niedziela, 8 kwietnia 2018

Palcem na szkle.

Myślałam, że po rozmowie z Emmą będę czuć się bezpiecznie i na luzie, ale wystarczyło tylko, że mijając mnie na schodach zatrzymała się na moment i szepnęła "Kłamiesz, mała zdziro. Tam nie ma ogłoszeń o pracę, to portal dla dziwek",  i cały dobry nastrój szlag trafił.
Nie umiałam zachować spokoju gdy  przy obiedzie gapiła się na mnie po każdym kęsie, a potem łypała na mnie spod oka przy każdej okazji, mając w oczach... groźbę. To widziałam, nie złość, nienawiść czy cokolwiek innego a właśnie groźbę. Tak, jakby miała zamiar rozprawić się ze mną argumentami, którymi mogła mi zaszkodzić . W desperacji człowiek chwyta się każdego sposobu, by osiągnąć wymarzony cel, a ona wyglądała na zdesperowaną.
Tak jak Jr, gdy chciał mi płacić za każdy dzień, jaki z nim spędzę. Choć wtedy byłam na niego wściekła, teraz, na wspomnienie tego, jaki był w tamtej chwili zrozpaczony i zagubiony, właśnie zdesperowany, ogarnęła mnie dziwna czułość. Zrozumiałam, że był gotów zrobić wszystko, byle mnie zatrzymać. Mnie, zwykłą, przeciętną dziewczynę z wiochy, stan Indiana.
Poszukałam go wzrokiem: siedział z Shannonem na sofce po przekątnej salonu, z drinkiem w dłoni, i słuchał, od czasu do czasu mówiąc coś albo śmiejąc się z czegoś, co powiedział jego brat. Wyglądali na naprawdę bardzo zgranych, bliskich sobie ludzi, połączonych nie tylko więzami krwi ale też wspólną pracą.
- Widzę, Suze, że nie możesz oderwać od niego oczu.- Babcia usiadła obok mnie, podając mi talerzyk z kawałkiem szarlotki. Choć byłam najedzona po uszy, nie odmówiłam poczęstunku.
- Fajnie dziś wygląda.- Musiałam przyznać, że tak było: biała koszula i czarne spodnie podkreślały jego dojrzałość, przystrzyżony zarost i rozpuszczone włosy dodawały mu uroku, sprawiały, że wydawał się nieco zawadiacki.- Jak to się stało, że załatwił ci samolot?- Spytałam. Wcześniej nie miałam okazji z nią porozmawiać, ciągle mi znikała wśród ludzi.
- Chciał zrobić ci niespodziankę, i chyba mu się udało.- Babcia dotknęła mojego ramienia.- Suze, co stało się wtedy, gdy do mnie dzwoniłaś? Jared powiedział, że już po problemie, ale...
- Tak, już po.- Przyznałam, przestając się na niego gapić.- Puścił mi film, w którym grał chorego na AIDS i umierał. To mną wstrząsnęło.- Spięłam się, gdy w moim polu widzenia pojawiła się Emma, zmierzająca prosto w stronę obu Leto. Usiadła obok Shannona i jakby nigdy nic włączyła się do rozmowy. Aż mnie skręcało ze złości, gdy zarzucała włosami, mówiąc coś do Jr.- Mam ochotę ją udusić.
- Nie wydaje się taka zła, jak mówiłaś. Rozmawiałam z nią, sprawia bardzo dobre wrażenie.
- O tak, jak siostra Leto, dosłownie prawa ręka Connie. Jest tak usłużna, że pewnie zmieniała Jaredowi pieluszki. Baba do rany przyłóż i zakażenie gotowe.- Prychnęłam z sarkazmem.- Tylko popatrz, jak się wije, żeby ją zauważył.- Zachichotałam, tknięta nagłą myślą.- Założę się, że pod spodem na ten swój żałosny pas i pończochy i marzy, żeby mu je pokazać.
- Może rzeczywiście trochę flirtuje, ale on nie wydaje się zainteresowany.- Babcia odezwała się dopiero po dłuższej chwili. Ceniłam sobie jej opinię, wiedziałam, że potrafi dobrze ocenić sytuację i często zauważyć coś, co mi umykało.
- Ona twierdzi inaczej.- Chciałam przestać patrzeć na rozgrywającą się farsę, ale nie mogłam, musiałam widzieć, być pewną, że nie przegapię na przykład trwającego milisekundę momentu, w którym Jr pospiesznie odwzajemni jej spojrzenie, dotknie jej dłoni, zrobi coś, czego w moim przekonaniu nie powinien robić nikomu prócz mnie. Natychmiast poczułam na siebie złość, bo to znaczyło, że mimo wszystko udało jej się podkopać moje zaufanie do Leto.- Nie wiem, jak zniosę te dwa dni w jej towarzystwie.
- Zwyczajnie udawaj, że jej tu nie ma, Suze. Czasem tak jest najlepiej.
- Jr też radzi mi ją ignorować. I w tym właśnie problem.- Westchnęłam, pojmując nagle, że to prawda.- Widzisz, ona ciągle mi wmawia, że on tylko udaje, żeby się zabawić, dokąd nie urodzę, a potem znów mnie wyrzuci. Dziś stwierdziła, że oboje siedzą w tym po uszy a ja naiwnie wierzę mu we wszystko.- Wyjaśniałam babci tyle, ile mogłam bez zagłębiania się w prawdziwy powód niechęci Emmy.- Oczywiście zawsze słyszę jej docinki gdy jesteśmy same, a jak komuś mówię, wypiera się i robi ze mnie kłamcę.
- Komuś, czyli Jaredowi?
- No tak. A on nic, tylko: ignoruj ją, ignoruj ją.- Odwróciłam się do babci, przestraszona.- A jeśli ona mówi prawdę i dlatego Jr na to zlewa?
- Suze, kochanie, nie wydaje mi się, żeby to była prawda.- Babcia ścisnęła mnie za rękę.- Zobacz, ile ten człowiek dla ciebie robi.
- Bo to dla niego pestka, stać go, a ja dzięki temu jestem bardziej chętna, jak rasowa...- Urwałam w pół zdania, bo omal nie powiedziałam "kurwa, za którą oboje mnie mają".
- To wszystko jej słowa? Suze, ty musisz porozmawiać o tym z Jaredem, inaczej zatrujesz sobie umysł niepotrzebnymi rozterkami, a zdaje się, że o to Emmie chodzi.
Nie byłam zdziwiona tym, że babcia od razu mi uwierzyła. Zawsze mi ufała i wiedziała, że mówię prawdę, a ja nie okłamałam jej nigdy... Poza tym jednym razem, gdy zmyśliłam, jak poznałam Leto.
- I co mam mu powiedzieć, jeśli ona przekręci każde moje słowo, poza tym mówiła, że on i tak się wyprze.- Byłam sceptycznie nastawiona do pomysłu, jednocześnie czując żal do siebie o to, że mam wątpliwości. Nie powinnam ich mieć, a skoro miałam, Emma odniosła sukces.
- Masz mu powiedzieć wszystko. Suze, jeśli pozwolisz, żeby zapanował nad tobą strach i brak zaufania, równie dobrze możesz wrócić ze mną do Lafayette.
- Tak, wiem, mam walczyć, jeśli mi zależy.- Mruknęłam pod nosem.- A jeśli wyjdzie z tego awantura?- Spytałam, choć naprawdę bałam się tylko o to, że przegram, bo Emma mówiła prawdę.
- Kochanie, tak czy tak będzie jakaś awantura, zależy teraz od ciebie, czy wojna potoczy się niejako obok, czy w twoim życiu. Uwierz starej babci jeśli mówi ci, że tornado przejdzie bokiem i nawet cię nie draśnie.
- Tobie uwierzyłabym nawet wtedy,  gdybyś powiedziała, że banany robi się na drutach.- Słowa babci dodały mi otuchy i odwagi, by stawić czoła lękom i rozmówić się z Jr na temat jego cud miód asystentki.
Poza tym zdawałam sobie sprawę z faktu, że Emma i tak nie odpuści. Może zmieni taktykę i zamiast posądzać mnie o puszczalstwo zacznie knuć w inny sposób? Może, mając ku temu okazję, zrobi coś, co upewni mnie do jej racji i odsunie od Jareda na dobre? Wcześniej czy później musiałam z nim porozmawiać i postawić sprawę jasno: musiał coś z tym zrobić. Każąc mi bez końca ignorować Emmę niejako zostawiał mnie samą sobie. Tak być nie może.
Zostawiłam babcię i, korzystając z chwili, gdy miałam na tyle zapału, usiadłam obok Jr, jakby nigdy nic kładąc mu dłoń na udzie i niemal od razu czując jego ramię za plecami. Widziałam jak Emma sztywnieje, ale w mig przybrała poprzednią, beztroską pozę i dalej gadała o czymś tam.
- Stęskniłaś się?- Usłyszałam szept Jr.
- Nie inaczej.- Przyznałam równie cicho.- Mogę porwać cię na parę minut? Tylko niech to wygląda tak, jakbyś ty chciał pomówić ze mną na osobności, proszę.
- Coś się stało, Ellie?- W jego głosie pojawił się niepokój. Stracił całe zainteresowanie Emmą i jej tematem i obrócił się do mnie.
- Jeszcze nie wiem.- Uśmiechnęłam się, jednocześnie widząc, jak Ludbrook piorunuje mnie wzrokiem. Gdyby mogła, spaliłaby mnie na popiół.
- Straszysz mnie, dziewczyno. Nic ci nie jest? Nic cię nie boli?- Chwycił mnie za brodę i odwrócił do siebie. Czułam w jego oddechu alkohol, ale nie wyglądał nawet na odrobinę pijanego. W sumie nigdy go takiego nie widziałam.
- Nie boli, Jr. Naprawdę.- Zrobiłam niewinną minę.- Może troszkę między udami, byłeś dosyć żywiołowy.- Dodałam, żeby rozluźnić atmosferę. a potrzebowałam luzu chyba bardziej, niż on.
- Oooo.- Wyraźnie się uspokoił a na jego twarzy pojawiła się niekryta duma.
Ot, cały facet: powiedz mu, że przeleciał cię tak, że czujesz to jeszcze po paru godzinach, a od razu urośnie i napuszy się jak paw.
- Wybaczcie, ale mam wielką ochotę pomówić z Ellie w cztery oczy.- Wstał i pociągnął mnie za sobą na górę, nie czekając nawet na reakcję Shannona i Emmy. I tak oboje pewnie pomyśleli, że idziemy na seks. Ja bym tak pomyślała.
- Co cię trapi?- Spytał, gdy tylko znaleźliśmy się w swoim pokoju.
- Emma.- Przysiadłam na jednym z miękkich krzeseł pod oknem.
- Przecież tylko rozmawiamy, wiesz, co o niej myślę. Miej ją gdzieś.
- Nie chcę mieć jej gdzieś, bo czuje się bezkarna, a ja już nie mam siły bać się bez przerwy o to, co komu o mnie powie.- Powtórzyłam mu rozmowę, którą przeprowadziłam z Emmą po południu, i to, co dodała później.- Jared, ona mnie przeraża, nie wiem, czemu i za co tak mnie nienawidzi, ale w końcu znajdzie sposób na to, żeby... Jest taka przekonująca.- Dokończyłam prawie szeptem, widząc urazę w oczach Leto.
- Chyba jej nie wierzysz? Przecież ewidentnie plotła bzdury, co sama zauważyłaś.- Rzucił pozornie obojętnie, ale znałam go już na tyle by wiedzieć, że pod udawanym spokojem czai się tłumiona złość.
- Gdyby tak było nie rozmawialibyśmy teraz.- Westchnęłam.- Nie chcę ciągle słuchać tego, co wymyśli, ani się z nią kłócić. Nie chcę, żeby próbowała między nami namieszać. Nie chcę żeby zrobiła coś, co cię do mnie zniechęci.
- Takiej opcji nie ma.- Usiadł i wziął mnie na kolana. - Ellie, nic i nikt poza tobą nie jest w stanie mnie do ciebie zniechęcić.- Odchylił się w tył, patrząc na mnie ze zmarszczonym czołem.- Chwila, jak to: ciągle słuchać? Wiem o dwóch razach, było ich więcej?
- W sumie zawsze, jak jestem gdzieś sama i nie ma świadków.- Przyznałam.
- I dopiero teraz mi o tym mówisz?
- Myślałam że sama sobie z nią poradzę, nie reagując, ale to nie pomaga. Chyba nawet bardziej ją zachęca to, że nikt się za mną nie wstawia.- Mówiąc "nikt" miałam na myśli jego, i chyba to zrozumiał, bo przez jego twarz przebiegło coś w rodzaju zawstydzenia.
- Trzeba coś z tym zrobić.- Mruknął, obejmując mnie i, zapewne przypadkiem, kładąc mi dłoń na brzuchu. Nie robił tego wcześniej, w ogóle miałam chwilami wrażenie, jakby najczęściej go nie widział. Domyślałam się że potrzebuje czasu by pogodzić się z całą sytuacją, dlatego nie dopytywałam, nie popędzałam. Ja sama potrzebowałam kilku tygodni na to by zaakceptować ciążę, czego więc mogłam oczekiwać od faceta, który w zasadzie nie chciał mieć dzieci? Może i bolała mnie jego obojętność, ale czasami lepiej zacisnąć zęby i przeczekać, niż spieprzyć coś nadmiernym pośpiechem.
- Coś, czyli co?- Spytałam.
- Muszę się nad tym zastanowić, znaleźć wyjście, które zagwarantuje najmniej ofiar.- Spojrzał na mnie z powagą.- Ell, nie myśl że nie rozumiem, co twoim zdaniem byłoby odpowiednie do sytuacji, miej jednak na uwadze fakt, że pracuję z Emmą od lat i choćby z tego względu nie mogę jej zwyczajnie wywalić z roboty. To tak nie działa w chwili, gdy mamy podpisane umowy i kontrakty, ile by ich jeszcze nie było.
- Przecież nie wymagam od ciebie, żebyś ją wyrzucił.
- Za co jestem ci wdzięczny, bo raczej niewiele wiesz o sprawach biznesowych.
- Masz rację, niewiele wiem.- Przyznałam, lekko wkurzona.- Właściwie wiem tak mało, że bez większych problemów wmówisz mi, że bez niej jesteś w czarnej dupie bo tylko ona ma kontakty, ba, w ogóle cicho siedź Ellie, jak nie daj Boże obrazimy zołzę to będzie strasznie, więc może nic nie mówmy bo szlag trafi wszystko.- Wiedziałam, że zachowuję się jak rozkapryszony bachor, ale miałam to gdzieś. Z zakamarków mojego umysłu znów wypełza wstrętna niepewność, lęk o to, że Emma nie zmyślała, a udawane obawy Jareda o pozbycie się jej są tylko początkiem, końcem zaś będzie stwierdzenie, że lepiej nadal ją ignorować, choć tak naprawdę ignorował mnie.
- Ell, na Boga, nawet mi to przez myśl nie przeszło.- Leto patrzył na mnie ze zdumieniem.- Nie unoś się tak, dziewczyno.- Wyraz jego twarzy zmienił się nagle w pełen uwagi, przy czym kąciki ust uniosły mu się w górę.- Czy on zawsze się tak wierci?
- Kto?- Nie zrozumiałam w pierwszej chwili o co pyta, dopiero potem załapałam: o Jamiego. Więc nie trzymał tam ręki przypadkiem? Położył dłoń specjalnie, chcąc poczuć to, co dla mnie było już tak normalne, że chwilami tego nie zauważałam?- Tak, prawie cały czas, przynajmniej w dzień. W nocy pewnie też śpi.- Delikatnie przesunęłam dłoń Jr w inne miejsce, tam, gdzie czułam maluszka najmocniej. Umiałam już najczęściej zgadnąć, jak był w danej chwili ułożony.- Tu jest teraz jego głowa. Możesz lekko nacisnąć, poczuje to i zareaguje.- Powiedziałam cicho, widząc pełną nabożnego skupienia minę Leto. Nie odezwałam się już, patrząc na niego i czując, że to, co dzieje się w tej chwili jest momentem przełomowym. Nie chciałam tego zepsuć nadmiernym gadulstwem czy zachwytami nad dzieckiem, paplaniem o tym, jak potrafi skopać mnie, gdy za długo się pochylam i robi mu się ciasno, czy o tym, jak przeciąga się po spaniu, przez co widzę nieraz jak mój brzuch rusza się i odkształca. Jr potrzebował chwili sam na sam z synem i własnymi na jego temat myślami, więc siedziałam cicho, pozwalając mu niejako zapoznać się z dzieckiem, które przypadkowo spłodził.
- Nie zrobię mu krzywdy?- Spytał, podnosząc na mnie wzrok. Miał w oczach wyraz taki, jakby natknął się na coś, o czym dotąd myślał w kategoriach abstrakcji, jak o rzeczy niemożliwej, która nie miała prawa się zdarzyć, a jednak zaistniała.
- Nie, głuptasie. Śmiało.- Zachęciłam go odrobinę bo widziałam, że chce to zrobić, jest ciekaw.
Czułam jak jego dłoń naciska na brzuch, powoli i łagodnie, i jak w odpowiedzi na to Jamie porusza się, uciekając spod ciężaru i zmieniając pozycję. Wiedziałam, że przez chwilkę Leto czuł pod dłonią krągłość malutkiej główki, jej twardość, i tak jak ja w podobnych chwilach pewnie  miał wrażenie, jakby właśnie ją pogłaskał.
- Czasem jeszcze w to nie wierzę.- Powiedział tonem, w którym słyszałam nutkę wzruszenia.
Nie spytałam czy się cieszy, nie zapewniałam, że będzie wspaniałym ojcem, nie zaproponowałam, że pokażę mu zdjęcia z USG albo żeby poszedł ze mną na następną wizytę i sam zobaczył dziecko na monitorze. Niech to wyjdzie od niego gdy będzie na to gotów, niech oswaja się z ojcostwem na swój sposób. Byle zdążył oswoić się do końca, zanim urodzę.
- Więc co robimy z zołzą?- Wróciłam do tematu Emmy.
Leto zmarszczył brwi, patrząc gdzieś na ścianę, potem zagryzł dolną wargę, myśląc intensywnie. Niemal słyszałam jak przesuwają się trybiki w jego głowie.
- Powiemy jej prawdę.- Stwierdził w końcu zdecydowanym tonem.
- Popieprzyło cię?- Zerwałam się na równe nogi, przestraszona perspektywą wyjawiania tej blond pipie, jak naprawdę się poznaliśmy.
- Popieprzyło mnie na widok twojego zdjęcia i tak mi zostało.- Sięgnął po telefon, wybrał numer i, nie patrząc na to że protestuję żywiołową pantominą, kazał Emmie przyjść do naszego pokoju. Natychmiast.
- No to pięknie...- Byłam na niego zła, i to bardzo. Chyba nie zdawał sobie sprawy co robi: jeśli Emma była dla mnie niemiła przez same przypuszczenia o mnie, jaka będzie mając pewność, że miała rację? Zniszczy mnie, moją opinię, a co za tym idzie, skrzywdzi moich bliskich.
Nadąsana stanęłam przy oknie, odwracając się od niego. Nie chciałam w tym momencie nawet na niego patrzeć.
- Zaufaj mi i pozwól rozegrać to po mojemu.- Usłyszałam tuż za sobą i poczułam obejmujące mnie ramiona.- To, że pozna prawdę nie znaczy, że będzie mogła ją wykorzystać. Na to jej nie pozwolę.
- Jasne.- Burknęłam.- Już widzę, jak kłania mi się w pas i...- Nie dokończyłam, słysząc otwierające się drzwi.
- Chciałeś coś, Jay?- W głosie zołzy słychać było ciekawość, ale też strach.
- Taaa, pogadać.- Puścił mnie.- Możesz dać mi na sekundę swój telefon?
- Po co?
- Po prostu mi go na sekundę daj, to dowiesz się, po co.- Ton Jr był stanowczy, nie znoszący sprzeciwu.- Dziękuję.
Obróciłam się do nich, ciekawa co mój facet kombinuje, chciałam też widzieć ich oboje podczas tej niespodziewanej rozmowy. Jak będą się zachowywać, jakie będą mieć miny, czy zobaczę między nimi coś, co będzie wyglądało na milczące porozumienie?
- Przechowam go na czas rozmowy, nie chcę, żebyś nagrała coś udając, że się nim bawisz.- Leto podszedł do mnie, kładąc wyłączony telefon Emmy na stoliku obok. Potem objął mnie, stając za mną oparty tyłkiem o parapet, i westchnął.- Emmo, dowiedziałem się, że ciągle grzebiesz mi w papierach i sprawdzasz wydatki na konto pewnej strony w sieci.
- To chyba moja rola, być na bieżąco w sprawach finansowych.- Odparowała, choć nie wyglądała zbyt pewnie. Czyżby to, że Jr poruszył mój temat przy mnie, pozbawiało ją odwagi?- Poza tym wiem co to za strona.- Dodała, już ze sporą dozą wyższości i pogardy.- Zwykły portal z ogłoszeniami o treści erotycznej: sponsoring, seks imprezy i tak dalej. Nie ma tam miejsca na ogłoszenia o pracę, nie zamieszczają ich. - Znów była taka, jak w chwilach sam na sam ze mną.- Nie wmówisz mi, że twoja... że nie wyrwałeś tam zwykłej...- Nie dokończyła, ale nie musiała. Wystarczająco często słyszałam od niej, że jestem dziwką.
- Masz rację w tym, że Ellie zamieściła anons na tej stronie, a ja na niego odpowiedziałem, wylicytowałem i zapłaciłem za dane kontaktowe.- Leto powiedział to spokojnym, wręcz znudzonym tonem, po czym wtulił na moment twarz w moje włosy.- Spokojnie Ell, wiem co robię.- Szepnął.
Nie byłam tego taka pewna, ale nic już nie mogłam zrobić, powiedział to, upewnił Emmę w jej przekonaniach. Stało się. Mogłam już tylko słuchać co będzie mówił i mieć nadzieję, że nie ucierpię bardziej, niż dotąd.
- Wiedziałam, od początku wiedziałam.- Zołza wyrzuciła to z siebie przez zaciśnięte zęby, z wyrazem tryumfu na twarzy.- Musiałeś się licytować? Takie miała wzięcie? Przeciętna, pospolita...
- Zamknij buzię, Emmo.- Jr przerwał jej, nadal mówiąc z godnym podziwu spokojem.- Musiałem, nie musiałem, ale chciałem, bo Ell miała do zaoferowania coś, czego natychmiast zapragnąłem. I pewnie wiesz, co mam na myśli?
Emma patrzyła na mnie, usilnie myśląc, potem otworzyła szerzej oczy.
- Dziewictwo? Jay, zapłaciłeś jej za to, żeby pozbawić ją dziewictwa?- Zaczęła się śmiać.- Nie wierzę, żeby laska w tym wieku była dziewicą, dałeś się zrobić w trąbę. Pewnie nie byłeś pierwszy, który dał się nabrać, cwane dziwki robią sobie plastykę.
- A ty sobie robisz? Bo o tym, że jesteś cwana, wiem.- Nie wytrzymałam i wtrąciłam się, chcąc jej dopiec. Bolało mnie to, że się ze mnie śmieje, bolało też to, że Jr mówił jej o sprawach tak dla mnie osobistych, ale znów miałam ten moment, gdy po prostu moje zaufanie do niego było całkowite i pewne. Uprzednie obawy o to, że Emma nie kłamała, znikły jak zdmuchnięte. Coś w głosie Leto kazało mi mieć pewność, że jest po mojej stronie, szczerze i całym sobą.
- Jay, pozwolisz jej tak do mnie mówić?- Emma uniosła brwi w wyrazie oburzenia.
- Oczywiście że tak. Ma do tego pełne prawo.- Przytulił mnie łagodnie, pocałował w policzek i objął mocniej.- Pamiętasz jak opowiadałaś mi, co robiłaś jako nastolatka, gdy potrzebowałaś pieniędzy?
Nadstawiłam uszu, ciekawa. Nie sądziłam, że wyniosła Ludbrook kiedykolwiek zrobiła coś, czego musiałaby się wstydzić, więc tym bardziej chciałam poznać jej sekrecik.
- Jay, nie...
- Kradłaś.- Znów jej przerwał.
- To co innego, nie miałam...- Była zmieszana, widziałam po jej minie że rozmowa wymyka jej się spod kontroli i zmierza w nieodpowiednim kierunku. To ja miałam być osądzona i ukarana, nie ona.
- Ell też nie miała. Była nawet w gorszej sytuacji i to, że zaoferowała siebie, było podyktowane rozpaczą.- Wyjaśniał, jakby naprawdę dokładnie wiedział, co mną kierowało.- Nigdy nie była tą, za którą ją masz. To najdelikatniejsza istota, jaką kiedykolwiek poznałem.- Znów mnie pocałował.- Fakt, na początku miałem zamiar po prostu wziąć to, co wytargowałem, ale wystarczyła jedna rozmowa i zmieniłem zdanie. Nie masz pojęcia, jaka była zagubiona, jak się mnie bała, jak krępowało ją wszystko.- Mówił, a ja machinalnie cofnęłam się myślami do momentu, gdy po raz pierwszy przekroczyłam próg jego domu, do pierwszych dni, kiedy to wyrzucałam sobie, że jestem dziwką. Przypomniałam sobie jak traktował mnie wtedy Leto i musiałam przyznać, że naprawdę szanował mnie mimo tego, że się sprzedałam.
- Co z tego, zrobiła co zrobiła, więc jest dzi...- Pomimo słów ton Emmy nie był już tak pewny, jak wcześniej.
- Nie była i nie jest, i byłbym bardzo zadowolony, gdyby to wreszcie do ciebie dotarło.- Jr przestał być oazą spokoju, brzmiał teraz zdecydowanie i stanowczo, ostro.- W razie, gdybyś jeszcze tego nie zauważyła: jesteśmy razem i będziemy dotąd, kurwa, dokąd chodzę po tej ziemi. Nie obchodzi mnie czy żałujesz, że kiedyś ze mnie zrezygnowałaś, nie jestem tobą zainteresowany w najmniejszym stopniu. Nie jestem ślepy i widzę, co próbujesz zrobić, ale nie masz u mnie szans.- Mówił cicho, lodowatym tonem.
Emma poczerwieniała na twarzy i wbiła wzrok w ziemię, nie odzywając się słowem. Nie próbowałam nawet wyobrazić sobie, jak się czuła, ale musiało jej być strasznie. Aż mi się jej zrobiło żal, choć sama sprowadziła to na siebie nie chcąc dać mi spokoju.
- Mam dziewczynę, Emmo. Ellie. To moja dziewczyna, nie, jak jej sugerowałaś, zabawka na chwilę. Pewnie chciałabyś, żeby tak było, ale nie będzie. Jest moja.- Mówił dalej, coraz bardziej gniewnie.- Moja. A ty chcesz, żeby jej nie było. Wiesz, jaki potrafię być nieprzyjemny, gdy ktoś próbuje odebrać mi coś, co jest moje. Nie próbuj tego robić, bo cię zniszczę.- Jeśli uprzednio brzmiał lodowato, to teraz jego ton był płynnym azotem. Nawet mnie zmroziło.- Nie waż się powiedzieć złego słowa o mojej dziewczynie, Emmo, ani do niej ani do kogokolwiek, kto cię słucha. Dla ciebie Ell jest nietykalna i pamiętaj o tym w każdej zasranej minucie.- Puścił mnie, wziął ze stolika telefon Emmy i rzucił jej pod nogi.- Nie będę kazał ci przepraszać, bo jestem pewien, że nie byłoby to z twojej strony szczere.
Emma drgnęła, podniosła aparat i nie tyle wyszła ile uciekła z pokoju, prawie wpadając na drzwi. Chwilę potem usłyszałam głośne trzaśnięcie z drugiego końca korytarza, gdzie mieścił się jej pokój.
- Jezu.- Byłam pod wrażeniem słów Leto i, co tu kryć, zadowolona, że mam zołzę z głowy. Widziałam po jej minie że to koniec, że nigdy więcej nie usłyszę od niej nic z rzeczy, które mówiła dotąd, choć zapewne do śmierci będę jej największym wrogiem.
- Mówiłem, żebyś mi zaufała.- Jr uśmiechnął się czarująco. Znów był miłym, spokojnym facetem. Moim facetem.- I nie "Jezu", wystarczy "Jared".
- Skoro o tym mowa, to sprofanowała dla mnie zdrobnienie twojego imienia, nie przejdzie mi teraz przez gardło.
- Możesz mówić do mnie inaczej, w specjalny sposób, jak nikt inny.- Zaczął zdejmować koszulę, od razu przykuwając moją uwagę. Lubiłam patrzeć jak się rozbiera, nigdy nie przestanę lubić.
- Często mówię "Jr", nikt poza mną tego nie robi.- Przypomniałam.
- Jeśli miałbym coś zasugerować, to wolałbym "kochanie" lub coś innego w tym stylu.- Zachichotał, pozbywając się teraz spodni.
- Jaki wymagający.- Przyglądałam się jego nogom, dosyć szczupłym i całkiem zgrabnym, porośniętym czarnymi włoskami.
- Jaka przekorna.- Wyjął z komody jasnoniebieskie dżinsy, założył je, potem sięgnął po czarną koszulkę z logo zespołu na piersi.- Jeśli chcesz możesz przebrać się w coś wygodnego, w sumie nie będzie już nic oficjalnego, tylko rodzinne oglądanie filmu o dziewiątej, ale matka nie wymaga do tego garnituru.
- Rodzinne oglądanie?- Zdziwiłam się.
- W każde święta oglądamy "Opowieść wigilijną", odkąd byłem o taki.- Opuścił rękę jakieś pół metra nad podłogą.- Znamy ją na pamięć, ale to taka nasza tradycja, coś, co zawsze było i jest w naszej rodzinie. Nie wiem jak ci to wyjaśnić, ale dzięki temu mam poczucie stałości, niezmienności. Można powiedzieć że nie tyle oglądam, ile wracam do czasów beztroskiego dzieciństwa, jeśli rozumiesz co mam na myśli.
- Rozumiem.
- Zajmę nam miejscówkę gdzieś w kącie.- Wyszedł, zostawiając mnie samą.
- Jezu kurwa Chryste. - Powiedziałam do siebie, mogąc bez świadków odreagować zdarzenie z Emmą. Dopiero teraz opadły na mnie wszystkie emocje, które trzymałam na smyczy, nawet o tym nie wiedząc. Czułam radość, że będę mieć spokój, euforię na myśl o tym, że ani babcia ani Connie nie dowiedzą się, jakiego grzechu się dopuściłam. Przede wszystkim jednak czułam wdzięczność za to, że Leto bez ociągania wziął sprawy w swoje ręce. Zaimponował mi, pokazał ile dla niego znaczę, i to był najpiękniejszy prezent gwiazdkowy, jaki mógł mi dać.
A ja nawet nie powiedziałam mu głupiego "dziękuję". Nie wyglądał na rozczarowanego, ale swoje pewnie pomyślał.
Przebrałam się w prostą sukienkę przed kolana, rozpuściłam włosy, zmyłam makijaż i zeszłam na dół akurat w momencie, gdy zaczynał się film. Rozejrzałam się, szukając Jr:faktycznie, zajął kanapę na uboczu, ale nie z tyłu w kącie salonu a na widoku wszystkich zgromadzonych. Wiedziałam że zołza będzie się na nas gapić i... Domyśliłam się, że właśnie z tego powodu Jared wybrał akurat to miejsce. Najwyraźniej karanie Emmy nie dobiegło końca, miała być świadkiem naszych przytulanek, miała patrzeć jak nam razem dobrze.
- Ślicznie wyglądasz.- Usłyszałam gdy tylko usiadłam obok Leto.
- Dziękuję.- Umościłam się na kanapie, wtulając się w niego mocno.
- Wciąż podziwiam to, ile w tobie naturalnego piękna i subtelności.- Szeptał mi do ucha. - Gdzieś ty była, dziewczyno, gdy byłem w twoim wieku?
- Zakładam, że w najmłodszej grupie w przedszkolu.- Przypomniałam mu o dzielących nas dziewiętnastu latach. To w zasadzie jedno pokolenie.
Zaczęłam zastanawiać się, czy gdybyśmy byli rówieśnikami  i jakimś cudem byśmy się spotkali, stworzylibyśmy rodzinę. Czy wtedy, będąc młodym, Leto tak jak teraz chciałby ze mną być? Nie był wtedy gwiazdą, nie miał na koncie milionów, czy stałby się tym kim był teraz, gdyby poznał mnie 20 lat wcześniej? Czy też moja obecność zmieniłaby wszystko i żyłby jak przeciętny Smith, mając żonę, normalną pracę, przeciętny dom na przedmieściach. Czy bylibyśmy z sobą szczęśliwi?
- Znów mi odpływasz.
- Myślę co by było, gdyby.- Zmieniłam pozycję, siadając bardziej bokiem z podciągniętymi nogami, i objęłam Jr za szyję. Było mi cudownie błogo gdy tak siedzieliśmy w półmroku salonu, czułam jego ciepło, zapach, dotyk dłoni na plecach. Wszystko było idealne.
- Jest w tym sens? Lepiej chyba skupić się na tym, co jest, a nie co mogłoby być.
- Powiesz mi coś?- Spytałam, patrząc w błękitne jak niebo oczy.
- Zależy co.
- Pamiętasz jak chciałeś usłyszeć ode mnie pewne słowa?- Ja pamiętałam to doskonale.
- Tak, wymusiłem to na tobie łaskotaniem.- Spoważniał. - Wiedziałem że mówisz to pod przymusem, a i tak czułem... Euforię? To brzmiało tak prawdziwie, że się przestraszyłem: co ja najlepszego robię?
- Wiesz, że wtedy to nie było szczere.
- Wiem. A teraz?
- Teraz ja chciałabym to usłyszeć.- Na samą myśl miałam ciarki. Byłam ogromnie ciekawa jak zabrzmi to w jego ustach, o ile oczywiście spełni moją prośbę. Podobno nigdy nie powiedział tego żadnej kobiecie i bardzo chciałam być pierwsza. I ostatnia.
Jared długo mi się przyglądał, potem ledwie dostrzegalnie pokręcił głową.
- Nie, Ell. Nie w taki sposób. Nie na życzenie.- Pogłaskał mnie po policzku.- I nie dąsaj mi się tu, bo tego nie lubię.
Miałam zamiar się nadąsać, ale nie dostałam pozwolenia, więc udawałam obojętną. Udawałam też że oglądam film, choć tak naprawdę nie widziałam, co dzieje się na ekranie.
- Nie muszę ci niczego mówić, bo wiesz.- Usłyszałam. Więc jednak coś tam z siebie wycisnął, choć nie można było nazwać tego wyznaniem.
- Czasem wiem, czasem nie.- Odparłam zgodnie z prawdą.
- To tak jak ja. Też czasem nie wiem.- Mruknął półgłosem.
Zerknęłam na niego: nie patrzył na mnie tylko w ekran. Oboje udawaliśmy, że film jest ciekawszy niż my.
- Czyli żyjemy w niewiedzy.- Rozmowa zaczynała mnie bawić, widziałam że Jr też lekko się uśmiecha.
- Taaa. Trochę to niewygodne, taka ciągła niepewność: kocha, nie kocha...- Tym razem w jego głosie słychać było tłumiony śmiech.
- Ja czasami nie śpię przez to pół nocy.
- Poszedłbym powróżyć sobie z płatków kwiatów, ale boję się że po ogołoceniu ogrodu zostałbym z opcją "nie kocha".
- Nie wiesz, co się wtedy robi? Wyrywa się razem dwa ostatnie płatki i musowo wychodzi "kocha".- Podpowiedziałam.
Jared nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
- O tym nie pomyślałem.- Przyznał po chwili.
Przypomniałam sobie nagle o serduszku na szybie.
- Zgubiłam się dziś na górze, jak szukałam naszego pokoju.
- Zgubiłaś się w prostym korytarzu? Da się tak?
- Nie śmieszkuj ze mnie, Leto. To wtedy weszłam do Emmy. Potem stałam przy oknie, bo nie wiedziałam gdzie iść. Zostawiłam tam wiadomość na szybie.- Nie wiem czemu mu o tym powiedziałam, to był impuls, efekt zabawnego dialogu albo tego, że chciałam zrobić mu przyjemność.- Po lewej stronie na wysokości twarzy. Wystarczy że chuchniesz na szkło.
- Napisałaś coś do mnie?
- Raczej do siebie, musiałam to zobaczyć... zmaterializować.- Czułam się zakłopotana, ale szłam za ciosem.- Wiesz, słowo stało się ciałem i tak dalej.
- Teraz to mnie zaciekawiłaś.- Jr popędził na górę. Nie było go kilka minut a gdy wrócił, miał nie dającą się odczytać minę.
- No wiesz? Dzięki, Ell. "Jared to dupek"?- Szepnął z oburzeniem.
- Co? Ja tego nie napisałam.- Zrobiłam wielkie oczy, zaskoczona jak jasna cholera. Czyżby ktoś widział że bawię się w ukryte wiadomości, i zmazał mój obrazek, zostawiając coś zupełnie innego?
- Jak nie wierzysz to idź i sama sprawdź.- Splótł ręce na piersi.- Umiem czytać.
-Pewnie że pójdę.- Poszłam. A jakże. W drodze typowałam żartownisia, który wywinął taki numer, po kolei odrzucając babcię, Connie, łebka Emmy, Vicki i Tomo. Shannon byłby w stanie zrobić coś takiego, Emma też. On dla jaj, ona wiadomo czemu.
Na szybie znalazłam jednak to, co na niej zostawiłam, ale z dodatkiem w postaci strzałki w prawo. Za nią drugie serduszko z literami ES w środku. I kolejną strzałkę, prowadzącą do serca, w którym napisane było ES+JL. Znów strzałka, tym razem kierująca mnie niżej, do liter, już bez serduszka.
Moje własne zatrzymało się na sekundę na widok tego, co miałam przed oczami: ES z przekreślonym S, obok EL i pytajnik. I to wszystko, koniec, nie było już strzałek, nic więcej.
Nie widziałam czy dobrze interpretuję ostatni fragment, ale jeśli to było to, na co wyglądało... Jeśli było, to Leto naprawdę miał problem z komunikacją i mówieniem pewnych rzeczy. Choć z drugiej strony kto, jeśli nie on, wpadłby na pomysł, żeby oświadczyć się w taki sposób? Był dziwakiem do kwadratu.
Nie miałam pojęcia co teraz zrobić, jak zareagować. Musiałam ochłonąć, zacząć myśleć, znów ochłonąć... A co jeśli się myliłam i to wcale nie było tym, czym zdawało się być? Może miał na myśli coś zupełnie innego a ja, jak to bywa u dziewczyn, stworzyłam własną, bajkową wersję? Mam go o to spytać? Przecież nie stanę przed nim i nie rzucę " Hej Jr, chcesz się ze mną ożenić czy jak?". Chyba bym się spaliła ze wstydu. Nie mogę też udawać, że nic się nie stało, nic nie widziałam. Ani, jak on, wkręcić go, że napisał coś innego i niech sam sobie sprawdzi. Co mam zrobić, narysować kilka pytajników i wysłać go, żeby je zobaczył? W życiu. Musiałam wrócić na dół i...
Nie miałam w głowie nic, co mogłoby być po "i". Znałam Jr na tyle by wiedzieć, że będzie pilnie obserwował moje zachowanie. Każdy gest, słowo, wszystko od momentu, gdy znajdę się w zasięgu jego wzroku. A ja nadal nie wiedziałam, czy zwyczajnie nie pomyliłam się w swoich osądach.
Czy on zawsze musi zachowywać się tak, że cała przez to głupieję i nie wiem, co jest czym?
Nie wiem, ile czasu spędziłam na górze, co chwila chuchając na szybę i od nowa próbując zrozumieć, co napisał Jared. I ciągle wychodziło mi to samo. W głowie miałam jednocześnie mętlik i fajerwerki, niepewność i szczęście, i jeszcze raz niepewność. Czy chciałam się nie mylić? Tak i nie.
Tak, bo Leto był dla mnie ważny, poza tym która dziewczyna nie marzy o ślubie? Ja też "od zawsze" chciałam wyjść za mąż, może w innych okolicznościach i nie z powodu ciąży, ale chciałam przeżyć ten wyjątkowy podobno dzień.
Nie, bo obawiałam się, że jeśli się nie mylę, to i tak pytanie Jr jest podyktowane tylko i wyłącznie poczuciem obowiązku. Że nigdy nawet by o tym nie pomyślał, gdyby nie Jamie. Że chciał, bo tak wypada, bo tak trzeba, bo to jest poprawne. Nie dla mnie a dla spokoju sumienia.
Czy ty zawsze musisz szukać dziury w całym? Czy dla ciebie szklanka nigdy nie może być w połowie pełna?
Myślałam że mój wewnętrzny głos umilkł w chwili, gdy przestałam widzieć w sobie dziwkę, od tamtej pory prawie cały czas milczał. Teraz jednak odezwał się, tym razem nie będąc przeciw mnie. Miał rację, na siłę chciałam znaleźć negatywne strony sytuacji, w jakiej postawił mnie Leto, zamiast po prostu iść i dowiedzieć się od niego, o co chodzi. Tak samo zwlekałam z Emmą, pozwalając jej po sobie jeździć, a wystarczyło powiedzieć Jaredowi i załatwił sprawę panny Ludbrook od ręki.
Wróciłam na dół, choć im bliżej Jr byłam, tym mniej miałam rezonu. Tak jak się spodziewałam, obserwował mnie uważnie.
- Znów się zgubiłaś?- Spytał gdy tylko usiadłam.
Miałam ochotę objechać go o to, że się ze mnie naśmiewa, jakbym była rasową blondynką, ale zobaczyłam w jego oczach niepewność i to sprawiło, że sama poczułam się spokojniejsza, bo jeśli był niepewny to znak, że się nie interpretowałam jego przekazu błędnie. Jezu...
- Trochę. I raczej pogubiłam. - Nie wiedziałam co innego powiedzieć, więc tylko siadłam tak jak przedtem, jakby nic się nie stało.- Przy tobie nawet GPS nie pomaga.- Dodałam.
- Wciąż jestem dla ciebie tajemnicą?
- Chyba zawsze po części będziesz.- Nabrałam w płuca powietrza.- Jared...
- Spytałem zawczasu, na przyszłość. Żebyś wiedziała jak ja to widzę.- Wtrącił się, nie dając mi spytać.- Kiedyś, jeśli dojdziesz do wniosku, że to dobry pomysł, po prostu mi powiedz. Nie spiesz się, mam wrażenie, że jeszcze trochę na tym padole pobędę.- Uśmiechnął się jakoś tak ciepło, czule.
- Mam nadzieję.- Wtuliłam się w niego i przymknęłam oczy. Nie obchodziło mnie nic, co działo się dokoła, miałam w głowie pustkę i gonitwę myśli jednocześnie. Po raz setny albo i tysięczny czułam podziw dla Jr, byłam oczarowana jego umiejętnością spojrzenia na każdą sprawę z dystansu i określenia, jakie wyjście będzie tym najbardziej korzystnym. Nie naciskał, nie kazał mi decydować teraz, zaraz. Po prostu wybrał wyjście, które jego zdaniem byłoby dla nas dobre, i dał mi czas, żebym to przemyślała.
Oby jego przeczucie było prawdziwe i oby nie zachorował jak najdłużej, bo jeśli zawsze był taki, jakim go znałam, nie wiem, jak będę umiała bez niego żyć.


                                                                     ****


Co prawda rozdział znów jest niezbyt długi, ale za to ukazuje się szybciej. I tak chyba będę robić aż do końca całej historii. 
Szczerze powiem, że mogłabym ją ciągnąć i ciągnąć, bo bardzo lubię Ellie, ale chyba nie o to w tym chodzi, żeby przynudzać sprawozdaniami z kolejnych dni w ich życiu? Kiedyś trzeba dać im pójść swoją drogą... albo jednemu z nich. 
Pozdrawiam czytelników, którzy wciąż tu są, wrócili, i dopingują mnie samym tym, że czytają.


niedziela, 1 kwietnia 2018

Wiedz, gdzie jest twoje miejsce.

Nigdy nie miałam konta na Facebooku, nie było mi potrzebne. To, które miałam teraz, służyło bardziej Jr niż mi. Zaglądałam na nie rzadko, jak mi się przypomniało, i za każdym razem byłam zaskoczona ilością zaproszeń do znajomych od zupełnie obcych ludzi. Ale co ja się miałam dziwić, jeśli na moim profilu pojawiały się wpisy Leto? I to nie jakieś niewinne wzmianki a całkiem osobiste rzeczy, jak choćby krótka notka o tym, że śmiałam się przez sen i pytanie, czy śniłam o nim.
A dziś, gdy zalogowałam się na stronie, pojawiła się prośba o potwierdzenie zmiany statusu na "w związku z: Jared Leto". I data początku związku z dnia, w którym umówiliśmy się na spotkanie koło Country Club.
Potwierdziłam, nie wahając się ani chwili, bo naprawdę byliśmy teraz parą.
Cieszyło mnie to i przerażało jednocześnie, szczególnie bałam się towarzyszącej związkowi z kimś tak rozpoznawalnym sławy, choć przecież, gdyby mi się wtedy udało i zostałabym modelką, również mogłabym stać się kimś w rodzaju celebrytki mniejszego kalibru.
Odsunęłam od siebie myśli o rodzajach i gatunkach sławy i zaczęłam przeglądać listę zaproszeń do znajomości. Nie chciałam przegapić kogoś, z kim znałam się z Delphi, bo nagle wszyscy przypomnieli sobie o moim istnieniu a ja, będąc gdzieś w środku małą, wredną istotą, chciałam zagrać im na nosie i zwyczajnie dać powody do zazdrości. Nie byłam małostkowa, jedynie odgrywałam się za czasy, gdy śmiali się z moich marzeń i chęci zostania kimś, osiągnięcia czegoś. Choć sama nie osiągnęłam nic, poza wpadką z Bardzo Sławnym Facetem, byłam teraz na świeczniku.
Potwierdziłam kilka zaproszeń, odrzuciłam pozostałe i odetchnęłam głęboko. Więc jestem oficjalnie "w związku", każdy, kto wyświetli profil Leto, zobaczy wygenerowaną przez system informację o moim szczęściu, moje nazwisko, twarz. Wcześniej zdarzały się spekulacje na mój temat, pytania czy serio ja to ta nowa laska Jareda. Teraz sam niejako wskazał na mnie palcem, nie pozostawiając nikomu wątpliwości: tak, to ta dziewczyna, jest ze mną.
Uśmiechnęłam się na myśl że wolę określenie "jest moja". W jakiś sposób podniecało mnie, gdy Jr określał mnie jako swoją, nie erotycznie, to działało na mnie ożywczo, sama nie umiałam tego inaczej nazwać. Zupełnie jakbym przełączała się na tryb bycia podległą mężczyźnie, słabą kobietką, a to mi się bardzo podobało. Tak naprawdę nie byłam słaba, ale fajnie było poudawać, tym bardziej że Jr lubił rządzić. Nie, on lubił dominować, i chwała mu za to na wieki. Zdejmował ze mnie konieczność podejmowania niektórych decyzji, często również tych dotyczących mnie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Lepiej ode mnie wiedział, jak wygląda życie, jego mniej i bardziej przyjemne strony, więc bez protestów pozwalałam mu je układać. Nie obawiałam się konsekwencji takiego postępowania, w pokręcony sposób ufałam Leto jak sobie samej, budził moje zaufanie od pierwszej chwili, gdy wsiadłam do jego samochodu. Fakt, zachowywał się potem dziwnie, ale kierowała nim chęć uchronienia mnie przed uczuciami, jakie mógłby we mnie wzbudzić, przed byciem z chorym człowiekiem.
Budził we mnie uczucia, ale nie takie, jakich się obawiał. Mimo bliskości, tęsknoty, bólu po nagłym rozstaniu, nadal wiedziałam, byłam niemal pewna, że go nie kocham, choć owszem, byłam nim poważnie zauroczona. I cholernie mnie kręciła jego samcza dojrzałość. O tak, to była główna przyczyna, dla której przy Leto mój oddech przyspieszał a w brzuchu pojawiały się stada oszalałych motyli. Jr obudził moją seksualność i jeszcze jej nie zaspokoił, nie do końca, nawet nie w kilku procentach. Chciałam więcej, i tylko od niego. Nie interesowali mnie inni mężczyźni, byłam nastawiona, czy też zaprogramowana, na tego jednego człowieka. To normalne, czy może on to sprawił swoim zachowaniem? Możliwe, że sprowokował u mnie swego rodzaju uzależnienie od siebie, robiąc to rozmyślnie albo zupełnie przypadkiem? Chyba ta druga opcja, jaki by Jr nie był nie miałam go za aż takiego geniusza czy manipulatora. Pomijając sławę i pieniądze był po prostu fajnym, troszkę dziwnym facetem w średnim wieku, doskonale wiedzącym jak oszołomić niedoświadczoną dziewczynę.
Facet w średnim wieku, pomyślałam, patrząc przez otwarte drzwi łazienki jak stoi przed lustrem, oglądając się uważnie. Był po kąpieli, owinięty w pasie ręcznikiem, oczywiście białym jak śnieg, przyjemnie kontrastującym z delikatnie opaloną skórą. Z czystą fascynacją przyglądałam się plecom Leto, szerokim ramionom, barkom, opadającym na nie włosom, których barwa zmieniała się od ciemnego brązu po blond.
Co mu odbiło, żeby strzelić sobie ombre? Nie wyglądał z nim źle, ale no kurde, chyba był jednak za stary na takie wydziwianie.
Stary... Nie uważałam go za takiego, choć nie zapominałam, że mógłby być moim ojcem. Czasami dziwnie się z tym czułam, najczęściej mnie to w pewnym stopniu onieśmielało i sprawiało, że ciężko było mi z nim rozmawiać, bo gdzieś tam w sobie bałam się, że wyjdę na głupią gówniarę znikąd, stan Indiana. W porównaniu do mnie Jr wiedział o życiu i świecie nieporównywalnie więcej, mógł wypowiedzieć się o tylu nieznanych mi rzeczach, a ja? Mogłam go tylko słuchać, przytakując, i nie mając pojęcia, czy nie irytuję go swoją ignorancją. Nie chciałam być dla niego głupkiem z ładną twarzą i tyłkiem, przepraszam, z nogami.
-Ellie?- Głos Jareda wyrwał mnie z rozmyślania.- Możesz coś dla mnie zrobić? Chodź na chwilkę.
- Co zrobić? - Weszłam do łazienki, od razu czując bliskość półnagiego ciała. Promieniowało czymś, co było dla mnie kuszące, piękne, i czymś jeszcze, czego nie umiałam nazwać.
- Chciałbym, żebyś dokładnie obejrzała mi plecy i sprawdziła, czy nie mam tam żadnych znamion, pieprzyków, guzków pod skórą. Resztę już sprawdziłem, ale plecy są poza moim zasięgiem.- Zerknął na mnie z odbicia w lustrze.- Jeśli nie będzie nic, co widać, spróbuj wyczuć dotykiem.
- Ok.- Zaczęłam oglądać jego plecy, kawałek po kawałku, starając się nie zwracać uwagi na nic, poza szukaniem ewentualnych pierwszych objawów raka skóry.- Nic nie ma, jesteś gładziutki jak pupcia niemowlęcia.- Zażartowałam.
- Teraz sprawdź, czy nic się nie ukrywa pod skórą. Proszę. To dla mnie ważne.- Oparł się dłońmi o umywalkę i pochylił nieco w przód, oglądając sobie twarz.- Co jakiś czas robię taki przegląd, przywykniesz.
Nie odpowiedziałam, woląc milczeć niż palnąć coś idiotycznie. Zaczęłam przesuwać końcami palców po plecach Leto, starając się nie ominąć ani centymetra, ciesząc się z ich gładkości. Nie było żadnych guzków, zgrubień, dziwnych w dotyku miejsc, jedynie skóra i napinające się pod nią mięśnie. Już wcześniej, wizualnie, upewniłam się, że nie ma nigdzie niczego podejrzanego, nie martwiłam się więc, że coś znajdę, ale nie przerywałam, czerpiąc przyjemność z dotykania jego ciała. Stopniowo zjeżdżałam ręką niżej, coraz bardziej zafascynowana swoim zajęciem. Mogłabym to robić co dzień, gdyby tylko Jr poprosił, albo nawet bez proszenia.
- I?- Usłyszałam pełne napięcia pytanie.
Potrząsnęłam przecząco głową, ale nie przerwałam, choć dotarłam już do ręcznika. Miałam wielką ochotę zsunąć go troszkę niżej, ledwie kawałeczek, tak, żeby odsłonił choć odrobinkę krągłych pośladków, przecież mogłam udawać, że nadal szukam tego, czego tam nie ma... Nawet nie wiem kiedy wsunęłam palce pod puszysty materiał, w duchu fikając koziołki z radości, bo czułam jak diabli napięte mięśnie, drżące lekko tuż pod moją dłonią.
- Ellie? Hej, Ellie.- Jr patrzył na mnie z lustra rozbawionym wzrokiem.- Tam już sprawdzałem.
- Ja... chciałam być dokładna.- Zarumieniłam się, zawstydzona.
- A chyba że.- kiwnął głową, unosząc jedną brew.- Mogłem coś pominąć, fakt, więc jeśli nie będzie to dla ciebie kłopotem...
- Nie będzie.- Wyrwało mi się, nim skończył mówić.
- No i super.- Zdjął ręcznik, stając przede mną całkiem nago. Widziałam że się śmieje i wiedziałam że to ze mnie, ale było mi to obojętne. Miałam swoje pięć minut, mogłam bezkarnie oglądać go w całej krasie, dotykać, cieszyć się wrażeniami, jakich mi to dostarczało. Boże, nie sądziłam nigdy, że ciało faceta może budzić we mnie zachwyt, że jego skóra pod opuszkami palców, jej ciepło, zapach, mogą powodować tyle emocji, podniecać mnie, wprawiać w oszołomienie. Sprawiać, że miałam ochotę przylgnąć do niej całą sobą i nigdy nie puszczać. To było czyste pożądanie, po prostu pragnęłam tego faceta, jego i nikogo innego, tu i teraz.
Bez skrępowania pogładziłam jędrny pośladek, potem drugi, nie mogąc oderwać wzroku od ich doskonałości. Niech sobie inni myślą co chcą, dla mnie tyłek Leto był idealny, jak moje nogi dla niego. Cały był dla mnie kwintesencją męskiej seksowności, samczą siłą, dominacją, przewagą nade mną. Przy nim stawałam się mała, potulna, gotowa na wszystko co chciałby mi zrobić, i pozwalająca mu na to z ochotą, o jaką siebie nie podejrzewałam.
- Jesteś podniecona, prawda?- Spytał cicho, a ja przytaknęłam.- Nie myśl, że tylko ty, Ellie.- Zdjął moją dłoń ze swojego pośladka i położył ją sobie na członku, gorącym i twardym jak stal.
Dotykałam penisa drugi, może trzeci raz w życiu, i znów byłam zdziwiona jego delikatnością, jakby był z aksamitu a nie z ludzkiego ciała. Zupełnie instynktownie przejechałam palcami wzdłuż całej jego długości, zastanawiając się jak coś, co najpierw sprawiło mi ból, mogło dać później tyle przyjemności.
- Kręcisz mnie jak nikt, Ellie.- Mówiąc, Jr pociągnął mnie za rękę i postawił przed sobą, twarzą do lustra. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem, naciskając mi dłonią na środek pleców.- Pochyl się i trzymaj nogi razem.
Drżałam, pochylając się w przód dotąd, dokąd dłoń nie znikła mi z pleców. Czekałam niecierpliwie, czując jak Jr unosi mi w górę sukienkę, potem chwyta za gumkę majtek i nagłym szarpnięciem zdejmuje mi je do połowy ud. Opuściłam głowę, oddychając szybko, nie mogąc doczekać się czegokolwiek z tego, co zamierzał.
- Kurwa, Ellie, jesteś taka wilgotna i gotowa.- Powiedział z niekrytym podziwem, wsuwając we mnie palce.- Śliska i ciasna. Gorąca, śliska i ciasna.- Mówił, masując moje wnętrze w sposób, od którego dostawałam dreszczy, czując w dole brzucha szybko wzbierającą przyjemność.- Chcę, żebyś szczytowała właśnie tak, z moimi palcami w cipce, kurwa, jak ja tego chcę.
Wygięłam kręgosłup, wysuwając biodra jeszcze bardziej w tył, chcąc czuć wszystko jeszcze mocniej i głębiej. Słowa Jr dokładały swoje, lekko ochrypły głos, ton jakim je wypowiadał, zarazem proszący i rozkazujący, moje podniecenie, wciąż większe i większe, bodźce płynące od penetrujących mnie palców, wszystko razem nieustępliwie prowadziło mnie w stronę orgazmu, czułam jak się zbliża, coraz bardziej nieuchronny. Oddech mi się rwał, kurczowo zaciskałam dłonie na krawędziach umywalki, z plecami wygiętymi w łuk i wypiętym tyłkiem, czując jak tężeją mi mięśnie ud, co było pierwszą oznaką nadchodzącej rozkoszy.  Potem nadeszła, przynosząc jednocześnie ulgę i żal, że to już.
- O kurwa jak mocno, Ellie. Jakbyś ściskała mi palce imadłem.- Jr wydawał się zachwycony.- Jesteś tam naprawdę niesamowita, świetnie zbudowana, wąska i długa. I zawsze taka będziesz.
Ledwie odnotowałam to, co mówił, choć przez chwilę zastanawiałam się skąd wie, jak jestem zbudowana w środku, bo ja nie miałam o tym pojęcia. Wyczuł to na dotyk?
- Zostań tak.- Znów oparł mi dłoń o plecy, nie pozwalając się wyprostować, potem wyjął ze mnie palce.- Kurwa, Ellie, jak ponętnie wyglądasz taka nabrzmiała z podniecenia.
Każdemu według gustu, pomyślałam, ja wolę oglądać twój zadek.
Stałam wciąż w jednej pozycji, zaspokojona i uspokojona, czekając na ciąg dalszy. Byłam pewna że Jr jeszcze nie skończył zabawy, i miałam rację: gdy przestał chwalić moje walory, miejsce jego mistrzowskich palców zajęło coś zdecydowanie większych rozmiarów. Mruknęłam z zadowolenia, czując jak we mnie wchodzi, powoli ale zdecydowanie, sięgając dalej niż wcześniej. Nie sądziłam, że ledwie po tym, jak miałam orgazm, mogę nadal odbierać penetrację jako przyjemność nie mniejszą niż wcześniej, jakby to był ciąg dalszy. Owszem, czytałam o wielokrotnych orgazmach, ale ja miałabym taki mieć? Ja?
- O mamo.- Jęknęłam zachwycona, czując równe, mocne pchnięcia Jr i jego dłonie na biodrach. Nie byłam w tym momencie Eleanor, byłam młodą samicą, kopulującą z dojrzałym, doświadczonym samcem. Byłam zwierzęciem, szukającym kolejnego spełnienia. I to było piękne.
- Powiedz Ellie, czy zapinam cię wystarczająco porządnie?- Usłyszałam.
- Tak, Jr.- Podniosłam głowę napotykając w lustrze jego wzrok.
- Na tyle dobrze, żebyś nie szukała gdzie indziej?- Patrzył wnikliwie, a mnie zdziwiło że był taki skupiony i... trzeźwy pomimo tego, co robił. To było dziwne i niepokojące.
Wizja drugiego orgazmu powoli rozwiała się przede mną jak dym, ale wystarczy mi jeden, trudno.
- Nie rozumiem.- Przyznałam, nieco mijając się z prawdą. Rozumiałam, ale nie wiedziałam, dlaczego zadaje mi takie pytania, do tego podczas seksu. Nadal było mi przyjemnie, ale czułam, że nic więcej z tego nie będzie.
- Wiele mogę znieść, ale nie zdradę.- Leto, wbił się we mnie ostro i tak został.- Nigdy mnie nie zdradź.- Policzek mu zadrżał.- Kurwa, Ellie, strzeliłem jak gejzer.- Uśmiechnął się do mojego odbicia.
Wyglądał uroczo zaraz po seksie, taki zmęczony, zdyszany i spocony, z włosami w nieładzie i tym specjalnym błyskiem w oczach. Po prostu pan Jared Po Bzykanku Leto. Ale nie miałam głowy do zachwycania się nim, bo strasznie byłam ciekawa, o czym do mnie mówił. Wyprostowałam się wreszcie, podciągnęłam majtki i usiadłam na brzegu szafki.
- O co ci chodziło z tą zdradą?- Musiałam spytać.
- Czasami, gdy jestem zdrowo podniecony, gadam różne rzeczy, nie przejmuj się.- Wzruszył ramionami, podnosząc ręcznik.
- Zbiera ci się wtedy na szczerość?
- Raczej na pieprzenie głupot, bo chwilami wyłącza mi się myślenie.- Puścił do mnie oko i spoważniał.- Swoje powiedziałem więc nie drąż tematu, Ellie, bo tego nie lubię.- Wyszedł, nim zdążyłam pomyśleć nad odpowiedzią.
Musiałam zadowolić się jego wyjaśnieniami, choć wcale nie wydawały mi się szczere ani prawdziwe. Kiedyś powiedział, że jest bardzo zazdrosny, więc może właśnie miałam tego krótki pokaz? Takie delikatne ostrzeżenie z jego strony, że w razie czego mam przesrane. Czyżby kiedyś jakaś laska doprawiła mu rogi i miał na tym tle uprzedzenia? Chciałam się dowiedzieć, o co chodzi, ale wątpiłam, żeby Jr cokolwiek mi powiedział. Miałam nie drążyć, więc zasięgnę informacji u kogoś innego: Shannona. I to już jutro, bo spotkamy się na świątecznym obiedzie u Constance. I na świątecznej kolacji, i na śniadaniu dzień później, w urodziny Jareda.
Boże, co ja mu dam w prezencie? Miał wszystko, a to, czego nie miał, mógł sobie kupić, a skoro nie kupił, to widocznie tego nie chciał.
Czasami ciężko być nikim.
Nikim to ja dopiero będę. Znów dopadło mnie przygnębienie na myśl o świętach w gronie znajomych Jr, ich umiejętności niezauważania mnie w każdej sekundzie, jakbym była niewidzialna. Czy oni to robili specjalnie, żeby pokazać mi, jak bardzo mają mnie w dupie? Ile z tego było zasługą Emmy i co mówiła na mój temat? Cóż, dowiem się wcześniej czy później, gdy zaczną się plotki na mój temat.


Zajechałam przed dom Constance z bardzo mieszanymi uczuciami. Chciałam i nie chciałam tu być, z jednej strony ciekawa świąt w rodzinie Leto, z drugiej pełna obaw, że będę jak piąte koło u wozu. Nawet sympatia, jaką darzyła mnie mama Jr, nie mogła do końca złagodzić przykrego uczucia obcości, które nie opuszczało mnie ani na chwilę, gdy wokół byli inni z ekipy. Co prawda w pierwszy dzień świąt towarzystwo było okrojone, prócz mnie i trójki Leto miał być Tomo z żoną i Emma z narzeczonym, ale to i tak za wiele, żebym mogła czuć się komfortowo.
Przed domem stało kilka samochodów, wśród nich ten, w którym widziałam Emmę, gdy byłam u Jareda powiedzieć mu, że nic od niego nie chcę. Boże, wydawało mi się, jakby to działo się wieki temu, w innym życiu, choć minęło od tamtej pory ledwie kilka tygodni....
Zaparkowałam byle gdzie i wyłączyłam silnik, patrząc w lusterko wsteczne na siedzącego z tyłu Jr. Przez całą drogę miał dziwną, tajemniczą minę, ale ilekroć pytałam co knuje, nie chciał powiedzieć, uśmiechał się tylko zadowolony z siebie. W pewnej chwili pomyślałam nawet, że zrobi mi niespodziankę i odmówi zaproszenia Emmy, ale widok jej samochodu mówił sam za siebie. Więc to nie to.
Gdy wysiedliśmy, z domu wyszła Constance, idąc w naszą stronę z wyciągniętymi ramionami, cała roześmiana. Uścisnęła Jr, wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenia i złapała w objęcia mnie. O co tu, kurde, chodzi?
- Ellie, słoneczko, ślicznie wyglądasz.- Ucałowała mnie w policzek.- Dziecko ci służy, promieniejesz.
- Gdybyś widziała mnie parę miesięcy temu, sama skóra i kości.- Westchnęłam na wspomnienie pierwszych tygodni ciąży, gdy nie mogłam zmusić się do jedzenia i bardzo schudłam.
- Początki bywają ciężkie, sama przechodziłam to dwa razy. Myślałam, że chłopcy wyciągną ze mnie wszystkie soki.- Odwróciła się do Jr, wyjmującego z bagażnika dwie nieduże torby z naszymi rzeczami.- Skoro mamy komplet to zaraz podamy obiad.
No tak, pomyślałam, podamy. Z nieodłączną, niezastąpioną Emmą. Oby tylko nie napluła mi do talerza.
Miałam ochotę zawrócić, wsiąść do swojego pięknego Mercedesa i uciec, pojechać do domu, zrobić sobie kubek gorącej, gęstej czekolady z kokosowymi wiórkami, zakopać się w pościeli i wyłączyć telefon. Przeczekać cholerne dwa dni, przespać je, i dopiero później tłumaczyć się ze swojego zachowania. Ale nie mogłam, musiałam robić dobrą minę, więc zrezygnowana poszłam za rozmawiającą o czymś szeptem dwójką. Już mnie nawet nie obchodziło o czym tak spiskują. Po raz drugi w życiu nie cieszyłam się świętami, były mi obojętne, a nawet myślałam o nich z niechęcią. Pierwszy raz było tak rok wcześniej, gdy spędzałam Boże Narodzenie sama, pijąc do lustra średniej jakości wino i płacząc nad własną głupotą, która kazała mi jechać do LA. To wtedy, słysząc wszędzie o Dziewicy Marii, wpadłam na pomysł by własne dziewictwo przekuć na twardą walutę, choć potem przez kilka miesięcy wahałam się, czy to zrobić. Dokładnie rok temu skierowałam swoje życie na pewne tory, a teraz, w efekcie tamtej decyzji, ironicznej i na wpół pijanej, byłam tu, w domu matki jednego z najbardziej znanych w świecie ludzi, jako jego dziewczyna. Czy żałowałam? Nie. Ani trochę.
Podbudowana tą myślą weszłam do holu, czując pomieszane zapachy świątecznych potraw i ciast, i zamarłam z głupkowatą miną, patrząc na stojącą nieopodal postać.
- Babcia?- Spytałam tak cicho, że sama siebie nie słyszałam.- Ale przecież pogoda, loty...
- Niespodzianka!- Shannon wyskoczył skądś jak diabeł z pudełka, krzycząc za wszystkich.
- O rany, to naprawdę babcia.- Podeszłam do niej szybkim krokiem i przytuliłam się, jak robiłam to dawno temu, w dzieciństwie.- Jezu, ale jak...?
- Nie Jezu tylko Jared, Suze.- Babcia obejmowała mnie mocno, śmiejąc się.- Nie wiem jak, ale załatwił taki mały odrzutowiec, leciałam z bardzo miłą obsługą.- Zaczerwieniła się i odsunęła na długość ramion.- Rozpakuj się, pomogę Connie z nakrywaniem do stołu. Jeszcze zdążymy się nagadać.
Rozejrzałam się, szukając wzrokiem Jr, ale znikał właśnie u góry schodów. Ruszyłam za nim szybko, nie chcąc przekrzykiwać rozgadanego towarzystwa, bo dopiero teraz, po pierwszym szoku, zauważyłam Tomo i jakiegoś obcego faceta, pewnie chłopaka Emmy. Nie wiedziałam który pokój jest nasz, starałam się więc dogonić Leto, ale gdy weszłam na górę, jego już nie było. Nie wiedziałam nawet w którą stronę poszedł, stałam  tak, patrząc to w lewo, to w prawo, dokąd nie usłyszałam szmerów z prawej, zza niedomkniętych drzwi.
Weszłam do pokoju zdecydowanym krokiem, z przygotowaną mową do Jr o tym, jaki jest dobry w utrzymywaniu tajemnic i jak wielką i piękną niespodziankę mi zrobił, i stanęłam oko w oko z Emmą.
- Chyba pomyliłam pokoje.- Powiedziałam obojętnym tonem, obrzucając ją szybkim spojrzeniem. Wystroiła się, wyglądała nawet ładnie, nie powiem, ale efekt psuła jej pełna niechęci mina.
- Wcale mnie to nie dziwi, w końcu skąd możesz wiedzieć gdzie jest twoje miejsce?- Wydęła umalowane usta.- Gdybyś się tu liczyła, Jared by ci pokazał, chyba że obojętne mu, w czyim łóżku wylądujesz na noc.- Dodała zjadliwym tonem.- Takie jak ty...
- Znów zaczynasz?- Przerwałam jej. Nie wiem, czy to z powodu ekscytacji babcią, czy z innego, ale nagle opanowała mnie zimna nienawiść do kobiety, która prawie od początku starała się mnie pozbyć z otoczenia Leto.- Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia.
- A szkoda.- Obeszła mnie dookoła, nie przestając mówić cichym, przepełnionym drwiną głosem.- Mała naiwna dziewczynko, myślisz, że skoro ściągnął tu kogoś z twojej rodziny to znak, że mu na tobie zależy?- Zachichotała.- Nie bój się, nie powiem twojej babci o tym, jaka z ciebie ścierka. Swoją drogą nieźle wykombinowałaś: poznać dzianego gościa, zajść z nim w ciążę i doić z kasy.- Mówiła, a ja słuchałam, nie mogąc się ruszyć, bo jakaś część mnie chciała usłyszeć, co Emma powie.- Cóż, no to cię rozczaruję: Jared nic ci nie da. Twoja szopka z deklaracją, w myśl której nie chcesz jego forsy, była dla niego jak gwiazdka z nieba.- Stanęła przede mną, zakładając ręce na piersi.- W sumie nie wiem, czemu ci to mówię, chyba przez to że są święta, więc wypada ulitować się nad każdym.- Pochyliła się o parę centymetrów, szepcząc.- To była zabawa, małą biedulo. Bawimy się świetnie, patrząc jak łykasz wszystkie jego bajki. Siedzisz u niego z powodu dziecka, w sumie ciągle obstawiamy, czyje ono naprawdę jest. Jay myśli, że kogoś z ekipy, ja obstawiam jakiegoś gołodupca z twojej wioski. Idzie o spory zakład, może coś podpowiesz?
Zatrzęsło mną z obrzydzenia na dźwięk wymówionego przez nią zdrobnienia imienia Jr. Wiedziałam że nigdy go nie użyję, nigdy.
- Skoro nie chcesz powiedzieć... A może sama nie wiesz? Mniejsza o to, wyjaśni się jak urodzisz.- Podeszła do stolika, wyjęła z torebki paczkę papierosów, zapaliła jednego i usiadła na brzegu fotela, machając nogą, cała wyniosła, pogardliwa.- Szkoda mi ciebie, choć sama sobie jesteś winna. Chciałaś się nachapać, nie wyszło. Póki co ciesz się luksusem, bo niedługo ci się urwie. Jedz frykasy, śpij wygodnie, dawaj dupy Jayowi, niech ma z tego trochę korzyści. Jest miły bo lubi poruchać, zawsze lubił.- Poprawiła się na miejscu i strzepnęła popiół na otwartą dłoń.- Przyznaj, niezły w tym jest, prawda?- Puściła do mnie porozumiewawczo oko.- Swoją drogą nieźle mu się przyfarciło z tym, że byłaś dziewicą.- wypuściła w moją stronę chmurę dymu.- Długo nie mogliśmy zdecydować, którą laskę wybrać, mało się nie pokłóciliśmy bo każde miało swoją faworytkę.
- Co?- Zrobiło mi się słabo i musiałam oprzeć się o ścianę przy drzwiach. To, co mówiła Emma, brzmiało okrutnie ale prawdopodobnie. Wiedziała tak dużo, stanowczo za dużo jak na kogoś, kto nie był wtajemniczony. Próbowałam nie dopuszczać do siebie jej słów, nie słyszeć ich tak, jak wcześniej tego chciałam, ale słyszałam każde wyraźnie, jakby stała tuż przy moim uchu a nie po drugiej stronie pokoju, szepcząc teatralnie.
- To. Jay się nudził, więc postanowił dla rozrywki pobawić się jakąś głupiutką gąską i padło na ciebie.- Wzruszyła niewinnie ramionami, gasząc papierosa w szklance z resztkami soku.- Przykro mi, dzieciaku, ale taka jest prawda. Jesteś tu, bo Jaya rozbawił twój anons o tym, jak to strasznie potrzebujesz opieki i finansowego wsparcia.- Uśmiechnęła się z lekceważeniem.- Chciałaś wydutkać sponsora, tymczasem sponsor dutka ciebie. Wesołych świąt.- Machnęła ręką, jakby chciała wypędzić mnie z pokoju.
- Więc wybraliście mnie razem spośród wielu ogłoszeń o poszukiwaniu sponsora, bo śmiesznie je napisałam?- Spytałam, mając nagle jasność całej sytuacji: Emma nic nie wiedziała. Cała jej gadka, choć sprawiła mi ból, miała podkopać moje zaufanie do Jr, zniszczyć je, zburzyć mój spokój i sprawić, że cokolwiek by zrobił lub powiedział, ja mu nie uwierzę. I tak by było gdyby nie przesadziła i nie zaczęła wymyślać o anonsie.
- Tak jak mówisz.
Odetchnęłam kilka razy, czując spływający na mnie spokój a wraz z nim pewność, że Emma w niczym mi nie zagraża, nie boję się ani jej, ani tego, co powie, bo odbiję każdy jej przytyk, argument, każde złe słowo.
- Dziękuję za to co powiedziałaś. Mam teraz pełen obraz sytuacji i wiem, co zrobić.- Zaczęłam.
- Nie ma za co.- Ukłoniła się przesadnie.
- Emmo, nigdy nie napisałam anonsu o sponsoringu, ja o tym wiem i Jared wie. Ty nie. Szukałam pracy jako modelka, nic poza tym. - Patrzyłam jak jej twarz zmienia wyraz, przechodząc od wyniosłej pogardy, przez zdziwienie, zaskoczenie, aż po niedowierzanie, jakby nie mogła zrozumieć moich słów.- Jak mówiłaś są święta, więc nie powiem Jaredowi o twoich wymysłach, niech nadal ma cię za wspaniałą współpracownicę. Mam nadzieję, że jest w tobie na tyle przyzwoitości, by nie siać swoich wymysłów wśród gości, bo na mnie nie zrobisz już wrażenia, ale mogłabyś zranić Jareda, jego mamę albo moją babcię, a przysięgam, że nie pozwolę ci zepsuć świąt trójce najlepszych ludzi, jakich znam.- Zrobiłam krok w stronę korytarza i zatrzymałam się.- Proponuję żebyśmy obie zapomniały o tym incydencie, przynajmniej ja nie zamierzam go pamiętać. Mimo wszystko Boże Narodzenie to pora na wybaczanie wrogom. Wesołych świąt.
Dopiero na korytarzu, gdy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam jak bardzo byłam wcześniej spięta i jak zmieniło się moje nastawienie do świata. Przede wszystkim przestałam się bać o opinię Emmy, nie widziałam w niej najmniejszego zagrożenia, bo nie miała na mnie nic, dosłownie nic poza swoimi przypuszczeniami. Fakt, zagrałam ryzykownie, zmyślając o poszukiwaniu pracy jako modelka, ale dzięki temu zyskałam pewność, że ona naprawdę nie wie, co napisałam.
- Jezu.- Mruknęłam pod nosem, stając przy oknie na końcu korytarza, nadal nie mając pojęcia gdzie jest nasz pokój. Słyszałam krzątaninę na dole, nawoływania, śmiechy, teraz jednak potrzebowałam chwili sama z sobą. Musiałam poukładać sobie wszystko w głowie od nowa, pozbyć się niepotrzebnych zmartwień, ustalić priorytety. W zasadzie miałam tylko jeden: Leto. Teraz miałam całkowitą pewność, że jestem dla niego ważna, inaczej Emma nie walczyłaby tak zażarcie, próbując mnie z nim poróżnić. Musiała wiedzieć, że dużo dla niego znaczę.
Czy on mnie kochał? Na samą myśl, że mogło tak być, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. To było ekscytujące, sama możliwość uczucia z jego strony napawała mnie otuchą i, co tu kryć, uszczęśliwiała. Chciałam, żeby coś do mnie czuł, choć może był to z mojej strony egoizm? Każdy, kto jest w związku, chce miłości ze strony partnera, głównie dlatego, że daje ona swego rodzaju gwarancję, pewność, że kochający partner nie odejdzie, nie porzuci.
Przyszło mi nagle na myśl, jak to by było kochać Jareda. Jak bym się czuła, darząc go prawdziwym uczuciem, silniejszym niż obecna fascynacja nim? Jaka bym była? Nigdy tak naprawdę nie kochałam żadnego swojego chłopaka, w zasadzie nie miałam pojęcia jak wygląda miłość, o której tyle czytałam będąc nastolatką. Może ja wcale nie jestem zafascynowana, tylko właśnie zakochana, i nawet o tym nie wiem? Czy to, że chcę spędzać z Jr czas, być blisko niego, czuć jego dotyk i dotykać jego, dawać mu powody do uśmiechu, czy to nie była właśnie miłość? Widziałam w nim tyle dobrych cech, pomniejszałam te, które mniej mi się podobały, chciałam wiedzieć co myśli. Mogłam mylić się we własnym osądzie sytuacji?
Rozmyślając przysunęłam twarz do szyby, robiąc oddechem niewielką plamę pary, po czym narysowałam na niej serduszko a w nim nakreśliłam litery JL. Widok tego, o czym myślałam, nie wydawał mi się fałszywy czy zakłamany, jakby niewielki rysunek zmaterializował to, co mogło być prawdą. Z zadumą patrzyłam jak para znika, zabierając z sobą wizję, która już mnie nie przerażała.



                                                                       ******


Sorry, że tak krótko, ale wolałam rozbić święta u Leto na dwa kawałki, więc w następnym rozdziale jeszcze coś o tym będzie.
W ogóle chyba powinnam pomyśleć o zakończeniu, choć trochę mi szkoda, bo lubię Ellie i tutejszego Dziada.
Pozdrawiam, wesołych świąt wielkanocnych :)