czwartek, 9 stycznia 2014

Najmniej ważna w stadzie.

Stanęłam przed drzwiami domu z mocno bijącym sercem, pełna obaw o to, jak zostanę przywitana. Wracałam po upadku, jakim było nagłe "zerwanie" z chłopakiem, a to nigdy nie było przyjemne. Bałam się szczególnie reakcji mamy, która potrafiła przytłoczyć człowieka swoim wiecznym martwieniem się o to, co ktoś o nas pomyśli. Byłam dorosła, a mimo to trzęsłam się w środku jak dziecko, oczekujące zasłużonej kary. Tym razem za to, że straciłam "narzeczonego".
W końcu, nabrawszy w płuca potężny zapas powietrza, nacisnęłam klamkę i ostrożnie uchyliłam drzwi, zaglądając do sieni. Prawie w tej samej chwili gdzieś w głębi domu rozległo się przeraźliwe, jazgotliwe ujadania psa, zbliżające się z każdą sekundą i coraz bardziej nieprzyjemne dla ucha.
Od kiedy mamy psa? Nikt mi nie mówił, że w domu jest jakieś zwierzę poza mieszkającymi w klatkach na tyłach ogrodu królikami.
Zobaczyłam hałaśliwego stwora, będąc jeszcze w połowie na zewnątrz: wyskoczył zza kuchennych drzwi, kłębek sierści, zębów i roziskrzonych oczu, i zaczął skakać wokół mnie, drąc się bez opamiętania. W sekundę po nim pojawiła się dziewczyna, stanęła jak wryta i wpatrzyła się we mnie ze zdumieniem. Nie znałam jej, widziałam ją pierwszy raz w życiu. Młoda, jeszcze nastolatka, nieco przy kości, szeroka w biodrach i obdarzona dużym biustem. Mimo to była ładna, z wielkimi, czarnymi oczami i burzą ciemnobrązowych loków, rozsypanych na ramionach.
-Przepraszam, chyba pomyliłam domy.- Powiedziałam, cofając się do wyjścia. Piesek nadal jazgotał, pokusił się nawet o złapanie w zęby nogawki moich dżinsów, ale puścił je od razu, by móc dalej szczekać.- Możesz zabrać to zwierzę, zanim podrze mi ubranie?- Spytałam, nieco wytrącona z równowagi. Zastanawiałam się, jak mogłam nie trafić do własnego domu i wejść do sąsiadów. A może to nie pomyłka, dom jest ten, który powinien być, tylko po prostu moja rodzina się z niego wyprowadziła? Dlaczego więc nikt nic mi nie powiedział?
-Shelley, kto to?- Z głębi domu rozległo się wykrzyczane, nerwowe pytanie. Głos wydał mi się znajomy... mama?
-To chyba Eleanor.- Dziewczyna odkrzyknęła, obracając nieco głowę w stronę kuchni, ale nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Prędzej święta Teresa, Ellie jest teraz...- Głos przybliżał się, po czym w korytarzu pokazała się moja mama, wycierając ręce w fartuszek. Ten sam, który wieki temu wyszyłam dla niej w serduszka.- Ellie? Co ty tu robisz?- Zamarła z miną świadczącą o bezbrzeżnym zdumieniu.- Przyjechałaś nas odwiedzić? Gdzie twój narzeczony? Przed domem? Rany, a ja taka rozchełstana, jak zobaczy mnie w takim stanie...
-Jestem sama. Wróciłam.- Przerwałam jej monolog, zanim pobiegła robić się na bóstwo, by wyglądać ładnie przed kimś, kto nie istniał.
-Jak to wróciłaś? Przecież miałaś być w... w... Australii?
-W Europie. I byłam, ale już nie jestem.- Zdenerwowanie mamy zaczęło mi się udzielać, jak zawsze.
-A twój narzeczony?
-Mamo, nie byliśmy zaręczeni. Poza tym z nim zerwałam.- Chwyciłam uchwyt walizki i zrobiłam dwa kroki. Piesek, który przez chwilę był zajęty obwąchiwaniem mojego bagażu, znów zaczął ujadać, doskakując do mnie i uciekając na zmianę. Miałam ochotę posłać go kopniakiem na drugi koniec korytarza.
-Jak to z nim zerwałaś?- Mamę interesowało tylko jedno. Nie spodziewałam się, że będzie inaczej.
-Tak to. Zdradził mnie.- Wyjaśniłam, połową umysłu zastanawiając się, czy jeśli Jr przeleciał Emmę, mogłam uznać to za zdradę.- Zabierzecie psa? Chcę iść do swojego pokoju. Jestem zmęczona.- Zaczęłam się niecierpliwić.
-Cherie, do nogi!- Dziewczyna złapała zwierzaka za grzbiet i podniosła, tuląc do siebie jak największy skarb.- Nie wolno krzyczeć na domowników, to nieładnie. Musisz być grzeczna, Cherie.- Tłumaczyła psu, jakby był dzieckiem, które musi poznać panujące w świecie zasady. Mimo jej starań piesek szarpał się i warczał, szczerząc do mnie drobne kiełki, gdy szłam, chcąc znaleźć się wreszcie u siebie. Tęskniłam za swoim kątem, widokiem z okna, drzewem, stukającym gałęziami w szybę, nawet gniazdem rozświergotanych od świtu ptaków na jednym z konarów. Znane mi od dzieciństwa obrazy dawały mi poczucie bezpieczeństwa, bycia w odpowiednim miejscu, do którego należałam. Nie wiedziałam nawet, jak bardzo tego potrzebuję, dokąd nie poczułam znajomych zapachów, nie usłyszałam skrzypnięcia czwartego stopnia od dołu, tego, który zawsze omijaliśmy z Rolliem, wymykając się w nocy na podwórko by łapać świetliki. Na wspomnienie dzieciństwa poczułam wzruszenie, ściskające mnie w gardle tak, że przez chwilę nie mogłam oddychać.
Byłam w domu. Nareszcie, po tylu miesiącach, spędzonych w najgorszym mieście na świecie, po przeżyciach, jakich nie zapomnę, choć bym chciała. Wróciłam do życia, które było najlepsze, mimo że pozbawione wzlotów. I w nim pozostanę.
-Ellie, nie możesz...- Mama dogoniła mnie na piętrze, zaczerwieniona i przejęta.- Musieliśmy... Shelley niedługo urodzi, dziecko potrzebuje mieć swój kącik, a ty wyjechałaś i...- Urwała, gdy stanęłam przed drzwiami swojego pokoju.
-Kim jest Shelley?- Spytałam, zaciekawiona. Nie pamiętam, żebyśmy miały w rodzinie kuzynkę o tym imieniu, poza tym dlaczego miałaby mieszkać u nas, będąc do tego w ciąży?
-Narzeczoną Rolliego.- Mama zastąpiła mi drogę, opierając się o futrynę.
-Słucham?- Zrobiłam wielkie oczy, zaskoczona.- Ile ona ma lat?
-Niedawno skończyła 17. Wiesz, jakie było gadanie, jak wyszło, że chodzi z brzuchem? Nie wiedziałam, gdzie oczy podziać. Jej matka przyleciała z awanturą, zrobiła chryję na całe miasto i Rollie musi się żenić. A teraz jeszcze ty. Co ja powiem...
-Nie wiem i mnie to nie interesuje. Doprawiłaś mi narzeczonego, to teraz to odkręcaj.- Zupełnie bez powodu poczułam się zniesmaczona jej zachowaniem. Przecież znałam ją od zawsze, kochałam, nigdy wcześniej nie widziałam w niej niczego, co irytowałoby mnie w tak wielkim stopniu, jak teraz. Czy wyjazd w dalekie strony i rozłąka z najbliższymi zmieniły mój punkt widzenia, czy też po prostu pozwoliły zobaczyć moje miasteczko takim, jakim było naprawdę? Shannon miał rację: to była wiocha. A ja byłam wieśniaczką, która wyrwała się w wielki świat i udawała, że złapała Boga za nogi.
-Ledwie wróciłaś i już pyskujesz.
-Mamo, jestem zmęczona, spędziłam w podróży kilkanaście godzin. Chciałabym wziąć prysznic i odpocząć. Możemy porozmawiać później?- Zaproponowałam, chcąc zgasić spór w zarodku. Otworzyłam drzwi, zrobiłam krok do środka i zatrzymałam się, nie rozpoznając wnętrza. Tam, gdzie wcześniej stały moje meble, nie było teraz nic. Pokój był pusty, w powietrzu unosił się zapach farby z pobielonego sufitu a ściany pokryte były nową tapetą we wzory z kreskówek.
-Nie było cię tak długo, Ellie. Doszliśmy do wniosku, że jak masz narzeczonego, to nie wrócisz, więc...
-Gdzie moje rzeczy?- Nie interesowało mnie, co mama mówi, chciałam tylko wiedzieć, gdzie są moje ukochane pamiątki, gromadzone przez całe lata i skrzętnie przechowywane w pudełkach. Moje płyty, plakaty, książki, zdjęcia, mój pamiętnik z wpisami przyjaciół, wszystko, czego nie zabrałam do LA. Całe moje dzieciństwo i młodość, wszystko zapamiętane w drobnych, bezcennych dla mnie przedmiotach.
-Rollie zaniósł wszystko do piwnicy.- Mama wyglądała tak, jakby postarzała się w sekundę o kilka lat. W kącikach oczu miała zmarszczki, bruzdy wokół ust pogłębiły się, ramiona uniosły a cała sylwetka przygarbiła się wyraźnie.- Możesz spać w pokoju na dole, przy kuchni. Przyniosę ci pościel i ręczniki.- Pospieszyła do schodów, jakby chciała jak najszybciej znaleźć się z dala ode mnie.
Obrzuciłam jeszcze raz wzrokiem miejsce, które przez całe lata było moim własnym, a teraz zostało mi odebrane tak po prostu, bo miałam nie wrócić. Oczy piekły mnie od z trudem powstrzymywanych łez, ale udało mi się nad tym zapanować.
-Mamo.- Powiedziałam, nim zniknęła na schodach.
-No?
-Cieszę się, że cię widzę. Tęskniłam.
Nie odpowiedziała. Stała przez chwilę, patrząc przed siebie, potem zeszła na dół, zostawiając mnie niczym nieproszonego gościa.

Pokój przy kuchni. Klitka o połowę mniejsza od mojego dawnego pokoju, do tego z jednym tylko oknem, wychodzącym na ślepą ścianę domu sąsiadów i płot, oddzielający nasze posesje. Szczyt marzeń każdego, kto chce wieczorem usiąść i pomyśleć, patrząc przed siebie na malownicze widoki. Jakby było mało, ściana działowa między moim nowym lokum a kuchnią była zrobiona ze sklejki, pokrytej z jednej strony tapetą, z drugiej plastikową imitacją kafli. Słyszałam każdy dźwięk, dochodzący z pomieszczenia obok. Każde stuknięcie, szelest, nawet gotującą się na gazie zupę. Często budziłam się nad ranem, słysząc tatę, robiącego sobie śniadanie przed pierwszą zmianą w pracy. Wciąż pakował zakupy w sklepie. I wciąż był tym samym, małomównym, usuwającym się w cień człowiekiem, pozwalającym, by inni wyprzedzali go w życiowym wyścigu po wszystko. I takiego go właśnie kochałam.
Obudzona hałasem spojrzałam na stojący na szafce zegar: było parę minut po siódmej, godzina, o której tato włączał ekspres do kawy i robił sobie kanapki. W ciągu miesiąca, odkąd wróciłam, nauczyłam się na pamięć kolejności dochodzących z kuchni dźwięków. Najpierw szum lejącej się wody. Potem stuknięcie drzwi szafki, w której trzymaliśmy kawę. Chwila ciszy i pierwsze bulgotanie ekspresu. Następnie głośny szum, z jakim włączała się lodówka, gdy jej drzwi pozostawały otwarte dłużej, niż minutę. Później słyszałam, jak tata odsuwa krzesło przy kuchennym stole i siada ciężko, popijając kawę. Nigdy nie jadł śniadań w domu, nie wiem, dlaczego. Pił kawę, paląc przy tym papierosa, potem wychodził do pracy.
Tym razem nie leżałam, nasłuchując. Wstałam, gdy tylko usłyszałam bulgotanie kawy, ubrałam się i wyszłam do kuchni.
-Dzień dobry.- Przywitałam się, biorąc z szafki pierwszy lepszy kubek, przypadkiem podobny do tego, który należał do Jr. Odstawiłam naczynie i wzięłam inne, nie przywołujące wspomnień. Wciąż bolały.
-Dzień dobry, córeczko. Nie śpisz już?- Tata uśmiechnął się przepraszająco, jakby domyślił się, że obudziło mnie jego hałasowanie.
-Mało ostatnio sypiam.- Przyznałam. Nalałam sobie kawy i usiadłam na wprost niego. Wyglądał dokładnie tak samo, jak rok temu: identyczna fryzura, identyczna twarz, gesty, każdy ruch, sposób, w jaki podnosił kubek i upijał drobne łyczki, po każdym nieznacznie unosząc kąciki ust. Zdałam sobie sprawę, że znam go tak dobrze, iż mogłam bez błędu wiedzieć, co za chwilę zrobi albo powie. Był prostym, nieskomplikowanym człowiekiem, całkowitym przeciwieństwem Jareda. Wydało mi się prawdopodobne, że nawet gdybym znała Leto od urodzenia, nie wiedziałabym, jaki jest.
-Myślisz o tym chłopaku?- Tata przerwał moje rozmyślania.
-Myślę nad swoim życiem.- Powiedziałam, nie mijając się z prawdą. Jared był częścią mojego życia, przeszłego, ale jednak.- Tato, czy ty jesteś szczęśliwy?- Spytałam. Nigdy wcześniej tego nie robiłam, zakładałam, że niczego mu nie brakuje i lubi życie, jakie prowadzi.
-Nie mam na co narzekać.- Wzruszył ramionami. Z jakiegoś powodu ten gest wydał mi się wyrazem braku zainteresowania czymkolwiek.- Mam dom, pracę, dwójkę wspaniałych dzieci.
-A mama? Ją też masz.- Dodałam. Nie wspomniał o niej, co było zastanawiające i zaskakujące.
-Nie wiem, czy to ja mam ją, czy ona mnie. Ale tak jest dobrze.- Mrugnął porozumiewawczo i roześmiał się cicho. Zrozumiałam, co chciał mi powiedzieć i też zaczęłam chichotać. Mama była bardzo żywiołowa, wiodła prym w naszej rodzinie od zawsze, odkąd cokolwiek pamiętam. To ona podejmowała wszelkie decyzje, łącznie z tą, jaki samochód tata powinien mieć. W zasadzie nie miał wiele do powiedzenia, poza kilkoma razami, kiedy próbował się buntować, ale chyba brakowało mu uporu, był zbyt podporządkowany, by umieć coś zmienić.
Teraz przyszło mi do głowy coś, o czym nie pomyślałam nigdy wcześniej: że tata jest po prostu wygodny i lepiej mu się żyje, gdy ktoś inny bierze na swoje barki ciężar odpowiedzialności za rodzinę. Pamiętałam, jak w przeszłości między nim i mamą wybuchały sporadyczne kłótnie o sprawy, które wtedy wydawały mi się błahe i nie bardzo je rozumiałam. Niejasno przypominałam sobie, że mama zarzucała tacie brak zainteresowania tym, co dzieje się w domu. Wydawało mi się, że przesadza, ale co ja wiedziałam o życiu, mając 10 lat?
-Schudłaś. Jak przyjechałaś, wyglądałaś kwitnąco, a teraz jesteś blada i masz podkrążone oczy.- Tata sięgnął nad stołem i ścisnął mi dłoń.- Tęsknisz za tym chłopakiem, co nie?
Podniosłam kubek i łyknęłam kawy, dając sobie chwilę na odpowiedź. Czy tęskniłam? Trochę. Bardziej chyba do spokoju, jaki miałam w domu Jr niż do niego samego. Choć gdybym miała być z sobą szczera musiałabym przyznać, że brakuje mi jego obecności, szczególnie wieczorem, gdy kładłam się spać. Długie godziny, spędzane na myśleniu i wspominaniu, to nic, czego można by mi było zazdrościć.
-To nie to.- Westchnęłam.- Tato, nie obraź się, ale czuję się tu trochę jak intruz. Nie co dzień po powrocie do domu człowiek zostaje oddelegowany do nieużywanego pokoju, bo jego własny został zabrany dla kogoś obcego. Na dodatek mama na każdym kroku daje mi odczuć, że ją zawiodłam. Tak, jakby miała mi za złe, że wróciłam.- Powiedziałam, po raz pierwszy od przyjazdu zwierzając się z własnych odczuć.
-Jeśli chcesz, odremontuję ci pokój w weekendy. Rollie pomoże. Wymalujemy ściany, wstawimy nowe okno...- Tata sięgnął po papierosa, drugiego od chwili, gdy siedzieliśmy przy kawie. Zawsze wypalał tylko jednego. W przeciwieństwie do mamy, która kopciła jak parowóz, pilnował się i nie palił więcej, jak pół paczki dziennie.
-Gdyby chodziło tylko o głupi remont, zrobiłabym go sama. Problem w tym, że w ogóle tu jestem. Powinnam była robić wszystko, żeby podtrzymać mamy wersję o moim życiowym sukcesie. W tym właśnie tkwi szkopuł: Ellie okazała się za głupia, żeby utrzymać przy sobie faceta. Zadała się z gościem, który ją dosłownie i w przenośni wydymał.- Złość o to, że lekceważono mnie odkąd przyjechałam, zaczynała górować nad moim rozsądkiem.
-Pleciesz androny.- Tata zapalił papierosa i wypuścił z płuc chmurę dymu.
Był zdenerwowany, ale ja też byłam, i miałam do tego prawo. Czułam się wygryziona z rodziny przez nastoletnią "narzeczoną" brata i jej jazgotliwego pieska, któremu mama co dzień kupowała u rzeźnika świeżutkie mięso. Ochłap leżał przez pół dnia w misce niedaleko drzwi mojego obecnego pokoju i cuchniał, a przynajmniej ja czułam smród krwi, od którego robiło mi się niedobrze.
-Mówię o tym, co myślę, ale jak widzę dla was to pieprzenie głupot. Fajnie wiedzieć.- Dopiłam kawę i z głośnym stuknięciem postawiłam kubek na blacie. Z góry natychmiast dobiegło wściekłe ujadanie Cherie, reagującej szczekaniem na każdy hałas.- Nie wiem, kto zdradził mnie pierwszy, wy czy Jared, ale powinniście podać sobie ręce.- Zerwałam się od stołu i prawie wybiegłam z kuchni, czując napływające do oczu łzy. Zamknęłam się w pokoiku, nie patrząc na to, że całą ścianka zadrżała wyraźnie gdy trzasnęłam drzwiami. Dusiłam się w tym domu. Kiedyś był dla mnie jedynym miejscem na ziemi, w którym czułam się dobrze, teraz zmienił się we wrogie środowisko. Wszystko dlatego, że nie zrobiłam tego, czego po mnie oczekiwano, i nie zaciągnęłam swojego chłopaka do ołtarza. Tak właśnie postąpiłaby dobra córka, więc nią nie byłam. Przyniosłam wstyd, tak samo jak mój brat, choć w inny sposób. On zapłodnił nieletnią, ja okazałam się nic nie warta dla faceta z forsą. Może gdybym nie powiedziała, że zerwałam z nim, bo mnie zdradził, byłoby inaczej. A tak wieść, że mimo urody zostałam puszczona w trąbę, żyła w miasteczku i miała się dobrze. Ile razy wyszłam gdzieś, choćby do sklepiku, widziałam utkwione we mnie pełne rozbawienia spojrzenia mijanych ludzi. Niby mi współczuli, mówiąc jak im przykro i jak muszę cierpieć, mając złamane serce, ale widziałam, że w ich oczach czai się satysfakcja. Nie udało mi się, wróciłam z podkulonym ogonem, więc uważali, że dostałam to, na co zasłużyłam. Skoro już zamarzyło mi się jechać w świat, powinnam była zadowolić się przeprowadzką do Lafayette czy innego miasta w okolicy, jak robili to inni młodzi, porzucający życie w miasteczku. Chciałam więcej, dostałam po dupie, i to w jakiś sposób poprawiało humor tym, którzy nawet nie śmieli nigdy spróbować. Zawiść, choroba dręcząca każdą małomiasteczkową społeczność, widoczna była na każdym kroku.
Musiałam coś zrobić. Od przyjazdu kisiłam się w domu, przeważnie w swoim nowym pokoiku, i pielęgnowałam żal do świata o to, że istnieje. Czasami płakałam, czując się całkowicie niepotrzebna nikomu, nawet głupiemu psu, który zawsze gdy mnie widział, zaczynał warczeć. Widocznie jazgotliwa suczka doszła do wniosku, że skoro wprowadziłam się później niż ona, ma prawo uważać mnie za najsłabszą sztukę w stadzie. Rolliego nie było, brał każde zlecenie, jakie mu się trafiło i jeździł po kraju od jednego wybrzeża do drugiego, Shelley omijała mnie szerokim łukiem, czując zapewne, że nie pałam do niej sympatią, mama zrzędziła, narzekając ile wstydu kosztowało ją tłumaczenie się za nas i świecenie oczami. Tata mało się udzielał, najczęściej albo biorąc nadgodziny w pracy, albo siedząc w garażu i dłubiąc w silniku starego Chevroleta. Wiele się zmieniło w ciągu roku i nie były to, niestety, zmiany na lepsze.
Ja też zmieniłam się po powrocie. Starałam się nie rozpamiętywać tego, co działo się w LA, próbowałam odsuwać od siebie każdą myśl o Leto, ale czasami po prostu nie było to możliwe. Widok kubka, do złudzenia przypominającego ten, w którym Jr pijał kawę, od razu przypominał mi wspólne posiłki, a gdy zaczynałam wspominać to, siłą rzeczy przechodziłam do tego, co było później, i kończyłam na tym, jak się rozstaliśmy. Wpadałam w dołek, rozżalona niesprawiedliwością, z jaką się spotkałam, i napompowana nienawiścią do baby, która była odpowiedzialna za mój upadek. Przez miesiąc od przyjazdu nawet nie zdobyłam się na to, by zadzwonić do Shannona, choć prawie co dzień siedziałam i gapiłam się na napisany przez niego numer, zdobiący podszewkę plecaczka. Miałam telefon, kupiłam sobie zaraz po przyjeździe do Indianapolis, miałam też pełne konto na karcie, bo nie dzwoniłam do nikogo, prócz babci. Nie miałam tylko odwagi usłyszeć, że Jr i Emma mają się świetnie a ich uczucia wybuchły po latach tłumienia i udawania, że nie istnieją. Z tego samego powodu bałam się przeglądać wiadomości w internecie, ograniczając się do sprawdzenia poczty i przeglądania sklepów online. Przez kilka tygodnie praktycznie bałam się znaleźć jakąkolwiek wzmiankę o Jr i jego asystentce. Nie kochałam go, ale byłam zazdrosna. Zwisało mi, czy się z nią zwiąże czy nie, ale po cichu miałam nadzieję, że za mną tęskni. Ja za nim tęskniłam, nie za mocno, nie tak, żeby dniami i nocami wyć w poduszkę, choć za każdym razem gdy w ogóle płakałam, jakaś część moich łez była dedykowana jemu. Każda korespondencja przyniesiona przez listonosza podrywała moje serce do galopu: z jednej strony modliłam się, żeby nie było nic do mnie od niego, z drugiej miałam nadzieję, że napisze. Znał przecież mój adres. Telefon, dzwoniący w korytarzu przy schodach, doprowadzał mnie do zawału i nasłuchiwałam, czy ktoś, kto odbierze, nie zawoła mnie i nie powie "Ellie, to do ciebie, jakiś Jared". Gdyby chciał, mógłby bez trudu ustalić nawet numer mojej komórki, ale najwyraźniej nie chciał, i to sprawiało mi ból równie silny jak ten, który czułam po naszej ostatniej rozmowie, gdy wyśmiał mnie i moje pytanie o to, czy udawał. Tata dziwił się, że straciłam apetyt i schudłam, gdy miałam własne bolączki, do których dołożyła się nieprzyjemna sytuacja w domu. Nawet gdy czułam głód, jadłam na siłę, mając żołądek ściśnięty w twardy węzeł. Co z tego że mama, pamiętając o moim wstręcie do mięsa, przygotowywała mi osobne posiłki, kiedy widząc na talerzu makaronową zapiekankę z tuńczykiem marzyłam o omlecie z jagodami i śmietanką? Że widziałam go, pokrojonego w kostkę, podanego mi na talerzyku przez silną dłoń faceta, a nie spracowaną rękę mamy? Kogo to w ogóle obchodziło?
Jedynym wyjściem, pozwalającym mi wrócić do stanu "używalności", nim na dobre pogrążę się w swoim nieszczęściu, było wzięcie się w garść. Nic mi nie da użalanie się nad tym, że facet wyrzucił mnie za drzwi a w domu odebrano mi pokój i zepchnięto na margines życia rodzinnego. A może to ja sama się na nim ustawiłam unikając przez większość czasu przebywania z bliskimi? Mniejsza z tym. Miałam do nich żal, podparty mocnymi argumentami, ale zawsze przychodzi moment, w którym trzeba iść dalej i przestać rozdrapywać stare rany. Pokoju mi nie oddadzą, był już umeblowany i gotowy na przyjęcie nowego członka rodziny. Shelley miała rodzić za jakieś siedem tygodni, wcześniej miał odbyć się skromny, cichy ślub z udziałem świadków i najbliższej rodziny. Jakoś nie miałam ochoty na nim być, ale musiałam, bo żenić się miał mój brat. Miałam tylko nadzieję, że impreza nie potrwa długo i nikt nie pokusi się o głupie żarty o nocy poślubnej. Albo że Shelley nie ubierze swojego psa w białą kieckę i nie zrobi z niego swojej druhny.
Był jeszcze jeden powód, przez który nie chciałam iść na ślub: w głupi sposób kojarzył mi się z Jr i Emmą. Miałam idiotyczne przekonanie, że zejdą się po latach rozłąki a potem sfinalizują związek przed ołtarzem. Strasznie tego nie chciałam i bałam się, że moja obecność na ceremonii w mojej rodzinie niejako wywoła podobną w rodzinie Leto.
Dlaczego miałam w głowie taki mętlik i czemu non stop wpadałam ze skrajności w skrajność, raz nie chcąc mieć z Jaredem nic więcej do czynienia, to znów marząc, by zrozumiawszy swój błąd przeprosił mnie i... Dalej nie sięgałam myślą. Nie umiałam sprecyzować tego, co mogłoby być po "i". Odnowienie kontaktów nie wchodziło w rachubę, nie wyobrażałam sobie, żebym mogła tak po prostu wrócić do tego, co było i zapomnieć o przykrym incydencie. Ten rozdział mojego życia uważałam za zamknięty. Ale rozmowa od czasu do czasu, taka na stopie przyjacielskiej, czemu nie? Wtedy mogłabym przynajmniej przyznać się, że go znam. Nie było łatwo pilnować się za każdym razem, gdy ktoś, komu mówiłam o swoim byłym "chłopaku" pytał, co to za Jared. Kilka razy omal się nie wkopałam, raz tym, że zostawiłam na wierzchu umowę o pracę, podpisaną przez Leto. Teraz leżała bezpiecznie schowana na dnie jednego z pudeł z moimi skarbami. Dziwne, że w ogóle nikt sam się nie połapał, skoro wersją oficjalną była ta o pracy mojego byłego przy organizowaniu koncertów. Nikomu widocznie nie przyszło do głowy, żeby dodać do siebie te parę informacji, jakie im podałam. LA, chłopak z branży muzycznej, koncerty, Jared...
-Ellie!- Usłyszałam wołanie z korytarza.- Ellie, jakaś paczka do ciebie! Polecona!- Mama darła się, przekrzykując jazgot Cherie. Odpłynęłam myślami tak daleko, że nawet nie słyszałam wcześniej piskliwego ujadania psa.
-Idę.- Zerwałam się, zaniepokojona. Paczka? Nie zamawiałam niczego, nie robiłam ostatnio żadnych zakupów przez internet.
Przesyłka nie była duża, ot, płaskie pudło o wymiarach aktówki, tylko grubsze. Ciężkie, jakby w środku były książki, ale gdy nim potrząsnęłam, nie usłyszałam żadnego dźwięku. Zerknęłam na adres nadawcy, ale nic mi nie mówił.
-Co to?- Mama zaglądała mi przez ramię.
-Pojęcia nie mam.- Przyznałam.
-Otwórz i zobacz.
-A jak tam będzie bomba? Czytałam o takim jednym, co wysyłał ludziom bomby, takim obcym.- Shelley odsunęła się na bezpieczną jej zdaniem odległość dwóch metrów, tuląc do obfitej piersi niespokojnego psiaka.
-Niby kto chciałby mnie zabić?- Prychnęłam, ale na myśl od razu przyszła mi Emma.
Zabrałam przesyłkę do siebie i ostrożnie zerwałam opasującą ją taśmę. W pudełku jednak nie było bomby, ale laptop. Biały Apple. Prócz niego mała foliowa torebeczka ze złotą bransoletką. I nic ponad to, żadnego liściku, nawet kartki, jednego słowa. Nie mogłam jednak udawać, że nie rozpoznaję błyskotki, którą dostałam od Jareda. Dlaczego mi ją przysłał, dodając do tego nowy laptop?
W pierwszej chwili miałam ochotę spakować komputer i biżuterię z powrotem do pudła, dogonić kuriera i kazać mu to odnieść tam, skąd przyszło, po czym wsadzić nadawcy w pewne wstydliwe miejsce. Potem zwalczyłam chęć wyrzucenia prezentów przez okno. Mama od razu domyśliłaby się, że dostałam je od byłego chłopaka. Musiałam zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Szybko znalazłam odpowiednie wytłumaczenie: powiem, że to moje rzeczy, które przez zapomnienie zostawiłam w depozycie firmy reklamowej. Trochę dziwne, że mogłam zapomnieć o złotej bransoletce, ale jak coś wykręcę się burzą uczuć po zerwaniu z Jaredem i na to zwalę swoje roztargnienie. Zaraz... przecież nikt nie widział, jak otwieram paczkę, więc nikt nie wie o istnieniu drogiej jak na zwykłą fotomodelkę biżuterii. Ukryłam ją tam, gdzie wcześniej schowałam umowę, i dopiero wtedy wyszłam z pokoju. Mama od razu zjawiła się w kuchni, jakby czekała w korytarzu, czy nie wylecę przypadkiem w powietrze.
-Co to?- Zajrzała przez uchylone drzwi do mojego pokoju.
-Komputer. Zapomniałam, że kupiłam go jeszcze w LA. Pewnie wysłali go na mój tamtejszy adres i wrócił, więc odesłali tutaj.- Wymyśliłam na poczekaniu wersję jeszcze bardziej prawdopodobną.- Nie bomba, więc nadal będziecie musieli znosić moją obecność.- Dodałam kąśliwie.
-Przecież nie przeszkadzasz.
-Ale gdybym zginęła tragiczną śmiercią mogłabyś opowiadać przyjaciółkom, jakie to straszne, szczególnie po moim zerwaniu z "narzeczonym".- Nie mogłam odmówić sobie przyjemności dogryzienia jej i wytknięcia tego, że ciągle wypomina mi, jak bardzo się za mnie wstydzi.
Mama zmierzyła mnie uważnie wzrokiem.
-Ty jakaś nienormalna jesteś. Człowiek wychowa taką i co? Żadnej wdzięczności, a jeszcze pyskuje.- Podsumowała mnie ostrym tonem i wyszła, obrażona.

Zmobilizowałam się. Wzięłam telefon, wbiłam napisany przez Shannona numer i wyszłam do ogrodu, by nikt nie słyszał, o czym rozmawiam. O ile oczywiście Leto odbierze. Nie miałam pojęcia, gdzie są w tej chwili i co robią. Mógł spać, grać akurat w tej chwili na koncercie, balować po nim, być w drodze na następny, albo baraszkować z jakąś dziewczyną i nie mieć ochoty na pogaduchy ze mną. Mimo to zadzwoniłam. Przesyłka od Jr zaskoczyła mnie, nie przygotowaną na jakikolwiek kontakt z nim, choćby i bezosobowy. Niby chciałam, żeby dał znać, że o mnie pamięta, ale sposób, w jaki to zrobił, tylko mnie wkurzył. Odebrałam to jako złośliwość z jego strony. Jakby powiedział "Dałem ci te śmieci, więc ich, kurwa, nie zwracaj, bo tego nie lubię". Nie miałam zamiaru pozwalać mu na podobne rzeczy, dlatego chciałam przez Shannona kazać Jaredowi, żeby się ode mnie odczepił. Powiedzieć, że komputer oddam biednym a z bransoletki zrobię prezent dla mojej przyszłej bratowej. Powinien zrozumieć podtekst mojego przekazu. Nie był głupi, więc bez problemów zrozumie, że nie chcę, by mnie dręczył. Chyba nie uważał mnie za aż tak winną, by karać swoją uwagą, jednocześnie dając poznać, jak bardzo ma mnie za nic.
Z mieszanymi uczuciami wsłuchałam się w piosenkę, puszczoną zamiast sygnałów w telefonie Shannona. Nie odebrał. Z jakiegoś powodu odczułam ulgę, ale wiedziałam, że mój numer wyświetli się u niego, więc niejako nie miałam odwrotu, musiałam kontynuować to, co zaczęłam.
Dlaczego tak się bałam?
Napisałam sms, w którym wyjaśniłam, że to ja, Ellie, i przeprosiłam za to, że dopiero teraz się odzywam. Obiecałam wytłumaczyć, dlaczego. Potem, mając wrażenie, że wstąpiłam na drogę, która wcale mi się nie spodoba, poszłam do domu. Było za gorąco, żeby siedzieć w ogrodzie, choć słońce kryło się za chmurami. Śmieszne, że odczuwałam upał tak mocno po miesiącach spędzonych w La, gdzie było cieplej. Widocznie wydelikatniałam bardziej, niż myślałam.
Szerokim łukiem wyminęłam psią miskę z leżącymi w niej kawałkami pokrojonego w kostkę mięsa. Nigdy nie przywyknę do sposobu, w jaki żywiła się suczka Shelley: nie jadła wtedy, gdy dostała karmę, czekała kilka godzin i dopiero rzucała się na jedzenie. Dziwne, ale nie za dobrze znałam się na psach z jej rasy, więc możliwe, że było to dla niej normą. Za to dla mnie nie. Widok obsychających, zmieniających barwę ochłapów powodował u mnie mdłości i nawrót wspomnień, w których widziałam konającą w potokach krwi krowę. Widziałam to tak wyraźnie, jakbym stała obok: pamiętałam każdą łatę na krowiej sierści, każde ugięcie nóg, gdy traciła siły, nawet błysk przerażenia w ogromnych czarnych oczach. Czy to dziwne, że od tamtej pory nie mogłam tknąć mięsa? Wiedziałam, że fachowo określa się to jako traumę, szok po przeżyciu czegoś wstrząsającego, ale nie miałam ani zamiaru ani ochoty tego leczyć. Przy prawidłowej diecie wegetariańskiej byłam pełna sił i zdrowa. Ostatnio nieco się zaniedbałam, ale to mi przejdzie i znów zacznę jeść. Musiałam tylko przeboleć swoje, przeczekać, aż wspomnienia o Jr zblakną a to, co dzieje się w domu, zacznę traktować z obojętnością. Oczywiście wciąż istniała opcja, w której pakuję manatki i przeprowadzam się do wynajętego gdzieś mieszkania. Odłożone na koncie pieniądze pozwolą mi wtedy na start w niezależnym, dorosłym życiu. Znajdę pracę, poznam kogoś...
-Chciałabym być taka ładna jak ty.- Moje kiełkujące marzenia o przyszłości przerwał pełen zachwytu głos Shelley. Gapiła się na mnie cielęcym wzrokiem, zaciskając dłonie na koszulce tuż nad rozpychającym ją brzuchem. Nie było go widać gdy przyjechałam, ale w trakcie kilku tygodni od tamtej pory rozrósł się zdecydowanie. Podobno z jej dzieckiem wszystko było w porządku, tak przynajmniej twierdził jej lekarz. Nie lubiłam jej, ale miałam nadzieję, że lekarz się nie myli.
-Co mi z tego, że jestem ładna, widzisz, jak wylądowałam.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.
-Ja nie chciałam, żeby robili ten pokój, ale nikt mnie nie słuchał. Moja mama wyrzuciła mnie z domu.- Powiedziała bez składu, spuszczając wzrok.
-Jak to się stało, że ty i mój brat...?- Postanowiłam wykorzystać moment, gdy zebrało jej się na zacieśnianie więzi, i dowiedzieć paru rzeczy.
-No, on jest taki przystojny i w ogóle. Nie powiedziałam mu, ile mam lat, myślał, że więcej.
Wyjaśnienie wcale mi się nie podobało. Było wręcz żałośnie proste, wołające o pomstę do nieba. Dwójka ludzi w bezmyślny sposób wylądowała w pościeli, płodząc przypadkiem dziecko. Jakie będzie ich życie, skoro pobierają się z musu? Rozum podpowiadał mi, że ani ona nie kochała Rolliego, ani on nie pałał do niej uczuciem. Poza tym była rozpaczliwie prosta, przyziemna. Mój brat też nie grzeszył intelektem, do tego z biegiem lat i kariery zawodowej coraz bardziej upodabniał się do stereotypowego kierowcy ciężarówki. Mogłam tylko spekulować, kiedy zacznie podwozić panienki i korzystać z ich wdzięków... o ile już tego nie robił. Bardziej prawdopodobne, że miewa przygody w każdym mieście, do jakiego zawita.
-Wiesz co, Shell?- Odezwałam się po chwili.
-No?
-Trzeba było uważać, a nie robić sobie dziecko z dorosłym facetem. A najlepiej było trzeba iść pobawić się lalkami, zamiast strugać dojrzalszą, niż jesteś.
-Mnie przynajmniej narzeczony nie rzucił.- Odpaliła z wyższością, o którą ją nie podejrzewałam.
-To ja rzuciłam jego.- Przypomniałam jej oficjalną wersję mojej historii.
-Jaka różnica?- Skrzywiła się lekceważąco.
W tym miała rację: jaką dla nich wszystkich różnicą było czy to ja zerwałam, czy ze mną zerwano. Efekt był taki sam, wielce niby obiecujący związek przestał istnieć.
Zerknęłam na miskę z psim obiadem.
-Z łaski swojej zabierz to paskudztwo spod moich drzwi, albo sama to zrobię.- Powiedziałam, przesuwając miskę czubkiem buta w jej stronę.- Może nie zauważyłaś, ale to po czasie cuchnie jak trup.- Wstrząsnęłam się z obrzydzenia, gdy spomiędzy kawałków mięsa wylazła tłusta, lśniąca zielenią mucha i wzbiła się leniwie w powietrze. Cofnęłam się gwałtownie, wpadając na ścianę i obtłukując sobie biodro o brzeg kuchenki.
Shelley wyszła, śmiejąc się ze mnie na cały głos.
-Ellie boi się muchy, Ellie boi się muchy...- Słyszałam jak śpiewa, chichocząc co chwila, dokąd jej głos nie ucichł gdzieś w ogrodzie.
-Ellie zaczyna mieć was wszystkich powyżej uszu.- Warknęłam, wściekła na nią, na mamę, tatę, Rolliego, który nie umiał utrzymać fiuta w spodniach i narobił kłopotów. Byłam zła także na Shannona, że nie odebrał telefonu, oraz, co oczywiste, na Jr. Na niego o wszystko.
Zaszyłam się w pokoiku, zaprzęgając do pracy swoje szare komórki. Chciałam coś zrobić, coś zmienić, przestać tkwić w miejscu, a czułam się tak, jakbym ugrzęzła w błocie i przebierała nogami, nie robiąc ani kroku do przodu, choć wydawało mi się, że idę. Gdybym miała posłużyć się tą metaforą w szerszym zakresie, powiedziałabym, że wessało mi buty, będące niczym innym, jak odnośnikiem do mojego dotychczasowego życia, i tylko pozbywając się ich będę mogła wyjść z błota. Mówiąc jaśniej: jeśli nie zdecyduję się po raz drugi zaryzykować, nie postawię na jedną kartę, nie porzucę przeszłości, nadal będę mieć to, co teraz. Co prawda raz odważyłam się skoczyć na głęboką wodę i omal się nie utopiłam, lądując u Jr i kończąc marnie w pokoiku obok kuchni, ale to było co innego. Teraz miałam i pieniądze i nauczkę, trochę doświadczenia i spory zapas ostrożności. Jeśli wyjadę, to tym razem sobie poradzę. Nie wypuszczę się daleko, na początek zahaczę się gdzieś w Lafayette, które nie było tak drogie jak większe miasta. Wynajmę albo mieszkanie albo pokój, rozejrzę się za pracą, nie byle jaką, ale też nie będę wybrzydzać. Mogę nawet pakować zakupy jak tata, jeśli tylko będę mieć stały i pewny dochód. Ważne, żeby jakoś zacząć, uciec od tego, przez co czułam się coraz gorzej tak psychicznie jak i fizycznie. Nie byłam przecież zależna od nikogo, mogłam decydować o sobie bez konieczności pytania rodziców o zgodę.
Co prawda moje rozmyślania nie były jeszcze do końca sprecyzowanymi planami, ale mimo to czułam się lepiej, jakbym zobaczyła światełko w tunelu. Czy to, że potrafię trzeźwo myśleć i patrzeć w przyszłość oznaczało, że powoli żegnam się z bólem po rozstaniu? Czy to oznaka zdrowienia mojego pokiereszowanego "ja"? Miałam nadzieję, że tak, i że od teraz będzie tylko lepiej. Najważniejsze, że poczułam świeży powiew optymizmu. Czas iść dalej i nie oglądać się.
Żałowałam, że zadzwoniłam do Shannona. Mogłam tego nie robić, pominąć milczeniem przysłaną mi przez jego brata paczkę. Zdałam się sprowokować, wykonałam pierwszy krok, a powinnam była zlekceważyć swego rodzaju zaczepkę, jaką była przesyłka. I naprawdę nie obchodziło mnie, czy miała stać się czymś w rodzaju wstępu do dalszych kontaktów. Nie chciałam ich. Chciałam zapomnieć. Nie uda mi się to nigdy do końca, ale postaram się zachować tylko miłe wspomnienia, a resztę zetrę, wymażę, skasuję, zmyję...
Myśląc o tym spojrzałam na rozbebeszony na łóżku plecak i na ciąg cyfr z numeru Shannona. Nie był mi już potrzebny. Nie zamierzałam więcej do niego dzwonić, jeśli on się nie odezwie, to tym lepiej. Nie będzie rozmów, nie będzie wieści o Jr, nie będzie łez i poczucia klęski, jeśli dowiem się z bezpośredniego źródła, że Jared i Emma... Samo myślenie o tym sprawiło mi przykrość. Możliwość, że dotyka jej tak, jak dotykał mnie, że mówi jej to, co mówił mi, że w ogóle z nią jest. Wyobrażenie jego seksownego ciała przy niej, obraz natrętnie wracający do mnie przez cały czas, odkąd mnie wyrzucił, wywracało mi flaki. Było jak widok obeschłych, zbrązowiałych kawałków mięsa w psiej misce.
-Stop, nie zaczynaj od nowa.- Ostrzegłam siebie na głos, postanawiając nie myśleć o tym po raz kolejny. Nie chciałam znów wpadać w nastrój, w którym w pewien sposób dręczyłam się bolesnymi wizjami, a potem wpadałam w złość albo płakałam nad swoim marnym życiem.- Rusz dupę, dziewczyno, albo cię w nią kopnę.
Groźba podziałała. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, usilnie zastanawiając się, za co się złapać. Skoro niejako postanowiłam dokonać pewnych zmian, musiałam od czegoś je zacząć. Ale od czego? Spakować się? Czy może najpierw rozejrzeć się za kątem do wynajęcia? Albo za mieszkaniem i pracą naraz. Albo za pracą, bo do Lafayette mogłam dojeżdżać autobusem... lub kupić samochód, coś taniego i ekonomicznego. Było mnie na to stać.
Spojrzałam na komputer, czekającu cierpliwie, aż go włączę. Nie spieszyło mi się do tego, bałam się, że Jr mógł zostawić w nim coś, co znów wpędzi mnie w dołek. To byłoby do Jareda podobne, nie wiem dlaczego, ale byłam tego pewna. Może za jakiś czas usiądę i sprawdzę, co jest na dysku, ale jeszcze nie teraz. Teraz...
Wróciłam do kuchni, nalałam ciepłej wody do małego wiaderka, dodałam trochę proszku do prania i wyjęłam z szafki nową gąbkę i ścierkę. Chciałam usunąć ślady długopisu z podszewki plecaka i z wnętrza walizki. Nie musiały już tam tkwić, skoro miałam je w swoim telefonie, a wyglądały brzydko.
Z walizką uporałam się w 5 minut. Proszek wyczyścił tusz bez problemów, zostawiając jedynie mokrą plamę w miejscu, w którym wcześniej widniały czarne cyfry. Przy otwartym oknie powinno wyschnąć w mig, tym bardziej, że już od rana było gorąco. Zabrałam się za plecak. Opróżniłam go, wysypując na łóżko parę kosmetyków, brelok do kluczy, kupiony gdzieś na lotnisku za parę centów, zmięte paragony ze sklepów. Jedna z kieszonek była wypchana, ale nie chciałam jej otwierać, wiedziałam, co jest w środku. Pamiętałam, jak Jr dał mi swoje teksty, zapisane na kartkach, i nie chciałam ich dotykać. Tak jak komputer i to, co mogłam w nim znaleźć, musiały poczekać na lepszy czas, na to, aż będę mogła spojrzeć na nie bez ucisku w piersi. Potem pewnie je wyrzucę, albo zostawię, dołączę do pamiątek, przechowywanych w pudełkach po ciasteczkach. Numer i tak zapisany był po przeciwnej stronie, niż znajdowała się kieszeń z kartkami, więc nie musiałam bać się, że je zamoczę. Będę ostrożna.
Szorstką stroną gąbki przetarłam podszewkę, z zadowoleniem patrząc, jak cyfry tracą barwę i znikają, mając przy tym wrażenie, że razem z nimi znika coś, o czym nie chciałam pamiętać. Numer należał do Shannona, ale ja wymazywałam jego brata. Potrafiłam nawet wyobrazić sobie, że ścieram obraz Jr, widziałam w myślach, jak jaśnieje, staje się coraz bardziej wyblakły, potem prześwituje i przestaje istnieć.
-To się nazywa wizualizacja.- Powiedziałam do siebie z uznaniem, przesuwając palcami po miejscu, w którym chwilę wcześniej widniał podpis starszego Leto.- Hę?- Zdziwiłam się, czując pod opuszkami malutkie wybrzuszenie podszewki. Musiałam nacisnąć palcami, żeby je wyczuć. Coś było w kieszonce. Pewnie jakiś śmieć albo coś, bo nie przypominałam sobie, żebym na przykład chowała do niej odpadły od bransoletki diamencik. Właściwie to nawet nie była kieszonka tylko przegródka, bez zamka, wąska na tyle, żeby wsunąć do niej dwa palce i nic więcej. Posługując się jednym wygrzebałam z niej rozmokły biały papier, rozłażący się pod dotykiem w strzępki. Na środku był ubrudzony różowym czymś, czego resztki w postaci nieregularnej bryłki przylgnęły mi do kciuka. Przyjrzałam się temu ze zmarszczonymi brwiami, nie mając pojęcia, co to jest i skąd znalazło się w kieszonce plecaka. Wydzielało słabą, niekreśloną woń, kojarzącą mi się z apteką i wyglądało jak resztki...
-Boże...- Szepnęłam, doznając nagłego olśnienia. W jednej sekundzie przed oczami zobaczyłam siebie i Emmę, rozmawiające na lotnisku w Nowym Jorku w przerwie między przylotem z LA i odlotem do Londynu. Zobaczyłam, jak w pośpiechu zawijam w kawałek chustki jedną z przepisanych mi przez lekarza pigułek i chowam ją do plecaka, jednocześnie spierając się o coś z astystentką Jr. Dogryzała mi, to pamiętałam. Mówiła, że nie powinnam otwierać ust w miejscach publicznych, czy coś w tym stylu. Potem...
Nie wiem, co działo się potem, ale najwyraźniej zapomniałam o czekającej na swoją godzinę tabletce i następną wzięłam dopiero wieczorem w dniu, gdy przybyliśmy do Anglii.
Nie miałam pojęcia, co dzieje się, jeśli ominie się jedną z dawek hormonu. Miałam nadzieję, że nic, ale zaczynałam się bać. Czytałam ulotkę pobieżnie, chcąc tylko poznać zasady stosowania środka, ale nie zaprzątałam sobie głowy sprawdzaniem wszystkiego. Bardziej interesowały mnie efekty uboczne i przeciwskazania, niż ścisłe zalecenia. Pamiętałam jednak, że w jednym z punktów napisano, by unikać leków powodujących biegunkę lub wymioty, bo to obniża działanie pigułek. Ale to musiało pewnie trwać kilka dni, a nie jeden.
Boże...
Włączyłam przeglądarkę w telefonie i wpisałam zapytanie, myląc litery ze zdenerwowania. W myślach powtarzałam sobie "Nic się nie stało, to tylko raz, nic się pewnie nie stało". Nawet nie chciałam dopuszczać do siebie możliwości, że coś mogło pójść nie tak. Po prostu to było niemożliwe. Nie w tak krótkim czasie, jaki spędziłam z Jr. Ile to było dni? Niecały tydzień, więc nie ma czego się bać. Nie ma mowy, żebym miała powody do obaw. Nie ma opcji. A jednak ze strachem czytałam wyniki wyszukiwania, za każdym razem widząc kłujące w oczy zalecenie, by w przypadku pominięcia jednej z dawek natychmiast zacząć stosować dodatkowe zabezpieczenie przed ciążą.
-To jakieś jaja.- Zaczęłam się śmiać, wpadając w lekką histerię i jednocześnie odrzucając możliwość, że stało się coś strasznego. Co z tego, że czułam się nieciekawie? To dlatego, że przeżywałam rozstanie i miałam przerąbane w domu. Co z tego, że mało jadłam? A kto miałby apetyt, gdyby co chwila albo przypominał sobie byłego chłopaka, albo wysłuchiwał, jakim jest niewdzięcznym dzieckiem?
To z tego, że nie miałam pojęcia o pominiętej pigułce, w związku z czym ani ja ani Jr nie zabezpieczliśmy się w żaden inny sposób. To z tego, że mimo iż przestałam brać hormony zaraz po naszym rozstaniu, dotąd nie dostałam okresu.

                                                                    *****

Cześć. Szybko uwinęłam się z rozdziałem, prawda? Myślę, że teraz, do końca, będę pisać mniej więcej w takim tempie. Chyba, że znów utknę w którymś momencie, bo tak już ze mną bywa.
W tym kawałku nie było Shannona, ale chłop odezwie się szybko, więc głowa do góry. 
A teraz dajmy Ellie parę dni nerwówki, nim wyjaśni się, czy ma powody do paniki. Jak Wam się wydaje, ma? 
Pozdrawiam i czekam na opinie.
Yas.

40 komentarzy:

  1. Mam nadzieję, że jednak nie będzie w ciąży... Rozdział duuużo inny niż pozostałe, ale to chyba dobrze, bo jest lekki oddech i odpoczynek od braci Leto. Shannon powinien stanąć na progu jej rodzinnego domu i cała wioska dopiero zacznie gadać ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, zdecydowanie pojawienie się Shannona dałoby miasteczku powód, żeby Ellie była na językach. Ale nie, nie przyjedzie zrobić jej niespodzianki.
      Rozdział różni się od poprzednich i podobne mogą być także następne, choć pojawi się w nich starszy Leto.
      Muszę Cię zasmucić: niestety, będzie. Ale co z tym zrobi...

      Usuń
    2. mam nadzieję, że nie wpadnie na pomysł aby wydać tą kasę Jaredową na....

      - Shelly

      Usuń
    3. Będzie miała różne pomysły, w tym i ten.

      Usuń
  2. O matko. Nie wydaję mi się, żeby Ellie była w ciąży, raczej tego byś jej nie zrobiła :D
    Rodzice Ellie strasznie ją przyjęli, w szczególności matka. Skoro się teraz za nią wstydzi, mogła nie opowiadać na prawo i lewo, że jest zaręczona i w ogóle. Tak wiem, mała wioska, wszyscy wszystko wiedzą. To jest właśnie najgorsze, bo później wszystki baby z wioski sę śmieją, albo coś. Głupie plotkary. Pewnie nie sądziła, że wróci, ale to ją nie tłumaczy. W dodatku ta dziewczyna jej brata-niby 17lat, a zachowuje się jak dziecko. Dziecko będzie miało dziecko. W tym wszystkim, to myślałam, że chociaż ojciec Ellie jakoś inaczej do tego podejdzie, a on tak samo jak reszta. Teraz to mi się jej szkoda zrobiło. Oby tylko udało jej się wyjść z tego bagna, życzę jej żeby się udało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, od początku planowałam jej to zrobić, więc nie mam obiekcji i trochę dziewczynę podręczę. Niezbyt mocno, bo ją lubię ;)
      Ellie jest po części winna temu, jak została przyjęta. Nakłamała rodzicom sporo, gdzieś w jednym z rozdziałów wspomniała, że nie wiedzieli nawet, jak naprawdę wiedzie jej się w LA. Czyli sama sobie wykopała dół pod nogami. Dodatkowym stresem dla rodziny jest sytuacja z jej bratem, możemy sobie tylko wyobrazić, jak reaguje na podobne sprawy mała społeczność znających się dobrze ludzi. Ellie, z racji tego, co wyprawiają z nią hormony, nie należy teraz do układnych i spokojnych, co nie pomaga jej znaleźć wspólnego języka z rodzicami.
      Jakoś to będzie, zobaczymy.

      Usuń
  3. A ja tak sobie myślałam, że ona może być w ciąży :D
    To dlatego nieraz zapłacze w poduszkę ?
    Ogólnie to czuje, że coś będzie w tym laptopie. Coś bardzo ważnego... xd
    Rozdział świetny ;) Uwielbiam te twoje przemyślenia, znaczy przemyślenia Ellie : *
    Pozdrawiam i życzę dużo weny <3
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No proszę, jednak ktoś myśli podobnie do mnie :)
      Płakać będzie, bo dla niej to koniec świata, przynajmniej na chwilę obecną. Choć pocieszeniem jest to, że ma za co żyć, 40 kawałków to sporo.
      Przemyśleń będzie jeszcze sporo, ale zacznie wracać też akcja. W kolejnym rozdziale, który teraz obmyślam, pojawi się Shannon, nie osobiście, ale będzie.
      Dziękuję za życzenia, oby pan wen nadal tulił się do mnie tak namiętnie, jak robi to od dwóch rozdziałów.

      Usuń
  4. Jaka szkoda, że Shannon nie odebrał. Życzę Ellie, żeby szybko udało jej się wyjechać z 'domu', który chyba już nim nie jest. Laptop na pewno skrywa coś ciekawego i zupełnie nie mogę rozgryźć, co Leto tam zostawił. ;- p
    Co do ciąży Ellie.. jakoś mi to nie pasuje. Ale to nie zmienia faktu, że się dziewczyna trochę pomartwi.
    Jak zwykle bardzo fajnie mi się czytało i czekam na więcej. ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shan odezwie się bardzo szybko.
      Zawartość laptopa... hmmm... zaskoczy. Szczególnie Ellie. Więcej nie powiem.
      Ciążą stanie się faktem już w kolejnym rozdziale. Jest częścią opowiadania.
      Następny rozdział gdzieś tak pewnie w przyszłym tygodniu, w tej chwili jest w fazie układania w głowie.

      Usuń
  5. Łapanka na dzieciaka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie :) Czysta wpadka o poważnych konsekwencjach. Typowy przykład niechcianej ciąży.

      Usuń
  6. nie bede sie rozpisywala....powiem tak: ja pierdziele, to jest lepsze niz FOLLOWING ktory wlasnie ogladam...pisz pisz dziewczyno bo juz nie moge sie doczekac.... a bedzie co napiszesz...niech moc tworcza pozostanie z Toba:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, dzięki :D
      Following? Nie znam. Ale ja prawie nie oglądam TV, filmy tylko w sieci, a seriali w ogóle.

      Usuń
  7. Kurcze, dzisiejszy wieczor staje sie coraz piekniejszy. Szara monotonia w koncu zostala przerwana i zastapiona kolorowa tecza, dzieki Tobie! Nie mam pojecia o czym jest rozdzial, dopiero zobaczylam, ze jest cos nowego. Juz szykowalam sie psychicznie, ze bede musiala czekac do weekendu :( Dziekuje Ci za ten rozdzial i za to, ze piszesz. Zabieram sie do czytania ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzisz, po mozolnej męce z trzecią częścią "Polski" ruszyłam z kopyta. Wen mnie wspiera, a że plan większości akcji mam w głowie, to siadam i piszę, dodając tylko to, co akurat mi się wymyśli.

      Usuń
  8. Strasznie się cieszę, że rozdział pojawił się tak szybko, bo umierałam z ciekawości. Codziennie zaglądałam tu z nadzieją na kolejny.
    Rozdział bardzo mi się podobał, w końcu trochę odpoczynku od braci Leto. :D Czekam na dalszy rozwój sytuacji i życzę duuużo weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo od Leto nie odpoczniemy, zaraz zjawi się Shannon. Jak zwykle będzie uroczo, po swojemu bezpośredni.
      Niedługo zacznę pisać następny, ale muszę dzień czy dwa odpocząć.

      Usuń
  9. Tak myślałam, że tak będzie od momentu kiedy Jared kazał pić Ellie te tabletki. Ale od jakiegoś czasu uśpiłaś we mnie tą myśl... chyba za bardzo skupiłam się na czymś innym... :P
    Kurcze to się porobiło. Jakoś czarno widzę ogólnie tą ciążę, nie wiem dlaczego mam takie przeczucia... Nie wiem co wymyślisz, ale mimo wszystko mam wielką nadzieję, ze to opowiadanie nie skończy się jakoś mega tragicznie/smutno i w końcu Ellie będzie mogła urosnąć w oczach swojej "wiochy" i pokaże im wszystkim, że można być szczęśliwym człowiekiem, mimo ciężkich chwil można poradzić sobie w życiu całkiem nieźle, może odniesie jakiś sukces? ;) Mam nadzieję, że utrze nosa im wszystkim. Tylko jaka będzie rola Shannona... zastanawiam się, czy facet dowie się, że może zostać wujkiem i jeśli tak jaka będzie jego reakcja :) a przyszły tatuś... o rany gdyby się dowiedział pewnie zjadłby ją żywcem... a może zmieniłby w końcu stosunek do niej... on chyba wciąż ma przecież jakąś tajemnicę, której nam jeszcze nie zdradziłaś...

    pozdrawiam i czekam na więcej
    -Shelly

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Jr zapewne ma jakąś tajemnicę, jeśli tylko jedną. Ciężko go rozszyfrować, zachowuje się dziwnie.
      Nie potrafię jednoznacznie powiedzieć, jaka będzie reakcja poszczególnych osób na wieść, że Ellie zaszła. Poza reakcją Jareda, który, co łatwo przewidzieć, będzie mega wkur...ny.
      W następnym rozdziale pojawi się babcia dziewczyny. Postanowiłam wpleść ją w opowieść, bo Ellie liczy się z jej zdaniem, poza tym z kimś musi rozmawiać o swoich problemach, a sama wspomniała kilka razy, że tym kimś jest właśnie starsza pani Swift. Mam nadzieję, że pokażę babcię taką, jak ją widzę.

      Usuń
  10. szczerze, jak tylko postanowila zadzwonic do Shannona, to spodziewalam sie od razu tej rozmowy, a tu taka niespodzianka, jednak jej nie bylo, ale to nic, odcinek jak najbardziej dobry. :) Na miejscu Ellie bylabym OKROPNIE zla o ten pokoj, o psa i te inne szczegoly, ktore ona jakos znosi. Z wielkim trudem, ale znosi, za co ja szczerze podziwiam, bo ja awanture zrobilabym od razu, serio. :D
    A Jr? Co on w ogole odpieprza z tym laptopem i bransoletka? Na mozg mu padlo? Facet nie do ogarniecia po prostu, ale oni w wiekszosci tacy sa. ;D
    Ciaza? Nie powiem, zeby mnie to zaskoczylo, bo chyba od poczatku historii ja wrecz tego CHCIALAM. Taki maly bobasek, podobny do taty z wygladu, do mamy z charakterku. Troche sielankowo to opisalam, ale takie mam wyobrazenie. ;p spodziewam sie, ze jednak sielankowo to u nich nie bedzie. ;)
    czekam na nastepny rozdzial, na Shannona, na to po prostu, co wymyslisz.
    Paulina W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie jest nieco obojętniała na otoczenie, dlatego prawie cały czas spędza sama i dlatego nie zareagowała praktycznie na to, że odebrano jej pokój. Wszystko dusi w sobie. Co będzie teraz, gdy dowie się, że jej podejrzenia o ciąży nie były bezpodstawne? A dowie się już na początku następnego rozdziału.
      Laptop i bransoletka :D Nie chcę niczego zdradzać, w końcu przeczytacie o tym na blogu. Trochę się będzie działo.

      Usuń
  11. przynajmniej dziecko ładne będzie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, nie zawsze tak bywa. Czasami geny poprzednich pokoleń okazują się silniejsze i z dwojga ślicznych rodziców wychodzi paskuda ;)
      Ale nie, nie będę sadystką, Dziecko Ellie będzie dziedziczyć urodę po rodzicach.

      Usuń
  12. Gdyby mnie właśnie w taki sposób przywitała własna matka, to nie wiem co bym zrobiła. Chyba obniosłabym się honorem i wolałabym mieszkać w hotelu. Specyficzna kobieta, nie powiem. Tym bardziej, gdy podczas nieobecności Elli postanowiono by odebrać jej pokój. Ja rozumiem, że teraz pojawi się kolejny członek rodziny (choć dziwię się, że matka Eleonor nie posiwiała jeszcze z tego zamartwiania: "Co ludzie powiedzą?"), jednak mimo wszystko, to, że Ellie wyjechała nie oznacza, że nigdy nie wróci, prawda? Na jej miejscu byłoby mi cholernie przykro i poczułabym się niechciana. Boli mnie trochę, że matka Ellie bardziej przejmuje się tym, co będą mówić sąsiedzi, gdy dowiedzą się, ze Ellie nie ma domniemanego narzeczonego niż tym, jak ona się może czuć. W końcu i tak nie zna prawdy. Powinna wziąć pod uwagę, że dziewczyna może mieć złamane serce, bo z reguły zawsze tak jest? Nie wyobrażam sobie takiej relacji z matką. Strasznie mnie to wszystko chwyciło za serce. Może dlatego, że w porównaniu z Ellie mam o wiele lepsze kontakty z moją rodzicielką i chyba od teraz za każdym razem będę to mocno doceniać. Liczyłam na to, że jej matka odpowie jej jednak, że też tęskniła. Myślę, że Ellie tego mimo wszystko bardzo potrzebowała. Nie musiałoby to być nie wiadomo jak szczere, ale zupełnie inaczej byłoby, gdyby to słowo padło.
    Przynajmniej z ojcem jest trochę lepiej. Ale i tak mam wrażenie, że Ellie zawsze mogła liczyć tylko i wyłącznie na siebie. Wiesz, czego mi tu najbardziej brakuje? Rodzinnego ciepła. Jestem pewna, że gdyby rodzina Ellie była obserwowana przez sąsiadów to jej matka stanęłaby na głowie, byleby tylko pokazać, jaka jest kochająca i ciepła.
    Mężczyznom trudno jest przeprowadzać takie rozmowy, szczególnie ojcom. I chociaż ja sama znowu mam zupełnie odmienną więź z moim tatą to po części rozumiem zachowanie Twojej postaci. Stara się chociaż zrobić cokolwiek, byle Ellie poczuła się we własnym domu mniej obco. Choć mam wrażenie, że on robi to tylko z poczucia obowiązku? Ma świadomość, że to całe przywitanie nie powinno tak wyglądać i chce się choć trochę zrehabilitować za ten cały bałagan.

    Jak tylko przeczytałam, ile Shelley ma lat, wiedziałam, że będzie bardzo niedojrzała. Nie wróżę im szczęśliwego małżeństwa. Na pewno będzie ciężko. Dziecko będzie miało dziecko. Nie wyobrażam sobie tego zupełnie.

    Zastanawiam się jaki cel był w tym, że Jared odesłał jej tego laptopa i bransoletkę? Czyżby coś znajdowało się na dysku? Albo po prostu chciał ją mocniej upokorzyć dosyłając jej "dodatkową zapłatę". On w nerwach może robić różne dziwne rzeczy. Albo po prostu chciał się pozbyć wszystkich rzeczy, które mogłyby mu o niej przypominać. Myślę, że on po części domyślał się, że Ellie podchodzi do tego wszystkiego zbyt uczuciowo. Że powoli zaczyna się w nim zakochiwać. Może właśnie dlatego odesłał jej to wszystko, zamiast po prostu sprzedać bądź wyrzucić. Możliwe też, że to po prostu sprawka Emmy. Kto wie, co znowu sobie uknuła, żeby upewnić się, że nie dojdzie do tego, że Jared ponownie nawiąże kontakt z Ellie.

    Tak przypuszczałam, że Shannon nie odbierze. Ale to dobrze. Niech ten kontakt powoli się dociera. Jestem bardzo ciekawa reakcji starszego Leto kiedy zobaczy, kto próbował się z nim skontaktować. I zastanawia mnie, czy zatrzyma to dla siebie, czy jednak napomknie coś Jaredowi na ten temat?

    Końcówka całkowicie mnie zaskoczyła. Ciąża? Powinniśmy się tego spodziewać, prawda, ale jakoś uśpiłaś moją czujność. I teraz zastanawiam się co będzie dalej. Wątpię, żeby Ellie sama z siebie powiedziała o tym Jaredowi. Zna go, wie jakie ma zdanie na ten temat. Wie, że pierwsze co sobie pomyśli Leto to stwierdzenie, że złapała go na dziecko. Myślę, że dodatkowych nieprzyjemności nie potrzebuje. Dodatkowo ma zabezpieczenie finansowe, będzie mogła to sobie jakoś sama na początku poukładać. Jednak znając życie Leto i tak się dowie. I zastanawiam się jak. Może starszy brat będzie maczał w tym palce?
    Namieszałaś jej strasznie w życiu i już się boję dalszego ciągu. Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W nowym rozdziale wytłumaczę przez babcię Ellie, dlaczego jej rodzina zareagowała w tak oschły, żeby nie powiedzieć odpychający sposób na jej powrót. To ma swoje powody, choć mogą wydać się śmiesznie niepoważne. Ale tak już w życiu jest, że zawsze trzeba zrzucić odpowiedzialność na jedną osobę, choćby najmniej zawiniła.
      Zdaję sobie sprawę, że w tym rozdziale nie dodałam kilku rzeczy, głównie dlatego, że dopiero po jego zamieszczeniu i przeczytaniu zauważyłam, czego brakuje. Nadrobię to w rozmowie Ellie z babcią.
      Co do przesyłki, którą Ellie dostała, nie mogę powiedzieć za wiele. Wciąż dopieszczam związany z nią wątek. Coś na dysku będzie, ale czy znajdzie się na nim to, czego się spodziewacie? Watpię.
      Nie wiem, jaki wyjdzie mi następny kawałek. Ellie ma teraz ogromny problem do rozwiazania i bardzo trudną decyzję do podjęcia. Spoczywa na niej odpowiedzialność większa, niż kiedykolwiek do tej pory. To ją zmieni, tyle mogę zdradzić. To i rozmowa z babcią, która mimo luzackiego podejścia do życia potrafi trzeźwo ocenić każdą sytuację.
      Będzie też Shannon, jako głos w słuchawce. Jeszcze nie wiem, co powie, jak znam siebie wpadnę na pomysł w chwili, gdy zacznę o nim pisać. Tak więc i dla mnie większość tego, co znajdzie się w rozdziale, jest w tej chwili zagadką.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  13. Biedna Ellie. Niby chciała wrócić do domu bo chciała zapomnieć o Jr a tu rodzice ją tak oschle witają. Jestem ciekawa dlaczego? W ogóle świetny rozdział dużo przemysleń było co się bardzo dobrze czyta. Ooo czyżby niechciana ciąża? Jestem ciekawa czy Ellie by powiedziala o tym Jaredowi bo to tak jakby było by też jego dziecko ;) jeśli chodzi o laptopa to jestem ciekaws czy coś tam znajdzie. Mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie wspomniana jej ciąża o ile jest. Co ona zrobi jak będzie w ciąży wróci z powrotem do Stanów będzie próbowała przez Shanna skontaktowac się z Jr? No cóż zobaczymy co dla nas wymyśliłaś. Czekam z niecierpliwością na następny ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie jest w Stanach, tylko mieszka w małej pipidówie gdzieś daleko od LA.
      Powód zachowania jej rodziców wyjaśni jej babcia, z którą Ellie będzie rozmawiać w nowym rozdziale.
      Ahhh, ciąża dziewczyny do moja wisienka na torcie, że tak powiem. Sama jeszcze nie wie, co zrobi, ma teraz jeden wielki mętlik w głowie i, co tu mówić, jest nieco załamana.

      Usuń
  14. kiedy możemy spodziewać sie nowego rozdziału, jestem ciekawa, bo już w sobotę nad ranem wyjeżdżam na ferie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się napisać go do piątku. Na zapas życzę przyjemnych ferii i ładnej pogody :)

      Usuń
  15. i jak rozdział? bedzie jeszcze dziś? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli, to dopiero późno, bo przez dobę od wczoraj wieczór nie miałam netu z kabla, a poza tel. wszystko mi na wi-fi działa. Na telefonie mogę sobie pogwizdać, niestety.

      Usuń
  16. Będzie dziś nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  17. Z mocnym postanowieniem skomentowania (nie mylić z mocnym postanowieniem poprawy:D) przybyłam do Ciebie, by to wreszcie uczynić. Bo jeśli dobrze wiem, to chyba niedługo wrzucisz tu coś nowego i znowu nabawię się zaległości.
    Rozdział to taka przejściówka, ale ukazuje jaką rodzinę ma Ellie. Na miejscu dziewczyny już dawno spakowałabym manatki i wyniosła się, byleby jak najdalej od wszystkich. Za sam mój pokój zatłukłabym jak Leto, a co dopiero za takie traktowanie. I to jeszcze od szczeniary, która bynajmniej dla mnie byłaby nieproszonym gościem w moim domu. Powrót do „domu” i mieszkanie w małej klitce zwanej przejściowym pokojem to po prostu jest szczyt.
    Jako, że sama mieszkam w takiej pipiduwie, gdzie większość jako że nie ma co zrobić ze swoim czasem, to siedzi przed domem i plotkuje o dupie marynie, to doskonale rozumiem, dlaczego Ellie tak źle tam się czuje. Rodzinne miasto i rodzinny dom stają się jej koszmarem, a jako że zła ja przeczytałam komentarze pod rozdziałem i wiem z Twoich wyjaśnień, że Ellie niestety na jej „szczęście” jest w ciąży, to teraz będzie już tylko gorzej. Nie dość, że w miasteczku zostanie „kur..ewką”, którą zostawił facet, to jeszcze pewnie własna matka po przeżyciach z synkiem wyklnie ją. Nic tylko uciekać jak najdalej stamtąd, ale co dalej? Nawet gdyby nie chciała powiadamiać Jareda, to jak ma przeżyć nawet za kwotę uskładaną na koncie do czasu, aż będzie mogła z kimś zostawić dziecko? O ile zdecyduje się urodzić. Rekację Jareda , przynajmniej jakąś jej część idzie łatwo przewidzieć, koleś wkurzy się i powie, że Ellie celowo go wrobiła albo co gorsza powie, że to nie jego bo dziewczyna puściła się jeszcze z kimś i tyle. Ale ok, wyskoczyłam poza ten rozdział i jak zwykle walnęłam boską przemowę. Po prostu chciałabym wiedzieć już, co wydarzy się dalej.
    Jared odesłał jej laptopa i biżuterię. Cóż za wymowny gest. Ale sama jestem ciekawa, co na tym lapku jest. Brakuje mi po ostatnim rozdziale tutaj Shannona. Zmienił się, tzn. pokazał, że jest inny i w jednej chwili stał się zupełnie inną osobą. Ciepłym, fajnym, kumpleskim Shannonem, który też ma uczucia, a dla świata zewnętrznego gra przygłupa. A tak naprawdę przygłupem jest jego brat.
    Nie wiem, co mogę jeszcze dodać. Liczę na Shannona, liczę na wieści od Jareda i liczę, że Emma miała tak koszmarny okres, że obsyfiło ją na całym pysku, że do tej pory nie może wyjść poza 4 ściany:D Z pozdrowieniami, wredna ja:D
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :D "Syfilis" Emmy to perełka, ale nie ma tak dobrze, niestety.
      Miałam zamiar zamieścić rozdział na weekend, ale traf chciał, że byłam bez netu, bo na osiedlu awaria prądu uszkodziła głowną skrzynkę dostawcy i mój blok pechowo należał do tych, które ucierpiały. Ale nie jest źle, połowę mam napisaną na notebooku, dziś dokończę i wrzucę. Została mi tak naprawdę tylko rozmowa Ellie z babcią. Taka poważna i od serca. Powinnam się wyrobić, jak tylko syn odda mi note i będę mogła rzucić okiem, na czym tam skończyłam. Shannon jest, telefonicznie i niezbyt długo, ale zawsze. Może trochę go dopiszę :)
      Jak łatwo przywidzieć, Ellie nie będzie szczęśliwa.

      Usuń
  18. Wszystko tak sie zmieniło, że nawet nie wiem co powiedzieć. Zacznę od tego że całę opowiadanie nadrobiłam w dwa dni i chciałam docenić Cię za odpowiedź do każdego komentarza, cudownie widzieć to jak angażujesz się w to co robisz, no cudowna jesteś! Tematyka opowiadania nie jest standardowa, częste wątki seksualne mogłyby odstraszyć, ale tak cudownie piszesz, że zachęcają. Ellie troche mnie denerwuje, czasem jest juz w porządku babką, a nagle robi z siebie pinde. Emma, to już nie wspomnę. Ale czuje że Shannon odegra jeszcze jakąś rolę w tym opowiadaniu, Jay będzie zazdrosny albo coś. OMGG, nie moge się zdecydować już jakbym chciała żeby było. Tylko błagam, niech Eleanor nie będzie w ciąży. Z buziakami i oczekiwaniem na kolejny rozdział! Gratuluję talentu!! Ogłosze podiw dla tego co robisz wszędzie gdzie się da!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. UWIELBIAM SHANNONA MIMO TEGO JAKIM JEST OBLECHEM, NO CUDOWNY JEST! <3

      Usuń
    2. Gdzieś tam już wspomniałam, że pierwotnie planowałam zakończyć bloga w momencie, gdy para głownych bohaterów rozejdzie się w swoje strony. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie wymyśliła im komplikacji. Ciąża Ellie jest tą główną, wpływającą na ich życie, choć dla każdego z nich będzie to coś innego. Nie wiem, co ja mam z głową, ale ciągle przychodzą mi do niej nowe pomysły i wątki.
      Shannon to, jak się kiedyś mawiało, straszny nicpoń. Nie można go nie lubić nawet w wersji obleśno-chamskiej, skoro pod nią kryje się coś innego.

      Przez weekend byłam odcięta od internetu, awaria na osiedlu popsuła coś w głownej skrzynce dostawcy, obnsługującej kilka bloków, w tym mój. Dlatego odpisuję dopiero teraz i z tego też powodu rozdział, który planowałam na piątek, ukaże się najwcześniej dziś koło 22.
      Dziękuję za słowa uznania, są dla mnie czymś bardzo miłym.

      Usuń
    3. W takim razie wyczekuje 22:00 i nie położę się spac dopóki nie przeczytam kolejnego rozdziału!

      Usuń
    4. Ja mam nadzieje, ze bd miala jeszcze mnostwo pomyslow i watkow na ten blog, bo jest cudowny!
      -es

      Usuń