poniedziałek, 23 września 2013

Siła perswazji?

Connie nie miała basenu. Dziwne, myślałam, że w LA wszyscy, których na to stać, je mają. Ale nie ona. Zamiast niego w jej ogrodzie stała wielka altana, dająca cień, w którym można było posiedzieć na wiklinowym krześle przy dużym stoliku. Teraz zastawionym ciastami i ciastkami, butelkami z winem, dzbankami z lemoniadą i paterami owoców. Czyli ciąg dalszy napełniania brzuchów, pomyślałam, zajmując miejsce między Jaredem i tym samym brunetem, obok którego siedziałam w jadalni. Tomo, o ile dobrze pamietałam jego imię, pochodził z Europy, chyba z Rosji. Sporo się śmiał i często dotykał swojej żony, ładnej i równie wesołej, jak on. Widać było, że dobrze im z sobą, aż gdzieś w sercu poczułam ukłucie zazdrości o ich szczęście. Ja mogę go nie mieć, choć dałabym wszystko, żeby spotkać na swojej drodze chłopaka, z którym połączą mnie równie silne uczucia. Znając jednak życie i widząc, jakie jest, byłam przygotowana na to, że moja przyszłość będzie przypominać to, co znałam z domu: przeciętny związek z przeciętnym facetem, dzieci, praca, ot, zwykłe, szare życie. Dobrze choć, że nim wpadnę w głębokie koleiny codzienności, zwiedzę kawałek świata. O ile, oczywiście, polecę z Jr.
Wciąż nie podjęłam decyzji, ale nie powiem, żebym nad nią nie myślała. Kusiło mnie zostawić wszystko, skończyć swoją część gry z Jaredem i wrócić do domu, do rodziców. Naprawdę za nimi tęskniłam. Za rodziną, swoim pokojem, starymi kątami, nawet wiszącą na drzewie w ogródku oponą, na której wieki temu huśtałam się z bratem. Za prawie wiejską atmosferą maleńkiego Delphi, za weekendowym wyrywaniem się "na miasto", czyli wyprawami do sklepów w Lafayette. Za spokojem uliczek mojego rodzinnego miasteczka, w którym wszyscy znali wszystkich. Mogłam się nawet założyć, że mama już rozpowiedziała sąsiadkom, jakobym pracowała w reklamie. Ciekawe, czy widząc spot z balsamem do stóp zadaje sobie pytanie, czy to ten, w którym moje dolne kończyny grają główną rolę.
Owszem, grały, ale nie tak, jak mama myślała. Rolą moich nóg było oplatanie talii Jr, a ud poddawanie się naciskowi jego bioder. Myśląc o tym, zerknęłam w bok, rzucając ukradkowe spojrzenie na tę część jego ciała, która w tej chwili mnie zaabsorbowała. Choć Jared miał na sobie spodnie i wypuszczoną na nie koszulę, potrafiłam zobaczyć to, co kryło się pod spodem. Wyobrazić sobie jego nagi brzuch i to, jak przylega do mojego, jak gorący oddech owiewa mi szyję i piersi, jak...
Przeszedł mnie dreszcz, i to tak silny, że cała się wzdrygnęłam, zwracając na siebie uwagę Jr. Musiał mnie obserwować, skoro to zauważył.
-Zimno ci, Ellie?- Spytał, pochylając się do mnie z troską w oczach.
-Nie.- Szepnęłam, odwzajemniając jego spojrzenie.
-Trzęsiesz się.- Położył mi dłoń na ramieniu.- I masz gęsią skórkę. Na pewno nie będziesz chora?
-Nie będę. Po prostu mi się przypomniało.- Wyjaśniłam cicho.
Nie wiem czemu, ale radością przepełniała mnie świadomość, że siedząc w gronie jego znajomych i rodziny mamy swoje tajemnice, o których możemy rozmawiać tylko we dwoje.
Jr zmarszczył lekko brwi, patrząc na mnie badawczo.
-Chyba nie masz żadnych przykrych odczuć, które się z tym wiążą?- Spytał, przybliżając się jeszcze bardziej.- Wiem, że mocno to przeżyłaś, chyba nawet byłaś w lekkim szoku.
-Nie zaprzeczam, byłam.- Szepcząc, przysunęłam usta do jego ucha.- Ale i tak później mi się podobało, Jay.- Dodałam, prostując się i udając, że nie zauważyłam, jak wstrzymał na sekundę oddech. Jakby nigdy nic sięgnęłam po kieliszek z winem i uśmiechnęłam się promiennie do Connie, wyraźnie zachwyconej tym, że grucham z jej synem.
-Wiesz, że po tamtym może być tylko lepiej?- Usłyszałam po chwili ciche słowa Jr i poczułam jego ramię za plecami, na oparciu krzesła. Przez moment miałam wrażenie, że jestem jak wędkarz, który zarzucił przynętę i złapał na nią dosyć interesujący okaz. Moją przynętą było przypadkowe wyznanie, że nie było tak źle, jak się wydawało, że jest, a Jared natychmiast stracił zainteresowanie gośćmi mamy i skupił uwagę na mnie.
Czy mogłam jakoś to wykorzystać?
-To chyba nie jest odpowiednie miejsce na takie rozmowy, jeszcze ktoś usłyszy.- Szepcząc, pochyliłam się do Jr i oparłam dłoń o jego opięte materiałem spodni udo. Gest w zasadzie niewinny, ale było w nim sporo poufałości i intymności, na jaką nie pozwoliłabym sobie w stosunku do żadnego innego faceta. Nawet nie wiem, dlaczego w ogóle pokusiłam się o dotykanie go w miejscu oddalonym od jego najczulszych stref o centymetry, ale robiąc to, poczułam...
Nie, nie umiałam określić emocji, jakie to we mnie wzbudziło. Od ekscytacji po lekki dreszczyk podniecenia, od pewności siebie po świadomość, że przecież wolno mi robić takie rzeczy, skoro sypiam z tym człowiekiem w jednym łóżku i pozwalam, żeby on dotykał mnie. Pamiętałam przecież, jak przy naszym pierwszym spotkaniu obłapywał mnie za nogi a nawet wcisnął mi łapę prosto między uda. Mógł on, mogłam i ja... Poza tym odezwała się we mnie chęć posiadania, typowy babski egoizm, nakazujący zrobić wszystko, żeby facet, którym byłam chwilowo zainteresowana, należał tylko do mnie.
-Jeśli wyjedziesz jutro, Ellie, stracisz okazję, by przekonać się o tym osobiście.- Jr widać nie przejął się moim ostrzeżeniem i mówił dalej.
-Jeszcze nie zdecydowałam, co zrobię.- Postanowiłam nieco go uspokoić, i dać mu pretekst, by próbował na mnie wpłynąć. Ciekaw byłam, dlaczego i jak bardzo mu zależy na tym, żebym zrezygnowała z wcześniejszego powrotu do domu. Tym bardziej, że nasz układ został sfinalizowany, byliśmy rozliczeni, każde dostało to, czego chciało.- Jay, czemu chcesz, żebym z tobą jechała? Już nie muszę, prawda? Żal ci biletów? Oddam ci za nie, jeśli tak.
-Nie o to chodzi, Ellie.- Skrzywił się z niechęcią.- Pieprzyć bilety, to pestka, stać mnie na taki wydatek.
-Boisz się tłumaczeń, dlaczego wyjechałam?- Spytałam o to drugi raz tego dnia.
-Nie.
-No to co, zakochałeś się? Bo już serio nie wiem, o co ci chodzi.- Rzuciłam ryzykancko, obojętnym tonem, czując przy tym jak serce zamiera mi z niepewności, co usłyszę w odpowiedzi.
-Zakochałem?- Jared parsknął cichym śmiechem.- Lubię cię, ale nie przesadzaj. O ile wiem, oboje nie chcemy żadnych idiotyzmów z uczuciami.
Kwinęłam skwapliwie: jasne, że nie chciałam się zakochać, i wiedziałam, że mi to nie grozi. Pytanie tylko, czy nie chciałam też, żeby on... Może troszkę...? Na jakiś czas...? Żeby zadzwonił kilka razy, jak już będę w domu, i powiedział, że tęskni...? A potem mogłoby mu przejść...
-No to oświeć mnie, bo całkowicie cię nie rozumiem. Masz problemy z podrywaniem?- Spytałam, raczej w to wątpiąc. Ktoś taki jak Jared nie mógł mieć kłopotów z wyrywaniem lasek, pewnie wystarczyło, że pstryknął w palce, i od razu do niego biegły, w drodze rwąc z siebie ubranie.
-Po prostu, Ellie, jeszcze się tobą nie nacieszyłem, ty mną zapewne również. To, co dotąd przeszłaś, to ledwie czubek góry lodowej, początek. Powiedzmy: gra wstępna. Nie jesteś ciekawa reszty?
Omiotłam spojrzeniem siedzące przy stole towarzystwo: nikt na nas nie patrzył, wszyscy zajęci byli rozmowami. Słyszałam ich fragmenty, jakieś wspomnienia z poprzednich wyjazdów, domniemania, co zobaczą podczas obecnego, co będzie się działo, jak zareagują fani... Nie interesowało mnie to, moja uwaga skupiona była tylko na Jr i na tym, co powiedział.
Gra wstępna. Wszystko, co mi dotąd zrobił, było ledwie wstępem, jak twierdził. Podświadomie sama o tym wiedziałam, ale dopiero usłyszenie tego z ust Jareda na dobre rozbudziło moją ciekawość. Co jeszcze dla mnie miał? Co chciał mi pokazać?
-Więc jak będzie, Ellie?- Kolejne pytanie oderwało mnie od myśli.
Ziewnęłam, udając znudzenie tematem.
-Nie wiem, Jay. Pomyślę.
-Kobiety...- Westchnął wymownie i poklepał mnie po dłoni.- Po deserze wszyscy jadą do klubu na drinka.- Dodał, już głośniej.- Trochę posiedzimy, najpóźniej do północy, lot mamy o pierwszej po południu, więc się wyrobimy. Lecimy do Nowego Jorku i dopiero stamtąd mamy nocny lot do Londynu.
-Do klubu?- Byłam sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.- Jared, możemy porozmawiać na osobności?- Wstałam, nie czekając na odpowiedź. Od razu też zauważyłam, jak oczy reszty towarzystwa zwracają się na nas, a rozmowy milkną. Czyżby wietrzyli kłótnię? Wątpiłam, żebyśmy się mieli z Jr spierać, ale jeśli któreś z nas powie coś ostrzejszego, wolałam, żeby nikt tego nie słyszał.
Odeszliśmy na dobre kilkanaście metrów, stając na ścieżce między różanymi krzewami.
-O co chodzi, Ellie?- Jared schował ręce w kieszeniach, potem wyjął prawą i zaczął skubać palcami płatki najbliższego kwiatka. Widziałam, że jest zdenerwowany, i to mnie zdziwiło. Czym się trapił, przecież nie powiedziałam jeszcze nic, co wyprowadziłoby go z równowagi.
-Nie chcę jechać do żadnego klubu.- Powiedziałam stanowczo, starając się przy tym wyglądać niewinnie: czułam, że jesteśmy obserwowani, i wiedziałam, że nasze zachowanie poddawane jest skrupulatnej ocenie przynajmniej dwóch osób. Connie i Emmy. Przypuszczałam, że również Shannona.- Nie chcę, żeby ktoś widział nas razem, bo tobie od razu będą robić zdjęcia, a ja wolałabym się na nich nie znaleźć. Mając na uwadze twoją popularność, biorę poprawkę na to, że nawet w moim miasteczku znajdzie się ktoś, kto śledzi twoje życie i jest na bieżąco. Jeśli mnie zobaczy, będę miała przesrane, od razu rozpowie, że baluję w lokalach i pewnie daję bogatym facetom.- Zaczęłam. Jared otworzył usta, ale nie pozwoliłam mu dojść do słowa.- Wiem, jacy są ludzie w Delphi i jak myślą, za nic nie uwierzą, że tylko u ciebie pracowałam i byłam w klubie, bo była tam cała ekipa pracowników.
-Nie musisz siedzieć obok mnie, możesz siąść przy Vicky albo Emmie i udawać, że...- Wtrącił się jednak, gdy nabierałam powietrza.
-Jay, w tej chwili udajemy zgodną parę, która właśnie zaczęła związek.- Dla podkreślenia swoich słów poprawiłam mu kołnierzyk koszuli, bo coś takiego mogłaby zrobić jego dziewczyna.- A w klubie mam udawać kogo, koleżankę Emmy? Nie za młoda jestem na jej psiapsiółkę? A może mam udawać jej asystentkę, albo lećmy na całość i poudaję twoją cudem odzyskaną siostrę, porwaną w niemowlęctwie przez kosmitów?- Rozkręciłam się, mówiąc coraz żywiej.- Jared, mam dość kłamania na każdym kroku, to zaczyna mnie dusić. Wstyd mi przed twoją mamą, nie wiem nawet, jak spojrzeć jej w oczy po tym, jak mnie przywitała. Nigdy nie musiałam zmyślać, udawać, zawsze byłam szczera i prawdomówna. Nie proś mnie, żebym dokładała następną bajkę do tych, które już opowiedziałam, bo i tak, w razie, gdybym z tobą pojechała, muszę jakoś wyjaśnić to rodzicom, i nie mam pojęcia, jak wytłumaczę im, że wybieram się jutro na drugi koniec świata. A powinnam to zrobić.
-Jesteś przecież dorosła, nie musisz tłumaczyć się ze wszystkiego.- Jr uśmiechnął się, ale chyba tylko na pokaz przed matką, bo oczy miał poważne, czujne, i odrobinę zatroskane.
-Jared, mam tylko 22 lata, ledwie wyrosłam z pieluch.- Sięgnęłam i chwyciłam go za dłoń, w której międlił płatki róży.- Ja naprawdę przestaję sobie z tym radzić, Jay. Odkąd cię znam, kłamię wszystkim naokoło, i chyba naprawdę najlepiej będzie, jeśli z tym skończę i wrócę do domu.
-Wszystkim? Więc mnie też okłamujesz?- W jego głosie pojawiła się ostrożność.
Dlaczego spytał właśnie o to, pomijając milczeniem resztę moich słów? Czy ważne dla niego było, co mu mówię? Przecież byłam nikim, chwilówką, rozrywką.
Może jednak nie?
-Z tobą jestem szczera, bo nie mam powodów, żeby kłamać.- Stwierdziłam zgodnie z prawdą.- Ale co do innych, to w tym momencie stawiam linię, poza którą nie chcę się zapuszczać. Ani jednego nowego kłamstwa, Jared. To jest mój warunek, jeśli mam gdziekolwiek z tobą jechać.- Nie mam pojęcia, czemu to powiedziałam, ale w chwili, gdy usłyszałam własne słowa, zdałam sobie sprawę, że mogę stawiać własne warunki i granice. To już nie był biznes, Jr nie mógł już ode mnie żądać, bym mu towarzyszyła choćby na przejściu dla pieszych. Teraz oboje byliśmy na równych prawach i musiałam zadać sobie pytanie, czym obecnie jest nasz "układ". Czy całe to udawanie naprawdę nim było, czy też przerodziło się w coś innego? Ale nie mogłam spytać o to swojego chłopaka, takiego na niby albo na poważnie, już sama nie wiedziałam, jaki teraz był.
-Rozumiem, Ellie, że jeśli nie będę wymagał, żebyś sięgała po następne wymyślone powody, dla których robisz to lub tamto, pojedziesz i dotrzymasz mi towarzystwa przez pierwsze tygodnie trasy? Tak, jak się umówiliśmy?- Jr najwyraźniej przetrawił moje słowa i wyciągnął z nich swój wniosek.
-Coś w tym stylu. Poza tym umówiliśmy się tak, bo ty chciałeś poczekać, a i tak się pospieszyłeś, więc...- Wzruszyłam ramionami.- W sumie mogłabym uważać resztę umowy za unieważnioną, i to przez ciebie.- Zaczęłam się z nim droczyć, robiąc to w zasadzie bez powodu.- Jeśli z tobą polecę, Jay, to dlatego, że tak chcę, a nie dlatego, że muszę.- Dodałam, uśmiechając się przekornie.
-Jasno stawiasz sprawę, nie ma co.- W przeciwieństwie do mnie Jr nie wydawał się rozbawiony nawet odrobinę. Wręcz przeciwnie, jego twarz zachmurzyła się wyraźnie, jakbym powiedziała coś, czego nie powinnam była mówić. A przecież tylko wyjaśniłam swój punkt widzenia, nic więcej.- Dobrze, Ellie, żadnych nowych bajek. Nie pojedziemy do tego cholernego klubu tylko do domu.- Wyjął z kieszeni nieodłączego Black Berry.- Wróć do stołu, ja muszę coś załatwić. Aha.- Dodał, zerkając na wyświetlacz telefonu.- Za parę minut masz wziąć tabletkę.- Złożył na moim policzku przelotnego całusa, wyminął mnie i poszedł dalej w głąb ogrodu, po drodze wybierając numer. Gdzie znów dzwonił i w jakiej sprawie?
Odetchnęłam kilka razy nim poszłam do stolika, udając beztroską, pozbawioną jakichkolwiek problemów dziewczynę. Dyskretnie wyjęłam ze słoiczka maleńką pigułkę i równie dyskretnie ją połknęłam, popijając kilkoma łykami wina i zastanawiając się, czy dobrnę do ostatniej sztuki hormonów, czy też porzucę je wcześniej, niepotrzebne już do niczego.
-Maleńki kryzysik w związku?- Usłyszałam radosne pytanie Shannona. Podniosłam głowę: wgapiał się we mnie, szczerząc zęby, i choć był przystojny jak sam diabeł, dla mnie wyglądał w tym momencie odpychająco przez to, że był tak wrednie wścibski.
-Nie, maleńkie ustalanie planów na wieczór. Nasze są nieco odmienne od waszych, to wszystko.- Wyjaśniłam spokojnie.
-Nie jedziecie do klubu?
-Nie.- Tuż za plecami usłyszałam odpowiedź Jareda, który zjawił się jak duch, wyręczając mnie w dalszych tłumaczeniach. Usiadł, znów kładąc rękę na oparciu mojego krzesła, jakbyśmy byli najlepiej dobraną parą na świecie.
-Robisz sobie jaja?
-A wyglądam na jajcarza?- Jr wziął mnie za rękę.- Ellie nie chce, żeby ją fotografowano i pokazywano w sieci albo w prasie, a ja szanuję jej wybór pozostania anonimową. To właśnie mi się w niej podoba, że nie pcha się na świecznik i nie próbuje wjechać na salony na moich plecach.
-Chyba wjechać na chuju.- Shan musiał wtrącić swoje.
-Dlatego chciałbym, żeby nikt nie rozgłaszał, że kogoś mam.- Jared nie zwrócił uwagi na chamski wtręt brata.- To ma pozostać ściśle między nami, poza moim hotelowym pokojem będzie wyglądało tak, jakby Ellie tylko u mnie pracowała. Jeśli ktoś coś powie mediom, wylatuje z roboty.- Potoczył wzrokiem po twarzach siedzących przy stoliku zdumionych gości, milczących i cichych, jakby ogłaszał im wielką nowinę.

Wysiadłam z taksówki, czując się bardziej zmęczona, niż powinnam być, zważywszy na to, że przez całe popołudnie nic tak właściwie nie robiłam. Czekając, aż Jr zapłaci za kurs, przeciągnęłam się i wygięłam plecy, choć nic mnie nie bolało. Zmęczenie, jaie czułam, dotyczyło mojego umysłu, działającego tego dnia na wysokich obrotach. Jedyne, czego chciałam w tej chwili, to iść pod prysznic, położyć się do łóżka i leżeć, patrząc w sufit. Miałam dość bycia w centrum uwagi, a byłam w nim od momentu, gdy Jared grzecznie kazał swoim ludzim trzymać dzioby na kłódkę w mojej sprawie. Nie mógł zepsuć atmosfery spotkania skuteczniej, niż tym, co powiedział. I co dziwne, choć reszta towarzystwa miała od tamtej chwili dość skwaszone miny, on sam promieniał. Jedynie Connie wydawała się nie przejmować nastrojem, jaki zapanował i chyba nawet nie zauważyła, jak wrogie spojrzenia mi rzucano. Jeśli wcześniej byłam dla ekipy obca, to teraz stałam się persona non grata w pełnych stu procentach.
Jedynym, co mnie pocieszało, była pełna niedowierzania i zaskoczenia mina Emmy, jej niemal przegrany wyraz twarzy, z jakim na mnie patrzyła. Więc jednak musiała mieć oko na Jr, mimo, iż była z kimś tam związana. Może żałowała, że kiedyś wybrała pracę? Trochę było mi jej żal, nie powiem, ale wciąż pamiętałam, jak zimno się do mnie odnosiła i jak dała mi do zrozumienia, że powinnam zmiatać, zamiast kręcić się w towarzystwie jej niedoszłego faceta. Zachowywała się wtedy jak pies ogrodnika, jakby uważała, że skoro ona lata temu coś tam z Jr miała, to teraz nie wolno mu było zahaczyć żadnej dziewczyny przez pamięć niedoszłego związku.
Idąc do domu przyglądałam się ogrodowi Jareda, gdzieś tam w myślach żegnając się z nim, z miejscem, w którym spędziłam troszkę czasu. Gdziekolwiek się nie udam jutrzejszego dnia, do którego samolotu nie wsiądę, już tu nie wrócę. Z czasem obraz wijących się ścieżek i białych ścian domu zatrze się w mojej pamięci, wspomnienia zblakną, potem znikną, i pewnie za ileś tam lat będę zastanawiała się, czy to wszystko w ogóle mi się nie przyśniło. Choć nie, wiedziałam, że pewnych rzeczy nie zapomnę nigdy, jak choćby swojego pierwszego razu. Podobno tego się nie zapomina. Jeśli tak, to cóż, będę pamiętać Jareda nawet tego nie chcąc. A nie chciałam, bo kojarzył mi się nie tylko z przyjemnością, jakich doświadczyłam z jego rąk, ale też z krętactwem, oszukiwaniem, dwulicowością. I mało ważne powody, dla których oboje kłamaliśmy jak z nut, liczyło się tylko, że to robiliśmy.
Na myśl przyszła mi jedna z piosenek, które Jr mi niedawno puścił. Nie pamiętałam jej tytułu, ale śpiewał w niej coś o tym, że zgubił drogę i że potrzebujemy wiary. O tak, ja zgubiłam swoją drogę, temu nie mogłam zaprzeczyć. Jared sprowadził mnie na manowce, zasłonił oczy i wywiódł na tereny dla mnie obce, pełne bagnistych kałuż, w które się zapadałam, nie potrafiąc z nich wyjść o własnych siłach. I miałam przez nie brnąć jeszcze przez jakiś czas...
Zdecydowałam się jednak na lot z Jr. Nie zrobiłam tego dla siebie, z chęci przeżycia przygody. Tych miałam już dosyć. Nie zrobiłam tego ze względu na Emmę, żeby utrzeć jej nosa. To również przestało mnie bawić, tak jak udawanie cudzej dziewczyny. Zrobiłam to z powodu słów, jakimi pożegnała mnie Connie i dlatego, że nie miałam sumienia wracać już teraz do domu, w jej oczach zrywając cudowny związek, w którym widziała przyszłość swojego syna. Po prostu nie umiałam jej tego zrobić już teraz, tym bardziej, że machając do nas, gdy wsiadaliśmy do taksówki, miała łzy w oczach.
Powiedziała mi to na osobności, obejmując mnie i ściskając, jakbym była dla niej kimś naprawdę bliskim.
"Zmieniłaś go, Eleanor. Dzięki tobie zaczął zauważać coś poza pracą. Nigdy nie widziałam, żeby tak mocno się zangażował, choć jak go znam, pewnie nic ci nie mowi. Nawet jak był zaręczony, nie powiedział dziewczynie, że ją kocha. Może ty będziesz pierwsza."
Co prawda brała wszystko opacznie, nie mając pojęcia o prawdzie, ale jej słowa obudziły we mnie pewne wątpliwości: a co, jeśli to prawda?
Nie chciałam dłużej o tym myśleć, nie mając przy tym wrażenia, że z dnia na dzień wszystko gmatwa mi się jeszcze bardziej, dlatego zwolniłam, pozwalając, by Jr mnie dogonił.
-Jay, czy to prawda, że byłeś kiedyś zaręczony?- Spytałam, zaciekawiona.
-Ta, ale to zamierzchła przeszłość.- Mruknął, wchodząc do domu. Wyglądał na nie mniej znużonego ode mnie, miał przy tym na twarzy wyraz zaciętości i uporu.
-Z kim?
-Z Diaz.- Rzucił mi kose spojrzenie, pospiesznie wbijając kod wyłączający alarm.- Co to, przesłuchanie?
-Tak tylko pytam, bo coś mi się obiło o uszy.- Wzruszyłam ramionami.- Kto to jest Diaz?- Spytałam natychmiast, nie kojarząc nazwiska z nikim konkretnym.
-Nie wiesz?- Zdziwił się szczerze. Pokręciłam głową.- Czy wy tam, na tej swojej wiosce, macie w ogóle telewizję i prasę? O internet nie pytam, pewnie pierwszy raz zobaczyłaś go dopiero w LA.
-Nie musisz być opryskliwy. Nie mam obowiązku znać wszystkich na świecie, poza tym tak naprawdę to mi lata, z kim się zaręczałeś albo nie, kogo przeleciałeś albo nie, w ogóle nie obchodzi mnie, co robiłeś.- Wkurzyłam się.- Niedługo będzie mi obojętne wszystko, co jest z tobą związane, już się doczekać nie mogę.- Rzuciłam zaczepnie, zginając nogę, by rozpiąć pasek buta.
-Gdyby nie to, że masz okres, zastanawiałbym się, dlaczego jesteś taka drażliwa.
-Już nie mam, poza tym przyszło ci do głowy, że to ty jesteś wnerwiający?- Zdjęłam but i zaczęłam rozpinać drugi, wiedząc przy tym, że Jr gapi mi się na nogi. Zawsze się na nie gapił. Podniosłam wzrok: jednak tym razem tego nie robił. Zamiast na mnie, patrzył na swoje ręce, jakby widział je po raz pierwszy. Zamarłam, widząc w jego oczach podszyte paniką zagubienie. Czyżby zaczął zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo zagalopował się z całym naszym udawaniem i ile szkód mógł narobić przez, jak to określił Shannon, chęć, żeby sobie podupczyć?- Jared, wszystko w porządku?- Spytałam, mając nieodparte wrażenie, że nie, i że jeśli coś jest nie tak, to tylko z głową pana Leto.
Jakby chcąc potwierdzić, że mam rację co do jego szaleństwa, w jednej chwili wypogodził twarz i nawet lekko się uśmiechnął.
-Dlaczego my ciągle skaczemy sobie do oczu, Ellie?- Odpowiedział pytaniem, wracając do swojego zwykłego, pełnego wyższości tonu, jakim szef zwraca się do podwładnego.- Łączą nas pewne relacje, nie powiem, ale nie na tyle bliskie, żebyśmy zachowywali się, jak prawdziwa para. A żremy się, jak stare małżeństwo.- W jego oczach, chwilę wcześniej przelęknionych, pojawiły się iskierki rozbawienia.
-Jesteś stuknięty, wiesz?- Nie mogłam się nie roześmiać: miał rację, od rana darliśmy koty, jakbyśmy mieli za sobą długoletni staż i nie mogli przetrwać dnia bez kłótni o byle co.- Zdrowo stuknięty, jakby ktoś pytał.
-Widocznie dobrobyt mnie zepsuł, kiedyś byłem milutkim chłopakiem.
-Ktoś to widział?- Mruknęłam powątpiewająco, biorąc w rękę buty i idąc boso na górę. Słyszałam za sobą kroki Jr, ciężkie, równe, i byłam pewna, że tym razem na mnie patrzy. Wręcz czułam jego wzrok na plecach i niżej.
-Ty raczej nie, pewnie jeszcze ssałaś cycka.- Zauważył z przekąsem.
-Hej, ładnie to tak wytykać wiek młodszym?- Zatrzymałam się w pół drogi i odwróciłam, spinając się w sekundę z zaskoczenia, że Jr jest tuż za mną, tylko o dwa stopnie niżej. Byłam pewna, że dzieli nas większy dystans.
-A ładnie to mówić starszym, że są stuknięci?- Nie zatrzymując się wykonał zwrot w bok i wyminął mnie, ledwie ocierając się o mnie ramieniem.
Patrzyłam za nim, nie ruszając się z miejsca, i zastanawiałam się, co ja właściwie robię. Stałam boso w obcym domu, jakbym była u siebie, rozmawiałam z obcym facetem, jak ze swoim, za około godzinę położę się w jego łóżku i prawdopodobnie... a nawet na pewno... będę się z nim bzykać. Nagle wszystko wydało mi się jakieś takie nieprawdziwe, nierealne, jakbym siedziała między publicznością i oglądała sztukę, w założeniu mającą być komedią, ale tak naprawdę przesiąkniętą do bólu elementami dramatu.
Westchnęłam, poważniejąc, i poszłam do swojego pokoju. Choć spałam u Jr, nadal używałam łazienki, którą mi przydzielił, ani raz nawet nie robiąc siusiu u niego. To w swojej korzystałam z toalety i brałam prysznic, a on ani razu nie spytał, dlaczego tak jest i nie zaproponował, żebym skróciła drogę i robiła wszystko we wspólnej.
Zdjęłam sukienkę i majtki i stanęłam na środku łazienki, marszcząc brwi. Tak właściwie to co się stanie, jeśli to ja zrobię coś z własnej inicjatywy? Przecież Jr nie wyrzuci mnie za drzwi, jeśli przyjdę do niego pod przysznic. Miałam z każdą rzeczą czekać, aż on coś zdecyduje? Przecież ja też miałam prawo do własnych pomysłów i ich realizacji. A teraz miałam ochotę zobaczyć jaredowy tyłek, tak po prostu. Właśnie tyłek, a nie jego po dziecięcemu błękitne oczy.
Zgarnęłam z podłogi ubranie, rzucając je byle jak na szafkę, owinęłam się ręcznikiem i wyszłam, zawracając w połowie drogi do sypialni Jareda: siku. Zrobię  to tutaj, nie będę przesadzać i rozsiadać się u niego.
Stając pod drzwiami bliźniazej łazienki w bliźniaczym pokoju nadstawiłam uszu, woląc się upewnić, że mój-nie mój facet nie stęka przypadkiem na sedesie. Co jak co, ale nie chciałam zaskoczyć go w chwili tak skrajnego skupienia. Na szczęście usłyszałam szum lecącej wody, więc ostrożnie uchyliłam drzwi i zajrzałam przez szparę.
Jared stał w otwartej kabinie, odwrócony prawie tyłem do mnie, w lekkim rozkroku, z dłońmi opartymi o ścianę i z nieco pochyloną głową. Włosy związał ciasno na karku, dzięki czemu woda, spadająca na jego plecy, ani trochę ich nie moczyła.
Otworzyłam drzwi szerzej, z delikatnym uśmiechem przyglądając się temu, co chciałam obejrzeć. Nasyciwszy się widokiem całkiem zgrabnych pośladków weszłam do łazienki i zamknęłam za sobą, starając się zrobić to cicho. Jr musiał mnie jednak usłyszeć, bo spojrzał przez ramię, ale nie ruszył się ani nie odezwał. Patrzył tylko beznamiętnie, jak wchodzę do środka i powoli odwijam opasujący mnie ręcznik.
Nie robiłam striptizu, nie wyginałam się kusząco ani nic z tych rzeczy, jedynie zdjęłam okrycie i weszłam pod prysznic, starając się nie pokazać po sobie zdenerwowania. Nie wiedziałam, czego się spodziewać, Jr nadal stał tak, jak wcześniej, i patrzył mi w twarz, milcząc. Czekał pewnie, aż coś powiem, a ja miałam poważny problem ze znalezieniem jakichkolwiek słów, które usprawiedliwiałyby moje wtargnięcie na jego teren.
Myśl, nakazywałam sobie. Myśl!
-Chcesz, żebym z tobą pojechała.- Zaczęłam, rozpaczliwie próbując zebrać się do kupy pod jego bacznym spojrzeniem. Nie odrywał ode mnie wzroku, wydawało mi się nawet, że w ogóle nie mrugnął. Chciałam powiedzieć, że pojadę, bo zależało na tym jego mamie, ale nie wiedziałam, w jaki sposób przekazać mu swoją decyzję. Gdyby odpowiedział choć słowem, ułatwiłby mi sprawę. Czekałam przez chwilę, ale nie zareagował w żaden sposób. Patrzył, gapił się z wyrazem twarzy takim, jakbym marnowała jego cenny czas. I to właśnie mnie wkurzyło. W jednej sekundzie zmieniłam plany odnośnie tego, co chciałam mówić.
-Przekonaj mnie, żebym chciała jechać.- Powiedziałam, śmiało patrząc mu w oczy.- W jakikolwiek sposób, Jay.- Dodałam, mając nadzieję, że nie zaciągnie mnie do pokoju, nie posadzi przy biurku i nie każe oglądać fotek ze swoich poprzednich wyjazdów, zachwalając przy tym widoki.
Po moich słowach w oczach Jr pojawił się dziwny blask, powoli rozpalając je od wewnątrz, choć w interesujący sposób stawały się równocześnie ciemniejsze, pełne mroku.
-Chodź tu.- Warknął, w jednej chwili przyciągając mnie bliżej i opierając o ścianę, do której przed momentem przyciskał dłonie. Znów to zrobił, tym razem po obu stronach mojej głowy, potem opuścił prawą rękę i chwycił mnie pod brodę. Trzymał mocno, ale nie sprawiał mi bólu, jedynie mnie unieruchamiał.- Jak sobie chcesz, Ellie. Jak sobie chcesz...- Ostatnie słowa wymawiał mi prosto w usta, robiąc z nich wstęp do pocałunku. Innego niż te, które już znałam, mocniejszego, pełniejszego pasji. Zaskakującego tłumioną agresją, pełnego lekkich ugryzień, od których, byłam pewna, moje wargi będą jutro lekko opuchnięte.
Nie wiem dlaczego, ale ani trochę się nie bałam, że Jr zrobi mi krzywdę. Coś, zapewne instynkt, podpowiadało mi, że to nie jest ten typ faceta, że nie kręci go czyjeś cierpienie. To, jak mnie całował, było raczej odzwierciedleniem jego głodu, niezaspokojonego od trzech dni, jego chęci dominacji, ale nie skłonności sadystycznych, czy choćby chęci pokazania mi, że jestem godną pogardy istotą. Poza tym... Było w tym coś pierwotnie podniecającego, co szybko sprawiło, że mój oddech przyspieszył a przez ciało przeszła fala gorąca, skupiając się w dole brzucha. Wiedziałam, czym wszystko się skończy, myślałam o tym w ciągu dnia i niedawno, już po powrocie, i zdałam sobie sprawę, że czekam na to niecierpliwie, wręcz skręcając się z ciekawości, czy naprawdę będzie lepiej, niż poprzednio. Czy w ogóle coś poczuję.
Jr odsunął się odrobinę i przylgnął policzkiem do mojego, opuszczając głowę.
-Dobrze słyszałem, że okres ci się skończył?- Spytał, zjeżdżając dłonią wzdłuż mojego boku.
-Tak.
-Kiedy?- Przycisnął się do mnie mocniej całym ciałem.
-Dziś.
-Trzy dni, to nie za krótko?- W jego głosie pojawiła się nutka niepokoju.
-Zawsze tak mam.- Wyjaśniłam, wciągając brzuch, gdy wsuwał dłoń między nas i opuszczał ją niżej.
-Dlatego do mnie przyszłaś.- Stwierdził, a ja poczułam, że się uśmiechnął.- Więc mówiłaś szczerze, naprawdę ci się spodobało.
-Powiedziałam przecież, że jestem z tobą szczera.- Mruknęłam niewyraźnie, czując pierwsze dotknięcie ciepłych palców między udami i nie mogą poradzić nic na żyjące własnym życiem biodra, które wysunęły się w przód, w ogóle mnie nie słuchając.
-Szczera, i chętna. Piękne połączenie, Ellie. Bardzo je sobie cenię.- Każdemu słowu Jareda towarzyszyła łagodna pieszczota, rytmiczne, okrężne ruchy dłoni, od których przechodziły mnie dreszcze.-Więc, moja szczera i chętna Ellie, jeśli pieprząc cię dam ci orgazm, pojedziesz ze mną?
-Mhm.- Nie widziałam powodów, dla których nie miałabym się zgodzić.
-A co, jeśli mi się nie uda?- Mówiąc, wsunął we mnie palce.- Byłem tam tylko raz, do tego w szczególnych okolicznościach.
-Dostaniesz drugą szansę.
-I trzecią?
-Jeśli będzie trzeba...
Jr zaczął się śmiać. Odchylił głowę, patrząc na mnie z rozbawieniem.
-Coś mi się wydaje, że ty bardzo chcesz jechać, tylko wstydzisz się do tego przyznać. Mimo to chętnie spróbuję dać ci pretekst, skoro tak go potrzebujesz.- Zabrał rękę, nadal chichocząc.- Mając zapewnioną drugą szansę nie muszę robić niczego szczególnego przy pierwszej, a przynajmniej będę mógł cię wyczuć.
Miałam chęć spytać, co miał na myśli, ale nim to zrobiłam, Jr chwycił mnie za pośladki i podniósł. Instynktownie objęłam go udami w pasie, nawet nie myśląc nad tym, co robię.
Więc tak odbędzie się to tym razem. Pospiesznie, bez większego wstępu, który tak w zasadzie nie był chyba nawet potrzebny. Sama świadomość tego, co się dzieje, podniecała mnie równie mocno, jak dotyk. Drżałam z niecierpliwości, z chęci poznania, z ciekawości. Odrobinę z lęku, że jednak znów poczuję ból. To ostatnie sprawiło, że patrzyłam szeroko otwartymi oczami nad ramieniem Jr i oddychałam płytko, spazmatycznie, czując jak opuszcza mnie w dół i wsuwa się powoli, centymetr za centymetrem... Nie bolało, nie było nieprzyjemnie, ale miałam wrażenie, że wnikają we mnie całe kilometry twardego, gorącego penisa, choć tym razem nie miałam uczucia, że jest go stanowczo za dużo. Tym razem było idealnie.
Jr zatrzymał się, oparł mnie plecami o ścianę i pocałował delikatnie w ramię, raz, potem drugi. Poruszył biodrami, zataczając nimi niewielki krąg, wycofał się i wrócił, potem powtórzył cykl. Objęłam go za szyję i przycisnęłam się do niego kurczowo, całą sobą chłonąc nowe doznania i doszukując się w nich tego, czym miały być: przyjemności.
Chwilami pojawiała się, jeszcze nieśmiało i na krótki moment, potem znikała, znów się budziła i znów usypiała. W sumie przez większość czasu czułam tylko miarowe, równe poruszenia członka, rytmiczne suwy w tę i z powrotem, i przez głowę przemknęła mi myśl, czy jeśli zacznę udawać przed sobą, że jest mi dobrze, nie wywołam tym pozytywnych odczuć. Potem przypomniałam sobie scenę z filmu z Jaredem, tę, w której pokazano jego nagie pośladki, i wyobraziłam sobie, że teraz wyglądają tak samo, i tak samo się poruszają. Zamknęłam oczy, mając pod powiekami obraz krągłego tyłeczka, udało mi się nawet dostosować wyobrażone poruszenia do rytmu tych rzeczywistych. Przez chwilę naprawdę czułam, że to, co robimy, jest przyjemne. Każde kolejne pchnięcie Jr wzbudzało gdzieś we mnie rozkoszny dreszczyk, uderzało lekkim prądem, wędrującym wzdłuż zakończeń nerwowych w kręgosłupie aż do lędźwi. Ale trwało to tylko chwilę, dokąd Jared nie zmienił tempa, zakłócając moją wizję. Obraz jego ponętnego zaplecza rozwiał się jak dym, a ja znów czułam tylko miarowe rozpychanie. Byłam rozczarowana.
Otworzyłam oczy, napotykając badawcze spojrzenie niebieskich oczu.
-Co się stało, Ellie? Widziałem, że było dobrze.- Zwolnił, potem zupełnie się zatrzymał. Nie wyglądał na zatroskanego, raczej poirytowanego moim brakiem oczekiwanej reakcji.- Myślałaś o kimś i to ci pomagało?- Spytał podejrzliwie.
-Nie.- Pokręciłam energicznie głową.- Widziałam.
-Widziałaś kogoś?
-Ciebie. Nas.- Poprawiłam się. Nie czułam skrępowania, mówiąc otwarcie o swoich wyobrażeniach. Były mi potrzebne, jeśli miałam nauczyć się czerpać przyjemność ze stosunku. Potrzebowałam tej przyjemności, więc uważałam, że wyjawiając, co mnie podnieca, pomagam sama sobie, działam na własną korzyść.
-Chcesz widzieć?- Usta Jareda rozciągnęły się w uśmiechu.- Lustro?- Obejrzał się za siebie.- A może to?- Sięgnął i zasunął jedną stronę szklanych drzwi kabiny. Na gładkiej tafli widać było nasze odbicia, niezbyt wyraźne, ale na tyle dobre, by dało się rozpoznać twarze i ciała.- Czekaj...- Uniósł rękę, odwracając zawieszkę z prysznicem tak, że woda zaczęła spływać po ścianie. Potem opuścił się na klęczki i przysiadł na piętach, trzymając mnie na sobie.- Zabierz ręce. Oprzyj stopy na podłodze.- Komenderował.
Posłusznie wykonywałam jego polecenia, ciekawa, czym to się skończy. Raz po raz zerkałam przy tym w drzwi kabiny, zawsze widząc w nich obraz nas samych, splecionych w uścisku, wciąż czułam też obecność podnieconego Jr we mnie. To było... obiecujące.
Nagle poczułam, że lecę w tył, i złapałam się ramion Jareda, próbując powstrzymać upadek.
-Spokojnie, połóż się, o tak, właśnie tak...- Mój nieobliczalny kochanek, z zagadkowym uśmiechem błąkającym się na ustach, pchnął mnie, podtrzymując za ręce, dokąd górna część moich pleców i głowa nie znalazły się na rozgrzanych wodą kaflach.- Ja też lubię popatrzeć, Ellie.- Złapał mnie za biodra i podniósł się z siadu, równocześnie unosząc wyżej dolną połowę mojego ciała. W rezultacie on klęczał między moimi szeroko rozsuniętymi udami, ja wisiałam nad podłogą, opierając się o nią jedynie głową, ramionami, kawałkiem pleców i palcami stóp. Zaskakujące, ale nie było mi niewygodnie.
Zerknęłam na odbicie w szkle: widziałam siebie, widziałam ręce Jareda, jego dłoń, zaciśniętą na moim biodrze, widziałam górną część jego pośladka, nie zasłoniętą moim udem. Widziałam, jak cofa się i czułam to w sobie, widziałam jak wraca, energicznie i szybko, i poczułam przeszywającą moje wnętrze przyjemność, jakby w tej pozycji moje ciało odbierało bodźce silniej, intensywniej. Jęknęłam, drapiąc paznokciami śliskie, mokre kafle podłogi.
Spojrzałam przed siebie, na Jareda. Miał opuszczoną głowę i uchylone usta, wpatrywał się prosto między moje uda, poruszając się w zmiennym tempie. Powędrowałam wzrokiem niżej, na jego brzuch i doskonale widoczne czarne włosy, porastające podbrzusze, chwilami widziałam nawet fragment lśniącego członka, zjawiający się na sekundę czy dwie i  znikający we mnie w asyście kolejnego przyjemnego odczucia.
-Tego chciałaś, Ellie?- Głos Jr był chrapliwy i gardłowy, przesycony erotyzmem.- Jesteś niesamowita, dziewczyno. Strasznie mnie kręcisz.- Mówił, ani na moment nie zwalniając tempa coraz mocniejszych pchnięć biodrami. Przy każdym kolejnym czułam, jak przesuwam się po podłodze w tę i z powrotem.- Widzę, jak ci dobrze, Ellie. Słyszę, jak ci dobrze.- Mówił i mówił.- Kurwa, jest świetnie...
Przestałam go słuchać, nie chcąc się rozpraszać. Odwróciłam głowę w bok, z fascynajcą przyglądając się temu, co działo się w szybie drzwi. Nie patrzyłam na siebie, tylko na Jr, jego tyłek, a raczej widoczny fragment tyłka i na to, jak poruszał się szybko, bardzo szybko, i mając pewność, że jeszcze chwila a odczuwana przeze mnie przyjemność przerodzi się w coś naprawdę wielkiego. Już teraz każdy kolejny bodziec rozlewał się we mnie coraz szerszą falą, stopniowo obejmując większe obszary pochwy i promieniując do lędźwi, mocniej i mocniej, każąc mi zaprzeć się stopami o kafle i unieść biodra jeszcze wyżej, rozsunąć uda jak najdalej, tak, żeby agresywny penis mógł wejść głębiej...
Nie spodziewałam się, że orgazm, o ile w ogóle go osiągnę, będzie tak intensywny i odczuwalny w całym ciele, wyrywając mi z gardła wcale nie cichy krzyk, rozmywając obraz przed oczami. Tymczasem byłam jak ogłuszona, czułam tylko kolejne fale zaskakująco mocnej przyjemności, podsycane silną, wciąż trwającą penetracją jaredowego penisa. Teraz robił to wolniej, ale naprawdę z impetem, jedną ręką podtrzymując mnie w pasie, drugą wspierając się o podłogę obok mnie. Pochylony, patrzył mi w twarz z wyrazem samozadowolenia.
-O to... ci... chodziło?- Spytał między kolejnymi pchnięciami, mówiąc przez zaciśnięte zęby.- Czujesz się... odpowiednio i... wystarczająco... przekonana?- Ostatnie słowo zakończyło się chrapliwym jękiem i Jr zamarł, wbity we mnie głęboko, z głową opuszczoną tak nisko, że niemal dotykał czołem moich piersi. Oddychał ciężko, głośno, był mokry od potu, perlącego się kroplami na jego ramionach i torsie.
Opuścił mnie ostrożnie na podłogę i usiadł, opierając się plecami o ścianę.
- Ja pierdolę, to było coś.- Otarł przedramieniem czoło, rozglądając się z lekkim roztargnieniem, dokąd nie skupił wzroku na mnie. Uśmiechnął się.- Nie wiem jak ty, ale ja mam dość. Druga taka akcja i po mnie. Chyba jestem za stary na ostre numerki, choć nie powiem, żebym się na nie w przyszłości nie pisał.- Wstał, podał mi rękę i pomógł się podnieść, po czym przygarnął do siebie i mocno przytulił.- Idziemy spać, Ellie. Musimy być na lotnisku o 11, z całym bagażem, więc czeka nas wczesna pobudka.- Zakręcił wodę i pociągnął mnie do sypialni, nie fatygując się nawet z wycieraniem. Tam podał mi jedną ze swoich koszulek, na siebie naciągając drugą, podobną, na koniec nałożył bokserki i rzucił się na łóżko, aż jęknęło.- Co ty się tak nie odzywasz? Znów jesteś w szoku?- Spytał wreszcie, patrząc na mnie wesoło.
-Nie. Wszystko w porządku, Jay. Po prostu pomyślałam sobie, że masz prawdziwy dar przekonywania.- Stwierdziłam, wchodząc pod kołdrę i układając wygodnie głowę w zagięciu jego ramienia. Nawet nie wiedziałam, że jestem zmęczona, dokąd nie zamknęłam oczu: gdy raz to zrobiłam, nie miałam siły ponownie ich otworzyć.- Dobranoc, mistrzu.
W myślach uśmiechałam się do siebie i swojej przebiegłości, dzięki której dostałam to, na co czekałam i sprawiłam, że mój udawany chłopak przeszedł samego siebie. Muszę zapamiętać lekcję, której sama sobie udzieliłam. Muszę pamiętać, że ja też mogę mieć to, na czym mi zależy.


                                                                    ****

Na początek przepraszam za spóźnienie. Tradycyjnie nie wyrabiam się na czas, ale chyba już się do tego przyzwyczailiście ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał? W następnym pierwsze loty Ellie i... ale to już przeczytacie sami.
Pozdrawiam.
Yas.

niedziela, 8 września 2013

Coś wyjątkowego.

Wysiadłam z ociąganiem z wozu, widząc oczekującą na nas przed domem mamę Leto. Była niewysoka, co wyjaśniało bajeczny wzrost Shannona, miała długie włosy, miękko kładące się na ramionach i wyglądała na kobietę w wieku mojej babci. To trochę onieśmielało, ale bez ociągania pozwoliłam, żeby Jr mnie do niej zaciągnął.
-Cześć, mamo.- Uścisnął ją na powitanie, choć nie tak wylewnie, jak zrobił to chwilę wcześniej jego brat.- Mamo, to Ellie. Ellie, to moja mama.- Przedstawił nas w odpowiedniej kolejności.
-Constance Leto, miło mi wreszcie cię poznać.- Kobieta wyciągnęła do mnie rękę.
-Eleanor Swift.- Uścisnęłam ją nieśmiało.
-Wejdźcie, reszta już jest.- Starsza pani wskazała ręką dom, ale patrzyła na mnie, jakbym była jej najważniejszym gościem, albo atrakcją popołudnia, zależy, jak na to patrzeć. Ciekawa byłam, co usłyszała na mój temat od Shannona. Znając go o tyle o ile, nie spodziewałam się, żeby były to same suparlatywy, już prędzej, że zrobił ze mnie łowczynię, zasadzającą się na kasę brata i ciągnącą korzyści z tego, że mu się podobam.
W sumie akurat z tym by się nie pomylił.
-Mam nadzieję, że zrobiłaś moją ulubioną zupę, specjalnie głodziłem się od rana, żeby zmieścić więcej.- Shannon ruszył do środka.- Jak pomyślę, że przez kilka miesięcy będę jadł jakieś gówno...
-Wyrażaj się.- Matka natychmiast go upomniała, ale zrobiła to dobrotliwie, nie ze złością.- Oczywiście, że ugotowałam rosół.
Rosół? Na samą myśl zrobiło mi się zimno: niczego tak nie nienawidziłam, jak wodnistej cieczy o smaku kurzych zwłok, którą większość ludzi uwielbiała. Dostawałam mdłości od samego zapachu rosołu.
-Jared...- Złapałam go za rękę, spanikowana: jak mam powiedzieć jego mamie, że z konfrontacji z tą właśnie zupą zawsze wychodzę przegrana?
-Coś się stało? Wyglądasz na chorą.- Mój "chłopak" za to wyglądał na zaniepokojonego.
-Rosół.- Szepnęłam.- Nie zjem rosołu, choćby mnie kroili. Zwrócę po pierwszej łyżce, o ile w ogóle ją przełknę.
-Powiem matce, że nie lubisz. Ja też go nie jem, tylko Shan siedzi w nim po uczy.- Uniósł odrobinę lewą brew.- To będzie uroczo wyglądać.
-Shannon w zupie?- Nie zrozumiałam, o czym Jr mówi i wyobraźnia podsunęła mi obraz karła, siedzącego w pokaźnym garze...
-To, że mamy podobny gust kulinarny i oboje nie jemy mięsa.- Jared przyjrzał mi się uważnie.- Strasznie jesteś rozkojarzona, Ellie. Uspokój się, wyluzuj. Mówiłem ci, jak masz podchodzić do dzisiejszej wizyty tutaj. To nie twoja sprawa, co kto pomyśli.- Szeptał, pochylony w moją stronę.
Widziałam, jak jego matka obserwuje nas, a raczej mnie, rozmawiając z Shanem. Czułam się wystawiona na widok publiczny jak eksponat w muzeum, jakiś dziwoląg, wywleczony z kąta, postawiony na podwyższeniu i poddany chłodnej ocenie kustosza. W pewnym sensie Constance mogłą być dla mnie kimś w rodzaju znawcy, jeśli chodzi o dziewczyny Jareda. Znała zapewne te wcześniejsze, prawdziwe, i teraz porównywała mnie do nich. Czy była wśród tamtych jakaś jej ulubiona, z której stratą nie mogła się pogodzić i żałowała, że jej syn z nią skończył? A jeśli tak, to czy da mi odczuć, że się do tamtej nie umywam?
Łatwo powiedzieć "nie przejmuj się, Ellie, to nie twój biznes". Co mogłam poradzić na to, że się denerwowałam, czując na sobie wzrok kobiety, która była swego rodzaju wyrocznią w sprawach damsko-męskich syna? Nie byłam głupia, wiedziałam, że nawet tego nie chcąc, człowiek, który jest blisko zwiazany z rodzicami, zawsze bierze pod uwagę ich zdanie, choć nie zawsze postępuje zgodnie z nim. Miałam przecież brata, widziałam, jak zachowuje się wobec dziewczyny, której nasza mama nie lubiła.
-Jared, każesz nam na siebie czekać?- Starsza pani podparła się pod boki, uśmiechając się dobrotliwie. Wciąż nie odrywała ode mnie wzroku, przez co zaczynałam czuć się naprawdę nieswojo.
-Zajączek boi się, że ktoś zwędzi mu dziewuchę.- Shan oczywiście musiał się odezwać.- Dobra, idę pogadać z Tomo.- Dodał i uciekł ze śmiechem do domu.
-Zajączek?- Wyrwało mi się.
-Gdy Jared był mały i zmieniał zęby, wyrosły mu wielkie...
-Mamo!- Jr zaczerwienił się na policzkach.
-...górne jedynki, przez co zyskał przydomek "Zajączek".- Mimo jego protestów Constance dokończyła zdanie, mając przy tym w oczach wesołe iskierki.
Kurcze, chyba ją w tym momencie polubiłam. Chyba.
-Masz bardzo ładne oczy, Eleanor.- Podeszła, przyglądając mi się.- Jaredowi zawsze podobały się zielone, żałował, że jego własne takie nie są.
-A ja chciałabym mieć takie mocno niebieskie, jak on.- Powiedziałam, pesząc się jednocześnie, bo to nie była prawda. Za nic nie chciałabym mieć niebieskich oczu, nie przy blond włosach. To wydawało mi się zbyt tuzinkowe. Byłam dumna z barwy swoich tęczówek, intensywnej i soczystej, jakbym nosiła kolorowe szkła kontaktowe.
-Co prawda w dzisiejszych czasach transplantacja potrafi czynić cuda, ale raczej nie polecałabym wam zamiany. Twoje oczy są większe, Eleanor, Jared dostałby z nimi wytrzeszczu.- Constance zaczęła chichotać, całowicie mnie tym zaskakując. Widząc ją, wyglądającą na stateczną osobę, nie spodziewałam się, że będzie miała poczucie humoru. Tymczasem miała, i to dość pokaźne, czego dowodem był jej żart.
Może jednak nie okaże się smoczycą, pożerającą potencjalne partnerki swojego dziecka?
-Chodźcie, zanim Shannon wsadzi głowę do garnka z rosołem.- Wzięła Jr pod rękę i kiwnęła na mnie, żebym szła z nimi.- A właśnie, znając swojego młodszego syna muszę spytać: jadasz mięso, Eleanor?
-Raczej nie. Zdecydowanie nie.- Poprawiłam się natychmiast.
-Nie uprzedził mnie o tym. Trudno, za karę odda ci połowę swojej porcji bulionu warzywnego z ryżowymi kluseczkami.- Wzruszyła ramionami, jakby temat nie był wart dłuższej uwagi.- Długo się znacie?- Spytała znienacka.
Popatrzyłam z przerażeniem na Jareda: nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy trzymać się wersji, w której Jr był kumplem taty, czy improwizować, zwalając wszystko na przypadek. Wcześniej niczego nie ustaliliśmy, nie mieliśmy żadnego planu, którego moglibyśmy się trzymać. Przypuszczałam jednak, że Constance została zapoznana z "historią o tatusiu", bo taką znali znajomi Jareda.
-Znam ojca Ellie, nawet nie pamiętam, skąd. Przez jakiś czas nie mieliśmy kontaktu, potem jakoś przez przypadek znalazłem jego domowy numer i tak jakoś zadzwoniłem. Wtedy dowiedziałem się, że ma córkę, która próbuje szczęścia w LA. Sam zaproponowałem, że jeśli trzeba, to jej pomogę. Wiesz, mamo, głupio mi było po tak długim milczeniu po prostu udawać, że mnie to nie interesuje.- Jared przedstawił okrojoną historię naszego spotkania. Tę, której się spodziewałam. W duchu musiałam przyznać, że nieźle mu to wyszło, szczególnie kawałek z wyrzutami sumienia.
-Ty zawsze miałeś dobre serce.- Constance poklepała go po ramieniu i obróciła się do mnie.- To dobry chłopiec, prawda?- Spytała, jakby potwierdzenie z mojej strony miało upewnić ją, że się nie myli.
-Tak, naprawdę jest dobrym człowiekiem.- Przyznałam, rumieniąc się. Coś czułam, że tego popołudnia kolorki nie zejdą mi z twarzy na dłużej, niż kilka sekund. Peszyło mnie nie tyle zainteresowanie mamy Jareda, ile jej otwartość wobec mnie. Ledwie się poznałyśmy, a już usłyszałam, jak przezywano Jr w dzieciństwie, i spytano mnie, czy uważam go za dobrego. To było zastanawiające.
Zamyślona weszłam do domu, od progu słysząc głos Shannona i zaraz po nim śmiech Emmy. Mimowolnie zmrużyłam oczy i zacisnęłam zęby. Oczywiście, że była zaproszona, spodziewałam się, że z racji długiej współpracy z Jr i tego, że kiedyś omal nie zostali parą, Constance uważa ją za członka rodziny. Emmy nigdzie nie może zabraknąć. Przez cały czas, jaki spędziłam z Jaredem, ciągle albo ją widywałam, albo o niej słyszałam. Emma to, Emma tamto... Emma załatwi, Emma powiedziała... Dobrze, rozumiem, że zajmowała się większością spraw, do jakich mój-nie mój chłopak nie miał głowy albo czasu, ale chwilami czułam się osaczona Emmą. A najbardziej wkurzało mnie, gdy dostawałam od niej dyspozycje typu "jedź tu i tam i zrób to czy tamto". Jeszcze miałam w pamięci badania, które określiła jako rutynowe. Dla mnie takie nie były: robiono mi prześwietlenia, poprzedzone testem ciążowym, pobierano mi krew, a nawet zbadano ginekologicznie, choć miałam okres. Musiałam odpowiadać na dziesiątki pytań. Czułam się jak niewolnik, któremu wystawia się certyfikat, by osiągnąć za niego lepszą cenę, a nie jak dziewczyna, która ma po prostu jechać na wycieczkę. Byłam pewna, że wszystko to jest sprawką Emmy, jej rodzajem zemsty za komplikacje, jakie powstały z mojego powodu. Jeśli tak, to i ja miałam swoją satysfakcję: wyobrażałam sobie, jaką musiała mieć minę gdy dowiedziała się z mojej karty badań, że właśnie straciłam dziewictwo. Ach, musiała domyślać się, z kim.
-Idźcie do stołu, kochani, obiad czeka.- Constance puściła Jr, wzięła mnie za rękę i wsunęła moją dłoń w jego.- Zaraz do was dołączę.- Zniknęła w innych drzwiach niż te, do których zmierzaliśmy.
Jared zatrzymał mnie, gdy tylko jego mama zamknęła za sobą.
-Ellie, mam nadzieję, że pamiętasz, o co cię prosiłem? Żadnego wypytywania o mnie, żadnego wyznawania czegoś, mówienia o nas.- Szepnął. Minę miał odrobinę nietęgą, jakby zachowanie matki go przerażało. Znał ją lepiej ode mnie, czyżby więc zapowiadało się na wiecej atrakcji? Dowiem się, jak często musiała zmieniać mu pieluchy i w jakim wieku przestał sikać do łóżka?
-Spokojnie, przecież i tak nikt tu ze mną nie będzie rozmawiał.- Bąknęłam, pamiętając jak ignorowano mnie na grillu u Shana. Wątpiłam, żeby cokolwiek się od tamtej chwili zmieniło.- Acha...- Coś jeszcze przyszło mi do głowy.- Jared, jak to w końcu jest, ktoś prócz twojej mamy wie, że z sobą kręcimy, czy nie? Bo nie wiem już, co robić i co myślą inni.
-Kurwa, zapomniałem o tym.- Przez chwilę wyglądał na zagubionego i naprawdę przestraszonego sytuacją.- Matka wie, i nikt więcej. Chyba będę musiał porozmawiać z Emmą. Kurwa.- Podrapał się po brodzie, wodząc wzrokiem po mojej twarzy.
-Jared, a nie lepiej dać spokój? Twoja mama na pewno wspomni o nas, więc wszyscy się dowiedzą.- Podpowiedziałam, woląc, żeby nie rozmawiał o mnie ze swoją byłą niedoszłą.- A jak Emma będzie chciała coś wiedzieć, sama cię zapyta, prawda?- Pogładziłam go po policzku, szepcząc tak cicho, że ledwie siebie słyszałam.
-Chyba nie ma innego wyjścia.- Westchnął z rezygnacją i pociągnął mnie za sobą do salonu.
Gdy tylko się w nim zaleźliśmy, cała pewność siebie spłynęła ze mnie, jak woda. Czułam, jak wszyscy się na mnie gapią, przerywając rozmowy. Nie ma nic gorszego, niż zapadająca nagle cisza, gdy wchodzi się do pełnego ludzi pomieszczenia. Wymowny dowód na to, że jest się poza ich gronem, że uważają człowieka za obcego, intruza.
-Cześć.- Odezwałam się, bo wypadało, ale mój głos brzmiał nienaturalnie, jakbym odtworzyła nagranie z cudzym.
Jr wskazał mi wolne miejsce obok śmiesznego, zarośniętego bruneta. Usiadłam, robiąc to sztywno i z przeświadczeniem, że krzesło rozwali się pode mną dzięki złośliwemu zrządzeniu losu. Dłonie spociły mi się natychmiast, więc ukryłam je pod obrusem i wytarłam w sukienkę.
-Cześć, Ellie.- Emma, siedząca na wprost mnie po przekątnej, uśmiechnęła się, choć w oczach miała rezerwę i chłód.- Nie spodziewałam się ciebie tutaj.- Dodała. W ciszy, jaka nadal panowała, usłyszałam cichy syk, wydobywający się spomiędzy zębów Jr.
Okej, rozumiem. Więc moje pojawienie się na obiedzie było nietaktem? Powinnam była przywieźć Jr i siedzieć w samochodzie, jak przystało dobremu szoferowi? Emma, cudowna, wszechwiedząca Emma uważała, że moje miejsce jest gdzie indziej, ale nie tu?
Odetchnęłam głębiej, czując zalewającą mnie złość. Czarną, ponurą falę, powoli opanowującą mój umysł i podsuwającą mi tysiące kąśliwych odpowiedzi. Ale musiałam się opanować, nie chcąc przynieść wstydu Jaredowi... Choć, skoro prawdopodobnie i tak jutro polecę do domu... Gdybym teraz zaczęła pyskować i kłócić się z Emmą, miałby powód, żeby się mnie pozbyć.
Tak, wylałby mnie z pracy ku uciesze tej blond pindy, która pewnie z radości zatańczyłaby kankana w przejściu między siedzeniami w samolocie.
-To nie był mój pomysł, Emmo.- Powiedziałam, patrząc jej śmiało w oczy.
-Tak tak, pączuszek był gotów spieprzyć z samochodu, Jar ledwie jej to wyperswadował.- Niespodziewanie z pomocą przyszedł mi Shannon. Zerknęłam na niego z wdzięcznością, dziękując wzrokiem za wstawiennictwo, choć ostrożność podpowiadała mi, że jego intencje nie muszą wcale być takie, za jakie je brałam. Ale coż, mogłam cieszyć się, że choć przez chwilę nie byłam sama przeciw reszcie świata. Wywnioskowałam też, że Emma, na podobieństwo reszty ekipy, ma mnie za faneczkę, która wykorzystała znajomości tatusia, by wkręcić się do łóżka Jr. To właśnie widniało na jej twarzy, przekonanie, że jestem zwykłą, napaloną na gwiazdora zdzirą, i że głupio mi, bo oni o tym wiedzą.
Przykro mi było, że tak mnie zaszufladkowali. Nie mieli racji, to nie ja byłam napalona i nie mnie zależało, żeby ciągnąć całą tę szopkę. Nie ja wpadłam na pomysł z udawaniem, nie ja nalegałam, żeby wpisać mnie na listę osób towarzyszących Jaredowi w trasie. Nie ja. Ale nie mogłam powiedzieć tego na głos, zdradzić prawdy, nie robiąc krzywdy sobie i nie narażając Jr na przykrości. A także, o czym teraz pomyślałam, nie raniąc jego mamy, która widziała we mnie dziewczynę syna i wydawała się być mi przychylną.
Boże, jeszcze to... W co ja się w ogóle wdałam, dlaczego zgodziłam się na ten teatrzyk? Wdepnęłam, nie da się ukryć. Wbrew sobie musiałam kłamać dalej, budząc wyrzuty sumienia i wstydząc się tego, co robię.
Po co się tym przejmować? Przecież jutro wrócisz do domu, olejesz Jr i jego Towarzystwo Wzajemnej Adoracji.
Fakt. Dziś był ostatni dzień oszukiwania, mój ostatni występ, i chciałam wypaść dobrze, zasłużyć na brawa publiczności i pozytywną opinię krytyków. Potem zejdę ze sceny na dobre.
-A co tu taka grobowa atmosfera?- Constance postawiła przede mną i Jr talerze z niewielkimi porcjami bulionu. Dopiero teraz zauważyłam, że reszta już ma przed sobą zupę, a niektórzy zdążyli już ją skończyć.
-Jemy, a przy jedzeniu się nie gada.- Shannon wyjaśnił, nie dając innym szansy powiedzenia czegoś innego.
-To dobrze, bo już myślałam, że coś się stało.- Usiadła na wprost mnie. Najwyraźniej wcześniej sama ustaliła miejsca dla gości, chcąc mieć mnie na widoku i mogąc obserwować, bo teraz prawie nie odrywała ode mnie wzroku. Ale nie patrzyła na mnie tak, jak Emma, ostro i z niechęcią, tylko z jawnym, niekrytym zainteresowaniem, zwykłą ciekawością, kim okaże się nowa przyjaciółka jej syna.
W miarę upływu czasu atmosfera nieco się rozluźniła i przy stole rozległy się rozmowy. Głównie te dotyczące nadchodzącej trasy, pełne profesjonalnego żargonu, dziwnych określeń, które nic mi nie mówiły. Ważne jednak było to, że w ogóle ktoś coś mówił, a nie to, czy ja coś z tego rozumiałam. W sumie mogłam nawet nie odzywać się słowem, i chyba to byłoby dla wszystkich najlepsze. Jak zastrzegł wcześniej Jr: mogłam odpowiadać na pytania, jeśli ktoś by mi jakieś zadał, i nie robić nic więcej.
Przy drugim daniu, dla mnie i dla Jareda składającym się z pieczonych zimniaków, sałaty i sojowych kotlecików o pysznym smaku, zastępujących jedzoną przez resztę gości pieczeń wołową, czułam się na tyle komfortowo, by z uśmiechem słuchać toczących się rozmów. Nadal były dla mnie w połowie niezrozumiałe, ale nie zależało mi, by zmieniano temat.
-Aż miło patrzeć, jak jesz, Eleanor.- Usłyszałam pełen uznania głos Constance.- Naoglądałam się tyle dziewczyn, skubiących swoje porcje w obawie, że przybędzie im gram wagi, a ty pochłaniasz wszystko, wcale się tym nie przejmując. To prawdziwy komplement dla mnie, jako gospodyni.
Zmarłam z widelcem nad talerzem, z miejsca czując, że znów znalazłam się w centrum uwagi.
-Lubię jeść.- Stwierdziłam cicho, oblewając się rumieńcem. To było wszystko, co mogłam powiedzieć, przecież nie wyjaśnię, że przymierałam głodem przez parę miesięcy i korzystam, nadrabiając straty.
-O tak, wciągasz jak odkurzacz, robisz mi konkurencję. Zawsze to ja żarłem najszybciej.- Shannon roześmiał się wesolutko.- A właśnie, skoro już mówimy o odkurzaczach...- Jego ton zmienił się na ten, którego nie lubiłam, stając się nieco obleśny.- Połykasz?
Nie spodziewałam się, że zada mi takie pytanie, w dodatku przy stole, w obecności ludzi, którzy od początku mieli mnie za łatwą. Zaczerwieniłam się jeszcze mocniej, czując, że twarz pali mnie żywym ogniem, ale teraz było to spowodowane złością. Choć może w towarzystwie, w którym się znalazłam, podobne żarty były na porządku dziennym, przynajmniej ze strony Shannona? Może w ten sposób zachowywał się zawsze? To byłoby do niego podobne, tym bardziej, że goście nie zareagowali oburzeniem, a śmiechem, jakby byli przyzwyczajeni do podobych sytuacji i czekali, jak zareaguję.
Musiałam coś powiedzieć, coś na tyle odpowiedniego, żeby się nie zbłaźnić, i nie wyjść na taką, za jaką mnie mieli.
-Nie.- Pokręciłam głową, podnosząc na Shannona wzrok.- A ty?
Przez sekundę czy dwie przy stole panowała cisza, potem Shan ryknął śmiechem, odchylając głowę i pokazując komplet zadbanego uzębienia. Śmiał się szczerze, nie udawał, rechotał tak, że z oczu popłynęły mu łzy, które otarł wierzchem dłoni, wciąż chichocząc. Nawet Constance się śmiała, patrząc na mnie z czymś w rodzaju uznania.
Czyżbym właśnie zdała jakiś test?
-Idę zapalić.- Ktoś wstał od stołu, dając tym samym sygnał innym. Po kolei znikali za drzwiami ogrodu, pięknego i pełnego kwitnących kwiatów, głównie róż.
-Pomożesz mi posprzątać, Eleanor?- Prośba Constance zatrzmała mnie, gdy podnosiłam się z krzesła.
-Jasne, pani Leto.- Uśmiechnęłam się do niej.
-Connie. Wszyscy tak się do mnie zwracają, nie rób wyjątku. Wiem, że jesteś młoda, ale wiek nie gra dla mnie roli. Tym bardziej, że jesteś dziewczyną Jareda.- Podała mi stertę talerzy i ruszyła przodem, prowadząc mnie do kuchni.
-Ja też pomogę, sporo tego.- Jr, z tacą pustych szklanek, poszedł za nami. Najwyraźniej nie chciał tracić mnie z oczu i wolał mieć baczenie na to, co ewentualnie powiem, niż plotkować w ogrodzie.
Postawiłam talerze na szafce przy zlewie, obok tych, które zostawiła Connie, i ruszyłyśmy w drugi kurs do salonu.
-Wydawałaś się bardzo onieśmielona, Ellie. Źle czujesz się w towarzystwie?- Mama Leto zaczęła mnie wypytywać. Jasne, spodziewałam się tego, ale i tak od razu spięłam się w środku, choć na zewnątrz nie pokazywałam po sobie niczego.
-Prawie nikogo tu nie znam. I prawie nikt nie zna mnie.- Wyjaśniłam. Nie powiedziałam na głos, że perspektywa poznania jej też dokładała swoje. Tego akurat pewnie sama się domyślała.
-Jesteś bardzo skromną i sympatyczną dziewczyną.- Zaśmiała się i popatrzyła na Jareda, układającego szklanki w równy rządek.- Szczerze powiem, straciłam już nadzieję, że mój syn zwiąże się z kimś normalnym. Wszystkie te aktorki, modelki, zmanierowane gwiazdeczki, z którymi dotąd się zadawał, nie były warte funta kłaków. Wyniosłe, ważne, i przemielone przez machinę biznesu. Do tego wyrafinowane. W życiu nie widziałam, żeby któraś z nich się zarumieniła, takie były zimne w środku.- Connie mowiła, a ja czułam się coraz gorzej ze świadomością, że bierze za prawdę coś, co nie istnieje. Nie różniłam się niczym od kobiet, o których mówiła, a nawet byłam od nich gorsza, bo brałam od Jr pieniądze, byłam jego dziwką.
-Daj spokój mamo, nie ma o czym mówić.- Wtrącił. Głos miał... płaski, pozbawiony barwy i jednocześnie przesycony emocjami, głównie zdenerwowaniem.
-Mówię tylko, że wreszcie poszedłeś po rozum do głowy, dotąd miałam wrażenie, że jest ci potrzebna tylko do noszenia kapelusza.
Zostawiłam ich i poszłam do salonu, chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Może przy odrobinie szczęścia natknę się na Shannona, wolałam już jego głupie teksty od tego, co mówiła Connie. Wstyd, że oszukuję kobietę, która jest do mnie tak przychylnie nastawiona, prawie mnie dusił. Naprawdę, dla pieniędzy sprzedałam nie tylko ciało, ale i swoje poczucie przyzwoitości, zasady, jakimi się kierowałam, wszystko, co we mnie dobre i poprawne. Byłam w tej chwili godna pogardy, nie sympatii, z którą się spotkałam.
Nie dane mi jednak było zostać samej: zaraz za mną  salonie zjawiła się mama Leto.
-Jaredowi musi na tobie naprawdę zależeć, skoro tak blisko ciebie się trzyma. Widzę, jak się o ciebie martwi.- Kontynuowała, wbijając mnie w coraz większe poczucie winy. Gdyby wiedziała, że jego troska wynika z lęku o to, czy czegoś nie palnę....- Domyślam się, że z sobą sypiacie.- Powiedziała ciszej, przysuwając się do mnie o krok i rzucając szybkie spojrzenie w stronę kuchni.- Nie bierz mi tego za złe, ale lepiej, gdybyście na początek się zabezpieczali. Teraz nie jest dobry moment na dzieci, niech Jared skończy promocję, zagra te swoje koncerty. Potem, jeśli takie są wasze plany, chętnie zostanę babcią.- Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu rozmarzenia.- Dla Jareda to najwyższy czas na rodzinę, a ja byłabym szczęśliwa, gdyby osiadł w miejscu i przestał krążyć po świecie.- Mrugnęła kilka razy.- On potrzebuje rodziny.
Stałam obok niej jak kołek, nie mając odwagi się poruszyć czy odezwać. Byłam przerażona i zaszokowana tym, że bierze wszystko tak poważnie i maluje przede mną wizje, które nigdy tak naprawdę się nie spełnią. Chciałam uciec, albo ogłuchnąć, żeby nie słyszeć więcej ani słowa o tym, czego spodziewa się po mnie i Jr.
-Wiesz, że nigdy wcześniej nie zabierał swoich dziewczyn w trasę?- Spytała i mówiła dalej, nie czekając na moją reakcję.- Musi cię bardzo kochać, skoro teraz to robi.
Przełknęłam ślinę, czując, jak wszystko we mnie zwija się w ciasny kłębek ze wstydu. Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz całą prawdę o mnie i o tym, co łączy mnie z Jr. Powiedzieć, że nie jestem jego dziewczyną tylko laską, która sprzedała mu cnotę, a jako że już ją odebrał i zapłacił, nie jadę z nim, a wracam do domu. Wyjaśnić, że miałam jechać tylko po to, żeby miał co pieprzyć, że wcale mnie nie kocha, może lubi, i że w tym wszystkim chodzi tylko o seks, i satysfakcję jej syna, dostającego pierdzielca na punkcie moich nóg.
Chciałam to powiedzieć, zrzucić z siebie cały ciężar, i otworzyłam nawet usta, ale w tej samej chwili w salonie zjawił się Shannon, najwyraźniej słyszący ostatnie słowa matki. Miał dziwną, rozbawioną minę, i przeczący wesołości mrok w oczach.
-Żebyś wiedziała, mamo, że tych dwoje łączy coś naprawdę wyjątkowego.- Powiedział, patrząc na mnie ostrzegawczo.- Sam jestem tym zaskoczony i nie dowierzam, ale mój brat potrafi zaskakiwać jak mało kto. A właśnie, mamo, Vicky chce od ciebie ten przepis na ciasto.- Dodał.
-Całkiem o tym zapomniałam zaraz go poszukam.- Connie klepnęła się w czoło i wróciła do kuchni, zatrzymując Jareda i prosząc go o pomoc w poszukiwaniach.
Opuściłam wzrok, nie mogąc znieść oskarżycielskiego spojrzenia Shannona. Słyszałam, jak idzie w moją stronę, potem jego nogi pojawiły się w moim polu widzenia.
-Prawie jej powiedziałaś, co?- Odezwał się szeptem.- Gdybyś to zrobiła i sprawiła jej przykrość, połamałbym ci gnaty gołymi rękami. W dupie mam, czy żre cię sumienie, niech cię wpierdala. Trzeba było się tu nie pchać, a skoro już tu jesteś, będziesz tańczyć do muzyki, jaką gramy.- Warknął groźnie.
-Nie bój się, nie miałam zamiaru nic mówić.- Syknęłam, nabierając odwagi.- I nie boję się ciebie, więc mi nie wygrażaj.- Dodałam, odwzajemniając jego wrogie spojrzenie równie nieprzyjaźnie.- A skoro już mam tańczyć, to zagrajcie coś lepszego, bo wasza muzyka to bełkot i kocie jęki.
-Lubię takie wyszczekane suczki.- Shan wyszczerzył się w uśmiechu, któremu daleko było do miłego.
-Już to słyszałam.- Wydęłam lekceważąco usta.
-Jesteś pewna, że nie chcesz zostać w LA? Mógłbym wynająć ci jakieś mieszkanie i dać na ciuchy czy coś.- Powiedział, z wrogiego zmieniając ton na zwykły, prawie obojętny.
-Nie wiesz, po co?- Zdziwiłam się. To, co mi proponował, było zaskakujące.- Chcesz mnie sponsorować?
-Mam sporo kasy, nie muszę oszczędzać.- Pochylił się, a raczej przybliżył odrobinę.- Miałabyś chatę, brykę, kartę kredytową, nie musiałabyś pracować. Wystarczy, że pozwalałabyś mi się dupczyć co dwa, trzy dni.- Mówił gorączkowo, z błyszczącymi ekscytacją oczami, w których być może, w innych okolicznościach, przepadłabym z kretesem.
-Twoje słownictwo powala.- Prychnęłam, równocześnie zastanawiając się, jak zareagować, co odpowiedzieć na tak jawną ofertę. Oczywiście, że jej nie przyjmę, ale czy mówiąc o tym teraz, nie zrobię z Shannona swojego wroga? Mogłam przecież potrzymać go w niepewności, na dodatek wiedząc, że dokąd nie odpowiem "tak" lub "nie", będę mieć go po swojej stronie. Nawet na jeden dzień mogło to okazać się przydatne.- Dobrze, rozważę twoją propozycję.
-Serio?- Jego brwi, i tak zadarte, powędrowały w górę.- Świetnie. Niezła z ciebie dupa, w dodatku całkiem w porządku, jak na dziwkę. Zobaczysz, nie pożałujesz.- Odsunął się, robiąc minę zadowolonego z siebie. Zupełnie, jakbym już zgodziła się być jego panienką. Ależ ten facet miał pewności siebie...
-Shannon, możesz otworzyć wino?- Głos Connie dobiegł od drzwi kuchni. W samą porę, bo nie wiedziałam, o czym mogłabym z nim rozmawiać, a wysłuchiwanie jego krzywych tekstów nie bardzo było mi na rękę. I tak miałam dość spraw, nad którymi moja biedna głowa pracowała. Najgorszą z nich było poradzenie sobie z poczuciem, że jestem strasznym zerem. I nie chodziło mi o to, że sprzedałam Jr tyłek, a o to, jak postępowałam w tej chwili wobec jego mamy. To było podłe, wstrętne, ja byłam wstrętna. Pozwalałam, żeby widziała we mnie kogoś, kim nie byłam. Czułam się z tym źle, ale po chwili przyszło mi na myśl, że nie tylko ja jestem temu winna. Gdyby Jared nie kręcił i nie motał, ja też nie musiałabym tego robić. Byłabym w porządku.
Tyle, że wtedy musialabym wyjawić, dlaczego kręcę się przy boku gwiazdora. Tego też nie chciałam robić. Nie chciałam, żeby jego znajomi dowiedzieli się, w jaki sposób zarobiłam na bilet do domu.
Nie wiedziałam już, co gorsze: kłamać, żeby wyjść z twarzą z całej tej porąbanej historii, czy powiedzieć prawdę, narażając się na drwiny. Próbę tego drugiego miałam w osobie Shannona. Czy chciałam wysłuchiwać, jaką jestem szmatą, od kogoś jeszcze? Nie. Więc nie miałam wyboru, musiałam pogrążać się w kłamstwie, pocieszając się jedynie tym, że długo to nie potrwa, a z Connie nie spotkam się więcej po dzisiejszym dniu. Spokój, jaki czeka mnie po powrocie do domu, był zasłużoną nagrodą za wszystko, czego się obecnie dopuściłam.
Westchnęłąm i przetarłam dłońmi twarz, jakbym w ten sposób mogła zerwać z niej maskę, którą nosiłam.
-Wszystko w porządku, Ellie?- Usłyszałam zza pleców zaniepokojony głos Jr.
Obróciłam się w jego stronę, starając się nie wybuchnąć: w jednej chwili skupiłam na nim całą złość i żal o to, co się działo. A jednak, widząc go, przygarbionego, z niepewną, zagubioną miną, porzuciłam zamiar wyrzucenia mu swoich pretensji.
-W sumie tak, jestem tylko trochę oszołomiona.- Powiedziałam.- Dzieje się tyle, i tak szybko, że nie nadążam. Twoja mama...- Nie dokończyłam, wzruszając ramionami.
-Wiem. Nasłuchałem się.- Skrzywił się z niechęcią i podszedł do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach. Potem przesunął je w tył, na moje plecy.- Kurwa, wszystko wymyka mi się spod kontroli, nie panuję nad tym. Nie lubię tego.- Przyznał. Nadal wyglądał na pogubionego, ale teraz w jego oczach pojawił się nowy wyraz, coś jakby desperacja?.- Nienawidzę, gdy coś idzie nie po mojej myśli, dosłownie mnie to wykańcza.
-Było nie wymyślać.- Delikatnie wypomniałam mu, że to on zaczął.
-Było się nie zgadzać.- Odpalił natychmiast.
Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, potem, jak na komendę, parsknęłiśmy śmiechem. Jared objął mnie i uścisnął, jakby pozbył się przygniatającego go do ziemi cieżaru. Co dziwniejsze, ja sama czułam się, jakby spadło ze mnie ogromne brzemię. Zrozumiałam, że wina za to, co się dzieje, rozkłada się po równo na nas obojgu. Żadne z nas nie nabroiło więcej, niż drugie, za to nakręcaliśmy się wzajemnie, podsycając chęć dalszego udawania. Czy mi się to podobało? Nie bardzo, ale skoro już w tym tkwiłam, mogłam poświęcić jeszcze odrobinę czasu na szlifowanie sztuki aktorskiej. Grunt, żeby wszystko skończyło się dobrze.

                                                               *****

Uff, dość na dziś. Ciąg dalszy w następnym odcinku ;) 
Mam nadzieję, że nikt nie ma mi za złe urwania opowieści praktycznie w połowie akcji? Przynajmniej będę mogła poukładać sobie dokładnie to, co jeszcze chcę napisać, zamiast starać się umieścić w tym kawałku wszystko, a trochę tego jest. Przed nami przecież jeszcze trochę akcji u mamy Leto, potem wieczór u Jr... A tego ostatniego szczególnie nie chcę spieprzyć zbytnim pośpiechem.
Pozdrawiam i czekam na komentarze :)
 Yas.

wtorek, 3 września 2013

Ale o co chodzi?

Przeciągnęłam szczotką po włosach Jareda jeszcze raz, wygładzając je tak dokładnie, jak się dało. Były miękkie, delikatne, miłe w dotyku, jakby należały do młodej dziewczyny, a nie do faceta po czterdziestce. Aż mu ich zazdrościłam, choć mogły być odrobinę gęściejsze.
-Zadowolony?- Spytałam, chcąc się cofnąć, ale przytrzymał mnie, obejmując mi biodra ramionami. Stałam między jego nogami a on siedział i patrzył w górę, uśmiechając się lekko.
-Nawet bardzo, Ellie. Dawno nie byłem tak zadowolony, jak ostatnio.- Mruknął, poruszając brwiami.
Od dwóch dni, od chwili, gdy zaatakował mnie z zaskoczenia, wciąż karmił mnie podobnymi słowami, jakby nie mógł przestać się mną zachwycać. Mimo tego, że zrobiliśmy to tylko raz, mimo, że od tamtej pory prawie mnie nie dotykał, poza chwilami, gdy obejmował mnie, podobnie jak teraz. Domyślałam się że czeka, aż skończy mi się okres, który zjawił się niespodziewanie w kilka godzin po mojej seksualnej inicjacji.
-Mógłbyś się ogolić.- Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi na myśl, onieśmielona tym, jak Jr się we mnie wpatrywał.
-Nie podobam ci się taki?- Spytał, nie odrywając ode mnie oczu.
-Nie no, czemu... Tylko pomyślałam, że wyglądałbyś wtedy młodziej.- Bąkałam, czerwieniąc się.
Jr mi się podobał. Nie wiem, czy powodem było to, że niejako wmówiłam sobie już wcześniej, że jest przystojny, czy też naprawdę miałam go za takiego po naszym pierwszym razie. Chyba obie opcje miały w tym swój udział w jednakowym stopniu. Dodatkiem było zachowanie Jareda wtedy, gdy rozbeczałam się pod wpływem emocji i ulgi, że mam "to" za sobą. Przeciętny facet pewnie objechałby mnie za to, że się mażę, ale on tego nie zrobił. Wręcz przeciwnie. Był tak delikatny i troskliwy, że nie mogłam uspokoić się przez dobre pół godziny, bo gdy tylko przestawałam płakać, jego zachowanie od nowa mnie rozbrajało. Kto inny wziąłby mnie do lazienki, postawił na ręczniku i obmył, potem wytarł do sucha, podał świeżą bieliznę, na koniec ubrał w swoją koszulkę i położył do łóżka? Który facet zrobiłby tak z dziewczyną, której miał zapłacić za seks? Prędzej spodziewałabym się usłyszeć, że mam się zamknąć, a najlepiej kłaść się i rozłożyć nogi jeszcze raz, niż być spytaną dziesiątki razy, czy wszystko w porządku i czy czegoś potrzebuję, czy chcę gorącej herbaty...
-Sądzisz, że wyglądam staro?- Pytanie Jr wyrwało mnie z rozmyślań. Zamrugałam, patrząc na niego, i uśmiechnęłam się.
-Nie, tylko...- Zawahałam się, szukając odpowiednich słów, mających najprościej wyrazić to, co chodziło mi po głowie.- Tylko wiesz, ja mam 22 lata, i to widać, trochę boję się, co powie twoja mama, jak mnie zobaczy.- Wyznałam wreszcie, z góry bojąc się reakcji Jareda. Dotąd nie poruszałam tematu, zgrabnie udając przed sobą, że nie istnieje, ale dziś, za godzinę, mieliśmy jechać do niej na obiad, a ja naprawdę się tego bałam.
-Ellie.- Jr odsunął mnie i wstał, poważniejąc w jednej chwili.- Byłoby dobrze, gdybyś nie zawracała sobie tym głowy, szczególnie że spotkasz się z Constance tylko raz, i nie powinno cię obchodzić, co pomyśli. To nie twoja sprawa, pilnuj tylko, żeby nie wyszło na jaw, kim naprawdę jesteś. Jedynie Shan wie, a on nie piśnie słowa, więc po prostu trzymaj buzię na kłódkę i grzecznie odpowiadaj na pytania. Żadnego wywnętrzania się, wymyślania, jak to nam razem dobrze, rozumiesz? Matka wie tylko, że kogoś poznałem, że to jest świeże i jeszcze nie wiadomo, czy wypali. A nie wypali, o czym my oboje doskonale wiemy. I niech tak zostanie. Nie mów o tym, że za parę tygodni wracasz do domu. Nie wieszaj się na mnie demonstracyjnie, bądź w miarę powściągliwa, a wszystko będzie w porządku. Jasne?- Skończył swój monolog, czekając na potwierdzenie, że zrozumiałam, czego po mnie oczekuje.
-Taaa...- Wydęłam usta, z trudem powstrzymując się przed dodaniem "szefie". Nie chciałam go drażnić, wiedząc, jaki bywa nerwowy z byle błahego powodu. Pan Jared "Rób Co Mówię" Leto, w jednej chwili kumpel, za minutę kochanek, potem pouczający mnie staruszek. Chwilami przypominał mi moich rodziców, którzy kiedyś w podobny sposób uczyli mnie co wolno, a czego nie.- Czy ty próbujesz mnie wychowywać?- Wyrwało mi się, nim pomyślałam, co mówię.
Jr nic nie odpowiedział, zmierzył mnie za to ostrym wzrokiem i poszedł do łazienki, zamykając za sobą drzwi tak delikatnie, iż miałam pewność, że miał ochotę nimi trzasnąć. Co go tak wpieniło? To, że obawiałam się opinii jego matki, czy to, że zasugerowałam mu niezdrową fascynację młodymi dziewczynami? Jeśli to drugie, to cóż, palnęłam głupio i przeproszę go za to w dogodnej chwili. Jeśli to pierwsze...
Musiałam przyznać przed sobą, że miał trochę racji w tym, co mówił. Będąc z nim tylko dla kasy i na niby, nie powinnam martwić się, co pomyśli o mnie jego rodzina. W sumie mówiąc o tym, w pewnym sensie wpychałam się tam, gdzie nie moje miejsce. Mógł pomyśleć, że czuję się jego dziewczyną, zapędzam na nie swoje tereny, zamiast trzymać się jasno wyznaczonych granic. Dziwka chyba nie powinna pytać klienta, co powie jego matka na to, że jest młodą, ledwie opierzoną dupą, a on wszedł właśnie w wiek średni.
Kurde, naprawdę się zagalopowałam.
Rozmyślając nad rozwiązaniem konfliktowej sytuacji poszłam do swojego pokoju i wyjęłam z szafy sukienkę, którą postanowiłam dziś założyć. Jr chciał, żebym wyglądała skromnie i ładnie, więc wybrałam lekką szafirową kieckę bez rękawów, z niewielkim dekoltem, rozszerzaną od pasa i długą do kolan. Świetnie podkreślała kolor moich oczu i pasowała do opalenizny, a przy tym była naprawdę niewinna, jak ja jeszcze trzy dni temu.
Do sukienki dobrałam delikatne sandałki ze srebrnymi paskami, zapinanymi wokół kostek. Miały niewielki obcas, akurat taki, żebym była prawie równa wzrostem z Jaredem. I wyższa od Shannona, pomyślałam nie bez satysfakcji. Nie lubiłam starszego Leto, głównie za to, że nie szczędził przykrych słów pod moim adresem. Może i sprzedałam się jego bratu, ale to nie usprawiedliwiało ciągłych docinków z jego strony, ani propozycji, jakie mi rzucał. Byłam daleka od zamiaru skorzystania z którejkolwiek, i powinien przyjąć to do wiadomości. Z drugiej strony wydawał mi się na to zbyt tępy i nastawiony na bzykanie wszystkiego, co nie cuchnie rozkładem i nie ucieka na drzewo.
Zaczęłam chichotać, rozbawiona ostatnią myślą, wyobrażając sobie Shana, goniącego spieprzającą w popłochu wiewiórkę, wykrzykującego do niej swoje obleśne teksty o tym, jak dobrze może jej zrobić i ile orzeszków jej za to da.
Wciąż chichocząc dokończyłam toaletę, splatając włosy w gruby warkocz, spływający mi na plecy, potem obejrzałam się krytycznie w lustrze. Wyglądałam młodo, naprawdę młodo i dziewczęco, niemal niewinnie, jakbym dopiero wchodziła w dorosłość, nie posmakowawszy niczego z nią związanego. Skrzywiłam się, mając wrażenie, że trochę przesadziłam, i zrobiłam szybko lekki makijaż, dzięki któremu przestałam przypominad nastolatkę. Teraz byłam zadowolona, i miałam nadzieję, że Jared również uzna mój wygląd za odpowiedni do sytuacji.
Wyszłam z pokoju, natychmiast natykając się na niego, zajętego zapinaniem białej jak śnieg koszuli. Omal nie parsknęłam śmiechem: nie ogolił się co prawda, ale skrócił zarost tak, że niemal go nie było. Więc jednak zależało mu na opinii matki, chyba, że miał na uwadze moją. Trochę w to wątpiłam, choć gdyby się zastanowić…
-Ładnie wyglądasz.- Rzucił od niechcenia, wodząc po mnie wzrokiem z góry na dół i z powrotem.- Do twarzy ci w tym kolorze.
-Dziękuję.- Dygnęłam jak pensjonarka, unosząc odrobinę rąbek sukienki i odsłaniając na moment kolana.- Tobie też niczego nie brakuje.- Dodałam, odwdzięczając się za komplement. W myślach uniosłam radośnie ręce, wietrząc w jego słowach koniec dąsów i dalszych pouczeń. Może, siedząc w łazience, doszedł do wniosku, że trochę przesadził?
-Nie jedziemy sami, Shannon po nas wpadnie. Ma po drodze w obie strony.- Jr dopiął koszulę do samej góry, potem pokręcił głową i rozpiął dwa górne guziki. Widocznie nie należał do facetów, którzy dobrze czuli się w eleganckiej garderobie, zresztą miałam sporo okazji widzieć, w czym chodził. Co jak co, ale gust pod tym względem miał naprawdę wyjątkowy i niepowtarzalny. W życiu nie widziałam, żeby ktoś nosił się w takich ciuchach, w jakich lubował się Jared, do tego dobierając je w sposób, na jaki ja bym nie wpadła. Przykładowo spodnie, kończące się gdzieś nad kostkami, wyraźnie przykrótkie, jakby miał wodę w piwnicy i bał się, że zmoczy nogawki. Do tego buty, na które nie spojrzałabym drugi raz, widząc je na wystawie w sklepie. No i te jego podkoszulki, rozchełstane do pasa, jakby usilnie starał się pokazać jak najwięcej ciała i pochwalić się liczbą żeber.
A mimo to i tak mi się podobał.
-Zabrałaś tabletki?- Spytał, podwijając rękawy do łokci.
-Właśnie miałam je schować do torebki.- Skłamałam gładko, okręcając się na pięcie i wracając do pokoju. Tak naprawdę zapomniałam o nich na śmierć i pewnie zostawiłabym je w szufladzie, gdyby Jr mi o nich nie przypomniał. Nie miałam głowy do takich rzeczy, przykre to, ale prawdziwe. Dobrze, że mój udawany chłopak ustawił w swoim telefonie alarm, inaczej pewnie brałabym je o różnych godzinach, co mogłoby mieć przykre konsekwencje.
Chowając słoiczek spojrzałam na spakowane walizki, czekające spokojnie pod ścianą pokoju. Dwie duże i jedną mniejszą. Moje bagaże na podróż do Europy. Patrząc na nie zagryzłam wargę, zastanawiając się, jak wyjaśnię w domu fakt, że ja, zwykła dziewczyna z reklamy balsamu do stóp, rozbijałam się po świecie, jakby było mnie na to stać. Wątpiłam, by ktoś uwierzył, że miało to związek z moją pracą: przecież nie powiem mamie, że kręciliśmy ujęcia na plażach Morza Śródziemnego, bo tam jest ładniejszy piasek. Nikt w to nie uwierzy. W żaden sposób też nie mogłam ukryć wyjazdu, ślad po nim pozostanie w moim paszporcie. Co miałam zrobić, wyrzucić dokument po powrocie i udawać, że go zgubiłam, albo zgłosić jego kradzież? A co, jeśli w którymś momencie wyrwie mi się coś, co zdradzi, że byłam za granicą? Musiałabym okropnie się pilnować, żeby nie powiedzieć nic podejrzanego, szczególnie, gdybym w telewizji zobaczyła coś, co widziałam na żywo.
Co innego, gdybym powiedziała, że wyjechałam z chłopakiem, z którym byłam, i pokłóciliśmy się o coś, zerwaliśmy, a ja wróciłam do kraju. Nawet nie musiałabym zdradzać, kto to był, mówiąc, że po prostu był na tyle bogaty, żeby zabrać mnie w podróż służbową. Odkąd zadzwoniłam do domu z nowego numeru, rozmawiałam z mamą kilka razy, spodziewałam się więc, że będzie dzwoniła do mnie jeszcze, i zdziwi się, że rozmowa kosztuje ją majątek.
Cholera, w całej tej historii kłamstwo goniło kłamstwo, a ja czułam się przez to podle. Bałam się, że po powrocie nie będę umiała spojrzeć jej w oczy ze wstydu, bo nigdy, przez całe dotychczasowe życie, nie oszukiwałam jej ani taty. Nie musiałam. A teraz?
Westchnęłam. Teraz byłam dziwką, do tego kłamliwą i udającą kogoś, kim nie była. Cieszącą się z pieniędzy, które dostanie, szalejącą w drogich sklepach i wydającą kasę faceta, który na uwadze miał tylko to, żeby ją zapiąć. Po prostu prywatna, dostępna w każdej chwili pochwa na długich nogach. Oto ja.
A najgorsze w tym wszystkim było to, że wcale aż tak już się tym nie przejmowałam. Ot, zrobiłam, co zrobiłam, ciągnęłam z tego korzyści, z postanowieniem, że potem o tym zapomnę. Nawet nie wiedziałam, że tak łatwo mi to przyjdzie. Widocznie nie znałam siebie tak dobrze, jak myślałam, że znam, lub też nowe doświadczenia obudziły we mnie cechy, o których istnieniu nie miałam pojęcia.
Czy każda dziewczyna, która się sprzedała, przechodziła przez to samo?
Zostawiłam myśli w spokoju, nie widząc sensu w dalszym zagłębianiu się w nich, i tak do niczego nie mogło mnie to doprowadzić, może jedynie do tego, że znów zacznę widzieć siebie w złym świetle, a tego nie chciałam. To było mi niepotrzebne w obecnej sytuacji. Tym bardziej, że w sumie nie było tak źle, jak mogło być, a Jared okazał się facetem na poziomie. Mogłam trafić gorzej, więc trzeba docenić to, co dostałam.
Nagle, zupełnie bez powodu, zrozumiałam jedną rzecz: naprawdę mam za co dziękować losowi. To, co mi dał, było jak wygrana na loterii. Ile dziewczyn, decydujących się na kupczenie ciałem, mogło powiedzieć, że nic złego ich w związku z tym nie spotkało? Ile dziewic po pierwszym razie było traktowanych tak, jak ja? Nawet własny chłopak, taki prawdziwy, mógł być bardziej obojętny wobec mnie, niż był w tamtej chwili Jared. Na dodatek kłamał o mnie przed ludźmi, dla których byłam obca. Dobrze, mógł robić to, bo tak było mu wygodnie, bo dzięki temu miał mnie pod ręką, ale i tak z jego strony było to spore poświęcenie. Być może sporo ryzykował, choćby zaufanie ludzi, z którymi znał się od dawna. Może opinię, jaką wśród nich miał.
Kurde, nie mogłam go zawieść. Nie, i koniec.
W przypływie wdzięczności podeszłam do Jr i objęłam go za szyję, po czym ucałowałam w policzek. Za to, że był w porządku. Za to, że chyba naprawdę mnie lubił. Za to, że mimo wszystko nie miał mnie za szmatę. I za to, że… Za wszystko, co dla mnie robił, bo wcale tego robić nie musiał. Naprawdę w tej chwili miałam gdzieś powody, jakie nim kierowały.
-A tobie co?- Zdziwił się, patrząc na mnie, jakby zobaczył mnie pierwszy raz w życiu.
-Nic.- Przycisnęłam się do niego na sekundę.- Dziękuję.
-Za co znowu?- Objął mnie, trochę niepewnie, jakby bał się, że mi odbiło.
-Za to, że jesteś dla mnie dobry.- Wyznałam, chowając twarz w jego włosach.
-A jaki mam być?- Spytał zdumionym tonem.- Spodziewałaś się czego, tego, że będę cię bił czy coś? Matko, Ellie, wyrosłaś w patologii, że dziwi cię normalność?- Odsunął mnie na długość ramion i przyglądał mi się podejrzliwie.
-Boże, skąd, miałam szczęśliwe dzieciństwo i kochającą rodzinę.- Zaśmiałam się, trochę zawstydzona swoim impulsywnym zachowaniem.- Tylko spodziewałam się, że będziesz… że będziesz niemiły, a ty…- Dukałam, czerwieniąc się pod jego spojrzeniem.
-Jestem jaki jestem, bo mogę taki być, i tyle. Bo tak mi wygodnie, więc nie bierz tego za bardzo do siebie. Tak będzie lepiej. Wolałbym, żebyś nie wmawiała sobie czegoś, czego nie ma, i nie robiła nadziei na coś, czego nie będzie. I żadnego angażowania się, nawet nie chcę słyszeć, że się we mnie kochasz czy coś.- Potrząsnął głową.- Jak tylko zobaczę, że coś takiego się święci, będę naprawdę wkurwiony.- Puścił mnie i sięgnął po telefon, jak zawsze w chwili, gdy coś go zdenerwowało. Tyle już zdążyłam zauważyć, jeśli chodzi o jego nawyki.
-Akurat o to nie musisz się bać, nie jesteś w moim typie. Poza tym jesteś dla mnie za stary.- Odpaliłam chłodno. Zabolało mnie że w momencie, gdy chcę pokazać, jak cenię sobie jego zachowanie, on musi sprowadzić mnie na ziemię, do tego w nieprzyjemny sposób.
-A ty za młoda, żebym choć pomyślał, że coś mogłoby z tego być. Nie zamierzam prowadzić przedszkola.
To już było złośliwe. Jawnie i czysto złośliwe, do tego niesprawiedliwe.
-Ale pieprzyć przedszkole możesz, nie?- Podparłam się pod boki, dając się ponieść emocjom.- Odmładza cię to?
-Pieprzę co chcę, bo mnie na to stać.- Wycelował we mnie palec.- I przypominam ci, że to nie ja szukałem jelenia, żeby zarobić, tylko ty. I jak zauważyłem, mocno ci się podoba to, co z tobą robię, więc skończ temat, zanim dojdę do wniosku, że jesteś zwykłą, głupią pindą.
-Z wiochy. Zapomniałeś dodać „z wiochy”.- Poprawiłam go, używając określenia, jakim nazwał mnie jego brat.
-Jak dotąd mam o tobie w miarę dobrą opinię, Eleanor, ale jeśli nadal będziesz pyskować, szybko ją zmienię. I przestanę być miły.
-Ja nie pyskuję!- Krzyknęłam, wyprowadzona z równowagi.
-Właśnie słyszę.- Założył ręce na piersi, patrząc na mnie z uniesioną sceptycznie brwią.
-To ty reagujesz przesadnie. Chciałam tylko podziękować, a ty zacząłeś mi wygrażać. To już nawet nie można powiedzieć „dziękuję”, żebyś nie myślał, że człowiek robi to, bo się w tobie buja?- Powiedziałam z oburzeniem.
Nagle cała sytuacja wydała mi się śmieszna. W ogóle Jared był dla mnie w tej chwili śmieszny, ze swoim przekonaniem, że jeśli już cokolwiek w związku z nim czułam, to od razu musiała być miłość. Czyżby był aż tak wbity w dumę, że nie brał pod uwagę innych możliwości?
-Nie chcę po prostu, żebyś zaczęła sobie coś wyobrażać.- Wyraźnie złagodniał. Opuścił ręce i schował telefon do kieszeni. Jak zwykle, po nagłym wybuchu równie nagle się uspokoił.
-Jeśli ktoś tu sobie coś wyobrażał, to na pewno nie ja.- Wzruszyłam ramionami.- Żeby było jasne: naprawdę się w tobie nie zakocham, Jared. Po prostu to wiem. Mogę cię lubić, i nic więcej.- Powiedziałam szczerze.
Przez chwilę w milczeniu mi się przyglądał, mając przy tym minę, jakbym powiedziała coś, czego wolał nie usłyszeć. Wyglądał na zawiedzionego, i to mnie naprawdę zdziwiło. Ten facet wydawał się nie wiedzieć, czego chce. Najpierw mówił, że nie życzy sobie żadnych uczuć, potem, gdy twierdziłam, że na pewno ich nie będzie, w jego oczach pojawiało się rozczarowanie. Aż tak łaknął adoracji, że zniósłby i moją, gdyby oczywiście w ogóle była możliwa?
-Co do seksu...- Dodałam ciszej i tak łagodnie, jak umiałam, choć moje słowa wcale nie miały być dla niego miłe. Ale musiałam je powiedzieć.- Ciebie stać na przebieranie i pieprzenie tego, na co masz ochotę. Ja nie mam wyboru.- Chciałam dodać jeszcze "dlatego pieprzę się z tobą", ale uznałam, że wystarczy, wyraziłam się dość jasno, by pojął, że nie mam go za ósmy cud świata i nie zamierzam dać na mszę z wdzięczności, że Jared Leto został moim kochankiem. Mimo to zrozumiał, o co mi chodzi, bo drgnął, cofając się o pół kroku, i zbladł nieco. Zamrugał, jakby dostał w twarz i nie wiedział, z której strony. Potem odwrócił się i stanął przy oknie, plecami do mnie, nadal milcząc. Widziałam, jak ściska dłońmi parapet, jakby chciał wbić palce w twardy kamień, zadać mu ból, ukarać za to, co powiedziałam.
Niech myśli. Niech zastanawia się, czy naprawdę chwilami nie przesadza, w nieprzyjemny sposób reagując na niektóre moje wypowiedzi. Niech wyciągnie wnioski, domyśli się, czy zasługuję na to, żeby na mnie burczał. Może zrozumie, że to, co z nim robię, choć przyjemne, kosztuje mnie więcej, niż jego kosztowało kupno mojego ciała. On tracił tylko pieniądze, ja traciłam część siebie. Nieodwracalnie.
-Shan przyjechał.- Odezwał się, mówiąc dziwnie przytłumionym głosem.
-Świetnie.- Przyznałam, choć niezbyt szczerze.- W takim razie chodźmy odegrać swoje role, im szybciej będę mieć to za sobą, tym lepiej.- Ruszyłam do wyjścia, dziwiąc się sama sobie. Kiedy stałam się tak zimna i obojętna, by mówić te wszystkie rzeczy z czystą świadomością, że mogą ranić?
-Ellie..- Jr dogonił mnie w połowie schodów i zatrzymał, odwracając do siebie. Już nie był blady, teraz miał lekkie rumieńce, jakby wstydził się za coś, co zrobił czy powiedział.- Nie mam pojęcia, jak zachowujesz się zawsze wobec swoich chłopców, domyślam się tylko, że nie ma w tym nic związanego z seksem.- Zaczął, raz na mnie patrząc, to znów uciekając wzrokiem w bok.
Boże, co z nim jest nie tak, jak powinno?
-Do czego zmierzasz?- Ponagliłam, gdy przez minutę się nie odzywał.
-Sądzę, że lepiej ode mnie wiesz, jak zachowywać się naturalnie w takiej sytuacji. Umknęło mi, że dotąd nie miałaś żadnych doświadczeń, rozumiesz.- Ciągnął dalej.
Nie, nie rozumiałam, ale wolałam poczekać na resztę jego usprawiedliwień. Dlatego wpatrywałam się w jego oczy niemal bez mrugnięcia, ciekawa, co powie.
-Byłem przekonany, że wzorem innych dziewczyn będziesz, że tak powiem, natrętna, demonstracyjnie i prowokacyjnie. Dlatego na ciebie nakrzyczałem.- Przyznał, z zakłopotaniem oblizując wargi po ostatnich słowach, jakby chciał pozbyć się ich gorzkiego smaku.
-Na zapas, żebym wiedziała, gdzie moje miejce.- Dokończyłam za niego i westchnęłam.- Nigdy nie byłam ani natrętna, ani prowokacyjna, Jay.- Pierwszy raz, mówiąc do niego, użyłam zdrobnienia jego imienia. Uznałam, że mogę sobie na to pozwolić.- Zawsze wystarczało mi trzymanie się za rękę czy coś w tym stylu. Szczególnie wśród obcych. Tyle powinieneś wywnioskować po tym, jak trochę mnie już poznałeś.- Zostawiłam go i zeszłam na dół, pozwalając, żeby w spokoju przetrawił moje słowa. Może rzeczywiście coś do niego dotrze i przestanie uważać mnie za głupią jak but? Czy nie ufał mi wystarczająco pozwalając u siebie mieszkać, dając kluczyki od drogiego samochodu, śpiąc przy moim boku, jakby czuł się przy mnie bezpiecznie? Niech więc zaufa mi bardziej i pozwoli na swobodę, przestanie trząść się ze strachu, że narobię głupot. Fakt, że nie powinno mnie obchodzić czyjeś zdanie o mnie, nie sprawiał, iż naprawdę mnie nie ono nie interesowało. Nawet jeśli miałam zniknąć z życia Jareda za kilka tygodni, chciałam pozostawić po sobie dobre wrażenie. Tak po prostu, żeby wiedzieć, że ktoś tam, wspominając o mnie, uśmiechnie się, powie "to była fajna dziewczyna, szkoda, że jej tu nie ma".
Wyszłam na podjazd, wprost w upał, i czym prędzej ukryłam się przed gorącem w klimatyzowanym wnętrzu terenowego wozu Shannona.
-No no, pączuszek, jak widzę, nie w humorze?- Karzeł obejrzał się przez ramię, obrzucając mnie wzrokiem i zatrzymując spojrzenie na tych fragmentach mojego ciała, które dla facetów były najbardziej interesujące.
-Wgapiasz mi się w cycki, wyczytałeś z nich mój nastrój?- Przekrzywiłam głowę, od samego wejścia czując, że będzie wesoło. Lub raczej, że prawdopodobnie znów się z nim pokłócę, jeśli dam się sporowokować.
-Cycki masz fajne. Mogłyby być trochę większe, ale i takie bym pomiętosił. Urwiesz się kiedyś na kawkę?- Spojrzał mi w oczy.
-Nie. I więcej mnie na nagabuj, nie ma sensu, żebyś strzępił język.- Odwróciłam się do okna, patrząc, jak Jared zamyka drzwi domu i sprawdza, czy dadzą się otworzyć.
-Jak na dziwkę jesteś dość wybredna.
-Prawda?- Przyznałam obojętnie.
-Nie podobam ci się?- Spytał.
Przewróciłam oczami: czy oni obaj mają coś na punkcie swojego wyglądu?
-Jesteś przystojny.
-Więc co, moje pieniądze ci śmierdzą?- Ściszył głos, najwyraźniej nie chcąc, żeby jego brat coś usłyszał.
-Shannon, po prostu daj mi spokój. Jeśli mówię "nie", to znaczy, że...
-Jeszcze zobaczymy.- Przerwał mi w momencie, gdy Jared otworzył drzwiczki.
-O czym rozmawiacie?- Spytał, siadając koło mnie i zapinając mi pas, potem zapiął swój, na koniec wziął mnie za rękę. Trochę mnie to zaskoczyło, ale pomyślałam, że chce wczuć się w rolę, jaką miał grać wśród znajomych. Nie zamierzałam mu tego utrudniać, dlatego też nie oponowałam, gdy po chwili splótł ze mną palce i ścisnął je mocniej.
-Mówimy sobie "dzień dobry".- Shan ruszył z podjazdu, sypiąc żwirem spod kół. Widziałam, jak zerka na nas w lusterku wstecznym i marszczy brwi.
-Nie podoba mi się to.- Powiedział po kilku minutach, zatrzymując się na światłach tak gwałtownie, aż poczułam wbijający mi się w ciało pas.
-Co takiego?- Jared, dotąd również milczący, spojrzał na niego z zainteresowaniem.
-To, co odpierdalasz.
-A co ja takiego robię?- Jr zdziwił się szczerze, zapewne udając nieświadomego, o czym mówi jego światły brat. Ja od razu domyśliłam się, że chodzi o mnie.
-Jar, dobra, jakoś przetrawię to, że bierzesz dziwkę w trasę, może to nawet niegłupi pomysł mieć zawsze pod ręką gotową piczkę, może lepiej w takiej sytuacji bawić się w dom i mydlić ludziom oczy, że to twoja dupa, ale za chuja nie będę kłamał matce.- Przy tych słowach Shannon uderzył pięścią w deskę rozdzielczą, aż podskoczyłam ze strachu.- No kurwa, człowieku, nie zmusisz mnie do tego, żebym powiedział Constance, że to twoja dziewucha. Nie będę kłamał własnej matce dlatego, że chce ci się dupczyć.
-A kto wylaptał jej, że mieszkam z dziewczyną?- Jared pochylił się w jego stronę.- Jak ci nie pasuje, to się nie odzywaj, wiem, co robię. Dla mnie to zabawa, a matkę wkręciłeś ty, nie ja, więc teraz siedź cicho.
-Wiesz, co robisz?- Shan obejrzał się przez ramię, patrząc na niego z urazą.- Jasne, kurwa. Ty zawsze wiesz, co robisz, tylko, kurwa, chyba nie masz pojęcia, po co.- Starszy Leto trochę się uspokoił. Zmierzył mnie niechętnym wzrokiem, na który odpowiedziałam bez mrugnięcia, za to z największym chłodem, na jaki było mnie stać. Odezwała się moja wrodzona przekora, ostatnio dająca o sobie znać częściej, niż kiedyś. Prawdopodobnie powinnam się obrazić, i pewnie tak by się stało jeszcze jakiś czas temu, ale nie teraz, nie w sytuacji, w jakiej się znalazłam, i nie wtedy, gdy stając się głównym powodem wybuchu Shannona czułam ściskające moją rękę palce jego brata. Teraz nie byłam sama, miałam Jareda po swojej stronie. I, co najważniejsze, mając sprzymierzeńca mogłam walczyć, postawić się, pokazać, że nie czuję się tą, za którą karzeł mnie miał. Nie zamierzałam się wycofać, nie dam tej świni satysfakcji i nie zwieję z podkulonym ogonem.
-Dobra, nie wtrącam się, ale jak matka dowie się, że skumałeś się z dziwką, złamiesz jej serce. Wiesz, jak się o ciebie martwi.
-To jej nic nie mów i tyle.- Jr wzruszył lekceważąco ramionami, choć trochę spochmurniał. Pewnie jednak było mu trochę głupio. Powinno być, tak jak mi było źle z tym, że kłamałam swoim rodzicom na temat tego, co robię w LA. Boże, po co to wszystko w ogóle, komu to potrzebne?
-Chyba najlepiej by było, gdybym wróciła do domu.- Powiedziałam cicho.
-Tu nie wolno się zatrzymywać.- Shan zerknął na mnie radośnie.- Ale owszem, pomysł dobry.
-Ellie nigdzie nie wraca.- Jr od razu zaoponował.
-Miałam na myśli swój dom.- Spojrzałam mu w oczy.- Jared, to chyba nie ma sensu. Najlepiej będzie, jeśli zamiast do Europy, polecę do domu. I tak załatwiłeś już to, co chciałeś, możemy uznać, że sprawa dopięta.
-Zapominasz, że nadal u mnie pracujesz? Masz umowę.- Warknął, patrząc na mnie wyzywająco.
-Która jest tylko przykrywką.- Przypomniałam mu.
-I klauzulę, mówiącą o tym, że jeśli ją zerwiesz przed czasem, rezygnujesz z dodatkowego wynagrodzenia i premii.- Wyszczerzył się tryumfująco.
Otworzyłam szerzej oczy, nie chcąc uwierzyć w to, co powiedział. To było niemożliwe, nie mógł ot tak dać mi do zrozumienia, że nie zapłaci za to, co w gruncie rzeczy było głównym powodem wszystkiego.
-Nie zrobisz tego.- Szepnęłam, ledwie siebie słysząc. Byłam zaszokowana, ogłupiała.
-Sprawdź mnie.
Rozejrzałam się z niedowierzaniem: on nie mógł być takim skurwielem. Nie on, nie facet, który zachowywał się chwilami tak, jakbym była dla niego najważniejsza. Przecież podpisałam umowę w dobrej wierze, miała być tylko nic nie znaczącym papierem, czymś, co zamknie usta innym, a tymczasem stała się narzędziem w rękach Leto. Przedmiotem szantażu.
Wodząc wzrokiem po wnętrzu wozu natrafiłam na rozbawione spojrzenie Shannona. Ten burak się ze mnie śmiał, i nawet tego nie ukrywał.
-I co, pączuszku, dałaś dupy, i nie zobaczyłaś forsy?- Zaczął rechotać.- Ja pierdolę, chyba właśnie dowiedziałem się, w jaki sposób można zgwałcić dziwkę. Wystarczy jej nie zapłacić.
-Zamknij się, Shan.- Jared trzepnął go w potylicę.- Zatrzymaj się gdzieś i idź kupić sobie kawę, przejść się czy coś. Już.- W jego głosie pojawiła się nowa nuta, swego rodzaju groźna stanowczość, zniechęcająca do oporu.- Wpierdalasz się, gdzie cię nie trzeba, kłapiesz jadaczką a potem ja muszę wszystko odkręcać.
Starszy Leto dziwnie potulnie skulił ramiona i zjechał na pobocze, potem szybko wysiadł i odszedł na dobre parę metrów.
Miałam szczerą ochotę pójść w jego ślady, uciec z samochodu, wmieszać się w tłum na chodniku i zniknąć na dobre. Biec przed siebie, byle dalej od Jareda, od wszystkiego, potem zaszyć się w jakimś kącie i rozpłakać się, wyrzucając z siebie w ten sposób całe rozczarowanie Jaredem. Już teraz ledwie wstrzymywałam cisnące się do oczu łzy, choć w tej chwili były spowodowane rosnącą we mnie wściekłością.
-Nie wiedziałam, że jesteś jednak taką mendą. -Syknęłam, zaciskając zęby, żeby nie krzyczeć. Wolałam nie zwracać na siebie uwagi przechodniów, zaglądających w lustrzane, przyciemniane szyby wozu.
-Wybacz, to wyszło przypadkiem.- Jr przysunął się bliżej, rozpinając swój pas.- Ellie, jeśli chcesz wracać do domu, nie będę cię zatrzymywał na siłę, ale mam nadzieję, że jednak tego nie zrobisz.
-Tak? Mam wracać bez niczego?- Prychnęłam.- Chyba jasno dałeś mi do zrozumienia...
-Kłamałem przy nim.- Kiwnął w stronę brata.- Dam ci to, co ci się należy, nie bój się. Naprawdę wolałbym jednak, żebyś została.
-Strasznie jesteś zakłamany.- Zauważyłam z przekąsem, wciąż gotując się ze złości.- Tak bardzo, że chyba ci już nie wierzę.
Nie skomentował tego. Puścił moją rękę i zaczął grzebać w kieszeniach spodni, szukając w nich nie wiem czego, może rozumu? Odwróciłam się, woląc w tej chwili patrzeć na obcych ludzi, niż na niego.
-Niektórzy jednak mają rację mówiąc, że w świecie biznesu nie ma uczciwości, a sławni ludzie to szuje. I chamy. O tak, jeśli chodzi o potwierdzenie tej opinii to jesteście modelowym przykładem.- Mówiłam, dając upust emocjom.- Nawet nie wiesz, jak żałuję, że w ogóle wsiadłam wtedy do twojego samochodu. Powinnam była trzymać się od ciebie z daleka. Szkoda, że jednak nie trafiłam na kogoś, kto zrobiłby wszystko od razu, nawet gdybym musiała potem iść do psychiatry, żeby wyleczyć traumę.- Nakręcałam się własnymi słowami, czując ulgę z każdym kolejnym, wypowiedzianym na głos zdaniem.
-Proszę, trzymaj.- Coś wcisnęło mi się w dłoń, złożony w pół kawałek papieru. Spojrzałam w dół, nie wiedząc w pierwszej chwili, co dostałam.
-Co to?- Spytałam podejrzliwie.
-Twój czek. Jeśli chcesz, możesz wyjechać, choć bardzo mi to nie na rękę.- Powiedział, chowając portfel.- Nie miałem zamiaru cię oszukiwać, nie jestem taki. Owszem, sporo ostatnio kłamię, ale powinnaś zauważyć, że ma to związek tylko z tobą.- Odsunął się i zapiął pas.- I mam do ciebie jedną, ostatnią prośbę, Ellie. Co prawda jesteś wolna, jakoś odkręcę całą sprawę, choć Emma pewnie urwie mi głowę za to, że znów zmieniam zdanie...- Westchnął z rezygnacją.- Chciałbym, żebyś została do jutra.
-Po co?- Spytałam, oglądając czek. Opiewał na kwotę większą, niż ustalona. Zamiast spodziewanych 42.600 Jared wypisał na nim równe 50.000. Schowałam go do torebki, zamykając w jednej z przegródek i mając nadzieję, że nie okaże się nie mieć pokrycia, lub Jr nie unieważni go przed tym, jak wsiądzie do samolotu.- Jestem spakowana, mam pieniądze, nic mnie tu już nie trzyma.- Dodałam, czując ekscytację. Naprawdę mogłam wracać, rzucić w diabły całe LA i wszystko, jeszcze dziś spieniężyć czek, kupić bilet do Indianapolis, a jutro uścisnąć rodziców, pierwszy raz od miesięcy położyć się spać we własnym łóżku, w swoim pokoju...
Tylko dlaczego, gdy o tym myślałam, gdzieś pod radością pojawiał się zawód i żal? Poczucie straty?
-Moglibyśmy spędzić razem ostatni wieczór, wiesz, taka forma pożegnania, bo przecież więcej się nie spotkamy.- Jr powiedział to ze smutkiem, zaskakując mnie po raz kolejny.- Jutro, jeśli nie zmienisz zdania, rozstaniemy się jak przyjaciele, ale dziś zapomnij o całej niepotrzebnej awanturze i odłóż ją na bok.
-A co, głupio ci, że musiałbyś się tłumaczyć mamie, dlaczego nie przyjechałam?
-Z tym bym sobie poradził, Ellie. Głupio mi, bo cię lubię, mimo wszystko nie uważam cię za dziwkę i trochę jestem rozczarowany, że w kryzysowej sytuacji jednak chcesz nią być.
Au! To zabolało naprawdę mocno. Prawie fizycznie. Musiałam przełknąć ślinę, żeby pozbyć się z gardła guli, która nagle się w nim pojawiła.
-Skoro nie uważasz mnie za dziwkę, dlaczego dałeś mi czek?- Spytałam nieswoim głosem, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy.
-Bo jestem wobec ciebie uczciwy, i chcę, żebyś to wiedziała.
-Kurwa.- Przeklnęłam pod nosem.
Jared zupełnie zbił mnie z tropu, do tego sprawiając, że wstydziłam się swojej pazerności i tego, że wykłócałam się o swoje. Zapłacił, jak obiecał. Bez oporów. Wywiązał się ze swojej części umowy. I był mną zawiedziony. Kłamał na mój temat. Ale mi mówił prawdę. Chyba.
Kurwa, dlaczego liczył się ze mną bardziej, niż z ludźmi, z którymi pracował? Z Emmą? Nawet z matką? Przecież byłam nikim. Chyba, że...
Nie, to niemożliwe. Gdyby tak było, nie wrzeszczałby na mnie, że mam trzymać emocje na wodzy. Nie, niemożliwe, żeby coś do mnie czuł. Nawet nie chciałam, żeby tak było. Chyba.
Łypnęłam na niego spod oka: był zamyślony, jakby odleciał gdzieś i przestał kontaktować, ale przyglądał mi się cały czas.
Oddałabym swój czek, żeby poznać jego myśli, tak byłam zakręcona tym, co miało miejsce tego dnia, od samego rana. Wszystkim, co powiedział i zrobił, jego przesadnymi reakcjami, przepraszaniem, wszystkim! Boże, jaka byłam ciekawa, o co tu w ogóle chodzi. Dlaczego to robił. Po co. Te pytania dręczyły nie tylko Shannona. Nie dowiem się, jeśli wyjadę. Będę zadawać je sobie wciąż od nowa, będę próbować znaleźć odpowiedzi, analizując krok po kroku każdą spędzoną z Jr chwilę.
Jeśli wyjedziesz, nie poznasz, jaki tak naprawdę jest w łóżku. 
Nie! Nie chciałam myśleć jeszcze o tym, co siedziało dotąd upchnięte gdzieś w głębi mnie, ale domagało się odpowiedzi tak samo, jak reszta związanych z Jr pytań. Nie chciałam przyznawać się przed sobą, że jestem tego ogromnie ciekawa i chcę spróbować, już bez strachu, właśnie z tym facetem. Nie chciałam uświadamiać sobie, że teraz naprawdę zaczął mnie pociągać, i że dziś rano ucieszyłam się, bo skończył mi się okres, a ja zamierzałam... Chciałam...
-Możemy jechać?- Shannon otworzył drzwi po stronie pasażera i zajrzał do środka.- Kurwa, Jar, możesz wreszcie przestać robić szopki?
Jared zamrugał i spojrzał na mnie pytająco.
Musiałam podjąć decyzję, co robić. Czekał na to. Pal licho jego brata, nie miał pojęcia, co tak naprawdę się dzieje. Pal licho wszystkich, tkwiących poza granicami kręgu, w którym byłam zamknięta z młodszym Leto. Mieliśmy swój świat. Taka była prawda i właśnie do mnie dotarła. Byliśmy... naprawdę byliśmy z sobą związani w sposób, o jakim nikt poza nami nie miał pojęcia. To była pewnego rodzaju więź, i jej ślad widziałam teraz w niebieskich oczach Jareda.
-Jutro porozmawiamy.- Powiedziałam.
Uśmiechnął się z ulgą i kiwnął głową, potem znów wziął mnie za rękę i zajął się oglądaniem tego, co działo się za oknem.

                                                                            ****

Cześć :)
Ale się naczekaliści, prawda? Miałam lekkie problemy ze zdrowiem, dokładnie mówiąc z tą całą alergią na klej w pracy, ale już mi przeszło. Wróciłam. 
Trochę ciężko mi było pisać po tek długiej przerwie, dlatego rozdział może wydawać się nieco chaotyczny. W następnym, a jakże, obiadek u mamy Leto, potem Ellie będzie musiała zdecydować, do którego samolotu wsiądzie. Choć tak po prawdzie już wie, co zrobi.
Pozdrawiam i czekam na komentarze.
Yas.