeby przeszła w miłość, coś w Jr było takiego, co nie pozwalało przejść z etapu lubienia do zakochiwania się. Tu byłam bezpieczna.
Musiałam jednak zadać sobie pytanie, czy jeśli on byłby zakochany, ja, niejako w odpowiedzi, sama nie wpadłabym w podobny stan. Wiadomo, jak to jest: chłopak okazuje uczucia na każdym kroku, stara się, czaruje, zabiega. Czy umiałabym oprzeć się podobnym manewrom i pozostać w miejscu, w którym byłam teraz? Nie myśleć o trwalszym związku na dłużej? Albo inaczej: czy potrafiłabym odrzucić Jr, gdyby się we mnie bujał, zranić go? Chciałam przecież, żeby coś do mnie poczuł, ale nie dlatego, że mi na nim zależało, a dla własnej wygody i przez zazdrość. Teoretycznie: wiedząc, że mnie kocha, mogłabym odejść? Wyjechać i zapomnieć? Rzucić go ze świadomością, że prawdopodobnie go tym krzywdzę?
Stop. Koniec z zastanawianiem się co by było, gdyby. W ogóle nie wiem, po co zaczynałam rozmyślanie na ten temat, chyba jednak nie powinnam była pić czwartego drinka. Za nic nie potrzebowałam wbijać sobie mety, że mój powrót do domu będzie dla Jareda bolesny. 
-...Ellie?- Usłyszałam swoje imię, więc oderwałam się od myśli na dobre.
-Tak?
-Pytałem, gdzie odpłynęłaś.- Jr zacisnął palce na moim biodrze.
-W dal.- Uśmiechnęłam się do niego, równego mi teraz wzrostem.- Chyba odbija się na mnie źle przespana noc.
-No raczej.- Shannon wtrącił się, rechocząc.
Jr spojrzał na niego pytająco, na co starszy Leto uniósł jedną brew, oznajmiając miną "ja wiem".
-Nie mogłaś spać?- Jared powoli obrócił się do mnie.
-Trzęsło.- Wyjaśniłam.
Choć rozmawialiśmy cicho, ktoś prócz Shannona musiał nas usłyszeć, bo nie minęło pięć minut, gdy pierwsza osoba opuściła apartament, tłumacząc się koniecznością sprawdzenia czegoś w interenecie. Potem reszta towarzystwa wykruszała się, pojedynczo lub parami, dokąd ostatni członek ekipy nie zamknął za sobą drzwi. Zostaliśmy sami z całym bałaganem: pustymi butelkami, stertą szklanek, talerzami z resztkami przekąsek.
-Zauważyłaś, że zawsze na imprezach jest tak: wszyscy siedzą, dokąd ktoś pierwszy nie wyjdzie, potem uciekają, jakby dostali sygnał?- Jr zaczął zgarniać puste szkło na jedno miejsce.- Chcesz wziąć kąpiel?
-Pierwsze: zauważyłam. Drugie: chętnie.- Z ulgą zrzuciłam z nóg uwierające buty i wzięłam je w rękę.- Zostawisz tak to wszystko?- Machnęłam szpilkami w stronę stołu.
-Rano ktoś to posprząta, nie będę teraz dzwonił po obsługę.- Powiedział, krzywiąc się nad stertą niedojedzonych koreczków.- Albo nie, nie zasnę z tym za ścianą.
-Zarazki?- Podsunęłam, pamiętając jego niechęć do resztek żywności.
-Właśnie. To już zaczyna się rozkładać.- Sięgnął po hotelowy telefon.
-Poprosisz, żeby odkazili stół?- Musiałam o to spytać.
-Dogryzasz mi?- Spojrzał ostro, odsuwając aparat od ucha.
-Nie, tylko pytam. Zarazki bywają groźne, lepiej, żebyś się nie rozchorował.- Wybrnęłam z zalążków konfliktu, udało mi się nawet utrzymać powagę i zrobić zatroskaną minę.
-Świetnie.- Jr wyraźnie się rozpogodził.- Idź do łazienki, tylko nie rób hałasu, jak przyjdą zrobić z tym porządek. Aha, Ellie.- Zatrzymał mnie w połowie drogi do sypialni.- Mimo wszystko na drugi raz ubierz coś mniej seksownego, wolę, gdy tylko ja cię taką oglądam.
-Rezerwacja przyjęta, panie Leto.
Zostawiłam w sypialni plecaczek i zamknęłam się w łazience. Najpierw napuściłam do wanny wody, z pokaźną porcją płynu do kąpieli, dopiero potem rozebrałam się i zanurzyłam w pachnącej pianie. Było dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam: cieplutka woda, relaks, spokój, zakłócany tylko zniecierpliwionym głosem mówiącego coś do obsługi hotelu Jr. Zwinęłam jeden z ręczników, podłożyłam go sobie pod kark i zamknęłam oczy, delektując się chwilą i czekając, aż mój niby-chłopak do mnie dołączy.
Pozwoliłam myślom szybować bez ładu, nie skupiając się na żadnej, odpływałam wraz z nimi coraz dalej... aż obudziło mnie łaskotanie w nos.
-Chcesz się utopić?- Rozbawiony głos dobiegał z bardzo bliska. Dopiero słysząc go zdałam sobie sprawę, że Jr siedzi w wannie tuż przy mnie.
-Zasnęłam?- Zdziwiłam się, całkiem szybko wracając do przytomności.
-Na to wygląda.- Odsunął się i usiadł na wprost mnie, również z głową na miękkim ręczniku.- Mało spałaś w samolocie?- Poprawiał się i kręcił, dokąd nie przyjął pozycji, w której jego stopy znalazły się po obu moich bokach. Wanna była na tyle duża, że nie musieliśmy podkulać nóg.
-Nie jestem przyzwyczajona do spania w powietrzu tak, jak ty. Zaczęło trząść, potem bałam się, że znów zacznie.- Przyglądałam mu się, jednocześnie odnotowując, jak miło jest, gdy czuje się łydkami dotyk jego ud.
-Miałaś sporo czasu na myślenie o tym, czego się ode mnie dowiedziałaś.
-Starałam się tego nie robić. To była dla mnie przykra i szokująca niespodzianka.- Nie kryłam się ze swoimi odczuciami i mówiłam o nich, śmiało patrząc Jaredowi w oczy. Nie opuścił wzroku, choć miałam wrażenie, że kosztowało go to trochę wysiłku.
-Żałuję, że ci o tym powiedziałem.- Mruknął bez skruchy w głosie.- Przepraszam.
-Za to, że w ogóle to zrobiłeś, czy za to, że mówiąc mi o tym, zepsułeś cały efekt swojego wcześniejszego zachowania?- Spytałam, nieco już wyprowadzona z równowagi.
-Za to i za to.- Powiedział bez mrugnięcia okiem. Przed kąpielą związał włosy nad karkiem i wyglądał teraz naprawdę na swoje lata, poważny i dojrzały. Dałabym wiele, żeby poznać jego myśli.
-Mógłbyś przynajmniej udawać, że jest ci przykro.
-Przeprosiłem. Przyznałem się i przeprosiłem, to za mało?- Teraz Jr wyglądał na lekko wkurzonego.
I dobrze, pomyślałam, wkurwiaj się, ale sam na siebie.
-Jakby jedno słowo mogło wszystko naprawić.- Stwierdziłam cynicznie. Coś przyszło mi nagle do głowy.- Jay, tę bransoletkę dałeś mi po to, żeby złagodzić efekt, jaki wywołasz? Taki prezent na przeprosiny, poprzedzający przyznanie się, że coś zmalowałeś?
-Zgłupiałaś?- Skrzywił się i chlapnął na mnie wodą, potem usiadł wyżej, podciągając kolana. Z piany wynurzyły się dwie bliźniacze, pokryte ciemnymi włoskami wyspy.- Zobaczyłem ją na wystawie u jubilera i stwierdziłem, że jest dla ciebie idealna. Kupiłem ją, bo mogłem. Proste?- Bez ostrzeżenia złapał mnie za kostki i szarpnął do siebie, aż pojechałam w dół, zanurzając się po brodę. Potem, zanim zdążyłam się poprawić, wyjął z wody moją lewą stopę i zaczął łaskotać mnie w podeszwę.- Ostrzegam, skończ ten temat, albo będę łaskotał cię tak długo, aż się posikasz.- Dodał ze śmiechem.
Nie byłam zbyt wrażliwa na łaskotanie, ale udawałam, że jestem. Wiłam się, chichocząc i rozchlapując wodę na wszystkie strony, mocząc włosy, mocząc ręczniki...
-Wygrałeś!- Jęknęłam, naprawdę rozbawiona dziecinną igraszką.- Już nic nie powiem, przysięgam!
-Nie chcesz się posikać?- Jared, mokry po czubek głowy, przestał się nade mną "znęcać".
-Nie chcę! Będę grzeczna.- Wyrwałam mu się i usiadłam prosto, dysząc i śmiejąc się z jego zadowolonej miny.
-Cudnie. To teraz cię umyjemy.- Ton Jr zmienił się nagle z rozbawionego na poważny, tak samo wyraz twarzy. Za to w oczach pojawił mu się znajomy błysk, ktory widywałam tylko w sytuacjach bardzo intymnych.
Miałam ochotę powiedzieć, że brałam prysznic po południu, ale pewnie się tego domyślał, więc postanowiłam milczeć. Nie chciałam psuć mu tego, co sobie zaplanował, w sumie nawet byłam ciekawa, co ma dla mnie tej nocy. Seks w wannie? To brzmiało całkiem interesująco.
Jared nalał na dłonie trochę mydła w płynie.
-Klęknij.- Zażądał łagodnie, ale tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Bez ociągania podniosłam się i uklęknęłam nad jego wyprostowanymi nogami, coraz bardziej ciekawa, co będzie dalej. Klęcząc górowałam nad Jr, którego twarz miałam na poziomie brzucha. Nie odzywał się, z namaszczeniem mydląc mnie od piersi w dół. Omijał większą część mojego ciała, skupiając się na tym, co dla faceta najbardziej interesujące. Wodził dłońmi po moich biodrach, pośladkach, udach, coraz bardziej zbliżając się do ich zwieńczenia. Myjąc mnie, jednocześnie pobudzał te miejsca, które były najwrażliwsze na dotyk, przez co w momencie, gdy wsunął mi namydloną rękę między nogi, nie dałam rady zdusić westchnienia ulgi. Już wcześniej byłam trochę podniecona, głównie oczekiwaniem na bycie z nim sam na sam, a teraz, czując ślizgające się między udami palce, nie potrafiłam klęczeć bez ruchu. Moje biodra żyły własnym życiem, wysuwały się w przód i wracały, raz po raz, aż w pewnej chwili zdałam sobie sprawę z tego, że ręka Jr tkwi w miejscu, a on sam wpatruje się we mnie z rozszerzonymi źrenicami i wyrazem zachwytu na twarzy.
-Pocałuj mnie. Mocno.- Powiedział z chrypką w głosie, więc pochyliłam się i zrobiłam to, o co prosił. Chwycił mnie w pasie i ściągnął w dół, po czym zaczął spłukiwać ze mnie pianę, ani na moment nie przerywając pocałunku. Potem odsunął mnie gwałtownie.- Klęknij jak przedtem.
Podniosłam się bez żalu, choć całować potrafił świetnie. Trzęsłam się w oczekiwaniu na więcej, ciekawa, co zrobi. Miałam pewne podejrzenia i szybko przekonałam się, że były słuszne: gdy tylko się wyprostowałam, ściskając kolanami jego uda, przylgnął ustami do mojego brzucha i zaczął zjeżdżać w dół, kąsając wrażliwą skórę. Odchyliłam się w tył, wysuwając w jego stronę biodra, cała napięta jak struna i głodna nowych przeżyć. Domyślałam się, że będzie inaczej, niż gdy dotykał mnie tam palcami, ale nie spodziewałam się, że aż tak inaczej. W chwili, gdy język Jr dotknął mojej łechtaczki, miałam wrażenie, że podłączono mnie do prądu. Wyprężyłam się, opierając za sobą dłonie o krawędź wanny, przy każdym smagnięciu pieszczącego mnie języka czując, jak mięśnie w dole mojego brzucha zaciskają się i rozluźniają. Nawet nie próbowałam być cicho, musiałabym zagryzać wargi do krwi, żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Jęczałam bezwstydnie, od czasu do czasu klnąc lub powtarzając imię Jareda, z sekundy na sekundę zbliżając się do końca. Było mi niesamowicie, nieziemsko, nie czułam nawet odrobiny dyskomfortu, choć klęczałam wygięta w łuk. Jedyne co czułam to szybkie, mocne liźnięcia gorącego języka i ściskające moje pośladki dłonie, których palce spotykały się niżej, masując mi krocze.
Nagle wszystko się urwało. Cudowne doznania znikły, pozostawiając mnie o krok od orgazmu. Prawie załkałam, tak bardzo czułam się zawiedziona.
-Jay?- Pisnęłam żałośnie, wracając do pionu.
Spojrzał na mnie rozpalonym wzrokiem, podnosząc się.
-Dojdziesz, gdy będę cię pieprzył. Siadaj.- Poklepał krawędź wanny między jej rogami.
Usiadłam, cała niecierpliwa, z radością zauważając, że jest cholernie podniecony.
-Obróć się nieco bokiem i połóż, jest na tyle szeroko, że nie spadniesz.- Jr pokierował mną, kładąc mi pod plecy jeden z ręczników.
Rzeczywiście nie było źle, choć leżałam z nogami w wodzie i głową na rogu wanny, jedną ręką podpierając się o podłogę. Jr zawisł nade mną, rozsuwając mi uda. Dyszał, oblizując lśniące od moich soków usta.
-Przez cały wieczór patrzyłem na ciebie i miałem ochotę zdrowo cię wypieprzyć. Zrobię to teraz.- Powiedział, chwytając dłonią krawędź wanny nad moim ramieniem. Drugą ręką złapał mnie pod kolanem i uniósł mi nogę, odchylając ją jeszcze bardziej w bok. Wsunął się we mnie na kilka centymetrów, zamarł, potem rzucił się w przód, wbijając we mnie członka z całą siłą, aż poczułam ukłucie bólu, mając wrażenie, że zabolało mnie gdzieś pod żołądkiem.
-O czym rozmawiałaś z Tomo?- Jr pochylił się nade mną, uderzając biodrami z siłą tarana. Gdyby nie to, że ręką przytrzymywał mi ramię, waliłabym głową w ścianę za sobą.
-O niczym ciekawym.- Jęknęłam, zapierając się mocniej ręką o podłogę. Mimo, iż Jr naprawdę nie był delikatny, poprzednie podniecenie wróciło do mnie z szybkością świetlną, i znów czułam, że lada chwila będę szczytować. Nawet lekki ból nie mógł zagłuszyć przyjemności, którą czułam.
-O czym rozmawialiście?- Spytał ponownie i chwycił zębami moje ramię tak mocno, że krzyknęłam. Od razu puścił, choć nadal czułam w tym miejscu nieprzyjemne pulsowanie.
-Mówiłam, że twoi ludzie mnie nie lubią. Że nie chcą ze mną rozmawiać. Powiedział, że mi nie ufają, bo nie brałeś wcześniej w trasę żadnej dziewczyny.- Wyrzucałam z siebie kolejne zdania jak katarynka.- Że są zaszokowani, dlatego trzymają się na dystans.- Przy ostatnich słowach poczułam przeszywającą całe ciało rozkosz i wygięłam plecy w łuk, nie mając nad sobą kontroli. Niejasno zdałam sobie sprawę z tego, że Jr ściąga mnie z krawędzi wanny z powrotem do wody i przytula do siebie, siedząc na dnie. Zbyt mocno przeżywałam swoją przyjemność, by cokolwiek poza nią mnie interesowało. Nawet nie wiedziałam, kiedy on sam doszedł. Po prostu w chwili, gdy wróciła mi świadomość i zaczęłam na powrót kontaktować, było po wszystkim.
Przycisnęłam się mocniej do Jareda, zmęczona tak, że nie miałam siły na nic więcej, niż siedzenie na jego kolanach w stygnącej powoli wodzie. I nie wiem czemu, ale chciało mi się płakać. Być może intensywność przeżyć i to, co zrobił mi Jr, przerosło mnie o głowę. Tak mało jeszcze wiedziałam o relacjach z mężczyznami...
-Cieszę się, że cię poznałem.- Ciche słowa brzmiały kojąco, uspokajająco.
-Wzajemnie.- Powiedziałam to, co w tej chwili czułam: wdzięczność za to, że los postawił na mojej drodze człowieka, który mimo wielu różnic między nami umiał do mnie dotrzeć.
-Choć żałuję, że stało się to w takich a nie innych okolicznościach.
Przemilczałam to, choć nie powiem, żeby sprawił mi w tym momencie przyjemność. Wiedziałam, jaki jest, wiedziałam, że stawia na szczerość, ale gdy to powiedział, wróciła do mnie świadomość, że jestem jego dziwką, i niczym więcej.
-Mimo wszystko, gdybym chciał, umiałbym sprawić, że będziesz za mną szaleć.- Westchnął i oparł czoło o moje ramię.
Gdyby powiedział to kilka dni, kilka godzin wcześniej, parskęłabym śmiechem. Teraz przeraziłam się, czując przechodzący przez plecy zimny dreszcz. W tej chwili wiedziałam, że ma rację, i zaczęłam prosić go w myślach, by tego nie robił. Być może jutro znów będę odporna na jego urok, ale teraz czułam się całkowicie bezbronna. I byłam pewna, że on czuje się tak samo.

                                                                      ******

Oto druga część poprzedniego rozdziału. Pomijam zwiedzanie i inne drobiazgi, nie są ważne dla całości opowiadania. no i nie chciałam przeciągać, wrzucając opisy poszczególnych miejsc. Uogólnianie i parę zdań o zachwycie Ellie spokojnie mogłam sobie odpuścić.
W następnym rozdziale IF, któego przymajmniej fragment będę musiała obejrzeć, żeby mieć pojęcie, o czym pisać. 
(Sz)Czekam na komentarze, o macie ochotę je pisać. 
Yas.

sobota, 26 października 2013

Londyn, część I.

Powietrze pachniało inaczej, niż w Stanach. Było inne. Chłodniejsze i bardziej rześkie, owszem, ale nie tylko na tym polegała różnica, którą czułam. Tu, w Anglii, odnalazłam w nim nieznane zapachy, po prostu coś, czego wcześniej nie znałam. Nawet słońce świeciło tu inaczej, choć co do tego podejrzewałam, że tylko to sobie wymyśliłam.
Z przerzuconym przez ramię plecaczkiem powlokłam się za ekipą, idącą do odprawy. Z żalem wchodziłam do budynku, chciałam jeszcze przez chwilę powęszyć, żeby zgadnąć, czym tu pachnie, ale wiedziałam, że za niedługo znów znajdę się na otwartym terenie. I zobaczę Londyn.
Jared obiecał, że zabierze mnie do dzielnicy, w której mieszkała Królowa. Nie chciało mi się wierzyć, że naprawdę zobaczę pałac, że w ogóle gdzieś na świecie jeszcze istnieją rodziny królewskie. W sumie nawet się tym wcześniej nie interesowałam. Jak i wieloma innymi rzeczami, przez co wyszłam teraz na całkowitą ignorantkę. Wstyd mi było, gdy Jr tłumaczył mi szeptem, że Polska, kraj, który odwiedzimy w następnej kolejności, nie leży blisko Francji, lecz bardziej na wschód, i graniczy z Rosją. Na moje pytanie, czy to stamtąd pochodzi Tomo, parsknął śmiechem i zmierzył mnie dziwnym, pełnym politowania wzrokiem. Musiał sobie o mnie nieźle pomyśleć: tępa wieśniaczka, typowa blondynka, która nic nie wie. Pal to licho, może i byłam tępą blondynką, i tak chwilowo dostawał na moim punkcie palmy. A jeśli nie, to postaram się, żeby jej dostał, i przez nasze ostatnie wspólne dwa tygodnie zapomniał o innych dziewczynach. Wiedziałam, że tcyh spotka na swojej dodze masę, uprzedził mnie w tym temacie. Podobno przed każdym koncertem odbędzie się spotkanie zespołu z fanami, wywiady, sesje zdjęciowe, poza tym wszędzie będą spotykać się z zainteresowaniem.
I tu zaczynało się dla mnie robić niewesoło, bo już teraz, po wyjściu z samolotu, musiałam trzymać się od Jareda na dystans. Miało tak być przez cały czas, gdy tylko znajdziemy się poza jego hotelowym pokojem. To było jasne i zrozumiałe polecenie Jr: mam nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń, nie robić kłopotów, nie mówić niczego, co dałoby komuś do myślenia. Miałam zniknąć w gronie jego przydupasów i stać się niewidzialna.
Nie tak to sobie wyobrażałam. Myślałam, że on sam skusi się na jakiekolwiek okazanie mi w towarzystwie choćby cienia zainteresowania, a zanosiło się na to, że będę przez niego pokazowo ignorowana. Już teraz nawet nie obejrzał się żeby sprawdzić, czy w ogóle za nimi idę. Pewnie mogłabym zniknąć i nikt by nie zareagował, poza paroma osobami, które zapewne bardzo by się z tego faktu ucieszyły.
Ziewnęłam, jednocześnie znajdując wytłumaczenie na swój niezbyt dobry nastrój: byłam niewyspana. Bardziej drzemałam, niż spałam, przebudzałam się na każdy dźwięk i raz prawie spanikowałam, gdy maszyna wpadła w niewielkie turbulencje. Trzęsło przez chwilę tak, jakbyśmy mieli pod kadłubem wyboje, ale szybko się uspokoiło, lecz ja na dobre wybiłam się ze snu. Dobrą godzinę leżałam, patrząc w budzącą się jasność za oknem, nie myśląc o niczym i delektując się sennym uściskiem dłoni Jareda na moim przedramieniu. Musiał być przyzwyczajony do spania w podróży, bo umiał znaleźć sobie wygodną pozycję i spał jak kamień, sapiąc śmiesznie przez nos. Ja zdrzemnęłam się jeszcze troszkę, czujnie jak zając na miedzy, i teraz byłam niedospana, zmęczona i smętna. Czułam się też nieświeżo i marzyłam jedynie o gorącym prysznicu, kubku kawy i łóżku.
Odprawę przeszliśmy szybciej, niż tę w Nowym Jorku, pewnie dlatego, że lecąc nie mieliśmy okazji wejść w posiadanie czegoś, co byłoby niebezpieczne albo zmusiło celników do poddania nas drobiazgowej kontroli. Parę pytań o cel wizyty i o to, czy mamy coś do oclenia, parę minut czekania na bagaże i byliśmy wolni.

Samochód wiózł nas ulicami Londynu, najpierw przez spokojniejsze dzielnice, pełne podobnych do siebie piętrowych domów, potem wmieszał się w intensywniejszy ruch w centrum. Wiedziałam, że trasa, którą jechaliśmy, wszyscy ściśnięci w wynajętym specjalnie dla nas minibusie, jest dłuższa, niż zwykle. Wiedziałam to od Jr, który w przelocie, gdy wsiadaliśmy do wozu, powiedział, że kazał wydłużyć drogę po to, żebym mogła nasycić się widokiem miasta. Potem zajął miejsce z przodu, a ja szybko zajęłam inne, z tyłu, przy jednym z okien po prawej stronie. Początkowo czułam się tak, jakbym oglądała wszystko w lustrze, potem jednak przywykłam do lewostronnego ruchu i przestałam mieć wrażenie, że lada chwila mnie od tego zemdli.
Siedziałam z twarzą przy szybie, zachłannie wpatrując się we wszystko, co mijaliśmy, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co dzieje się w moim najbliższym otoczeniu. Obok mnie siedział jeden z.... mniej ważnych członków ekipy, jak sądzą. Góra zajmowała przód pojazdu, cienie, takie jak ja i mój sąsiad, dalsze siedzenia, sam tył okupowały walizki. I tak większość bagażu została w przechowalni na lotnisku, pod nadzorem, bo nie było sensu tachać z sobą do hotelu spakowanych instrumentów czy wszystkich ciuchów na dwa dni, bo tyle mieliśmy spędzić w Anglii.
Wciąż nie wierzyłam, że tu jestem. Widziałam Londyn, czułam jego zapach, słyszałam go, a jednak byłam przekonana, że śnię. Byłam pewna, że obudzę się w domu, albo swoim, zdumiona snem o znajomości z Jaredem, albo u niego, śmiejąc się po cichu z własnej fantazji o podróżach. To nie mogła być prawda, nie byłam kimś, kto rozbija się po świecie, odwiedza stolice europejskich krajów, latając pierwszą klasą...
I pieprząc się w niej z facetem, którego pożądają tysiące kobiet.
Na wspomnienie minionej nocy zarumieniłam się po uszy, czując jednocześnie niespodziewaną falę podniecenia, rozchodzącą się ciepłem od mojego brzucha na całe ciało. Nadstawiłam uszu, wyławiając z mieszaniny głosów ten jeden, choć nie rozróżniałam słów z prowadzonej przez niego rozmowy.
-Słyszę cię, Jr.- Szepnęłam, uśmiechając się do siebie z twarzą przylepioną do szyby i wzrokiem utkwionym w dal, choć w tej właśnie chwili miałam przed oczami nie londyńską ulicę, a niebieskie oczy, patrzące na mnie tak, jakbym była soczystą, zaspokajającą głód, pyszną kanapką. Głodne spojrzenie głodnego mnie faceta.
Kiedyś, gdy ktoś patrzył na mnie w podobny sposób, pożądliwie i z wymalowaną w oczach ochotą na seks, czułam się... zbrukana? Brudna? Teraz, gdy widziałam gotowość w oczach Jareda, coś we mnie rosło, rozkwitało, chciało wyjść mu na przeciw. Ta część mnie, którą przez lata trzymałam w ryzach i tłumiłam jej potrzeby, udając przed sobą, że nie istnieją, doszła do głosu i zmieniała sposób, w jaki patrzyłam na świat. Choć stało się to w szczególnych okolicznościach i z przyziemnych, materialnych powodów, dzięki podejściu Jr przestałam mieć setki wyrzutów wobec siebie. Wiedziałam, że w pewnym sensie mnie wykorzystywał, ale robił to z kurtuazją, traktował po ludzku, wpuścił do swojego życia, jakby dla niego podstawy naszego układu nie były niczym złym.
I znów, myśląc o tym, zaczęłam zastanawiać się, czy jednak w tym wszystkim nie szło teraz o jakieś uczucia ze strony Jr. Kilka faktów przemawiało za teorią, w której facet po cichu się we mnie podkochiwał: jego upór i desperacja w dążeniu do tego, bym towarzyszyła mu w trasie, okazywana chwilami czułość, kłamstwa, jakie wymyślał na nasz temat. Może nie byłam szczególnie doświadczona życiowo, ale wątpiłam, żeby miało to związek tylko i wyłącznie z seksem. Po prostu nie mieściło mi się w głowie, żeby ktoś sięgał po tego typu środki tylko po to, żeby osiągnąć satysfakcję w łóżku. Z drugiej strony... Często słyszałam z ust Jareda, jak bardzo go kręcę i jak mu się podobam. Dawał tego dowody, gdy byliśmy sami. Szczęściem nie było w jego zachowaniu nic, co przywodziłoby na myśl śliniących się na widok młodej laski podtatusiałych oblechów, choć przyznam, że często bywałam zawstydzona i skrępowana jawnie okazywanym przez Jr zainteresowaniem.
Boże, chyba nigdy nie zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy widziałam go gołego, stojącego na środku swojej sypialni. Był podniecony, zapewne samym faktem, że na niego patrzę, a może fantazjami o tym, co ze mną robi. Wystarczyło, że zamknęłam oczy, i znów widziałam jego przenikliwy wzrok, jakim na mnie wtedy patrzył. Wzrok drapieżnika, który dojrzał swoją ofiarę. W tamtej chwili, w ogóle w tamtych dniach, choć wszystko miało miejsce niedawno, czułam się zapędzona w kąt, osaczona. Teraz wiedziałam już, że w tym, co się działo, nie było niczego drapieżnego w dosłownym znaczeniu. Brak doświadczenia kazał mi widzieć rzeczy inaczej, niż naprawdę się prezentowały, i dopiero po odrzuceniu wstydu i dziewiczych zahamowań zrozumiałam, że nie umiałam rozpoznać czegoś tak zwykłego i zdrowego, jak pożądanie, biorąc je za coś zupełnie innego.
Znów się uśmiechnęłam, tym razem myśląc o tym, że Jr reaguje na mnie tak żywiołowo, choć wcale się o to nie staram. Co by było, gdybym próbowała zagrać na jego męskich instynktach? Gdybym, dajmy na to, powiedziała mu wprost, że mam ochotę na seks? Zrobiłam coś podobnego, przychodząc do niego pod prysznic, i skończyło się to całkiem przyjemnie. Ale... Wybacz mi, Boże, chciałam więcej, byłam ciekawa, spragniona doświadczeń. Być może te, których dostarczy mi Jared, będą moimi najlepszymi? Nawet, jeśli nie, to mogłam, i wolałam, podchodzić do nich właśnie tak, jakby miały okazać się dla mnie wyjątkowe.
-No, jesteśmy.- Usłyszałam pełne ulgi słowa mojego sąsiada, gdy bus zatrzymał się przy krawężniku. Szybko obrzuciłam wzrokiem ulicę, na moment zatrzymując się przy piętrowym autobusie, zdumiona, że nie wywraca się na zakręcie. 
-Znaczy co, już wysiadamy?- Spytałam, odwracając się do chłopaka. Zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem.
-Tak.- Rozsiadł się, jakby wcale nie miał zamiaru się ruszyć. W sumie nawet nie mógł, bo w przejściu było ciasno: pasażerowie z przodu przeciskali się w tę i z powrotem, idąc na tył po bagaż, pokrzykując do siebie i poganiając innych. Zrobiło się głośno, jak na targu. Patrzyłam, jak po kolei mija nas cały korowód, począwszy od Shannona, który rzucił mi krzywy uśmieszek spod wąsa, przez Emmę, całkowicie mnie ignorującą, po Tomo, rozmawiającego przez telefon. Dopiero na samym końcu pojawił się Jr, wyglądający na zmęczonego i podekscytowanego jednocześnie. Klepnął mojego sąsiada w ramię, wskazując mu, żeby wstał, po czym sam zajął jego miejsce.
-I jak, podoba ci się?- Spytał, poprawiając opadające na twarz włosy.
-Śmieszne autobusy.- Palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
-Fakt.- Jr zachichotał krótko i spoważniał.- Idziemy się zameldować w hotelu. Trzymaj się w pobliżu Emmy, rozmawiałem z nią i zaopiekuje się tobą, kiedy trzeba.
-No.- Bąknęłam, niezbyt zachwycona perspektywą łażenia za nią jak piesek. Przez głowę przemknęło mi pytanie, czy powinnam powiedzieć Jaredowi, że jego asystentka mnie nie lubi.
-Jeśli jesteś głodna, zamów coś do pokoju.- Wydawał następne instrukcje, nie czekając na moją reakcję.- Pod wieczór zbieramy się u mnie w parę osób, przyjdziesz z Emmą.
-To już wiem.- Wtrąciłam cicho, przyglądając mu się. Wyglądał jakoś inaczej, jakby nagle przestawił się na tryb obieżyświata, wszedł w rolę, w jakiej jeszcze go nie widziałam. Miał w oczach jakiś blask, którego wcześniej tam nie było.
-Trochę to niewygodne, wiem, ale lepiej zachować ostrożność, nie chciał bym być zmuszony do tłumaczenia się przed mediami, kim jest ta blond piękność, która się przy mnie kręci.- Ścisnął mi kolano.- Idę.- Wstał, poszedł na tył po walizkę i ciągnąc ją pospieszył do wyjścia.
Zostałam w busie sama, wszyscy już wysiedli i zniknęli w hotelu. Pięknie, pomyślałam. Tak po prostu zostawili mnie, jak kogoś niepotrzebnego. Nawet Emma, która niby miała się mną opiekować, nie wysiliła się sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku. Złapałam bagaż i prawie biegiem wpadłam z nim do foyer, od progu widząc spore zamieszanie przy recepcji. Dołączyłam do ekipy, przezornie trzymając się z tyłu: ledwie się zatrzymałam, od razu zjawiła się przede mną Emma.
-Daj paszport.- Wyciągnęła rękę, mierząc mnie ostrym wzrokiem.
-Nie.- Odparłam zdecydowanym tonem.- Po pierwsze: nigdy nie daję swoich dokumentów w obce ręce. Po drugie: umiem sobie poradzić z meldunkiem.- Wyjęłam z walizki plecaczek, z niego swój paszport, i trzymając go mocno uniosłam brwi w oczekiwaniu na reprymendę.
-Pewnie "nauczyłaś" się wszystkiego z filmów.- Emma nie odmówiła sobie złośliwego komentarza, ale nie zażądała, żebym ustąpiła.- Chodź.- Wyminęła przerzedzoną już grupkę i stanęła przy kontuarze, więc poszłam za nią.
Czekając na swoją kolej uważnie przysłuchiwałam się wszystkiemu, patrząc pilnie, co robi moja adwersarka. Denerwowałam się, i to bardzo, nie chcąc wyjść mimo wszystko na idiotkę. Emma miała rację: dotąd znałam procedurę meldunkową jedynie z telewizji, i to po łebkach. Spodziewałam się, że w rzeczywistości może być bardziej skomplikowana. Po tym, jak wypytywano mnie na lotnisku oczekiwałam, że tu będzie podobnie: czy nie mam z sobą czegoś niebezpiecznego, jak środki łatwopalne, chemia, składniki do budowy bomby domowej roboty... Ale nie. Gdy Emma skończyła, recepcjonista grzecznie i z uśmiechem poprosił o mój paszport, pytając przy tym, czy to moja pierwsza wizyta w Londynie. Gdy potwierdziłam, rozpromienił się i zaczął wyliczać miejsca, które powinnam koniecznie zobaczyć. Mówił szybko, rzucał nazwami, które niemal natychmiast zapominałam, choć przytakiwałam mu z miną, jakbym nie mogła doczekać się, kiedy ruszę na zwiedzanie.
-Ma pani rezerwację z panią Ludbrook, dwójka z pięknym widokiem, pokój 211, siódme piętro. Życzę miłego pobytu.- Powiedział, gdy podpisałam się w książce meldunkowej.
-Dziękuję.- Odebrałam paszport i ruszyłam za Emmą do wind, przed którymi tkwiła rozgadana część ekipy. Ta ważniejsza. Nim dotarłyśmy na miejsce, jedna z kabin zatrzymała się, wypluła kilku skośnookich, niskich gości i połknęła czekającą ekipę, poza nami dwiema. W ostatniej chwili Jr przytrzymał ręką drzwi, nim się zamknęły.
-Zmieścicie się?- Spytał, robiąc miejsce.
Emma wcisnęła się do środka, ja sceptycznie pokręciłam głową.
-Pojadę następną.- Cofnęłam się o krok.- Bez obaw, wiem, jak wygląda siódemka, nie pomylę pięter.- Śmiać mi się chciało na widok ściśniętych jak sardynki w puszce "sław". Wyglądali tak, jakby pierwszy raz w życiu meli jechać windą i za nic nie chcieli odpuścić, żeby wsiąść do niej w drugiej kolejności. Ot, kilku dzieciaków, chcących przeżyć coś wyjątkowego w tej samej chwili.
-A to pojedziemy razem, dopilnuję, żebyś nie pogubiła się w korytarzach, pączuszku.- Shannon wyskoczył ze środka jak sprężyna.
-Wyglądam ci na głupią blondi?- Spytałam zaczepnie, gdy tylko drzwi windy zamknęły się i grupka pojechała na górę.
-Na blondi tak, ale nie wiem jeszcze, czy głupią.- Wyszczerzył do mnie zęby.
Nie powiem, żeby wyglądał źle: miał na sobie koszulkę bez rękawów i opięte dżinsy, w czym prezentował się zadziwiająco korzystnie. Mogłam dokładnie przyjrzeć się masywnym ramionom i dość pokaźnym mięśniom, rysującym się pod materiałem koszulki. Twarz... Okolona długimi włosami przyciągała wzrok, szczególnie jego oczy o pięknym kształcie, z długimi rzęsami. Co z tego, skoro nie było w nich żadnej głębi, odzwierciedlały jedynie całą prostotę, żeby nie powiedzieć tępotę Shannona. Aż mi się zrobiło żal, że ktoś obdarzony taką powierzchownością nie reprezentował sobą zupełnie nic. Był całkowitym przeciwieństwem brata, który po trochę odsłaniał przede mną to, co tkwiło w jego duszy, a podejrzewałam, że jest tego całkiem sporo.
-Wy też macie pokoje na tym samym piętrze?- Odezwałam się, przerywając ciszę. Wolałam rozmowę o pierdołach niż bycie pod ciągłą obserwacją. Miałam wrażenie, że kurdupel potrafi przeniknąć wzrokiem moją sukienkę i zobaczyć mnie nago. To nie było przyjemne uczucie.
-Taaa.- Odparł przeciągle i drgnął, gdy otworzyły się drzwi drugiej windy.- Wskakuj, pączuszku.- Przesadnym gestem wskazał mi wnętrze kabiny.
Weszłam do niej, niezbyt przekonana do spólnej jazdy. Shannon coś knuł, byłam tego tak pewna jak tego, że w lecie słońce świeci dłużej, niż zimą. Widziałam w jego brązowych oczach błysk, który bardzo mi się nie podobał, ale cóż, nie chciałam robić szopek i ośmieszać się przed pracownikami hotelu tym, że zacznę wymyślać powody, by nie wsiąść z jednym z Leto do windy. Zacisnęłam usta, wciskając się w kąt kabiny i stawiając przed sobą walizkę, jakby mogła odgrodzić mnie do przystojnego dupka.
-Jak podobała ci się podróż samolotem?- Usłyszałam.
-Ujdzie.- Zerknęłam na Shana spod oka. Czemu o to pytał? Niepokój wystawił pazury i zaczął szarpać mnie od wewnątrz, aż zrobiło mi się chłodno. Od razu pomyślałam, że Jr musiał pochwalić mu się nocną akcją na pokładzie. Przecież o wszystkim sobie mówili, prawda?
Shannon podszedł bliżej i pociągnął nosem, raz i drugi, potem zrobił jeszcze krok w moją stronę i stanęliśmy twarzą w twarz. Spięłam się natychmiast, gotowa odepchnąć go, gdyby czegoś próbował, nawet narobić wrzasku, jeśli byłoby to potrzebne. Szybko przypomniałam sobie, że to zwróciłoby na mnie uwagę, a nie chciałam komplikacji ani tego, że ktoś wezwałby policję, czy nawet tego, żebym musiała tłumaczyć obsłudze, dlaczego zachowuję się tak, jakby ktoś chciał mnie pobić.
-Wiesz, czym pachniesz?- Kurdupel przybliżył do mnie twarz, patrząc mi w oczy swoimi, odrobinę zamglonymi, jakby był na lekkim haju.- Cipką. I kutasem. Jedzie od ciebie seksem na kilometr. Jechało już w samolocie po tym, jak przestaliście się rżnąć.- Oparł dłonie po bokach mojej głowy, przez co nie mogłam się ruszyć. Zresztą, i tak nie mogłam, bo słysząc, co powiedział, skamieniałam w bezruchu. Poruszyłam ustami, nie potrafiąc sklecić najprostszego zdania, czując, jak na policzki wypływa mi gorący rumieniec wstydu.
-Ja... ja...- Jąkałam się, próbując wcisnąć się plecami w chłodne szkło lustra za sobą. W lędźwie boleśnie wbijała mi się poręcz, okalająca trzy ściany kabiny.
-Co ty w sobie masz, pączuszku-zboczuszku, że mój brat dostaje przy tobie pierdolca?- Shan przybliżył się jeszcze bardziej, prawie opierając się o mnie piersią. Niespodziewanie przysunął usta do mojego ucha, dmuchając w nie oddechem.- Robisz z nim jakieś ostre numery? Obciągasz pierwsza klasa? A może masz w poprzek?- Zarechotał przy ostatnich słowach.- Mam nadzieję sam się o tym przekonać po powrocie do kraju. Namyśliłaś się już?- Spytał i... polizał mnie w szyję, zaskakując mnie tym tak, że zadrżałam.
Miałam ochotę strzelić go w pysk albo kopnąć kolanem między nogi, powiedzieć, że prędzej zaszyłabym się dratwą, niż poszła z nim do łóżka, ale przypomniałam sobie, że miałam trzymać go w niepewności po to, żeby mieć go po swojej stronie. Jeszcze mógł mi się przydać jako sprzymierzeniec, choć to, co teraz zrobił, napawało mnie obrzydzeniem. Było chamskie i obleśne, pozbawione krzty szacunku, czy choćby sympatii.
Gorączkowo zastanawiałam się co powiedzieć, gdy tymczasem on, najwyraźniej ośmielony moim milczeniem i brakiem oporu, po prostu dobierał mi się do szyi, śliniąc ją miejsce za miejscem. Żołądek podjechał mi do gardła. Zebrałam siły i odepchnęłam go od siebie, aż poleciał w tył i oparł się plecami o drzwi. Mimo to uśmiechał się szeroko.
-Przypominam ci, że chwilowo jestem z Jaredem, więc z łaski swojej trzymaj się ode mnie z daleka.- Warknęłam, wycierając się z jego śliny.
-Sranie w banię.- Prychnął.- Chwilowo DAJESZ mu dupy, a nie JESTEŚ jego dupą, to różnica. Co ci szkodzi dorobić na boku?
-Powiedziałam, że się zastanowię.- Rzuciłam na odczepnego, wściekła jak mało kiedy. Nikt nie umiał sprowadzić mnie do poziomu kurwy tak, jak Shannon, w paru prostych słowach przypominając mi, dlaczego towarzyszę jego bratu. W tym miał rację, i za to go w tej chwili nienawidziłam. Zapomniałam nawet o własnych wątpliwościach i przypuszczeniach, że Jr lubi mnie bardziej, niż się do tego przyznaje.
-Długo mam czekać?
-Tyle, ile trzeba.- Przestałam pocierać szyję, czując, że już jest pewnie zaczerwieniona, i wytarłam dłoń w sukienkę.- I nie lataj za mną z wywieszonym ozorem jak pies, chyba, że chcesz spieprzyć wszystko, co ustaliłam z Jaredem. Podejrzewam, że nie był by zadowolony.- Zagrałam nowym argumentem, ciekawa, czy zadziała. Pamiętałam, jak potulny robił się starszy Leto, gdy młodszy na niego huknął.
-Dobra, kurwa.- Tak jak się spodziewałam, Shan natychmiast podkulił ogon. Odwrócił się do mnie tyłem i wpatrzył w migające nad drzwiami cyfry.
Ciekawa byłam, dlaczego tak bał się Jareda i jego reakcji, ale domyślałam się, że nie ma sensu pytać, bo i tak się nie dowiem. I tak dla mnie ważniejsze w tej chwili było to, że w jakiś sposób mam Shannona w garści, choć nie powiem, żebym czuła się z tym dobrze. Nie wtedy, jeśli musiałam wodzić go za nos obietnicą własnego ciała. Ale skoro weszłam w pewną rolę...
Nagle poczułam falę złości na Jr: gdyby zaraz na początku nie wypaplał bratu, że kupił moją cnotę, teraz nie musiałabym mierzyć się z problemami. Mógł siedzieć cicho i udawać to, co teraz udawaliśmy przed ekipą. Znał przecież Shannona i mógł spodziewać się, że ten napaleniec nie zostawi mnie w spokoju… Ale skąd mógł wiedzieć, skoro wcześniej nie korzystał z płatnego seksu, a kurdupel robił mi propozycje tylko wtedy, gdy byliśmy sami? Przy Jaredzie tylko się kłóciliśmy, mógł więc wywnioskować, że nie darzymy się sympatią.
Miałam przed sobą kolejne pytanie: powiedzieć  Jr o nagabywaniu, czy nie? Jak zareaguje? Wpadnie w złość i opierniczy brata, czy zleje na to i nie zwróci mu uwagi? W obu przypadkach mogłam ponieść przykre konsekwencje. Jeśli powiem i Jr się wkurzy, jego braciszek w odwecie może rozgadać, co naprawdę łączy mnie z Jaredem. Z zespołu za to nie wyleci, co najwyżej Leto poboczą się na siebie przez jakiś czas i tyle. Ja za to zostanę okrzyknięta dziwką.
W drugim przypadku, gdyby Jr olał moją skargę, Shannon poczułby się panem sytuacji, jakby dostał błogosławieństwo i pozwolenie na dalsze manewry wokół mojej osoby. Podejrzewam, że stałby się jeszcze bardziej namolny, a próbkę jego wątpliwej jakości zalotów miałam przed chwilą. Nie, nie, jeszcze raz nie. 
Najlepszym wyjściem będzie trzymać język za zębami i radzić sobie z natrętem najlepiej, jak potrafię, czyli zwodząc go tak długo, aż albo sam zrezygnuje, albo będę mogła bez przykrych skutków powiedzieć mu, żeby się odpierniczył. W razie czego znów postraszę go bratem.
Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze wyrwałam z niej, prawie potrącając wlokącego się bez pośpiechu Shannona. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego, schować się w pokoju, zrzucić ubranie i wskoczyć pod prysznic. Chciałam zmyć z siebie resztki jego śliny i, do diabła, to, o czym mówił.
Chwilę trwało, nim znalazłam drzwi z numerem 211, oczywiście zamknięte. Zapukałam w nie, pociągając jednocześnie nosem i węsząc wokół siebie. Czy naprawdę było ode mnie czuć tak, jak mówił kurdupel, czy tylko specjalnie powiedział tak, bo słyszał, co robimy? Ja nie czułam niczego szczególnego, może odrobinę własnego potu, to wszystko.
Emma wpuściła mnie do pokoju dopiero po chwili, owinięta w ręcznik kąpielowy i boso.
-Wreszcie.- Jęknęła z wyraźną ulgą.
-Korki.- Wzruszyłam ramionami, wchodząc do środka. Najwyraźniej nie podłapała żartu, bo zmierzyła mnie powątpiewającym spojrzeniem, nim zniknęła za drzwiami, prowadzącymi zapewne do łazienki. 
Rozejrzałam się po wnętrzu, nieco rozczarowana jego prostotą: zwykły pokój z dwoma łóżkami, ustawionymi po przeciwnych stronach, dwoma szafami, stolikiem, dwoma wyścielanymi krzesłami, dwoma nocnymi lampkami... Żaden luksus. Nie wiem czemu, ale byłam przygotowana na coś bardziej szałowego.
Widząc na jednym z łóżek rozmemłaną walizkę Emmy zajęłam drugie. Nie miałam w nim spać, ale przecież nie będę z tego powodu stać, albo siedzieć na krześle. Zastanawiałam się, czy w ogóle rozpakowywać się i wieszać ciuchy w szafie, czy też dać sobie z tym spokój i po prostu zostawić bagaż w kącie. A pal licho, jeśli ma wyglądać, że tu mieszkam, muszę sprawiać pozory.
Wyjęłam z walizki kilka bluzek i sukienkę, żeby coś jednak wisiało w mojej szafie na wypadek, gdyby pokojówka przyszła posprzątać. Nie miałam zamiaru zarzucać mebla resztą ubrań, szczególnie bielizną. Koronkowe majtki i staniki nie były tym, co chciałam pokazać obcym osobom.
Przeczesując zawartość swojego bagażu zerknęłam z ciekawością przez ramię na łóżko Emmy, próbując zgadnąć, co z sobą zabrała. Nigdy nie widziałam jej ubranej inaczej, niż w dżinsy i bluzkę, jakby w ogóle nie potrafiła dobrać nic bardziej kobiecego czy choć odrobinę seksownego. Nie była brzydka ani niezgrabna, choć daleko jej było do mnie, więc w sukience czy spódnicy na pewno prezentowałaby się całkiem dobrze. Nie miała krzywych nóg, które musiałaby chować przed światem. Może po prostu lubiła spodnie?
Na paluszkach podeszłam do jej walizki, szeroko otwartej i wystawionej na widok. Słyszałam, że w łazience wciąż leci woda, poza tym Emma robiła sporo hałasu, więc nie bałam się, że zaskoczy mnie na oglądaniu jej rzeczy. Nie miałam zamiaru niczego ruszać, chciałam tylko spojrzeć.
I spojrzałam, od razu unosząc w zdumieniu brwi: w rogu, obok złożonej w kostkę koszulki, leżało coś, czego się nie spodziewałam. Czarny pas do pończoch, zdobiony maleńkimi czerwonymi kokardkami. Śliczny. Musiałam walczyć z pokusą, by nie podnieść go i nie rozłożyć, tak mi się podobał. Więc jednak zimna panna Ludbrook lubił nałożyć na siebie coś, co mogło przyspieszyć facetowi oddech. Czy Jr widział ją kiedyś w pończochach i seksownej bieliźnie, czy zarezerwowała ją dla swojego obecnego chłopaka? Jeśli tak, to dlaczego zabrała pas z sobą? A może lubiła, będąc w hotelowym pokoju sama, ubrać się w takie fatałaszki, położyć na łóżku i zadzwonić do swojego faceta? Czy oddaleni od siebie uprawiali seks przez telefon? Opisywała mu, co na sobie ma? Robiła zdjęcia i wysyłała je, żeby miał się przy czym masturbować?
-Czy ty zawsze musisz od razu stawiać setki hipotez i zadawać sobie setki głupich pytań?- Upomniałam sama siebie, wracając do swoich rzeczy. Mimo to chciało mi się śmiać na myśl o Emmie, wijącej się na pościeli z dłonią między nogami i jęczącej do słuchawki, jaka jest napalona.
Potrząsnęłam głową, pozbywając się idiotycznej wizji, i skupiłam się na wybraniu dla siebie odpowiedniego stroju na wieczorne spotkanie przy drinku. Przerzucałam jedną bluzkę za drugą, żałując, że większość moich ubrań została na lotnisku. Z sobą miałam tylko ich niewielką część, w dodatku nie dającą się dopasować w żaden sensowny komplet. Kolorystycznie bluzki gryzły się ze spódnicami, te znów nie pasowały do butów, które spakowałam. Musiałam zdecydować się co zrobić: wyskoczyć w krzykliwym połączeniu kolorów, założyć po raz kolejny sukienkę, którą miałam na sobie podczas obiadu u Constance, czy zadowolić się zwykłymi spodniami? Wtedy dojrzałam między dwoma parami dżinsów coś, na widok czego rozbłysły mi oczy: czarne legginsy do kostek. Miałam świetną figurę i ładny tyłek, więc były idealne. Mogłam założyć do nich każdą bluzkę czy koszulkę, i każde buty, jakie chciałam. Mogłam nałożyć T-shirt i adidasy, mogłam top i tenisówki, mogłam też... Z uśmiechem zadowolenia wyjęłam z szafy powieszony tam wcześniej komplet, składający się z karmelowej barwy koszulki na ramiączkach i czarnego ażurowego wdzianka z krótkim rękawem, zakładanego na wierzch. Koszulka sięgała mi do bioder, wdzianko było nieco dłuższe, ale i tak nie zakrywało mi pośladków na tyle, by nikt ich nie zobaczył. A ja chciałam, żeby Jr je widział, po tym, co znalazłam w walizce Emmy czułam nieprzepartą potrzebę pokazania, że i ja potrafię wyglądać naprawdę seksy, nie uciekając się przy tym do paradowania w podwiązkach.
Rozłożyłam ubranie na pościeli i czekając, aż Emma zwolni łazienkę, sięgnęłam do stojącego pod ścianą między oknami stoliczka po hotelowy telefon. Musiałam zadzwonić do domu, obiecałam mamie, że odezwę się zaraz po wylądowaniu. Zawsze dotrzymywałam słowa, więc musiała czekać pewnie z niecierpliwością, aż zrobię to i tym razem. Miałam nadzieję, że nie zacznie znów zasypywać mnie pytaniami i pouczać, jak miało to miejsce ostatnio. Wystarczająco podle czułam się z myślą, że będę musiała podrzymywać opowiedziane wcześniej kłamstwa o chłopaku, który pracuje przy organizacji koncertów.
Zawahałam się, chcąc wybrać numer komórki mamy: nie miałam pojęcia, w jakis sposób dzwoni się z innego kontynentu. Wiedziałam, że trzeba podać numer kraju, z którym chcę nawiązać połączenie, ale po prostu go nie znałam.
Kurwa. Mój własny telefon był rozładowany po tym, jak na pokładzie samolotu grałam na nim w Angry Birds, więc nie miałam jak sprawdzić, czy wyświetli mi kierunkowy do Stanów. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam...
Z krzywą miną zabębniłam palcami w drzwi łazienki.
-Zaraz wychodzę!- Emma krzyknęła przytlumionym głosem.
-Jaki jest kierunkowy do Stanów?
Przez chwilę w łazience panowała cisza i dałabym sobie rękę uciąć, że Emma podśmiewa się ze mnie, nieobytej wieśniaczki, nie umiejącej nawet zadzwonić gdzieś z obcego kraju.
-001 lub +1, zależy, z jakiego telefonu dzwonisz.- Usłyszałam po chwili.
-Dzięki. Muszę zawiadomić mamę, że nie rozbiłam się w oceanie.- Wyjaśniłam, nie wiem nawet, po co. Wróciłam na łóżko i bez kłopotów wybrałam numer, potem położyłam się z ręką pod głową, licząc sygnały. Mama odebrała po szóstym.
-No?- Odezwała się zasapanym głosem. Szybko obliczyłam różnicę czasu między nami i doszłam do wniosku, że jest już w pracy.
-Cześć, mamusiu.- Przywitałam się, nieco zaskoczona tym, że odzywka, jakiej sama używałam, nagle wydała mi się rażąco nie na miejscu.
-Och, Ellie, kochanie, wszystko w porządku?- Ton mamy natychmiast zmienił się z niedbałego w pełen troski.
-Tak, Chciałam tylko powiedzieć, że wylądowaliśmy i jesteśmy w hotelu.- Mówiąc, zaczęłam bawić się kosmykiem włosów i pomyślałam, że koniecznie muszę je umyć i rozczesać dopiero gdy wyschną, bo wtedy będą wiły się niesfornie, zamiast leżeć mi na ramionach w prostych pasmach.
-Ale wszystko w porządku?- Spytała po raz drugi.
-Jasne.- Przewróciłam oczami.- Jeszcze nie zwiedzałam, wybieramy się dopiero jutro, ale Londyn i tak mi się podoba.- Westchnęłam z rozmarzeniem, w wyobraźni widząc już, jak przemierzam angielskie ulice i robię zdjęcia z ręki, fotografując się na tle kolejnych wartych tego atrakcji. Potem przemknęło mi przez głowę, że powinnam mieć jakieś fotki ze swoim wymyślonym chłopakiem, i mina mi zrzedła.
-Kiedy wracasz do Stanów?- Pytanie było tak głośne, że odruchowo odsunęłam słuchawkę od ucha.
-Nie wiem. -Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić, że niedługo, żeby przypadkiem Emma tego nie usłyszała.- W Londynie będziemy dwa dni, potem lecimy do... nie pamiętam, ale to gdzieś we wschodniej Europie. A potem jeszcze gdzieś.
-Wschodnia Europa?- W głosie mamy pojawił się niepokój.- Bądź ostrożna, kochanie, podobno tam handlują kobietami, oglądałam o tym program. Jesteś pewna, że twój chłopak jest godny zaufania?
-Mamo!- Prychnęłam, opluwając sobie brodę.- Chyba nie sądzisz, że zafundował mi podróż po to, żeby sprzedać mnie do burdelu?- W myślach dodałam, że swój własny, czyli mnie, woził z sobą.- Jasne, że mu ufam, w końcu trochę go znam. Obiecuję, że będę dzwonić z każdego miejsca, w jakie pojedziemy.- Nie mogła tego widzieć, ale podniosłam dwa palce w geście przysięgi.
-Kiedy go poznam?- Kolejne pytanie sprawiło, że znów się skrzywiłam.
-Pewnie po powrocie.- Mrugnęłam, widząc otwierające się drzwi łazienki.- Muszę kończyć, ta rozmowa pewnie kosztuje krocie, nie chcę naciągać go na rachunki. Pozdrów tatę i Rolliego, o ile jest w domu.- Powiedziałam szybko, ucinając dalsze pytania. Mama mówiła tak głośno, że pewnie słychać ją było ze słuchawki w całym pokoju.
-Pozdrowię. I będę czekać na wiadomość od ciebie. Pozdrów od nas swojego chłopaka i powiedz mu, że ma się tobą dobrze opiekować.- Dodała.
Zerknęłam na Emmę: nie patrzyła na mnie, ale miała minę, jakby wdepnęła w coś paskudnego, więc wywnioskowałam, że to słyszała.
-Powiem. Pa, mamo.- Usiadłam.
-Pa.- Pożegnała się. Usłyszałam jeszcze, jak mówi  do kogoś "to Ellie, podróżuje po Europie ze swoim narzeczonym", potem w słuchawce rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
Narzeczonym? Rany boskie, jakim narzeczonym? Co takiego mama naopowiadała o mnie swoim znajomym i jakie historie krążą teraz po miasteczku?
Odłożyłam telefon i odwróciłam się plecami do Emmy żeby nie widziała, jak wyglądam. Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy i zebrała się gdzieś w brzuchu, powodując nagłe mdłości. Nawet jeśli Emma miała minę, jakby wlazła w gówno, to tak naprawdę wlazłam w nie ja. Wlazłam? Wpadłam w nie po szyję. Ugrzęzłam lepiej, niż pierwszy lepszy Jeep w błocie. Jeśli tak dalej pójdzie, mama ustali termin mojego ślubu, nawet mi o tym nie mówiąc i nie fatygując się by spytać mnie, czy czasem się ze swoim chłopakiem nie rozeszłam.
Zgarnęłam ubranie i poszłam do łazienki, starając się nie pokazywać po sobie wzburzenia, jakie czułam. Miałam wrażenie, że sprawy zaczynają wymykać mi się spod kontroli, sznurki, za które pociągałam, rwą się jak cienka pajęczyna, a ja krążę w kółko, starając się jakoś to wszystko poskładać do kupy i nie pozwolić, by rozsypało się w drobny mak, obnażając prawdę.
Stanęłam przed lustrem, patrząc ponuro na swoje blade w tym momencie odbicie. Mierzyłam siebie morderczym wzrokiem i przysięgam, że gdybym mogła, ścisnęłabym tę zadufaną blond idiotkę, patrzącą na mnie równie wrogo z tafli lustra, zgniotłabym jej długą szyję i patrzyłabym, jak jadowicie zielone oczy wychodzą jej z orbit.
-Więc teraz mam narzeczonego, którego w razie potrzeby będę musiała rzucić dla pana Jareda Leto, pogromcę damskich serc. Dzięki, mamo. Piękne, cholera, dzięki.- Mruknęłam, tak naprawdę wiedząc, że wszelkie pretensje mogę mieć jedynie do siebie.

                                                                  *****
Ahoj.
Postanowiłam podzielić rozdział o Londynie na dwie części, żeby nie kazać Wam zbyt długo czekać. Za kilka dni ciąg dalszy, w nim "spotkanie przy drinku", trochę Tomo, potem trochę J+E czyli Dziadu i pączuszek-zboczuszek, na koniec trochę zwiedzania i wyprawa do Polski.
Pozdrawiam.
Yas. 

niedziela, 13 października 2013

Twarde lądowanie.

-Dobra sałatka.- Stwierdziłam, podkradając jej trochę z porcji Jareda.- Żałuję, że nie wzięłam takiej dla siebie.
-Częstuj się.- Jr przysunął pojemnik bliżej mnie.
Siedzieliśmy, ukryci w ostatnim rzędzie krzesełek, za plecami reszty ekipy, która już zebrała się do kupy, i jedliśmy przyniesione przeze mnie grzanki, zagryzając je sałatką. Ja, zamiast niej, wzięłam szparagi w maśle. Pyszne, ale sałatka była lepsza.
-O której wylądujemy?- Spytałam między kęsami.
-Lot potrwa 12 godzin, mniej więcej. Start planowany jest na parę minut po północy, czyli powinniśmy wylądować jakoś tak koło 5 po południu.
-Po północy? To ile my tu będziemy czekać?- Zdumiałam się. Przecież nie było jeszcze 8 wieczór, sprawdzałam godzinę na telefonie.
-Odprawa zaczyna się za 20 minut.- Jr wyjął komórkę z kieszeni.- Poza tym jest już po 10, chyba zapomniałaś, że Nowy Jork to nie LA. Różnica czasu, Ellie. Trzy godziny. I pięć stąd do Londynu. Tak szczerze, to zgubimy całe 8 godzin.- Wyjaśniał mi po cichu tonem pełnym cierpliwości i odrobinę dobrodusznym. Naprawdę miał znakomity nastrój, pozbył się całej nerwowości, która towarzyszyła mu od rana.
-No, zapomniałam o tej całej różnicy.- Przyznałam, trochę zawstydzona tym, że wyszłam na idiotkę.
-Przez nią właśnie lecimy tam parę dni wcześniej, musimy mieć czas na przywyknięcie. Zakład, że pierwszej nocy prawie nie będziemy spać. Wylądujemy o 5 po południu, a dla nas to będzie dopiero 9 rano.
-To co będziemy robić?- Spytałam, myśląc o pozamykanych w nocy sklepach, do których Jr obiecał mnie zabrać.
-Zgadnij.- Szepnął i uśmiechnął się porozumiewawczo.- Pewnie, jak zawsze, rozlokujemy się w hotelu, odświeżymy, potem zamówimy parę butelek i posiedzimy wszyscy u kogoś w pokoju. Tym razem u mnie, żebyś mogła spokojnie zostać, gdy reszta się rozejdzie.
-Mam osobny pokój?
-Nie, dla wygody dokwaterowałem cię do Emmy, ale tylko zostawisz u niej bagaż, bo spać, jak się domyślasz, będziesz u mnie.- Jr powiedział słowo "spać" miękko, zmysłowo, a przynajmniej ja tak je usłyszałam.
-Z największą przyjemnością, Jay.- Odrzekłam, mając na myśli jedynie to, że nie będę musiała znosić towarzystwa jego asystentki przez całą dobę. Od razu też pomyślałam, żeby koniecznie założyć hasło dostępu w laptopie. Może bałam się niepotrzebnie, ale wolałam zabezpieczyć się na wypadek, gdyby ta wydra zaczęła myszkować w moim komputerze.
-Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć.- Jr odebrał moje słowa po swojemu i w jego oczach znów zapaliły się błyski, które tak dobrze już znałam.- Mogłabyś zjeść wreszcie ten szparag, zamiast go oblizywać?- Dodał z nutą skargi w głosie.
Zamarłam ze szparagiem w palcach, patrząc pytająco.
-Do odprawy mamy kwadrans, a patrząc, jak wysysasz z tego sok, mam ochotę zabrać cię do toalety, posadzić na desce, włożyć ci do ust i spuścić ci się na język.- Szepnął, pochylając się do mnie.
O cholera.
-Przepraszam.- Bąknęłam, oblewając się rumieńcem.- Już tak nie będę.- Czułam się jak skarcone dziecko, choć tak naprawdę wcale nie dostałam opieprzu. Bardziej jednak byłam zawstydzona tym, co powiedział.
-Ależ możesz, tylko nie w pełnym ludzi miejscu, bo teraz jestem bezradny, a tego nie lubię.- Zaśmiał się z mojej niepewnej miny.- Wiem, nigdy tego nie robiłaś, ale zawsze jest ten pierwszy raz.
O cholera...
-Kończ jeść, trzeba iść do stanowiska odpraw.- Jednym kęsem rozprawił się ze swoją grzanką, otrzepał ręce, zgarnął prawie puste pojemniki i kubeczki po kawie i wyrzucił wszystko do kosza.
Zostałam z nieszczęsnym szparagiem w palcach, ale odechciało mi się go dojadać, miałam wrażenie, że nagle nabrał dziwnego smaku, choć akurat o tym, jaki smak ma TA część męskiego ciała, nie miałam żadnego pojęcia.
Boże, jeśli słuch mnie nie mylił, Jr ma zamiar mi to zademonstrować. Czy się odważę?
Do odprawy poszłam już sama, znów wmieszana w mniej ważną część ekipy, patrząc tylko z daleka, jak bracia opróżniają kieszenie, kładąc ich zawartość na taśmie, przechodzą przez bramkę, zabierają swoje drobiazgi i bagaż podręczny i zatrzymują się obok wejścia do korytarza, prowadzącego do czekającego na pasażerów samolotu. Widziałam maszynę za oknem, była większa od tej, którą przylecieliśmy z LA. Nie znałam się na samolotach, ale to chyba był Boeing, jeden z tych wielgachnych, dostosowanych do długich lotów przez ocean. Miałam nadzieję, że nie spadnie.
Odprawę przeszłam bez problemów, choć była bardziej szczegółowa niż ta w LA. Tu nawet nasz bagaż, piętrzący się na wózku, został skrupulatnie prześwietlony. Wszystko, co miałam w kieszeniach, musiałam położyć w koszyku, nawet zmiętą chusteczkę. Obawiałam się przez chwilę, że bramka zacznie piszczeć i będę musiała się rozebrać, albo wezmą mnie na kontrolę osobistą, ale na szczęście nic podobnego nie miało miejsca. A jednak czułam się jak potencjalny podejrzany, jakby widziano we mnie zakamuflowaną terrorystkę.
Z westchnieniem ulgi zebrałam swój skromny dobytek i podeszłam do grupki już odprawionych. Trzymałam się w pewnej odległości od Jr, praktycznie stanęłam z boku, jedynie przysłuchując się rozmowom. Nie interesowały mnie, oczekiwanie na kolejny lot, tym razem trwający pół doby, odbierało mi spokój. Co, jeśli w połowie drogi okaże się, że przez pomyłkę samolot zatankował za mało paliwa? Podobne przypadki już się zdarzały, oglądałam program o jednym z nich, zakończonym swobodnym szybowaniem maszyny nad oceanem i udanym lądowaniem gdzieś na wyspach. My mogliśmy nie mieć tyle szczęścia.
-Idziemy.- Ktoś trącił mnie w ramię, przeszkadzając w snuciu czarnych myśli.
-Co?- Spytałam niezbyt przytomnie, ale mówiłam już do pleców chłopaka, który mnie popędził. Nie wiedziałam, czym się zajmuje w ekipie, ale chyba był to jakiś dodatkowy muzyk, wynajęty na trasę.
Co mnie to zresztą obchodzi, kto co robi? Niechby nawet tańczył, chodził na rzęsach i żonglował pochodniami, nie moja sprawa. Moją sprawą było dobrze się bawić, wykorzystać każdy dzień na zwiedzanie, zaznać rzeczy, jakich w innych okolicznościach bym nie zaznała. Brać z tego, co dostałam, ile się da. Potem wszystko się skończy, zamknę ten rozdział swojego życia i znów będę dawną, może trochę doroślejszą i bogatszą o 50 tysięcy Ellie Swift z Delphi, stan Indiana. Wrócę tam, skąd przyszłam.
Samolot rzeczywiście był większy, przestronniejszy, a pierwsza klasa, którą podróżowaliśmy, wyglądała na naprawdę luksusową. Znów miałam miejsce przy oknie, i oczywiście znów obok Jareda. Fotele były wygodne, szerokie, rozdzielone podłokietnikiem. Podnoszonym, jak zademonstrowała nam stewardessa, uśmiechając się przy tym do Jr tak, jakby chciała go zjeść. Nie wiem, czy to wchodziło w zakres jej obowiązków, czy też była w tym momencie nadgorliwa, ale posunęła się nawet do tego, by zapiąć mu pas. Mojego nie ruszyła.
-Czy po starcie podać państwu coś do picia?- Spytała słodkim głosem.
-Ellie? Będziesz chciała coś na rozluźnienie?- Jared zwrócił się do mnie.
-Zdam się na ciebie, Jay. Jak we wszystkim.- Odparłam beztrosko, nie omieszkając przy tym musnąć palcami jego dłoni, spoczywającej między nami. Odpowiedział podobym gestem, unosząc odrobinę lewą brew, jakby moje słowa go zdziwiły.
-W takim razie prosimy o dwa kieliszki szampana, najlepiej Dom Perignon Vintage, rocznik 2003. O ile wiem, macie go na pokładzie.- Złożył zamówienie, ale patrzył przy tym na mnie.
-Co?- Spytałam, gdy stewardessa odeszła i zajęła się wazelinowaniem komu innemu. Wzrok Jr zaczynał mnie peszyć, przeszywający i skupiony, jakby właściciel niemowlęco błękitnych oczu mógł prześwietlić mnie nimi na wylot i poznać moje najskrytsze myśli.
-Więc zdajesz się na mnie, Ellie? We wszystkim?- Odezwał się dopiero po chwili, gdy kołowaliśmy już po pasie. Wciąż leniwie łaskotał kciukiem bok mojej dłoni, co było bardzo przyjemne, choć nie w erotyczny sposób.
-Znasz się na wielu rzeczach lepiej ode mnie, ja bym nie wiedziała, co zamówić.- Wzruszyłam ramionami, próbując obrócić wszystko w żart, niejako unieważnić własne słowa sprzed paru minut. Intuicja podpowiadała mi, że mówiąc je, przypadkiem i niechcący dałam Jardowi otwartą drogę do wszystkiego, o czym mógł pomyśleć. I to nagle mnie przeraziło, zarazem powodując dreszcz ekscytacji. Nie po raz pierwszy wpadałam przy tym człowieku jednocześnie w skrajnie odmienne emocje, i obie były równie silne, równoważąc się.- Jay, czy z góry zobaczymy Statuę Wolności?- Zmieniłam temat, odwracając się do okna. Czułam, że jeśli jeszcze przez chwilę będę patrzeć Jaredowi w oczy, zarumienię się pod wpływem własnych myśli.
-Za wiele nie zobaczysz w ciemnościach, ale szukaj jej nieco bardziej w prawo. Może przy odrobinie szczęścia rozpoznasz ją wśród innych świateł.- Przed moją twarzą pojawiła się jego dłoń, wskazując mi kierunek. Cofając rękę Jr pogładził mnie po ramieniu.- A właśnie. Zapomniałaś czegoś podczas odprawy.
-Ja?- Zdziwiłam się, w głowie od razu przeglądając listę tego, co zabrałam na pokład.- Ej no, jestem pewna, że wszystko wzięłam.- Powiedziałam niepewnie.
-A jednak.- Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej coś małego.- Widzisz, coś jednak się zaplątało.- Rozłożył dłoń, na której spoczywała drobna bransoletka z delikatnego, złotego łańcuszka. W równych odstępach w ogniwa wplecione były większe kółka, każde z wiszącym wewnątrz na dwóch ogniwkach maleńkim, lśniącym kamieniem, chyba diamentem.
-To nie moje...- Otworzyłam szerzej oczy, oczarowana pięknem i subtelnością cacuszka.
-Twoje, Ellie.- Jr podniósł moją lewą rękę i zapiął mi łańcuszek na nadgarstku.- Masz delikatną urodę, cała jesteś delikatna, więc będzie do ciebie pasowała.
Nie mogłam powiedzieć, że bransoletka mi się nie podoba, albo że jej nie chcę. Była śliczna, podzwaniała cichutko przy każdym poruszeniu dłoni, mając ją na ręce odnosiłam wrażenie, jakby dodawała mi uroku, uzupełniała, upiększała. I chciałam ją mieć, bardzo chciałam, była najśliczniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Ale wypadało mi odmówić przyjęcia takiego prezentu. Szczerze mówiąc czułam się odrobinę niezręcznie.
-Jared, nie powinnam...- Zaczęłam.
-Wielu rzeczy nie powinnaś, a jednak je robisz.- Westchnął.- Ellie, jestem bogaty. Mam wiecej, niż potrzebuję, i jeśli chcę podzielić się tym z tobą, nie rób mi problemów. Sprawia mi przyjemność widok twojej uszczęśliwionej twarzy, chcę, żebyś była zadowolona, bo wtedy ja też będę zadowolony, a to lubię.
-Kurde...- Jęknęłam. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi, ale pal to licho.- Dziękuję.
Przysunęłam się na tyle, na ile pozwolił mi pas, i objęłam go za szyję.
-Proszę.- Czułam, że się uśmiecha i słyszałam wesołość w jego głosie.- Jest w tym nuta egoizmu z mojej strony, bo wyobrażam sobie, że gdy będziesz mnie masturbować, usłyszę pobrzękiwanie tej błyskotki.
Szczęście, że rozmawialiśmy przez cały czas szeptem, bo nie wiem, jak na jego słowa zareagowaliby inni pasażerowie. Ja z miejsca oblałam się rumieńcem. Poczułam jak jego ręka, obejmująca moje plecy, zjeżdża niżej, potem ścisnął mnie za górną część pośladka i zaraz puścił.
Usiadłam prosto i zerknęłam w okno, starając się nie myśleć o niczym innym, tylko o tym, gdzie jestem. Coś wewnątrz mnie, jakiś nieprzyjemny głos podpowiadał, że prezent nie był bezinteresowny, podyktowany sympatią czy moim delikatnym wyglądem, ale zapewnieniem sobie mojej przychylności. Zadatkiem, zapłatą za coś, co dopiero zrobię. To nie była miła myśl, więc szybko ją uciszyłam, nie chcąc wpędzać się w niepotrzebne wątpliwości. Dosyć miałam tych, które dręczyły mnie na początku znajomości z Jaredem, a przecież wciąż jeszcze gdzieś w głowie krążyło mi pytanie, czy on jednak naprawdę trochę się nie zaangażował.
Analizując jego zachowanie od dnia, w którym straciłam dziewictwo, biorąc pod uwagę to, co powiedziała mi Connie, mogłam podejrzewać, że nie jestem Jaredowi obojętna. Liczył się ze mną, z moim zdaniem, z tym, że nie chciałam rozgłosu...
Naprawdę nie chcesz pokazać się w towarzystwie Jareda Leto? Uważasz, że to wstyd?
Głos w mojej głowie zaskoczył mnie i kazał zastanowić się nad odpowiedzią na swoje pytanie. Musiałam zająć jakieś stanowisko, ale przed tym musiałam jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć.
Nie chodziło mi przecież o to, że musiałabym tłumaczyć się w domu, dlaczego ktoś widział mnie z TYM człowiekiem. Jr nie był mordercą, zboczeńcem, był po prostu sławny. I w tym tkwił problem. Musiałabym tłumaczyć się, co robiłam przy boku kogoś tak rozpoznawalnego, jak on. W takim momencie moja bajka o pracy za kółkiem jego wozu nie miała racji bytu. Tak samo jak wersja z Kopciuszkiem, czyli mną, poznaną przypadkiem, śliczną, młodą dupcią, która zawróciła panu Leto w głowie tak, że zabrał ją w trasę.
Zaraz... A gdyby tak przerobić opowiedzianą mamie historię, uprawdopodobnić ją, w razie pytań powiedzieć, że mój chłopak, zajmujący się organizowaniem koncertów, zabrał mnie za granicę, tam poznałam Jareda, coś zaiskrzyło, rzuciłam chłopaka... A potem okazało się, że mnie i Jr więcej dzieli, niż łączy.
Wiedziałam, że w takiej sytuacji to ja byłabym brana za słabsze ogniwo, ale w ogólnym rozrachunku lepiej było mieć opinię zaściankowej wieśniaczki, niż dziwki. Lepiej było mieć każdą inną opinię, bo wszystko dało się jakoś wyjaśnić, poza byciem czyjąś dziwką.
I jeszcze jedno: dokąd nie zajdzie konieczność, nie powiem Jaredowi o swoim najnowszym pomyśle. Zrobię to tylko w sytuacji, gdy gdzieś ukaże się nasze wspólne zdjęcie.

Po trzecim kieliszku szampana byłam rozluźniona, nieco pijana i odrobinę senna. Trunek był boski, pijąc go czułam się tak, jakbym piła płynny jedwab. Nie umiałam znaleźć lepszego porównania, niż właśnie do śliskiego, gładkiego materiału, spływającego przełykiem w towarzystwie delikatnego musowania bąbelków. Jeśli w trakcie całej mojej podróży miałam delektować się podobnymi doskonałościami, to przysięgam, gotowa byłam nawet podziękować za to Jaredowi na klęczkach.
Zaczęłam chichotać, wyobrażając sobie, jak to robię, a raczej próbuję robić, a on, stojąc nade mną z rozpiętymi spodniami, poucza mnie i mówi, co i jak. Śmiałam się pod nosem, zastanawiając się, czy wyglądałoby to tak, jak na filmach, które miałam okazję (i nieszczęście) oglądać. Nie mogłam odgonić sprzed oczu wizji, w której jestem trzymana za głowę, ledwie oddycham, płaczę, a moje usta i gardło są penetrowane, i to brutalnie. Dlaczego mnie to śmieszyło, nie wiem. Zapewne alkohol robił swoje, bo na trzeźwo nigdy nie zobaczyłabym w tym nic zabawnego. Poza tym mogłam się śmiać wiedząc, że Jr nigdy nie potraktowałby mnie w podobny sposób.
Pod wpływem impulsu nachyliłam się do niego, wcześniej obrzucając wzrokiem najbliższe otoczenie: nikt na nas nie patrzył, większość osób spała pod przyniesionymi przez stewardessy kocami.
-Jay, potrafibyś mnie zgwałcić?- Spytałam szeptem, ciekawa jego reakcji i odpowiedzi.
-Słucham?- Spojrzał na mnie ze zdumieniem, odchylając głowę.- Czy co bym potrafił?
-No, zmusić mnie do czegoś, jakbym nie chciała.- Wyjaśniłam dokładniej, o co mi chodzi.
-Zmusić?- Nadal wyglądał na zdziwnionego, ale widziałam, że teraz usilnie myśli nad tym, o co zapytałam.- Nie wiem, czy akurat to bym zrobił, ale na pewno próbowałbym cię nakłaniać.- Oczy rozbłysły mu nagle, jakby gdzieś w jego głowie ktoś zapalił światło.- Niegrzeczna z ciebie dziewczyna, Ellie, mam rozumieć, że perspektywa bycia przymuszaną trochę cię kręci? Trzymanie za ręce? Przygniatanie do łóżka? Bo że dochodzisz przy ostrym rżnięciu, to już wiemy.- Pokręcił się niespokojnie na miejscu.- Kurwa, Ellie, chciałbym już być w Londynie, uwierz, na samą myśl o tym, co będziemy robić...- Szepcząc gorączkowo opuścił wzrok, więc spojrzałam tam, gdzie on, z góry spodziwając się tego, co zobaczyłam: miał erekcję, i to wcale nie taką ledwo co, ale potężną, rozpychającą się w spodniach. Szybko zakrył newralgiczne miejsce połą koszuli.
-Nie boli cię to, Jay?- Byłam autentycznie ciekawa, czy w takim stanie nie czuje dyskomfortu.
-Nie.- Mruknął i nacisnął znajdujący się nad głową guzik, wzywający stewardessę.
Pojawiła się szybko, cała uśmiechnięta i wyraźnie zmęczona.
-Czy coś państwu podać?- Ton, jakim zadała pytanie, również świadczył o tym, że wolałaby w tej chwili być gdzie indziej, nie na pokładzie samolotu, w którym rozkapryszone gwiazdy co rusz nie dają jej spokoju.
-Koce. I poduszki.- Jr ziewnął przekonująco.- I jeszcze jedno: chciałbym nieco prywatności, więc proszę opuścić zasłonkę. Nie lubię, gdy ktoś obcy patrzy, jak śpię.- Mówiąc, obniżył oparcie swojego fotela, potem to samo zrobił z moim.- Proszę obudzić nas godzinę przed lądowaniem i podać kawę.
-Dobrze, proszę pana.- Dziewczyna otworzyła schowek pod sufitem i podała nam mięciutkie poduszki i równie miękkie koce. Potem rozwinęła powieszony pod schowkiem parawanik, sięgający poniżej oparcia foteli.- Życzę państwu przyjemnego odpoczynku.- Powiedziała cicho i zostawiła nas samych.
-Kurka, nie wiedziałam, że można tu pospać prawie jak w domu.- Stwierdziłam, kładąc sobie pod głową pachnącą płynem do płukania poduszkę i okrywając się kocem, którego dotyk był delikatny, jakby utkano materiał z puchu. Od razu zrobiło mi się cieplutko, błogo i sennie. Zamknęłam oczy, gdy tylko Jr przygasił światło nad naszymi miejscami, zostawiając je przyćmione.
-Nie tak szybko, moj panno.- Usłyszałam szept i poczułam, że jego ręka obejmuje mnie w pasie i przyciąga w stronę sąsiedniego siedzenia.
Otworzyłam oczy, zaskoczona. Byłam pewna, że Jr naprawdę chce spać, a nie...
-Jay, przystopuj!- Powiedziałam cicho, czując jak podciąga mi sukienkę. Po sekundzie miałam jego dłoń w majtkach.- Jay, tu są ludzie!- Próbowałam odsunąć się jakoś, potem zacisnęłam mocno uda, więżąc między nimi ruchliwe palce. Te mimo wszystko nie przestawały myszkować, naciskać, dotykać, i w chwili, gdy trafiły na najczulszy punkt, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wiedziałam, że to wina szampana i wyobrażeń, jakie chodziły mi niedawno po głowie. Wszystkich tych myśli o seksie i tego, jak Jr wypytywał, czy podnieci mnie trzymanie za ręce.
-Wszyscy śpią.- Jared przysunął się bliżej, prawie włażąc na mój fotel.- Więc jeśli będziesz cicho, nikogo nie zbudzimy.- Pochylił się nade mną, patrząc na mnie z bliska.- Kurwa, Ellie, zapnę cię teraz czy chcesz, czy nie, bo podjarałaś mnie swoją gadką i skurwysyńsko mnie kręcisz taka skrępowana sytuacją.- Warknął, zsuwając mi majtki w dół. Robił to nerwowo, szarpiąc materiał tak, jakby chciał go rozerwać, więc bez zastanowienia uniosłam biodra, nie chcąc, żeby uszkodził mi bieliznę.
On jednak odebrał mój ruch jako przyzwolenie, zgodę na seks.
-Ślicznie.- Ściągnął mi majtki prawie do kolan i wrócił dłonią w górę, ponawiając przerwane pieszczoty. Oparł się na łokciu tuż przy moim ramieniu i pocałował mnie w policzek.- Robisz się mokra i śliska.- Szepnął mi do ucha między jednym krótkim cmoknięciem i drugim, dłuższym, wędrującym w stronę moich ust. Jego broda odrobinę mnie drapała, ale nie było to bolesne ani piekące. Zapewne albo z natury miał miękki zarost, albo używał do jego pielęgnacji specjalnych kosmetyków.
Poddając się bezwolnie manewrom Jareda bez przerwy nasłuchiwałam każdego dźwięku, jaki dobiegał zza izolującego nas od reszty parawanu. Wszystko, co nie było usypiającym pomrukiem silników, natychmiast podsuwało mi przed oczy wizję, w której ktoś nagle podchodzi do naszych miejsc, chcąc porozmawiać pilnie z młodszym Leto, odsuwa zasłonkę i zastaje nas tak, jak teraz siedzieliśmy: mnie w pozycji półleżącej, z rozsuniętymi, wystającymi spod koca kolanami, i pochylającego się nade mną Jr, którego palce wsuwały się we mnie i wysuwały, za każdym razem sięgając centymetr głębiej.
Sukinsyn doskonale wiedział, jak mnie tam dotykać, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Musiał mieć co do tego jakiś szósty zmysł, dodatkowo poparty wieloletnim doświadczeniem, bo rzeczywiście zrobiłam się mokra szybciej, niż zdążyłabym wymienić tytuły piosenek z jego najnowszej płyty, a pamiętałam ich raptem może cztery. Byłam podniecona i skrępowana, rozpalona i przestraszona, że zostaniemy przyłapani. To chore, ale im więcej myślałam o tym, że ktoś nas podejrzy, tym mocniej chciałam, żeby Jr mnie przeleciał, teraz, zaraz.
Zagryzając usta, żeby nie wydać z siebie dźwięku głośniejszego niż oddech, sięgnęłam obiema rękami do spodni Jr. Uniósł odrobinę biodra, dając mi lepszy dostęp: rozpięłam je powoli, mając wrażenie, że rozporek zagłusza przy tym nawet silniki maszyny, potem zsunęłam je trochę wraz z bokserkami, uwalniając to, do czego było mi cholernie spieszno. Ścisnęłam to w dłoni, gorące i twarde jak kamień. Musiałam to zrobić, poczuć jego rozmiar dotykiem, zanim poczuję go w sobie wiedząc, jaki jest duży.
-Jak...?- Spytałam zduszonym szeptem, gotowa zrobić wszystko, czego mój kochanek sobie zażyczy.
-Obróć się na bok, plecami do mnie.- Wyjął ze mnie palce i popchnął mnie łagodnie w stronę okna. Gdy tylko zmieniłam pozycję złapał mnie za biodra i przygarnął do siebie, niemal bez pomocy ręki trafiając członkiem prosto do celu. Odczułam to inaczej, niż poprzednio, gdy robiliśmy to w jego łazience. Nie wiedziałam, na czym polega różnica, ale była, wyraźna jak jaskrawy neon z napisem "Na Boga, dziewczyno, w tej pozycji jego penis wydaje się być większy, niż przedtem".
-Podciągnij kolana.- Usłyszałam przy uchu chrapliwy szept Jr.- Wejdę wtedy głębiej...- Sapnął przez nos.- Kurwa, Ellie, wszedłbym ci do samej macicy, gdyby to było możliwe.
Leżałam na boku z kolanami pod brodą i z wypiętym tyłkiem, zakrywając dłonią usta i łapiąc przez nie powietrze tak cicho, jak się dało. Przed oczami miałam białą ścianę i fragment czarnego okna, w którym odbijało się wnętrze samolotu: sufit, parawan, od czasu do czasu falujący lekko pod wpływem powietrza, oparcia foteli przed nami, półmrok reszty kabiny. Obraz poruszał się, a raczej to ja się poruszałam, popychana energicznie w przód i przyciągana z powrotem przez pieprzącego mnie zapamiętale Jr. Nie spieszył się, ale robił to mocno, długimi, głębokimi suwami, które sprawiały mi prawdziwą przyjemność. Zadziwiające, że był przy tym bardzo cicho, choć czułam na karku gorące powietrze, które wydychał. Praktycznie jedynymi dźwiękami, jakie słyszałam, był mój własny oddech i rytmiczny szelest koca, który nas okrywał.
-Jesteś blisko?- Pytanie rozległo się tuż przy moim uchu.
Kiwnęłam głową, bojąc się odezwać. Byłam blisko, prawie czułam nadchodzący orgazm, wzmagające się mrowienie w dole brzucha i między udami, słyszałam coraz głośniejszy szum w uszach.
-Świetnie.- Jr pocałował mnie w ramię, zmieniając nagle siłę i tempo ruchów. Z powolnych stały się szybkie, energiczne, z długich zmieniły się w płytkie, choć wciąż czułam go głęboko w sobie. Zmiana była tak zaskakująca, że otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w odbicie kabiny, widoczne w oknie. Napotkałam w nim wzrok Jareda, rozpalony z podniecenia, widziałam drżenie jego policzka i rozszerzone nozdrza, widziałam, jak zagryza wargę i odchyla głowę w tył. Doszedł, a świadomość, że stało się to w moim brzuchu, doprowadziła do końca i mnie.
Kilka chwil trwało, nim doszłam do siebie na tyle, by móc odwrócić się z powrotem na plecy. Jr siedział już na swoim miejscu, zmęczony, ale uśmiechnięty szeroko. Wyglądał tak, że brakowało mu tylko papierosa w kąciku ust i obraz odpoczywającego po seksie faceta byłby kompletny.
-Jaka zarumieniona.- Szepnął, patrząc na mnie z uznaniem.
-Jaki spocony.- Odparłam, unosząc biodra by podciągnąć majtki i poprawić sukienkę.
-Jesteś boska, Ellie. Szczerze, z ręką na sercu mówię ci, że jesteś świetna. W życiu nie byłem tak nakręcony, żeby zapinać dziewczynę w samolocie. To był mój pierwszy raz.- Powiedział z zachwytem w głosie. Ułożył się na boku i przysunął do mnie, jakby chciał mnie pocałować, ale tylko położył głowę obok mojej. Dla wygody ja też obróciłam się nieco na bok, twarzą do niego.
-Wiesz, w sumie dla mnie to też był pierwszy raz w samolocie.- Zachichotałam.- Mam nadzieję, że nikt nic nie słyszał.- Dodałam już mnie pewnie, przestraszona perspektywą późniejszych komentarzy, ewentualnie wzmianek w prasie, że podczas lotu przez ocean z miejsc, zajmowanych przez Leto i jego przyjaciółkę dochodziły wielce wymowne dźwięki. Podobne rzeczy wzbudziłyby zainteresowanie i Jaredem, i mną, poza tym zadałyby kłam temu, co chciałam powiedzieć rodzinie na temat mojej znajomości z celebrytą. O ile, oczywiście, będę musiała coś im mówić.- Jezu, Jay, nigdy więcej takich ekstremalnych przeżyć.- Westchnęłam, tlumiąc ziewnięcie. Powoli zaczynałam czuć się senna, do tego rozleniwiona i rozkosznie ociężała. Zaspokojona.
-Nie obiecuję.- Jr wyciągnął rękę i zaczął bawić się pasmem moich włosów, nawijając je na palec, po chwili zostawił je w spokoju, położył mi dłoń na szyi i kciukiem gładził policzek. Wydało mi się to pełne... czułości?
-Wolałabym bardziej normalne warunki i zerową publiczność. Przez cały czas się bałam.- Przyznałam, powoli poddając się nastrojowi, jaki zapanował. Miałam wrażenie, że ja i Jr znajdujemy się w zupełnie innym miejscu, pod kloszem, z daleka od reszty świata. Leżeliśmy twarzą w twarz, szepcząc jak para konspiratorów, on dotykał mojego policzka, ja równie łagodnie pieściłam jego kark... Nie odrywałam wzroku od jego oczu, mimo przyśmionego światła widocznych bardzo wyraźnie i lśniących jak diamenciki na mojej bransoletce. Chciałam odczytać w nich to, co przez cały czas podejrzewałam, ale były do bólu tajemnicze.
-Ja też się bałem, ale to mnie bardzo podniecało. Spodobał mi się ten dreszczyk emocji i poczucie zagrożenia.
-Odkrywasz nowe lądy?- Uśmiechnęłam się, rozbawiona jego wyznaniem.
-Mimo wieku nie przeżyłem wszystkiego, jak zapewne ci się wydaje.- Parsknął zabawnie, dmuchając mi w twarz pachnącym alkoholem oddechem.- Dziś poczułem się znów jak młody łepek, dopiero odkrywający świat seksu, i pod tym względem niczym się od siebie nie różniliśmy, Ellie.- Przez krótki moment wyglądał tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował z tego i odetchnął głębiej, wypuszczając powietrze przez nos.
Ciekawa byłam, jakie słowa zatrzymał dla siebie, nie chcąc się nimi ze mną podzielić. Co takiego zamierzał wyznać? Biorąc pod uwagę okoliczności i nastrój, udany seks sprzed parunastu minut, jego otwartość... Nie byłam do końca przekonana, że coś do mnie czuje, musiałam jednak przyznać bez bicia, że opcja, w której Jr się we mnie kocha, była całkiem ciekawa. Ja wciąż byłam na etapie sympatii do niego, okraszonej lekką dozą zazdrości, ale daleko mi było do tego, żebym straciła dla tego faceta głowę. Nie miałam za to nic przeciwko, żeby na jakiś czas on stracił dla mnie swoją. I żeby mi o tym powiedział właśnie w takiej jak ta sytuacji.
-Cieszę się, że odłożyłam na później powrót do domu.- Zdecydowałam się i ja coś wyznać, niech ma powód do dumy i zadowolenia. Poza tym naprawdę się cieszyłam.
Jr znów westchnął, i jeszcze raz, potem odwrócił na moment wzrok i wpatrzył się w okno.
-Muszę ci się do czegoś przyznać, Ellie.- Szepnął tak cicho, że z ledwością rozpoznałam jego słowa.- Tak szczerze to nie miałaś wyjścia, musiałaś ze mną lecieć.- Znów spojrzał mi w oczy, wyglądając teraz na zawstydzonego.
-O co ci chodzi? Stać mnie już na bilet do domu, dałeś mi przecież czek... zaraz, masz na myśli to, że jest nieważny?- Spięłam się cała, czując, że ramiona pokrywają mi się gęsią skórą. Odsunęłam się od Jareda, zabierając rękę i umykając spod jego pieszczotliwego dotyku. W tej chwili wydawał mi się nie na miejscu.
-Nie nie, czek jest ważny.- Odparł szybko, rumieniąc się pod pokrywającym policzki zarostem.- Tyle, że po rozmowie u matki zadzwoniłem do banku i zastrzegłem, że może zostać zrealizowany dopiero w chwili, gdy upłynie termin, na jaki podpisaliśmy umowę. Czyli za dwa tygodnie.
-Czyli, gdybym uparła się i nie chciała z tobą lecieć, zostałabym na lodzie do połowy czerwca, bez pieniędzy, kąta do spania, tak po prostu na ulicy?- Spytałam, nie dowierzając własnym uszom.
-Nie, Ellie, to nie tak...- Jr przez chwilę miał minę jak zbity psiak, potem zacisnął usta a na jego twarzy pokazał się wyraz zaciętości.- Wybacz, może nie powinienem był tego robić, ale naprawdę kurewsko chciałem, żebyś mi przez jakiś czas towarzyszyła, i w tamtej chwili gotów byłem sięgnąć po każdy środek, żeby to osiągnąć.- Dodał ostrzejszym tonem.
-Lepiej by było, gdybyś zatrzymał to dla siebie.- Burknęłam, zła. Nastrój intymności znikł szybciej, niż się pojawił, prawie słyszałam dźwięk, z jakim pękała kryjąca nas przed światem bańka. Idiotka, wyobrażałam sobie Bóg wie co, a tymczasem... Tymczasem nie wiedziałam, dlaczego tak mu na mnie zależało, że posunął się do swego rodzaju przywiązania mnie do siebie, uzależnienia od swoich kaprysów. Może jednak moje przypuszczenia były słuszne? Gdy o tym pomyślałam, część zdenerwowania spłynęła ze mnie a ciekawość znów podniosła łeb i zaczęła rządzić.
-Stawiam na szczerość, Ellie, i chcę być wobec ciebie uczciwy. Przepraszam, jeśli cię tym uraziłem.- W oczach Jr pojawiła się prawdziwa skrucha i to do końca mnie rozbroiło.
Jeśli nawet postąpił nieładnie, to teraz się do tego przyznał. Nie musiał tego robić. Mogłam spędzić z nim najbliższe tygodnie i żyć w nieświadomości. Najwyraźniej jednak Jr cenił mnie bardziej, niż mi się wydawało, skoro wolał być ze mną szczery i ryzykował wyrzuty z mojej strony. Mogłam przecież zażądać, żeby wypłacił mi obiecaną kwotę zaraz po tym, jak wylądujemy w Anglli, a potem pomachać mu na pożegnanie i wrócić do Stanów najbliższym lotem. Mogłam też, z czego natychmiast zdałam sobie sprawę, wykłócać się z nim i nie wskórać niczego. Nie miał obowiązku cofać wydanej bankowi dyspozycji dlatego, że ja miałam takie życzenie, więc mogło okazać się, że siłą rzeczy jestem zmuszona wlec się z nim wszędzie przez następne dwa tygodnie. A przecież nie poprosiłabym o pomoc nikogo z jego ekipy, bo raz, że nikt nie wiedział, co naprawdę nas łączy, a dwa, że nawet Shannon, jedyny wtajemniczony, zamiast się za mną wstawić, wyszedłby po raz kolejny ze swoją propozycją, albo nawet uzależnił swoją pomoc od tego, czy się z nim prześpię.
Cholera, podobne wątpliwości były mi potrzebne, jak wrzód na środku tyłka.
-Mimo wszystko wolałam o tym nie wiedzieć.- Burknęłam niechętnie, odwracając się na plecy. Jakoś odechciało mi się patrzeć na Jareda. Ułożyłam się wygodnie, okryłam kocem po szyję i zamknęłam oczy, próbując siłą sugestii przywołać sen.
-Jeszcze raz przepraszam. Może kiedyś powiem ci, dlaczego tak postąpiłem.- Usłyszałam z bliska, potem poczułam delikatny dotyk ust na skroni, a chwilę później silne palce Jr, obejmujące moją dłoń.
Kiedyś? Masz na to tylko dwa tygodnie, Jay, pomyślałam, ale nie odezwałam się już słowem. Leżałam, nie mogąc zasnąć, targana sprzecznymi emocjami, wsłuchiwałam się w szum silników, potem z równy, głęboki oddech Jareda. Widziałam, jak ciemność za oknem powoli ustępuje dalekiemu świtowi i dopiero wtedy mój umysł poddał się i pozwolił sobie na sen.

                                                                 *****

Hej :)
Oddaję w Wasze ręce kolejny kawałek, opisujący przygody Ellie w świecie pana Leto. W następnym odcinku pierwszy, pełen wrażeń dzień na obcej ziemi. Trochę się zmieni, dziewczyna zacznie patrzeć na wszystko bez uprzedniego, beztroskiego optymizmu, za to ze sporym dystansem. 
Pozdrawiam i czekam na komentarze, bo ostatnio mam wrażenie, że moja historia przestaje być dla Was na tyle interesująca, by coś o niej napisać ;)
Yas.