niedziela, 11 marca 2018

Czy to się uda?

Odwołane loty to zła nowina, gdy się na kogoś czeka. Jeszcze gorzej, gdy dzieje się to przez pogodę: samolot, którym podróżowała babcia, musiał zawrócić z powodu śnieżycy, która opanowała większość stanu. Lotniska były sparaliżowane, ludzie podenerwowani...
Ale nie ja. Na wieść, że babcia nie zjawi się u nas, poczułam ulgę, a zaraz potem wyrzuty sumienia. Nie powinnam cieszyć się, że babcia fatygowała się w środku nocy, zmartwiona pewnie i zaniepokojona moim telefonem, być może wyobrażając sobie że cierpię Bóg wie jakie męki, i wszystko to niepotrzebnie. Powinnam raczej wstydzić się swojego dziecinnego wybuchu i biegania na skargę. Głupio mi było tłumaczyć babci, że w zasadzie nie stało się nic, z czym bym sobie nie poradziła, że wszystko jest już w porządku, że spanikowałam na widok wyniszczonego Jr w filmie, bo przeraziło mnie, że będę widzieć go takiego w rzeczywistości, a tego mu nie życzę. Był... jest dobrym człowiekiem, a ja naprawdę zdążyłam go polubić na tyle, by nie myśleć o innych, młodszych od niego mężczyznach. Może nie był aż tak przystojny, jak uważał, za to miał w sobie sporo uroku, szczególnie, gdy obnażał swoją bezradność. Najbardziej urzekał mnie tym, że się jej nie wstydził, nie udawał, że wie i potrafi wszystko. Dla mnie nie była to oznaka słabości a siły, odwagi, czegoś, co rzadko można były znaleźć u większości chłopaków w moim wieku. Zresztą u starszych facetów pewnie też, więc tym bardziej ceniłam Jareda.
Czy on naprawdę mnie kochał, co dawał mi do zrozumienia? Czy możliwe było, żeby człowiek taki jak on znalazł w kimś takim jak ja to, czego wcześniej próżno szukał? Nawet mnie jeszcze dobrze nie poznał... Miałam przecież swoje wady, jak choćby upór, z którym niekiedy trudno było walczyć, bywałam nieznośna, potrafiłam nie chcieć zachować się odpowiednio do sytuacji, a tego jeszcze nie miał okazji zobaczyć. Zapewne zdarzało mi się też być na swój sposób niepoważną, co może stać się powodem niezadowolenia dla dojrzałego faceta. Po prostu niekiedy lubiłam powygłupiać się jak małolata.
Tyle, że teraz to się skończy. Za trzy miesiące będę mieć dziecko, moje życie przewróci się do góry nogami a na mnie spadnie największa odpowiedzialność, jaka istnieje. Miałam świadomość, że ode mnie zależy szczęście Jamiego, to, jak ukształtuje się jego charakter, jakim w przyszłości będzie człowiekiem. Ode mnie i od Jr, a także od tego, jakie między nami będą relacje, a te zapowiadały się na dobre. Może nawet kiedyś go pokocham, kto wie?
Wyciszyłam dzwonek w telefonie i weszłam do sypialni: Jr odsypiał zarwaną z mojego powodu noc, zakopany w pościeli tak, że widać było tylko czubek jego głowy. Chciał złapać trochę snu, zanim pojedzie na lotnisko, ale teraz nie było to już konieczne. Mieliśmy spokój.
Pod wpływem impulsu wsunęłam się pod kołdrę i przytuliłam do pleców Jr, chłonąc jego ciepło i bliskość. Podobało mi się to, że mogłam robić podobne rzeczy, gdy przyszła mi na nie ochota. Odkąd miałam ostatniego chłopaka minęło sporo czasu, a teraz na dodatek było inaczej. Jedyne określenie, które przychodziło mi do głowy, to: pełniej. Czułam, że fizyczny kontakt, wychodzący daleko poza znane mi z młodszych lat nieśmiałe obściskiwanie, dodał mojemu obecnemu związkowi głębi. Ubarwił go, a nawet upiększył. Wiedziałam, że jeśli chodzi o seks, miałam wielkie szczęście, trafiając na mężczyznę, który mnie pociągał i potrafił rozbudzić. Nawet teraz, leżąc za nim i czując jego zapach, miałam motylki w brzuchu. To było zabawne i przyjemne jednocześnie i wciąż stanowiło dla mnie nowość. Ekscytowała mnie też świadomość, że Jr jest dojrzały i doświadczony, dzięki czemu poznam jedną z ważniejszych stron życia w sposób lepszy, niż gdybym miała za partnera kogoś równie zielonego, jak ja.
Mój dojrzały mężczyzna mruknął coś niezrozumiałego i obrócił się na wznak, przeciągając się leniwie.
- Nie chciałam cię obudzić.- Szepnęłam przepraszająco, moszcząc się wygodnie przy jego boku, ale w pewnej odległości. Nie byłam pewna, czy obudzony chce, żebym go obściskiwała po tym, co miało miejsce dzień wcześniej.
- Spokojnie, Ellie, wyspałem się. Która godzina?- Ziewnął szeroko i wstrząsnął się cały.
- Prawie siódma.- westchnęłam.- Babcia nie przyjedzie, odwołali wszystkie loty z powodu śnieżycy.
- Oj, tak mi przykro.- ton, jakim Jr to powiedział, raczej przeczył słowom.
- Nic się nie stało, w sumie głupio mi było, że ściągam tu babcię, bo się przestraszyłam.- wzruszyłam ramionami.
- Nadal się boisz?- spytał cicho, obracając się przodem do mnie.
- Chyba nigdy nie przestanę, ale potrafię z tym żyć.- Miałam ochotę wtulić się w niego, przypomniałam sobie jednak to, co mówił o powodach, dla których go dotykam, o tym, że szukam pierwszych oznak choroby, i odechciało mi się bliskości.- Okropnie mi wszystko utrudniasz. Już mi się wydaje, że jest dobrze, już wychodzę na prostą, i bum! Mówisz albo robisz coś, co cofa mnie do punktu wyjścia.
- No tak, chciałem ci płacić...- Zamrugał, jakby wstyd mu było znieść mój wzrok.
- Nie mówię o tym.
- Nie?
- Nie. Poddałeś w wątpliwość moje intencje mówiąc, że obmacuję cię w poszukiwaniu guzów.
- Możemy o tym zapomnieć? Mieliśmy zacząć od nowa. - Jr poruszył się niespokojnie, jakby nagle materac dostał kolców i kłuł go w zgrabny tyłek.
- Bardzo lubię cię obmacywać, ale jak mam teraz to robić wiedząc, że odbierzesz moje gesty w błędny sposób?- nie byłam zła czy coś, uważałam jednak, że powinien o tym wiedzieć.
- Wybacz, emocje przyćmiły mi rozum, nie pomyślałem, że możesz mieć przez moje słowa blokadę. Kurwa, Ellie, jeśli mam być szczery to mogłabyś mnie obmacywać non stop, całą dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku.- Uśmiechnął się nieśmiało, co u niego było raczej niespotykane. Pan Jared "Jestem Macho" Leto nie zna czegoś takiego, jak nieśmiałość. Przynajmniej nie u siebie.
- A co z rokiem przestępnym? Ma jeden dzień więcej. I co z chwilami, gdy musiałbyś skorzystać z toalety na dwójeczkę?- Pozwoliłam sobie na lekki żart.- Siusianie jakoś bym zniosła, zawsze mogę odwrócić wzrok, ale dwójeczka niesie z sobą pewne... niespodzianki.- Nie powiedziałam jakie, jedynie zmarszczyłam wymownie nos.
- Ellie!- Na policzki Jr wypłynął rumieniec, jaki często zdobił moją twarz. Odkąd go znałam zdarzyło się to dopiero po raz drugi. Ledwie utrzymywałam powagę gdy widziałam, jak peszy się na myśl, że mogłabym być świadkiem jego... skupienia. Na to określenie nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Natychmiast poczułam się lżej, już nie martwiłam się tak bardzo o to, że Jared źle zrozumie mój dotyk. Fakt, przez jakiś czas pewnie będę przypominać sobie, co powiedział, i będę czuć dyskomfort gdy go obejmę, lub w ogóle tego nie zrobię, ale prędzej czy później to minie. Szczególnie, gdy to Jr zainicjuje bliskość. Podejrzewałam, a nawet byłam pewna, że szybko rozpłynę się pod jego dotykiem, zapominając o świecie.
- Dlaczego mam ochotę dać ci klapsa?- Jr, mamrocząc coś jeszcze pod nosem, zgramolił się z łóżka i wyszedł z pokoju.
Z jakiegoś powodu wyobraziłam to sobie: jego, z poważną i zagniewaną miną odsłaniającego moje pośladki i wymierzającego mi soczystego klapsa w jeden z nich, i przypomniałam sobie, jak dawno temu spytałam, czy potrafiłby mnie zgwałcić. Wtedy byłam po prostu ciekawa, teraz, na samą myśl o jego dominacji nade mną, poczułam lekkie podniecenie.
"Czy ja jestem zboczona?"- spytałam siebie w myślach, nie mogąc odpędzić wizji, w której Jr przymusza mnie do seksu, nie robiąc mi jednak krzywdy. Nie miałam na myśli przywiązywania do łóżka czy innego rodzaju krępowania mnie za pomocą krawatów, sznurów albo futrzastych, różowych kajdanek, to zdecydowanie bardziej by mnie śmieszyło, niż podniecało, ale gdyby trzymał mnie w uścisku, nie pozwalającym mi się ruszyć...
- Jezu, o czym ja myślę?- Mruknęłam, przeciągając się na tyle zmysłowo, na ile pozwalał mi brzuch. Pod nim, między udami, czułam wciąż to specjalne mrowienie, rosnące za każdym razem, gdy wyobraziłam sobie scenę udawanego gwałtu. Ciekawe, czy Jared byłby nim równie podniecony, jak ja.
Z głupia zaczęłam się zastanawiać, jak nakłonić go do podobnej zabawy, jednocześnie nie mówiąc wprost, o co mi chodzi. Domyślałam się, że z racji mojej ciąży za nic nie posunie się do jakiejkolwiek, choćby najmniejszej przemocy sam  siebie, tak więc miałam nad czym myśleć, bo z niezrozumiałego dla mnie powodu sprawa stała się dla mnie priorytetowa. Nie byłam pewna, czy moja podświadomość albo inna część mnie nie chciała zostać w ten sposób ukarana za jakieś przewinienie, obojętne czy prawdziwe, czy wyimaginowane.
A może po prostu moja budząca się seksualność była tego a nie innego rodzaju i należałam do kobiet, które potrzebują męskiej dominacji, zmieniając się w podległą samcowi samicę i wtedy osiągając największe spełnienie? Zrzucając odpowiedzialność za każdy akt na partnera, dzięki czemu, pozbywszy się moralnej odpowiedzialności za własne działania, stają się wolne, pozwalając sobie na odrzucenie uprzedzeń i eksperymentując? Jeśli tak, to Jared chyba może zacząć się cieszyć. W końcu sam kiedyś powiedział, że jest parę rzeczy, które chciałby wprowadzić w życie. Ciekawe, co miał na myśli? Miałam nadzieję, że nie pożyczenie mojej bielizny, w której mógłby paradować, ani nie to, że chciałby, żebym sprała go batem po gołym tyłku, gdy klęczałby z kneblem w ustach.
- Nie, nie, nie, nie!- Natychmiast odrzuciłam te dwie opcje. Jr nie była typem, którego kręciłyby podobne rzeczy.
- Rozmawiasz z sobą, czy właśnie wszedłem w środku kłótni?- Usłyszałam rozbawiony głos Leto. Spojrzałam na niego: mimo tonu jego oczy były czujne, ostrożne. Jakby nadal zastanawiał się, czy można mi ufać, czy raczej będę czekać aż się rozchoruje, i dam nogę, gdy to się stanie.
- Coś sobie wyobraziłam.- Nie powiedziałam oczywiście, co.
- Czy to miało jakiś związek ze mną?- Dopytywał się, jak zawsze chcąc wiedzieć wszystko.
- Nie, Jay.- Skłamałam bez zająknięcia.- Zastanawiałam się, czy zrobić niespodziankę rodzicom i zaprosić ich tutaj, żeby wspólnie świętować nowy rok, ale po tym, jak się z nimi rozstałam, to zły pomysł.
- Aha.- Widziałam ulgę na jego twarzy: ciekawe z jakiego powodu, tego, że nie myślałam o nim czy tego, że nie zaproszę rodziców? A może z obu?
Zdałam sobie nagle sprawę, że mimo starań i obopólnej decyzji o odrzuceniu niedawnych sporów i rozpoczęciu wszystkiego od nowa, wcale niczego nie zaczęliśmy. Wręcz przeciwnie, czułam, jak bardzo wciąż byliśmy od siebie oddaleni, może nawet bardziej niż wtedy, gdy Jr przyjechał do mnie do Lafayette i powiedział, co mu jest. Przez cały czas między nami tkwił mur, niewidzialny, ale odczuwalny przynajmniej dla mnie. Podejrzewałam, że Jared też zdawał sobie sprawę z jego istnienia.
Myśl o dzielącym nas dystansie, wynikłym ze słów, które między nami padły, ochłodziła mnie i sprawiła, że nie myślałam już o erotycznej stronie związku. Była ważna, ale nie mogła sprawić, że dawna bliskość, ta emocjonalna, wróci. Być może nawet straciliśmy ją na zawsze? Może widmo choroby Jareda na stałe zawiśnie nad nami, niszcząc bezpowrotnie każdą próbę obudzenia przeszłych uczuć? Skąd mogłam wiedzieć, czy uda mi się znów ulec czarowi Leto, czy nie będę asekurować się, odpychać ewentualnego przywiązania się z obawy, że go stracę? A on, czy nie będzie bronił się przed dalszym angażowaniem w związek widząc, że ja to robię? Czy nie skończymy za jakiś czas jako para skwaszonych, nieszczęśliwych ludzi, którzy stwarzają pozory normalności, bo mają dziecko?
Myśląc nad tym, czy nie będziemy odpychać się wzajemnie i negować każdy przejaw sympatii z obawy o jego nieprawdziwość lub zwyczajnie ze strachu przed stratą, patrzyłam na chodzącego bez celu po pokoju Jr. Wydawał się nieobecny duchem, jakby jego umysł lewitował gdzieś, gdzie nie mam wstępu, w jego własnym świecie. Jakby w ogóle mnie nie zauważał. Dałabym wiele, by poznać jego myśli. Dlaczego był taki zmienny, raz mówiąc mi o swoich najskrytszych lękach, to znów odległy, zamknięty w sobie, obcy?
"Bo był taki zawsze i nie oczekuj, że zmieni się z dnia na dzień z twojego powodu?"
Odpowiedź, jakiej sobie udzieliłam, była wystarczająco prawdopodobna, by mnie usatysfakcjonować. Ukrywanie przez połowę życia tego, co go dręczy, nie zniknie ot tak, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nawet z mojego powodu. I tak sukcesem był fakt, że otworzył się przede mną i przyznał tak do obaw jak i uczuć.
No, może z tym ostatnim nie do końca, ale miałam nadzieję, że jeśli nic nie spieprzę, usłyszę kiedyś, co czuje, prosto i w odpowiednich słowach.
Właśnie: o ile nic nie spieprzę. Nie miałam zbyt wiele doświadczenia w związkach, jeszcze mniej, jeśli był to związek z dojrzałym facetem, a nie chłopakiem w moim wieku. Łatwo mogłam zrobić czy powiedzieć coś, co zburzy z takim trudem wypracowany spokój i zerwie łączące nas więzi. Wiedziałam że są delikatne, kruche jak porcelanowe nitki, i chciałam być na tyle mądra i dorosła, by umieć je wzmocnić na tyle, żeby nic i nikt nie mógł ich tknąć. Może nie dla mnie, ale dla Jr i Jamiego.
Na myśl o Jamiem poczułam, że zbyt długo leżałam w jednej pozycji, od której zaczęły boleć mnie plecy. Uroki ciąży, nie ma co. Przede mną jeszcze kilka tygodni, w trakcie których brzuch jeszcze urośnie, i obawiałam się, że za jakiś czas w ogóle nie będę mogła się ruszyć, chodzić, leżeć, nie czując przy tym bólu w tej albo innej części ciała. Cieszyłam się jednak, że to tylko kilka tygodni, ledwie trzy miesiące, i to niecałe. Ciąża u niektórych zwierząt trwa o wiele dłużej, niż u człowieka.
- Dobrze, że nie jestem słonicą.- Wyrwało mi się na głos. Dźwignęłam się z posłania, napotykając zdziwiony wzrok Jr.- Słonie chodzą w ciąży ponad rok, ja mam jeszcze trzy miesiące a już chwilami nie wyrabiam z niewygody.- Wyjaśniłam.
Przez chwilę patrzył na mnie z zagadkowym wyrazem twarzy, potem potrząsnął głową.
- Czasami chyba wolałbym nie wiedzieć, co chodzi ci po głowie.- Stwierdził z uśmiechem, który tym razem zagościł również w jego oczach, za co w duchu podziękowałam niebiosom.- Zjemy coś?
- Za godzinę.- Zerknęłam na zegar, stojący na komodzie.- Jem posiłki o regularnych porach, żeby przytyć tylko tyle, ile muszę.
- I nie zmienić się w słonicę?- Zachichotał.
Czyżby koniec uciekania w swój świat, przynajmniej na dziś? Próbował stworzyć atmosferę normalności, czy czuł się normalnie? Nie wiedziałam, i wolałam przestać się nad tym głowić, nim na dobre zaczęłam. Nie będę doszukiwać się we wszystkim albo powodów, albo drugiego dna. Może zacznę wreszcie przyjmować wszystko, co związane z Leto, jako to, czym jest?
-Chciałbyś, żeby wyrosła mi trąba większa, niż twój...?- Zamilkłam nie kończąc, jak zwykle zawstydzona.
- Nie, wpadłbym w kompleksy, a tak jakoś trzymam się przekonania, że coś tam jednak jest, czym warto się pochwalić.- Mówiąc, poklepał się lekko w kroczu.
- Ale nie będziesz się tym chwalił wszem i wobec?- Podłapałam jego żarty, chcąc podłapać również nastrój, który jeszcze niedawno wywoływał u mnie przyjemne mrowienie.
- Żeby wpędzić połowę męskiej populacji w poczucie, że nie są nic warci?- Leto uniósł pytająco brwi.- Czy dlatego, że byłabyś zazdrosna, że ktoś poza tobą to widzi?
- Wolałabym mieć wyłączność.- Omal nie powiedziałam: abonament, ale przypomniałam sobie, jak kiedyś on powiedział w ten sposób o mnie.
Ile jeszcze razy będę, mówiąc coś, kojarzyć to z czymś, co było dla mnie niemiłe? Nie zamierzałam przecież wpadać w samonapędzające się poczucie winy, jak robiłam to kiedyś, ani psuć sobie każdej chwili wypominaniem Jaredowi w myślach tego czy tamtego.
- Masz ją, Ellie, czy tego chcesz czy nie.- Jr powiedział to stanowczo i z naciskiem, a zarazem miękko i ciepło. Ciekawa i nietypowa mieszanka, ale pamiętałam, że jest mistrzem w tego typu rzeczach. Dziwny człowiek z dziwnym stylem bycia i zachowania. Właśnie ta jego dziwność przyciągała mnie, jak magnes przyciąga opiłki żelaza.
Tylko teraz, dziś, jego magnetyzm zmienił się na ujemny, albo był zbyt słaby, by mógł przełamać, moje opory, przez co w chwili, gdy stanęliśmy na wprost siebie, próbując minąć się na środku pokoju, oddaleni zaledwie o centymetry, po prostu staliśmy bez ruchu, patrząc na siebie z ostrożnością w oczach. Miałam ochotę objąć go, wtulić się w silne ramiona i poczuć, jak zamykają się wokół mnie, ale bałam się, że odbierze to jako nieszczere, że posądzi mnie o szukanie jeszcze nieistniejącej choroby. Oby nigdy się nie zjawiła.
On zapewne bał się, że mogę czuć do niego niechęć albo nawet odrazę... Nie czułam ich, ale jak udowodnić swoje intencje komuś, kto prawdopodobnie nie chce w nie uwierzyć?
Czułam się bezradna, a to okropnie mnie zasmuciło i rozzłościło jednocześnie. Nie wiedziałam, co robić, czego Jr ode mnie oczekuje: mam go objąć, czy odejść nawet nie próbując? Jeśli do dotknę, czy nie odsunie się, nie odwróci, dając poznać, że mi nie ufa? Jeśli minę go obojętnie, czy nie zaprzepaszczę tym szansy na naprawę naszych kontaktów, powrót tego, co było na początku?
Boże, jak bardzo nie wiedziałam, co robić, co powiedzieć.
Widziałam, że Jared również walczy z sobą, w pewnej chwili nawet uniósł w moją stronę rękę, odrobinę, ledwie na centymetry, potem opuścił ją bezwładnie wzdłuż boku.Przecież ledwie co, wczoraj, nie miał oporów przed tuleniem mnie, a teraz wyglądał, jakby podobny gest był ponad jego siły. Jak mamy budować związek, nie potrafiąc przemóc własnych obaw o to, co naprawdę myśli to drugie?
- Idę zrobić kolację.- Leto cofnął się o krok, stał jeszcze przez chwilkę, jakby czekał na moją reakcję, potem, z niemym wyrzutem w oczach, minął mnie i znikł w drzwiach, zostawiając mnie z narastającym poczuciem klęski.
Nie robiąc nic oboje dawaliśmy drugiej stronie odczuć, że nie myli się w swoich przypuszczeniach. Równie dobrze mogliśmy rozstać się po raz drugi, tym razem definitywnie, przełykając porażkę i udając, że nic się nie stało, może nawet wmawiając sobie, że i tak by nam nie wyszło. Wierzyłam, że to nieprawda, dlaczego więc, zamiast ruszyć się w chwili, gdy na to czekał, stałam jak kołek?
"Bo jesteś głupią gęsią z pipidówki, stan Indiana."
- Wcale nie.- Warknęłam do siebie, jednocześnie wyrywając się z bezruchu, jakby mój własny głos był impulsem, którego potrzebowałam, by móc wreszcie coś zrobić.- Może kiedyś byłam, ale już nie jestem. I nie poddam się tylko dlatego, że się boję.- Szeptałam do siebie, idąc za Jr na dół, do kuchni, skąd dobiegały odgłosy jego krzątaniny. Własne słowa dodały mi odwagi: pies z tym co Jr pomyśli albo nie pomyśli, jak to odbierze i co zrobi. Muszę zaryzykować, inaczej nigdy nie będę wiedzieć, czy mieliśmy szansę.
Na szczęście nie robił nic konkretnego, nie miał zajętych rąk, po prostu stał przed otwartą lodówką i patrzył do środka, choć miałam wrażenie, że i tak widzi coś innego, niż jej wnętrze. Był przygarbiony, widok jego opuszczonych ramion, zwisających w wyrazie całkowitej bezsilności, ścisnął mi serce. Jak powiedziałaby babcia: obraz nędzy i rozpaczy.
Niewiele myśląc, bo myślenie zdecydowanie mi dziś szkodziło, podeszłam do Jr, wcisnęłam się w niewielką przestrzeń przed nim, prawie wbijając tyłek na jedną z półek w lodówce, i bez zastanowienia przylgnęłam do niego, mocno obejmując go w pasie.
- Nie obchodzi mnie, co pomyślisz, Jay, strasznie tęsknię i w dupie mam wszystko inne.- Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Podniosłam wzrok, chcąc widzieć wyraz jego twarzy, to, co maluje się w jego oczach, bojąc się znaleźć w nich wrogość, jaką widywałam kiedyś, teraz jednak były wypełnione czymś w rodzaju ulgi, wdzięczności, gdzieś na ich dnie dojrzałam nawet nadzieję. A może wmawiałam to sobie, chcąc je zobaczyć? Mało ważne.- Pomóż mi, Jay, bo sama nie dam rady tego naprawić. Nie bez ciebie.- Powiedziałam cicho, czując, że jeśli mnie odepchnie, choćby pod pretekstem zamknięcia lodówki, żeby schowane w niej produkty nie ucierpiały, dam za wygraną, odstąpię i więcej nie będę próbowała.
Nie wiem, ile sekund minęło, nim zareagował, dla mnie każda wydawała się ciągnąć bez końca. Zdawałam sobie sprawę z tego, że właśnie teraz, w tym momencie waży się moja, nasza przyszłość, i od tego zależy, co będzie dalej. Co prawda rozmawialiśmy, obiecując sobie nowy start, pewni, że nic już nam nie przeszkodzi, ale tak naprawdę dopiero teraz mieliśmy o tym zadecydować, pozwolić mu zaistnieć lub nie.
A raczej Jay miał to zrobić.
Z ulgą, od której ugięły mi się na moment kolana, poczułam jego ramiona, obejmujące mnie tak mocno jak nigdy, prawie boleśnie.



                                                                    **********




Wiem, że nikt nie wierzył, iż jeszcze coś tu napiszę. A jednak...
Przede wszystkim przepraszam. Nic nie usprawiedliwia tego, że przez dwa lata nie napisałam słowa. Mea maxima culpa.
Wiele się wydarzyło, odkąd byłam tu ostatni raz. I wiele się zmieniło, dzięki czemu wróciłam na dawne tory, czego efekt macie powyżej. 
Nie powiem, ciężko mi było pisać tak, jak kiedyś, zbyt długa przerwa wytrąciła mnie z rytmu, nie wiem nawet, czy umiem jeszcze pisać tak, jak wtedy. Oby. Przynajmniej będę próbować, bo chcę dokończyć to, co zaczęłam, nawet gdyby miał to być jeszcze jeden czy dwa rozdziały.
Dlaczego mnie nie było? Przyczyna prozaiczna: chorowałam. Od zamieszczenia poprzedniego rozdziału dwa razy byłam w szpitalu, przy czym za drugim, w zeszłym roku, przeszłam operację, definitywnie kończącą leczenie. Wracam do świata, zmieniona, z nowymi pomysłami na siebie i, co niewykluczone, na nowe blogi. 
Jeszcze raz przepraszam za to, że olewałam komentarze i pytania o nowe rozdziały Ellie. Naprawdę było mi wszystko jedno.

Pozdrawiam :)

Yas.