sobota, 29 czerwca 2013

"... i nne drobne zlecenia."

Śniły mi się straszne głupoty. Po przebudzeniu nawet nie pamiętałam dokładnie co, ale w snach widziałam młodego Jr, biegającego za mną dokoła basenu, w którym pływał teraźniejszy Jr, śmiejąc się sam z siebie, że nie potrafi dogonić uciekającej laski. W tym wszystkim najgorsze było to, że byłam całkiem goła, bo za każdym razem, gdy złapałam w biegu ręcznik, żeby się nim zakryć, on wyślizgiwał mi się z palców i upadał na ziemię, a ja nie mogłam po niego wrócić, żeby nie dać się złapać. Wiedziałam, że gdy młody Jr mnie dorwie... Musiałam obiec basen i dopiero podnieść ręcznik po raz kolejny.
Usiadłam na łóżku, jeszcze niezbyt przytomna, otworzyłam oczy i zamknęłam je od razu, porażona blaskiem wpadającego oknem słonecznego światła. A byłam pewna, że po wieczornej kąpieli opuściłam rolety właśnie po to, żeby rano nie oślepnąć. Może z przejęcia wstałam w nocy i je podniosłam?
Z zamkniętymi oczami zsunęłam się z posłania, ręką osłaniając twarz przed porażającą jasnością, która nawet przez powieki dawała mi do wiwatu. Taka nadwrażliwość była u mnie z rana czymś normalnym, jeśli miałam ciężką noc. A ta była ciężka: najpierw nie mogłam zasnąć, miotałam się w pościeli, nasłuchując tego, co działo się za drzwiami, u Jr. Znów ubzdurałam sobie, że przyjdzie do mnie, rozochocony tym, co zrobił. Nie przyszedł. Gdy zasnęłam wreszcie, nie wiem, o której godzinie, zjawiły się te idiotyczne sny...
A teraz czułam się, jakby przejechał po mnie walec, trzy razy cofając po własnych śladach.
-Nienawidzę takich poranków.- Burknęłam pod nosem, obchodząc łóżko w drodze do łazienki.
-A ja nie mam nic przeciwko nim. Dzień dobry.
Krzyknęłam, przestraszona, i w jednej chwili oprzytomniałam, patrząc szeroko otwartymi oczami w stronę, z której dobiegł mnie rozbawiony głos Jr. Miałam gotową odpowiedź na pytanie: kto podniósł rolety. On. Siedział sobie na parapecie, i choć ledwie widziałam go na tle okna, byłam pewna, że uśmiecha się z satysfakcją.
Miałam ochotę wygarnąć mu i powiedzieć, co myślę o straszących mnie w ten sposób durniach, i jak mało zabawne są jego żarty, ale powstrzymałam się przed tym. Jeszcze przyjdzie moment, żeby wszystko mu powiedzieć, i zrobię to z ogromną radością, gdy będę się z nim żegnać, bogatsza o parędziesiąt tysięcy. Dokąd nie dostanę kasy, wolę siedzieć cicho.
-Żałuję, że nie spałam do południa, może byś przyrósł do miejsca.- Przywitałam się oschle, nerwowo naciągając w dół kusą koszulkę. Nie miałam pod nią bielizny i w myślach panikowałam, czy wstając, nie miałam jej podciągniętej za wysoko, i czy Jr widział mój goły tyłek.
-Już jest południe.- Jared zeskoczył z parapetu.- Mam nadzieję, że spanie do tej godziny nie jest u ciebie czymś normalnym?- Obszedł mnie, zatrzymując się za moimi plecami.
-Nie.- Skuliłam się, czekając, pewna, że znów będzie mnie obmacywał, i rzeczywiście poczułam po chwili jego dłoń, odgarniającą mi rozsypane na plecach włosy.
-Masz pół godziny, żeby się zebrać, potem jedziemy na spotkanie. Śniadanie zjesz na miejscu. Ubierz coś stosownego do okoliczności.- Pocałował mnie w kark, jakby podobne powitanie było u nas na porządku dziennym.
-Spotkanie? Jakie spotkanie?- Przestraszyłam się, że o czymś zapomniałam, ale byłam pewna, że wczoraj o niczym takim nie wspominał.
-Z Emmą. O szczegółach powiem ci, jak będziesz gotowa.- Przesunął się w bok, zaglądając mi w twarz.- Co się tak trzęsiesz, boisz się mnie?- Spytał, przechylając głowę.
Nie bałam się, ale fakt, drżałam. Wystarczyło, że przed oczami stanął mi widok, jaki miałam w szybie okna salonu. Znów widziałam siebie, z ręką Jr znikającą w moich szortach, i poczułam wstyd, bo stojąc teraz przy nim spodziewałam się, że znów zrobi coś podobnego, a ja nie będę mogła zaprotestować. Byłam w samej koszulce, wystarczyło, żeby podniósł ją odrobinę, i mógłby...
Na samą myśl poczułam dziwne, ciepłe i niepokojące mrowienie tam, gdzie wczoraj mnie dotykał, i nagle zrozumiałam prostą, ale okrutną prawdę o sobie.
-Mogę iść?- Przestąpiłam z nogi na nogę, wskazując głową drzwi łazienki.
-Nawet powinnaś. Czekam na dole.- Odsunął się.- Podobasz mi się taka... zawstydzona.- Dodał, znikając w swoim pokoju.
Pół godziny to niezbyt dużo, a zarazem masa czasu na to, żeby myśleć. A ja miałam nad czym. Biorąc szybki prysznic, wycierając się, ubierając w "coś stosownego", potem czesząc się i nakładając prowizoryczny makijaż, próbowałam dojść do porozumienia z samą sobą.
Nie wiedziałam na czym to polegało, ale czułam, że zaszła we mnie jakaś zmiana. Coś działo się w głębi mnie, i nie mogłam tego określić inaczej, jak zdrada. Tak. Czułam, że zdradza mnie moje własne ciało, jakby chciało odejść od ideałów, którymi się kierowałam, i zacząć własne, obce mi życie. Dało mi znać, przesłało sygnał, że pewne rzeczy są mu mile widziane, i zrobiło to na przekór wszystkiemu, co było dla mnie ważne. Pokazało, że tłumienie pewnych potrzeb nie sprawi, że one znikną. Wręcz przeciwnie: ukryte, przyczajone, niewidoczne - nagle obudzone zaatakują ze wzmożoną siłą.
Pojęłam to już wczoraj, gdy kontakt z Jaredem odebrałam jako coś, co sprawiło mi przyjemność, a czego zarazem nie chciałam. JA nie chciałam, moje ciało zaś pragnęło. Było mu obojętne, czy dotykające mnie palce należaly do mnie, czy do kogoś innego.
Zrozumiałam to, ale udawałam, że tego nie ma. Teraz jednak nie mogłam być głucha i ślepa na to, co działo się we mnie. Musiałam unikać podobnych sytuacji. Pilnować się. Nie chciałam... przegrać ze swoim zdradzieckim ciałem.
Czy gdyby na miejscu Jr był ktoś inny, zareagowałoby tak samo? Jeśli, przykładowo, moim klientem okazałby się ktoś bardziej niecierpliwy, kto chciałby dostać mnie od razu, w ten sam dzień, i dotykałby mnie, czy i wtedy czułabym to, co wczoraj?
I, co ważniejsze, dlaczego tak się stało? Czy działała w tym momencie jedynie fizjologia, czy wmieszał się w to również mój umysł, zwolniony obecnie od większości zmartwień i skupiony tylko na jednym, czyli czekającej mnie inicjacji seksualnej? Byłam spięta, skrępowana, chwilami przestraszona wszystkim, co działo się ostatnimi dniami, ale też rozluźniona i świadoma, że mam gdzie mieszkać, co jeść, i w co się ubrać. No, co do tego ostatniego, to czekałam dopiero na przesyłki z zamówionym ciuchami, ale wiedziałam, że je dostanę.
Obrzuciłam ostatnim spojrzeniem całą swoją postać, z zadowoleniem widząc, że w wąskich dżinsach, luźnej koszulowej bluzce, z włosami związanymi w kucyk z kilkoma puszczonymi luzem pasmami, wyglądam młodo, świeżo i ładnie.Wciąż byłam trochę zbyt chuda, ale i tak nie mogłam powiedzieć, że nie prezentuję dobrze.
Z obuwiem nie miałam kłopotu ani wielkiego wyboru: musiałam nałożyć na bose stopy tenisówki, bo jedynie w nich nie było widać trzymających opatrunek plastrów. Ale pasowały do reszty stroju, więc...
Przez ostatnie miesiące nie zwracałam na swój wygląd aż takiej uwagi, nie licząc momentów, gdy szłam na rozmowę o pracę. Teraz też czułam się tak, jakby czekało mnie kolejne opowiadanie o tym, co potrafię, i do czego się nadaję. W duchu chciało mi się śmiać, bo przecież nie powiem tej całej Emmie, że w sumie jestem tu tylko z jednego powodu, i nie chodzi o wożenie pana Leto po mieście.
Zbiegłam na dół akurat w chwili, gdy Jr otwierał drzwi, łączące dom z garażem.
-Wzięłaś dokumenty?- Spytał, oglądając mnie z góry na dół.
-Tak.- Poklepałam się po tylnej kieszeni spodni: miałam w niej wszystko, co mogło się przydać, czyli prawko, paszport, karteczkę z numerem ubezpieczenia...
-Nie masz torebki?
-Mam, ale jest stara i...- Wzruszyłam ramionami, zrównując się z nim.
-Coś kupimy po drodze. Trzymaj.- Podał mi kluczyki od merca.- Możesz chyba prowadzić?
-Mogę. Już nie boli.- Stwierdziłam, dla udowodnienia stając całym ciężarem na zranionej stopie.
-Boleć to cię dopiero będzie, Ellie. Dziewczynę zawsze boli.- Powiedział, wpatrując się we mnie intensywnie.
Oczywiście, natychmiast oblałam się rumieńcem, nie tyle ze wstydu, ile przez to, że musiał mi przypomnieć. To było wkurzające, jakby napawał się tym, co miał zrobić, i musiał dawać mi do zrozumienia, że cholernie go to rajcuje.
-A ty, jak sądzę, bardzo byś chciał, żeby tak było.- Odparłam z przekąsem, siadając za kierownicą.
-Zbyt wielkiego na to wpływu miał nie będę.- Uśmiechnął się pięknie, zajmując miejsce z tyłu.
-Tak? A ja czytałam, że owszem, facet może zrobić to szybko i tak, żeby...- Zamknęłam się w pół zdania, widząc jego minę. Co prawda nie patrzył na mnie, ale szczerzył się radośnie, jakby bawiła go nasza rozmowa.- Wkręcasz mnie, prawda?
-Ja? Skąd!- Roześmiał się, wesolutki.
Pierwszy raz widziałam go takiego promiennego, można powiedzieć-szczęśliwego. Przez dobre parę minut, gdy jechaliśmy ulicą między rezydencjami bogaczy, Jr patrzył za okno z miną kogoś, kto trafił główną wygraną na loterii. Podejrzewałam, że jego wieczorna kąpiel w basenie nie miała na celu ochłodzenia rozgrzanego temperamentu, raczej to, żeby mógł w spokoju i bez świadków ulżyć sobie rączką.
Nie było innego wytłumaczenia. Nie chciało mi się wierzyć, że to ja mogłabym być powodem jego euforii. Ach, nie tyle ja, ile moje dziewictwo. Facet o jego statusie, na dodatek artysta, musiał mieć możliwość zaliczenia dziesiątek, jeśli nie setek dziewic wszelakiej maści. I to takich które, w przeciwieństwie do mnie, oddałyby mu się z największą ochotą, piszcząc przy tym z radości. Ja miałam zrobić to z konieczności, dla kasy, nie dla jego pięknych oczu.
Mężczyźni to przewrotne istoty. Czy możliwe było, że Jr kręci właśnie mój opór, niechęć, to, że wcale nie kryłam się ze swoim podejściem do niego? Że nie widziałam w nim bożyszcza i nie robiło mi się słabo na jego widok? Może właśnie tym napędzałam jego... podniecenie?
Przestań o tym myśleć, debilko.
-O czym mam rozmawiać z tą Emmą?- Zmieniłam temat.
-Z Emmą, nie z "tą Emmą".- Poprawił mnie.- Jest moją prawą ręką, jeśli chodzi o sprawy biznesowe. Zajmuje się praktycznie wszystkim. Przedstawi ci warunki, na jakich będziesz u mnie pracowała, i da umowę do podpisania.
-Umowę? Przecież miało nie być żadnych papierów? O co chodzi?- Zaniepokoiłam się.
-Rozmawiałem z nią rano. Powiedziała, że były pewne problemy z załatwieniem ci rezerwacji w hotelach, więc musiała włączyć cię do ekipy, która z nami leci. Dlatego musisz mieć pisemną umowę o pracę. Nic wiecej. Dostaniesz angaż na miesiąc, na próbę. To tylko kilka dni dłużej, niż umówiliśmy się między sobą. Poza tym, za ten czas dostaniesz pełne wynagrodzenie, nie wliczone w to, co mam zapłacić za ciebie.
-Rozumiem.- Kiwnęłam głową, choć pojęłam z tego tylko tyle, że będę legalnie pracować u Jr.- A co po miesiącu?- Spytałam, chcąc wiedzieć, co potem. Jeśli mieliśmy jechać w trasę, mogło to potrwać dłużej, niż kilka tygodni. Może, kurcze, dostanę pracę na cały ten czas?
-Przypuszczam, że po miesiącu rozliczymy się i wrócisz do domu. Chyba nie spodziewasz się niczego innego?- Jr wyglądał na zdziwionego moim pytaniem.- Teraz najważniejsze: musiałem zmyślić historię o tym, skąd u mnie nagle pomysł zatrudnienia kierowcy, do tego młodej laski. Powiedziałem Emmie, że twój ojciec jest moim dawnym znajomym, że dzwoniłem do niego i dowiedziałem się, że jego córka jest w LA. Gdyby coś, dostałaś pracę właśnie dzięki tej rozmowie. Chciałem pomóc dzieciakowi starego kumpla, nic więcej.
-Dobra. Jakby co, nie znam szczegółów.- Powiedziałam po chwili namysłu.
-Tak właśnie będzie lepiej.- Jr zgodził się ze mną od razu.- Jak ma na imię twój ojciec?
-Walter. Walter Swift. Mama to Marie, brat Roland. Tato ma 46 lat, mama 45, Rollie 26. Jest kierowcą ciężarówki. Mama pracuje w szkolnej bibliotece, tato w markecie...- Zawahałam się i przerwałam.- Słuchaj, to nie za bardzo naciągane? Niby taki gość jak ty ma znać pakowacza zakupów z zadupia w Indianie?
-Nie zawsze byłem 'takim gościem', poza tym znam sporo ludzi w różnych miejscach. Emma nie będzie się dopytywać.- Poderwał się i klepnął mnie w ramię.- Zatrzymaj się na chwilę.
Posłusznie zjechałam do krawężnika i znalazłam miejsce, żeby zaparkować.
-I?- Odwróciłam się do niego.
-Idź i kup sobie torebkę czy coś.- Wręczył mi kilka banknotów i wskazał sklep z damską konfekcją. Byliśmy już prawie w centrum, a szczerze powiedziawszy, nawet nie wiedziałam, dokąd mamy jechać. Nie spytałam o miejsce docelowe, a Jr albo zapomniał mi powiedzieć, albo nie robił tego specjalnie. Cóż, spytam, gdy wrócę z zakupów.
Weszłam do sklepu z określonym zamiarem, ale gdy wpadłam między półki, moje "ja" dostało szału. Miałam przy sobie 300 dolarów. Mogłam za nie kupić... Niewiele. Na widok cen szczęka osunęła mi się na ziemię i nie chciała wrócić na miejsce. Było mnie stać na dwie, może trzy rzeczy, jeśli nie przesadzę.
Torebka? Fakt, przydałaby się, i to jakaś konkretna. Ale jaką przypasować do tenisówek, dżinsów i koszuli? Którą bym nie wybrała, wyglądałabym jak idiotka.
Wybrałam plecaczek. Niewielki, w kolorze łagodnego brązu, z dwoma kieszonkami. Był zrobiony z mięciutkiej, dobrej gatunkowo skóry, i kosztował ponad stówę. Boże, za tyle mogłabym żywić się przez pół miesiąca, i to wcale nie za skromnie.
Z nowym nabytkiem wróciłam do samochodu, grzecznie oddałam resztę kasy i paragon swojemu, hm, sponsorowi, przełożyłam dokumenty do plecaczka i rzuciłam go na siedzenie obok siebie.
-No to gdzie mam jechać?- Obejrzałam się w tył, czekając na wytyczne.
Jr podał mi adres: szybko wyszukałam w pamięci odpowiednią dzielnicę i ruszyłam, planując najkrótszy dojazd. W drodze rozmyślałam o umowie, którą miałam dostać. Powinnam ją przeczytać przed podpisaniem, czy nie? Miała być tylko "papierem", nie czymś naprawdę ważnym. Czy studiując ją dokładnie nie wyjdę na zbyt nieufną? I co powie Emma?
Dziwne, ale trochę się jej bałam. Wyobrażałam ją sobie jako ostrą, dociekliwą babę, która będzie wypytywać mnie o wszystko i mieć przez cały czas na oku. Może nawet będzie myśleć, że jestem jedną z tych młodych cwaniar, które raz dostawszy się w pewne kręgi, próbują się w nich utrzymać. Jeśli tak, szybko wyprowadzę ją z błędu.
-Jared, czy przy Emmie i innych nie powinnam mówić do ciebie per "pan"?- Spytałam niepewnie.
-Nie, to by było śmieszne. I tak wystarczy, że co chwila robisz się czerwona.- Zmierzył mnie w lusterku wstecznym rozbawionym spojrzeniem.
-Będzie tylko Emma, czy ktoś jeszcze?- Dopytywałam, zjeżdżając na parking przy budynku, w którym mieliśmy spotkanie.
-O ile wiem, tylko Emma.- Wysiadł, gdy tylko się zatrzymałam, i rozciągnął ręce, trzaskając kośćmi palców.- Chodź, Ellie, siądziemy sobie, załatwisz, co masz załatwić, potem zjemy lunch. Głodna jesteś?- Objął mnie ramieniem, przycisnął do swojego boku i puścił.
-Nie.- Pokręciłam głową. Faktycznie nie czułam głodu, ale byłam zbyt zdenerwowana, żeby myśleć o jedzeniu. Nie wiem dlaczego wcześniej wybrażałam sobie, że mimo spędzonych z Jr tygodni nie będę musiała widywać nikogo z jego otoczenia. Tak, jakbyśmy mieli zamknąć się gdzieś sami, we dwoje, a reszta świata w ogóle by nas nie obchodziła. Tymczasem czekały mnie różne atrakcje, na które nie byłam przygotowana, i w duchu bałam się, że w konfrontacji z ludźmi, którzy będą widzieć mnie na oczy pierwszy raz, zginę marnie. Że zdradzę się, wygadam przed kimś przypadkowo, albo zrobię coś, co odsłoni prawdę. Jak zareagują, gdy dowiedzą się, o co w tym naprawdę chodzi i dlaczego Jr zabrał mnie w podróż?
Nim skończyłam roztrząsać temat, Jr zaprowadził mnie do windy i wcisnął guzik 16 piętra. Z przerzuconym przez ramię plecaczkiem stanęłam w kącie, patrząc na swoje odbicie w lustrzanej ścianie kabiny. Potem spojrzałam na niego, zamyślonego nad czymś tak, jak ja chwilę wcześniej. Może on też zastanawiał się, czy postępuje mądrze? Może miał jakieś wątpliwości, albo nawet żałował, że nie załatwił ze mną wszystkiego od razu? Byłam dla niego obca, nie znał mnie praktycznie wcale, wiedział o mnie tylko tyle, ile mu powiedziałam. Dlaczego mimo to mi zaufał? Nie miał gwarancji, że nie zrobię czegoś głupiego, na przykład nie okradnę go, a potem nie ucieknę gdzieś w trakcie naszego wyjazdu. Przecież mogłam kłamać, mieć lewe dokumenty, być kimś zupełnie innym, niż mu mówiłam, że jestem.
Przez chwilę czułam coś w rodzaju współczucia dla Jr, biorącego na siebie ryzyko tego, że moja obecność w jego załodze zmieni się w pasmo kłopotów. Ale, co natychmiast przyszło mi do głowy, miał ku temu bardzo przyziemne, wręcz egoistyczne powody. Ich też nie rozumiałam. Nie mieściło mi się w głowie, że facet gotów jest zrobić coś głupiego tylko po to, żeby zrealizować swoje erotyczne fantazje, czy co tam tłukło mu się po głowie. Może Shannon miał rację mówiąc, że jego brat zaczął myśleć nie tą częścią ciała, którą powinien?
Mimo tego...
-Jared...- Dotknęłam jego dłoni, zwracając na siebie uwagę. Spojrzał pytająco, wbijając we mnie wzrok.
Staliśmy niecały metr od siebie, dwoje obcych, a zarazem w pewien sposób bliskich sobie ludzi, którzy mieli spędzić razem najbliższy miesiąc w imię czystego biznesu. Być może patrzyliśmy na sprawę z dwóch różnych perspektyw, powstałych w wyniku odmienności naszych zachowań i podejścia do życia, ale cel mieliśmy wspólny. Każde z nas chciało tego, co miało to drugie. Byłam jednak pewna, że ja dostanę więcej, niż on.
-Dziękuję.- Powiedziałam. Tylko tyle, i aż tyle. W jednym słowie zawarłam wszystko: wdzieczność za to, że nie obszedł się ze mną tak, jak zrobiłby to inny facet, i nie przeleciał mnie beznamiętne, jak gumową lalkę, po czym nie rzucił kasy na moje obolałe, być może krwawiące ciało, jakby rzucał świni resztki z obiadu. Choć wcześniej chcialam pośpiechu, teraz byłam mu wdzięczna za jego brak. Dziękowałam też za to, że fatygował swoich współpracowników w mojej sprawie. Za to, że przeżyję być może niezapomnianą przygodę w miejscach, o których nigdy nie czytałam. Nawet, jeśli robił to tylko dla siebie, i nawet, jeśli płaciłam za to sobą, wspomnienia tego, co przeżyję w najbliższych tygodniach miały zostać we mnie na zawsze.
Jr podszedł krok bliżej. Patrzył na mnie z zagadkowym wyrazem twarzy, z której nie umiałam niczego wyczytać. W oczach za to miał coś ciepłego, przyjaznego.
Pochylił się odrobinę, chwycił mnie pod brodą i... pocałował lekko w usta. To było jak muśnięcie, delikatny, krótki dotyk ciepłych warg, od którego zrobiło mi się gorąco i zimno zarazem.
-Ja też dziękuję.- Powiedział cicho w chwili, gdy winda zatrzymała się na 16 piętrze.- A teraz chodź, moja słodka dziewico.
Poszłam za nim, jeszcze pod wrażeniem pieszczoty, którą mnie obdarował całkiem niespodziewnie. To było jak uśmiech w pochmurny dzień, bo przecież nie od dziś wiedziałam, że nikt nie całuje dziwek. To było sprzeczne z niepisanym kodeksem, jakim kierowali się ludzie. One też nie całowały swoich klientów. Skąd to wiedziałam? Z filmów i z życia. Widywałam na ulicach mnóstwo "kurewstwa" i słyszałam toczone przez tanie dziwki rozmowy, miałam więc jako takie pojęcie, czego nie robią.
Idąc za Jr do stolika, przy którym czekała na nas Emma, patrzyłam na jego plecy, przez co omal nie władowałam się na nie, gdy się zatrzymał. W ostatnim momencie zrobiłam krok w bok i wdzięcznie wyhamowałam na krawędzi blatu, aż zadzwoniła łyżeczka, położona na spodku filiżanki z kawą. Siedząca na jednym z trzech miejsc blondynka, wyglądająca na starszą ode mnie o jakieś dziesięć lat, podniosła się i ucałowała Jr w oba policzki. Potem spojrzała na mnie, badawczo i z dystansem, ale przyjaźnie.
Uśmechnęłam się do niej i wyciągnęłam rękę.
-Eleanor Swift, miło mi panią poznać.- Przywitałam się grzecznie.
-Emma Ludbrook. Mów mi po imieniu. W pewnym sensie będziemy razem pracować, więc nie twórzmy niepotrzebnego dystansu.- Uścisnęła mi dłoń i usiadła, więc i my zajęliśmy miejsca.
Jr podsunął mi kartę z menu, więc zaczęłam ją przeglądać, głównie po to, żeby zająć się czymś i nie siedzieć jak kołek. Wciąż nie byłam głodna, ale jeśli oni coś zamówią, będę musiała pójść w ich ślady. W razie czego upatrzyłam sobie jajka na grzankach, z serem i ziołami, do tego kilka kawałków melona i świeżo wyciśnięty sok pomarańczowy.
-Jared zapewne powiedział ci, dlaczego musimy się spotkać?- Emma ruszyła do ataku.
-Tak. Wiem, że muszę podpisać jakieś papiery, żeby z wami lecieć.- Odpowiedziałam, odkładając kartę.
-Właśnie. Zanim zamówimy lunch, chcę, żebyś przejrzała umowę, na podstawie której zostajesz zatrudniona.- Mówiąc, wyjęła z przepastnej torebki teczkę z dokumentami.- Oba egzemplarze zawierają te same punkty. W wolnych miejscach muszę wpisać opowiednie dane, takie jak numer twojego ubezpieczenia, adres, numer telefonu...
-Nie mam telefonu. Zgubiłam.- Wzięłam od niej złożony z trzech zadrukowanych drobno kartek dokument, ale Jr wyjął mi go z rąk i zaczął przeglądać.
-To zwykła umowa, taka, jaką dostaje każdy nowy pracownik. Wyszczególniono w niej kilka warunków, jak na przykład to, że jako kierowca musisz być dyspozycyjna przez całą dobę i nie wolno ci pić alkoholu, o ile nie wyrażę na to zgody jako twój bezpośredni przełożony.- Powiedział, patrząc na mnie znad papierów.- Umowa zobowiązuje cię też do zachowania w tajemnicy wszystkiego, co widzisz i o czym mówię ja, lub ktokolwiek z zespołu i moich współpracowników. Nie wolno ci udzielać żadnych informacji mediom, a także osobom prywatnym.- Uśmiechnął się.- Rozumiesz, muszę jakoś chronić swoje życie osobiste.
-Jakoś nie widzę siebie, biegającej po ulicach i krzyczącej do wszystkich, że pracuję u Leto.- Wtraciłam.
-Ten warunek jest nieodłączną częścią każdej umowy, jaką zawieramy, a jego złamanie pociąga za sobą odpowiedzialność przed sądem, radzę więc uważać, co będziesz robić po jej podpisaniu.- Emma włączyła się do rozmowy.- Gdybyś przyjmowała się do pracy w jakimkolwiek przedsiębiorstwie, czy nawet zwykłej firmie, tam również natrafisz na podobne warunki, więc nie uważaj tego za brak zaufania z naszej strony. Tak więc: jeśli podczas wypełniania swoich obowiązków przytrafi cię coś dziwnego, jak choćby zobaczenie któregoś z chłopców w niezbyt korzystnej sytuacji, nie będzie ci wolno powiedzieć o tym komukolwiek spoza ekipy przez okres pięciu lat od dnia, w którym podpiszesz umowę, czyli od dziś.
-Poza tym w umowie jest też punkt, który mówi o twoim wynagrodzeniu za pracę, płaconym w tygodniówkach. Nie odlicza się od tego kosztów przelotów i noclegów w hotelach. Dodatkowo będziesz ubezpieczona od nieszczęśliwych wypadków, musisz tylko wskazać beneficjenta, któremu towarzystwo wypłaci odszkodowanie na wypadek twojej śmierci. Wiesz, w razie, gdyby samolot spadł, czy coś. Ja wskazałem matkę.- Jared nie dał mi ochłonąć po jednym, natychmiast dodając drugie.
Słuchałam ich, mówiących na zmianę, przedstawiających mi kolejne punkty umowy. Miałam wrażenie, że chcą zarzucić mnie informacjami szybciej, niż dam radę je przyjąć i zrozumieć. Czy to był jakiś rodzaj testu, który powinnam zdać, żeby być przyjętą do ich grona? Wyglądało to, jakby chcięli mnie ogłupić, ale po co mieliby to robić, skoro dali mi umowę do przeczytania? Nie mogło ukrywać się w niej nic, żaden haczyk na mnie, bo od razu bym go zauważyła. Może chcieli sprawdzić, czy jestem naiwna i podpiszę bez czytania, zdawszy się na to, co mówią? Jeśli tak...
-Cicho.- Podniosłam dłoń, urywając rozmowę. Odebrałam Jr papiery i zagłębiłam się w lekturze.
Tak, jak się spodziewałam, wszystko napisane było językiem prawniczym, dla laika w połowie niezrozumiałym. W niektórych punktach podpierano się nawet jakimiś paragrafami, nic mi nie mówiącymi odnośnikami do odpowiednich ustępów w jakimś kodeksie, większa część jednak była łatwa do zrozumienia. Nie podobał mi się co prawda punkt, który mówił o konsekwencjach zerwania przeze mnie umowy bez szczególnych przyczyn, ale nie zamierzałam odejść z pracy przed czasem, więc w zasadzie ów punkt mnie nie dotyczył.
-Wszystko jasne?- Emma uśmiechnęła się do mnie, gdy tylko podniosłam głowę znad swojej kopii umowy.- Jakieś pytania?
-Nie mam żadnych pytań.- Sięgnęłam do plecaczka i podałam jej dokumenty, by mogła wpisać moje dane na obu egzemplarzach. Potem, czując się tak, jakbym dokonywała czegoś wzniosłego, złożyłam podpisy we wskazanych przez nią miejscach. Jr zrobił to samo i po chwili trzymałam w dłoni swój pierwszy w życiu poważny kontrakt. Schowałam go, starając się nie pozaginać rogów, i myśląc, że zostawię go sobie na pamiątkę, żeby kiedyś, w przyszłości, móc wyjąć go z zakamarków szuflady i przypomnieć sobie dzisiejszy dzień.
Siedzieliśmy w restauracji jeszcze przez dobrą godzinę, najpierw przy lunchu, potem popijając kawkę. Niewiele się odzywałam, nie będąc w większości tematów, jakie poruszali Emma i Jr. Przyglądałam im się, jak rozmawiali z sobą, i nie mogłam nie zauważyć, że byli jak para doskonale z sobą zgranych przyjaciół, a nawet partnerów. Nie tylko biznesowych.
Zastanawiające było to, jak się do siebie odnosili. Miałam wrażenie, że między nimi istnieje jakiś rodzaj więzi, o której ludzie tacy jak ja nie mają pojęcia. W ich słowach nie było żadnych podtekstów ani dwuznaczności, a jednak wyglądało to tak, jakby byli z sobą bliżej, niż wydawało się to na pierwszy rzut oka.
Śmieszne, ale poczułam się zazdrosna. Nie wiem nawet, z jakiego powodu, bo nie uważałam Jareda za człowieka, z którym mogłoby łączyć mnie coś więcej, niż interes, jaki mieliśmy do załatwienia. I ewentualnie sympatia, jaką mogę obdarzyć obojętnego mi poza tym faceta. Wiedziałam, byłam pewna, że nigdy się w nim nie zakocham, i że on również nie zapała do mnie gorącym uczuciem. To było po prostu niemożliwe przy różnicach, jakie między nami istniały. Mniejsza o wiek, o to, że byłam prawie o połowę od niego młodsza. Mniejsza o to, że on był bogaty i sławny, a ja biedna i nieznana nikomu. Chodziło o to, że nie widziałam w nim obiektu, w którym mogłabym ulokować swoją miłość. Nie, zdecydowanie Jr nie był mężczyzną dla mnie. Jak i ja nie byłam dziewczyną dla niego. Ta świadomość nie sprawiała mi przykrości, wręcz przeciwnie: dzięki niej mogłam spokojniej i trzeźwiej patrzeć na wszystko, co miało się stać. Zgodzić się z tym, że dokonawszy pewnego wyboru muszę być przygotowana na związane z nim konsekwencje.
Podpisanie umowy, choć samo w sobie nie było raczej niczym szczególnym, zmieniło odrobinę moje podejście do siebie. Wciąż byłam dziwką, ale teraz awansowałam we własnych oczach o jeden szczebelek na drabinie, której się uczepiłam. Miałam legalną pracę w miejscu, którego zazdrościłoby mi wiele osób. Miałam przebywać w towarzystwie ludzi, którzy stali na szczycie. W pewnym stopniu musiano się ze mną liczyć. Ale najważniejszą sprawą stało się to, że dla Jr byłam pierwszą dziwką, z jaką miał się zadać. Niemal o tym zapomniałam, zajęta robieniem sobie ciągłych wyrzutów. Tymczasem nie tylko ja miałam swój debiut, ale i facet, który mnie kupił.
Musisz mieć w sobie coś naprawdę wyjątkowego, na co się skusił.
Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Z jakich powodów nie uświadamiałam sobie, że skoro nigdy wcześniej nie płacił za seks, musiał zobaczyć we mnie coś, co nie dało mu przejść obok mnie obojętnie? Mówił, że to moje nogi, ale czy dla nich zrobiłoby coś, czego nie robił do tej pory?
Spojrzałam z ukosa na zajętego rozmową Jareda. Siedział blisko, jego krzesełko prawie stykało się z moim. Odchyliłam się na oparcie i zerknęłam w dół, rozważając w myślach, czy mogę…
Poprawiłam się i siadłam tak, by moje kolano dotykało uda Jr. Niemal wbiłam je w jego ciało, co musiał zauważyć, jeśli nie cierpiał na znieczulający go od pasa w dół paraliż.
W pierwszej chwili nie zareagował. Dalej rozmawiał z Emmą tak, jakby nic się nie stało. Potem jednak i on odchylił się w tył, siadając szeroko z rękami opuszczonymi w dół. Lewa po kilku sekundach znalazła się na mojej nodze i zaczęła od niechcenia masować ją i uciskać lekko, pełznąc powoli na wewnętrzną stronę uda i w górę. Co ciekawsze, gdy zawędrowała do jego połowy, Jared wyraźnie stracił koncentrację i wyglądał na nieco rozkojarzonego. Kilka centymetrów wyżej i zaczął zerkać na wyświetlacz telefonu, po czym stwierdził, że ma jeszcze do załatwienia kilka spraw i powinniśmy się zbierać.
Ja, oczywiście, przez cały ten czas wyglądałam niewinnie, a nawet pokusiłam się o minę osoby znudzonej, nie będącej w temacie i marzącej tylko o znalezieniu się w każdym innym miejscu, ale w środku buzowało we mnie jedno: to działa!
Boże, czyżbym przez przypadek odkryła, że mam swego rodzaju władzę nad Jaredem i jego zachowaniem, a także to, że mogę wpływać na niego, używając do tego metod niezbyt wzniosłych, ale jakże skutecznych?
Oczywiście, że wiedziałam, jaki efekt może wywołać dziewczyna, jeśli posłuży się swoim ciałem, jego pokazywaniem, ale do głowy mi nigdy nie przyszło, by samej próbować to robić. Nigdy nie zjawiłam się w szkole z olbrzymim, eksponującym piersi dekoltem, ani w bardziej wyzywającej spódniczce. Nie nosiłam legginsów, opinających pośladki i prawie wbijających się szwem między uda. Po prostu nie robiłam tych wszystkich rzeczy, które robiły inne, bardziej śmiałe i pozbawione hamulców dziewczyny. Może dlatego ja na swoje oceny musiałam pracować ciężej, niż one?
Nieważne. Nie zamierzałam wykorzystywać tego, że podobałam się Jr. Czułabym się z tym źle. We własnych oczach stałabym się dziwką o sto procent większą, niż byłam. Nie chciałam tego. Chciałam wyjść z całej sytuacji z sumieniem tak czystym, jak tylko mogłam. Miało zostać skalane, ale nie potrzebowałam gnoić go jeszcze bardziej.
Dlaczego tak ciężko przychodziło mi pogodzić się z tym, że pierwszy raz pójdę do łóżka po to, żeby wyciągnąć z tego materialne korzyści? Po co wracałam do myślenia o tym, i nie dawałam sama sobie spokoju, tylko dręczyłam się i dręczyłam, jakby miało mi to pomóc? Ot, głupie wyrzuty wobec siebie, niepotrzebne tak naprawdę ani trochę. Bo skoro powiedziałam „A” i podpisałam umowę…
Pożegnaliśmy się z Emmą koło trzeciej i ruszyliśmy „w miasto”. Jared rzeczywiście miał coś do załatwienia: okazało się, że musiał odebrać z poczty pierwsze przesyłki z zamówionymi przeze mnie ciuchami. Adresowane były na niego, nie na mnie, więc sama nie mogłabym ich podjąć. Chciałam iść po nie razem z nim, ale pokręcił głową.
-Zostań. I nie wysiadaj z samochodu.- Zakomenderował, nim wyszedł na chodnik.- Chyba że chcesz, żeby jakiś ciekawski przechodzień zrobił ci ze mną kilka zdjęć, a potem dociekał gdzieś na jakiejś stronie w internecie, kim jest młoda, seksowna blondynka, towarzysząca Jaredowi Leto, i dlaczego on niesie paczki z nalepką sklepu wysyłkowego dla pań. W mig zrobiliby z nas parę i musiałbym dementować plotki.
-Chyba nie powiedziałbyś, że…- Mój zapał od razu ostygł i odechciało mi się wytykać nos za drzwi Merca.
-Nie wiem, co bym powiedział, a co oni sami by sobie dośpiewali. O ile się nie mylę, nie chciałaś, żeby coś dotarło do twojej rodziny?- Otworzył portfel, czegoś w nim szukając.
-I to jak nie chcę.- Westchnęłam zrezygnowana.
Faktycznie nie chciałam ryzykować, że moje zdjęcia z Jr ukażą się gdzieś i ktoś z moich znajomych je zobaczy. Po moim powrocie zaczęliby się dopytywać, i przypuszczam, że gdybym nawet pokazała im umowę o pracę, podejrzewaliby mnie o to, że spałam z Leto. Tym bardziej, że wyjeżdżałam z miasteczka jako zatwardziała dziewica, a wrócę… Pierwszy chłopak, z którym kiedyś pozwoliłabym sobie na seks, tylko utwierdziłby się w przekonaniu, że dałam Jaredowi, a przecież kiedyś musiałam związać się z kimś na stałe.
Czekanie na Jareda upłynęło mi na rozmyślaniach o przyszłości. Nie planowałam niczego szczególnego. Nie marzyłam już o cudach. Pobyt w LA skutecznie oduczył mnie marzyć i pokazał, że lepiej nie nabijać sobie głowy głupotami. Chciałam tylko wrócić do domu, do rodziców, odłożyć zarobione pieniądze na czarną godzinę, znaleźć pracę, znów mieć znajomych, z którymi będę spędzać weekendowe popołudnia… Kiedyś spotkać kogoś, przy kim moje zimne serce obudzi się i zabije mocniej, potem, o ile wszystko pójdzie dobrze, stworzyć z tym kimś rodzinę. Nie za wcześnie, dopiero za kilka lat, gdy dojrzeję i do końca ustalę swoje życiowe priorytety. Bo o tym, że już nigdy nie zachce mi się wyruszać w poszukiwaniu szczęścia, wiedziałam doskonale.
Z myśli wyrwał mnie widok Jareda, wychodzącego z poczty z kilkoma paczkami, niesionymi pod pachą i w rękach. Wyglądał z nimi śmiesznie, taki chudy i niepozorny, z łopoczącymi na wietrze połami cienkiej koszuli, którą zarzucił na wycięty nisko podkoszulek. Dobrze, że włosy miał związane, bo pewnie nie widziałby nic przed sobą, nie mając czym odgarnąć ich z twarzy.
Pogubi paczki, czy doniesie je do wozu bez przygód? Znając pokrętną logikę, jaką kierowało się życie, wiedziałam, że gdyby zgubił jedno pudełko, reszta posypałaby się od razu, gdyby chciał podnieść pierwsze.
Jakoś doczłapał do samochodu, udało mu się nawet otworzyć tylne drzwi i wrzucić pakunki na siedzenie. Właśnie miał wsiąść z przodu, gdy gdzieś w pobliżu rozległ się przejmujący do kości pisk i jakaś dziewczynka, w wieku może dwunastu lat, wrzasnęła na całe gardło „JARED!”. Zanim Jr drgnął, mała dopadła go i uwiesiła się na nim jak rzep. Przez dobre parę minut nie chciała dać mu spokoju, trzymała go w uścisku, jak w imadle, a odciągana przez rodzicielkę, płakała. Przysięgam, że łzy płynęły jej po policzkach, jakby doświadczyła czegoś nieziemskiego, co zmieni jej życie w pasmo ciągłych sukcesów.
Jared wskoczył na siedzenie z szybkością, o jaką go nie podejrzewałam, i mocno zatrzasnął za sobą drzwi wozu. Był potargany, po prostu wyglądał, jakby przeszło po nim lokalne tornado. Włosy wymykały mu się spod gumki, koszula wisiała krzywo, zdjęta z jednego ramienia, podkoszulek pod nią przekrzywił się, przez co na wierzch wylazły mu żebra i lewy sutek.
Zaczęłam się śmiać i chichotałam, jadąc w stronę „naszej” dzielnicy. Jr nie odzywał się słowem, ale nie opieprzył mnie, więc chyba nie czuł się urażony moją wesołością. Znalazł sobie inne zajęcie i pisał coś w wyjętym ze schowka notesie.
-Zajedziesz do hipermarketu.- Powiedział, wyrywając zapisaną kartkę.- Zrobisz zakupy, przygotowałem ci listę. Zapłacisz kartą, na dole masz do niej PIN.
-Ok.- Zgodziłam się bez oporów, słysząc stanowczość w jego głosie. Najwyraźniej nie spodziewał się sprzeciwu, więc go nie napotkał. Być może mocowanie się z fanką wyprowadziło go z równowagi, albo to, że się z niego śmiałam trochę go zdenerwowało, dlatego wolałam nie drażnić go wykłócaniem się o to, czy chce mi się łazić po sklepie, czy nie. Tak czy tak, jego uprzedni dobry nastrój przeszedł do historii i pomyślałam nawet, parafrazując znane powiedzonko, że „Leto zmiennym jest”.
Zatrzymałam Merca w cieniu przy bocznej ścianie najbliższego marketu, wzięłam kartę i listę, i poszłam wypełnić wolę swojego pracodawcy. Praktycznie rzecz biorąc, zrobienie zakupów było pierwszym prawdziwym zadaniem, jakie mi zlecił od chwili podpisania umowy. Chodząc między pełnymi towarów półkami i wrzucając do koszyka kolejne produkty, zarabiałam na życie. Dziwnie było zdać sobie z tego sprawę, ale przecież sama podpisałam zgodę na bycie do dyspozycji Jareda przez całą dobę, by móc go wozić i by „wypełniać inne drobne posługi”.
Wypełnienie pierwszej zajęło mi nieco mniej niż godzinę. Gdy wróciłam do wozu, pchając przed sobą wypełniony zakupami wózek, Jr siedział w otwartych drzwiach z kubkiem kawy w jednej i telefonem w drugiej ręce. Znów wyglądał jak człowiek, włosy miał nienagannie ulizane i ściśnięte gumką, koszulę zapiętą.
-Długo.- Mruknął na mój widok.
-Kolejki.- Wyjaśniłam, otwierając bagażnik.
Nie ruszył się, żeby mi pomóc, siedział sobie, popijał kawkę i klepał w klawiaturę telefonu. Karał mnie za opieszałość, czy tylko był sobą i nie fatygował tyłka, mając kogoś, kto odwali za niego robotę? Mniejsza z tym, pakowanie zakupów nie było aż takim wyzwaniem, żebym nie mogła temu podołać. Poza tym ZARABIAŁAM, robiąc to, co być może robiłabym w zwykły dzień, będąc w domu.
-Już wszystko, czy jeszcze jest coś do załatwienia po drodze?- Spytałam, gdy odwiozłam pusty kosz i siadłam za kierownicą.
-Wszystko. Możemy wracać.- Jr usiadł prosto i zapiął pas, nie odrywając wzroku od przyklejonego do dłoni Blackberry. Z ciekawości zerknęłam na wyświetlacz, chcąc wiedzieć, co tak bardzo absorbuje jego uwagę, i zdumiałam się, widząc, że mój szef siedzi na Twitterze. Tylko tyle zdążyłam zauważyć, nim przykrył telefon drugą ręką.
-Co to za zaglądanie?- Spytał, posyłając mi sójkę w bok, aż zwinęłam się w pół.
-Weź, to łaskocze.
-Masz łaskotki? Uwielbiam dziewczyny z łaskotkami.- Jr rozpromienił się nagle. Odłożył telefon, najwyraźniej tracąc zainteresowanie rozmową z kimś tam w sieci.
-Mam. Cholerne przekleństwo je mieć. Nie cierpię, gdy ktoś zaczyna mnie łaskotać i robi to specjalnie. Po czasie to zaczyna boleć, że nie powiem już, jaki człowiek robi się słaby od śmiechu.- Powiedziałam, chcąc od razu dać mu do zrozumienia, żeby nawet nie próbował. I tak wiedziałam, że to zrobi, jego mina mówiła o tym wystarczająco jasno. Cóż, w takim razie muszę być czujna, zwarta i gotowa odeprzeć atak.
O ile będzie mi się chciało, bo czułam się zmęczona po kilku godzinach „pracy”. Najnormalniej w świecie marzyłam o powrocie do domu, ciepłej kąpieli i możliwości odpoczynku, a nawet o drzemce. Nic tak by mnie nie uradowało, jak godzinka albo dwie błogiego nicnierobienia.
Dotarliśmy do chaty po piątej. Z ulgą wysiadłam z samochodu i odetchnęłam pełną piersią, z niechęcią myśląc o tym, że trzeba jeszcze wnieść do domu wszystkie zakupy, łącznie z moimi ciuchami.
Na szczęście Jr wziął z sobą większość tego, co było w bagażniku, zostawiając mi zaledwie trzy niewielkie torby. Zawlokłam je do kuchni, z radością zostawiając je na stole. Jr chował już to, co przyniósł, więc nie zamierzałam odbierać mu tej przyjemności. Już miałam wyjść, gdy coś zwróciło moją uwagę: niewielka czerwona plama na jego koszuli, na wysokości lewej łopatki. Wyglądała jak świeża krew.
-Jared, uderzyłeś się w plecy?- Podeszłam do niego, dotykając plamy. Była mokra.- Krwawisz.- Pokazałam mu umazane opuszki.
-Nie, ale chyba ta dziewczynka mnie podrapała.- Kręcił głową, próbując chyba zobaczyć, co mu jest.
-Jeśli chcesz, mogę to obejrzeć.- Zaoferowałam pomoc.
-Byłoby miło. Nie chcę dostać zakażenia.- Nim skończył mówić, zdążył rozebrać się do pasa.
-Fuj, musiała mieć ostre pazurki, rozorała ci skórę na parę centymetrów.- Stwierdziłam, widząc długie zadrapanie, ciągnące się od szczytu łopatki w stronę kręgosłupa.- Często zdarzają ci się takie sytuacje?- Byłam ciekawa. Mówił, że jego życie nie wygląda tak pięknie, jak wydaje się przeciętniakom, ale dopiero teraz zrozumiałam, jak bardzo ma przerąbane.
-Bywa.- Wzruszył ramionami.
-Aż dziwne, że cały nie jesteś w bliznach.- Mruknęłam, przemywając okolice rany wyjętą z apteczki wodą utlenioną.- Może zaboleć.- Ostrzegłam, nim polałam samo zadrapanie, trzymając pod nim zwitek gazy, by zakrwawiona ciecz nie poplamiła mu spodni.
Robiąc to, przyglądałam się jego plecom, mając je tuż przed oczami. Czułam nawet zapach, jaki wokół siebie roztaczał, nie słodką woń kosmetyków a tę, którą wydzielało jego ciało. Była przyjemna. Zaskakująco przyjemna i niepokojąca. Odsunęłam się, nie chcąc jej czuć, bo budziła we mnie obce, dziwne odczucia i tęsknotę za czymś nieznanym.
Pamiętasz, jak cię dotykał?
Miałam ochotę mocno się uszczypnąć, zła o to, że pamięć podsuwa mi niechciane wspomnienia. To było złośliwe i nieuczciwe. Znów zdradzałam sama siebie?
Pospiesznie nałożyłam opatrunek na zadrapanie i schowałam apteczkę na miejsce.
-Gotowe. Idę do siebie, jestem zmęczona. Nie chce mi się nawet mierzyć ubrań, w ogóle nie chce mi się wynosić ich na górę. Później to zrobię.- Oznajmiłam, wychodząc z kuchni. Nawet nie fatygowałam się sprawdzić, co na to Jr. Chciałam tylko znaleźć się u siebie. Sama.
Nie wiem, kiedy zasnęłam, leżąc w łóżku po szybkiej kąpieli i pozwalając myślom szybować we własnym tempie i szyku. Obudziłam się, gdy było prawie ciemno. Przespałam całe popołudnie? Życie w luksusie naprawdę potrafi człowieka rozleniwić.
Dom był cichy, światła wszędzie pogaszone. Najwyraźniej Jr też wolał zaszyć się u siebie, biorąc przykład ze swojej nowej pracownicy. Może nawet spał już i jutro zerwie mnie o świcie, każąc zawieźć się gdzieś, gdzie ma swoje sprawy do załatwienia? Wygodny się zrobił. Już to, że siadł dziś w samochodzie z tyłu, było dla mnie wystarczająco jasne.
Zdjęłam koszulkę, w której spałam, i narzuciłam inną, po czym zeszłam na palcach na dół, chcąc po cichu zrobić sobie coś do jedzenia. Mimo późnej pory byłam głodna i wiedziałam, że nie zasnę, jeśli nie zjem kolacji.
Zadowoliłam się dwoma kanapkami z pomidorem, kiwi i kawałkiem arbuza. Wciąż jeszcze jadałam mało, więc starałam się, żeby moje posiłki były w miarę zdrowe, zaspokajając zapotrzebowanie na witaminy.
Najedzona ruszyłam na górę, ale cofnęłam się, widząc smużkę światła w niedomkniętych drzwach jednego z pomieszczeń na parterze. Nie wiedziałam, co w nim jest, ale postanowiłam zajrzeć tam, mając ku temu okazję. Podeszłam na palcach i przystanęłam, zerkając jednym okiem do środka. Niewiele widziałam. Fragment białej ściany i kawałek oszklonej szafki, w której leżały jakieś książki. Panowała cisza, jakby w pokoju nie było nikogo, więc pchnęłam odrobinę drzwi, chcąc zobaczyć więcej.
Pomieszczenie wyglądało na gabinet, i chyba nim było. Kilka szafek, biurko, fotel... Na biurku sterta papierów. I rzeczywiście, nikogo w środku. Może Jr siedział tu, potem poczuł się śpiący i poszedł do siebie, zapominając o zgaszeniu światła? Zaciekawiona podeszłam do biurka, patrząc na leżące na nim papiery. To były jakiś rachunki, wydruki z elektrowni czy coś. Odsunęłam ten, który leżał na wierzchu, potem następny... Widziałam na każdym kolejnym nazwisko Leto. Pochodziły z różnych miejsc i dotyczyły różnych spraw. Opłata za energię elektryczną, za wodę, podatek od gruntu, ubezpieczenie domu, wpłata na polisę. Rachunek, wystawiony przez firmę, która sprzątała dom Jr. Rachunek z pralni. Rachunek z firmy, zajmującej się pielęgnacją zieleni wokół posiadłości. Lista wypłat dla pracowników. Pomijając sprzątaczki i ogrodników, były to zwykłe sprawy, jakie mieli wszyscy inni, zwykli ludzie.
Złożyłam papiery tak, jak leżały, nie chcąc zostawiać po sobie śladów, i zaczęłam oglądać wiszące na ścianie zdjęcia. Na każdym był Jared, różniąc się na poszczególnych wiekiem i wyglądem. On z Shannonem. On z tym drugim facetem z zespołu. Z kimś, kogo nie kojarzyłam. I z Emmą.
Na kilku fotografiach oboje byli młodsi, ale już wtedy widać było, że dobrze się czują w swoim towarzystwie. Na jednym Jr całował ją w policzek. Na innym stali objęci. Dopiero na tych, na których byli starsi, trzymali się bardziej na dystans. Przyjaciele, współpracownicy czy...
Odwróciłam się z zamiarem opuszczenia gabinetu i zamarłam. W drzwiach stał Jr, patrząc na mnie z uniesioną nieco lewą brwią. Miał na sobie tylko bokserki, nic poza tym. Gdzieś przez głowę przemknęła mi znów myśl, że jako jedyna w tej chwili mam okazję zobaczyć go prywatnie, że tak powiem: w cywilkach.
-Myślałam, że śpisz, i zapomniałeś zgasić tu światło.- Bąknęłam, czerwieniąc się.
-Byłem w toalecie.- Wszedł, zamykając za sobą drzwi.- Oglądałaś zdjęcia?
-Tak.- Zerknęłam na to, na którym czulił się do Emmy.- Wybacz ciekawość, ale czy wy kiedyś...?
-Nie. W którymś momencie było blisko, ale stwierdziliśmy, że albo razem pracujemy, albo...- Wruszył ramionami.- Emma wybrała pracę. Nie mam jej tego za złe, prawdopodobnie wyszło to nam na dobre. Nie mam ani czasu, ani głowy do stałych związków. Lepiej, że zostaliśmy przyjaciółmi. Ona robi karierę, ja mam doskonałą asystentkę.
-Byłeś w niej zakochany?- Nie wiem, dlaczego o to spytałam. Nie powinno mnie to interesować, ale skoro on otwarcie o tym mówił, szłam za ciosem.
-Nie.- Rzucił niedbałym tonem. Kłamał?- Skoro już tu jesteś, możesz zerknąć na to zadrapanie? Mam wrażenie, że spuchło. Dobrze je odkaziłaś?- Odwrócił się, wstawiając do mnie plecy.
Odkleiłam kawałek opatrunku.
-W porządku, nie spuchło. Zrobił się strupek, więc nie ma infekcji.- Przykleiłam plaster na miejsce.- Pójdę już lepiej...- Wyminęłam go, kierując się do wyjścia.
-Nie.- Złapał mnie w pół i przyciągnął do siebie, cofając się o krok do biurka. Przycisnął mnie mocno, opierając mi brodę o ramię.- Nie pójdziesz. Jeszcze.- Trzymając mnie jedną ręką, drugą położył mi na udzie i przesunął w górę, podciągając mi koszulkę. Niemal błogosławiłam to, że miałam na sobie majtki, choć dla niego nie były pewnie wielką przeszkodą, skoro poradził sobie z szortami.
-Jared, chcę iść do łóżka.
-Tak ci się do tego spieszy?- Mruknął mi do ucha.- Pójdziemy, ale nie dziś i nie jutro. Wcześniej możemy trochę się zabawić, prawda?
-Wiesz, że nie o to mi chodziło.- Złapałam go za rękę, zatrzymując ją tuż pod piersią.- Źle się wyraziłam. Chcę iść spać.
-Nie wyspałaś się?- Bez trudu oswobodził dłoń i odwrócił mnie twarzą do siebie.- Powiedz mi, Ellie, czego tak naprawdę chcesz?- Zmrużył odrobinę oczy, patrząc na mnie.- Wiesz, z czym łączy się twoja obecność w moim domu. Wiesz, dlaczego dostałaś pracę. Więc, do diabła. po co strugasz aż tak niewinną?
-Nikogo nie  strugam!- Szarpnęłam się, urażona jego zatrzutem. Zrobiło mi się przykro, bo zostałam oskarżona o udawanie, choć byłam z nim szczera.
-Jasne. Nie pieprzyłaś się nigdy, co potwierdził lekarz. Dobrze. O to mi chodziło. Ale po co przesadzasz?
-Jared, niczego nie udaję.- Opuściłam wzrok, ale zaraz podniosłam go, nabierając odwagi.- Nikt wcześniej nie widział mnie nago, Nikt mnie nie dotykał. Ja też nigdy nie dotykałam żadnego mężczyzny. Moje doświadczenia są praktycznie zerowe. Umiem się całować, ale to wszystko, co potrafię. Resztę znam tylko z teorii, i nie dlatego, że nie miałam okazji poznać tej sfery życia, ale z własnego wyboru.- Czułam napływające do oczu łzy. Było mi wstyd, że musiałam mu to wszystko powiedzieć, ale nie miałam wyjścia. Zmusił mnie do tego swoimi słowami. Nie chciałam, żeby uważał mnie za oszustkę. Wolałam się ośmieszyć, niż zasłużyć na miano kłamcy.- Czy teraz mogę pójść do siebie?
Jared długo mi się przyglądał. Patrzył na mnie jak na obiekt, który ogląda się pod mikroskopem, podziwiając jego inność. Jakby widział kosmitkę, podszywającą się pod ludzką istotę.
-Nie wiem czemu, ale ci wierzę.- Powiedział w końcu, opuszczajac ręce.- A skoro jesteś aż tak zielona...- Uśmiechnął się przebiegle.- Znasz określenie "kumulacja"? Oznacza trafienie wyjątkowo wysokiej wygranej w grze losowej. Dodatkowy bonus. Chyba właśnie trafiłem kumulację.- Objął mnie, pocałował w policzek i starł mi kciukiem wilgoć spod oczu.- Idź spać.
Poszłam. Z ogromną ulgą, szczęśliwa, zawstydzona, pełna żalu. Wszystko naraz. Najgorsze jednak było to, że czułam się też zawiedziona.
Szkoda, że ustąpił, prawda?


                                                                   *****

Nie bijcie. Skrytykujcie, ale nie bijcie, bo od byle czego dostaję siniaki a nie chcę wyglądać jak ofiara przemocy domowej.
Wiem, że miałam zamieścić rozdział parę godzin wcześniej, ale nie miałam pojęcia, że familia wymyśli mi tyle różnych atrakcji. Od teraz nie będę już zapowiadać się z rozdziałami na daną porę. To mija się z celem, jeśli z przyczyn odgórnych nie mogę wywiązać się z obietnicy. 
Wybaczcie też brak zapowiadanej sceny dla dorosłych. W ostatniej chwili postanowiłam zastąpić ją czymś innym, co będzie mi potrzebne do dalszej akcji. Teraz bez problemów będę mogła seksić Ellie na rózne sposoby, dając Jr pole do popisu. 
No dobrze, oddaję się Waszej krytyce.
Yas.

niedziela, 23 czerwca 2013

Nigdy... więcej?

Siedziałam w ogrodzie prawie do zmroku, nie niepokojona przez nikogo. Co jakiś czas słyszałam dobiegające od strony domu śmiech przezabawnych braci Leto, głównie rechot Shannona, dźwięk drażniący, jak bzyczenie latającej przed twarzą muchy. Gdybym miała pod ręką packę...
Potem śmiechy ucichły, a jakiś kwadrans później zjawił się przy mnie Jr. Zmaterializował się bezszelestnie, siadł na ręczniku tak blisko, że stykaliśmy się biodrami, i podał mi małą butelkę wody mineralnej.
-Dzięki.- Mruknęłam, biorąc ją od niego. Poczułam nawet coś w rodzaju wdzięczności, że o mnie pomyślał.
-Nie chcę, żebyś się odwodniła, to niebezpieczne.- Objął mnie ramieniem, uśmiechając się, i przez chwilę wyglądał całkiem ładnie, gdy patrzył na mnie z bliska z miną, jaką w takiej chwili powinien mieć mój chłopak. Szybko przypomniałam sama sobie, że nim nie jest.
-Nie musisz się o mnie martwić, mama nie znalazła mnie w kapuście, więc nie jestem głąbem.- Naburmuszyłam się. Głównie po to, żeby pokazać, jak bardzo obraziły mnie wygłupy, których padłam ofiarą, i przez które teraz bolała mnie stopa. O zmarłym aniołku nie wspomnę. Dodatkowym powodem były słowa Shannona, jego zbulwersowanie tym, że Jr chciał zabrać mnie gdzieś między ludzi. Bo przecież dziwek się z sobą nie wozi, nawet jako podręczny bagaż.
-Nie lubię go.- Stwierdziłam, mając na myśli wyzywającego mnie od najgorszych Shannona.
-Daj spokój.- Jr od razu stanął w jego obronie.- Wkurzył się, bo nigdy nie robiłem czegoś takiego i boi się, że twoja obecność wpłynie na jakość mojej pracy. W jego przypadku tak by było, i on dobrze o tym wie.
-No i co z tego, nie musiał być chamski.- Skuliłam się, znów podciągając kolana pod brodę. Ramię Jr, spoczywające na moich plecach, przyjemnie grzało, i dopiero teraz zaczęłam zdawać sobie sprawę, że zrobiło się chłodniej, a ja nadal siedzę w samym stroju kąpielowym.- W ogóle jak mogliście zmówić się na takie żarty?- Prychnęłam z oburzeniem.
-Nie zmówiliśmy się, to było całkowicie spontaniczne. Shannon powiedział słowo, ja podłapałem... Przywykniesz, że z nami to normalne.
-Do tego, że będziecie urządzać sobie zabawę moim kosztem?- Oburzyłam się jeszcze bardziej.- Jared, nie dość już mam tego, że znalazłam się w sytuacji bez wyjścia i wylądowałam tutaj, jako twoja... twoja...- Zająknęłam się, ale nie chciałam na głos powiedzieć słowa, które stawało się dla mnie coraz bardziej znienawidzonym.- Możesz mi uwierzyć, że gdybym nie musiała tego robić, wolałabym do śmierci nie dać się nikomu dotknąć i umrzeć na starość, jako dziewica.- Nabrałam powietrza, szykując się na dłuższą przemowę, w której wyrzucę z siebie wszystko, co mnie boli, odrobinę koloryzując. I pies z tym, czy Jr się to spodoba.- Wy możecie się śmiać, ale dla mnie to wcale nie jest zabawne. Czuję się podle, źle, i jest mi okropnie z tym, co się dzieje. Miałam do wyboru: albo zrobić, to, co zrobiłam, albo zdechnąć z głodu na ulicy, albo jechać do domu stopem, płacąc za podwózkę ciałem. Co byś zrobił na moim miejscu? Co byś wybrał?- Nie chciałam płakać, ale ze zdenerwowania łzy same zebrały mi się w oczach.- Jak by ci było wesoło, jakbyś musiał dać jakiemuś bogatemu snobowi, żeby wrócić do rodziny? Byłeś kiedyś tak zdesperowany? Wątpię.- Mówiłam, gestykulując żywo.- Siedzisz sobie tutaj jak książę w zamku i nie wiesz, do czego muszą posunąć się ludzie, żeby przeżyć. Cwany jesteś, bo wykorzystujesz moją sytuację. Zamień się ze mną i posłuchaj, jak ktoś w takim momencie z ciebie żartuje, zobaczymy, czy wtedy będziesz taki szczęśliwy.
-Co dzień czytam masę żartów na swój temat. Niektóre są bardzo nieprzyjemne i poddają w wątpliwość moją orientację seksualną.- Jr puścił mnie, zdjął koszulę i okrył mi nią plecy. Potem znów mnie objął.- Część z nich sprawia mi przykrość, wydają się być pisane z czystej, niezrozumiałej nienawiści do mnie. Nawet nie znam ludzi, którzy wysyłają mi takie wiadomości, i nie rozumiem, dlaczego to robią. Być może to część bycia sławnym, nie wiem. Nie zmienia to faktu, że nie rozumiem takiego postępowania ludzi, wydajacych się być rozsądnymi. Jeśli drażni ich mój widok, nie muszą na mnie patrzeć. To nie przymus.- Przycisnął mnie mocniej do swojego boku.- Widzisz, Ellie, tylko pozornie życie, które wiodę, jest piękne i lekkie. Ty jesteś w zasadzie anonimowa, ja nie. Każdy mój krok jest przedmiotem zainteresowania ze strony obcych mi osób. To trochę męczące, nawet, jeśli się do tego przywyknie. Ja tak naprawdę nie mam prywatnego życia, i bardzo zazdroszczę tym, którzy je mają. Moje jest śledzone w każdej chwili: nawet zrobienie zakupów łączy się z ryzykiem, że ktoś zacznie za mną chodzić, robić zdjęcia, a potem opisze dokładnie, co kupiłem. Chciałbym, żeby ludzie potrafili rozgraniczyć to, co robię zawodowo, od tego, co chcę robić dla siebie, prywatnie, i odczepili się od tego drugiego. Teraz ja spytam ciebie: zamieniłabyś się ze mną i chciała poczuć jak to jest, gdy ktoś bez przerwy za tobą chodzi i rozmawia z innymi o wszystkim, co robisz? Czułabyś się dobrze, wychwytując w sieci swoje zdjęcie jak, na przykład, poprawiasz sobie majtki, bo weszły ci w rowek? I do tego z komentarzami, że pewnie się nie podtarłaś i wygrzebujesz resztki, albo że ktoś za ostro wjechał ci w dziurkę i teraz cię boli.
Parsknęłam śmiechem. Pewnie niezbyt grzecznie wyszło, ale to, co powiedział na koniec, było zabawne.
-Widzisz, teraz ty śmiejesz się ze mnie.- Opuścił głowę, choć uśmiechał się, co widziałam wyraźnie mimo tego, że włosy zasłaniały mu część twarzy.
-Przepraszam.- Przestałam chichotać i całkiem machinalnie odgarnęłam mu za ucho kilka kosmyków. Nie wiem, co podkusiło mnie, żeby to zrobić, ale natychmiast zdałam sobie sprawę z intymności tego gestu, i zrobiło mi się głupio. Nie miałam żadnych podstaw do tego, żeby zachowywać się w podobny sposób. Nie łączyło mnie z nim nic, poza... biznesem. Tak naprawdę, to nawet nie było mi wolno dotykać go, jakby był mi bliski. Ale cóż, już nie mogłam tego cofnąć.
Idiotka, jeszcze pomyśli, że się w nim bujasz.
Właśnie. Nie chciałam, żeby podobne pomysły przyszły Jr do głowy, bo w sumie nawet go jeszcze nie lubiłam. No, może odrobinę, ale chyba tylko dlatego, że musiałam go polubić, żeby łatwiej było mi potem znieść seks z nim.
-Mogę zrobić sobie kolację?- Spytałam, zmieniając temat.
-Oczywiście. Nie musisz pytać. Wystarczy, że zostawisz po sobie porządek.
-To chyba zrozumiałe.- Mruknęłam, dopiłam wodę i zaczęłam się podnosić.
-Zaczekaj.- Jr przytrzymał mnie w miejscu.
-Co?- Odwróciłsm się do niego, zaciekawiona, czego chce. Zważywszy na to, jak siedzieliśmy, móg mieć ochotę mnie pocałować.
-Ty naprawdę nie masz mentalności dziwki.- Zauważył z nutką zdziwienia w głosie.
-Cieszę się, że to zauważyłeś.- Bąknęłam, rozczarowana. Może nie powinnam się tak czuć, ale siedzieliśmy sobie, przytuleni, on był facetem, ja dziewczyną, okoliczności same popchnęły moje myśli na pewne tory. Wyobrażenie pocałunku było takie... przyjemne? A tu proszę, pan na włościach połapał się w tym, co od początku mu mówiłam. Fest spostrzegawczy.
-To świetnie, dzięki temu wszystko stanie się jeszcze ciekawsze.- Dodał z tym swoim drapieżnym wyrazem twarzy. Potem westchnął, dmuchając mi prosto w oczy.- Idź się przebrać, odgrzeję ci kolację. Ja już jadłem, z Shannonem.
Miałam ochotę sarkastycznie podziękować za to, że zaprosili mnie do wspólnego posiłku, ale przezornie trzymałam buzię na kłódkę. Może chcieli pogadać o czymś, o czym nie powinnam słyszeć, dlatego zjedli sami? Poza tym, byłam u Jr dopiero drugi dzień, niezbyt dobrze by było, gdybym zaczęła stroić fochy o byle co. Moja podróż do Europy mogła wtedy stanąć pod znakiem zapytania, a ja bardzo chciałam na nią pojechać, choćby po to, żeby wkurzyć Shannona.
-Co jedliście?- Spytałam grzecznie.
-Makaron z serem i brokułami.- Odparł wstając. Wsparł się przy tym o moje ramię, niemal wgniatając mnie w podłoże.
-Kocham brokuły.- Dźwignęłam się i rozmasowałam bolące ramię.
Jr już polazł, jakby wcale nie interesowało go, czy mam coś jeszcze do powiedzenia.
Zaczęłam podejrzewać, że pomieszkiwanie z nim nie będzie takie łatwe. Szybko dawało się zauważyć, że był trochę dziwny. Te jego zasady "to robimy tak, a to tak", przesadna troska o zdrowie, do tego zachowanie, przeczące logice. W jednej chwili układny, wsłuchany i rozmowny, w następnej pokazywał plecy i tracił zainteresowanie. Przynajmniej mną.
No tak, różnica wieku, odmienne środowisko, brak tematów do rozmów. Proste? Jak drut.
Muszę znaleźć sobie jakieś zajęcie na najbliższy czas, żeby nie paść z nudów w otoczeniu luksusów. Z powodów finansowych odpadało łażenie po sklepach. Z tych samych powodów musiałam zrezygnować z ewentualneo zwiedzania miejsc, w których jeszcze nie byłam. Marzyła mi się wycieczka do Hollywood, ale chyba będę musiała obejść się smakiem. Chyba, że zafunduję ją sobie po otrzymaniu od Jr honorarium za cnotę.
Przypomniałam sobie, że widziałam gdzieś półkę z pokaźną kolekcją filmów. Pewnie Jr miał tam swoje ulubione i ciekawa byłam, jaki jest jego gust. Obym nie znalazła wśród nich "Pretty woman", bo to byłoby bardzo wymowne i komiczne.
Wchodząc do swojego pokoju zdziwiłam się, widząc w nim idealny porządek. Podłoga była czysta, z łóżka zniknęła zakrwawiona narzuta a moje ubrania, poskładane w równą kostkę, leżały pięknie posegregowane na świeżej pościeli.
-Kiedy on to zrobił?- Rzuciłam w pustkę i uśmiechnęłam się, wdzięczna Jr za wyręczenie mnie w sprzątaniu. Pochowałąm ciuchy do komód, odświeżyłam się pod prysznicem, przebrałam w krótkie, luźne szorty i bluzkę, i zeszłam do kuchni.
Kolacja czekała już na mnie, obok szklanki zimnego soku z lodem, ale najwyraźniej miałam zjeść ją samotnie. Jareda nie było w kuchni, nie słyszałam też, żeby krzątał się gdzieś indziej.
-Zajebiście, dosłownie jak w bajce. Pusty zamek i niewidzialne krasnoludki.

Przesuwałam dłonią wzdłuż grzbietów pudełek z filmami, przechylając głowę, by przeczytać ich tytuły. Większość z nich nic mi nie mówiła, ale kilka wyglądało znajomo, niektóre nawet widziałam. Nie chciało mi się jeszcze spać, więc postanowiłam obejrzeć jedną z pozycji, których nie znałam. Na ślepo zdjęłam z półki cztery pierwsze pudełka, oglądając ich okładki i przeglądając obsadę.
-Aha, no tak.- Mruknęłam, widząc na dwóch nazwisko Jr.
Więc trzymał tu także filmy, w których grał. Fajnie, przynajmniej zobaczę, jakim był aktorem, i jak wyglądał mniej więcej w moim wieku.
Nie miałam w sypialni sprzętu, nawet telewizora, więc rozsiadłam się do seansu w salonie. Wybrałam sobie do obejrzenia „Cool and crazy”. Patrząc na datę, kiedy został nakręcony, musiałam przyznać, że mój patron zaczął karierę naprawdę wieki temu. Gdybym nie mieszkała przez całe życie w zapyziałej wiosce, pewnie słyszałabym o nim wcześniej, a tak? Szczęściem, miałam sporo wolnego czasu i mogłam nadrobić zaległości.
Patrzyłam na film z leniwym zainteresowaniem. Prosta fabuła nie porywała, akcja była łatwa do przewidzenia, a gra aktorów nie pretendowała do Oskara. Ot, zwykły, obyczajowy film o parze młodych ludzi, za wcześnie rzuconych w dorosłe życie. Mimo to nie przerwałam oglądania, bo w dziwny sposób film przypominał mi to, przed czym uciekałam. Pokazywał, jak mogłam skończyć, gdybym pozwoliła sobie na luz, na jaki pozwalały sobie moje koleżanki z liceum. Byłam na ślubach trzech najbliższych przyjaciółek, potem… one miały rodziny, ja nie, więc w naturalny sposób nasze relacje uległy pogorszeniu, aż wreszcie zrozumiałam, że już nie mam z nimi wspólnych tematów. Podczas gdy one, z błyskiem w oczach i chichotami, opowiadały sobie o swoich łóżkowych doświadczeniach, jak siedziałam cicho, jedynie chłonąc ich słowa. Nie miałam o czym mówić, ale nie czułam się z tego powodu gorsza, choć niekiedy dziewczyny podśmiewały się ze mnie, nazywając Joanną D`Arc. Wiedziałam, że nie minie wiele czasu, a ich codzienność zacznie być nudna i przytłaczająca, seks z mężem straci urok, a gdy pojawią się dzieci, życie młodych matek zmieni się w ciągłe pasmo obowiązków. Uniknęłam tego, prawda, ale czy moja sytuacja była wiele lepsza? One nie musiały wystawiać się na licytacji. Co z tego, że zamiast spodziewanego przeze mnie biznesmena, prezesa jakiejś spółki czy czegoś tam, moim kupcem był aktor? To i tak nie zmienia faktu…
-Co ty oglądasz?- Jr przestraszył mnie, odzywając się nagle tuż nad moją głową.
-Nie wiem. Znaczy, film. Nigdy go nie widziałam.- Poderwałam się, opuszczając nogi na podłogę.
-Jest dosyć stary.- Wpatrzył się w ekran, siadając niedaleko mnie.
-Widzę. Byłeś w nim taki młodziutki, aż ciężko uwierzyć, że to ty.
-A jednak.- Wstał.- Zrobić ci drinka? Ja się napiję.
-A zrób.- Odprowadziłam go wzrokiem, porównując jego obecną, dojrzałą, długowłosą i zarośniętą wersję do tej, jaką widziałam na ekranie.
Wróciłam do oglądania i… zamarłam, czerwieniąc się w jednej sekundzie po uszy. Akcja, poprzednio nieciekawa i mdła, nagle zmieniła się w coś, czego tak naprawdę się nie spodziewałam. Nie wiem, jaki kawałek przegapiłam, ale teraz miałam przed oczami scenę erotyczną, z golutkim Jr na pierwszym planie. Leżał między nogami laski, z którą rozmawiał parę chwil wcześniej. Widziałam jego ramiona, plecy, lędźwie, pośladki i uda, i jedyne, co przychodziło mi na myśl, to pytanie „Czy tak będzie to wyglądało ze mną?”
Nie mogłam oderwać wzroku od tego, co działo się na ekranie, a moja złośliwa wyobraźnia podtykała mi pod nos wizję mnie, będącej na miejscu aktorki.
-Podoba ci się?- Jr zjawił się z drinkami, podał mi szklankę i siadł tuż przy mnie, nieco bokiem, zakładając nogę na nogę. Nie patrzył na ekran, tylko na mnie, i strasznie mnie tym peszył. Co innego, gdybym oglądała film z innym aktorem, ale tam był on!
-Film jak film…- Bąknęłam, nie patrząc na niego, choć kątem oka widziałam jego zwróconą do mnie twarz. Czy naprawdę musiał siedzieć koło mnie właśnie teraz? Nie mógł na przykład pójść się wysikać?
Zaczęłam sączyć drinka, chcąc zająć czymś ręce i usta, żeby nie musieć się odzywać. Czułam się jak przyłapana na czymś gorszącym, jak nastolatka, którą matka zastała przy masturbacji. Miałam szczerą ochotę powiedzieć Jr, żeby sobie poszedł i pozwolił mi ochłonąć, ale odzywając się, tylko mogłam pogorszyć sytuację. Pewnie zacząłby wypytywać, czy jestem zawstydzona, a ja musiałabym przyznać, że tak. Nie jestem pewna dlaczego, ale wiedziałam, że pod jego drapieżnym, uważnym spojrzeniem nie potrafiłabym skłamać. Nie wiem też, co bardziej mnie w nim onieśmielało: wiek, jego status społeczny, czy świadomość, że będzie moim pierwszym kochankiem?
Znienacka poczułam jego dłoń na ramieniu, i zrobiło mi się gorąco. Fala ciepła przepłynęła przeze mnie, skupiając się w piersi.
-Ellie.- Odezwał się, przybliżając do mnie. Czułam na policzku jego ciepły, pachnący drinkiem oddech, i zaczęłam się trząść, aż zęby zadzwoniły mi o krawędź szklanki. Boże przecież miewałam kiedyś chłopaków, całowałam się z nimi, przytulałam. Dlaczego więc przy Jr traciłam rezon?
Układ. To przez łączący nas układ i to, że w tym przypadku nie chodziło o mój wolny wybór, a przymus, jaki sobie narzuciłam. Dlatego musiałam chcieć tego, co Jr.
Zabrał mi drinka i postawił na stoliku, potem chwycił mnie za rękę i pociągnął ją do siebie. Nie mając innego wyjścia, musiałam odwrócić się do niego, z miejsca natrafiając na jego wzrok. Ze zdenerwowania głośno przełknęłam ślinę.
Nie wiedziałam, czego chciał, dokąd nie położył sobie mojej dłoni na pośladku i nie przykrył jej swoją.
-Wciąż są takie, jak wtedy.- Powiedział gardłowo.
Nie miałam pojęcia, jakie były kiedyś ale teraz czułam pod ręką krągłe, jędrne ciało, okryte jedynie cienkim materiałem dresowych spodni.
-Jared…- Zaczęłam i skończyłam, nie wiedząc, co powinnam i co chcę powiedzieć. Żeby przestał? Nie robił nic złego, nie sprawiał mi bólu, nie wykręcał rąk.
-Chodź.- Wstał i pociągnął mnie do drzwi na patio, stawiając przed nimi. Widziałam swoje odbicie, jakbym stała przed nieco zaciemnionym lustrem. Byłam zarumieniona, oddychałam nerwowo przez uchylone usta i jak zahipnotyzowana patrzyłam, jak Jr staje za mną, przytulony do moich pleców. Wydawał mi się bardzo gorący, jakby coś paliło go od środka.
-Widzisz tę dziewczynę, Ellie?- Spytał, obejmując mnie ramionami. Spojrzałam na jego odbicie, potem na siebie, próbując widzieć własną twarz jego oczami.- Jest ładna, ma piękne ciało, doskonałe nogi. I jest moja.- Pocałował mnie w kark.- TY jesteś moja, Ellie.- Mówiąc, rozluźnił chwyt i rozpiął górny guzik mojej bluzki. Potem następny, i następny…
Wiedziałam, że w pewien sposób teraz do niego należę, ale słysząc to z jego ust, czułam się dziwnie bezwolna, jak lalka w rękach animatora. Jak zahipnotyzowana przez kobrę mysz, mogąca tylko patrzeć, ale nie potrafiąca się poruszyć.
Widziałam, jak Jr rozsuwa na boki poły rozpiętej bluzki, odsłaniając mnie przed swoim wzrokiem. Nie miałam stanika, tak, jak sobie zażyczył, nie ubrałam go, i teraz stałam przed nim półnago, drżąc z przejęcia i wstydu, ale nie umiałam zareagować w żaden sposób. Jedyne, co mogłam, to oddychać, i wpatrywać się w jego odbicie. Ja patrzyłam na niego, on na moje ciało, odbijające się w szybie. Czułam jego dłonie, wędrujące najpierw w górę, wzdłuż boków, potem obojczyków, przesunął palcami w dół, między moimi piersiami, i chwycił je, lekko ściskając.
-Patrz.- Powiedział, niemal mi rozkazując.
Opuściłam wzrok, zafascynowana widokiem trzymających mnie rąk. To było takie nierealne, jak w filmie, a przecież czułam każde poruszenie jego palców, drżenie mięśni przedramion, wszystko.
-Jared…
-Cicho, Ellie.- Przysunął twarz bliżej, znów owiewając mi policzek oddechem i łaskocząc mnie włosami w odsłonięte ramię. Spojrzałam na jego twarz i przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, ja zapewne z przestrachem, on uważnie, badawczo.- Po prostu patrz, Eleanor, nic więcej.- Dodał, opuszczając prawą dłoń niżej.
Śledziłam ją wzrokiem, jakby była pełznącym po mojej skórze insektem, ale nie czułam obrzydzenia, tylko dziką, chorą ciekawość, co Jr zamierza i dokąd ją skieruje. Wiedziałam, domyślałam się, ale udawałam przed sobą, że nie mam pojęcia. Oddychałam coraz bardziej nerwowo i urywanie w miarę, jak dłoń wędrowała w dół, i patrzyłam, jak palce Jr wsuwają się za pasek moich szortów, niknąc za nim najpierw do połowy, potem dalej, aż cała dłoń znalazła się pod materiałem. Mimowolnie i instynktownie zacisnęłam nogi, bojąc się poczuć czyjś dotyk w tym miejscu po raz pierwszy w życiu.
-Wpuść mnie.- Syknął mi do ucha.
Rozluźniłam mięśnie, prawie zmuszając je do posłuszeństwa, i zamknęłam oczy, wstydząc się tego, że w chwili, gdy palce Jr znalazły się między moimi udami, odczułam to jako przyjemność.
-Jesteś wilgotna, Ellie. Śliska, i gorąca.- Jared mruczał, dotykając mnie, badając dokładnie każdy zakamarek, naciskając palcami tam, gdzie zamierzał się dostać za kilka tygodni.- Czy to cię boli?- Spytał takim tonem, jakby mial nadzieję, że owszem, boli.
Pokręciłam głową, słysząc swój świszczący oddech, i zdałam sobie sprawę z tego, że stoję z wysuniętymi w przód biodrami, pozwalając Jaredowi na coś, czego nikt mi dotąd nie robił.
-Wystarczy.- Powiedział, zabierając rękę. Poczułam ulgę, że przestał, a jednocześnie miałam wrażenie, że oszukał mnie, jakby nie dotrzymał danej mi obietnicy. Byłam zła, będąc zadowoloną. Obce, rozdzierające mnie na dwoje połączenie sprzecznych emocji.
Oparłam dłonie o chłodną szybę i opuściłam głowę, nie mając śmiałości spojrzeć na swoje odbicie. Bałam się tego, co mogę zobaczyć w swojej twarzy. Widziałam przez szkło Jareda, idącego nie ścieżką, a na ukos, przez trawnik, i zrzucającego z siebie ubranie, widziałam linię jego pleców i pośladków, umięśnione, choć zbyt szczupłe uda, i to, jak nie zwalniając kroku wskakiwał do basenu.
Gdy znikł mi z oczu, odwróciłam się i uciekłam na górę. Czułam się strasznie, a jednocześnie dobrze. Tak zapewne czuje się dziwka, pełna wyrzutów i chęci zasmakowania więcej.
Rzuciłam się na łóżko, zakopałam w nim, zwinęłam w kłębek, drżąc jak osika.
-Nigdy więcej, Jared. Nigdy. Więcej.- Powiedziałam, i zacisnęłam powieki, powstrzymując cisnące się do oczu łzy.

                                                                *****

Zaczyna się :)
I chyba więcej nie muszę pisać.
Pozdrawiam.
Ps. VampireSoul, to ten moment, w którym Ellie ogląda na filmie goły zadek Jareda ;)

czwartek, 20 czerwca 2013

Aniołek.

Obudziłam się, jeśli tak można nazwać stan półprzytomności, po dziewiątej. Najchętniej znów zamknęłabym oczy i spała dalej, ale chciało mi się siku, więc zwlokłam zwłoki i ruszyłam do drzwi, w drodze przecierając powieki. Weszłam do środka, rozejrzałam się, i natychmiast zawróciłam: zamiast do łazienki, wlazłam do sypialni Jr. Nie było go, tyle zdążyłam zauważyć, rozbudzając się do końca w jednej chwili. A co, gdyby jednak był, i na przykład się ubierał, a ja naszłabym go golutkiego? Ładnie by to wyglądało, nie ma co. Muszę zapamiętać, że łazienka jest bardziej w rogu i po przeciwnej stronie, inaczej skończy się tym, że przez sen nasikam Jaredowi do szafy, a potem położę się do jego łóżka.
Przy tej ostatniej myśli zarumieniłam się po czubek głowy, doskonale pamiętając swój dzisiejszy sen. Wieczorem naoglądałam się Jr w półnegliżu i przyśnił mi się taki, łażący za mną krok w krok i trzymający dłonie na moich udach. Może sen był śmieszny, ale to, co w nim czułam, na pewno takie nie było. Miałam wrażenie, że jego gorące dłonie zostawią mi na nogach wypalone ślady, i co gorsze, we śnie chciałam, żeby mnie dotykał.
Przypuszczam, że to nie do końca były moje szczere pragnienia. Co prawda nie znam się na zawiłościach ludzkiej psychiki, ale byłam gotowa kłócić się z sobą o to, że moja w ten sposób chciała przygotować mnie do tego, co miało się stać.
Skąd taki wniosek? Cóż, widywałam twarz Jr często, choćby przechodząc koło któregokolwiek salonu Hugo Boss. Jared "wisiał" w nim na widoku, mogłam patrzeć na niego do znudzenia. A ponieważ w ogóle mnie nie interesował, mijałam go obojętnie, ledwie odnotowując, że ktoś taki łazi po tym samym mieście, co ja. Mówiąc inaczej: nie był dla mnie pociągający. Nie gustowałam w typie urody, który reprezentował, wolałam jasnowłosych i zdecydowanie młodszych facetów. O, taki na przykład Andrej Pejic, z twarzą anioła i urodą delikatną, prawie kobiecą, przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. Ale Jared?
A jednak to Jr mi się śnił, i to jego dyskretnie oglądałam, gdy wieczorem dreptał po domu w samych spodniach. Decydując się na sprzedaż jedynej cennej rzeczy, jaką miałam, zmusiłam swoją psyche do znalezienia w kupcu cech, które przypadłyby mi do gustu.
-Zadziwiające.- Mruknęłam, czesząc się przed lustrem, już przebrana w, a jakże by inaczej, spódniczkę i bluzkę na ramiączkach.- Wiesz, że pójdziesz z nim do łóżka, więc musi ci się podobać.- Zrobiłam do siebie wredną minę.- Zdzira z ciebie.- Powiedziałam na koniec, czując lekkie ukłucie tam, gdzie chowa się sumienie.
Związałam włosy w kucyk i przyjrzałam się swojej twarzy, naznaczonej piętnem źle przespanej nocy. Zrezygnowałam jednak z makijażu, będąc pewna, że w upale spłynąłby ze mnie jak wosk. Ograniczyłam się jedynie do delikatnego rozjaśnienia zewnętrzynych kącików oczu. Mimo to nadal wyglądałam na niewyspaną. Trudno.
Spełzłam na dół, z daleka wyczuwając zapach jajecznicy i tego, za czym moje ciało tęskniło najbardziej: kawy. Chwała Jr za to, że nie należał do osob gardzących tym cudownym napojem. Ja co prawda potrafiłam się bez niego rano obejść, ale nie dziś.
-Dzień dobry.- Przywitałam się z plecami Jareda, teraz zakrytymi śmiesznym podkoszulkiem, mającym pod pachami wycięcia prawie do pasa. W czym ten facet chodzi?
-Dzień dobry.- Obejrzał się i zlustrował mnie z góry na dół, po czym ledwie dostrzegalnie kiwnął głową, jakby dawał znać, że mój strój i fryzura zostały zaakceptowane. Wrócił spojrzeniem do mojej twarzy.- Wyglądasz na zmęczoną, źle spałaś? Łóżko jest niewygodne?
-Wygodne, ale to nowe miejsce, rozumiesz.- Skłamałam gładko. Nie miałam zamiaru wyznać, że przez pół nocy ledwie drzemałam, podrywając się na każdy hałas, pewna, że Jr właśnie do mnie idzie.
-Głodna?- Postawił na stole patelnię z parującą, pełną szczypiorku jajecznicą.
-Głodna, ale najpierw kawa.- Sięgnęłam do wieszaków pod szafką po pierwszy z brzegu kubek, biały z granatowym wzorkiem, ale Jared od razu mi go odebrał.
-Ten jest mój.- Postawił zdobycz na blacie.- Czerwony jest Shannona, więc tych dwóch nie używaj.
-Spoko.- Wzruszyłam ramionami.- Czegoś jeszcze mam nie ruszać? Może twojej ulubionej łyżeczki? Talerzyka?- Pytałam, nalewając kawy do kubka w stokrotki.
Swoją drogą, dlaczego Jr nie miał jednego kompletu kubków, tylko taką badziewną zbieraninę, w której każdy był inny nie tylko barwą czy wzorem, ale i wielkością?
Dopiero po chwili skubnęłam się, że Jared się we mnie wpatruje. Wręcz przewiercał mnie swoim niebieściutkim spojrzeniem.
-Co?- Spytałam.
-Mam nadzieję, że to nie miało być złośliwe.- Raczej stwierdził, niż spytał.
-To o łyżeczce i talerzyku?- Chciałam się upewnić, choć wątpiłam, by czytał w myślach i wyłapał z moich tę o zbieraninie kubeczków.
Przytaknął, nie odrywając ode mnie wzroku.
-Nie, Jared, to nie było złośliwe. Spytałam, żeby za wczasu wiedzieć, też nie lubię, gdy ktoś rusza coś, co jest moje, tylko moje, i zawsze moje.- Odparłam zgodnie z prawdą, ani na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-To dobrze. Złośliwości z twojej strony nie byłyby niczym mądrym, czego pewnie sama się domyślasz.- Powiedział po dłuższej chwili, wyraźnie spokojniejszy.- Siadaj, zaraz podam pieczywo.- Kiwnął głową w stronę stołu.
Wzięłam dwa talerze z suszarki i nałożyłam sobie porcję jajecznicy. Była smaczna. Nie pyszna, ale też nie byle jaka. Może odrobinę niedosolona, ale nie narzekałam. Dla mnie ważne było, że mam na śniadanie coś lepszego, niż kilkudniowa bułka albo pomarszczone jabłko.
Boże, ja naprawdę byłam już na granicy nędzy. To, że zdecydowałam się dać ogłoszenie, było naprawdę moim krzykiem rozpaczy. Jednym wielkim „POMOCY!!!”
-Jak trafiłeś na mój anons i dlaczego…?- Ciekawa byłam, co powodowało Jaredem w chwili, gdy składał swoją pierwszą ofertę w licytacji o mnie.
-Przypadkiem, błądząc od strony do strony, z jednego odnośnika do następnego. Gdzieś po drodze mignęło mi zdjęcie fajnej laski, cofnąłem, żeby je zobaczyć, a to była twoja fotka. Masz piękne nogi, dlatego zwróciłem na ciebie uwagę.- Wyjaśnił między kęsami.
-Pewnie nie spodziewałeś się, że fotka dołączona jest do takiego ogłoszenia?
-Nie.- Podniósł wzrok znad talerza, patrząc z tym swoim dziwnym uśmieszkiem.- Wiesz, dlaczego na nie odpowiedziałem? Bo patrząc na twoje nogi wyobraziłem sobie, jak oplatają mnie w pasie w chwili, gdy biorę to, co moje.- Umilkł, ugryzł kęs rogalika, przeżuł, połknął, i spojrzał na mnie całkiem sympatycznie.
-Jeśli chodzi o dziewictwo, to nie jest twoje, tylko moje.- Poprawiłam go, robiąc to zupełnie machinalnie, bo w głowie miałam tylko jedno: więc to przez moje nogi? Bo wyobraził je sobie na swoich lędźwiach?
-Zgadzam się, dziewictwo z fizycznego punktu widzenia jest twoje, ale ja je kupiłem i ze mną je stracisz. Prawda?- Spytał z pozoru obojętnie, ale słyszałam napięcie w jego głosie.
-Na to wygląda.- Westchnęłam, chcąc dać mu do zrozumienia, że temat jest dla mnie niewygodny, choć ja go zaczęłam.
-Jak się z tym czujesz?
-Nie wiem. Dziwnie.- Wzruszyłam ramionami.- Nawet nie wiem, ile masz lat, a pozwolę ci... Ehhh...- Czułam, że się czerwienię, ale nie mogłam nic poradzić na to, że mnie onieśmielał.
-Ja jestem podekscytowany.
Spojrzałam na niego z miną pod tytułem "co ty nie powiesz?".
-Lat mam prawie dwa razy tyle, co ty.- Dodał po chwili.
-Jesteś po czterdziestce?- Zdumiałam się. Nie wyglądał na swój wiek.
-Od roku.- Popatrzył na mnie z rozbawieniem.- Założę się, że w tej chwili pomyślałaś sobie "ale on stary".
Nie odezwałam się, opuszczając wzrok. Rzeczywiście pomyślałam, że jest stary, przynajmnie w porównaniu do mnie. Pomyślałam też, że w chwili moich narodzin pewnie miał już za sobą pierwsze doświadczenia z seksem.
Boże, dziewiętnaście lat różnicy, przecież mógłby mieć córkę w moim wieku. Albo syna, fajnego młodego Leto, przystojniejszego od swojego taty, mojego rówieśnika, z którym mogłabym porozmawiać na luzie o tym, co lubię. Bo o czym mogłam pogadać z facetem o trzy lata młodszym od mojej mamy? Przecież nie miałam pojęcia, jakie rzeczy go interesują. I nawet, gdybym miała, to czy umiałabym znaleźć się w temacie?
Przyszło mi do głowy, że przez najbliższe tygodnie prawdopodobnie będę czuć się tu bardzo samotna. Nawet w pracy, którejkolwiek z tych, jakie udało mi się dostać, miałam sporo kontaktu z ludźmi w moim wieku i z nieco starszymi.
-Dlaczego jesteś sam?- Wyrwało mi się w chwili, gdy o tym pomyślałam.
-Użyję twoich słów: jakoś się nie złożyło.- Znów się uśmiechnął. Kurcze, zaczął mi się wydawać całkiem sympatyczny, niedobrze. Jeszcze go polubię, i co wtedy?
-Masz dzieci?- Pytałam dalej. Skoro nie opieprzył mnie za ciekawość, dowiem się, ile dam radę. Przynajmniej wyrobię sobie jakieś pojęcie o gościu, z którym zgodziłam się pójść do łóżka.
-Nic mi o tym nie wiadomo.- Zachichotał.- Raczej nie, jestem bardzo ostrożny.
-Zauważyłam.- Mruknęłam, przypominając sobie o recepcie na pigułki. Leżała schowana w szufladzie mojej nocnej szafki i muszę pamiętać o jej wykupieniu w najbliższym tygodniu. Czyli, mówiąc otwarcie, będę musiała albo dać ją Jr, albo poprosić go o kasę. Prędzej to pierwsze. Po tym, jak dał mi pieniądze na wyrównanie czynszu, chyba bym się udławiła, mając jeszcze raz pytać go, czy dostanę małą zaliczkę. Jeszcze na nic nie zapracowałam i bałam się, że mi to wytknie. Albo powie, że coś za coś.
Znów zaczęłam myśleć o czekających mnie tygodniach w jego towarzystwie. Nie miałam pojęcia, czego mam się spodziewać, ale byłam niemal pewna, że czegoś tam powinnam. Wątpiłam, by Jared tak po prostu dał mi spokój do momentu, aż będę gotowa. Może i niewiele wiedziałam o życiu damsko-męskim, ale przecież faceci to faceci, ciężko im trzymać się na dystans od dziewczyn. Tak więc, najprawdopodobniej czekały mnie obłapywanki, macanki, pewnie też będzie chciał, żebym go dotykała.
Boże, jak ja mu wyjaśnię, że praktycznie nigdy nie miałam w rękach TEJ części męskiego ciała?
Co mam zrobić, jeśli Jr będzie chciał z mojej strony pieszczot?
Jeśli? Chyba powinnam powiedzieć „gdy będzie chciał”. Wolałam nastawić się na pewność i ewentualnie odetchnąć z ulgą, niż udawać przed sobą, że jestem tu dla ozdoby.
Jak to powiedział wczoraj? Że mogę u niego mieszkać i jeździć Mercem, ale odbierze sobie za to w naturze. Czyli wszystko jasne.
No to, Ellie, trenuj ręce i giętkość nadgarstków. Najlepiej na nim.
Mojemu wewnętrznemu głosowi zebrało się na żarty, podczas gdy wcale nie było mi do śmiechu. Powinnam porozmawiać z Jaredem i szczerze powiedzieć mu, że moje kontakty z chłopakami nie przekraczały pewnego progu, który sama ustawiłam. Nie chciałam, żeby błędnie odebrał mój brak praktyki, gryzący się z posiadaną przeze mnie wiedzą teoretyczną. Mógłby pomyśleć, że czekałam na „tego odpowiedniego”, podczas gdy sprawa wyglądała inaczej. Nie chciałam po prostu skończyć tak, jak większość dziewczyn z miasteczka. To takie częste, że gdy już zasmakuje się w seksie, łatwo się zapomnieć, pomyśleć „a tam, dziś jest bezpiecznie”, i iść na żywioł. Nie chciałam, jak kilka moich koleżanek, myśleć, że „powiem mu, żeby wyskoczył, nic mi się nie przytrafi”.
Pozostając dziewicą, miałam pewność, że nie jestem w ciąży, a co za tym idzie, nie przesrałam szansy na spełnienie choćby części marzeń i realizację planów. Bałam się wpadki tak bardzo, że nie pozwalałam sobie nawet na śmielsze pieszczoty z partnerem. Nawet na dotykanie. Wolałam dmuchać na zimne. Mało razy słyszałam, jak ktoś mówił, że „to miały być tylko niewinne pocałunki, ale nie dało się opanować ochoty na więcej, i jakoś tak się stało”? Moja chęć wyjazdu i spróbowania życia w wielkim świecie była silniejsza od popędu seksualnego, który stłumiłam w sobie równie skutecznie, jak poduszka tłumi huk wystrzału z pistoletu.
Czy powinnam powiedzieć o tym Jaredowi? Czy też siedzieć cicho, i udawać, że jestem strasznie pod tym względem nieśmiała, dając mu w ten sposób większą frajdę z całej zabawy ze mną?
Spojrzałam na niego spod oka, gdy łaził po kuchni, w szortach do kolan i swoim śmiesznym podkoszulku, chowając brudne naczynia do zmywarki, wycierając do połysku blaty, wieszając umyte i wytarte kubki po kawie na odpowiednich miejscach. Dlaczego ich nie wstawił do zmywarki, to już jego sprawa, dla mnie to, co robił, było kolejną rzeczą do zapamiętania.
Widziałam jego żebra, raz czy dwa na moment błysnął kawałkiem torsu, przyglądałam się jego nogom, zdecydowanie chudym, przede wszystkim jednak zwracałam uwagę na jego ręce. One właśnie będą najważniejsze w kluczowym momencie i wcześniej. Nimi będzie mnie dotykał, zapewne wszędzie. To jego dłonie poznają moje ciało jako pierwsze, dlatego chciałam przyjrzeć im się dokładnie, zacząć myśleć o nich, jak o dłoniach kochanka. Oswoić się z tym, że są, POLUBIĆ je.
-Śniło ci się coś dzisiaj? Jest taki przesąd, że pierwszy sen w nowym miejscu jest proroczy.- Jr przerwał moje rozmyślania pytaniem, na które nie mogłam odpowiedzieć inaczej, niż kręcąc przecząco głową.
-Nie pamiętam.- Rzuciłam na odczepnego, zastanawiając się, czy jeśli we śnie chciałam, żeby mnie macał, będę tego chciała i na jawie. Jak na razie, szczerze w to wątpiłam. Dotykał mnie przecież, wcisnął mi rękę między nogi ze dwa razy, i wcale mi się to nie podobało. Wręcz przeciwnie, było nachalne, bo miało miejsce zbyt wcześnie, jak na moje przekonania. Było… odpowiednie dla dziwki.
Znów wróciłam do punktu wyjścia. Chciałam, żeby Jared traktował mnie jak zwykłą dziewczynę, zapominając, kim dla niego byłam. Chyba będę musiała co dzień po przebudzeniu stawać przed lustrem i powtarzać sobie „jesteś jego dziwką, więc nie oczekuj zbyt wiele”.
Jedno musiałam sama przed sobą przyznać: nie miałam pojęcia, jak powinna zachowywać się dziwka. Nie umiałam myśleć jak ona, mieć podobnego punktu widzenia i odpowiedniego do niego sposobu bycia. To, co widziałam w filmach, było ledwie czubkiem góry lodowej. Ordynarne, krzykliwe w wyglądzie kurwy z ulicy nie mogły być dla mnie dobrym przykładem, a te najczęściej widziałam w różnego rodzaju telewizyjnych projekcjach. Albo na ulicach LA, gdy wracałam wieczorem z pracy.
Nie wiem, czy w tej sytuacji nie było bardziej na miejscu uważanie siebie za dziwkę „z wyższej półki”.
-Nad czym tak rozmyślasz, Ellie?- Usłyszałam tuż za uchem i połapałam się, że Jr znikł mi z pola widzenia dobrą chwilę wcześniej, i teraz stał za mną, pochylony, a jego oddech owiewał mi szyję.
-Zastanawiam się, kim jestem.- Odpowiedziałam szczerze, bo co innego mogłam zrobić?
Przez chwilę się nie odzywał. Słyszałam cichutki świst powietrza w jego nosie, powtarzające się, miarowe, wysokie dźwięki, i w duchu zaczęłam się śmiać, wyobrażając sobie, że zaraz poleci gdzieś, schowa się w kącie i wydłubie to, co mu świszczało.
-Jesteś dziewczyną w potrzebie?- Podpowiedział dziwnie stłumionym głosem.
-Dziewczyną w wielkiej potrzebie.- Przyznałam zgodnie, zastanawiając się, czy przypadkiem, wykorzystując to, że go nie widzę, właśnie w tej chwili nie wyciąga z nosa gwizdka.
Jednak tego nie robił: jego ramiona znalazły się nagle wokół mnie, usta przycisnął mi do szyi i chwycił mnie zębami za skórę, by po chwili puścić.
-Zjadłbym cię, taka jesteś seksowna.- Mruknął, wyprostował się i chwilę pougniatał mi palcami ramiona.- Muszę załatwić parę spraw przez telefon, znajdź sobie jakieś zajęcie. Popływaj, albo… wiem. Przejrzyj oferty wysyłkowe sklepów odzieżowych, trzeba kupić ci jakieś ubrania. Rozejrzyj się, wybierz sobie coś i mnie zawołaj.- Zakończył i wyszedł, zostawiając mnie samą.
-Sponsoring czas zacząć, nie?- Westchnęłam cicho.
A potem pognałam do pokoju, rozanielona perspektywą zakupu czegoś bez konieczności martwienia się o cenę.
Jednak Jr wiedział, jak uszczęśliwić dziewczynę.

-Pływasz jak ryba.- Usłyszałam i zatrzymałam się w jednej trzeciej długości basenu, zadzierając głowę. Jared stał przy samej krawędzi, ubrany jedynie w czarne spodenki na gumce.- Nie urodziłaś się czasem w wodzie?- Spytał i wskoczył do zbiornika, wzbijając deszcz kropli. Zanurkował, przepłynął parę metrów i wynurzył się, prychając.- Ile długości dajesz radę?
-Nie wiem, ale zajęłam drugie miejsce w szkolnych zawodach pływackich. A co, chcesz się pościgac?
-Ze srebrną medalistką?
-Czemu nie? Może jesteś w tym dobry.- Zachęcałam go, nie wiem w sumie, po co.
-Wiem, w czym jestem dobry.- Odparł znudzonym tonem.
To tyle, jeśli chodzi o jakieś wspólne rozrywki. Jakbym miała spodziewać się, że podskoczy z radości, bo młoda bździągwa chce zrobić sobie wyścigi w basenie.
Przez pół dnia nudziłam się we własnym towarzystwie, najpierw przeszukując sklepy wysyłkowe, potem wybierając z ich oferty ubrania, które najbardziej mi się spodobały, później oglądając telewizję i czytając. Jared przez cały ten czas załatwiał swoje sprawy, od czasu do czasu pokazując się gdzieś z telefonem przy uchu albo w rękach. Gadał albo pisał, i tak całymi godzinami, jakby był jakimś biznesmenem, który musi non stop nadzorować pracę swoich podwładnych.
A teraz zostałam potraktowana jak głupi dzieciak, proszący dorosłego o odrobinę uwagi. Jeśli tak miały wyglądać najbliższe tygodnie, to... będę musiała zacisnąć zęby i jakoś to przetrwać.
Odrzuciłam na plecy mokre włosy, podpłynęłam do drabinki, uwiesiłam się na niej i wystawiłam twarz do słońca, delektując się jego przedwieczornymi promieniami. Nie przypiekało już jak palnik gazowy, tylko grzało milutko, osuszając mi skórę swoim ciepłem.
-Jesteś wystarczająco opalona, Ellie. Nie eksponuj się tak na słońcu, to niezdrowe.- Jr natychmiast znalazł się przy mnie, wraz ze swoimi zasadami, czy też uwagami, mała różnica.
-Życie ogólnie jest niezdrowe i prowadzi do śmierci.- Odpaliłam.- Nie pij, bo to niezdrowe. Nie pal, bo od tego się umiera. Schudnij. Nie rób tego, nie rób tamtego. Rozumiem, gdyby dajmy na to ci, którzy nie palą, żyli wiecznie, ale oni też idą do piachu, może nie przez raka płuc, ale tak czy tak kończą jak palacze. Pod ziemią. Po co komu dociągnąć do setki, jeśli przez całe życie trząsł się ze strachu, czy robi wszystko, żeby dłużej żyć?- Odwróciłam się tyłem do drabinki, stając na jednym ze szczebli i trzymając się poręczy.- Mój tato zawsze mówi: "jem to, co lubię, palę, bo lubię, chodzę spać wtedy, kiedy chcę. Może będę przez to żył krótko, ale za to radośnie, a te wszystkie dietetyczne smutasy mogą mi nagwizdać".- Mówiłam, wyrzucając z siebie tym samym całą złość i znudzenie. Nie było dla mnie ważne, o czym mówię, chciałam tylko, żeby Jr mnie słuchał.- Nie twierdzę, że popieram takie luzackie podejście, ale weź, chwila w słońcu, do tego po południu, raczej mnie nie zabije.
-Lepiej być ostrożnym, niż potem żałować.- Jr przysunął się do mnie i stanął na tym samym co ja szczeblu, bezczelnie rozsuwając mi stopy na boki.- Może niekiedy wydaje się, że przesadzam, ale jak dotąd dzięki swoim zasadom mam się dobrze.- Trzymając się jedną ręką drabinki, drugą sięgnął pod wodę, złapał mnie za nogę i podniósł ją, opierając udem o swoje biodro. Gdy to zrobił, przycisnął się do mnie brzuchem.- Mała przymiarka.- Stwierdził z szerokim uśmiechem zadowolenia.
Byłam onieśmielona tym, co zrobił i stałam jak kołek, powoli rumieniąc się ze wstydu. CZUŁAM go przez swój strój i jego spodenki. Nie był twardy, ale chyba niewiele brakowło, by się taki zrobił. Niby mogłam uciec, włażąc jakoś tyłem po drabince, ale zamarłam z zaskoczenia, gapiąc się w rozbawione oczy Jareda. Pochylił się do mnie powoli, aż nabrałam przekonania, że chce mnie pocałować. Gdy był już naprawdę blisko, odwrócił głowę i przytknął policzek do mojego, lekko drapiąc mnie zarostem.
-Kiedyś cię tak wezmę, w środku nocy przyprowadzę cię tutaj i każą stanąć właśnie w tym miejscu, tak, jak teraz. Pamiętaj.- Szepnął i lekko pchnął biodrami.
-No no, widzę, że gołąbeczki nie próżnują.- Rozległo się nad moją głową.
Jr odsunął się, spojrzał w górę i wyszczerzył się w uśmiechu.
-Shannon.- Powiedział, puszczając mnie.- Co tam, braciszku?- Odsunął mnie na bok i wyszedł z basenu.
Natychmiast odwróciłam się, chcąc zobaczyć, jak wygląda brat Jr. Spodziewałam się, że pewnie będzie wyglądał znajomo, ale nie.
Zobaczyłam nieco krępego, niższego od Jareda mężczynę w śmiesznym kapeluszu, kojarzącym mi się ze strażnikami leśnymi. Na nosie miał okulary przeciwsłoneczne, ale nawet mimo to nie widziałam między braćmi żadnego podobieństwa.
-To jest ten twój pączuszek?- Shannon kucnął, przyglądając mi się z bliska. Widziałam swoje zniekształcone odbicie w jego okularach, wypłocha z mokrymi włosami i z ogłupiałą jeszcze po "występie" Jr miną.
-Tak, to Eleanor.- Jared stanął za nim, wycierając się leniwie ręcznikiem.- Ellie, wyjdź i pokaż się Shanowi.
Niezbyt spodobał mi się sposób, w jaki to powiedział, jakby chwalił się nowym nabytkiem, ale... No tak, byłam nabytkiem, i najwyraźniej jego brat o tym wiedział.
Wyszłam z wody, w duchu przysięgając sobie, że pomówię z Jaredem o tym, jak bardzo nie życzę sobie, żeby wieść o naszym układzie rozeszła się wśród jego rodziny i znajomych. Mógł zniszczyć mi opinię, gdyby, dajmy na to, jakiś pismak roztrąbił w gazecie, że Leto kupił sobie dziewicę.
-Całkiem niezła jak na kupną. Serio nieużywana?- Shannon obszedł mnie dokoła tak blisko, że otarł się o mnie ramieniem. Był gdzieś tak mojego wzrostu, więc gdy stanął przede mną, popatrzyłam buntowniczo w jego odblaskowe szkła.
-Sprawdzona.- Jr rzucił ręcznik na jeden z leżaków i siadł na drugim, odciągając go wcześniej w cień.
Shannon dołączył do niego, rozwalił się "po męsku", zdjął okulary i zaczął oglądać mnie z góry na dół. Ja też mogłam mu się lepiej przyjrzeć: miał ładne, brązowe oczy, zupełnie inne, niż Jared. Ogólnie był przystojniejszy.
Odwrócił się na chwilę do Jr, potem znów wbił we mnie wzrok. Wydęłam usta, nie odzywając się, wzięłam swój ręcznik i stanęłam kawałek dalej, plecami do nich, okazując swój brak zainteresowania. Może zachowałam się niegrzecznie, ale byłam wkurzona.
-Ktoś wie, że ona tu jest?
-Nie. Nie ma nikogo w LA, przyjechała tu z Indiany prawie rok temu.- Jr nie omieszkał go poinformować.
-Nie dzwoniła do nikogo?- Shannon zadawał dziwne pytania, których celu nie rozumiałam. Dlaczego niby miało interesować go, czy z kimś rozmawiałam o tym, gdzie jestem i po co?
Poczułam ukłucie niepokoju i nadstawiłam uszu, nie chcąc uronić ani słowa z tego, co o mnie mówili.
-Nie ma komórki.- Jared znów pospieszył z odpowiedzią.- Poza tym sądzę, że nie chce, żeby ktoś wiedział. Wstydzi się tego, co robi.
-Może mówiła znajomym, koleżankom z pracy, komuś zaufanemu.
Słysząc to odwróciłam się do nich, już poważnie wytrącona z równowagi ich dziwną rozmową na mój temat. Siedzieli, patrząc na siebie z głupkowatymi uśmiechami, potem równo, jak na sygnał, popatrzyli na mnie
-Straciła pracę jakiś czas temu i nie mogła znaleźć nowej, dlatego wystawiła się w sieci. O ile wiem, nie ma znajomych.
-Proszę, jak na życzenie.- Shannon zachichotał radośnie i zatarł ręce.- To co, zabawimy się tak, jak z poprzednią?- Rzucił od niechcenia, a mnie zaczęło robić się zimno. W jednej chwili cała pokryłam się gęsią skórką, zamierając w bezruchu z ręcznikiem owiniętym wokół włosów.
Jak z poprzednią? Więc nie byłam pierwsza? Jr mnie okłamał?
-Czemu nie, tylko pamiętaj, tym razem ja jestem pierwszy.- Jared pogroził bratu palcem.
-Luz.- Shann zdjął kapelusz i położył sobie na kolanach.- Oczywiście dasz popatrzeć?
-No ba, przecież ktoś musi przytrzymać jej ręce w razie, gdyby się szarpała.- Jared wstał, przeciągając się lekko.
-O czym wy mówicie?- Szepnęłam. Na pewno mnie nie usłyszeli, sama siebie ledwie co słyszałam. W uszach huczało mi echo ich słów, zagłuszane głośnym łomotem mojego serca. Czułam, że blednę, cała krew zebrała mi się gdzieś w brzuchu i zrobiło mi się niedobrze. Ze strachu nie mogłam nawet się poruszyć, jakby ich rozmowa działała na mnie hipnotycznie.
-Jar, jakby co, masz jeszcze gdzie zakopać zwłoki, czy tym razem ja mam się ich pozbyć?
-Zakopię ją tam, gdzie pierwszą, pewnie już się przez te parę lat rozłożyła.- Jr zrobił w moją stronę dwa kroki.
W momencie, gdy się poruszył, moje mięśnie odzyskały sprawność. Rzuciłam w niego mokrym ręcznikiem, odwróciłam się na pięcie i zaczęłam uciekać. Nie myślałam, co robię, po prostu gnałam przed siebie, byle dalej od nich, od śmiejącego się na cały głos Shannona i wołającego mnie Jareda. Pędziłam ścieżką, ledwie wyrabiając się na jej zakrętach, wpadłam do domu, przebiegłam przez kuchnię, hol, dopadłam schodów i, pokonując po dwa stopnie naraz, w parę sekund znalazłam się na piętrze. Wbiegając do pokoju omal nie urwałam drzwi: zamknęłam je za sobą i przekręciłam klucz, szczęśliwa, że udało mi się uciec. Dopiero wtedy usłyszałam własny, podobny do łkania oddech.
Dopadłam szafy, wywlokłam z niej torbę i zaczęłam na ślepo wrzucać do niej swoje rzeczy, nawet nie patrząc, czy przypadkiem czegoś nie zniszczę. Było mi wszystko jedno, chciałam tylko jak najszybciej zwiać i nie dać się zgwałcić.
Jak mogłam być tak głupia i naiwna? Jak mogłam nie pomyśleć, że będąc anonimowa w wielkim mieście, narażam się na niebezpieczeństwo, na przemoc, nawet na śmierć? Gdzie podział się mój rozum? Przecież nikt nie widział, jak wsiadałam do samochodu Jareda. A nawet, gdyby widział, to co? Wątpiłam, żeby ktokolwiek w tym mieście zwracał uwagę na wszystko, co działo się wokół niego, i zapisywał numery każdego wozu, do którego wsiada jakaś młoda dziewczyna.
Nikt nie miał pojęcia, gdzie jestem i z kim. Nie zabezpieczyłam się w żaden sposób, nie zawiadomiłam nikogo, przez co teraz stanęłam wobec sytuacji, w której musiałam liczyć tylko na siebie.
Pakując się, co chwila patrzyłam na drzwi w oczekiwaniu, że klamka poruszy się a potem Jared, albo jego brat, zacznie się dobijać.
Obejrzałam się za siebie, oceniając, czy uda mi się uciec oknem. Gdyby obaj stali na korytarzu, mogłabym rzucić torbę na trawę i spróbować zejść, łapiąc się wszystkiego, czego się da.
-Ellie, co ty robisz?- Głos Jr rozległ się z tak bliska, że pisnęłam, przestraszona, i upuściłam na podłogę ulubioną porcelanową figurkę aniołka, prezent od brata. Dał mi ją, gdy wrócił ze swojego pierwszego wyjazdu do Kanady. Aniołek rozprysnął się w drobny mak, obsypując mi okruchami stopy. Poczułam piekący ból, gdy jeden z ostrych kawałków drasnął mnie w kostkę.
-Ellie, to były tylko żarty.- Jared znalazł się nagle koło mnie.
Boże, zapomniałam o drzwiach do jego pokoju. Drzwiach, w których nie ma zamka. To przez nie wszedł, zaskakując mnie jak ostatnią idiotkę.
-Nie próbuj mnie dotykać, albo będę krzyczeć tak, że usłyszą mnie na drugim końcu miasta.- Zagroziłam, cofając się w stronę wyjścia na korytarz.
-Ellie, my tylko żartowaliśmy, naprawdę. Nikt niczego ci nie zrobi. Prawda, Shan?
-Dokładnie. Nie mów, że to łyknęłaś, mała.- Shannon stał w drzwiach Jareda, oparty ramieniem o futrynę, i śmiał się wesoło.
Coś boleśnie ukłuło mnie w prawą stopę: najwyraźniej, cofając się, nadepnęłam na jeden z okruchów aniołka, wbijając go w ciało.
-W tej chwili stąd wyjdę, a wy mi w tym nie przeszkodzicie.- Powiedziałam, idąc dalej i zasłaniając się torbą jak tarczą.
-Ellie, uspokój się. Przepraszam, jeśli się przestraszyłaś, myślałem, że się połapiesz.- Jared szedł w moją stronę, nic sobie nie robiąc z tego, że zamierzam się na niego trzymanym w ręce bagażem. Drugą ręką próbowałam namacać tkwiący w drzwiach klucz.- Trochę przesadziliśmy, ale z nami tak już jest, że jak się zejdziemy, to potrafimy gadać głupoty.- Uchylił się, gdy zrobiłam zamach, i złapał mnie w pół, chwytając przy tym za ręce. Zaczęłam się wyrywać.- Wszystko dobrze, Eleanor, nic ci nie grozi.- Powiedział, trzymając mnie mocno, potem podniósł mnie i wziął na ręce. Zrobił to tak niespodziewanie, że instynktownie wypuściłam z dłoni uchwyt torby i objęłam go za szyję, bojąc się upadku.- Shan, przynieś apteczkę.- Rzucił do brata, niosąc mnie na łóżko.
-Lecę.
-Ellie, zraniłaś się w stopę, muszę wyjąć szkło i opatrzyć ranę.- Jr położył mnie ostrożnie na posłaniu. Już nie było mu wesoło, był zaniepokojony i poważny.- Jeszcze raz przepraszam, nie wiedziałem, że w to uwierzysz. Przecież to było tak przesadzone, że aż niepoważne.- Tłumaczył, trzymając mnie za ramiona. Wciąż się z nim szarpałam, ale jakoś bez przekonania, że uda mi się uwolnić. Bezsilnie czekałam, aż zacznie zrywać ze mnie mokry kostium i zrobi to, o czym rozmawiali. A potem pozwoli na to bratu.
-Proszę, wypuść mnie, nic nikomu nie powiem.- Szepnęłam żałośnie, patrząc na niego z błaganiem w oczach.- Pozwól mi wyjść.
-Nigdzie nie pójdziesz. Masz rozwaloną stopę, krwawisz.- Zerknął na wracającego z apteczką Shannona.- Dobrze, Ellie, a teraz spokojnie. Puszczę cię, ale jeśli będziesz próbowała wstać, Shan cię przytrzyma. Kurwa, to naprawdę nie wygląda dobrze, zakrwawiłaś całą podłogę.- Powiedział, zabierając ręce.
Nie drgnęłam nawet. Mając nad sobą dwóch facetów, w tym jednego, szykującego się złapać mnie natychmiast, gdy się ruszę, dałam za wygraną. Niech robią ze mną, co chcą, wszystko mi jedno. I tak nie mam z nimi szans.
-Muszę wytrzeć ci stopę, żeby zobaczyć, jak głęboko utkwiło w niej szkło. Może zaboleć.- Jared odezwał się gdzieś niżej.
-Porcelana. To nie było szkło, tylko porcelana.- Poprawiłam go i… rozpłakałam się.- Mój aniołek, przez was rozbiłam aniołka. Dostałam go od brata.
Leżałam i beczałam nad roztrzaskanym prezentem, nawet nie czując tego, co Jared robił z moją nogą. Bolało, ale tak, jakby ból doskwierał mi z daleka, więc nie zwracałam na niego uwagi.
Chyba potrzebowałam się wypłakać. Znalazłszy do tego powód, wylewałam żale nad wszystkim, co działo się ze mną przez ostatnie tygodnie, a nawet miesiące. Płakałam z tęsknoty za domem i rodziną. Płakałam, bo byłam głupia, a moje marzenia okazały się dziecinne. Płakałam, bo żadne się nie spełniło. Płakałam, bo spadłam na dno. I dlatego, że oni naprawdę tylko żartowali. Nikt mnie nie atakował, za to Shannon, który siedział obok, trzymał mnie za rękę, głaskał po policzku i mówił coś uspokajająco, co chwila przepraszając za to, że przez niego straciłam pamiątkę i zrobiłam sobie krzywdę.
-Shan, możesz przynieść mi telefon? Leży u mnie. Muszę pogadać z Emmą.- Jared usiadł po mojej drugiej stronie.
-Dzwoń z mojego. Jakaś pilna sprawa?
-Wiem, jak mogę wynagrodzić Ellie to, że tak ją przestraszyliśmy.
Słyszałam jak rozmawiają, i przestałam płakać, choć było mi z tym tak dobrze, że mogłabym użalać się nad sobą do białego rana. Jednak ciekawość zwyciężyła, więc skończyłam chlipać i otworzyłam oczy. Natychmiast natknęłam się na wlepione we mnie spojrzenia obu Leto.
Jared uśmiechnął się i mrugnął, trzymając przy uchu telefon, potem odsunął go, włączył coś i położył mi na brzuchu. W pokoju rozległ się po sekundzie zdyszany, kobiecy głos.
-Shannon?- Spytała.
-Nie, Jared. Emmo, skarbie, chcę, żebyś dopisała do listy jeszcze jedną osobę, która z nami jedzie. Domów bilet na samolot i powiadom kogo trzeba, żeby nie było kłopotów z rezerwacją w hotelach.- Powiedział, patrząc na mnie.
-Nie rozumiem. Wszystko mamy już prawie dopięte, a ty wyskakujesz nagle z dodatkową osobą? A co, jeśli nie będzie już wolnych miejsc w samolocie? Nie będę zmieniać rezerwacji na inny termin, najwyżej zaklepię miejsce na następny lot.- Kobieta z którą rozmawiał Jr, Emma, mówiła szybko, nerwowo.
-Nie. Jeśli nie będzie miejsc, załatw, żeby kogoś przenieśli na inny termin. Nie obchodzi mnie, kogo. – Jared był stanowczy, a w jego tonie pojawił się upór.
Siedzący na wprost niego Shannon zaczął dawać mu jakieś znaki i machać rękami, pytając cicho, czy bratu do reszty odjebało.
A ja tkwiłam między nimi, nie rozumiejąc z tego zupełnie nic. Jaki lot? Jakie terminy? Jakie rezerwacje w hotelach? Jakie wynagradzanie mi krzywdy?
-Dobrze. Zrobię, co się da, wiem, jaki jesteś upierdliwy, jak nie dostaniesz tego, czego chcesz.- Głosowi towarzyszyło westchnienie rezygnacji.- Na jakie nazwisko mam wszystko załatwić?
-Czekaj.- Wstał, poszedł po moją torbę, leżącą przy drzwiach, wrócił, wysypał z niej wszystko na podłogę i podniósł coś. Mój paszport.- Mam. Zapisujesz?
-Tak. Wiesz, że zawsze mam pod ręką notatnik.
-Eleanor Susannah Swift. Przeliterować?
-Możesz, wolę mieć pewność, że zapisuję poprawnie.
Jared przeliterował moje imiona i nazwisko, całkowicie lekceważąc przy tym pantomimę Shannona, który gestykulował tak zapalczywie, jakby odpędzał od siebie stado os. Omal się nie roześmiałam, gdy przypadkiem palnął się przy tym w ucho.
-Zapisałam.- Chwila ciszy.- Jared, możesz mi zdradzić, kim jest ta Eleanor i dlaczego z nami leci?
-Pracuje dla mnie.
To przynajmniej było zgodne z prawdą, może nie w całości, ale prawie.
-Zatrudniłeś ją jako…?- Niedokończone pytanie zawisło w ciszy, jaka po nim zapadła.
Czekałam, aż Jr powie, że bierze mnie tam, dokąd się udaje, gdziekolwiek to jest, jako laskę do towarzystwa. Albo powie wprost, że zabiera z sobą dziwkę, żeby mieć ją w razie czego pod ręką. Z rozmowy wynikało, że on i Emma znają się od dawna, więc nie zdziwiłoby mnie, gdyby nie krył przed nią, kim jestem. Powiedział bratu, mógł powiedzieć innym, choć naprawdę nie chciałam, żeby to robił.
-Zatrudniłem ją jako swojego kierowcę.- Oznajmił. Prawie w tej samej chwili Shannon powiedział cicho „ja pierdolę”.
-Mam wciągnąć ją na listę pracowników? Jeśli tak, będę potrzebowała numeru jej ubezpieczenia i paru innych danych.
-Nie trzeba, płacę jej sam. Zadzwoń do mnie, jak wszystko załatwisz, dobrze?
-Jasne. Na razie, Jared.
-Pa, Emmo.- Jr rozłączył się i oddał telefon Shannonowi.
-Popierdoliło cię, Jar? Chcesz zabrać w trasę dziwkę?- Brązowooki przystojniak od razu zaatakował. Z pocieszyciela zmienił się w jednej chwili w kogoś mi niechętnego.
-Wypraszam sobie, nie jestem…- Poderwałam się, oburzona.
-Jesteś.- Przerwał mi.- Dajesz za kasę, więc jesteś dziwką.- Znów zwrócił się do brata.- Zamieniłeś się rozumem z własnym chujem? Boisz się, że ktoś ci ją wydyma, zanim wrócisz? Ja pierdolę, nie wierzę. On zabiera w trasę podręczną piczkę.- Shannon rozejrzał się po pokoju, jakby szukał niewidzialnej publiczności.
-Co w tym złego? Ellie pojedzie jako mój szofer, i tego będziemy się trzymać.- Jared położył nacisk na drugie zdanie.- Zresztą, będzie prowadzić, jeśli gdzieś się wybierzemy.
-I co, mam opowiadać, że to twój kierowca, tak?
-Tak. Nie jedzie na długo, mam z nią umowę na jakiś miesiąc od teraz, no, może pięć czy sześć tygodni. Potem powiem Emmie, że Eleanor musi wracać do domu, bo jej ciocia ma katar, zarezerwuję jej bilet i wyślę do Stanów.- Jared klepnął go w ramię.- O nic się nie martw, braciszku.- Zabrał apteczkę i wstał.- Włączę ekspres, mam ochotę na kawę.- Przekręcił klucz i otworzył drzwi na oścież.
-Shannon, o co chodzi z tym wyjazdem? Nic nie zrozumiałam poza tym, że mam z wami lecieć i że tobie się to nie podoba.- Spytałam, gdy Jr znikł w korytarzu.
-Mamy kilka występów w Europie, za półtorej tygodnia pierwszy.- Brązowooki spojrzał na mnie z namysłem.- W sumie nie wiem, czy ciągle mi się nie podoba, że jedziesz. Niezła z ciebie suczka, może będziesz chciała dorobić sobie na boku? Lubisz w dupkę? A może wolisz possać? Dobrze zapłacę.
Nie słuchałam go. Zerwałam się z łóżka, w przelocie zauważając na nim sporą plamę krwi, nałożyłam na stopy leżące obok sterty ubrań tenisówki, i kulejąc uciekłam z pokoju.
Było mi przykro, że brat Jareda tak szybko mnie zaszufladkował i traktował jak zwykłą dziwkę. Jr powiedział mu przecież, że nigdy z nikim nie spałam, dlaczego więc Shannon wyskoczył z takimi propozycjami? Myślał, że chronię jedno, zarabiając drugim? Albo że z porządnej dziewczyny zmienię się, ot tak, w kurwę? Że gdy usłyszę o pieniądzach, natychmiast zdejmę majtki i odwrócę się, żeby mnie przeleciał?
Wyszłam z domu, okrężną drogą, żeby nie natknąć się na Jr, robiącego sobie kawę, i zaszyłam się w ogrodzie na tyłach, po drodze zabierając z sobą ręcznik. Rozłożyłam go na trawie, usiadłam, podciągnęłam kolana pod brodę i zapatrzyłam się przed siebie.
Wyjazd do Europy jawił mi się jako coś nierealnego. Nie wierzyłam w to. Przypuszczałam, że Jared tak tylko powiedział, „załatwił” z Emmą, a gdy tylko pójdę spać, wszystko odwoła.
Biedne, sprzedajne dziewczyny znikąd nie jeżdżą po świecie w towarzystwie sławnych i bogatych mężczyzn. Biedne dziewczyny znikąd są pieprzone na tylnych siedzeniach samochodów, albo w tanim motelu na uboczu, nawet, jeśli są dziewicami. A potem mówi im się „spierdalaj”.
A ja byłam biedną, sprzedajną dziewczyną z nikąd, w stanie Indiana.

                                                                    ****

Podobało się? ;)
Cóż, może Shannona było mało, ale za to ostro sobie poczynał. 
Nie wiem co będzie w nastęnym rozdziale, nie pytajcie. Zobaczę, co wymyślę, ale na pewno znajdzie się w nim coś gorętszego, niż jaredowa przymiarka w basenie. 
W końcu głównie o to w tym blogu chodzi :)
Pozdrawiam i czekam na komentarze.
Yas.