piątek, 7 lutego 2014

Idź do diabła, Leto.

-Cholera.- Zacisnęłam palce na krawędzi biletu, mając szczerą ochotę podrzeć go w drobne strzępki i odesłać Jaredowi z adnotacją, żeby wsadził je sobie tam, gdzie obcałowuje go Emma.- Cholera, cholera, cholera.
-Powtarzasz się.- Babcia wyjęła mi blankiet z ręki i odłożyła go na półkę, gdzie leżał od dwóch dni.- Masz wszystko przygotowane w najdrobniejszych szczegółach, czego się boisz?- Objęła mnie i uściskała.- Będę trzymać za ciebie kciuki, Suze, a ty polecisz i pokażesz, że nie można cię złamać.
-Wolałabym, żebyś poleciała ze mną.- Odwzajemniłam gest, czerpiąc z bliskości babci potrzebną mi energię i optymizm.- Mogę kupić ci bilet, co ty na to?
-Gdyby twój... gdyby Jared chciał, żebym z tobą poleciała, sam by go kupił. Najwidoczniej woli załatwić wszystko bez...
-Nie obchodzi mnie, czego chce Jared, ja chcę, żebyś mi towarzyszyła. Będę się czuła bezpieczniej i w razie czego będę miała kogo się poradzić. Poza tym nie masz ochoty zobaczyć LA? Jest naprawdę ładne, jeśli nie ma się do niego uprzedzeń. Teraz, w październiku, nie będzie tam już tak gorąco. Może uda ci się spotkać gdzieś Harrisona Forda?- Podsuwałam babci kuszące wizje, ale naprawdę chciałam, żeby była ze mną i pomogła mi przejść przez trudne chwile. Nie myślałam w jej obecności rozmawiać z Jr, to niosło z sobą ryzyko, że dowiedziałaby się o moim haniebnym czynie, ale potrzebowałam wsparcia przed, a może i po konfrontacji. Nawet mając ułożone to, co chcę mu powiedzieć, nie byłam pewna, jak rozmowa się potoczy. Tak samo jak ja miał czas na opracowanie planu. Co wymyślił? Jasne dla mnie było, że zażąda dowodów na moje stwierdzenie, że dziecko jest jego. Ja na jego miejscu poprosiłabym o dowód bez wahania. Ale co poza tym? Powie, że nie zamierza go uznać, czy oznajmi, że da mu nazwisko i będzie łożył na jego utrzymanie? A może powie, że jest gotów wychować je wraz z Emmą, bo ja mam za sobą niechlubną przeszłość? Powinnam wątpić w tę wersję, skoro nie miał i nie chciał mieć dzieci, ale strach podpowiadał mi, że lepiej spodziewać się wszystkiego, niż coś zaniedbać.
Zerknęłam nad ramieniem babci na kopertę, zawierającą przygotowany przeze mnie dokument, który miałam zamiar dać Jaredowi. Dokładnie przemyślałam każdy jego punkt, posiłkując się wyszukanymi w internecie wiadomościami i przepisami prawa. Nie był zbyt obszerny, ale miałam nadzieję, że to wystarczy i że zabezpieczy mnie przed potencjalnymi atakami ze strony Leto.
-To jak, polecisz ze mną?- Spytałam jeszcze raz.
-Nie, Suze. To by źle wyglądało. Nie powinnaś sprawiać wrażenia przerażonej tak, by potrzebować pomocy, no i weź pod uwagę to, że nikt nie czułby się swobodnie, gdyby nagle pojawiła się obca osoba. Jeśli chcesz załatwić wszystko po swojemu, niech Jared nie czuje presji z mojej strony.
-Skąd wiesz, że coś by czuł? To zimny dupek.- Stwierdziłam, choć nie mogłam odmówić babci racji. Ja znałam tam wszystkich, ona nikogo i nikt nie znał jej. Na pewno więcej usłyszę, jeśli będę sama.
I jeszcze coś, o czym nie myślałam, a powinnam: w razie czego babcia nie usłyszy, że się sprzedałam. Mogłam śmiało podejrzewać, że Jr nie omieszka mi o tym przypomnieć, a w kłotni, do jakiej zapewne dojdzie, mógłby chcieć mi dopiec, uderzając w babcię. Załamałby się, gdyby wiedziała, że byłam zwykłą kurwą.
-Nieznajoma osoba zawsze wprowadza napięcie, czy tego chce czy nie. Poza tym, Suze, ja czułabym się niezbyt dobrze, wkraczając w sam środek waszego sporu.- Babcia odsunęła się na długość ramion, patrząc na mnie z powagą.- Znam życie nie od dziś i wiem, że w podobnych sytuacjach człowiek nie przebiera w słowach, tylko stara się wygrać. Rozumiem, że może ci być trudno, ale zawsze możesz do mnie zadzwonić, gdybyś potrzebowała paru słów otuchy. To pewnie nie będzie potrzebne, przygotowałaś się doskonale. Już widzę, jaką Jared zrobi minę, jak usłyszy, czego od niego chcesz.
-Raczej czego nie chcę...- Powiedziałam z rezygnacją, ale pogodzona z tym, że będę musiała stanąć przed nim sama.

Wysiadając z samolotu nie byłam szczęśliwa, że znów jestem w LA. W przeciwieństwie do tłumów turystów, śmiejących się i z niecierpliwością oczekujących na swój bagaż, ja byłam cicha i zamyślona. Zastanawiałam się, co mnie tu czeka. Na pewno nie powrót w chwale i sceny przebaczenia, ich się nie spodziewałam. W ogóle nie spodziewałam się niczego.
Nie zamierzałam przebywać w LA dłużej niż dzień lub dwa, dlatego miałam z sobą jedynie małą walizkę z kilkoma niezbędnymi rzeczami. Nie musiałam przechodzić przez odprawę celną, jedyne, co mnie czekało, to okazanie dokumentów przy wyjściu do terminala. Kolejka nie była długa i posuwała się szybko.
-Pani Swift.- Urzędniczka uśmiechnęła się do mnie służbowo.- Mam przekazać pani, że samochód czeka przed budynkiem. Proszę udać się na stanowisko 73 parkingu po prawej stronie od wyjścia.- Przeczytała wytyczne z kartki, po czym zmięła ją i wyrzuciła do kosza. Oddała mi paszport i zajęła się następnym podróżnym.
-Dziękuję.- Mruknęłam pod nosem.
Samochód. Jakoś mnie to nie zdziwiło. Po locie pierwszą klasą, w prawdziwym luksusie i wygodzie na miarę dzianego Leto, nie mogło zdumiewać to, że przygotował mi transport na dalszą drogę. Choć po prawdzie bardziej na miejscy byłoby, gdyby kazał mi tłuc się taksówką na własny koszt, przynajmniej po tym, jak poczęstował mnie przez telefon wyzwiskami.
Znalazłam odpowiednie miejsce na parkingu bez kłopotu, z daleka widząc białego mercedesa, lśniącego w słońcu. Zwolniłam kroku, czując się nagle niepewnie, ale prawie w tej samej chwili drzwi po stronie kierowcy uchyliły się i wyjrzał z nich Shannon. Więc to on został wydelegowany jako mój szofer. Ciekawe, czy Jr nakrzyczał na niego, że ma po mnie jechać. Kilka razy byłam świadkiem sytuacji, w których młodszy Leto wywierał presję na starszego i osiągał to, czego chciał. Bez większego wysiłku, wystarczyło, że podniósł głos. To było co najmniej dziwne, ale już nie byłam ciekawa panujących w ich rodzinie stosunków. Już nie.
Podeszłam do samochodu i uśmiechnęłam się do swojego całkiem przystojnego szofera.
-Cześć, Shan. Podkupiłeś brykę od brata?
-Pączuszek.- Wysiadł, objął mnie i uścisnął, jakbym była jego najlepszą przyjaciółką.- A z tego, co słyszałem, pączuszek z nadzieniem.
-Cóż, w takim razie dobrze słyszałeś.- Bez trudu domyśliłam się, o czym mówił.
-Tego, no...- Odsunął się i dokładnie mnie obejrzał.- Trochę widać.- Minę miał dziwną, nie do odczytania.- Wskakuj i jedziemy.- Wziął moją walizkę. Wsadził ją do bagażnika, zajął miejsce za kółkiem i otworzył mi drzwi, nim sama to zrobiłam.
-Co się stało, że ty po mnie wyszedłeś?- Wsiadłam, z ulgą moszcząc się w wygodnym fotelu.
-Matka szykuje obiad, Jar coś załatwia. W ogóle to jedziemy do matki.- Powiedział, ruszając z parkingu.- Miałaś dobrą podróż?
-Nie narzekam.- Odparłam obojętnie. Nie wiedziałam, jak z nim rozmawiać, miałam wrażenie, że atmosfera luzu jest tylko pozorna, powierzchowna, a pod nią bulgocze napięcie, gotowe w każdej chwili wybuchnąć.- Dlaczego nie jedziemy do Jr?- Spytałam. Ciekawa byłam, co wie Connie, ile Jared jej powiedział, ile dodała od siebie ta podstarzała zdzira Emma.
-Bo jedziemy do matki. Chyba później... Nie wiem.- Ostatnie słowa powiedział ostro.- Pączek, o co tu, kurwa, chodzi?- Zwolnił, nim na dobre się rozpędził, i zjechał na bok, zatrzymując się na poboczu.- Każdy mówi coś innego, matka załamuje ręce, Emma twierdzi, że Jar jest naiwny i dał się zrobić w chuja.
-A on, co mówi?- Wtrąciłam.
-Nic! Z nim nie da się pogadać, bo od razu każe spierdalać.- Oczy Shannona nabrały mniej sympatycznego wyrazu.- Nie wiem, co myśleć, byłem pewien, że fajna z ciebie laska, a tu taki numer...
-Numer?- Zjeżyłam się, wkurzona.- Więc wy myślicie, że zrobiłam to specjalnie?
-A co byś myślała w takim wypadku? Że dupa bez grosza wydedukowała sobie, jak wyciągnąć więcej kasy od gościa.- Przejechał dłonią po włosach, zgarniając je do tyłu.- Jasna, kurwa, cholera. Nie chcę tak o tobie myśleć.- Dodał ciszej, odwracając ode mnie wzrok
-Więc tak nie myśl.- Warknęłam.- Twój brat spieprzył mi życie.- Zacisnęłam dłonie w pięści.- Nie jesteś osobą, z którą powinnam o tym rozmawiać, ale chcę, żebyś wiedział jedno: nie zaszłam w ciążę specjalnie. Powiedziałam o niej Jr, bo wypada, żeby wiedział, i dla mnie to koniec sprawy, jeśli chodzi o niego. Nie interesuje mnie, co z tym zrobi, ale skoro chce ze mną pogadać, to jestem, a zaraz po tym, jak się z nim zobaczę, wracam do domu.- Skończyłam mówić i odwróciłam się do okna, czując rosnący bunt przeciw krzywdzącej i niesprawiedliwej opinii, jaką sobie na mój temat wyrobiono.- Jr może sobie swoje pieniądze wsadzić głęboko tam, gdzie włazi mu Emma. A jej nawet nie chcę widzieć. Chciała Jr. to go ma, niech sobie żyją długo i szczęśliwie.- Dorzuciłam cicho.
Samochód ruszył, włączając się do ruchu. Nie odzywałam się, nie miałam nic do powiedzenia. Nie chciałam się też denerwować, więc nie ciągnęłam tematu. Spokój, przede wszystkim spokój...
-Oni nie są... nie zauważyłem, żeby coś było.- Usłyszałam po pewnym czasie pełne namysłu słowa Shannona.
-Może się kryją.- Wzruszyłam obojętnie ramionami. Nie chciało mi się wszczynać dyskusji i mówić, że skoro nie są razem, do dlaczego odbiera w nocy telefon Jr.- Myślisz, że po co ta... że dlaczego chciała się mnie pozbyć i nakłamała na mój temat? Bo nie podobała jej się moja fryzura?- Spojrzałam na Shannona z politowaniem.- Wy faceci jesteście strasznie ślepi. Żebyście z Jaredem zauważyli, o co jej chodzi, musiałaby przy was skoczyć mi do oczu i powiedzieć, że weszłam jej w drogę. Ale tego nie zrobiła, więc tkwicie w przekonaniu, że wcale nie tarła nogami na jego widok i wcale nie widziała we mnie rywalki.
-Moment, pączuszku. Nie mów mi, co myślę. Akurat Emmie za bardzo nie wierzę, bo lubi koloryzować.
-O tak. Najwyraźniej uwielbia. Na swoją korzyść.- Prychnęłam.- A twój mądry brat łyka wszystko jak indyk kluski.
-Mój mądry brat pracuje z Emmą od tak dawna, że praktycznie nic bez niej nie zrobi. Emma ma spore kontakty, trzyma Jareda za jaja.- Shannon zacisnął dłonie na kierownicy tak mocno, że pobielały mu kostki palców.- Myślisz, że by ją zwolnił, czy raczej zerwał współpracę? Nigdy. Dla naszego zespołu równałoby się to brakiem dojść do odpowiednich ludzi, a co za tym idzie z problemami w załatwieniu większości spraw.
-Aż dziwne, że nie podajecie jej w składzie.- Sarkazm ociekał z moich słów.- Nie obchodzi mnie, za co ta zołza go trzyma, może mu nawet wsadzić palec w...- Wizja, w której panna Ludbrook klęczy za pochylonym w przód Jr i trzyma dłoń między jego pośladkami była tak wstrętna, że poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.- Zatrzymaj się, albo puszczę pawia.- Jęknęłam nieswoim głosem.
Shan zjechał znów na pobocze i zahamował tak gwałtownie, że omal nie spełniłam swojej groźby. Wysiadłam natychmiast i zaczęłam oddychać głęboko, żeby uspokoić mdłości. Dawno ich nie miałam, ostatnio czułam się źle ponad miesiąc temu. Myślałam, że mam ten etap za sobą, ale wystarczyło pomyśleć o Emmie z Jr i... Nawet nie chodziło o to, co mu robiła, ale o to, że w ogóle go dotykała, a on na to pozwalał. Nienawidziłam świadomości, że robią z sobą cokolwiek poza wspólną pracą. Nawet ona była czymś, co ledwie znosiłam. Trochę to może pokrętne, ale mimo wszystko nie życzyłam mu źle i nie chciałam, żeby dawał się omotać komuś pokroju Emmy. Nawet jeśli nigdy więcej go nie spotkam, to niech ma kogoś, kto nie będzie go oszukiwał.
-Lepiej ci już, pączuszku?- Shan podszedł do mnie i przyglądał mi się z niepokojem w oczach. Popołudniowe słońce odbijało się w jego tęczówkach, nadając im interesującego odcienia, włosy lekko powiewały mu na wietrze, niosącym w moją stronę przyjemną woń męskiego ciała i dobranych dobrze kosmetyków. Starszy Leto zdecydowanie nie należał do przeciętniaków i choć nie byłam nim zainteresowana w "ten" sposób, przez głowę przeleciało mi pytanie, czy gdybym nie była w ciąży...
-Dlaczego nie mówisz mi po imieniu?- Zmieniłam temat, odganiając głupie myśli.- Czuję się przez tego pączuszka jak jakaś niedorozwinięta gówniara.- Skłamałam: czułam się jak dupodajka, którą zna się tylko z przezwiska.
-Jakoś się do tego przyzwyczaiłem- Wzruszył ramieniem.- Możemy jechać, Ellie? Matka pewnie wyłazi ze skóry i myśli, że coś nam się stało.
-Zadzwoń do niej.
-Telefon mi padł.
-Chyba mogę jechać. Tylko nie szalej i nie rób ostrych manewrów, bo będziesz musiał sprzątać.- Z rezygnacją wsiadłam z powrotem i odchyliłam głowę w tył, przymykając oczy.
Jechaliśmy spokojniej, niż przedtem, zwalniając łagodnie przed światłami i zakrętami.
-Shannon, mogę cię o coś spytać?- Odezwałam się po czasie. Mdłości nie ustąpiły, ale teraz już wiedziałam, że są spowodowane moim rosnącym zdenerwowaniem.
-Jasne, pącz... Ellie.- Poprawił się. W jego ustach moje imię brzmiało dziwnie, nie pasowało, ale wolałam to, niż być ciągle pączkiem.
-Czy wasza mama jest na mnie zła?
-Matka? Nie. Jest zmartwiona, ale ona się ciągle czymś martwi. W sumie chyba się cieszy, bo gdyby nie ty, Jar nigdy by...- Zamilkł z miną winowajcy.- Kurde, nie ciąg mnie za język, miałem siedzieć cicho a co robię?
-Nie wiem, czego się spodziewać, a tak przynajmniej trochę mnie uspokajasz. Dobrze, że choć wasza mama nie patrzy na mnie, jak na winowajcę.- Ciągnęłam. Zauważyłam, że rozmowa oddala dolegliwości i łagodzi je znacznie.- To naprawdę głupi przypadek, idiotyczny efekt zmiany strefy czasowej. To niczyja wina tak w zasadzie. Najlepiej ujęła to moja babcia: dzieci czasami się zdarzają.
-Zaciążyłaś, bo zmienił ci się czas?- Shan był zdziwiony i nieprzekonany.
-Nie mi się zmienił, tylko telefonowi Jareda. Alarm był nastawiony na 8, przylecieliśmy do Nowego Jorku tuż po 7, a telefon Jr po włączeniu przestawił się na godzinę nowojorską. I nie dał znać, że mam wziąć pigułkę, więc została w plecaku. Znalazłam ją przypadkiem kilka tygodni po powrocie do domu. Nawet nie wiedziałam, że jej nie wzięłam i że jestem w ciąży. Gdyby nie Emma i jej złośliwe dogadywanie na lotnisku, pewnie sama bym sobie przypomniała, że nie połknęłam tabletki, ale byłam wkurzona i w ogóle.- Machnęłam ręką, jakbym chciała pozbyć się czegoś niepotrzebnego.- Skończmy temat bo znów się nakręcę i nabiorę ochoty, żeby napluć komuś w twarz.
-To może ja się odsunę albo założę przynajmniej okulary?- Shan ze śmiechem położył mi dłoń na kolanie i ścisnął je lekko.
W chwili, gdy to zrobił, przypomniał mi się dzień, w którym poznałam Jr. Młodszy Leto też ścisnął mnie za nogę w identyczny sposób, choć z innego powodu, jednak w tej chwili czułam się tak, jakbym cofnęła się w czasie. Przez króciutką chwilę miałam nawet nadzieję, że gdy otworzę oczy ujrzę nie Shana, a właśnie Jareda, wiozącego mnie po raz pierwszy do swojego domu, i że z wiedzą o tym, co mnie czeka, nie popełnię tych samych błędów. Coś we mnie, schowane tak daleko i głęboko, że nie zdawałam sobie sprawy z jego istnienia, ucieszyło się na zapas z drugiej szansy i obiecało sobie, że tyn razem jej nie zaprzepaści. Przez sekundę czy dwie tkwiłam w głupim przekonaniu, że będę uważać na każde słowo, jakie wypowiadam w obecności Emmy, by nie dać jej możliwości zniszczenia tego, co powstawało między mną a Jr. A potem ocknęłam się z marzeń i poczułam bolesne rozczarowanie, że spaprałam sprawę wtedy, gdy miałam swój czas. Było, minęło, powiedziałam sobie w duchu. Nie ma sensu zastanawiać się, jak rozegrałabym wszystko, mając tę cholerną drugą szansę. Nie dostanę jej, koniec, kropka.
Shannon zabrał dłoń, i całe szczęście, inaczej sama bym ją strząsnęła, wcale nie delikatnie. Mógł próbować się ze mną przyjaźnić, ale bez dotykania mnie w podobny sposób, w jaki dotykał mnie jego brat.
-Jak bardzo zły jest Jr?- Przerwałam milczenie.
-Bardzo.- Krótka odpowiedź była bardziej treściwa i wymowna, niż elaborat na temat stanu nerwów Jareda.
-Cóż, ja też jestem na niego wściekła. I na jego cudną, niepowtarzalną, wyjątkową Emmę.- Mój głos brzmiał jak zza grobu..
-Co zrobisz?
Miałam ochotę powiedzieć Shannonowi, żeby nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, ale powstrzymałam się przed tym. Nie był niczemu winien.
-Pewnie dowiesz się od brata.- Odparłam wymijająco. Domyślałam się, że Shan najpewniej powtórzy Jaredowi naszą rozmowę, szczególnie to o powodach, przez które zaszłam w ciążę, ale nie musiał wiedzieć wszystkiego. Pewne rzeczy były przeznaczone tylko dla Jr.
-Czyli rozumiem, że mam nie pytać.- Zerknął na mnie, unosząc i tak zadarte brwi.
-Tak. Dokładnie tak.

Otworzyłam walizkę, wyjęłam z niej kilka ubrań i oceniłam je krytycznym okiem. Chciałam wyglądać dobrze, ale bez przesady. Chciałam, żeby widać było moją odmianę, dojrzałość, kobiecość. To, co zauważyła we mnie Connie ubiegłego wieczoru, gdy rozmawiałyśmy sam na sam.
Schowałam większość ciuchów, zostawiając na wierzchu tylko to, co chciałam ubrać na "wizytę" u Jareda: białe, dopasowane spodnie i czarny sweterek z półgolfem. Strój podkreślał mój stan, pasując przy tym doskonale do mojej szczupłej wciąż figury.
Babcia miała rację: wystarczyło kilka drobnych zabiegów, by zrobić ze mnie zupełnie inną osobę. Podcięcie i wycieniowanie włosów, inny sposób ubierania się, porzucenie dziewczęcych zachowań i voila, Ellie stała się kobietą. Osobą, na którą patrzyłam w lustrze, przyszłą matką o delikatnej twarzy i oczach pełnych z trudem ukrywanych emocji.
Bałam się rozmowy z Jr. Mimo wszystko byłam przerażona, choć spychałam strach najgłębiej, jak się dało. Byłam przygotowana, miałam wszystko, co było mi potrzebne, podkręcałam się obietnicą wygarnięcia Emmie, bo spodziewałam się ją spotkać, ale i tak się bałam. Nawet Connie nie mogła zmniejszyć moich obaw swoją troską o mnie, tłumaczeniem, że będzie dobrze, prośbami, bym nie postępowała lekkomyślnie i impulsywnie. Słyszałam ją, ale nie słuchałam. Nie przyjmowałam do wiadomości tego, co mówiła, jednocześnie odnotowując każe jej słowo w odpowiedniej rubryce umysłu.
"Jared nie jest złym człowiekiem." Jasne, po prostu ostatnio miał gorszy okres, do tego zadaje się z nieodpowiednią osobą.
"Nie chce twojej krzywdy." Oczywiście, że nie. Poza tym, że mógłby udusić mnie gołymi rękami.
"Nie chce, żeby dziecku stało się coś złego. Martwi się o ciebie i o nie." Martwi się, a jakże, a największą jego bolączką jest to, że jakimś cholernym trafem żaden samochód jeszcze mnie nie potrącił i nie zabił, żaden podniesiony przeze mnie ciężar nie sprawił, że poronię. Cudów nie ma, Jr, trudno. Będziesz tatą.
Nie umiałam uwierzyć w to, co mówiła jego matka, choć wiedziałam, że ona wierzy we własne słowa. Ale takie już są matki, wyrażają swoje pragnienia, robiąc z nich cudze walory. Czy ja też kiedyś taka będę? Miałam nadzieję, że tak i nie. Wolałam myśleć o sobie jako o kimś myślącym bardziej trzeźwo i widzącym to, co naprawdę miało miejsce.
Przebrałam się, spięłam włosy nad karkiem i wyszłam z gościnnego pokoju, gotowa na spotkanie z przeznaczeniem. Uśmiechnęłam się na to określenie, ale po części było prawdą: Jared był w jakiś sposób uosobieniem mojej przyszłości, zależała od niego i tego, jak potoczy się nasza rozmowa. O ile w ogóle będziemy umieć z sobą rozmawiać, nie skacząc sobie do oczu i nie obrzucając się wzajemnie pretensjami.
Sprawdziłam, czy mam w torebce potrzebne rzeczy i mogłam jechać. Sama, białym mercedesem Jr, zostawionym po to, żebym miała czym jeździć, prosto do jego domu, gdzie miał na mnie czekać. Dostałam nawet kod do bramy, ustanowiony specjalnie na tę okazję ciąg czterech cyfr, składających się ma moją datę urodzin. Oczywiście zaraz po moim wyjeździe zostanie wykasowany.
Przed domem natknęłam się na Connie, wyglądającą jak siedem nieszczęść, jakby postarzała się w ciągu doby o kilkanaście lat. Miała cienie pod oczami, niezdrową cerę i była blada. Czyżby Jared był tak groźny, że jego własna matka trzęsła się ze strachu?
-Pojechałabym z tobą, Ellie, ale...- Wzruszyła bezradnie ramionami.
-Chyba lepiej będzie, jeśli załatwimy to sam na sam.- Objęłam ją, chcąc uspokoić jej zszargane nerwy. Przypominała mi babcię, choć nie miała w sobie tej pogody ducha, co ona, ani luzackiego, a zarazem mądrego na swój sposób podejścia do życia. Bardziej się wszystkim przejmowała i chciała, żeby ludzie żyli długo i szczęśliwie, kochając się do nieprzytomności. Ale tak się nie da.
-Żałuję, że nie mogłyśmy porozmawiać z sobą bardziej otwarcie, jesteś tak wspaniałą osobą, Ellie. Taka żywa, energiczna, otwarta. Jared potrzebuje kogoś takiego, jak ty.- Connie nie chciała mnie puścić, złapała mnie w objęcia i trzymała jak w imadle.
-Gdyby mnie potrzebował, nie kazałby mi wyjeżdżać. Przykre, ale prawdziwe.- Po raz kolejny w ciągu kilkunastu godzin rozwiałam jej nadzieje, mówiąc szczerze, co myślę.
-On nie wie, czego chce, w tym kłopot. I nie da sobie wytłumaczyć.- W końcu puściła mnie i pozwoliła wsiąść do samochodu.
-Każdy jest mądry sam dla siebie.- Uśmiechnęłam się smutno. Słowa Connie poruszyły coś w mojej duszy, nakazując myśleć o tym, co dla kogo jest najlepsze. Co było takim dla mnie? Może wcale nie powinnam stawać z Leto oko w oko i próbować być od niego lepszą, może po prostu powinnam machnąć na niego ręką i wrócić do domu? Jeszcze miałam możliwość, by się wycofać, ale czy postąpię wtedy dobrze?
Jasne. W końcu wiedział o dziecku, a o to właśnie mi chodziło. Chciałam, żeby miał świadomość, że będzie ojcem, i nic ponad to. W takim razie nie musiałam już z nim rozmawiać, bo nie było o czym. Narażałam się tylko na prześmiewki i zarzuty, że puściłam się z kimś po powrocie do Stanów. Dziewczyny w mojej sytuacji zawsze musiały wysłuchać, że dały tyłka komuś innemu. Zawsze.
Ech... Nie musiałam rozmawiać z Jr, ale chciałam to zrobić. Chciałam się z nim zobaczyć. Taka była prawda. Chciałam przywołać wspomnienia, choćbym miała potem odpokutować za to niesmakiem do niego i siebie. Na kilka chwil chciałam pamiętać go takim, jaki był, a nie takim, jaki okazał się po naszym rozstaniu. Częścią siebie wciąż wierzyłam w to, że nie udawał. Głupia Ellie...
Droga do domu Jareda wydała mi się zbyt krótka, jakbym teleportowała się z podjazdu jego matki pod bramę posiadłości. Wolałabym, żeby trwała kilka godzin, dni, tygodni, nawet miesięcy czy lat. Nie chciałam się tam znaleźć, a zarazem czekałam na konfrontację, widząc w niej zakończenie moich ciągłych obaw o przyszłość. Załatwię to, co mam załatwić, muszę. Ja to zaczęłam i ja powiem ostatnie słowo, po czym zamknę ten rozdział swojego życia i pójdę dalej. Chyba, że...
Nie było żadnego "chyba". Nie było opcji, w której ja i Jr godzimy się, on mnie przeprasza i mówi, że jest gotów rzucić Emmę dla mnie i naszego dziecka. Po prostu nie było. Wiedziałam o tym, ale i tak czułam ból, choć już nie tak silny jak ten, który towarzyszył mi przez pierwsze tygodnie po powrocie do domu. Wtedy wyrywał mi wnętrzności, teraz ledwie ćmił.
Wbiłam kod i wjechałam na teren posiadłości, widząc z daleka otwarty garaż. Prawdopodobnie Jr oczekiwał, że właśnie tam zaparkuję, ale przekornie zatrzymałam się na podjedzie i wysiadłam, zostawiając kluczyki w stacyjce. Potem weszłam do domu, jak do siebie, i ruszyłam do gabinetu Jr, tego samego, w którym wieki temu przyznałam się do swojego braku doświadczenia z mężczyznami. Teraz wydawało mi się, że naprawdę minęło od tamtego dnia co najmniej kilka lat, nie miesięcy. Byłam inna. Wtedy mieszkała tu głupiutka dziewczyna, teraz gościła na chwilę młoda, mądrzejsza o wiele kobieta.
Drzwi pomieszczenia były uchylone do jednej trzeciej a ze środka dobiegały szmery, jakby ktoś na ostatnią chwilę przestawiał coś, układał, starał się zrobić jak najlepsze wrażenie na kimś, kto miał widzieć jego miejsce pracy po raz pierwszy. Weszłam bez pukania. Jared siedział za biurkiem, przeglądając jakieś papiery. Może rachunki z pralni? Ubrany w białą koszulę, rozpiętą pod szyją, z podwiniętymi rękawami, odsłaniającymi do połowy opalone przedramiona, wyglądał... jak zawsze. Słysząc mnie podniósł głowę i w jednej chwili jego twarz, z początku obojętna, przybrała wyraz niechęci.
-Eleanor. Skłamałbym mówiąc, że miło mi cię widzieć.- Powiedział.
Prawie zapomniałam, jak ostro potrafi brzmieć jego głos i ile negatywnych nut może zawierać.
-Ja też cię kocham.- W sekundę pozbyłam się strachu i odzyskałam pewność siebie, nawet nie wiedząc, z jakiego powodu.- Mogę usiąść?- Spytałam oficjalnie.
-Proszę.- Wskazał mi miejsce na wprost siebie, na wyścielanym materiałem krześle. Nie pamiętałam, żeby stało tu podczas mojego pobytu w domu Jr.
Znów robiąc mu na przekór usiadłam gdzie indziej, w wygodniejszym i większym fotelu pod ścianą.
-Więc z czym do mnie przychodzisz?
Zdziwiłam się. Zaskoczył mnie tym pytaniem, nie powiem.
-Z czym przychodzę? To ty chciałeś, żebym się tu zjawiła, więc jestem. Powiedziałam ci przez telefon, co jest grane, ale sama sobie nie kupiłam i nie wysłałam biletu na samolot. To raczej ja powinnam chcieć wiedzieć, o co ci chodzi.- Udało mi się utrzymać spokój.
-Powiedziałaś, że jesteś w ciąży. Chcę wiedzieć, co to ma wspólnego ze mną.- Jared splótł palce i położył dłonie na biurku.
-A jak myślisz? Nie powiedziałam ci tego po to, żeby się pochwalić. Sama sobie dziecka nie zrobiłam.- Położyłam torebkę na kolanach, ściskając ją w rękach. Zaczynałam się denerwować. Oschły, obojętny ton Leto działał na mnie jak płachta na byka.
-Ktoś musiał się do tego przyczynić. Twierdzisz, że to byłem ja?- Uniósł brew i uśmiechnął się lekceważąco.
-Nie inaczej.- Wzięłam kilka głębokich oddechów. Byłam przygotowana na podobne pytania, ale co innego wiedzieć, że coś się usłyszy, a co innego to usłyszeć.- Jeśli chcesz, żebym co to udowodniła, to nie widzę problemu, ale nie wcześniej, niż po tym, jak dziecko się urodzi. Nie pozwolę grzebać sobie w brzuchu dla twoich widzimisię.- Oznajmiłam pewniejszym głosem.
-Nie wiem, co robiłaś po powrocie do domu.
Zdumiewał mnie spokój, z jakim Jr do mnie mówił. Odzywał się z pełną rezerwy wyższością, z lekką kpiną, ale poza tym był spokojny, jak buddyjski mnich. To mnie wkurzyło, co z kolei sprawiło, że ja sama nieco się uspokoiłam.
-Chcesz wiedzieć, co robiłam? Płakałam. Wyłam w poduszkę. Siedziałam całe dnie w pokoju, jaki przydzieliła mi mama, i cierpiałam. Nie pieprzyłam się z nikim, nie rwałam facetów, tylko odchorowywałam znajomość z tobą. Miałam nadzieję, że na tym się skończy, ale nie, odkąd cię znam mam w życiu strasznego pecha.- Spojrzałam mu odważnie w oczy, wkładając w ton całą szczerość, jaką w sobie miałam.- Nie wmówisz mi że nie wiesz, co zastałam po powrocie do Delphi. Ani tego że nie wiesz, jak się czułam dzięki tobie i Emmie.
-Emmy w to nie mieszaj.
-Niby czemu? Nakłamała ci, ile wlezie, a ty we wszystko uwierzyłeś. Ale to już nie mój problem, chciała cię, to cię ma.
-Nic mnie z nią nie łączy, poza pracą.
-I dlatego odbiera twoje rozmowy twierdząc, że śpisz?
-Może jeszcze powiedziała ci, że jesteśmy w związku?- Jr parsknął krótkim śmiechem.
-Nie, ale dała mi to do zrozumienia. Jeśli tak, to z Bogiem, powodzenia z kobietą, która kłamie jak z nut. byle tylko cię dorwać.- Pochyliłam się do przodu.- Rozumiem, że na nią lecisz, ale dlaczego powiedziałeś jej o moim ogłoszeniu? To było chamskie.
-Nic jej nie mówiłem.- Jr odchylił się w tył, jakby chciał znaleźć się ode mnie jak najdalej.
-Wiedziała wszystko i straszyła mnie, że jeśli się z tobą skontaktuję, wyjawi mojej rodzinie, jak zarobiłam na życie.Wyssała to sobie z palca?- Posłużyłam się pytaniem, które zadał mi, gdy Emma zmyślała na mój temat.
-Nie wiem, skąd wyciągnęła infor... A może nic nie powiedziała, tylko znów chcesz ją obrazić?
-Ja ją obrażam?- Oburzyłam się.- To wy obraziliście mnie. Ale to przeszłość, nie interesuje mnie, co z sobą wyprawiacie.
-Nic z sobą nie wyprawiamy. Kurwa, Ellie, dotrze do ciebie, że z nią nie jestem?
-Eleanor. Ellie jestem tylko dla przyjaciół.- Przypomniałam.
-Nie jestem nią zainteresowany.
-A ona o tym wie?- Spytałam niewinnie.
-Wie, i to ode mnie. Niczego nie próbuje.
-Po co mi się tłumaczysz?
-Tłumaczę? Wyjaśniam, bo pieprzysz głupoty.
Straciłam rezon i poczułam się niepewnie, wciąż będąc pod obserwacją zimnych, niebieskich oczu. Byłam zdenerwowana, i to coraz bardziej. Jeśli nie wezmę się w garść i nie opanuję, nie powiem tego, co chciałam powiedzieć. Dlaczego w obecności Jareda stawałam się znów miękka, jak podgrzany wosk? Widok jego twarzy, teraz wrogiej i zdystansowanej, świadomość, że jest tak blisko, ledwie metr czy dwa ode mnie, dochodzący do moich nozdrzy zapach jego kosmetyków przypominały mi o spędzonych razem chwilach, rozbijając moją obronę. Przecież się z niego wyleczyłam...
-Nie mam ochoty siedzieć tu godzinami, więc...- Zaczęłam, mobilizując siły.
-Ile chcesz?- Zadane ostrym tonem pytanie przerwało mi w pół słowa.
-Słucham?
-Na ile mam wypisać czek. Domyślam się, że przyszłaś tu po pieniądze.- W jednej chwili Jared przeszedł metamorfozę ze spokojnego i sarkastycznie rozbawionego we wrogiego i nastawionego na spławienie mnie. Po raz drugi.
-Skąd pomysł, że coś od ciebie chcę?- Otrzeźwiałam w moment. Zobaczyłam Jareda w nowy, inny sposób: bał się. To było po nim widać. Był przerażony nie mniej niż ja, gdy tu jechałam. A może bardziej, bo ja nie miałam nic do stracenia, a on...
-Jeśli nic nie chcesz, to po jaki chuj dzwoniłaś?- Maska, którą ubrał na moje powitanie, spadła, ukazując prawdziwą, pełną emocji twarz o błyszczących złością oczach.- Myślałaś, że dam się nabrać na gadkę o paczkach? Ile czasu obmyślałaś, jak mnie udupić?- Spytał zjadliwie.
Znów musiałam odetchnąć, inaczej mogłabym zrobić coś, czego potem bym żałowała.
-Nie mam zamiaru z niczego ci się tłumaczyć, tym bardziej, że jak widzę, sporo sam się na mój temat dowiedziałeś. Shannon mówił ci, w jakich okolicznościach zaszłam w ciążę?- Machnęłam ręką.- Mówił. Inaczej byś się wydzierał, że nie dasz się wrobić w dziecko.- Wyjęłam z torebki swoją kartę badań i położyłam na biurku przed Jr.- Proszę, możesz sobie nawet zeskanować, jeśli chcesz. Masz tu wszystko: daty wizyt, opis stanu zdrowia mojego i dziecka, co tylko zechcesz.- Zaczęłam się nakręcać, co odgoniło ode mnie strach i pomogło się pozbierać. Mimo wszystko bliskość Jareda działała na mnie, budziła wspomnienia, bolała. Nadal bolała.
-Każdy może sobie coś takiego wydrukować i napisać, co chce.- Stwierdził, ale widziałam, że czyta, a przynajmniej przegląda zapiski mojego lekarza.
-Nie każdy jest takim dupkiem, jak ty.- Odparowałam złośliwie, wyjmując z torebki przygotowany wcześniej dokument.- Przystąpmy do rzeczy.- Zabrałam kartę i schowałam ją.- Nie musisz się bać, że nagłośnię sprawę w mediach. Nie zrobię tego. Nie mam zamiaru robić wokół siebie szumu.- Zaczęłam mówić to, co wiele razy ćwiczyłam przed lustrem i omówiłam z babcią.- Jak wspomniałam, jeśli będziesz życzył sobie badań genetycznych, bez oporów się na nie zgodzę po narodzinach dziecka. Dokąd nie będziesz pewien, że jest twoje, nie chcę kontaktować się z tobą w żaden sposób, nawet przez pośredników. Nie chcę też, żebyś przysyłał mi cokolwiek, nie odbiorę żadnej przesyłki ani przekazu pieniężnego, żadnego listu, nie odpowiem ma maile z nieznanego źródła.- Mówiłam monotonnie, jak wyuczoną kwestię. Tym zresztą były moje słowa: wkutym na pamięć tekstem. Jr nie przerywał mi, ale widziałam, że to, co mówię, dociera do niego. Zbladł, jego twarz straciła kolory a oczy wyrażały zdziwienie, połączone z bolesnym rozczarowaniem i zawodem. Spodziewał się, że będę o coś błagać?- Nie zgodzę się, żeby dziecko nosiło twoje nazwisko, nawet po udowodnieniu, że jest twoje. Nie przyjmę od ciebie niczego, co nie będzie przeznaczone dla niego, jeśli oczywiście poczujesz kiedyś wyrzuty sumienia i zechcesz na przykład wyłożyć środki na jego edukację.- Recytowałam dalej, nie pozwalając sobie na chwilę przerwy, dokąd nie skończę.- Będę zawiadamiać cię o zmianie adresu, jeśli się gdzieś przeprowadzę, w razie, gdybyś nabrał ochoty, żeby je zobaczyć. W takiej sytuacji nie będę ograniczała waszych kontaktów, dziecko ma prawo znać swojego ojca. Wszystko to masz na piśmie, punkt po punkcie.- Głos zaczął mi się łamać, miałam sucho w ustach i poczułam chęć ucieczki, wyjścia z tego pokoju, domu, z tego stanu. Oby jak najdalej od Leto. Zaczęło mi się spieszyć.- Jeszcze coś.- Wyjęłam z torebki czek i położyłam na biurku razem z podpisanym przeze mnie dokumentem.- Oddaję ci pieniądze, tyle, ile mi zostało. Część dałam mamie, część babci, u której, jak zapewne wiesz, mieszkam. Resztę oddam, jak znajdę pracę i będę mogła odkładać z pensji.- Skończyłam mówić i natychmiast poczułam się tak, jakby spuszczono ze mnie powietrze. Świat zawirował, zakołysał się przed moimi oczami i wrócił na swoje miejsce. Byłam jak przekłuty balon, bez emocji, bez uczuć, pusta w środku. Nie czułam się zwycięzcą, nie miałam wrażenia, że wygrałam wojnę o siebie. Wręcz przeciwnie. W ustach czułam gorycz porażki. Nabrałam pewności, że moje wystąpienie i to, co powiedziałam, podyktowane dumą i honorem postanowienie, było dla Jareda jak gwiazdka z nieba. Prezent, cholernie dobra niespodzianka, prawdziwa gratka. Ale za późno było na żałowanie, oddałam mu swoje pisemne oświadczenie, w którym zwalniałam go z wszelkiej odpowiedzialności. Musiałam iść dalej i żyć, jakby Leto nigdy nie istniał. Tak będzie lepiej.
Popatrzyłam na niego, zgarbionego nad papierem, i wyszłam cicho. Idąc w stronę bramy zamówiłam przez telefon taksówkę. Postanowiłam od razu jechać na lotnisko, choćbym miała czekać na nim pół dnia i nocy, przespać się w poczekalni czy gdzieś. Nie było mi żal zostawionego u Connie bagażu, nie miałam w nim nic, za czym bym tęskniła. Jedyne, czego chciałam, to wrócić do Lafayette, do babci, skulić się na łóżku, przykryć kocem po czubek głowy i zniknąć. Nie płakać, po prostu przetrwać, przeczekać, przeboleć. Tylko tyle. A potem iść do przodu.
Otworzyłam bramę, wbijając kod na panelu w ogrodzie, i wyszłam, od razu czując się lepiej. Ulica nie należała do Jareda, była neutralna, niczyja, bezpieczna.
Przeszłam kilka kroków i zeszłam na bok, ustępując miejsca jadącemu coraz wolniej granatowemu fordowi z przyciemnianymi szybami. Wóz zatrzymał się obok mnie i szyba po stronie kierowcy zaczęła się opuszczać, odsłaniając wnętrze.
-Mówiłam, żebyś się z nami nie kontaktowała.- Zimny jak lód głos dobiegł mnie, nim zobaczyłam, kto siedzi za kierownicą.
W jednej chwili wszystko, co we mnie wzbierało, wybuchło. Mogłabym przysiąc, że przed oczami mam prześwitującą zasłonę, barwiącą świat na czerwono.
-Z wami? Jared twierdzi, że nie ma żadnego "wy". Kłamie?- Wyprostowałam się, zaciskając dłonie na torebce. Gdybym tego nie zrobiła, najpewniej rzuciłabym się na Emmę i wydrapała jej oczy.
-Nie musi ci się spowiadać.- Widziałam, jak mnie dokładnie ogląda.- Więc to prawda, jesteś w ciąży. Kto jest szczęśliwym tatusiem? Znasz przynajmniej jego imię, czy też był jednym z anonimowych klientów?- Pytała pogardliwie, z wyższością.
-Przeszłaś w życiu przez więcej łóżek, niż ja kiedykolwiek zobaczę, a śmiesz mi ubliżać? Jesteś zazdrosna?- Odbiłam piłeczkę. Nie umiałam odmówić sobie przyjemności dowalenia jej w najbardziej chamski sposób, jaki przyszedł mi do głowy.- Boli cię, że będę mieć jego dziecko, podczas gdy ty nawet nie możesz go dotknąć?
-Jesteś dziwką, czego mam ci zazdrościć?- Usiłowała mi dopiec, ale widziałam, że osiągnęłam zamierzony efekt. Jej oczy wyrażały jawną, nie ukrywaną zawiść.
-Wszystkiego.- Posłałam jej całusa.
-Niczego ci nie zazdroszczę! Niczego! Ciebie już nie ma, a ja jestem i będę!- Krzyczała za mną, gdy odchodziłam od jej wozu.
Ruszyłam w dół ulicy, śmiejąc się w duchu. Taksówka już jechała, a nie chciałam, żeby kierowca usłyszał choćby słowo z mojej rozmowy z Emmą. Pomachałam, dając znać, że to ja czekam na podwózkę.
-Dokąd jedziemy?
-Na lotnisko.- Powiedziałam, wsiadając. Obejrzałam się, chcąc pożegnać się ostatecznie z domem, w którym przeżyłam ważny, a może i najważniejszy epizod w swoim życiu, i zobaczyłam Jr. Stał tam, gdzie ja przed chwilą, patrząc w moją stronę. Przed nim, na ulicy, stała Emma, mówiąc coś, czego nie słyszałam. Brama była zamknięta. Emma podeszła do Leto, wciąż mówiąc, i położyła mu dłonie na ramionach. Jared odsunął się od niej, unosząc ręce w geście, mówiącym "nie dotykaj mnie". Mowa jego ciała nawet dla laika była jednoznaczna: nie chciał mieć z nią nic wspólnego. Potem ruszył w stronę taksówki.
-Jedźmy, chcę zdążyć na samolot.- Odwróciłam się plecami do Jr. Nie wiem, po co za mną szedł, nie interesowało mnie to. Skończyłam z nim definitywnie. Nie chciałam go widzieć.
Mimo to patrzyłam w lusterko boczne, jak stoi na środku ulicy, malejąc z każdą sekundą i z każdym przebytym przez taksówkę metrem.

                                                                    ******

Cześć. Oto jeden z końcowych rozdziałów bloga. Łagodniejszy niż myślałam, i nie wszystko się w nim wyjaśnia. Gdybym napisała za dużo, musiałabym skończyć opowiadanie szybciej, a tego, o ile wiem, nikt nie chce.
Miałam zamieścić go ze trzy godziny wcześniej, ale chcieć nie zawsze znaczy móc. 
Następny za tydzień.
Pozdrawiam.

30 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Z jednej strony chciałabym, żeby wszystko się skończyło jednym wielkim happy endem, ale z drugiej.. Jr zasłużył sobie na to, co mu Ellie przygotowała. Widać zmianę w jej zachowaniu. Na pewno zaskoczyła Dziada tym, że nic od niego nie chce. Shannon bardzo mi się podobał w tej części - nie oceniał, a słuchał i był przyjacielem. Constance - no cóż, jak chyba każda matka widzi to, co chce widzieć. Końcówka daje do myślenia. Może J przejrzał w końcu na oczy. Oby się Emmie nieźle oberwało po tyłku, BO ZASŁUŻYŁA. ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że faktycznie miał okazję uslyszeć, co mówi Emma i w jaki sposób odnosi się do Ellie. Najwyraźniej nie spodziewał się, że dziewczyna mówi prawdę, ślepo wierząc asystentce. No to teraz będzie miał się nad czym zastanawiać.

      Usuń
  2. Rozdzial baardzo fajny :D Shann byl cudowny <3 wreszcie nie oblesny xd Emma dostala i moze dostanie za swoje. Jared jest glupi. A jakzeby inaczej. Ellie nie dala się :) jestem ciekawa jak to się zakonczy. Czy Jr uzna dziecko i co bedzie z Ellie? Co prawda nie chce zeby to opowiadanie się skonczylo ale z zapartym tchem czekam na dalsza czesc. Wciaz mam nadzieje ze jakoś dobrze się skonczy. Przynajmniej bez czyjejs smierci albo chociazby smutno...
    -es

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze to zupełnie zapomniałam dopisać parę drobiazgów, ale jeśli mi się uda, włączę je do innego rozdziału.
      Shanon wydawał mi się tu trochę zagubiony, roerwany między lojalność wobec rodziny a to, co myślał o Ellie. W sumie jednak wira w nią wygrała. Może nawet naprawdę zostaną przyjaciółmi? Na pewno będą utrzymywać kontakt.
      Co do tego, jak zachowa się Jr, to zobaczymy. Raczej nie będzie trzymać się z boku, bo i jakże tak w sytuacji, w jakiej się znalazł?

      Usuń
    2. Shann i 'paczuszek' przyjaciolmi hmmm ciekawa wizja ^^
      Jestem ciekawa jak bedzie ingerowal teraz w to wszystko. Czy bedzie walczyl o Ellie? Czy Ellie wybaczy mu? Jak to się dalej potoczy? Nie wiem czy doczekam się piatku :'( na prawde cudownie piszesz i nie mogę się już doczekac tego opo o Shannym :D
      -es

      Usuń
    3. Opowiastka o Shannonie na razie jest w tzw. powijakach, czyli w fazie obmyślania. Muszę skonfrontować się w jej sprawie z moją naczelną redaktorką i podpowiadaczką, czyli Ciastem. Jest teraz bardzo zajęta, a ja przynajmniej odsapnę od pisania, dokąd nie będzie miała dla Shanniastego czasu.

      Usuń
  3. kiss_the_monkey8 lutego 2014 08:49

    Powiem Ci szczerze, że byłam wściekła, jak mi się wczoraj rozdział nie pokazał. Ale dziś, kiedy zaliczyłam egzamin z masażu, byłam wręcz wdzięczna, bo jakbym to przeczytała, to nie byłabym w stanie się nauczyć.
    Podoba mi się to, jak Ellie się zachowała. Wydoroślała, zachowywała się jak kobieta, a nie jak zagubiona dziewczynka. I zaskoczenie Jr. Niemal widziałam je oczami wyobraźni, kiedy E. powiedziała mu, że nic od niego nie chce, że wcale nie chce wrobić go w ojcostwo i nagłośnić tego wszystkiego w mediach. Byłam też bardzo zaskoczona, że oddała mu pieniądze, które jej zostały. Polubiłam babcię, taka dobra dusza, prawie jak anioł stróż Ellie, podpowiada, słucha i nie ocenia. Mimo, że nie zna całej prawdy, to stara się zrozmieć.
    A Emma? Cóż, cieszę się już na myśl, że dostanie po dupie, jeśli Jr. słyszał to, jak odnosi się do Ellie. Mam nadzieję, ze w końcu do niego dotarło, że jego szanowna asystentka jest niczym innym jak kawałkiem gówna. A że słyszał ich rozmowę... Chyba Jr. przejrzał na oczy... I Shannon, perełka, wisienka na torcie. Lubię go takiego, nie obleśny, rozerwany między bratem, a Ellie, a wygląda na to, że bardzo polubił dziewczynę. Czekam na więcej. I jestem bardziej niż zadowolona, że to wszystko potoczyło się tak a nie inaczej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowanie Ellie wobec Jr chyba było dla niego szokiem. Zapewne nauczony jest, że dziewczyny, czy też kobiety spoza "branży" są nastawione na jedno: wyciągnięcie maksymalnych korzyści z kontaktów z kimś takim, jak on. A tu niespodzianka, Ellie jest inna. Powinien w tym momencie zrozumieć, że trafił mu się prawdziwy diament, który zgubił, wpatrzony w, jak to pięknie określiłaś, kawałek gówna. Ależ mu musi być niewygodnie z sobą po tym wszystkim :)
      Będzie więcej, jak zwykle w piątek, tylko tym razem nie zostawię na ostatni dzień nic, poza poprawkami i ewentualnym dopiskiem.

      Usuń
  4. mam nadzieje że mimo wszystko zakończysz tę historie szczęśliwie ;) czekam na nowy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie sądzę, żeby zakończenie było szczęśliwe, nie takie, jakie mam w głowie.

      Usuń
  5. Hej ;)
    Pierwszy komentarz, chociaż bloga czytam od grudnia. Powtarzasz, że nie będzie szczęśliwego zakończenia, nie wyobrażam sobie jak zrobisz z tego nieszczęśliwe zakończenie. Ellie nie będzie miała za co żyć, bo oddała pieniądze J? Babcia się od niej odwróci, jeśli jej kiedyś tam powie o jej umowie z J? To nie możliwe przecież jest. Jared pozwie ją za to dziecko? Nie rozumiem jak to zakończenie może nie być szczęśliwe... Przez cały tydzień będę zachodzić w głowę przez to.
    Ogólnie to po powyższych zdaniach chyba widać, że całość mi się podoba, bardzo dobrze się czyta i jest bardzo ciekawa. Nadrobiłam rozdziały w około 2 dni, moje oczy ucierpiały z wgapiania się w laptop, ale było warto.
    Monika- tt @xbakteryjax

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrobię, zobaczysz :) Jeszcze jeden rozdział, dwa, potem krótki (mam nadzieję) epilog i... odpocznę.
      Cieszę się, że Ci się podobało. Po takich opiniach nabieram wiary że to, co robię, ma jakiś sens.
      Ach, mamy się na TT, tylko chyba za wiele nie rozmawiamy ;)

      Usuń
  6. Cholercia, mądra ta babcia. Jest wyrozumiała, mądra i bardzo opiekuńcza, ale jednocześnie nie przytłacza swoją osobą czy radami. Nie robi nic na siłę, nie próbuje przekonywać, po prostu daje Ellie wolną ręką i wiele perspektyw na daną sytuację. To się nazywa prawdziwa mądrość życiowa. Jeśli tacy ludzie istnieją na świecie, zazdroszczę tym, którzy mają ich blisko siebie.
    Mogę tylko sobie wyobrazić, jak trudny musi być dla Ellie powrót do LA. Miasto, które niegdyś miało zmienić jej życie, ukierunkować je, pomóc, tak naprawdę przysporzyło jej tego, czego sobie nie życzyła. Wszystkie bolesne wspomnienia wracają. Miłym aspektem jest to, że na lotnisko przyjechał po nią Shannon, a nie kolejny sługus Jareda. Chociaż czy w pewnym sensie Shannon nie jest jego sługusem? Naprawdę dziwi mnie niekiedy zachowanie starszego Leto i to, jaki Jared ma na niego wpływ. I dlaczego Shannon godzi się na to. Shannon nie pasuje mi na kukiełkę, ale jeśli jest nią naprawdę, to jestem nim tylko rozczarowana. Mam nadzieję, że jakoś wyjaśnisz tę kweśtię, może i nie jest ważna, ale jestem niej niezmiernie ciekawa. Po części nie dziwi mnie zwątpienie Shannona w Ellie. Jared to jego brat od zawsze, nie miałby powodów by mu nie wierzyć, nawet jeśli Jay nie mówi prawdy. Za to jak najbardziej cieszy mnie to, że Shannon nie przepada za Emmą. I zastanawia mnie to, ile prawdy jest w tym, że bez niej nie poradziliby sobie. Owszem, Emma ma w pizdu i jeszcze trochę kontaktów w branży. Ale Jared przez te wszystkie lata też musi jakieś mieć. Więc?
    Shannon wymawiający imię dziewczyny, nie "pączuszku" brzmi dziwnie. W ogóle to cieszy mnie to, że tyle go jest w tym rozdziale. Ale bardziej i tak czekałam na konfrontację z Jaredem. Przemyślenia Ellie co do matki obu braci wydają się być jak najbardziej trafne. Ona jest matką i chce widzieć w swoich dzieciach te pozytywne cechy. Nie można jej za to winić.
    To, że Jared myślał, iż Ellie będzie chciała wysępić od niego kasę, obarczam za to Emmę. Widziała zagrożenie w Ellie, więc nie dość, że się jej pozbyła, to jeszcze zagadała bzdur, by mieć pewność, że Jared nie będzie chciał już jej widzieć. Nie przewidziała jednak takiej syutacji. W pewnej chwili byłam pewna, że Ellie załamie się przed Jayem. Na szczęście to już nie ta sama dziewczyna, co kilka miesięcy temu. Zaskoczyłą go podjętą przez siebie decyzją. Pięknie dojebała Emmie. Piękna była końcówka, kiedy odchodziła, a pojawił się Jared. I usłyszał rozmowę kobiet. Bo na pewno słyszał. Teraz pozostało mu żałować tego, co zrobił i stracił. Bo myślę, że stracił.
    Rozdział sycący, ale nadal pozostawiający spory niedosyt. Trochę żałuję, że go przeczytałam, bo teraz muszę czekać do piątku, by dowiedzieć się co dalej.
    Pozdrawiam i weny życzę.
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że w kolejnym rozdziale wyjaśni się, dlaczego Shannon słucha brata jak świnia grzmotu. Mam już najważniejszy wątek poukładany w głowie, więc jedyne, co mi pozostaje nim go napiszę, to wrzucić kawałek z przemyśleniami Ellie (jak ja je lubię pisać), wyjaśnić, co działo się po powrocie dziewczyny do Lafayette, a potem... Niech się dzieje.
      Jestem trochę niezadowolona z tego, co zamieściłam tutaj, bo, jak wspominałam, przez zapomnienie pominęłam kilka drobiazgów. Nadrobię to później, dostosowując niektóre momenty do potrzeb.
      Cierpliwości, powoli zaczynam pisać, żeby wyrobić się na czas :)

      Usuń
  7. Podziwiam Ellie, że tak świetnie poradziła sobie w rozmowie z Jaredem. Jejć, jak ja nienawidzę Emmy, głupia pinda. Mam nadzieję, że ją zwolnią, albo wpadnie pod samochód, albo niech dostanie raka i umrze w męczarniach. Jestem ciekawa co Jr i Ellie ustalą odnośnie dziecka, czy Jared okaże się facetem i weźmie odpowiedzialność za dziecko.
    Przykro mi, że blog się kończy, ale co zrobić..
    Pozdrawiam :) xx
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie nawet nie wie, ale wdała się w babcię więcej, niż we własnych rodziców, poza tym przebywając z nią na co dzień przejmuje jej sposób myślenia. I dzięki temu podejmuje mądre, dobre dla niej decyzje. Zmienia życie nie tylko swoje, ale też innych, a najbardziej Jr. Jeszcze się o tym przekona.

      Usuń
  8. Coś czuję że nie czeka ich happy end :(
    Cieszę się, że Jared dowiedział się jakie naprawdę są intencje Emmy. Może wreszcie przejrzy na oczy :)
    Podobała mi się też postawa Ellie. Dobrze że że nie wymiękła i udowodniła mu, że wcale nie zależy jej na pieniądzach czy sławie. Po prostu świetny rozdział, cóż więcej mogę rzec :)
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze czujesz. To nie historia Kopciuszka, który zakochuje się w księciu.
      Jared, ufając Emmie, miał zamknięte i oczy i uszy na wszystkie alarmowe sygnały i na podpowiedzi ze strony choćby brata. Ale to już za nim, i powie coś na ten temat w kolejnym rozdziale.
      Ups, wygadałam, że będzie rozmawiał z Ellie... Choć i tak pewnie łatwo się tego domyślić.
      Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że najbliższy rozdział będzie ważny, nawet ważniejszy, niż ten. Muszę go tylko napisać ;)

      Usuń
  9. Nareszcie Jared usłyszał prawdę o Emmie. Kurde... czy istnieje chociaż jakaś drobna szansa, że to wszystko dobrze się skończy?
    Tak jak czytałam tą scenę z Connie... myślałam, że się zejdą :*
    No i muszę przyznać, że zajebiśc*e wyszedł ci ten tekst z "pączuszek z nadzieniem" xd
    Ogólnie to rozdział bardzo mi się podobał jednak smuci mnie fakt, że zostało tak mało rozdziałów do końca :c
    Pozdrawiam :*
    ostatnitaniec.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym, co będzie w następnym, raczej niewiele mogłabym już napisać, dlatego prawdopodobnie pozostanę przy dwóch-trzech +epilog. Tak będzie lepiej, niż dodawać niepotrzebne, nic nie wnoszące do całości wątki.
      Pączuszek z nadzieniem, nie mogłam nie włożyć tych słów w usta Shannona. Czekały na swoją kolej cierpliwie, od czasu do czasu przypominając o swoim istnieniu.
      W piątek... ehh, to już tylko cztery dni :) Szybko zleci.

      Usuń
  10. Oczywiście komentuje z opóźnieniem jak zwykle bo rozdział przeczytałam wcześniej, a więc: mam nadzieje że Jared da popalić tej debilce Emmie! zdenerwował mnie tym jak potraktował Ellie!!! Mam nadzieje że ułoży sobie zycie bez tego dziada i będzie szczęśliwa w swoim świecie, i czekam na piątek to tylko 3 dni <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tylko trzy dni :) Żyję nadzieją, że choć trochę Was zaskoczę tym, co będzie w rozdziale. Choć odrobinkę.

      Usuń
    2. Boje się tego... Boje się ze cos się stanie Ellie albo dziecku. Ze Jr z nia nie bedzie (pewnie i tak z nia nie bedzie bo raczej to niemozliwe). Czekam niecierpliwie na kolejny! :)

      Usuń
  11. Trochę mnie tutaj nie było - mam na myśli komentarze, za co przepraszam, ale po prostu zbyt mało czasu i tak jakoś... Ale rozdziały nadrobione, oczywiście!
    Fajnie, że Ellie jest z tej całej ekipy taką najrozsądniejszą osobą, pomimo swojego młodego wieku. (O kochanej babci nie wspomnę, bo to cudna kobieta!). Myślę, że swoim zachowaniem, w szczególności teraz, pokazała, że nie jest żadną dziewczynką, która nie ma własnego zdania i leci na kasę. Szkoda tylko, że nie starał się nawet uwierzyć (w sensie Jared) w słowa Ellie i zachował się jak ostatni dupek. Ale wydaje mi się, że usłyszał słowa Emmy, które padły pod koniec tego rozdziału, pewnie gryzie się teraz w język. Ogólnie... Hm, zachował się bardzo chłodno wobec Ellie, a może nie tyle wobec niej, co wobec wiadomości, ze zostanie ojcem. Okej, nie jest tego pewny, będzie chciał badania, czy nie, ale... Sama świadomość tego... jakoś tak nie wywrło to na nim większego wrażenia albo po prostu dusi to w sobie. Mam nadzieję, że kolejny rozdział ukaże jego emocje i jakoś to wszytsko się rozwiąże... Szkoda mi Ellie i dziecka. Mam nadzieję, że chociaż ich późniejsze relacje będą jako takie, aby ich potomek miał również kontakt z ojcem. (I wujkiem Shannonem :DDDD Mistrzu!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie nie dała Jr możliwości zareagowania jakoś na to, co przygotowała. Wyszła, zanim cokolwiek powiedział. Może dlatego za nią pobiegł? Jeszcze się chłop wywnętrzy, nie ma obaw. Tym bardziej, że słyszał, jak jego zaufana asystentka odnosi się do dziewczyny.
      Wujek Shannon XD Samo to wystarcza, żeby człowiekowi pokazał się na twarzy banan.

      Usuń
  12. O której można się spodziewać nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 23. To ostateczny termin. Biegam od pisania do różnych drobiazgów w domu.

      Usuń
  13. Proszę o jeszcze półgodziny cierpliwości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za ile pokaże się nowy? :D

      Usuń
    2. Jestem przy końcówce, ale z racji tego, o czym piszę, nie jest łatwo. Będzie za niedługo, przed północą. Część z tego, co miało w nim być, znajdzie się w kolejnym.

      Usuń