poniedziałek, 20 stycznia 2014

Co się dzieje, Suze?

Siedziałam u szczytu stołu w kuchni, udając że nie interesuje mnie nic poza moją porcją obiadu. Sama go sobie przygotowałam: gotowane na parze warzywa i smażony na oliwie łosoś z ziołami. Zmuszałam się do jedzenia, prawie nie czując smaku ryby, choć wiedziałam, że była pyszna. Reszta rodziny jadła steki z tłuczonymi ziemniakami i sałatą. Rozmawiali przyciszonymi głosami o tym, co działo się w miasteczku, tata opowiadał o swojej pracy, Shelley mówiła, jak źle się czuje. Nie było po niej widać żadnych dolegliwości, wyglądała na zdrową i żwawą. Szczebiotała do siedzącego na osobnym krześle psa, jakby to on był jej dzieckiem a nie to, które miała niebawem urodzić. Jej zachowanie było obrzydliwe a brak reakcji moich rodziców dokładał swoje. Chciało mi się rzygać na widok pochylającej się nad zwierzakiem dziewczyny i liżącego ją po twarzy psa. Za każdym razem, gdy to robił, mój wzrok wędrował do jego miski, już opróżnionej z nieświeżych kawałków mięsa. Zostały tylko ślady krwi i strzępki przyschniętych do naczynia resztek.
-Mamo, czy to konieczne, żeby pies siedział przy stole?- Odezwałam się, gdy kolejny przełknięty kęs łososia zawahał się w drodze do mojego żołądka, i tak zbuntowanego od chwili, gdy zrobiłam sobie test ciążowy.
-Przeszkadza ci?- Shelley wzięła zwierzaka na kolana w obronnym geście, nie patrząc na to, że pupil natychmiast ściągnął z jej talerza kawałek steku.
-Ellie, przestań, to tylko…- Mama stanęła po jej stronie, ale jej nie słuchałam. Byłam skupiona na dziewczynie, która nie dość, że odebrała mi rodzinę, to traktowała mnie jak kogoś gorszego od siebie, choć to ona skończyła szkołę specjalną, nie ja.
-Tak, przeszkadza mi. Trudno znieść widok tego, jak pozwalasz mu oblizywać sobie twarz. Chyba wiesz, że psy liżą sobie tyłki? Wsadziłabyś psu język pod ogon?- Spytałam złośliwie. Nie umiałam nad sobą panować i wcale mi na tym nie zależało.- Pomyślałaś, że pies może mieć w pysku zarazki, które zaszkodzą dziecku, czy może jesteś tak tępa, że nawet nie wiesz, co to zarazek?
Shelley chwyciła psa mocniej i z płaczem na końcu nosa opuściła kuchnię.
-Ellie!- Mama z oburzeniem walnęła dłonią w stół, aż się zatrząsł.
-Żadne „Ellie”, mamo. Kiedyś panował tu porządek, a teraz pozwala się psu włazić na stół i trzyma jego śmierdzące żarcie przez pół dnia pod moimi drzwiami, choć tyle razy prosiłam, żeby przestawić miskę w inne miejsce.- Odparowałam.- Może następnym razem gdy zobaczę jej karmę i łażące po niej muchy, mam puścić na nią pawia? Wtedy dotrze do ciebie, jak reaguję na mięso?- Dodałam, mając tym samym usprawiedliwienie dla swoich mdłości.
-Cherie przyzwyczaiła się, że dostaje jedzenie w tamtym kącie.
-A ja przyzwyczaiłam się, że jestem we własnym domu traktowana z szacunkiem, tymczasem moje miejsce zajęła fabryka pcheł. Nie wystarczy wam, że muszę mieszkać w pokoju pod schodami?- Ze złością rzuciłam widelec na talerz, nie kończąc posiłku. Od razu poczułam ulgę.
-Ellie, mieliśmy ci o tym nie mówić, ale…- Tata przykrył moją dłoń swoją i spojrzał pytająco na mamę. Kiwnęła przyzwalająco.- Latem planuję rozbudowę domu, znaczy chcę dobudować ci pokój z osobnym wejściem. Jak będziesz pracować musisz mieć ciszę, żeby się wysypiać. Dziecko będzie płakać, trzeba mu będzie robić mleko po nocach.
-Słucham?- Zrobiłam wielkie oczy, zdumiona. Rodzice planowali zrobić mi niespodziankę, tylko nie wiedzieli, że wcale mi się ona nie spodoba.- Więc planujecie za mnie, że pójdę do pracy, tak? Macie już na oku jakiś etat?- Odchyliłam się w tył. Czułam, że jestem na granicy wytrzymałości a moje nerwy są napięte jak struny. Bałam się, że wybuchnę, zrobię coś złego komuś albo sobie, jeśli zaraz, teraz, coś się nie zmieni.
-Myśleliśmy, że na początek mogłabyś załapać się do pomocy w sklepie u taty. Jedna z kasjerek wychodzi za mąż i wyjeżdża, tata już rozmawiał z właścicielem i mogłabyś zacząć w następnym tygodniu.
-Musisz tylko przyjść na rozmowę i ustalić warunki, potem zrobić wymagane badania. Poradzisz sobie, praca nie jest trudna, trzeba tylko uśmiechać się do klientów i zawsze mieć dla nich dobre słowo. Ale na początek pewnie każą ci układać towar.
-Nie będę pracować w jakimś zakichanym sklepie.- Zerwałam się od stołu, patrząc na rodziców jak na obcych. Wkurzyło mnie, że za moimi plecami ustalili, co będę robić w życiu.
-Ellie, nie możesz siedzieć w domu, twoje oszczędności… Co zrobisz, jak się skończą? Nie będzie nas stać na utrzymywanie dorosłej córki. Niedługo w domu pojawi się dziecko, a dziecko kosztuje. Liczymy na to, że wesprzesz brata idąc do pracy i odciążając nas finansowo.- Mama uśmiechała się przepraszająco, z rumieńcem wstydu uciekając wzrokiem gdzieś na boki. Miałam nadzieję, że jej głupio, dostała ode mnie 3 tysiące zaraz po moim powrocie. Widocznie jednak to było za mało. Mam iść do gównianej pracy w osiedlowym supersamie, żeby pomóc im ładować pieniądze w dziecko Rolliego. Ciekawe, co mama powiedziałaby na wieść, że za niecałe 8 miesięcy pojawi się jeszcze jedno, moje. Ale o tym się nie dowie.
-Wiecie, co mnie zastanawia?- Spytałam spokojnie pełnym namysłu tonem, choć gotowałam się z wściekłości i byłam straszliwie zawiedziona. Wszystkim.- W którym momencie spisaliście mnie na straty. Dlaczego nie wspomnieliście, że Rollie będzie miał dziecko, nie spytaliście, czy możecie zająć mój pokój, w ogóle o niczym mi nie mówiliście. Nigdy nie powiedziałam, że już mnie nie zobaczycie, a wy zachowaliście się tak, jakbym umarła.- Oparłam się dłońmi o blat, nachylona nad nim, żeby lepiej mnie słyszano.- W dodatku wyobrażacie sobie, że jeszcze wam za wszystko podziękuję i pójdę grzecznie pracować po 10 godzin w zafajdanym sklepiku? No więc: nie. Nie skorzystam z propozycji, której nikt nie miał ochoty ze mną omówić, bo za mało się dla was liczę. Pewnie zasłużyłam na to w waszych oczach, bo mama musiała przeze mnie odkręcać to, co naopowiadała swoim psiapsiółkom. Może powinnam sprostować i wyjaśnić im, że nakłamałaś o moim rzekomym narzeczonym, który nie istniał?- Spojrzałam na mamę, czerwoną na twarzy, patrzącą na mnie z jawną wrogością. Mogłabym przysiąc, że gdybym była bliżej, dostałabym w twarz, ale stałam po drugiej stronie stołu, poza jej zasięgiem.- Ułatwię wam sprawę: wynoszę się stąd. I tym razem nie wrócę, więc to, co zostawię, możecie śmiało sprzedać albo wyrzucić.- Dla podkreślenia swoich słów uderzyłam płasko dłońmi w stół i wyszłam do siebie, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Gdybym to zrobiła, ścianka działowa mogłaby się rozlecieć.
-Jak ona śmie…- Usłyszałam prawie natychmiast oburzony głos mamy. Nie chciałam jej słyszeć, robiło mi się niedobrze od tego, co mówiła, co wszyscy mówili. Miałam wrażenie, że dostałam się przypadkiem do filmu, w którym obcy podmieniają ludzi na coś innego, infekują ich, odbierając dobre cechy.
Chcąc zagłuszyć dobiegającą z kuchni paplaninę złapałam telefon. Wyłączyłam go trzy dni temu, po tym, jak znalazłam w plecaku zapomnianą pigułkę. Potem o nim nie myślałam, mając w głowie tylko to, że jestem w ciąży i mam cholerny problem. Teraz włączyłam go i od razu puściłam na cały głos pierwszą lepszą piosenkę z play listy. Muzyka stłumiła nieprzyjemne dźwięki zza ścianki, przynosząc ulgę. Usiadłam na łóżku, rozglądając się energicznie po pokoiku. Powiedziałam, że się wynoszę, i chciałam to zrobić. Czułam, że jeszcze jeden dzień w tym domu i eksploduję nienawiścią, powiem albo zrobię coś, czego będę potem żałować, na przykład wygadam się co do ciąży, chcąc zrobić mamie na złość. Zasługiwała na to, Bóg mi świadkiem, ale nie chciałam szkodzić sobie. Co innego, gdy dowie się o moim stanie później, po czasie, gdy obie ochłoniemy. Lepiej to przyjmie, nie widząc mnie w domu, niż gdybym miała znowu narażać ją na wstyd.
-Wymyśliłaś, więc działaj, Ellie.- Powiedziałam do siebie.
Musiałam przejrzeć swoje dobra i zdecydować, co zabrać. Nie mogło być tego wiele, jeśli miałam bez przeszkód poruszać się po kraju. Na początek blisko, ale i tak zapewne nie obejdzie się bez taksówki. Wątpiłam, by udało mi się zmieścić w jednej walizce: samych pamiątek i skarbów z dzieciństwa miałam kilka pudeł. Nie mogłam ich zostawić, były całym moim życiem. Wspomnienia zawarte w przedmiotach, ot co.
Cichy głosik w mojej głowie zapytał, czy czasem nie powinnam dołączyć do nich czegoś związanego z Jaredem, przecież on też był częścią mojego życia, króciutkim fragmentem, ale znaczącym bardziej, niż wiele dłuższych epizodów. Ale ja już miałam po nim pamiątkę, i to jaką.
-Wyłącz ten jazgot!- Z kuchni dobiegł mnie wrzask mamy, zaraz po nim odezwało się jazgotanie psa.
-Ani myślę.- Rozdarłam się równie głośno.
-Bo tam wejdę, a wtedy…
-Spróbuj!- Zerwałam się z pozycji siedzącej i stanęłam na wprost drzwi, co zważywszy na wymiary pokoju wymagało ode mnie zrobienia raptem dwóch kroków. Nikt jednak nie wszedł, i dobrze, bo byłam w stanie skrajnego wkurwienia i mogłabym mamę po prostu wyrzucić z powrotem do kuchni. Czułam, jak adrenalina krąży mi w żyłach, dodając mięśniom energii, ale trwało to tylko chwilę. Po paru minutach zaczęłam się trząść i musiałam usiąść, bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nawet nie wiedziałam, że jestem tak osłabiona z niedożywienia.
Jeśli ja czułam się źle, to co robiłam dziecku, które we mnie rosło? Czy wchłaniało w siebie wszystkie zdrowe pierwiastki, każdą odrobinę, którą w siebie wmuszałam, mi nie zostawiając nic? Wykorzystywało mnie jak jego ojciec, który zabawił się kosztem naiwnej, gówno wiedzącej o życiu dziewczyny, a potem kazał jej spieprzać z byle błahego powodu? Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Z punktu widzenia definicji płód był dla kobiecego ciała pasożytem, niczym więcej.
Jak pozbyć się pasożyta, nie robiąc sobie krzywdy? Na tę myśl zaczęłam się śmiać, chichotałam, leżąc na plecach w poprzek łóżka i patrząc na upstrzony zaciekami sufit. Pierwszy raz zastanawiałam się nad tym, żeby usunąć przypadkową i niechcianą ciążę. Miałam na tyle pieniędzy, by to zrobić, do tego zdawałam sobie doskonale sprawę, jak bardzo ułatwiłoby mi to życie. Nie musiałabym się o nic martwić, miałabym swobodę ruchów, wybór, mogłabym w spokoju zaplanować najbliższe miesiące bez obawy o to, co zrobię po porodzie. Poza tym jakie perspektywy miała samotna matka dziecka, które nigdy nie dowie się, kim jest jego ojciec? To żaden powód do dumy, jeśli w metryce ma się wpisane ‘NN’ w miejscu, w którym inni mają imię i nazwisko swojego taty. Może kiedyś spotkałabym kogoś, kto dałby mu swoje, ale i tak niesmak by pozostał. Musiałabym wymyślić jakieś dobre wytłumaczenie, żeby zamknąć ciekawskim usta i nie narażać się na…
Boże, myślę jak moja matka.  Miesiąc w domu, kilka tygodni słuchania, ile wstydu przyniosłam, i sama zaczynam głowić się, jak go unikać w przyszłości. Naprawdę muszę stąd uciekać, dla własnego dobra, zanim zmienię się w typową tutejszą babę.
Przyciszyłam telefon, przy okazji zauważając powiadomienie o kilku SMS i próbach dodzwonienia się do mnie. Podejrzewałam, kto mógł się dobijać, i nie pomyliłam się. Shannon. Co prawda nie zostawił nagrania na poczcie, ale dopytywał się w SMS, dlaczego jestem niedostępna, co się u mnie dzieje, czy wszystko gra.
Nie za bardzo miałam ochotę z nim rozmawiać, nie wiedziałam też, co odpisać, więc po prostu nie zrobiłam nic. Zignorowałam wiadomości. Jeśli zadzwoni, to trudno, jeśli nie… Lepiej dla mnie. Nie był Jaredem, ale też nosił nazwisko Leto, dla mnie w tej chwili brzmieniem nie różniące się od stwierdzenia „zachować najwyższą ostrożność”. 
Leżałam przez jakieś pół godziny, dokąd nie poczułam się dobrze na tyle, by nie obawiać się, że zwymiotuję na podłogę albo zakręci mi się w głowie. Naprawdę, stanowczo za mało jadłam i musiałam być nieźle osłabiona. A może miałam już anemię? Powinnam pójść do lekarza, ale nie mogłam, bo zaraz chciałby zrobić mi badania, a te wykazałyby ciążę. Muszę jeść, choćbym miała robić to na siłę.
Przekręciłam się na bok, napotykając wzrokiem róg zakopanego pod kołdrą laptopa. Leżał w nogach łóżka od chwili, gdy go rozpakowałam, nie ruszany ani raz. Nawet nie przeniosłam go gdzie indziej, zostawiłam, jak to mawiała babcia, jak kot gówno. Zresztą nie tylko laptop walał się byle gdzie, moje ubrania także. Wisiały na krześle, leżały na stoliku i pod nim, na uchylonych drzwiach szafy, nawet na niej leżała rzucona przeze mnie para spodni. Miałam w pokoju niezły bałagan, jakim cudem wcześniej tego nie widziałam? Co się ze mną stało? Owszem, miałam w domu nieprzyjemną atmosferę, do tego w jakiś sposób nadal przeżywałam rozstanie z Jr, ale dlaczego pozwoliłam, żeby zrobił ze mnie ofiarę losu? Przecież mi na nim nie zależało. Wręcz go teraz nienawidziłam. Jego i Emmy. Niech się sobą udławią, albo zabzykają na śmierć. Bo na pewno to robią, już ona postarała się o to, żeby wepchnąć mu się do łóżka, a jeśli wlazła tam raz, to już nie wyjdzie. Zagra pokrzywdzoną a Leto zaraz pobiegnie ją pocieszać swoim…
Moje żałosne myśli przerwał dzwonek telefonu, wciskający się zamiast grającej cicho muzyki. Chwyciłam aparat, patrząc na wyświetlacz. Shannon. Boże, dlaczego? Po co włączałam telefon? Pewnie dostał od operatora automatyczne info, że mój numer jest już dostępny. Parszywe powiadomienia.
Musiałam odebrać.
-Słucham.- Odezwałam się najspokojniej jak umiałam, choć świadomość, że mój rozmówca jest bratem faceta, o którym dopiero co myślałam, nieco mnie rozbiła.
-Pączek, kurde, co ty odwalasz?- Przywitał mnie pełen pretensji ton.- Miałaś dać znać, że dojechałaś w całości, miesiąc telepałaś tyłek do Indiany? Pieszo szłaś?
-Wybacz, Shan, miałam w głowie coś innego, niż telefonowanie gdziekolwiek.- Zamknęłam oczy i od razu je otworzyłam, widząc pod powiekami twarz Shannona a obok niej jego brata. Takich, jakimi pamiętałam ich z parkingu przy hotelu. Tuż przed tym, jak Jr powiedział, że ma u mnie wykupiony karnet.
-Nie no, rozumiem.- Złagodniał natychmiast.- Bardzo ci było źle?- W jego pytaniu usłyszałam wyraźną troskę i zrobiło mi się smutno, jakbym zaraz miała się rozpłakać. Naprawdę nie powinnam była włączać telefonu, w ogóle nie powinnam była go kupować ani wysyłać Shanowi SMS.
-Możemy o tym nie mówić?- Próbowałam wybrnąć z niewygodnego tematu, nie chcąc od nowa wszystkiego przeżywać.
-Jasne, pączuszku. Jasne. Widzę, że jeszcze ci nie przeszło.- Westchnął i odchrząknął cicho. Przez kilka sekund oboje milczeliśmy, aż cisza stała się więcej niż niezręczna.
-Co tam u ciebie?- Spytałam o to, o co wypadało spytać, myślami będąc zupełnie gdzie indziej.
-A nic, gramy tu i tam. Ciągle w trasie, ale niedługo zjedziemy na trochę do kraju. Chyba nawet będziemy gdzieś w pobliżu ciebie, może wyskoczymy wtedy na kawę?
-Niczego nie obiecuję, sam widzisz, że nie umiem dotrzymać słowa.- Odparłam gorzkim tonem. Nie chciałam się z nim spotykać. Z nikim, kto zna Jareda, jest częścią jego ekipy, rodziny, nawet jego fanem.
-Może jednak? Sprawdzę kiedy mamy być najbliżej i dam ci znać. Nie daj się prosić, cholernie jestem ciekaw, jak sobie radzisz.
-Shan, problem w tym, że mnie już tu nie będzie. Wyjeżdżam. I to chyba jutro. Dziś jadę do Lafayette, stamtąd dalej.- Powiedziałam, nim pomyślałam, co mówię. W myślach obrzuciłam się paskudnym epitetem.
-Co ty pierdzielisz? Wracasz do LA? Super.- Słyszałam w jego głosie radość i mogłam bez trudu wyobrazić sobie jak się uśmiecha, od razu wyglądając młodziej i przystojniej. Tak samo jak Jared.
-Nie, wszędzie, tylko nie do LA. Nienawidzę LA, mam z niego same złe wspomnienia.- Zaprzeczyłam stanowczo.- Jeszcze nie wiem, gdzie się zatrzymam. Naprawdę nie wiem, mam tyle opcji do wyboru…- Tak, miałam ich sporo po warunkiem, że najpierw sprawdzę, gdzie można legalnie pozbyć się ciąży i mieć przy tym dobrą opiekę lekarską, a przy okazji nie spłukać się z pieniędzy. Kupowanie lewych „środków na wywołanie okresu” przez internet nie wchodziło w rachubę. Nie chciałam się otruć ani zabić.
-Znudziło ci się mieszkanie na wsi?- Słyszałam, jak Shan chichocze.
-To też. Mam po prostu pewne kłopoty w porozumieniu się z najbliższymi, mój brat się żeni, jego nieletnia dziewczyna jest w ciąży, a moja mama strasznie źle podchodzi do takich sytuacji. Dla niej to wstyd i hańba.- Wyjawienie przed kimś, że źle mi z rodziną, przyniosło pewną ulgę, ale od razu zapytałam siebie, czy dobrze robię, mówiąc o tym obcemu facetowi. Ile z tego usłyszy od niego Jared i co pomyśli? Zrobi mu się choć trochę żal, czy też dojdzie do wniosku, że jadę kontynuować karierę dziwki? Pewnie to drugie. Na pewno wywnioskuje, że łatwy zarobek u niego ukierunkował moją przyszłość w jeden przewidywalny sposób.- No dobra, powiem ci wszystko.- Dodałam z udawaną rezygnacją.- Gdy mnie nie było, przerobili mój pokój na kącik dla dziecka a mnie przeprowadzili pod schody, dlatego ciągle mam w domu zatargi. Mama w kółko biadoli nad wszystkim, moja przyszła bratowa hołubi swojego rozszczekanego psa, a pies je nadpsute mięso, które stoi pół dnia w misce przy moich drzwiach i śmierdzi. Mam dość.- Wyrzuciłam z siebie dosyć chaotycznie i nieskładnie, przy ostatnich słowach zdając sobie sprawę, jak bezsensownie to wszystko zabrzmiało, i zaczęłam się śmiać. Potem mój wzrok znów padł na wystający spod kołdry laptop i spoważniałam.- Shan, wiesz może coś na temat paczki, którą przysłał mi Jared?
-Paczki? Nie. Coś ci wysłał?- Shannon brzmiał, jakby był szczerze zaskoczony.
-Tak. Wyjeżdżając oddałam mu komputer i bransoletkę, ale dostałam je kilka dni temu z powrotem. Jeśli możesz, powiedz mu, że nie życzę sobie podobnych niespodzianek a tę oddam komuś, komu się bardziej przyda.- Ja, dla odmiany, brzmiałam chłodniej niż styczniowa zadymka. Mówiłam, jednocześnie wiedząc, że sprzedam oba prezenty, by móc oszczędzać pieniądze z konta. Domyślałam się, że zabieg ostro nadszarpnie moje oszczędności, więc każdy grosz był dla mnie na wagę złota.
-Możesz mu to sama powiedzieć, właśnie przyszedł, dać ci go?- Głos Shannona przycichł, jakby odsunął telefon od twarzy.- Jar, pączuszek ma ci coś do powiedzenia.- Usłyszałam jeszcze.
Serce zamarło mi w piersi, potem ruszyło galopem, czułam też, jak pocą mi się dłonie. Nie byłam przygotowana psychicznie na kontakt z Jr, jakikolwiek, i teraz widziałam, jak perspektywa usłyszenia go potrafi mną wstrząsnąć. Nie mam pojęcia, co działo się przez najbliższe kilka sekund, wiedziałam co prawda, że Leto rozmawiają z sobą, ale nie rozróżniałam słów. Wszystko było dla mnie niezrozumiałym bełkotem, w głowie miałam tylko jedną myśl: nie chcę go usłyszeć, nie chcę, żeby wypowiedział moje imię, nie chcę być zmuszona wymówić na głos jego własne.
Najwyraźniej ktoś lub coś miało nade mną litość.
-Dobra, pączek, przekazałam. Nie miał czasu rozmawiać.- Usłyszałam wyraźny głos Shannona i ledwie powstrzymałam się od płaczu z ulgi.- Powiedział, że odeśle ci każdą parę majtek, którą zostawiłaś. Nie powiedziałem mu, że trafią w eter, bo się wyprowadzasz.
-Dzięki, że mu nie wspomniałeś o moim wyjeździe. Nie chcę, żeby o tym wiedział.- Czułam prawdziwą wdzięczność za to, że Shan utrzymał moje plany w tajemnicy, choć wcześniej go o to nie prosiłam. Znów, jak rozdwojona, zastanawiałam się równocześnie nad powodami pośpiechu Jr. Czyżby leciał na „zwykłą” randkę z Emmą, czy może pędził ją przelecieć? Czy czekała gdzieś na niego w swoim śmiesznym pasie i pończochach, tryumfując nade mną? Nawet jeśli czuła się wygrana, to ja pierwsza byłam z nim w łóżku i ja pierwsza jestem w ciąży.
Swoją drogą, jaką miałaby minę, gdybym jednak zdecydowała się urodzić i powiedzieć Jaredowi, że będzie tatusiem? Jak bardzo bym jej w ten sposób dopiekła? Była ode mnie starsza o dobre 10 lat, w jej wieku rzadko myśli się o dzieciach, a Leto w tej kwestii wydawał się mieć określone stanowisko i wątpiłam, by dobrowolnie z niego ustąpił. Pewnie jej też każe brać pigułki, tylko ona raczej ściśle pilnuje godzin. Niezawodna asystentka i pieprzona przez szefa służbistka w jednym. Ideał kobiety.
-…  nerwowy, odpierdziela jakieś dziwne rzeczy.- Moich uszu dobiegła sama końcówka tego, co mówił Shannon, ale nie chciałam prosić, żeby powtarzał, bo wydałoby się, że go nie słucham.- Mnie się wydaje, że on za bardzo…- Głośny hałas przerwał jego wypowiedź.- Cholera, pączek, zadzwonię później, dobra?
-Dobrze. Pozdrów Tomo.- Rzuciłam na pożegnanie, ale w słuchawce już rozlegał się sygnał przerwanego połączenia.
Zwinęłam się na boku, patrząc z namysłem na róg laptopa. Pierwsza z rzeczy, jakie dostałam kurierem od Leto. Dlaczego mi go przysłał i dlaczego chciał zrobić to samo z rzeczami, których wtedy nie zabrałam? Większość z nich i tak nie była używana, mógł je komuś oddać, choćby obsłudze hotelu, pokojówce, komukolwiek. Nie musiał demonstracyjnie odsyłać ich do mnie, posługując się do tego adresem jakiejś nieznanej mi firmy. Zresztą i tak ich nie odbiorę, skoro mnie nie będzie. Pewnie wrócą do nadawcy.
Albo odbierze je moja mama a potem otworzy, żeby zobaczyć co jest w środku. Powiedziałam jej, że komputer kupiłam sama, więc pewnie wywnioskuje, że następne paczki również zawierają zamówione przeze mnie artykuły. A co, jeśli Jr wpadnie na pomysł, by dołączyć do jednej z przesyłek jakiś osobisty liścik i wspomni w nim o naszym układzie? Albo wrednie przyśle razem z rzeczami pieniądze, dodając na kartce, że za mało wzięłam za swoją dupę? Byłabym skończona, nie mogłabym pokazać się w domu nigdy więcej. Rodzice nie znieśliby myśli, że mają córkę-kurwę. Gdyby do tego, nie daj Boże, dowiedzieli się, że miałam skrobankę… Wtedy równie dobrze mogłabym się zabić, nie obeszłoby ich to ani trochę.
Dlaczego zawsze jest tak, że w chwili, gdy wydaje się, że znalazło się wyjście z kłopotliwej, posranej sytuacji, wyskakuje następna, nie mniej pokręcona? Co miałam zrobić z następnymi przesyłkami, zapowiedzianymi przez Jr? Wiedziałam, że nadejdą, bo jeśli on coś mówił, to tak było. Skoro zagroził, że dostanę wszystko, to było pewne, że co jakiś czas kurier zapuka do drzwi, niestety już nie moich.
Cholera.

Pod wieczór byłam gotowa do wyjazdu. Nie chciałam czekać ani dnia dłużej, tym bardziej, że babcia zgodziła się mnie przenocować. Nawet rozmawiając z nią przez telefon słyszałam, że jest zaniepokojona, spodziewałam się więc, że będzie mnie wypytywać o powód nagłej decyzji o wyjeździe. Nie mogłam powiedzieć prawdy, ale nie chciałam też zrzucać winy na rodziców i wielce niedomową atmosferę, jaka tu panowała. Musiałam coś wymyślić… i znów pakować się w kolejną historyjkę. Ile ich już zmyśliłam od momentu, gdy wyjechałam rok temu do LA? Wtedy tylko babcia wiedziała, że klepię biedę, teraz nawet ona nie dowie się o prawdziwym powodzie mojej ucieczki. Czy uwierzy jeśli powiem, że małomiasteczkowe życie mnie nuży i wolę mieszkać tam, gdzie coś się dzieje? Nie będzie podejrzliwa, jeśli swój marny wygląd przypiszę depresji po zerwaniu z chłopakiem? Wiedziała, że zawsze byłam dosyć wrażliwa, więc powinna zadowolić się takimi wyjaśnieniami. Tyle, że na samą myśl o okłamaniu jej robiło mi się okropnie niewygodnie samej z sobą. Co innego sprzedać bajkę mamie, która i tak nie zrozumiałaby prawdy, co innego rzucić byle jaki argument bratu, zajętemu sobą a teraz też zakładaniem rodziny, a co innego oszukać osobę, której zawsze zwierzałam się ze swoich sekretów, a ona nie robiła z tego afery i nie sprzedała mnie rodzicom.
Dodatkowym impulsem, pchającym nie w dołek, była świadomość, że tym razem wyjeżdżając z Delphi robię to w sposób ostateczny. Czułam się źle już w momencie, gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi taksówki i pożegnałam ostatnim spojrzeniem dom, w którym spędziłam swoje dzieciństwo i młodość. To było przygnębiające bardziej niż wszystko i nie byłam przygotowana na emocje, jakie się z tym wiązały. Nie chciałam tego, ale przepłakałam ponad połowę drogi do Lafayette, choć kierowca wcale się nie spieszył. Na szczęście o nic nie pytał, zerkał jedynie z niepokojem we wsteczne lusterko i odkasływał, jakby nie miał śmiałości zrobić nic więcej.
Pół godziny drogi wydawało mi się stanowczo za krótkie, żeby się uspokoić, dlatego przed drzwiami mieszkania babci stanęłam rozdygotana i ze smugami na policzkach. Makijaż, który miał zakryć moją bladość i cienie pod oczami, spłynął wraz ze łzami, odsłaniając spustoszenie, jakiego dokonała głodówka. Obarczona plecaczkiem, dwoma torbami i trzema walizkami, które taksówkarz uprzejmie wniósł za mną do kamienicy, stałam jak skazaniec, słysząc zbliżające się za drzwiami kroki. Byłam coraz bardziej rozdygotana i przestraszona: czułam, że cokolwiek babcia powie albo zrobi, ja natychmiast rozkleję się od nowa i wygadam jak na spowiedzi. Potrzebowałam tego, wręcz pragnęłam wyrzucić z siebie całe nieszczęście, jakie mnie spotkało i cały ból, gromadzący się w ciele. Nie mogłam jednak pozwolić sobie na luksus zdradzenia sekretu, który mógł oddalić ode mnie jedyną przychylną mi osobę. Musiałam wziąć się w garść i to natychmiast. Kilka głębokich oddechów, szybkie roztarcie resztek makijażu i…
-Matko Boska, Suze, co się stało? Wyglądasz jak bohaterka greckiej tragedii.- Babcia prawie dosłownie załamała ręce, stając w otwartych drzwiach.- Co oni co zrobili? Matka wyrzuciła cię z domu?- Mówiąc, wciągała do wnętrza mieszkania moje bagaże. Zajmowała trzypokojowe lokum na pierwszym piętrze kamienicy w jednej ze spokojniejszych dzielnic miasta, mając za sąsiadów ludzi równie ceniących sobie ciszę przedmieść, jak ona. Renta, jaką otrzymywała od śmierci dziadka, wystarczała jej na utrzymanie mieszkania i bezpieczne życie, a drobne dochody z wypieku ciast wspomagały budżet, najczęściej lądując jako oszczędności na koncie.
-Nie, sama doszłam do wniosku, że nic tam po mnie. Chyba za długo przebywałam w LA i nie umiem już usiedzieć w miejscu.- Wyjaśniłam, siląc się na uśmiech.- Zrobiło mi się smutno, że wyjeżdżam, dlatego płakałam.
-Suze, płakałaś czy nie, wyglądasz strasznie. Ile ty teraz ważysz? Jesteś tak chuda, że kości wychodzą ci przez skórę. Jesteś pewna, że czegoś nie złapałaś?- Babcia zamknęła za mną drzwi i oparła się o nie, oglądając mnie z największą uwagą.
Odkąd pamiętam, jako jedyna w rodzinie zwracała się do mnie zdrobnieniem mojego drugiego imienia. Pierwszego, Eleanor, nie znosiła. Dostałam je po zmarłej w dzieciństwie siostrze mojej mamy, co oburzyło babcię, jak dowiedziałam się kilka lat temu. Uważała, że nadanie mi imienia zmarłej to kuszenie losu. Ale, jak widać, miałam się dotąd w miarę dobrze.
-Nie mam HIV ani niczego takiego. Jestem zdrowa. Po prostu mało ostatnio jadłam przez stres i w ogóle.- Odparłam wymijająco. Co miałam powiedzieć, że złapałam paskudnego wirusa Leto, który na początku wykańcza organizm, potem rośnie, rozpychając brzuch, a na koniec wyłazi z człowieka i domaga się, by pielęgnować go aż osiągnie wiek prokreacyjny?
-Rozgość się, twój pokój czeka. Zrobię herbaty i pogadamy przy ciasteczkach.- Babcia objęła mnie i puściła, po czym zniknęła w kuchni.
Widziałam, że tak łatwo mi nie popuści. Nie będzie wypytywać jak mama, która potrafiła zamęczyć człowieka setkami „dlaczego, jak, kiedy, kto…”, ale i tak dopinała swego. Wystarczyło, że patrzyła, a już miało się ochotę wyspowiadać przed nią i wyłożyć swoje żale. Przynajmniej ja zawsze tak się przy niej czułam. Koniecznie muszę mieć się na baczności.
Zaciągnęłam walizki i torby do pokoju, który przy każdej dłuższej wizycie u babci był tylko do mojej dyspozycji. Dosyć obszerny, z meblami, które pamiętałam jeszcze z dzieciństwa, jasnymi i funkcjonalnymi, z dywanem w czarno-kremową kratę, muślinowymi firankami i łóżkiem, w którym nigdy nie mogło mi się przyśnić nic złego. Zauważyłam, że czeka już na mnie świeża pościel, pachnąca używanym przez babcię proszkiem i płynem do zmiękczania, od lat tym samym. Omal się nie rozpłakałam, czując nagły, straszliwy żal do rodziców o to, że nie umieli przyjąć mnie równie rodzinnie, że nie postarali się choćby w połowie tak, jak babcia. Myślałam, że mnie kochają, i może kiedyś tak było, ale rok rozłąki i odległość zerwały nić, która nas łączyła. Nic jednak nie mogło naruszyć tego, co czułam do babci i co babcia czuła do mnie. Wiedziałam o tym, gdy tylko zobaczyłam w jej oczach ból, jakiego przysparzał jej mój mizerny wygląd. Wiedziałam, że martwi się o mnie, a nie o opinię, jaką mogą wyrobić sobie jej znajomi.
Przebrałam się szybko w coś, w czym nie było tak bardzo widać, jaka jestem chuda, przez chwilę zastanawiałam się nad poprawieniem makijażu, potem zrezygnowałam i zmyłam ten, który nałożyłam w domu. Babci nie da się nabrać na cienie do powiek i puder, przejrzy je w mig. Już je przejrzała, gdy tylko zobaczyła mnie przed swoimi drzwiami.
Nim wyszłam z pokoju babcia pojawiła się w nim z tacą, na której piętrzyła się góra domowej roboty ciastek, dzbanek z herbatą i mniejszy z mlekiem, słoik miodu dla niej i brązowy cukier dla mnie.
-Możemy napić się tutaj, domyślam się, że chcesz pooddychać tymi kątami.- Wskazała głową ściany.
-Tęskniłam za nimi. Tu zawsze było tak… domowo. Szkoda, że…- Urwałam, wzruszając ramionami.- Wiesz, jak to teraz u nas było. Hałas, szczekanie psa, narzekanie mamy i Shelley.
-Wiem , Suze. Odkąd ta dziewucha się tam wprowadziła, byłam u twoich rodziców dwa razy: za pierwszym zawiozłam kilka placków na powitanie gościa, za drugim odebrałam blaszki, nawet nie wchodząc do środka.- Babcia postawiła tacę na stole przy oknie i usiadła obok mnie na łóżku.- Jej pies omal nie podarł mi spodni od dresu.- Poklepała mnie po udzie.- Na Boga, jak ty schudłaś. Zjedz teraz kilka ciastek, później zamówimy sobie pizzę albo wegetariańskie sałatki i urządzimy ucztę. Napijesz się wina? Dostałam butelkę wyśmienitego, domowej roboty.- Sięgnęła po talerz z ciastkami i podsunęła mi pod twarz.- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać u mnie na kilka dni? Nie było cię tyle czasu, dziecko, wpadasz na chwilę i od razu chcesz uciekać, a widzę, że coś cię gryzie. To ten chłopak, tak? Nie możesz o nim zapomnieć?- Mówiła, zasypując mnie słowami, ale nie było w nich ani trochę natarczywości ani wścibstwa, tylko szczera radość z moich odwiedzin i troska, której na próżno szukałam u mamy. Rozbrajało mnie to i czułam się coraz bardziej marna i nic niewarta. Dodatkowo zapach ciastek, słodki i kuszący kiedyś, teraz drażnił mój nos, wciskał się do niego, wędrował w dół, aż po minucie czy dwóch zaczęłam mieć mdłości. Z trudem przełknęłam ślinę i sięgnęłam po jedno, zmuszając się do zjedzenia połowy. Rosło mi w ustach, nie chcąc dać się połknąć.
-Przepraszam.- Zerwałam się i pobiegłam do łazienki, w ostatniej chwili zdążając nachylić się nad umywalką. Ciastko, wraz z resztkami obiadu, wylądowało w niej przy wtórze mojego kaszlu.
Przeczekałam najgorsze, potem spłukałam wymiociny i umyłam zęby, w myślach szukając wyjaśnienia, jakim mogłabym usprawiedliwić torsje. Anoreksja? Dosyć prawdopodobne. Depresja, jadłowstręt, problemy w kontaktach z rodziną, takie chyba były jedne z jej objawów, o ile pamiętałam ze szkoły. Jeśli tak, miałam je wszystkie.
Spokojniejsza, z ułożoną mową, wyszłam z łazienki, z miejsca napotykając badawczy wzrok babci. Omiotła mnie spojrzeniem, otaksowała moją figurę, ukrytą pod luźną koszulką i workowatymi spodniami, potem uniosła odrobinę brwi. W tej chwili przypominała mi Constance, choć mama Jr miała dłuższe i ciemniejsze włosy, do tego prezentowała inny typ urody, Coś jednak było w nich podobnego, w oczach, spojrzeniu, w cieple, z jakim patrzyły na świat.
-Co się dzieje, Suze?- Babcia wyciągnęła do mnie ręce, jak zawsze gdy miałam kłopoty albo smutki i pozwalała mi się wypłakać. Teraz też miałam na to straszliwą ochotę: skulić się, zwinąć w kłębek, zmienić się w jeden wielki wodospad łez i oczyścić duszę ze wszystkiego, co sprawiało jej ból.  W tej chwili było to wszystko, począwszy od nieudanego startu w dorosłe życie w LA po dzień dzisiejszy. Najbardziej jednak cierpiałam z powodu tego, co zrobił mi Leto.
Nie tyle usiadłam ile opadłam bezwładnie na posłanie i wtuliłam się w ciepłe ramiona, pozwalając nerwom puścić i zalewając się łzami.
-Jestem w ciąży, babciu. – Wydusiłam z siebie po chwili, pociągając nosem.- I nie wiem, co mam robić. Chyba się zabiję.-Dodałam, do końca poddając się rozpaczy. W tej samej chwili tama, za którą trzymałam targające mną uczucia, runęła do reszty, zmieniając mnie w bezbronną, pozbawioną woli walki dziewczynkę.

                                                                *****
Po perypetiach z wyłączonym od piątkowego wieczoru internetem wreszcie mogę zamieścić następny kawałek przygód (czyżby?) Ellie. Miałam dodać też jej rozmowę z babcią, ale to będzie w następnym rozdziale. 
Pozdrawiam, czekam na opinie i zyebki, jeśli mi się należą za "za mało Shannona" ;)
Yas. 

18 komentarzy:

  1. Przyznam, że jeszcze nie nadrobiłam wszystkich rozdziałów, ale kurcze, tak szkoda mi Ellie :c biedactwo, dobrze że ma chociaż babcię. Ale cóż, jak coś się spieprzy w życiu to zaczyna się pieprzyć też wszystko inne, jak w domino. Podziwiam ją za to, że była tak cierpliwa co do swojej rodziny, ja bym nie wytrzymała. Mam nadzieję, że Ellie jednak nie zabije dzidziusia. Jeeeej, jak ja nienawidzę Emmy. Wrrrrrrrrrr!
    A teraz kończę, bo mi się ekran zamazuje przed oczami, zalewam się łzami. :'(
    Pięknie opisałaś uczucia El.
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :) mam nadzieję, że zdołam już wtedy nadrobić całą historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Muszę przyznać, że sama wczułam się w sytuację dziewczyny, ale dopiero czytając rozdział w całości, po zamieszczeniu. I też zrobiło mi się jakoś nieciekawie.
      Cierpliwość Ellie można tłumaczyć tym, że była zamknięta w swoim świecie, odizolowała się od wszystkich i wszystkiego i cierpiała. Teraz nie ma lepiej.
      Myślę, że następny napiszę w ciągu paru dni. I oby znów nie było awarii netu, bo nie wytrzymam, jak następną sobotę spędzę wisząc na telefonie i słuchając muzyczki, choć operator jak byk ma napisane, że to numer biura technicznego i jest czynny od 8 do 20, w niedziele i święta od 10 do 18. Zapomnieli tylko dodać, że w weekendy nikt nie odbiera.

      Usuń
  2. ZA MAŁO SHANNONA!! czekałam is ie doczekałam, mam nadzieje że niedługo będzie nowy. AH! jak sie ciesze że powiedziała babci o tym dziecku, i że shannon sie odezwał od razu i był miły <3 mysle że ona zostanie u babci na dłużej, że shannon dowie sie o tym że jest w ciąży. Ajak sie w niej zakocha? JAAAAA!! ale mnie poniosło, oczekuje następnego jak najszybciej bo nie wytrzymam!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiedziałam, że za mało. W dodatku coś przeszkodziło mu w rozmowie.
      Snujesz całkiem ciekawe teorie, ale nim ktokolwiek prócz babci dowie się, że Ellie jest w ciąży, minie trochę czasu. I wcale nie będzie sielankowo, choć atmosfera wyraźnie się poprawi. Na osłodę powiem, że babcia weźmie dziewczynę pod swoje skrzydła i nie pozwoli jej wyjechać, dokąd jej nie podtuczy. Jak to babcia...

      Usuń
  3. Dobrze wiesz, że Shannona nigdy nie jest za dużo :D:D Miałam nadzieję, że Ellie jednak zajrzy do tego laptopa, którego Jared jej odesłał czy coś. Oby babcia pomogła jej się jakoś pozbierać, chociaż to w sumie chyba naturalne, że w końcu wszystko puściło i E. wyrzuciła z siebie wszystko co ją męczyło. Ciekawi mnie w jaki sposób Shan czy Jared dowiedzą się o ciąży. :D Czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Laptop! Ellie tak skutecznie go zakopała, że wyleciał mi z głowy, zastąpiony innymi sprawami. A miałam napisać, co w nim jest. Nadrobię w następnym i tym razem nie zapomnę. Każę Ellie trzymać go na wierzchu ;)
      Czy Shannon wspomniał, że mają grać gdzieś w miarę blisko dziewczyny? Chyba tak, więc... może młoda da się jednak wyciągnąć na kawę.

      Usuń
  4. kiss_the_monkey20 stycznia 2014 17:24

    Nie będę cię opierdalać, że czegoś mało, bo prawdę mówiąc nie było mnie tu [rzez... cóż, długo i jak dziś włączyłam komputer i zobaczyłam, że jest AŻ TYLE nowych rozdziałów, to mało się nie posikałam ze szczęścia. Zacznę od tego, że Leto zachował się jak totalny kutas, za co osobiście powiesiłabym go za jaja na szczycie największego budynku w pobliżu i nie puściłabym bez przeprosin z jego strony. Ja rozumiem, Emma to jego asystentka i te sprawy, ale posuwał Ellie, a to niestety do czegoś obowiązuje; szczególnie, że przeżyła z nim swój pierwszy raz. Jakby się przez chwilę zastanowił, to może zobaczyłby, że to Emma od samego początku szukała okazji, żeby pozbyć się Ellie, ale z drugiej strony czego spodziewać się po kimś, kto się z chujem na głowy pozamieniał. Dalej mamy powrót do domu i... cóż, tu mogłabym powiedzieć wiele. Ellie mieszkająca pod schodami, jak Harry Potter... Poważnie, jak nieodpowiedzialną gówniarą trzeba być, żeby zajść w ciążę mając siedemnaście lat? Poważnie, mogłoby się wydawać, że przy ciąży kobieta (czy w tym wypadku dziecko) myśli za dwoje i robi wszystko, żeby dziecko się dobrze rozwijało. A ta mała... pozwala, żeby pies lizał talerz z którego ona przecież cały czas je! Ale nie o tym miałam. Nie spodziewałam się, że wykopią Ellie z jej pokoju, z ich życia, bo tak naprawdę, odsunęli ją od siebie tak bardzo, jakby była obcym człowiekiem, a to mogło zaboleć. Matka też zachowała się jak nastolatka, biegając i rozpowiadając, że jej córka ma narzeczonego (w tej chwili wyobraziłam sobie kobietę biegającą z transparentem i megafonem; jest prawie wpół do trzeciej, wybaczcie). I to jej 'co ludzie powiedzą?'. No ciekawa jestem co by powiedzieli, jakby brat Ellie nie ożenił się z małolatą, jakby się dowiedzieli, że chciał tylko poruchać, że Ellie się sprzedała i że jej matka pieprzy głupoty na prawo i lewo.
    Mięso przy jej pokoju samo w sobie jest obleśne; na miejscu Ellie już po pierwszej prośbie, której małolata nie spełniła, włożyłabym jej to mięso pod poduszkę albo pod łóżko czy chociażby wyrzuciłabym jej to na głowę.
    No i perełka, wisienka na torcie; Ellie w ciąży. W pierwszej chwili jak to przeczytałam, zgłupiałam. Bo przecież jak się pominie jedną tabletkę, to szanse nie są jakoś wybitnie duże, ale jakieś są. Widocznie nieszczęścia trzymają się Ellie; najpierw problemy z hajsem w LA, Leto, starszy Leto, Emma, Shelley, chujowa atmosfera w domu i na koniec ciąża. Mam tylko nadzieję, że jakoś się to rozwiąże.
    Liczyłam też, że może w tym rozdziale dowiem się, co kryje się w laptopie, chociaż może być tak, że po prostu jej go odesłał, bez żadnego kombinowania.
    I Shannon. Lubię tego Shannona, nawet nie odbiega bardzo od mojego wyobrażenia o nim. Chociaż mógłby być mniej... jak to powiedzieć... mniej... mniej... mniej wkurwiający. Nazywanie kogoś pączkiem nie jest fair.
    Tak w sumie pomyślałam, że będąc Ellie zrobiłabym testy na HIV. W końcu wszem i wobec wiadomo, że J. bzyka wszystko i wszystkich, więc nie ma pewności, że czegoś nie przyciągnął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim napisałam o okolicznościach, w jakich Ellie zaszła, dokładnie poczytałam o skutkach pominięcia pigułki. Ogólnie najnaiebezpieczniej jest zrobić to w pierwszym tygodniu zażywania (Ellie zapomniała o trzeciej czy czwartej), inaczej konieczne jest zabezpieczenie tzw. niehormonalne, czyli gumeczki. A tego Leto w programie nie miał, więc...
      Rodzice Ellie zachowali się paskudnie, ale babcia częściowo ich wytłumaczy, choć dla mnie to żadne usprawiedliwienie.
      Haha, testy na HIV :D Może byłyby potrzebne, gdyby chodziło o realnego Dziada, ale mój jest trochę bardziej ogarnięty i nie robi za łatwą, hollywoodzką męską cichodajkę. Sorry, musiałam.

      Usuń
    2. Prawda, ten jest bardziej ogarnięty... Czy taka cichodajka? Czy ja wiem... Przecież wszem i wobec wiadomo, że bzyka WSZYSTKO co na drzewo nie spierdala.

      Usuń
    3. Współczuję temu, co dopadł, czymkolwiek było ;)

      Usuń
  5. A mnie szkoda Ellie, bo ma dziewczyna pecha od samego początku. Najpierw koniec marzeń o życiu w wielkim mieście, potem Leto, a teraz jeszcze rodzice i ciąża. No właśnie. Rodzice. Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, że można tak potraktować własne dziecko. Zero wsparcia. A już najbardziej wkurzył mnie fragment, jak zaplanowali córce całe życie. Nie ważne, że zdecydowali za nią, jak ma wyglądać jej życie. Co z tego, że Ellie jest młoda i ma szansę być szczęśliwa, spełniać marzenia, skoro może pracować i utrzymywać dziecko swojego brata, które swoją drogą ma zająć jej miejsce w domu.Po ostatnim rozdziale tylko czekałam, kiedy dziewczyna wybuchnie i rzuci to wszystko w cholerę. Shelley i jej piesek mnie obrzydzają. Na prawdę niedobrze się robi czytając to. Co do Shannona - jego nigdy za wiele. ; p Dobrze, że babcia wkroczyła do akcji. Oby było lepiej. Młodej się dostało po dupie od życia, mam nadzieję, że teraz będzie z górki.
    Pozdrawiam. xoxox

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samotnej dziewczynie w ciąży nigdy nie jest łatwo i zawsze ma pod górkę, bez względu na to, co zrobi. Coś o tym wiem. Tak więc i Ellie nie będzie miała lekko, choć jej popaprane życie trochę się polepszy. Ale czeka ją jeszcze kilka niespodzianek, z czego przynajmniej połowa będzie dla niej przykra. Nie trzeba będzie długo czekać, już w następnym kawałku coś się znajdzie.

      Usuń
  6. Kiedy nowy rozdział? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewiduję pojutrze zamieścić, więc módlmy się, żeby znów mi internetu nie wywaliło.

      Usuń
    2. Będę się modlić! :) Opowiadanie jest przegenialne, trafiłam na nie przez przypadek w poniedziałek i już przeczytałam wszystkie rozdziały. Z tą ciążą trochę namieszałaś, Jared będzie przez to bardzo wkurzony, ale przynajmniej będzie ciekawie :D

      Usuń
    3. Namieszałam, a jak :) Czasem myślę, że powinnam pisać scenariusze telenowel, atrakcji byłoby tam do bólu.
      Będzie ciekawie, będzie.
      Dziękuję za słowa uznania :)

      Usuń
  7. Bardzo fajne opowiadanie! Wciagnelo mnie bez reszty! Kiedy nowy rozdzial? :)
    -es

    OdpowiedzUsuń