-Co to?- Spytałam nieufnie, unosząc głowę z poduszki. Był ranek, leżałam jeszcze w łóżku, walcząc z cholernymi mdłościami, które od dobrych kilku dni próbowały mnie wykończyć.
-Imbir, stary chiński sposób na uciszenie żołądka. Nie ty pierwsza cierpisz przez dziecko. Pij.
-Nie lubię za bardzo imbiru.- Ze sceptyczną miną wzięłam kubek i pociągnęłam malutki łyczek, krzywiąc się. Nie dość, że napój parzył mnie w usta, to na dodatek był ostry jak pieprz.
-A lubisz źle się czuć? Nie jesz, bo masz mdłości, przez to słabniesz, a wtedy odczuwasz dolegliwości mocniej. Błędne koło. Wypij przynajmniej połowę i poleż, dokąd nie poczujesz się lepiej. Jesteś blada jak nieboszczyk.- Babcia pogłaskała mnie po policzku.- Akurat to, że ciężko przechodzisz początek ciąży, masz po naszej rodzinie. Potem będzie lepiej, tak od czwartego miesiąca.- Splotła dłonie na kolanach i zmarszczyła brwi.- Przede wszystkim nie pozwolę ci nigdzie jechać, Suze. Nie w takim stanie. Nawet o tym nie myśl. Potrzebujesz spokoju i odpoczynku, musisz odzyskać wagę, musisz dbać, żeby dziecko miało wszystko, czego potrzebuje.
-Ja go nie chcę, babciu.- Powiedziałam między łyczkami. Czułam w żołądku przyjemne ciepło, powoli rozlewające się na całe ciało. Ciekawe, ale mdłości się nie nasilały, ale też nie słabły.
-Wcale ci się nie dziwię, że nie chcesz dziecka. Pewnie dopiero co się o nim dowiedziałaś, więc jeszcze jesteś w szoku. Musisz odczekać, dać sobie czas na ochłonięcie, i dopiero wtedy pomyśleć, czy i jak rozwiązać swój problem.
-Obawiam się, że właśnie czasu nie mam za wiele. To już pięć tygodni.- Wyjaśniłam kładąc się z powrotem na poduszce. Wypiłam prawie wszystko i byłam ciekawa, czy faktycznie babcine lekarstwo pomoże mi pozbyć się ochoty na puszczenie pawia.- Z tego co wiem, rozwiązać problem można do trzeciego miesiąca, potem żaden lekarz...
-Słyszę, że dokładnie rozeznałaś się w temacie.- Babcia nie wyglądała ani na zachwyconą, ani oburzoną.- Doskonale cię rozumiem, wiadomość o ciąży w twojej sytuacji musi być szokująca. Powiedz mi, Suze, jak w tej chwili to wszystko widzisz?
Westchnęłam, patrząc w sufit. Musiałam zebrać myśli, żeby móc odpowiedzieć zgodnie z prawdą. Sporo o tym myślałam, więc nie musiałam długo się zastanawiać.
-Nie mogę go mieć.- Zaczęłam, ostrożnie dobierając słowa.- Wszystkie moje plany na przyszłość legną w gruzach, poza tym nie dam sobie rady, bo nie pójdę teraz do pracy, a kiedyś skończą mi się pieniądze. Mam trochę odłożone na koncie, w tajemnicy przed mamą.- Zerknęłam na babcię, rumieniąc się. Nie spytała na szczęście, ile odłożyłam.- Jeśli urodzę, nie będę mogła pokazać się w domu.
-I to cię martwi?
Wzruszyłam ramionami. W sumie teraz nie wiedziałam, czy rzeczywiście tak jest, ale zapewne zatęsknię za rodzicami, gdy tylko zapomnę, jak mnie przyjęli po powrocie. A przynajmniej żal, który czułam, będzie mniejszy.
-To chyba nie wszystko, Suze. Ani raz nie wspomniałaś o ojcu dziecka. Zamierzasz mu powiedzieć?
-Nie!- Poderwałam się na samą myśl.- Po co miałabym to robić? To moja sprawa. On...- Coś ścisnęło mnie w gardle, musiałam przełknąć ślinę, żeby mówić dalej.- On mnie wyrzucił.- Po raz pierwszy powiedziałam komuś, jak naprawdę wyglądało moje "zerwanie" z chłopakiem.- Miał... ma asystentkę, kiedyś prawie z sobą byli, ale doszła do wniosku, że związek i wspólna praca to głupota. Od początku mnie nie trawiła, dogryzała mi, jak nikt nie słyszał, wyśmiewała mnie, a potem nakłamała mu, że kazałam jej zmienić pracę i trzymać się od niego z daleka. Nagadała strasznych rzeczy i udawała załamaną, pocieszał ją przez całą noc. Powiedziałam, że zmyśla, wyparła się w żywe oczy. Zgadnij, komu uwierzył.- Na wspomnienie tamtej chwili łzy zakręciły mi się pod powiekami. Babcia sięgnęła na stolik i podała mi papierową serwetkę.- Powiedział, że zna ją kopę lat a mnie dopiero co poznał, a potem dał mi godzinę na opuszczenie hotelu. To nie było miłe pożegnanie, bo dzień wcześniej był... myślałam, że mnie... zachowywał się, jakby...- Nie wytrzymałam i rozpłakałam się, choć nie tak rozpaczliwie, jak poprzedniego wieczoru, kiedy to zasnęłam zmęczona wylewaniem łez.
-Więc rzucił cię, bo uwierzył dziewczynie, którą znał trochę dłużej? W takim razie nie dziwię się, że tak ciężko to przeżyłaś. Na twoim miejscu kopnęłabym go w tyłek, i to dosłownie, gdyby tylko się odwrócił.- Babcia kręciła głową z niedowierzaniem.- Wybacz, Suze, ale skoro ten twój chłopiec był taki naiwny, to lepiej dla ciebie, że rozstaliście się już na początku.
Znów wzruszyłam ramionami, ale w duchu musiałam przyznać babci rację: po wszystkim, już będąc w domu, zrozumiałam jeden niezaprzeczalny fakt: gdybym została z Jr dłużej i on nadal zachowywałby się tak, jak przez ostatnie dni, byłabym stracona. Nie umiałabym oprzeć się temu, przez co cierpiałam najbardziej. Wiedziałam, że mimo wszystko coś we mnie obudził, coś nieśmiałego i świeżego, co prawie natychmiast zostało brutalnie zniszczone, zmieniając się we własne przeciwieństwo.
Tak, lepiej dla mnie, że nie zdążyłam na dobre zakochać się w swoim kliencie, stając się przez to żałosną ofiarą swoich pragnień i wymysłów. Lepiej było go nienawidzić, jak teraz.
-Co z tego, skoro wpadłam?- Powiedziałam, nie chcąc roztrząsać własnych uczuć.
-To, co zrobisz, będzie zależało od ciebie, Suze. Musisz tylko pamiętać o jednym: cokolwiek postanowisz, na zawsze zmieni to twoje życie.
-Wcale nie. Jeśli usunę, po prostu będę miała mniej pieniędzy na start. Nikt nigdy się nie dowie, że w ogóle byłam kiedyś w ciąży, zacznę od nowa, z czystą kartą.- Gdy wypowiadałam myśli na głos, wydawały mi się prostym i bezpiecznym wyjściem z sytuacji, łatwym rozwiązaniem problemu.- Pewnie będzie mi trochę smutno na początku, ale potem mi przejdzie.
-Jeśli usuniesz, do końca życia będziesz zastanawiać się, czy dobrze zrobiłaś. Nie mówię tego z własnego doświadczenia, ale znam kilka przypadków, kiedy to kobiety pozbywały się ciąży z różnych powodów, nawet z braku pieniędzy na wychowanie jeszcze jednego potomka. A potem przez lata dręczyły się wyobrażeniami o tym, jakie to dziecko by było. Możesz mieć potem i tuzin dzieci, ale żadne nie będzie takie samo jak to, które teraz nosisz. Dziecka nie da się zastąpić innym. Jedna z moich przyjaciółek wyznała mi kiedyś, że płacze za każdym razem, gdy pomyśli, że nigdy nie mogła czesać mokrych po kąpieli włosów dziecka, które usunęła. Możesz uważać, że to śmieszny powód do płaczu, ale dla niej to osobista porażka, z którą nigdy się nie pogodzi.- Babcia podała mi następną serwetkę, choć już nie płakałam, zasłuchana w jej słowa.- Nie zawsze najprostsze rozwiązanie musi być tym najlepszym. Mówię ci to nie dlatego, że chcę odwieść cię od aborcji, tylko po to, żebyś wiedziała, na co musisz się przygotować później. Aborcja to coś, czego nie da się cofnąć, gdy poczujesz pierwsze wyrzuty sumienia. To nie to samo, co zrobić sobie kolczyk w pępku i dojść do wniosku, że wygląda głupio. Kolczyk można wyjąć, wyskrobanego dziecka nie włożą ci z powrotem do brzucha, choćbyś wyła z żalu. Aborcja to czyjaś śmierć, a śmierć zawsze jest nieodwołalna, Suze.- Babcia patrzyła mi w oczy z powagą, jaką rzadko u niej widziałam.
-Wiem, że jak coś, to tego nie cofnę.- Powiedziałam po dłuższej chwili. To, co usłyszałam, wywołało burzę w moich myślach i uczuciach, i tak jeszcze niespokojnych po przejściach z ostatnich tygodni, a szczególnie dni.
-Wiedzieć to nie to samo, co rozumieć. Nie chcę, żebyś kiedyś żałowała, że postąpiłaś lekkomyślnie, powodowana gwałtowną rakcją na zaistniałą sytuację. Daj sobie kilka dni, przemyśl wszystko, zapytaj siebie, czy będziesz umiała przejść nad aborcją do porządku dziennego. Teraz tragedią dla ciebie jest to, że będziesz mieć dziecko, potem większą może być to, że go nie chciałaś.
-Mama namawiałaby mnie, żebym usunęła.- Burknęłam. Byłam pewna, że tak właśnie by się skończyło, nie inaczej.
-Wybacz szczerość, ale twoja matka jest głupia, czego dowody daje ostatnio coraz częściej. Dobrze, że wdałaś się w naszą rodzinę.- Twarz babci przybrała inny, pozbawiony przesadnej powagi wyraz.- No i jak się czujesz? Dalej chce ci się wymiotować?
-Nie.- Sama byłam zdziwiona brakiem mdłości. Czułam się za to głodna, co od razu wprawiło mnie w lepszy nastrój.
-Zrobię ci naleśniki a ty idź się wykąpać, zasnęłaś w ubraniu. Po śniadaniu mogę pomóc ci się rozpakować, jeśli będziesz chciała.- Babcia podeszła do okna i odsunęła zasłony, wpuszczając do środka ciepłe promienie słońca. Pokój od razu zrobił się jeszcze przytulniejszy, pełen pozytywnej atmosfery i energii, która udzielała się nawet mi.
-Naprawdę mam tu zostać?- Spytałam, ostrożnie wstając z łóżka. Zwykle towarzyszyły temu różnego rodzaju sensacje, tym razem ledwie zakręciło mi się w głowie. Żadnych mdłości, żadnego chwiania się na nogach, nic.
-Myślisz, że żartuję? Nigdzie nie jedziesz, Suze. Przyjrzyj się sobie, to raz, a dwa, że nie wyobrażam sobie zostawić cię samą z całym tym bajzlem.
-Dziękuję.- Podeszłam i objęłam ją, czując dławiące w gardle wzruszenie. Nawet ja nie wiedziałam, jak bardzo potrzebuję wsparcia i pomocnej dłoni kogoś, komu na mnie zależy.- Kocham cię, babciu.
Nie było mi trudno dostosować się do trybu życia babci. Choć każdy dzień wyglądał podobnie, szybko wpadłam w przyjazny, dający poczucie bezpieczeństwa rytm i zaczęłam brać udział we wszystkim, co się działo. Nie było tego wiele, ale nawet najzwyklejsza czynność dawała mi satysfakcję i pozwalała mi mieć świadomość, że jestem przydatna i potrzebna. Babcia wysługiwała się mną w drobiazgach, nie wymagających ode mnie fizycznego wysiłku, więc odżywałam, nabierałam ciała, odzyskiwałam chęć do życia.
I myślałam. Co dzień, niezmiennie, przez prawie dwa tygodnie zastanawiałam się nad swoją przyszłością. Brałam pod uwagę każdy możliwy wariant, począwszy od tego, w którym pozbywam się niechcianej ciąży i udaję, że nigdy jej nie było. Wydawało mi się to łatwe, wręcz banalne: dziecko Jareda nie było mi potrzebne do szczęścia, uważałam je za balast, kulę u nogi, przeszkodę w realizacji planów. Ale jakie ja mogłam mieć plany? Znalezienie pracy, nawiązanie nowych znajomości, związek z kimś, do kogo poczuję coś więcej, niż sympatię, i kto będzie odwzajemniał moje uczucia. Proste, pozbawione większych wymagań wizje. Nie myślałam już o karierze modelki, o próbach dostania się na świecznik. To nie było dla mnie. Chciałam po prostu czegoś zwykłego.
Mniej
więcej po tygodniu gdzieś tam pojawiło się pytanie, czy dziecko naprawdę
wszystko zniszczy, czy też wystarczy nieco zmodyfikować swoje oczekiwania, by
cieszyć się ich realizacją w sposób nie mniejszy, niż bez małego Swifta.
Pierwszy raz pomyślałam o możliwości urodzenia w chwili, gdy podczas spaceru po
parku zobaczyłam młodą, mniej więcej w moim wieku dziewczynę, prowadzącą za
rękę małego, podobnego do siebie chłopca. Wydawali się tacy szczęśliwi, jakby
reszta świta dla nich nie istniała. Dziewczyna mówiła coś, na co malec reagował
wybuchami śmiechu.
Wtedy
poczułam coś jeszcze, co zaskoczyło mnie i zaniepokoiło. Zazdrość. Niepewną
jeszcze, ale wyraźną świadomość, że ja też tak chcę. Nowe, dotąd obce mi
pragnienie trzymanie w dłoni malutkiej rączki dziecka, słuchanie jego śmiechu i
tego, jak mówi do mnie "mamusiu".
Zdałam
sobie sprawę, że jeśli egoizm weźmie we mnie górę, będę cierpieć tak, jak
kobiety, o których mówiła babcia. Bałam się tego, truchlałam z lęku, że
sumienie będzie gryzło mnie przez lata, dokąd nie postradam zmysłów albo nie
skończę jako kłębek nafaszerowanych ogłupiaczami nerwów. Albo alkoholiczka,
topiąca smutki w kolejnych butelkach wódki, na których dnie majaczy widmowa
twarz dziecka. Wstyd było mi przyznać się przed sobą, że prawdopodobnie chcę urodzić dlatego, bo boję się konsekwencji skrobanki. Bo piszczę ze strachu, że zjedzą mnie wyrzuty sumienia.
Kilka
dni później coś się zmieniło. Jeszcze nie byłam pewna, czy jednak nie ulegnę
samolubnym podpowiedziom swojego „ja” i nie zaryzykuję. Łamałam się, raz byłam
po jednej, raz po drugiej stronie barykady, na zmianę to wroga, to przychylna
dziecku Jareda. Tym właśnie dla mnie było: potomkiem Jareda. Tak, jakby
pochodziło wyłącznie z jego genów i zostało wszczepione do mojego brzucha bez
mojej wiedzy i zgody. Nie wiem, dlaczego nie dopuszczałam do siebie myśli, że
jest też moje. Głównie moje. Jr nie miał pojęcia o jego istnieniu i tylko ode
mnie zależało, czy w ogóle kiedykolwiek się o nim dowie. Świadomość, że tak
wiele nici dzierżę w rękach, kierując losem swoim i innych, trochę mnie zdziwiła, ale też dodała mi odwagi. Przestałam się bać. Skończyłam z
zastanawianiem się co będzie, jeśli ktoś dowie się o dziecku. Nie trzęsłam się
ze strachu, że mama będzie zawiedziona, obrazi się, powie, że wystawiam ją na
pośmiewisko. Nie snułam czarnych scenariuszy o tym, co zrobi Leto, gdy się
dowie. Po prostu nie miałam zamiaru mu mówić. Niech żyje sobie swoim świetlanym
życiem, choćby i z Emmą, co mnie to obchodzi? Nagle stało mi się to obojętne.
Fakt, czułam się przez niego zdradzona, ale… kiedyś to przestanie boleć,
zapomnę. Nie o nim, ale o tym, jak mnie potraktował. Nie spotkam go więcej,
będę starała się trzymać z dala od miejsc, w których mógłby się pojawić. Pozbędę
się wszystkiego, co było z nim związane, sprzedam albo oddam komuś, wyrzucę…
poza dzieckiem. Ono będzie tylko moje. Ta myśl sprawiała, że czułam się od
Jareda lepsza, bardziej ważna, do tego przebiegła. Mam coś, o czym on nigdy się
nie dowie. Będzie żył w nieświadomości, nie mając pojęcia, ile traci. Czy w ten
sposób dostatecznie ukarzę go za to, że mnie od siebie odepchnął, znieważając
przy tym wyznaniem, iż bawił się moją łatwowiernością? Miałam nadzieję, że tak.
Trochę szkoda, że nie dowie się o mojej „zemście”, ale trudno, nie można mieć
wszystkiego.
Z nowym
spojrzeniem na świat było mi łatwiej stawiać czoła temu, co mnie czekało. Samotne
macierzyństwo, do tego świadomość, że moje dziecko nie dowie się niczego o
swoim ojcu. Tak będzie lepiej, przekonywałam siebie. Wiedziałam, że kiedyś będę
musiała odpowiedzieć na pytanie, jakie mi zada, ale miałam nadzieję, że do tej
pory wszystko samo się ułoży. Nie chciałam już teraz łamać sobie nad tym głowy,
szukać rozwiązania, zmyślać bajek o tym, że jego ojciec nie żyje. A może wyznam
prawdę, zatajając kilka szczegółów? Powiem, że nasz związek był krótki i
rozstaliśmy się w gniewie, nim dowiedziałam się o ciąży. A potem on znikł mi z
oczu i nie wiedziałam, gdzie go szukać, więc dałam sobie spokój. To tylko małe
kłamstewko, nic więcej.
Oderwałam
się od myśli i wróciłam do rzeczywistości. Mgła, która przysłoniła mi świat,
znikła. Zobaczyłam siebie, swoje lustrzane odbicie, i po raz pierwszy od dawna
spojrzałam w nie bez żalu, wyrzutów i odwracania się ze wstrętem. Wyglądałam
tak samo, ale w moich oczach można było dostrzec coś nowego, świadectwo
podjętych decyzji i dojrzałość. Patrzyłam inaczej, z nadzieją, że nie popełniam
błędu, z wiarą, że podołam trudnościom, jakie postanowiłam pokonać. Najważniejsze,
że pokonałam własną słabość.
Wyjęłam
laptop z dna szafy, gdzie spoczywał od kilkunastu dni. Chciałam go sprzedać, zorientowałam
się już, gdzie mogę pozbyć się podarunku od Leto, ale nim go zaniosę do
lombardu, musiałam sprawdzić, czy Jr nie zostawił na dysku czegoś kompromitującego.
Podejrzewałam, że byłby zdolny do złośliwości, skoro powiedział, że odeśle mi
wszystko, co od niego dostałam. Zresztą dotrzymał słowa: już po moim wyjeździe
do Lafayette do drzwi rodziców zapukał kurier z następną przesyłką. Szczęście,
że miał dostarczyć mi ją do rąk własnych, inaczej mama na pewno otworzyłaby ją
i znalazła… Nie mam pojęcia, co. Gdy do mnie zadzwoniła, pytając co ma zrobić i
co powiedzieć kurierowi, który czekał cierpliwie za progiem, poprosiłam, by odesłano paczkę do nadawcy i to samo robiono z każdą kolejną. Nie potrzebowałam
pamiątek po Leto, ponadto wkurzało mnie jego natrętne, nie wiedzieć czemu
służące narzucanie się ze swoją osobą. Niech się ode mnie odczepi.
Położyłam
komputer na łóżku i włączyłam go, wzdychając. Nie wiedziałam, czego się
spodziewać, choć moja wyobraźnia pracowała na najwyższych obrotach, podsuwając
mi najróżniejsze możliwości. Zdjęcia Jr i Emmy. Jakieś nagranie, na którym
oboje dziękują mi za to, że otworzyłam im oczy i są razem. Nagranie, na którym Jared
zarzuca mnie pretensjami o „zranienie” Emmy i wygraża konsekwencjami na
wypadek, gdybym zdradziła się przed kimś, że z nim byłam. Wpadło mi do głowy
nawet to, że po załadowaniu programu zobaczę na pulpicie wielkie, tłuste
litery, układające się w słowo „DZIWKA”.
Ku
mojemu zdumieniu nie było na dysku nic z rzeczy, które podejrzewałam. Zamiast obraźliwych
epitetów czy sprawiających ból nagrań znalazłam dane, skopiowane z mojego
zmarłego, starutkiego laptopa. Wszystko, co do ostatniego pliku, w identycznej
kolejności, w folderach z nazwami, jakie im nadałam. Przejrzałam je, szukając
pułapki, czegokolwiek, co pozwoliłoby mi stwierdzić „A nie mówiłam?”, ale
bezskutecznie. Jedynie w folderze ze zdjęciami znalazłam dwa, których wcześniej
nie było. Oba pochodziły z telefonu Jr i przedstawiały nas, każde z osobna, na
tle reklamującego koncert plakatu, przy którym pozowaliśmy dla zabawy przed
pamiętną ucieczką do parku.
-Nie
rozumiem…- Przyznałam na głos, po raz kolejny przeszukując kolejne foldery i
podfoldery. Byłam skonsternowana, zaskoczona, i zaniepokojona. Nie umiałam nie
czuć wdzięczności za zwrócenie mi tego, o czym myślałam, że przepadło. Nie umiałam
też nie czuć zawstydzenia i lekkiej złości na myśl, że Jr na pewno zapoznał się
dokładnie ze wszystkim. Widział moje zdjęcia, przejrzał notatki, poznał adresy
i numery telefonów rodziny i znajomych. Co najgorsze, musiał także przeczytać
to, co zapisywałam w jednym z plików Worda: moje myśli, marzenia, uwagi,
osobiste opinie. Nie było ich wiele, żadne też nie dotyczyły jego, ale czułam
się obnażona wiedząc, że ktoś grzebał w moich prywatnych zapiskach. Że zrobił
to ON.
Nie
rozumiałam, dlaczego zadał sobie trud odzyskania danych z zepsutego sprzętu. Nie
było w tym nic złośliwego… chyba że za złośliwość mogłam brać podtekst, próbę
dania mi do zrozumienia, że wie, że czytał, że zna moje tajemnice i że może je
wykorzystać, jeśli przyjdzie mu taka ochota. Może chodziło też o to, że nawet z
dala od niego nie mogę być pewna, czy nie zbiera o mnie wiadomości, nie śledzi
moich poczynań, nie sprawdza, z kim się spotykam, o ile w ogóle to robię? A
jeśli tak, to ile czasu minie nim dowie się, że jestem w ciąży? Zamierzałam to
przed nim ukryć.
-Kurwa.-
Wbrew sobie poczułam się niepewnie, miałam wrażenie, jakby ktoś stał za mną i
wpatrywał mi się w plecy. Aż dostałam gęsiej skóry na karku i ramionach, tak
silne miałam przeświadczenie, że jestem obserwowana.- Niech cię jasna cholera, Leto,
zrobiłeś to specjalnie!- Czułam, że znalazłam rozwiązanie: chciał, żebym
straciła pewność siebie, bawił się mną nadal, choć teraz w inny sposób.
Wkurzyłam
się. Byłam wściekła, że nie potrafi dać mi spokoju i nęka mnie wysyłaniem
paczek, których nie chcę. Po co to robił, żeby pokazać swoją wyższość nad
głupią Ellie? Dać dziwce poznać, że gardzi nią do tego stopnia, by nie dać jej
o tym zapomnieć? A może stwierdził, że Emma jest w łóżku do dupy, więc zasługuję na dopłatę, bo tak kurewsko go kręciłam? Pies z tym, nie dam sobą manipulować, nic z tych rzeczy. Jeśli nie ma innego wyjścia, powiem mu to osobiście, choć Bóg jeden wie, jak bardzo nie chciałam z Jaredem rozmawiać, a nawet słyszeć jego głosu.
Z
ciężkim sercem sięgnęłam po telefon i napisałam do Shannona SMS z prośbą o
podanie numeru do brata. Wiedziałam, że nawet jeśli Shan śpi, obudzi go sygnał
przychodzącej wiadomości i zaraz oddzwoni. Chyba, że akurat gdzieś grają, albo
że ma w łóżku jakąś panienkę. Sceptycznie nastawiona do pomysłu rozmówienia się
z Jr poszłam do kuchni, w której babcia zajęta była zdejmowaniem z blachy
ciastek w kształcie gwiazd, upieczonych na wieczorek literacki w bibliotece z
sąsiedniej ulicy. Babcia była wielbicielką beletrystyki i lubiła podyskutować o
niej z innymi zapaleńcami. Ja do nich nie należałam.
-Pomóc
ci w czymś?- Spytałam, opierając się biodrem o brzeg zlewu.- Może posprzątam?
Długo cię nie będzie?
-A
ze dwie godzinki. Coś się stało, Suze? Wyglądasz na poruszoną.
-Nic
takiego. Pamiętasz ten komputer, który mi wysłał?- W rozmowach z babcią
praktycznie nie wypowiadałam imienia Jr. Najczęściej mówiłam o nim właśnie w
sposób anonimowy, prawie bezosobowy.- Chciałam sprzedać go do lombardu, ale
okazało się, że są na nim te rzeczy, które były w moim starym.
-To
bardzo miłe ze strony twojego… z jego strony. Sądzę, że to coś w rodzaju gestu
pojednawczego. Nie uważasz, że może chcieć wyciągnąć rękę na zgodę?- Babcia
wyciągnęła ze zdarzenia wniosek, który mi nie przyszedł do głowy.
-Wątpię.-
Prychnęłam nieprzekonana.- Pewnie gzi się ze swoją asystentką a mi przysłał
komputer po to, żebym wiedziała, że wszystko w nim przeczytał i nieźle się z
tego pośmiał.
-Myślisz,
że zadałby sobie trud tylko z powodu zrobienia ci na złość? Co prawda go nie
znam, ale nie chce mi się wierzyć, żeby był taki małostkowy.- Oczywiście babcia musiała zasiać następne wątpliwości i nadkruszyć mur pewności, jakim się
otoczyłam. Dzięki niej jednak zyskiwałam nową perspektywę i mogłam spojrzeć na
sprawę pod innym kątem, często odkrywając całkiem zaskakujący widok.- Powiedz
mi, Suze, czy ten twój chłopiec był aż tak straszny, że widzisz go tylko jako
czarny charakter? Byłam pewna, że dobrze się z nim czułaś. Ba, byłam pewna, że
jesteś w nim zakochana, a teraz słyszę o nim same złe rzeczy.
-Nie
byłam zakochana. Myślałam, że on jest, ale powiedział, że udawał. To chyba
dosyć, żeby mieć go za dupka?- Podkradłam jedno z ciastek i odgryzłam kawałek,
mrucząc z zadowolenia. Było pyszne, ani słodkie, ani słonawe, bardzo kruche i
rozpływające się w ustach. Nigdy wcześniej takich nie jadłam.
-Nie
wydaje ci się dziwne, że ktoś, kto udaje zakochanego, wysila się potem na
odzyskanie a następnie przysłanie swojej, że tak powiem, ofierze czegoś, co jest
dla niej ważne?- Babcia uśmiechnęła się szeroko.- Smaczne? A wiesz, że to
ciasto robi się ze smalcu?
-Z
czego?- Zrobiłam wielkie oczy i szybko wyplułam okruchy na dłoń. Mimo to nadal
czułam w ustach smak ciastka, które wcale nie zrobiło się niesmaczne przez to,
że wiedziałam o zwierzęcym pochodzeniu jednego z jego składników.- W sumie
wcale nie jest złe.- Wzruszyłam ramionami, opłukałam dłoń pod kranem i wzięłam
kolejne ciastko.- Może przejdę się też na ten wieczorek, poszukam w bibliotece czegoś
do poduszki. Na telefonie źle się ogląda zdjęcia z…- Przerwał mi sygnał,
zwiastujący SMS.- Przepraszam.
-Wychodzę
za pół godziny, jeśli chcesz mi towarzyszyć.
-Dobrze.-
Kiwnęłam, idąc z telefonem do swojego pokoju.
Wiadomość
pochodziła od Shana. Podał mi numer, zastrzegając, że w razie czego mam go od
kogoś innego. Dziwne: albo Jr zabronił mu podawać mi swój numer, albo Shannon
nie chciał po prostu wtrącać się w nasze ewentualne spory czy być zmuszonym
obrać jedną ze stron. Byłam ciekawa powodów zapobiegawczości Shana, ale teraz
miałam na głowie ważniejszą sprawę.
Bałam
się. Wiedziałam, że chcę, muszę ją załatwić, ale patrząc na numer Jr zaczynałam
tracić rezon. Co, jeśli zacznie się ze mnie wyśmiewać? Co jeśli powie, żebym
się od niego odczepiła, albo opieprzy mnie za to, że dzwonię? Co, jeśli po
prostu rozłączy się, słysząc że to ja? Na samą myśl zrobiło mi się trochę
niedobrze.
-Jednak
nie będę szła, włączę sobie coś na laptopie.- Krzyknęłam w stronę pokoju babci.
Wolałam zostać w domu i ewentualnie przeboleć porażkę, niż iść i robić dobrą
minę do złej gry. Huśtawki nastroju były ostatnio nieodłączną częścią każdego
mojego dnia.
-Dobrze,
Suze. Obawiam się, że tylko byś się nudziła z bandą starych ramoli, kłócących
się o to, która z książek jest ciekawsza
i więcej wnosi do codzienności.
Poczekałam
aż babcia wyjdzie, w myślach układając mowę, którą miałam zamiar poczęstować
Jareda. Nakręcałam się, chcąc odpędzić od siebie nękające mnie wątpliwości,
podburzałam swoją złość na niego, wmawiałam sobie, że poznał moje sekrety i
śmiał się z nich. Potem podbudowałam się myślami o dziecku, o tym, że
rozmawiając z Jr będę miała świadomość, że wiem o czymś, o czym on się prawdopodobnie
nie dowie. To mi pomogło, dodało mi sił i odwagi.
Wybrałam
numer, ciesząc się, że nawet nie zadrżała mi ręka, i wstrzymałam powietrze,
słuchając sygnału połączenia. Po szóstym rozległo się ciche stuknięcie i
usłyszałam niewiele głośniejszy oddech, któremu towarzyszył dziwny, odległy
hałas. Nie umiałam go zidentyfikować.
-Słucham.
Zamarłam.
Głos nie należał do Jr. Z zaskoczenia omal nie upuściłam telefonu i prawie
zapomniałam, że powinnam zacząć oddychać. Odebrała Emma.
-Słucham.
Jeśli się nie odezwiesz zaraz się rozłączę.
-Tu…-
Powiedziałam przez ściśnięte gardło i odchrząknęłam, pozbywając się zatykającej je dodatkowo guli.- Tu Eleanor. Chcę rozmawiać z Jaredem. – Zwinęłam wolną dłoń
w pięść, wbijając sobie paznokcie w jej wrażliwe wnętrze. To mnie trochę
otrzeźwiło.
-Eleanor?-
Emma wymówiła moje imię powoli, mogłabym przysiąc, że się przy tym krzywiła.-
Jared nie ma życzenia z tobą rozmawiać.
-Więc
niech sam mi to powie.- Poczułam, że zalewa mnie złość.- Poza tym mam do niego
sprawę i nie będę omawiała jej przez jego pożal się Boże asystentkę.-
Warknęłam.
-Jared
śpi, nie zamierzam budzić go dla twoich fanaberii.- Odparła z satysfakcją.
Zrobiło
mi się nieswojo a przed oczami natychmiast zobaczyłam ich razem, jego śpiącego
w najlepsze i ją, siedzącą obok i patrzącą na niego tak, jak ja patrzyłam, gdy
byłam na jej miejscu. Poczułam palącą zazdrość i żal, połączony z wściekłością
na kobietę, która odebrała mi… wszystko.
-Gówno
mnie obchodzi, co zamierzasz a co nie. Jared przysyła mi prezenty, których nie chcę,
i moim życzeniem jest, żeby teraz, zaraz, wyjaśnił mi, dlaczego to robi.
Wpieprzyłaś między nas swój garbaty nos, z czego być może zaczął zdawać sobie
sprawę, więc próbuje…
-Niczego
nie próbuje, możesz być pewna. Pozbywa się śmieci.- Zaśmiała się pogardliwie.-
Tobie się przydadzą, taka biedna dziewczyna na pewno ucieszy się ze
wszystkiego, co może spieniężyć. Prawda?
-Chcę
z nim porozmawiać, chyba nie boisz się, że powie coś, co ci się nie spodoba? A
może jednak? Pietrasz się, że jak mnie usłyszy, to kopnie cię w twoją
podstarzałą dupę?- Odgryzłam się natychmiast. Gotowało się we mnie, byłam zła,
rozczarowana, zawiedziona i co tylko można zapragnąć. W dodatku chciało mi się
płakać, bo to, że Emma odebrała rozmowę z telefonu Jareda było dla mnie jasnym świadectwem,
że nie myliłam się i są z sobą.
Dlaczego
to sprawiło mi taki ból, jakby ktoś wyrwał mi wnętrzności, nie kwapiąc się mnie
wcześniej znieczulić?
-A
co mógłby powiedzieć dziwce?- Usłyszałam ciche, pełne jadu słowa, i
zesztywniałam.- Myślisz, że nie wiem, czym się parasz? Myślisz, że nie wiem, że
ci zapłacił? Nie porozmawiasz z nim, bo sobie tego nie życzył i dlatego, że ja
sobie tego nie życzę.
-Skąd…-
Wyszeptałam. Czułam się tak, jakby obmyła mnie lodowata fala, zabierając z sobą
wszystko, co dobre i pozytywne i pozostawiając pustkę.
-Ptaszki
mi wyćwierkały.- Znów się zaśmiała.- Radzę ci więcej nie dzwonić pod ten numer,
jeśli nie chcesz mieć kłopotów. Obawiam się, że w przeciwnym razie mogę być
zmuszona do nakłonienia cię, byś zaprzestała nękać Jareda. Twoi rodzice wiedzą,
że puszczasz się dla pieniędzy?
-Nie
zrobisz tego.- Czułam, że krew odpływa mi z twarzy. Mdłości nasiliły się i
kilka razy przełknęłam podchodzącą do gardła żółć.
-Co
zrobią twoi bliscy, gdy zobaczą, jakie ogłoszenie zamieściłaś w sieci? Radzę ci
się nad tym dobrze zastanowić.- Ostatnie słowa powiedziała szybko, zniżając
głos.- A teraz żegnam, wracaj do swojego procederu i więcej do nas nie dzwoń.-
W słuchawce rozległo się stuknięcie, tuż przed nim jednak usłyszałam czyjś
dobiegający z pewnej odległości głos, wszystko to trwało jednak tak krótko, że
pewnie tylko mi się wydawało.
Nie
wiedziałam, co zrobić i co myśleć. Nie wiedziałam w ogóle nic poza tym, że Jr to
straszna szuja, gorsza, niż myślałam. Jeśli Emma wiedziała, to tylko od niego. Czy
zwierzył jej się z tego po tym, jak ją zerżnął, czy wcześniej? Mówił jej, jaka
ze mnie szmata, w trakcie? Opowiadał, co mi robił? Śmiał się razem z nią, że
nie umiałam niczego i musiał mi podpowiadać? Czy może żałował każdego wydanego
na mnie centa i w swoistej zemście chciał mi dopiec jeszcze bardziej?
Boże,
jak ja go nienawidziłam. Chciałam, żeby coś mu się stało, żeby żałował
wszystkiego, co mi zrobił, ale przede wszystkim żeby żałował zdradzenia Emmie,
że mnie kupił. Gdyby stanął teraz przede mną wydrapałabym mu oczy, zrobiłabym
mu krzywdę, cokolwiek, żeby zobaczyć, jak cierpi. Chciałam, żeby jego ból był
większy, niż mój, nie dający spać, jeść, oddychać. Życzyłam mu wszystkiego, co
najgorsze.
Potem
zwinęłam się w kłębek wokół płaskiego jeszcze jak deska brzucha i zamknęłam
oczy, nie chcąc już o niczym myśleć.
******
Niezbyt długo, ale chyba treściwie. Miałam w planach rozmowę z Jr, ale... coś wyskoczyło mi przed nią, coś do obmyślenia, więc z Dziadem Ellie porozmawia innym razem.
Kto chętny zabić Emmę? Zbieram ekipę ;)
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.
Yas.
Ehhh Emma mnie znów wkurzyła
OdpowiedzUsuńMyślę że Ellie chociaż powinna powiedzieć Jaredowi że jest w ciąży
Mogłaby mu powiedzieć że chce tylko żeby wiedział i nic więcej
Broń boże niech nie usuwa go...
Może Jared to przemyśli i dojdzie do wniosku że może rzeczywiście czas już na rodzinę...
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału
Kiedy będzie?
Myślę, że kolejny rozdział powinien ukazać się za tydzień. O ile nic mi nie przeszkodzi, to będzie.
UsuńEllie nie usunie, to mogę zapewnić. Ale co dalej, to się okaże.
Witam:-D kurwa dajcie mi czołg a ta pizde rozjade!!!!! O ja pierdziule! Jared jej tego napewno nie powiedział Emma sama zapewne przeszukała mu skrupulatnie laptopa jestem tego pewna( oczywiście tego zadufanego bubka nie bronię ) ale wątpię!? A może?! Się mylę? To się okaże. Tak więc życzę weny i czekam na następny ;-)
OdpowiedzUsuńDobrze myślisz. Wszystko wyjaśni się w jednym z kolejnych rozdziałów.
UsuńCzołg? Szkoda brudzić gąsienice tą zołzą.
Oj... ta Emma... Mam tylko wielką nadzieję, że to wszystko wyjdzie na jaw! Że Jared w końcu otworzy te swoje ślepe oczy i zrozumie, jaka jest Emma i, ze nie jest taka niezastąpiona i wcale do szczęścia nie jest mu potrzebna, A kiedy wyjdzie to wszystko na jaw, żeby poczuła się jeszcze gorzej niż Ellie. Wiem, ze nie ma mowy o tym, aby przyszli rodzice żyli razem długo i szczęśliwie (wspominałaś gdzieś kiedyś), ale fajnie byłoby gdyby jednak jakoś się pogodzili, wyjaśnili sobie wszystko... żeby Jared stracił głowę dla tego dzieciaka a Ellie ułożyła sobie szczęśliwe życie u boku.... no właśnie tylko kogo ... eh
OdpowiedzUsuńAle to Twoje opowiadanie, życzę weny i z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony!
Pozdrawiam
-S.
Wszystko znajdzie swoje wyjaśnienie, choć po drodze parę rzeczy jeszcze się wydarzy. Mam nadzieję, że chwila, w której Ellie stanie przed Jaredem po to, by ostatecznie się z nim rozmówić, będzie sporym zaskoczeniem.
UsuńBardzo dobrze, że Ellie zostaje u babci. Coś mi mówi, że Jr wcale się nie wygadał Emmie, a ta sama coś wyszperała o swojej rywalce. Jak dla mnie odebrała telefon zupełnie przez przypadek, a te głosy na końcu rozmowy to pewnie niczego nieświadomy J. Zaskoczyła mnie zawartość laptopa, bo tak jak Ellie myślałam raczej o czymś w rodzaju zdjęć, albo wiadomości, żeby się dziewczynie przypadkiem nie zachciało komuś opowiedzieć o ich przygodzie. Miła niespodzianka, że włożył trochę wysiłku i odesłał dane ze starego komputera. Czekam niecierpliwie na tą rozmowę z Dziadem, albo spotkanie z Shannonem. ; > xoxoxo
OdpowiedzUsuńDobrze rozumujesz. Tyle, że Ellie, zaskoczona i przestraszona, wyciągnęła mylne wnioski. Jak to już w opowiadaniach bywa wpłynie to na jej dalsze postępowanie i sposób, w jaki będzie widziała rzeczywistość.
UsuńBabcia ma głowę nie od parady i potrafi zauważyć coś, co dla młodej przyszłej mamy jest niewidoczne. Gdyby jeszcze Ellie jej słuchała... Ale Emma znów narobiła bałaganu, i jeszcze "zabłyśnie", ale to już później.
Coś mi się wydaje, że ten głos pod koniec rozmowy to faktycznie Jared. Tyle, że pewnie wszystko słyszał i jest wkurzony na Emmę.
OdpowiedzUsuńMam takie nikłe nadzieje, że Jared bardzo tęskni za Elli, myśli o niej, zależy mu. Jeżeli faktycznie związał się z Emmą, to niech już sobie kopie grób.
Dobrze, że Ellie nie usunie tego dziecka. Mam w wyobraźni taki obrazek, jak Jared puka do drzwi domu Ellie i otwiera mu Ellie z takim dużym brzuszkiem :D
Rozdział jak zwykle genialny, nic dodać, nic ująć. Nie mogę się doczekać kolejnego. Najchętniej to bym zahibernowała i obudziła się gdy będzie 40-50 rozdziałów do przeczytania :)
Nawet w całości blog nie doczeka się 50 rozdziałów. Braknie mi pomysłów, by ciągnąć go tyle czasu, choć gdyby się uprzeć... Ale nie, to nie moja bajka ;)
UsuńNie będę wnikać, czy Jared słyszał czy nie, jest z Emmą czy nie. To się wyjaśni.
Już zaczęłam następny, planuję go na piątek wieczór, chyba że:
1. znów padnie mi net;
2. skończę i zamieszczę szybciej.
Od siebie powiem, że najchętniej napisałabym wszystko naraz, choćby i siedząc do skutku, i dopiero zamieściła. Ale tak się nie da. Trzeba dawkować jak lekarstwo.
Pozdrawiam :)
Twoj net musi dzialac bez zarzutu! A ja mam cicha nadzieje, ze ten rozdzial pojawi się wczesniej :)
Usuń-es
Ja zacznę od babci Ellie, bo to mądra kobieta i dobrze, że chociaż ona nie jest wrogo nastawiona do wnyczki. Przynajmniej nie jest taka popieprzona jak jej matka. Nie wiem, gdzie jej rodzice mają oczy. Jak można z ormalnej rodziny zrobić się taką, która pozwala n wszystko dziewusze, która się wprowadziła. Ellie brat naprawdę nisko upadł, żeby zadawać się z laską ze szkoły specjalnej, w dodatku zachowującą się jak dziecko 5-letnie. I ona ma mieć swoje dziecko? Tragedia! Dobrze, że Ellie wszystko wygarnęła matce i się wyprowadziła. Nie wytrzymałabym tam jednego dnia. A tą Shelley wytargałabym za kudły, żeby dorosła w końcu.
OdpowiedzUsuńCo do ciąży samej Ellie. Nie sądziłam, że jednak jej to zrobisz :D byłam pewna, że okaże się, że wcale nie jest. A Emma? Ciekawe, skąd to wszystko wie? Czyżby J naprawdę jej powiedział? A może Shannon? Głupia, wreszcie dopięła swego. Tak w ogóle, to jestem ciekawa tej rozmowy Ellie z Jaredem.
Pozdrawiam, natt000<--nie mogłam się zalogować.
Emma liczy na zastraszenie, myśli, że tą metodą na dobre zniechęci Ellie do prób skontaktowania się z Jaredem. Nie wiemy, co się u nich dzieje, prawda? Ellie też nie wie i ma swoje zdanie na ten temat. Emma znów nie ma pojęcia o dziecku. Do rozmowy dojdzie i będzie ona dosyć nieprzyjemna, jak można się domyślać. Głównie dzięki Emmie właśnie.
UsuńRodzina Ellie zeszła na dalszy plan i praktycznie nie będzie odgrywała znaczącej roli w opowiadaniu. Niech się gotują we własnym sosie, skoro tak im dobrze.
uwaga, jak tylko przeczytałam pierwsze słowa Emmy to chciałam ją zastrzelić. To dziwne bo nawet w realnym świecie jak ją widze zaczęła mnie denerwować, nie może tak być xd Mam nadzieje że dadzą spokój razem z Jr, szkoda mi Ellie. Dobrze że babcia z nią jest. A co do laptopa, to wydaje mi się że r chciał coś dla niej zrobić, co poprawi jej humor i uszczęśliwi, może sie zarzekać że to nie miało takiego celu, bo sam siebie pewnie okłamuje :D
OdpowiedzUsuńSporo osób jest już chętnych spuścić Emmie zdrowy wpierdziel. Ja pierwsza, choć przecież sama ją kreuję na sukę, jakich mało. Jak napisałam gdzieś wcześniej, jeszcze da popis, i to chyba najgorszy z możliwych.
UsuńW realnym świecie jej osoba ani mnie grzeje, ani ziębi. Muszę jednak przyznać, że fikcja mimo wszystko w jakiś sposób wpływa na postrzeganie prawdziwych ludzi.
Powód, dla jakiego Leto odesłał Ellie dane ze starego komputera jeszcze nie jest wiadomy, nie powiedział jej tego, ale babcia była najbliżej prawdy.
Dziękuję za kredyt zaufania i nominację. Szczerze mówiąc, nawey nie wiem, o co chodzi, ale zaraz zajrzę.
OdpowiedzUsuńOczywiście wiem, miałam przeczytać Twojego bloga, ciągle jednak coś mi wychodzi i staje na przeszkodzie. NAwet nie wiem, ile w ogóle mam blogów do nadrobienia, pogubiłam się.
Na pal z Emmą! Co za suka, wrr. Szkoda mi Ellie... została zaszantażowana, ale równie dobrze sama mogłaby się odegrać na Leto udowadniając, że skorzystał z jej ogłoszenia. Babcia jest kochana, dobrze, że El ma kogoś, kto ją wspiera. Cieszę się, że przemówiła jej do rozsądku i El zrezygnowała z aborcji. Jr rzeczywiście miesza jej w głowie. I tak go już nie lubię :P uwierzył tej suce.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) xx
Uwierzył, albo szukał pretekstu, żeby móc "odprawić" niewygodną i absorbującą jego uwagę dziewczynę. A może 2 w 1?
UsuńMyślę, że Ellie nie będzie próbowała używać wobec Emmy i Jr broni, jaką przeciw niej wytoczono. Jest zbyt uczciwa, by posunąć się do szantażu. Ale też nie może być inna, bo nie ma do czynienia ze światem biznesu muzycznego, który by ją zniszczył. Nie znaczy to, że nie wyskoczy z czymś, co nieźle wszystkich zdziwi. I to już niedługo, prawdopodobnie za 2 rozdziały.
Nie mogę już się doczekac! Historia tak mnie wciagnela ze nadrobilam to wszystko w ciagu nie calych dwoch dni! Czekam z utesknieniem na kolejny rozdzial! Weny zycze <3
Usuń-es
Net działa dobrze, więc głowa do góry, pewnie napiszę szybciej i zamieszczę. Zaraz zabieram się za pisanie.
UsuńMnie też wciągnęło, po skończeniu całości mam zamiar zrobić z bloga plik PDF (bez podziału na rozdziały) i zamieścić go na Chomiku jako e-book. Zrobiłam tak ze swoim poprzednim marsowym blogiem, można go pobrać bez logowania się pod linkiem
http://chomikuj.pl/YasmineVT/Dokumenty
Oooo jak cudownie! Sciagne sobie ten poprzedni i przeczytam w oczekiwaniu na kolejny rozdzial ;)
Usuń-es
A moglabys podac mi do tamtej historii link w necie na bloga? Bo na pdfie jednak zle mi się czyta :c
Usuń-es
http://yasvt.blogspot.com/
UsuńWow, jestem w szoku. Wiedziałam, że Emma jest suką, ale nie myślałam, że aż taką. Mam nadzieję, że Jared się ogarnie i porozmawia z Eleanor.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za nominację do Liebsten Blog Award, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. :)
Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i życzę weny.
Emma jest suką pierwszej wody, co jeszcze pokaże w jednym z późniejszych rozdziałów. Do rozmowy Jr i Ellie dojdzie, ale kto z kim będzie gadał? Na pewno dialog nie przebiegnie tak, jak spodziewać się może mr Leto.
UsuńNowy rozdział jest w trakcie powstawania. Wyjaśni się w nim, dlaczego rodzice Ellie byli tacy niekomunikatywni, będzie trochę Shannona, i już mi się gęba cieszy na to, co w związku z nim planuję. Na koniec będzie też Jr, na razie tylko w słuchawce telefonu.
podczas czytania cały czas w myślach krzyczałam do Ellie żeby nie poddała się tej aborcji i jak widać mnie posłuchała, wkurzyłabym się gdyby usunęła ciąże. Fakt, było to wielkie zaskoczenie, sama nie wiem jakbym zareagowała. Jest postawiona w bardzo ciężkiej sytuacji i rozumiem, że nic nie chce mówić Jaredowi, ale prawda i tak zawsze wyjdzie na jaw.
OdpowiedzUsuńW każdym razie czekam na następny i mam nadzieję, ze będzie równie genialny albo i nawet lepszy!
pozdrawiam cieplutko :)
Trudno mi powiedzieć, jaki będzie następny, bo ostatnio więcej skupiam się na emocjach i myślach Ellie, niż na akcji. Ale o tym przekonasz się jeszcze dziś, bo praktycznie za paręnaście minut skończę pisać i zamieszczę rozdział.
UsuńRównież pozdrawiam :)
Czekam zniecierpliwiona :P
OdpowiedzUsuń