Siedziałam u szczytu stołu w kuchni, udając że nie
interesuje mnie nic poza moją porcją obiadu. Sama go sobie przygotowałam:
gotowane na parze warzywa i smażony na oliwie łosoś z ziołami. Zmuszałam się do
jedzenia, prawie nie czując smaku ryby, choć wiedziałam, że była pyszna. Reszta
rodziny jadła steki z tłuczonymi ziemniakami i sałatą. Rozmawiali przyciszonymi
głosami o tym, co działo się w miasteczku, tata opowiadał o swojej pracy,
Shelley mówiła, jak źle się czuje. Nie było po niej widać żadnych dolegliwości,
wyglądała na zdrową i żwawą. Szczebiotała do siedzącego na osobnym krześle psa,
jakby to on był jej dzieckiem a nie to, które miała niebawem urodzić. Jej
zachowanie było obrzydliwe a brak reakcji moich rodziców dokładał swoje.
Chciało mi się rzygać na widok pochylającej się nad zwierzakiem dziewczyny i
liżącego ją po twarzy psa. Za każdym razem, gdy to robił, mój wzrok wędrował do
jego miski, już opróżnionej z nieświeżych kawałków mięsa. Zostały tylko ślady
krwi i strzępki przyschniętych do naczynia resztek.
-Mamo, czy to konieczne, żeby pies siedział przy
stole?- Odezwałam się, gdy kolejny przełknięty kęs łososia zawahał się w drodze
do mojego żołądka, i tak zbuntowanego od chwili, gdy zrobiłam sobie test
ciążowy.
-Przeszkadza ci?- Shelley wzięła zwierzaka na
kolana w obronnym geście, nie patrząc na to, że pupil natychmiast ściągnął z
jej talerza kawałek steku.
-Ellie, przestań, to tylko…- Mama stanęła po jej
stronie, ale jej nie słuchałam. Byłam skupiona na dziewczynie, która nie dość,
że odebrała mi rodzinę, to traktowała mnie jak kogoś gorszego od siebie, choć
to ona skończyła szkołę specjalną, nie ja.
-Tak, przeszkadza mi. Trudno znieść widok tego,
jak pozwalasz mu oblizywać sobie twarz. Chyba wiesz, że psy liżą sobie tyłki?
Wsadziłabyś psu język pod ogon?- Spytałam złośliwie. Nie umiałam nad sobą
panować i wcale mi na tym nie zależało.- Pomyślałaś, że pies może mieć w pysku
zarazki, które zaszkodzą dziecku, czy może jesteś tak tępa, że nawet nie wiesz,
co to zarazek?
Shelley chwyciła psa mocniej i z płaczem na końcu nosa
opuściła kuchnię.
-Ellie!- Mama z oburzeniem walnęła dłonią w stół,
aż się zatrząsł.
-Żadne „Ellie”, mamo. Kiedyś panował tu porządek,
a teraz pozwala się psu włazić na stół i trzyma jego śmierdzące żarcie przez
pół dnia pod moimi drzwiami, choć tyle razy prosiłam, żeby przestawić miskę w
inne miejsce.- Odparowałam.- Może następnym razem gdy zobaczę jej karmę i
łażące po niej muchy, mam puścić na nią pawia? Wtedy dotrze do ciebie, jak
reaguję na mięso?- Dodałam, mając tym samym usprawiedliwienie dla swoich
mdłości.
-Cherie przyzwyczaiła się, że dostaje jedzenie w
tamtym kącie.
-A ja przyzwyczaiłam się, że jestem we własnym
domu traktowana z szacunkiem, tymczasem moje miejsce zajęła fabryka pcheł. Nie
wystarczy wam, że muszę mieszkać w pokoju pod schodami?- Ze złością rzuciłam
widelec na talerz, nie kończąc posiłku. Od razu poczułam ulgę.
-Ellie, mieliśmy ci o tym nie mówić, ale…- Tata
przykrył moją dłoń swoją i spojrzał pytająco na mamę. Kiwnęła przyzwalająco.-
Latem planuję rozbudowę domu, znaczy chcę dobudować ci pokój z osobnym
wejściem. Jak będziesz pracować musisz mieć ciszę, żeby się wysypiać. Dziecko
będzie płakać, trzeba mu będzie robić mleko po nocach.
-Słucham?- Zrobiłam wielkie oczy, zdumiona. Rodzice
planowali zrobić mi niespodziankę, tylko nie wiedzieli, że wcale mi się ona nie
spodoba.- Więc planujecie za mnie, że pójdę do pracy, tak? Macie już na oku
jakiś etat?- Odchyliłam się w tył. Czułam, że jestem na granicy wytrzymałości a
moje nerwy są napięte jak struny. Bałam się, że wybuchnę, zrobię coś złego
komuś albo sobie, jeśli zaraz, teraz, coś się nie zmieni.
-Myśleliśmy, że na początek mogłabyś załapać się
do pomocy w sklepie u taty. Jedna z kasjerek wychodzi za mąż i wyjeżdża, tata
już rozmawiał z właścicielem i mogłabyś zacząć w następnym tygodniu.
-Musisz tylko przyjść na rozmowę i ustalić
warunki, potem zrobić wymagane badania. Poradzisz sobie, praca nie jest trudna,
trzeba tylko uśmiechać się do klientów i zawsze mieć dla nich dobre słowo. Ale
na początek pewnie każą ci układać towar.
-Nie będę pracować w jakimś zakichanym sklepie.-
Zerwałam się od stołu, patrząc na rodziców jak na obcych. Wkurzyło mnie, że za
moimi plecami ustalili, co będę robić w życiu.
-Ellie, nie możesz siedzieć w domu, twoje
oszczędności… Co zrobisz, jak się skończą? Nie będzie nas stać na utrzymywanie
dorosłej córki. Niedługo w domu pojawi się dziecko, a dziecko kosztuje. Liczymy
na to, że wesprzesz brata idąc do pracy i odciążając nas finansowo.- Mama
uśmiechała się przepraszająco, z rumieńcem wstydu uciekając wzrokiem gdzieś na
boki. Miałam nadzieję, że jej głupio, dostała ode mnie 3 tysiące zaraz po moim
powrocie. Widocznie jednak to było za mało. Mam iść do gównianej pracy w
osiedlowym supersamie, żeby pomóc im ładować pieniądze w dziecko Rolliego.
Ciekawe, co mama powiedziałaby na wieść, że za niecałe 8 miesięcy pojawi się
jeszcze jedno, moje. Ale o tym się nie dowie.
-Wiecie, co mnie zastanawia?- Spytałam spokojnie
pełnym namysłu tonem, choć gotowałam się z wściekłości i byłam straszliwie
zawiedziona. Wszystkim.- W którym momencie spisaliście mnie na straty. Dlaczego
nie wspomnieliście, że Rollie będzie miał dziecko, nie spytaliście, czy możecie
zająć mój pokój, w ogóle o niczym mi nie mówiliście. Nigdy nie powiedziałam, że
już mnie nie zobaczycie, a wy zachowaliście się tak, jakbym umarła.- Oparłam
się dłońmi o blat, nachylona nad nim, żeby lepiej mnie słyszano.- W dodatku
wyobrażacie sobie, że jeszcze wam za wszystko podziękuję i pójdę grzecznie
pracować po 10 godzin w zafajdanym sklepiku? No więc: nie. Nie skorzystam z
propozycji, której nikt nie miał ochoty ze mną omówić, bo za mało się dla was
liczę. Pewnie zasłużyłam na to w waszych oczach, bo mama musiała przeze mnie
odkręcać to, co naopowiadała swoim psiapsiółkom. Może powinnam sprostować i
wyjaśnić im, że nakłamałaś o moim rzekomym narzeczonym, który nie istniał?-
Spojrzałam na mamę, czerwoną na twarzy, patrzącą na mnie z jawną wrogością.
Mogłabym przysiąc, że gdybym była bliżej, dostałabym w twarz, ale stałam po
drugiej stronie stołu, poza jej zasięgiem.- Ułatwię wam sprawę: wynoszę się
stąd. I tym razem nie wrócę, więc to, co zostawię, możecie śmiało sprzedać albo
wyrzucić.- Dla podkreślenia swoich słów uderzyłam płasko dłońmi w stół i
wyszłam do siebie, powstrzymując się przed trzaśnięciem drzwiami. Gdybym to
zrobiła, ścianka działowa mogłaby się rozlecieć.
-Jak ona śmie…- Usłyszałam prawie natychmiast
oburzony głos mamy. Nie chciałam jej słyszeć, robiło mi się niedobrze od tego,
co mówiła, co wszyscy mówili. Miałam wrażenie, że dostałam się przypadkiem do
filmu, w którym obcy podmieniają ludzi na coś innego, infekują ich, odbierając
dobre cechy.
Chcąc zagłuszyć dobiegającą z kuchni paplaninę
złapałam telefon. Wyłączyłam go trzy dni temu, po tym, jak znalazłam w plecaku
zapomnianą pigułkę. Potem o nim nie myślałam, mając w głowie tylko to, że
jestem w ciąży i mam cholerny problem. Teraz włączyłam go i od razu puściłam na
cały głos pierwszą lepszą piosenkę z play listy. Muzyka stłumiła nieprzyjemne
dźwięki zza ścianki, przynosząc ulgę. Usiadłam na łóżku, rozglądając się
energicznie po pokoiku. Powiedziałam, że się wynoszę, i chciałam to zrobić.
Czułam, że jeszcze jeden dzień w tym domu i eksploduję nienawiścią, powiem albo
zrobię coś, czego będę potem żałować, na przykład wygadam się co do ciąży,
chcąc zrobić mamie na złość. Zasługiwała na to, Bóg mi świadkiem, ale nie
chciałam szkodzić sobie. Co innego, gdy dowie się o moim stanie później, po
czasie, gdy obie ochłoniemy. Lepiej to przyjmie, nie widząc mnie w domu, niż
gdybym miała znowu narażać ją na wstyd.
-Wymyśliłaś, więc działaj, Ellie.- Powiedziałam do
siebie.
Musiałam przejrzeć swoje dobra i zdecydować, co
zabrać. Nie mogło być tego wiele, jeśli miałam bez przeszkód poruszać się po
kraju. Na początek blisko, ale i tak zapewne nie obejdzie się bez taksówki.
Wątpiłam, by udało mi się zmieścić w jednej walizce: samych pamiątek i skarbów
z dzieciństwa miałam kilka pudeł. Nie mogłam ich zostawić, były całym moim
życiem. Wspomnienia zawarte w przedmiotach, ot co.
Cichy głosik w mojej głowie zapytał, czy czasem
nie powinnam dołączyć do nich czegoś związanego z Jaredem, przecież on też był
częścią mojego życia, króciutkim fragmentem, ale znaczącym bardziej, niż wiele
dłuższych epizodów. Ale ja już miałam po nim pamiątkę, i to jaką.
-Wyłącz ten jazgot!- Z kuchni dobiegł mnie wrzask
mamy, zaraz po nim odezwało się jazgotanie psa.
-Ani myślę.- Rozdarłam się równie głośno.
-Bo tam wejdę, a wtedy…
-Spróbuj!- Zerwałam się z pozycji siedzącej i
stanęłam na wprost drzwi, co zważywszy na wymiary pokoju wymagało ode mnie
zrobienia raptem dwóch kroków. Nikt jednak nie wszedł, i dobrze, bo byłam w
stanie skrajnego wkurwienia i mogłabym mamę po prostu wyrzucić z powrotem do
kuchni. Czułam, jak adrenalina krąży mi w żyłach, dodając mięśniom energii, ale
trwało to tylko chwilę. Po paru minutach zaczęłam się trząść i musiałam usiąść,
bo nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Nawet nie wiedziałam, że jestem tak
osłabiona z niedożywienia.
Jeśli ja czułam się źle, to co robiłam dziecku,
które we mnie rosło? Czy wchłaniało w siebie wszystkie zdrowe pierwiastki,
każdą odrobinę, którą w siebie wmuszałam, mi nie zostawiając nic?
Wykorzystywało mnie jak jego ojciec, który zabawił się kosztem naiwnej, gówno
wiedzącej o życiu dziewczyny, a potem kazał jej spieprzać z byle błahego
powodu? Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Z punktu widzenia definicji płód
był dla kobiecego ciała pasożytem, niczym więcej.
Jak pozbyć się pasożyta, nie robiąc sobie krzywdy?
Na tę myśl zaczęłam się śmiać, chichotałam, leżąc na plecach w poprzek łóżka i
patrząc na upstrzony zaciekami sufit. Pierwszy raz zastanawiałam się nad tym,
żeby usunąć przypadkową i niechcianą ciążę. Miałam na tyle pieniędzy, by to
zrobić, do tego zdawałam sobie doskonale sprawę, jak bardzo ułatwiłoby mi to
życie. Nie musiałabym się o nic martwić, miałabym swobodę ruchów, wybór,
mogłabym w spokoju zaplanować najbliższe miesiące bez obawy o to, co zrobię po
porodzie. Poza tym jakie perspektywy miała samotna matka dziecka, które nigdy
nie dowie się, kim jest jego ojciec? To żaden powód do dumy, jeśli w metryce ma
się wpisane ‘NN’ w miejscu, w którym inni mają imię i nazwisko swojego taty.
Może kiedyś spotkałabym kogoś, kto dałby mu swoje, ale i tak niesmak by
pozostał. Musiałabym wymyślić jakieś dobre wytłumaczenie, żeby zamknąć
ciekawskim usta i nie narażać się na…
Boże, myślę jak moja matka. Miesiąc w domu, kilka tygodni słuchania, ile
wstydu przyniosłam, i sama zaczynam głowić się, jak go unikać w przyszłości.
Naprawdę muszę stąd uciekać, dla własnego dobra, zanim zmienię się w typową
tutejszą babę.
Przyciszyłam telefon, przy okazji zauważając
powiadomienie o kilku SMS i próbach dodzwonienia się do mnie. Podejrzewałam,
kto mógł się dobijać, i nie pomyliłam się. Shannon. Co prawda nie zostawił
nagrania na poczcie, ale dopytywał się w SMS, dlaczego jestem niedostępna, co
się u mnie dzieje, czy wszystko gra.
Nie za bardzo miałam ochotę z nim rozmawiać, nie
wiedziałam też, co odpisać, więc po prostu nie zrobiłam nic. Zignorowałam
wiadomości. Jeśli zadzwoni, to trudno, jeśli nie… Lepiej dla mnie. Nie był
Jaredem, ale też nosił nazwisko Leto, dla mnie w tej chwili brzmieniem nie
różniące się od stwierdzenia „zachować najwyższą ostrożność”.
Leżałam przez jakieś pół godziny, dokąd nie
poczułam się dobrze na tyle, by nie obawiać się, że zwymiotuję na podłogę albo
zakręci mi się w głowie. Naprawdę, stanowczo za mało jadłam i musiałam być
nieźle osłabiona. A może miałam już anemię? Powinnam pójść do lekarza, ale nie
mogłam, bo zaraz chciałby zrobić mi badania, a te wykazałyby ciążę. Muszę jeść,
choćbym miała robić to na siłę.
Przekręciłam się na bok, napotykając wzrokiem róg
zakopanego pod kołdrą laptopa. Leżał w nogach łóżka od chwili, gdy go
rozpakowałam, nie ruszany ani raz. Nawet nie przeniosłam go gdzie indziej,
zostawiłam, jak to mawiała babcia, jak kot gówno. Zresztą nie tylko laptop
walał się byle gdzie, moje ubrania także. Wisiały na krześle, leżały na stoliku
i pod nim, na uchylonych drzwiach szafy, nawet na niej leżała rzucona przeze
mnie para spodni. Miałam w pokoju niezły bałagan, jakim cudem wcześniej tego
nie widziałam? Co się ze mną stało? Owszem, miałam w domu nieprzyjemną
atmosferę, do tego w jakiś sposób nadal przeżywałam rozstanie z Jr, ale
dlaczego pozwoliłam, żeby zrobił ze mnie ofiarę losu? Przecież mi na nim nie
zależało. Wręcz go teraz nienawidziłam. Jego i Emmy. Niech się sobą udławią,
albo zabzykają na śmierć. Bo na pewno to robią, już ona postarała się o to,
żeby wepchnąć mu się do łóżka, a jeśli wlazła tam raz, to już nie wyjdzie.
Zagra pokrzywdzoną a Leto zaraz pobiegnie ją pocieszać swoim…
Moje żałosne myśli przerwał dzwonek telefonu,
wciskający się zamiast grającej cicho muzyki. Chwyciłam aparat, patrząc na
wyświetlacz. Shannon. Boże, dlaczego? Po co włączałam telefon? Pewnie dostał od
operatora automatyczne info, że mój numer jest już dostępny. Parszywe
powiadomienia.
Musiałam odebrać.
-Słucham.- Odezwałam się najspokojniej jak
umiałam, choć świadomość, że mój rozmówca jest bratem faceta, o którym dopiero
co myślałam, nieco mnie rozbiła.
-Pączek, kurde, co ty odwalasz?- Przywitał mnie
pełen pretensji ton.- Miałaś dać znać, że dojechałaś w całości, miesiąc
telepałaś tyłek do Indiany? Pieszo szłaś?
-Wybacz, Shan, miałam w głowie coś innego, niż
telefonowanie gdziekolwiek.- Zamknęłam oczy i od razu je otworzyłam, widząc pod
powiekami twarz Shannona a obok niej jego brata. Takich, jakimi pamiętałam ich
z parkingu przy hotelu. Tuż przed tym, jak Jr powiedział, że ma u mnie
wykupiony karnet.
-Nie no, rozumiem.- Złagodniał natychmiast.-
Bardzo ci było źle?- W jego pytaniu usłyszałam wyraźną troskę i zrobiło mi się
smutno, jakbym zaraz miała się rozpłakać. Naprawdę nie powinnam była włączać
telefonu, w ogóle nie powinnam była go kupować ani wysyłać Shanowi SMS.
-Możemy o tym nie mówić?- Próbowałam wybrnąć z
niewygodnego tematu, nie chcąc od nowa wszystkiego przeżywać.
-Jasne, pączuszku. Jasne. Widzę, że jeszcze ci nie
przeszło.- Westchnął i odchrząknął cicho. Przez kilka sekund oboje milczeliśmy,
aż cisza stała się więcej niż niezręczna.
-Co tam u ciebie?- Spytałam o to, o co wypadało
spytać, myślami będąc zupełnie gdzie indziej.
-A nic, gramy tu i tam. Ciągle w trasie, ale
niedługo zjedziemy na trochę do kraju. Chyba nawet będziemy gdzieś w pobliżu
ciebie, może wyskoczymy wtedy na kawę?
-Niczego nie obiecuję, sam widzisz, że nie umiem
dotrzymać słowa.- Odparłam gorzkim tonem. Nie chciałam się z nim spotykać. Z
nikim, kto zna Jareda, jest częścią jego ekipy, rodziny, nawet jego fanem.
-Może jednak? Sprawdzę kiedy mamy być najbliżej i
dam ci znać. Nie daj się prosić, cholernie jestem ciekaw, jak sobie radzisz.
-Shan, problem w tym, że mnie już tu nie będzie.
Wyjeżdżam. I to chyba jutro. Dziś jadę do Lafayette, stamtąd dalej.-
Powiedziałam, nim pomyślałam, co mówię. W myślach obrzuciłam się paskudnym
epitetem.
-Co ty pierdzielisz? Wracasz do LA? Super.-
Słyszałam w jego głosie radość i mogłam bez trudu wyobrazić sobie jak się
uśmiecha, od razu wyglądając młodziej i przystojniej. Tak samo jak Jared.
-Nie, wszędzie, tylko nie do LA. Nienawidzę LA,
mam z niego same złe wspomnienia.- Zaprzeczyłam stanowczo.- Jeszcze nie wiem,
gdzie się zatrzymam. Naprawdę nie wiem, mam tyle opcji do wyboru…- Tak, miałam
ich sporo po warunkiem, że najpierw sprawdzę, gdzie można legalnie pozbyć się
ciąży i mieć przy tym dobrą opiekę lekarską, a przy okazji nie spłukać się z
pieniędzy. Kupowanie lewych „środków na wywołanie okresu” przez internet nie
wchodziło w rachubę. Nie chciałam się otruć ani zabić.
-Znudziło ci się mieszkanie na wsi?- Słyszałam,
jak Shan chichocze.
-To też. Mam po prostu pewne kłopoty w
porozumieniu się z najbliższymi, mój brat się żeni, jego nieletnia dziewczyna
jest w ciąży, a moja mama strasznie źle podchodzi do takich sytuacji. Dla niej
to wstyd i hańba.- Wyjawienie przed kimś, że źle mi z rodziną, przyniosło pewną
ulgę, ale od razu zapytałam siebie, czy dobrze robię, mówiąc o tym obcemu
facetowi. Ile z tego usłyszy od niego Jared i co pomyśli? Zrobi mu się choć
trochę żal, czy też dojdzie do wniosku, że jadę kontynuować karierę dziwki?
Pewnie to drugie. Na pewno wywnioskuje, że łatwy zarobek u niego ukierunkował
moją przyszłość w jeden przewidywalny sposób.- No dobra, powiem ci wszystko.-
Dodałam z udawaną rezygnacją.- Gdy mnie nie było, przerobili mój pokój na kącik
dla dziecka a mnie przeprowadzili pod schody, dlatego ciągle mam w domu
zatargi. Mama w kółko biadoli nad wszystkim, moja przyszła bratowa hołubi
swojego rozszczekanego psa, a pies je nadpsute mięso, które stoi pół dnia w
misce przy moich drzwiach i śmierdzi. Mam dość.- Wyrzuciłam z siebie dosyć
chaotycznie i nieskładnie, przy ostatnich słowach zdając sobie sprawę, jak
bezsensownie to wszystko zabrzmiało, i zaczęłam się śmiać. Potem mój wzrok znów
padł na wystający spod kołdry laptop i spoważniałam.- Shan, wiesz może coś na
temat paczki, którą przysłał mi Jared?
-Paczki? Nie. Coś ci wysłał?- Shannon brzmiał,
jakby był szczerze zaskoczony.
-Tak. Wyjeżdżając oddałam mu komputer i
bransoletkę, ale dostałam je kilka dni temu z powrotem. Jeśli możesz, powiedz mu,
że nie życzę sobie podobnych niespodzianek a tę oddam komuś, komu się bardziej
przyda.- Ja, dla odmiany, brzmiałam chłodniej niż styczniowa zadymka. Mówiłam,
jednocześnie wiedząc, że sprzedam oba prezenty, by móc oszczędzać pieniądze z
konta. Domyślałam się, że zabieg ostro nadszarpnie moje oszczędności, więc
każdy grosz był dla mnie na wagę złota.
-Możesz mu to sama powiedzieć, właśnie przyszedł,
dać ci go?- Głos Shannona przycichł, jakby odsunął telefon od twarzy.- Jar,
pączuszek ma ci coś do powiedzenia.- Usłyszałam jeszcze.
Serce zamarło mi w piersi, potem ruszyło galopem,
czułam też, jak pocą mi się dłonie. Nie byłam przygotowana psychicznie na
kontakt z Jr, jakikolwiek, i teraz widziałam, jak perspektywa usłyszenia go
potrafi mną wstrząsnąć. Nie mam pojęcia, co działo się przez najbliższe kilka
sekund, wiedziałam co prawda, że Leto rozmawiają z sobą, ale nie rozróżniałam
słów. Wszystko było dla mnie niezrozumiałym bełkotem, w głowie miałam tylko
jedną myśl: nie chcę go usłyszeć, nie chcę, żeby wypowiedział moje imię, nie
chcę być zmuszona wymówić na głos jego własne.
Najwyraźniej ktoś lub coś miało nade mną litość.
-Dobra, pączek, przekazałam. Nie miał czasu
rozmawiać.- Usłyszałam wyraźny głos Shannona i ledwie powstrzymałam się od
płaczu z ulgi.- Powiedział, że odeśle ci każdą parę majtek, którą zostawiłaś.
Nie powiedziałem mu, że trafią w eter, bo się wyprowadzasz.
-Dzięki, że mu nie wspomniałeś o moim wyjeździe.
Nie chcę, żeby o tym wiedział.- Czułam prawdziwą wdzięczność za to, że Shan
utrzymał moje plany w tajemnicy, choć wcześniej go o to nie prosiłam. Znów, jak
rozdwojona, zastanawiałam się równocześnie nad powodami pośpiechu Jr. Czyżby
leciał na „zwykłą” randkę z Emmą, czy może pędził ją przelecieć? Czy czekała
gdzieś na niego w swoim śmiesznym pasie i pończochach, tryumfując nade mną?
Nawet jeśli czuła się wygrana, to ja pierwsza byłam z nim w łóżku i ja pierwsza
jestem w ciąży.
Swoją drogą, jaką miałaby minę, gdybym jednak
zdecydowała się urodzić i powiedzieć Jaredowi, że będzie tatusiem? Jak bardzo
bym jej w ten sposób dopiekła? Była ode mnie starsza o dobre 10 lat, w jej
wieku rzadko myśli się o dzieciach, a Leto w tej kwestii wydawał się mieć
określone stanowisko i wątpiłam, by dobrowolnie z niego ustąpił. Pewnie jej też
każe brać pigułki, tylko ona raczej ściśle pilnuje godzin. Niezawodna
asystentka i pieprzona przez szefa służbistka w jednym. Ideał kobiety.
-… nerwowy,
odpierdziela jakieś dziwne rzeczy.- Moich uszu dobiegła sama końcówka tego, co
mówił Shannon, ale nie chciałam prosić, żeby powtarzał, bo wydałoby się, że go
nie słucham.- Mnie się wydaje, że on za bardzo…- Głośny hałas przerwał jego
wypowiedź.- Cholera, pączek, zadzwonię później, dobra?
-Dobrze. Pozdrów Tomo.- Rzuciłam na pożegnanie,
ale w słuchawce już rozlegał się sygnał przerwanego połączenia.
Zwinęłam się na boku, patrząc z namysłem na róg
laptopa. Pierwsza z rzeczy, jakie dostałam kurierem od Leto. Dlaczego mi go
przysłał i dlaczego chciał zrobić to samo z rzeczami, których wtedy nie
zabrałam? Większość z nich i tak nie była używana, mógł je komuś oddać, choćby
obsłudze hotelu, pokojówce, komukolwiek. Nie musiał demonstracyjnie odsyłać ich
do mnie, posługując się do tego adresem jakiejś nieznanej mi firmy. Zresztą i
tak ich nie odbiorę, skoro mnie nie będzie. Pewnie wrócą do nadawcy.
Albo odbierze je moja mama a potem otworzy, żeby
zobaczyć co jest w środku. Powiedziałam jej, że komputer kupiłam sama, więc
pewnie wywnioskuje, że następne paczki również zawierają zamówione przeze mnie
artykuły. A co, jeśli Jr wpadnie na pomysł, by dołączyć do jednej z przesyłek
jakiś osobisty liścik i wspomni w nim o naszym układzie? Albo wrednie przyśle
razem z rzeczami pieniądze, dodając na kartce, że za mało wzięłam za swoją
dupę? Byłabym skończona, nie mogłabym pokazać się w domu nigdy więcej. Rodzice
nie znieśliby myśli, że mają córkę-kurwę. Gdyby do tego, nie daj Boże,
dowiedzieli się, że miałam skrobankę… Wtedy równie dobrze mogłabym się zabić,
nie obeszłoby ich to ani trochę.
Dlaczego zawsze jest tak, że w chwili, gdy wydaje
się, że znalazło się wyjście z kłopotliwej, posranej sytuacji, wyskakuje
następna, nie mniej pokręcona? Co miałam zrobić z następnymi przesyłkami, zapowiedzianymi
przez Jr? Wiedziałam, że nadejdą, bo jeśli on coś mówił, to tak było. Skoro
zagroził, że dostanę wszystko, to było pewne, że co jakiś czas kurier zapuka do
drzwi, niestety już nie moich.
Cholera.
Pod wieczór byłam gotowa do wyjazdu. Nie chciałam
czekać ani dnia dłużej, tym bardziej, że babcia zgodziła się mnie przenocować.
Nawet rozmawiając z nią przez telefon słyszałam, że jest zaniepokojona,
spodziewałam się więc, że będzie mnie wypytywać o powód nagłej decyzji o
wyjeździe. Nie mogłam powiedzieć prawdy, ale nie chciałam też zrzucać winy na
rodziców i wielce niedomową atmosferę, jaka tu panowała. Musiałam coś wymyślić…
i znów pakować się w kolejną historyjkę. Ile ich już zmyśliłam od momentu, gdy
wyjechałam rok temu do LA? Wtedy tylko babcia wiedziała, że klepię biedę, teraz
nawet ona nie dowie się o prawdziwym powodzie mojej ucieczki. Czy uwierzy jeśli
powiem, że małomiasteczkowe życie mnie nuży i wolę mieszkać tam, gdzie coś się
dzieje? Nie będzie podejrzliwa, jeśli swój marny wygląd przypiszę depresji po
zerwaniu z chłopakiem? Wiedziała, że zawsze byłam dosyć wrażliwa, więc powinna
zadowolić się takimi wyjaśnieniami. Tyle, że na samą myśl o okłamaniu jej
robiło mi się okropnie niewygodnie samej z sobą. Co innego sprzedać bajkę
mamie, która i tak nie zrozumiałaby prawdy, co innego rzucić byle jaki argument
bratu, zajętemu sobą a teraz też zakładaniem rodziny, a co innego oszukać
osobę, której zawsze zwierzałam się ze swoich sekretów, a ona nie robiła z tego
afery i nie sprzedała mnie rodzicom.
Dodatkowym impulsem, pchającym nie w dołek, była
świadomość, że tym razem wyjeżdżając z Delphi robię to w sposób ostateczny. Czułam
się źle już w momencie, gdy zatrzasnęłam za sobą drzwi taksówki i pożegnałam
ostatnim spojrzeniem dom, w którym spędziłam swoje dzieciństwo i młodość. To
było przygnębiające bardziej niż wszystko i nie byłam przygotowana na emocje,
jakie się z tym wiązały. Nie chciałam tego, ale przepłakałam ponad połowę drogi
do Lafayette, choć kierowca wcale się nie spieszył. Na szczęście o nic nie
pytał, zerkał jedynie z niepokojem we wsteczne lusterko i odkasływał, jakby nie
miał śmiałości zrobić nic więcej.
Pół godziny drogi wydawało mi się stanowczo za
krótkie, żeby się uspokoić, dlatego przed drzwiami mieszkania babci stanęłam
rozdygotana i ze smugami na policzkach. Makijaż, który miał zakryć moją bladość
i cienie pod oczami, spłynął wraz ze łzami, odsłaniając spustoszenie, jakiego
dokonała głodówka. Obarczona plecaczkiem, dwoma torbami i trzema walizkami,
które taksówkarz uprzejmie wniósł za mną do kamienicy, stałam jak skazaniec,
słysząc zbliżające się za drzwiami kroki. Byłam coraz bardziej rozdygotana i
przestraszona: czułam, że cokolwiek babcia powie albo zrobi, ja natychmiast
rozkleję się od nowa i wygadam jak na spowiedzi. Potrzebowałam tego, wręcz
pragnęłam wyrzucić z siebie całe nieszczęście, jakie mnie spotkało i cały ból,
gromadzący się w ciele. Nie mogłam jednak pozwolić sobie na luksus zdradzenia
sekretu, który mógł oddalić ode mnie jedyną przychylną mi osobę. Musiałam wziąć
się w garść i to natychmiast. Kilka głębokich oddechów, szybkie roztarcie
resztek makijażu i…
-Matko Boska, Suze, co się stało? Wyglądasz jak
bohaterka greckiej tragedii.- Babcia prawie dosłownie załamała ręce, stając w
otwartych drzwiach.- Co oni co zrobili? Matka wyrzuciła cię z domu?- Mówiąc,
wciągała do wnętrza mieszkania moje bagaże. Zajmowała trzypokojowe lokum na
pierwszym piętrze kamienicy w jednej ze spokojniejszych dzielnic miasta, mając
za sąsiadów ludzi równie ceniących sobie ciszę przedmieść, jak ona. Renta,
jaką otrzymywała od śmierci dziadka, wystarczała jej na utrzymanie mieszkania i
bezpieczne życie, a drobne dochody z wypieku ciast wspomagały budżet, najczęściej
lądując jako oszczędności na koncie.
-Nie, sama doszłam do wniosku, że nic tam po mnie.
Chyba za długo przebywałam w LA i nie umiem już usiedzieć w miejscu.-
Wyjaśniłam, siląc się na uśmiech.- Zrobiło mi się smutno, że wyjeżdżam, dlatego
płakałam.
-Suze, płakałaś czy nie, wyglądasz strasznie. Ile
ty teraz ważysz? Jesteś tak chuda, że kości wychodzą ci przez skórę. Jesteś pewna,
że czegoś nie złapałaś?- Babcia zamknęła za mną drzwi i oparła się o nie,
oglądając mnie z największą uwagą.
Odkąd pamiętam, jako jedyna w rodzinie zwracała
się do mnie zdrobnieniem mojego drugiego imienia. Pierwszego, Eleanor, nie
znosiła. Dostałam je po zmarłej w dzieciństwie siostrze mojej mamy, co oburzyło
babcię, jak dowiedziałam się kilka lat temu. Uważała, że nadanie mi imienia
zmarłej to kuszenie losu. Ale, jak widać, miałam się dotąd w miarę dobrze.
-Nie mam HIV ani niczego takiego. Jestem zdrowa.
Po prostu mało ostatnio jadłam przez stres i w ogóle.- Odparłam wymijająco. Co
miałam powiedzieć, że złapałam paskudnego wirusa Leto, który na początku
wykańcza organizm, potem rośnie, rozpychając brzuch, a na koniec wyłazi z
człowieka i domaga się, by pielęgnować go aż osiągnie wiek prokreacyjny?
-Rozgość się, twój pokój czeka. Zrobię herbaty i
pogadamy przy ciasteczkach.- Babcia objęła mnie i puściła, po czym zniknęła w
kuchni.
Widziałam, że tak łatwo mi nie popuści. Nie będzie
wypytywać jak mama, która potrafiła zamęczyć człowieka setkami „dlaczego, jak,
kiedy, kto…”, ale i tak dopinała swego. Wystarczyło, że patrzyła, a już miało
się ochotę wyspowiadać przed nią i wyłożyć swoje żale. Przynajmniej ja zawsze
tak się przy niej czułam. Koniecznie muszę mieć się na baczności.
Zaciągnęłam walizki i torby do pokoju, który przy
każdej dłuższej wizycie u babci był tylko do mojej dyspozycji. Dosyć obszerny,
z meblami, które pamiętałam jeszcze z dzieciństwa, jasnymi i funkcjonalnymi, z
dywanem w czarno-kremową kratę, muślinowymi firankami i łóżkiem, w którym nigdy
nie mogło mi się przyśnić nic złego. Zauważyłam, że czeka już na mnie świeża
pościel, pachnąca używanym przez babcię proszkiem i płynem do zmiękczania, od
lat tym samym. Omal się nie rozpłakałam, czując nagły, straszliwy żal do rodziców
o to, że nie umieli przyjąć mnie równie rodzinnie, że nie postarali się choćby
w połowie tak, jak babcia. Myślałam, że mnie kochają, i może kiedyś tak było,
ale rok rozłąki i odległość zerwały nić, która nas łączyła. Nic jednak nie
mogło naruszyć tego, co czułam do babci i co babcia czuła do mnie. Wiedziałam o
tym, gdy tylko zobaczyłam w jej oczach ból, jakiego przysparzał jej mój mizerny
wygląd. Wiedziałam, że martwi się o mnie, a nie o opinię, jaką mogą wyrobić
sobie jej znajomi.
Przebrałam się szybko w coś, w czym nie było tak
bardzo widać, jaka jestem chuda, przez chwilę zastanawiałam się nad
poprawieniem makijażu, potem zrezygnowałam i zmyłam ten, który nałożyłam w
domu. Babci nie da się nabrać na cienie do powiek i puder, przejrzy je w mig. Już
je przejrzała, gdy tylko zobaczyła mnie przed swoimi drzwiami.
Nim wyszłam z pokoju babcia pojawiła się w nim z
tacą, na której piętrzyła się góra domowej roboty ciastek, dzbanek z herbatą i
mniejszy z mlekiem, słoik miodu dla niej i brązowy cukier dla mnie.
-Możemy napić się tutaj, domyślam się, że chcesz pooddychać
tymi kątami.- Wskazała głową ściany.
-Tęskniłam za nimi. Tu zawsze było tak… domowo.
Szkoda, że…- Urwałam, wzruszając ramionami.- Wiesz, jak to teraz u nas było.
Hałas, szczekanie psa, narzekanie mamy i Shelley.
-Wiem , Suze. Odkąd ta dziewucha się tam
wprowadziła, byłam u twoich rodziców dwa razy: za pierwszym zawiozłam kilka
placków na powitanie gościa, za drugim odebrałam blaszki, nawet nie wchodząc do
środka.- Babcia postawiła tacę na stole przy oknie i usiadła obok mnie na
łóżku.- Jej pies omal nie podarł mi spodni od dresu.- Poklepała mnie po udzie.-
Na Boga, jak ty schudłaś. Zjedz teraz kilka ciastek, później zamówimy sobie
pizzę albo wegetariańskie sałatki i urządzimy ucztę. Napijesz się wina?
Dostałam butelkę wyśmienitego, domowej roboty.- Sięgnęła po talerz z ciastkami
i podsunęła mi pod twarz.- Jesteś pewna, że nie chcesz zostać u mnie na kilka
dni? Nie było cię tyle czasu, dziecko, wpadasz na chwilę i od razu chcesz
uciekać, a widzę, że coś cię gryzie. To ten chłopak, tak? Nie możesz o nim
zapomnieć?- Mówiła, zasypując mnie słowami, ale nie było w nich ani trochę
natarczywości ani wścibstwa, tylko szczera radość z moich odwiedzin i troska,
której na próżno szukałam u mamy. Rozbrajało mnie to i czułam się coraz
bardziej marna i nic niewarta. Dodatkowo zapach ciastek, słodki i kuszący
kiedyś, teraz drażnił mój nos, wciskał się do niego, wędrował w dół, aż po
minucie czy dwóch zaczęłam mieć mdłości. Z trudem przełknęłam ślinę i sięgnęłam
po jedno, zmuszając się do zjedzenia połowy. Rosło mi w ustach, nie chcąc dać
się połknąć.
-Przepraszam.- Zerwałam się i pobiegłam do
łazienki, w ostatniej chwili zdążając nachylić się nad umywalką. Ciastko, wraz
z resztkami obiadu, wylądowało w niej przy wtórze mojego kaszlu.
Przeczekałam najgorsze, potem spłukałam wymiociny
i umyłam zęby, w myślach szukając wyjaśnienia, jakim mogłabym usprawiedliwić
torsje. Anoreksja? Dosyć prawdopodobne. Depresja, jadłowstręt, problemy w
kontaktach z rodziną, takie chyba były jedne z jej objawów, o ile pamiętałam ze
szkoły. Jeśli tak, miałam je wszystkie.
Spokojniejsza, z ułożoną mową, wyszłam z łazienki,
z miejsca napotykając badawczy wzrok babci. Omiotła mnie spojrzeniem,
otaksowała moją figurę, ukrytą pod luźną koszulką i workowatymi spodniami,
potem uniosła odrobinę brwi. W tej chwili przypominała mi Constance, choć mama Jr
miała dłuższe i ciemniejsze włosy, do tego prezentowała inny typ urody, Coś
jednak było w nich podobnego, w oczach, spojrzeniu, w cieple, z jakim patrzyły
na świat.
-Co się dzieje, Suze?- Babcia wyciągnęła do mnie
ręce, jak zawsze gdy miałam kłopoty albo smutki i pozwalała mi się wypłakać.
Teraz też miałam na to straszliwą ochotę: skulić się, zwinąć w kłębek, zmienić
się w jeden wielki wodospad łez i oczyścić duszę ze wszystkiego, co sprawiało
jej ból. W tej chwili było to wszystko,
począwszy od nieudanego startu w dorosłe życie w LA po dzień dzisiejszy.
Najbardziej jednak cierpiałam z powodu tego, co zrobił mi Leto.
Nie tyle usiadłam ile opadłam bezwładnie na
posłanie i wtuliłam się w ciepłe ramiona, pozwalając nerwom puścić i zalewając
się łzami.
-Jestem w ciąży, babciu. – Wydusiłam z siebie po chwili,
pociągając nosem.- I nie wiem, co mam robić. Chyba się zabiję.-Dodałam, do
końca poddając się rozpaczy. W tej samej chwili tama, za którą trzymałam
targające mną uczucia, runęła do reszty, zmieniając mnie w bezbronną,
pozbawioną woli walki dziewczynkę.
Yas.
Przyznam, że jeszcze nie nadrobiłam wszystkich rozdziałów, ale kurcze, tak szkoda mi Ellie :c biedactwo, dobrze że ma chociaż babcię. Ale cóż, jak coś się spieprzy w życiu to zaczyna się pieprzyć też wszystko inne, jak w domino. Podziwiam ją za to, że była tak cierpliwa co do swojej rodziny, ja bym nie wytrzymała. Mam nadzieję, że Ellie jednak nie zabije dzidziusia. Jeeeej, jak ja nienawidzę Emmy. Wrrrrrrrrrr!
OdpowiedzUsuńA teraz kończę, bo mi się ekran zamazuje przed oczami, zalewam się łzami. :'(
Pięknie opisałaś uczucia El.
Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :) mam nadzieję, że zdołam już wtedy nadrobić całą historię.
Dzięki :)
UsuńMuszę przyznać, że sama wczułam się w sytuację dziewczyny, ale dopiero czytając rozdział w całości, po zamieszczeniu. I też zrobiło mi się jakoś nieciekawie.
Cierpliwość Ellie można tłumaczyć tym, że była zamknięta w swoim świecie, odizolowała się od wszystkich i wszystkiego i cierpiała. Teraz nie ma lepiej.
Myślę, że następny napiszę w ciągu paru dni. I oby znów nie było awarii netu, bo nie wytrzymam, jak następną sobotę spędzę wisząc na telefonie i słuchając muzyczki, choć operator jak byk ma napisane, że to numer biura technicznego i jest czynny od 8 do 20, w niedziele i święta od 10 do 18. Zapomnieli tylko dodać, że w weekendy nikt nie odbiera.
ZA MAŁO SHANNONA!! czekałam is ie doczekałam, mam nadzieje że niedługo będzie nowy. AH! jak sie ciesze że powiedziała babci o tym dziecku, i że shannon sie odezwał od razu i był miły <3 mysle że ona zostanie u babci na dłużej, że shannon dowie sie o tym że jest w ciąży. Ajak sie w niej zakocha? JAAAAA!! ale mnie poniosło, oczekuje następnego jak najszybciej bo nie wytrzymam!!
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że za mało. W dodatku coś przeszkodziło mu w rozmowie.
UsuńSnujesz całkiem ciekawe teorie, ale nim ktokolwiek prócz babci dowie się, że Ellie jest w ciąży, minie trochę czasu. I wcale nie będzie sielankowo, choć atmosfera wyraźnie się poprawi. Na osłodę powiem, że babcia weźmie dziewczynę pod swoje skrzydła i nie pozwoli jej wyjechać, dokąd jej nie podtuczy. Jak to babcia...
Dobrze wiesz, że Shannona nigdy nie jest za dużo :D:D Miałam nadzieję, że Ellie jednak zajrzy do tego laptopa, którego Jared jej odesłał czy coś. Oby babcia pomogła jej się jakoś pozbierać, chociaż to w sumie chyba naturalne, że w końcu wszystko puściło i E. wyrzuciła z siebie wszystko co ją męczyło. Ciekawi mnie w jaki sposób Shan czy Jared dowiedzą się o ciąży. :D Czekam na kolejny!
OdpowiedzUsuńLaptop! Ellie tak skutecznie go zakopała, że wyleciał mi z głowy, zastąpiony innymi sprawami. A miałam napisać, co w nim jest. Nadrobię w następnym i tym razem nie zapomnę. Każę Ellie trzymać go na wierzchu ;)
UsuńCzy Shannon wspomniał, że mają grać gdzieś w miarę blisko dziewczyny? Chyba tak, więc... może młoda da się jednak wyciągnąć na kawę.
Nie będę cię opierdalać, że czegoś mało, bo prawdę mówiąc nie było mnie tu [rzez... cóż, długo i jak dziś włączyłam komputer i zobaczyłam, że jest AŻ TYLE nowych rozdziałów, to mało się nie posikałam ze szczęścia. Zacznę od tego, że Leto zachował się jak totalny kutas, za co osobiście powiesiłabym go za jaja na szczycie największego budynku w pobliżu i nie puściłabym bez przeprosin z jego strony. Ja rozumiem, Emma to jego asystentka i te sprawy, ale posuwał Ellie, a to niestety do czegoś obowiązuje; szczególnie, że przeżyła z nim swój pierwszy raz. Jakby się przez chwilę zastanowił, to może zobaczyłby, że to Emma od samego początku szukała okazji, żeby pozbyć się Ellie, ale z drugiej strony czego spodziewać się po kimś, kto się z chujem na głowy pozamieniał. Dalej mamy powrót do domu i... cóż, tu mogłabym powiedzieć wiele. Ellie mieszkająca pod schodami, jak Harry Potter... Poważnie, jak nieodpowiedzialną gówniarą trzeba być, żeby zajść w ciążę mając siedemnaście lat? Poważnie, mogłoby się wydawać, że przy ciąży kobieta (czy w tym wypadku dziecko) myśli za dwoje i robi wszystko, żeby dziecko się dobrze rozwijało. A ta mała... pozwala, żeby pies lizał talerz z którego ona przecież cały czas je! Ale nie o tym miałam. Nie spodziewałam się, że wykopią Ellie z jej pokoju, z ich życia, bo tak naprawdę, odsunęli ją od siebie tak bardzo, jakby była obcym człowiekiem, a to mogło zaboleć. Matka też zachowała się jak nastolatka, biegając i rozpowiadając, że jej córka ma narzeczonego (w tej chwili wyobraziłam sobie kobietę biegającą z transparentem i megafonem; jest prawie wpół do trzeciej, wybaczcie). I to jej 'co ludzie powiedzą?'. No ciekawa jestem co by powiedzieli, jakby brat Ellie nie ożenił się z małolatą, jakby się dowiedzieli, że chciał tylko poruchać, że Ellie się sprzedała i że jej matka pieprzy głupoty na prawo i lewo.
OdpowiedzUsuńMięso przy jej pokoju samo w sobie jest obleśne; na miejscu Ellie już po pierwszej prośbie, której małolata nie spełniła, włożyłabym jej to mięso pod poduszkę albo pod łóżko czy chociażby wyrzuciłabym jej to na głowę.
No i perełka, wisienka na torcie; Ellie w ciąży. W pierwszej chwili jak to przeczytałam, zgłupiałam. Bo przecież jak się pominie jedną tabletkę, to szanse nie są jakoś wybitnie duże, ale jakieś są. Widocznie nieszczęścia trzymają się Ellie; najpierw problemy z hajsem w LA, Leto, starszy Leto, Emma, Shelley, chujowa atmosfera w domu i na koniec ciąża. Mam tylko nadzieję, że jakoś się to rozwiąże.
Liczyłam też, że może w tym rozdziale dowiem się, co kryje się w laptopie, chociaż może być tak, że po prostu jej go odesłał, bez żadnego kombinowania.
I Shannon. Lubię tego Shannona, nawet nie odbiega bardzo od mojego wyobrażenia o nim. Chociaż mógłby być mniej... jak to powiedzieć... mniej... mniej... mniej wkurwiający. Nazywanie kogoś pączkiem nie jest fair.
Tak w sumie pomyślałam, że będąc Ellie zrobiłabym testy na HIV. W końcu wszem i wobec wiadomo, że J. bzyka wszystko i wszystkich, więc nie ma pewności, że czegoś nie przyciągnął.
Zanim napisałam o okolicznościach, w jakich Ellie zaszła, dokładnie poczytałam o skutkach pominięcia pigułki. Ogólnie najnaiebezpieczniej jest zrobić to w pierwszym tygodniu zażywania (Ellie zapomniała o trzeciej czy czwartej), inaczej konieczne jest zabezpieczenie tzw. niehormonalne, czyli gumeczki. A tego Leto w programie nie miał, więc...
UsuńRodzice Ellie zachowali się paskudnie, ale babcia częściowo ich wytłumaczy, choć dla mnie to żadne usprawiedliwienie.
Haha, testy na HIV :D Może byłyby potrzebne, gdyby chodziło o realnego Dziada, ale mój jest trochę bardziej ogarnięty i nie robi za łatwą, hollywoodzką męską cichodajkę. Sorry, musiałam.
Prawda, ten jest bardziej ogarnięty... Czy taka cichodajka? Czy ja wiem... Przecież wszem i wobec wiadomo, że bzyka WSZYSTKO co na drzewo nie spierdala.
UsuńWspółczuję temu, co dopadł, czymkolwiek było ;)
UsuńA mnie szkoda Ellie, bo ma dziewczyna pecha od samego początku. Najpierw koniec marzeń o życiu w wielkim mieście, potem Leto, a teraz jeszcze rodzice i ciąża. No właśnie. Rodzice. Zupełnie nie mogę sobie wyobrazić, że można tak potraktować własne dziecko. Zero wsparcia. A już najbardziej wkurzył mnie fragment, jak zaplanowali córce całe życie. Nie ważne, że zdecydowali za nią, jak ma wyglądać jej życie. Co z tego, że Ellie jest młoda i ma szansę być szczęśliwa, spełniać marzenia, skoro może pracować i utrzymywać dziecko swojego brata, które swoją drogą ma zająć jej miejsce w domu.Po ostatnim rozdziale tylko czekałam, kiedy dziewczyna wybuchnie i rzuci to wszystko w cholerę. Shelley i jej piesek mnie obrzydzają. Na prawdę niedobrze się robi czytając to. Co do Shannona - jego nigdy za wiele. ; p Dobrze, że babcia wkroczyła do akcji. Oby było lepiej. Młodej się dostało po dupie od życia, mam nadzieję, że teraz będzie z górki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. xoxox
Samotnej dziewczynie w ciąży nigdy nie jest łatwo i zawsze ma pod górkę, bez względu na to, co zrobi. Coś o tym wiem. Tak więc i Ellie nie będzie miała lekko, choć jej popaprane życie trochę się polepszy. Ale czeka ją jeszcze kilka niespodzianek, z czego przynajmniej połowa będzie dla niej przykra. Nie trzeba będzie długo czekać, już w następnym kawałku coś się znajdzie.
UsuńKiedy nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńPrzewiduję pojutrze zamieścić, więc módlmy się, żeby znów mi internetu nie wywaliło.
UsuńBędę się modlić! :) Opowiadanie jest przegenialne, trafiłam na nie przez przypadek w poniedziałek i już przeczytałam wszystkie rozdziały. Z tą ciążą trochę namieszałaś, Jared będzie przez to bardzo wkurzony, ale przynajmniej będzie ciekawie :D
UsuńNamieszałam, a jak :) Czasem myślę, że powinnam pisać scenariusze telenowel, atrakcji byłoby tam do bólu.
UsuńBędzie ciekawie, będzie.
Dziękuję za słowa uznania :)
Bardzo fajne opowiadanie! Wciagnelo mnie bez reszty! Kiedy nowy rozdzial? :)
OdpowiedzUsuń-es
Zamieściłam w nocy :)
Usuń