sobota, 28 grudnia 2013

Polska, część III.

Przebudziłam się nie bardzo wiedząc w pierwszej chwili, co się dzieje. Leżałam na brzuchu, odkryta od połowy. Coś dotykało moich odsłoniętych pleców, delikatnie i prawie nieśmiało. Usta. Błądziły po mojej skórze, obdarzając ją słodką pieszczotą, od jednej łopatki do drugiej, w dół, wzdłuż kręgosłupa, potem wracały w górę.
Uśmiechnęłam się. To było przyjemne, choć niespodziewane.  Nie denerwowało, wręcz przeciwnie. Jak mogłabym narzekać, gdy działo się coś, co od rana wprawiało mnie w doskonały nastrój? Nie chciało mi się nawet otwierać oczu, mogłabym tak leżeć i poddawać się czułościom bez końca, choć pewnie w którymś momencie przeszłyby w coś śmielszego, kończąc się seksem. A raczej kochaniem się "na dzień dobry". Dlaczego nie?
Do pocałunków dołączył dotyk ciepłej dłoni, przesuwającej się wzdłuż mojego boku i zatrzymującej się na biodrze, gdzie zaczynała się okrywająca mnie kołdra. Potem dłoń prześliznęła się po niej, naciskając na moje pośladki, i zamarła na wgłębieniu tuż nad nimi a palce łagodnie gładziły rozgrzaną snem skórę, wysyłając rozkoszne prądy od opuszek do wrażliwych zakończeń moich nerwów. To było naprawdę przyjemne.
-Hmmm.- Mruknęłam.- Mógłbyś budzić mnie tak co dzień.
-Z największą ochotą, pączuszku. Powiedz tylko "tak", a będę budził cię jeszcze lepiej.- Usłyszałam nad sobą i poderwałam się w górę, trafiając tyłem głowy w coś twardego. Zabolało, ale nie tylko mnie bo facet za mną wydał dźwięk, jakby zderzył się ze ścianą.
Pączuszku? Cholera, więc to nie Jay obcałowywał mi plecy, tylko jego brat? Co on tu w ogóle robił, dlaczego zachowywał się, jakby wolno mu było wszystko, no i, do diabła, gdzie jest Jared?
Na to ostatnie pytanie odpowiedź dostałam natychmiast: w zapadłej ciszy usłyszałam szum lejącej się wody i podśpiewywanie młodszego Leto, dochodzące zza niedomkniętych drzwi łazienki. Sięgnęłam po kołdrę, naciągnęłam ją na siebie i obróciłam się, od razu siadając z podciągniętymi kolanami. Shannon, świeżutki i wypielęgnowany, z włosami ściągniętymi gumką, patrzył na mnie z niekrytym żalem i masował sobie czoło, na którym widać było pokaźne zaczerwienienie.
-Co to miało znaczyć, żebym powiedziała "tak". Oświadczasz mi się, Shan?- Prychnęłam, szukając na podłodze swojej koszulki i majtek. Było mi strasznie głupio, że odebrałam zabiegi kurdupla jako coś przyjemnego. I byłam zła, że ośmielił się budzić mnie, jakbym była jego panienką.
-Zwariowałaś? Nie będę żenił się z laską tylko po to, żeby ją posuwać.- Odparł ze śmiechem, ściszając głos. Choć tyle dobrze, że przynajmniej dbał o to, by Jr nic nie usłyszał.
-Do twojej wiadomości: żeby mnie posuwać, musiałbyś mnie kochać.- Powiedziałam chłodno, patrząc mu w oczy.
-Przecież cię kocham, pączuszku.- Przesłał mi całusa i przesiadł się na fotel, w którym rozparł się typowo po męsku, z szeroko rozsuniętymi nogami, jakby chciał pochwalić się tym, co między nimi ma.
-Tak, jasne.- Burknęłam.- Kochasz mnie miłością czystą i nieskalaną, ożenisz się ze mną i będziemy mieć gromadkę małych Shannonów.
-Dwójka mi wystarczy.- Oznajmił to takim tonem, jakby pewne było, że będziemy mieć dzieci.- Dlaczego nie zakorkowaliście butelki?- Sięgnął po niedopitego szampana, obejrzał go pod światło i pociągnął łyk, po czym skrzywił się z obrzydzeniem.- Wywietrzał, do tego jest ciepły jak siki. Marnotrawstwo. Młody pewnie wolał zakorkować ciebie, co pączuszku? Ostro dawał?- Dopytywał się, szczerze zainteresowany.
-Nie mam zamiaru o tym z tobą rozmawiać.- Zarumieniłam się na wspomnienie ubiegłej nocy i wkurzyłam się na swoją tendencję do czerwienienia się z byle powodu. Co za przekleństwo, szczególnie w sytuacjach, gdy gadam z facetem.
-Musiało być nieźle, pączuszku.- Uśmiechnął się szeroko, wodząc zaciśniętą dłonią po szyjce opartej o udo butelki. W górę i w dół, w górę i w dół... To przypominało masturbację i zapewne tak właśnie miało wyglądać.- Wiesz, nad czym się nieraz zastanawiałem? Na co mam ochotę?- Spojrzał na mnie pytająco.
-Nie wiem.- Odparłam, walcząc z pokusą dodania, że nie wygląda na kogoś, kto w ogóle umie myśleć.
-Jak by to było, gdybym wydupczył tę samą laską, którą posuwał mój brat. Ciekawi mnie, który z nas jest w te klocki lepszy.- Powiedział cicho, pochylając się do mnie.- Młody nigdy wcześniej nie dupczył żadnej dziwki, dopiero teraz mam okazję dowiedzieć się, czym się różnimy, określ tylko swoją cenę, pączuszku.
Więc o to chodziło przez cały czas, pomyślałam. Tylko i wyłącznie o to, żeby potwierdził lub obalił jakiś mit, który sobie ubzdurał. Nie szło mu o mnie, ale o coś w rodzaju konkurencji z Jaredem, test sprawnościowy czy cholera wie co. Dla niego byłam tylko środkiem do osiągnięcia celu i zaspokojenia ciekawości. Okazją, czy raczej okazjonalną kurewką, którą chciał przekupić. Aż się we mnie zagotowało z wściekłości.
-Wyjdź.- Pokazałam palcem kierunek. Chciałam wstać i rozmówić się z Jr, a nie miałam zamiaru paradować w samej koszulce pod okiem kurdupla.
-Powiedziałem coś nie tak?- Shannon dźwignął się z ociąganiem.
-Domyśl się, skoro jesteś taki genialny.- Warknęłam, owijając się kołdrą. Tak opatulona podeszłam do drzwi i otworzyłam je szeroko, patrząc wyczekująco na starszego Leto.
-Obraziłem cię?- Był zdziwiony, ale posłusznie wyszedł na korytarz.- Jeśli tak, to przepraszam.- Wydawał się autentycznie skruszony, miał to nawet wypisane na twarzy, ale nie działało to na mnie w żaden sposób.
-Idź do siebie, usiądź i zastanów się, co zrobiłeś źle.- Zamknęłam drzwi, nim się odezwał. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że właśnie wyprosiłam z pokoju gwiazdę, faceta starszego ode mnie o całe 20 lat, do tego kazałam mu pomyśleć, jak ma się do mnie odnosić. Ja, takie byle co z malutkiej mieściny, rozstawiłam po kątach samego Shannona Leto, jakby był nic nie znaczącym gówniarzem.
Mimo jego potulności nadal czułam złość, teraz na obu braci. Na Jr o to, że z nieznanych mi powodów pozwolił Shanowi zostać w pokoju, gdy ja spałam całkiem nago.
Rzuciłam kołdrę na łóżko, wygrzebałam z walizki jakieś ubranie i zajrzałam do łazienki przez niedomknięte drzwi.
-Można?- Spytałam, nie widząc Jareda.
-Wejdź.- Usłyszałam.
Jr stał przy umywalce i dokładnie oglądał w lustrze swoją twarz, od czasu do czasu przycinając gdzieś dłuższy w tym miejscu zarost. Był mokry, z umytych włosów ściekały mu strumyczki wody i wsiąkały w ręcznik, którym owinął sobie biodra. Wyglądał smakowicie, ale nie przyszłam po to, żeby go podziwiać, choć ciężko mi było tego nie robić.
-Dlaczego mnie nie obudziłeś?- Stanęłam za nim z założonymi rękami, przyglądając się dziwnemu tatuażowi, rozciągniętemu na środku jego pleców.
-Coś się stało?- Spojrzał na mnie z lustra zaciekawionym wzrokiem.
-Shannon się stał.
-Shannon się stał ponad 40 lat temu, przynajmniej tak stoi w jego metryce.- Jr próbował żartować, ale mi nie było do śmiechu.
-Jak mogłeś zostawić mnie z nim, gdy spałam, i tak po prostu iść się kąpać?
-Przecież by cię nie zjadł, to mój brat.
-Który myśli, że jestem chętna dorobić na boku.- Oparłam dłonie na biodrach.
Jared patrzył na mnie z lustra z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
-Domyślam się, że nie jesteś, skoro mi o tym mówisz.- Powiedział po chwili tak długiej, że zwątpiłam, by miał zamiar się odezwać. Zmarszczył na sekundę brwi i wrócił do pielęgnowania zarostu.- Czyli w jakiś tam sposób chcesz być mi wierna?- Rzucił niedbałym tonem, przycinając małymi nożyczkami kilka dłuższych włosków pod nosem.
-W jakiś tam sposób?- Oburzyłam się, mając przy tym wrażenie, że stoi przede mną inny facet niż ten, z którym spędziłam ubiegły wieczór i noc.
-Nie bierz tego do siebie, Ellie. Pochlebia mi twoja lojalność.- Odłożył nożyczki na półkę i przygładził wąsik kilkoma ruchami palców.- Byłbym zawiedziony, gdyby było inaczej, a tego nie lubię.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem, pewna, że ktoś podmienił go w środku nocy na gorszy, starszy model. Taki, jakim Jr był na początku: wyniosły, zdystansowany, obcy, wymagający ode mnie różnych rzeczy.
-Straszna szkoda, że nie przyszło ci do głowy zapytać, co ja lubię.- Rzuciłam dżinsy i sweterek na szafkę obok niego, strącając na podłogę nożyczki i pudełko kremu do twarzy dla mężczyzn.- Skończyłeś się picować? Chciałabym zrobić siku.
-Nie będzie mi to przeszkadzało.- Sięgnął po ręcznik i zaczął wycierać włosy, patrząc na mnie z tajemniczą miną.
-Ale mi będzie.- Zaczęłam się denerwować.- To jak, wyjdziesz, czy mam wynająć sobie osobny pokój tylko po to, żeby móc spokojnie usiąść na kiblu?- Podniosłam głos. Nie chciałam tracić nad sobą kontroli, ale prawie beznamiętne spojrzenie Jr i jego dziwne zachowanie, dodane go cholernie złego początku dnia dawało w sumie coś, co naprawdę wyprowadzało mnie z równowagi.- Jared, co się, do cholery, dzieje? Wczoraj byłeś taki... taki... inny, a teraz wyglądasz, jakbym wymordowała ci połowę rodziny. Nic już nie rozumiem.
-Która godzina?- Spytał, jakby mnie nie słyszał.
-Nie mam pojęcia i nie obchodzi mnie to ani trochę!- Krzyknęłam, wkurzona tym, że mnie ignoruje. Czułam, że jeszcze chwila i rozpłaczę się ze zdenerwowania, do tego zaczynałam się bać, nie wiem nawet, czego.
-O 8 idziemy na śniadanie, przy okazji muszę omówić z chłopakami i Emmą parę spraw, związanych z dzisiejszymi zajęciami przed koncertem.- Cisnął ręcznik na podłogę i złapał mnie w pół. Nie spodziewałam się tego, praktycznie więc padłam mu w ramiona na ugiętych nogach.- Strasznie jesteś płochliwa, Ell. Jak zwierzątko.- Przytulił mnie mocno, kładąc mi dłoń z tyłu głowy, w miejscu, w którym urósł mi guz. Zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Lepiej żeby nie wiedział, w jakich okolicznościach nabawiłam się drobnej kontuzji.- Przepraszam za swoją oschłość, nie była wymierzona w ciebie, po prostu przerwałaś mi układanie planów na dzisiejszy dzień. To mnie zawsze rozdrażnia.
-Bardzo, kurde, śmieszne. Myślałam, że coś zrobiłam źle, albo...- Zabawne, ale poczułam ulgę tak wielką, że przez moment zrobiło mi się prawie słabo.
-Nie nie, wszystko w porządku. Niemniej twoja reakcja trochę mnie przeraziła.- Odsunął mnie od siebie i spojrzał mi w oczy.- Chyba się przez to wszystko nie zakochałaś?
-Jasne, że nie.- Zaprzeczyłam szybko.- Mówiłam przecież...
-Pamiętam, co mówiłaś.- Przerwał mi w pół zdania. Przez jego twarz przemknął dziwny, obcy grymas, jakby niezadowolenia, ale szybko znikł pod szerokim uśmiechem.- Swoją drogą ciekawe, jak wyznanie miłości brzmiałoby w twoich ustach.
-Nie masz większych problemów?
-Powiedz to, Ell.- Jr poruszył brwiami, ściskając mnie mocno za pośladek.- Chcę to usłyszeć.
-Zwariowałeś?- Prychnęłam, rumieniąc się na samą myśl o tym, czego zażądał.- Nigdy nikomu tego nie mówiłam, poza rodziną.
-Powiedz, albo zacznę cię łaskotać.- Zagroził, wbijając mi lekko palec w bok.
-Nie przejdzie mi to przez gardło.- Wygięłam się, próbując uciec przed jego dłonią, ale trzymał mnie mocno.
-Wydaje ci się.- Jr śmiał się głośno, wręcz przesadnie. W ogóle jego pomysł był jedną wielką przesadą.- Powiedz. Jestem ciekaw. Co w tym złego? To tylko na niby, prawda? Jedno kłamstewko ci nie zaszkodzi. Powiedz.- Nalegał. Zachowywał się jak dzieciak, nie jak dojrzały facet.
-Nie.- Wiłam się, nie mogąc uciec, choć łaskotanie powoli zaczynało stawać się nieprzyjemne. Chude palce wbijały mi się w ciało, zmuszając je do gimnastyki, na dodatek pęcherz zaczynał rozpaczliwie domagać się uwolnienia od nadmiaru płynów.- Przestań, to boli.- Złapałam Jareda za nadgarstek i odepchnęłam od siebie jego rękę.
-Powiedz. Jestem kurewsko ciekaw, jak to zabrzmi.- Marudził, ale przynajmniej przestał mnie łaskotać.
-Jestem kurewsko pewna, że zabrzmi nieszczerze. W ogóle coś się tak uparł? Zależy ci? To tylko głupie dwa słowa. Nie wolisz, żeby jakaś dziewczyna powiedziała ci je tak prawdziwie?
-Skoro to tylko głupie słowa to czemu nie chcesz ich powiedzieć? Boisz się czegoś?- Jr uspokoił się, skończył z wygłupami i dla odmiany zaczął przebierać palcami w moich włosach, układając je pasmo po paśmie na moi ramieniu.- A może nie chcesz powiedzieć, bo to prawda?- Zerknął na mnie, mrużąc odrobinę oczy.
Nie umiałam rozszyfrować tego, co w nich było. Prawie stale obecna czujność, poza nią ciekawość, ale też było w nich coś, co wydawało się... nie wiem, groźne?
-Nie chcę powiedzieć, bo to idiotyczne.- Odezwałam się cicho.
-Pomyśl sobie, że ćwiczysz rolę. Zagraj dla mnie. Śmiało. I tak ciągle to robisz.- Jr zachęcał mnie w sobie tylko znanym celu.
-Wcale nie. Nie udaję... szczególnie pewnych rzeczy.- Zaprzeczyłam, znów oblewając się rumieńcem.
-Akurat nie o tym myślałem.- Uśmiechnął się, choć jego oczy pozostały poważne.- Przećwicz swoją kwestię, Ellie. Jestem reżyserem i chcę usłyszeć, jak ją wypowiadasz. Masz powiedzieć...
-Kocham cię, Jay.- Wyrzuciłam z siebie jednym tchem i jęknęłam w duchu, bo zabrzmiało to jak prawdziwe wyznanie, nie jak to, czym miało być.- Zadowolony? Możesz teraz wyjść?- Odepchnęłam się od niego, czując się potwornie niezręcznie. Nie umiałam nawet patrzeć mu w oczy, omijałam go wzrokiem, choć przecież wiedziałam, że wszystko to tylko na niby.
-Widzisz, nie było tak trudno.- Powiedział po chwili zduszonym głosem.- Kurwa, Ellie, aż mnie dreszcz przeszedł. Lepiej nie powtarzajmy takich ekstremalnych zabaw w słówka. I nawet nie proś, żebym się zrewanżował.- Zastrzegł od razu.
Nie miałam zamiaru go o to prosić. Wystarczająco źle czułam się z tym, że uległam i powiedziałam to, co chciał. Nie musiałam dokładać sobie słuchaniem, jak powtarza to samo. Bałam się, że to by mogło zaboleć, szczególnie świadomość, że to wcale nie jest prawda, tylko gra, następny etap udawania. Bardzo chciałam usłyszeć kiedyś "Kocham cię" od kogoś, kto naprawdę będzie tak czuł. Od kogokolwiek. Nawet od Jr.
-Idę się ubrać, a ty ogarnij się szybciutko, bo czas ucieka.- Poczułam obejmujące moją głowę dłonie, potem delikatny dotyk ust na czole.- Coś mi mówi, że nie tak do końca kłamałaś.- Dodał, wychodząc z łazienki.
-Chyba w to nie wierzysz?- Powiedziałam cicho, żeby nie słyszał. Nie powinien myśleć, że dałam się namówić przez to, co czuję. Nie było tego aż tak wiele, by usprawiedliwiać miłosne wyznania. Troszkę, odrobinę, i to głównie sympatii, pomieszanej z fizyczną fascynacją. A tego przecież nie można brać za zakochanie.
Prawda?

Patrzyłam w okno busa, którym jechaliśmy na koncert. Ruchliwe, wydające się być ciasnym, miasto tętniło życiem, a ja mogłam przyjrzeć się wszystkiemu dokładniej, niż dzień wcześniej.
Nie byłam dotąd prawie nigdzie, więc nie miałam porównania poza swoim miasteczkiem, Lafayette i LA. Londyn widziałam "przez chwilę", ale nawet przy nim wydawało mi się, że Polska jest cała obwieszona billboardami. Wszędzie było ich pełno, pojawiały się jeden za drugim, jakby ktoś postawił sobie za cel zasłonięcie nimi ścian domów, drzew, wszystkiego, co można by było zobaczyć. Albo jakby zakrywał nimi coś, co było brzydkie. Gdyby chciał tak zrobić, powinien powiesić billboardy na polskich mężczyznach. Nie tych młodych jak ja, choć czasem i na nich, ale głównie na starszych. W życiu nie widziałam tylu facetów w wieku mojego taty, którzy wyglądaliby na tak zapuszczonych, bez gustu. Pomijając tych ubranych w garnitury, zapewne biznesmenów, reszta wyglądała tak, jakby w życiu nie słyszeli o czymś takim, jak środki kosmetyczne- poza maszynką do golenia, a i to nie zawsze- albo dobry fryzjer. Choć czyści, ubrani byli tak, jakby wyjmowali części garderoby na ślepo, bez prób łączenia ich w sensowne komplety.
Najbardziej jednak zwracały moją uwagę ich twarze, z siateczkami popękanych żyłek, zmarszczkami, zupełnie jakby należały do ludzi o parę lat starszych. Może po prostu taka była uroda polskich mężczyzn i ci młodzi też będą kiedyś wyglądali, jakby nigdy nie użyli nic, poza wodą po goleniu. Przy nich Jr wyglądał jak... nasuwało mi się określenie "młody bóg", ale wydało mi się śmiesznie nie na miejscu, zważywszy na jego erotyczną działalność. Za nic nie pasowała mi do boga, chyba że z greckiej mitologii. Ci lubili sobie pozapinać.
Popatrzyłam na Jareda, siedzącego po mojej prawej i zajętego czytaniem zapisanych drobnym maczkiem kartek. Poruszał ustami, jakby chciał nauczyć się na pamięć wierszyka na szkolną uroczystość. Skupiony i odległy myślami wyglądał poważnie, ale też uroczo. Dotknęłam dłonią jego uda, opiętego czarnymi spodniami.
-Co to?- Spytałam, gdy na mnie spojrzał.- Czytasz notatki?
-Teksty.- Uśmiechnął się z roztargnieniem.- Zdarza mi się zapominać słowa, szczególnie ze starszych kawałków.
-Serio?- Zrobiłam wielkie oczy.- Przecież sam je pisałeś.
-Jestem tylko człowiekiem, Ell, mam swoje słabości. Jedną z nich jest tendencja do zapominania różnych rzeczy.- Powiedział, jakby odczytał moje myśli o jego domniemanym boskim pochodzeniu.
Zmierzyłam go pełnym powątpiewania wzrokiem. Nie wyglądał mi na kogoś, kto ma jakiekolwiek słabości, tym bardziej sklerozę. Miałam wrażenie, że mógłby pamiętać o wszystkim i wytknąć komuś drobne potknięcie sprzed lat, tak jakby w jego głowie siedział maleńki skrzat i notował wszystko w maleńkim notesiku, by w odpowiednim czasie móc uderzyć.
-Schowasz?- Jr podał mi kartki, złożone starannie rożek w rożek.- Będziesz pod ręką, gdybym ich potrzebował.
-Jasne.- Odebrałam je, myśląc nad tym, jak bardzo musi mi ufać, skoro przyznał się do swojej słabej pamięci i zrobił osobą, do której zwróci się w razie czego. Czy wcześniej zajmowała się tym Emma? To ona trzymała teksty i czekała w pobliżu, by ratować sytuację?
Złożyłam kartki na pół i wsunęłam do jednej z przegródek w plecaczku, niechcący wyrzucając na kolana słoiczek z pigułkami. Jego zawartość zagrzechotała cicho, zwracając uwagę Leto. Podniósł go i przyjrzał się drobnym różowym tabletkom.
-Bierzesz je, prawda?- Spytał szeptem.
-Co dzień o ósmej wieczorem.- Przyznałam z dumą, że sama już o tym pamiętam.
-To świetnie. Nie muszę chyba mówić, jak byłbym zły, gdybyś...- Jr zawiesił głos, nie kończąc, ale nie musiał tego robić.
-Spokojnie, żadnej nie opuściłam. Nie wyobrażam sobie, żebym...
-Ja też.- Przerwał mi.- Nie chcę mieć dzieci. W moim wieku już się o tym nie myśli.- Wzruszył ramionami, mając nieprzeniknioną minę.
-A jakbyś się zakochał?- Palnęłam, ciekawa co odpowie. Może tym pytaniem coś z niego wydobędę, jakoś wyciągnę, czy przypadkiem nie zauroczył się mną choć odrobinę?
-Zakochał?- Roześmiał się.- Zebrało ci się na żarty? Tacy jak ja się nie zakochują, Ellie. Nie ma opcji. Poza tym w kim miałbym się zakochać? Chyba nie myślisz o sobie? Za młoda jesteś.
Coś we mnie zamarło i poczułam się tak, jakby część mnie pokryła się warstwą lodu. Nie to chciałam usłyszeć i słowa Jr zabolały mnie jak wbite w ciało igły.
-Tak? Ale do pieprzenia jestem w odpowiednim wieku?- Uniosłam się od razu, urażona.- Uważasz, że nie można się we mnie zabujać, bo co?- Starałam się mówić cicho, szeptać, choć kosztowało mnie to sporo wysiłku.
-Nie złość się.- Jared położył mi dłoń na ramieniu. Miałam szczerą ochotę ją strząsnąć, ale nie chciałam robić sceny.- Zrozum, między nami jest 19 lat różnicy, to całe pokolenie. Myślimy inaczej, widzimy świat inaczej, w dodatku ja żyję w specyficzny sposób. Nigdy byśmy nie znaleźli wspólnego mianownika. Nie ma szans.
Lepiej nie fantazjuj, Ellie, sama sobie zrobisz krzywdę.- Spojrzał na wnętrze busa.- Pogadamy o tym później.
-Nie ma o czym.- Burknęłam, odwracając się do okna.
Więc mam nie fantazjować? Czy on w ogóle wie, co mówi, czy też robi to specjalnie, chcąc mnie, bo ja wiem, zgnębić? Jak mam nie myśleć w pewien sposób, jeśli ten chudzielec zachowuje się tak, jak poprzedniego wieczoru? Przecież widziałam i słyszałam coś, co wyglądało na objawy zabujania, ślepa nie jestem. Ani głupia.
-Niczego sobie nie wymyślam.- Wróciłam do tematu, jednak widząc powód do dalszej rozmowy tu i teraz, nie za ileś tam godzin. Pochyliłam się do Jr, prawie dotykając go czołem, ale nie chciałam, żeby ktoś słyszał, co mówię.
-Odniosłem wrażenie, że owszem, coś sobie uroiłaś na mój temat i starasz się to potwierdzić.- Jared westchnął z rezygnacją.- I tu cię nie rozumiem, bo wciąż powtarzasz, jak bardzo nie chcesz ode mnie nic poza seksem. I kasą. Dostajesz jedno i drugie, ale na nic więcej bym na twoim miejscu nie liczył.
-No to dlaczego zachowujesz się jakbyś...- Urwałam, widząc wlepione w siebie oczy Emmy. Nasłuchiwała, cała jej postawa mówiła, że próbowała wychwycić coś z naszej rozmowy. Wróciłam wzrokiem do Jareda i znów naszła mnie myśl, że on udaje, zaprzecza, bo najnormalniej w świecie głupio mu przyznać się do własnych uczuć. Nie uwierzyłam mu i tyle.- Masz rację, odłóżmy to na później.- Na złość Emmie objęłam dłońmi jego twarz i pocałowałam go lekko.- Masz przed sobą występ, lepiej myśl o nim, nie o moich fantazjach.- Dodałam pogodnie.
-Mądra dziewczyna.- Uśmiechnął się z zadowoleniem.
Niech mu będzie, choć wcale nie czułam się mądra. Mimo tego co powiedział nie miałam ani trochę większego pojęcia co się dzieje, niż wcześniej. W którymś momencie kłamał, a ja miałam prawie pewność, że robił to, gdy mówił, że sobie wymyślam. Jeśli powrócimy do rozmowy po koncercie nie dam się spławić byle czym i spytam wprost. 

Nigdy nie widziałam tylu osób w jednym miejscu i w jednym czasie, do tego na tak małej przestrzeni. Miałam wrażenie, że przede mną rozpościera się morze ludzkich głów, musiały ich być całe tysiące, w większości dziewczęcych. Mnogość widzów wstrząsnęła mną i sprawiła, że poczułam się niepewnie, jakbym to ja miała wyjść na scenę i zaśpiewać.
Ukryta z boku za sceną mogłam obserwować to, co się na niej dzieje, i to, co działo się przed nią. Chwilowo było spokojnie, choć gwar tysięcy głosów mógłby z powodzeniem zagłuszyć szum oceanu. Ekipa rozstawiała sprzęt, co rusz ktoś wnosił coś innego, sprawdzał, czy wszystko działa, czy zostało prawidłowo podłączone… Dla mnie wyglądało to na potworne zamieszanie, choć nie mogłam nie zauważyć, że sprawiało też wrażenie swoistego tańca, w którym każdy członek ekipy doskonale odnajdował swoje miejsce i wiedział, co robić. Nikt nie wchodził nikomu w drogę, niczego nie szukał, wszystko było dobrze dopracowane. Stojąc w kącie przy olbrzymim głośniku czułam się jak piąte koło u wozu, całkiem niepotrzebna. Choć nie, ja też miałam swoją rolę w całym tym bajzlu: trzymałam w plecaku teksty, byłam kimś w rodzaju suflera, czekającego na moment, w którym stanie się niezbędna jego pomoc.
Coś podkusiło mnie, żeby zejść niżej, pod scenę, i stamtąd spojrzeć w górę na trwające jeszcze przygotowania. Bez problemu znalazłam schodki i zbiegłam po nich, prawie wpadając na jednego z ochroniarzy, który praktycznie wyrósł przede mną jak ściana. Powiedział coś, czego nie zrozumiałam.
-Jestem dziewczyną Jareda.- Wskazałam na identyfikator, który Emma dała mi po wyjściu z busa. Co prawda na nim nie było napisane to, co powiedziałam, ale dawał mi prawo bez przeszkód poruszać się po terenie imprezy. Mogłam wchodzić nawet do garderoby, gdyby naszła mnie taka ochota.
-Proszę nie podchodzić do barierek.- Ochroniarz odezwał się po angielsku, mówiąc twardo, ze śmiesznym akcentem. Miał przyjemny, ciepły głos i równie miłą twarz z dużymi, szarymi oczami, w których teraz odbijały się światła wiszących nad sceną reflektorów.
-Chcę tylko popatrzeć.- Wyjaśniłam. Zerknęłam na jego identyfikator, ale ciężko mi było przeczytać, co jest na nim napisane. Istny łamaniec językowy dla kogoś, kto nie potrafi połączyś w wymowie głosek c, z i s w sensownie brzmiące dźwięki. Do tego ogonki przy samogłoskach, zapewne zmieniające ich wymowę.
-Proszę stanąć tutaj.- Facet wskazał mi miejsce obok siebie, bardziej z przodu, przy rogu sceny. Wyminęłam go i zatrzymałam się tam, gdzie kazał, zadzierając głowę by zobaczyć, co dzieje się na górze, ale scena pogrążona była w mroku a światła oślepiały mnie, przez co ledwie widziałam kilka poruszających się tam postaci. Potem reflektory zgasły i...
W ciszy, jaka nagle zapadła, rozległo się uderzenie w bębny, potem następne i następne, a przy każdym ciemność rozjaśniało niebieskie, pulsujące światło. Usłyszałam pierwsze tony muzyki, tak głośne, że nie zagłuszyły ich nawet krzyki i piski dziewcząt z widowni. Nie wiem dlaczego, ale poczułam ogromną ekscytację, serce biło mi w rytm bębnów, równie mocno, krew zaczęła żywiej krążyć, zrobiło mi się gorąco. Miałam wrażenie, jakbym przeniosła się do innego, równoległego świata, przesyconego czymś, czego dotąd nie znałam, ale co bardzo mi się podobało. Światła na scenie pulsowały, rozbłyskiwały i gasły, ekran z tyłu rozjarzył się jasno, ukazując to, co działo się na niej.
Wtedy rozległ się głos Jareda. To było tak, jakbym dopiero teraz usłyszała go po raz pierwszy, tak naprawdę. Wcześniejsze razy przestały się liczyć. Teraz, w tej chwili, zrozumiałam, z kim byłam przez ostatnie tygodnie. To nie był zwykły człowiek, to był ktoś więcej, ważniejszy, liczący się bardziej niż ja lub ktokolwiek, kogo znałam. Patrzyłam na niego, ubranego na czarno, z włosami rozrzuconymi na ramionach, słuchałam, i nie wierzyłam, że jeszcze dziś, za kilka godzin, znajdę się z nim w jednym pokoju. Czułam się tak, jakby ktoś zdjął mi z oczu zasłonę, która krzywiła rzeczywistość. Nic nie pozostało z mojego nieco kpiącego nastawienia do Leto, ani odrobina tego, co myślałam o nim przedtem. Ale żeby pojąć, kim jest, musiałam go zobaczyć na scenie, musiałam usłyszeć jak reaguje na niego tłum. Miałam ochotę krzyczeć tak jak reszta widowni, przejść przez barierki, wmieszać się w ciżbę i przeżywać występ z dziewczynami, nawet płakać razem z nimi. Byłam wzruszona i nie wstydziłam się tego, że oczy mam pełne łez. Tam był mój facet, nie ważne, czy udawany, czy nie. Człowiek, który ubiegłego wieczoru pokazał mi swoje inne, nowe i piękne oblicze, gość, który mógł się we mnie... Nawet, jeśli miał rację gdy mówił, jak wiele nas dzieli. Przeszkody są po to, by je przekraczać, zdobywać, dlaczego my nie moglibyśmy spróbować?
Gdzieś we mnie rozległ się cichy głosik, mówiący, że moje myśli wynikają z emocji, jakie wzbudza we mnie koncert. Kazałam mu się zamknąć. Chciałam wierzyć, że nie czuję tego, co czułam, przez piski fanek Jareda, a dlatego, że on jest kimś wyjątkowym. I dlatego, że teraz, dziś, i przez najbliższe dni należy do mnie. Czy mogłabym, czy umiałabym pokazać, że jestem warta czegoś bardziej znaczącego, niż krótki romansik? Dałabym radę zburzyć mur, którym Jr otoczył się, nie chcąc wyjawić mi niczego o swoich uczuciach? O ile wcześniej myślałam o ewentualnym zaangażowaniu z jego strony pod kątem własnej wygody, o tyle teraz byłam oczarowana jego widokiem i śpiewem. Widziałam go w nowy sposób, jakbym poznała go po raz drugi i wpadła w zachwyt.
Prawdopodobnie nie różniłam się w tej chwili niczym od rozszalałych nastolatek zza barierek. Właściwie byłam jedną z nich, choć dzieliło mnie od nich ogrodzenie. Przysunęłam się do niego, chcąc poczuć większą jedność z tłumem, i pożałowałam: prawie natychmiast ktoś pociągnął mnie za włosy, wrzeszcząc na cały głos "Jared". Szarpnęłam się w przód, robiąc przy tym obrót o 180 stopni, i spojrzałam na dziewczynę, która ze zdziwieniem patrzyła na swoją zaciśniętą na barierce dłoń, spod której wystawała spore blond pasmo. Upuściła je i nie zwracając na mnie uwagi wróciła do oglądania show, od nowa skandując imię młodszego Leto. Więc nie pociągnęła mnie z włosy specjalnie, po prostu złapała je razem z barierką, nawet tego nie czując. Mimo to widziała przecież, że stoję tuż przed nią, a jednak zignorowała mnie, jakbym była powietrzem. To mnie wkurzyło, nawet nie wiem czemu, ale miałam ochotę się na niej odegrać, choć szczerze mówiąc nic mi nie zrobiła. Chyba jakaś część mnie czuła przymus pochwalenia się tym, że jestem blisko jej idola, bliżej nawet, niż mogła pomyśleć. Tylko jak...? Nie mogłam podejść do niej i powiedzieć, że jestem dziewczyna Jr, bo mogła mnie nie zrozumieć albo nie uwierzyć. Zresztą to byłoby głupie i prostackie. Mogłam co prawda poczekać do końca koncertu i na przykład objąć Jareda, gdy będzie schodził ze sceny, robiąc to tak, żeby dziewczyny stojące w pobliżu schodków mogły to widzieć, ale nie było pewne, że Leto zejdzie właśnie po tej stronie. Szczególnie, że niedaleko stała perkusja Shannona.
Musiałam wyglądać dziwnie, gdy stałam tak, rozglądając się dokoła z namysłem, bo podszedł do mnie ochroniarz, ale nie ten, z którym przedtem rozmawiałam. Wyciągnął rękę, jakby chciał złapać mnie za ramię, więc cofnęłam się pod barierki, tym razem pilnując, żeby nie zbliżyć się do nich za bardzo. Facet spytał o coś i chwycił mnie za łokieć, wskazując drugą stronę ogrodzenia: najwyraźniej myślał, że przeszłam przez nie i być może chciał wyprowadzić mnie z imprezy. Na szczęście jego kolega interweniował, krzycząc ze śmiechem kilka słów, wśród których rozpoznałam imię Jareda.
Odechciało mi się stania pod sceną, wbiegłam więc po schodkach i ustawiłam się na posterunku niedaleko Shannona. Co prawda nie widziałam stąd wszystkiego, Jr znikał mi chwilami z oczu, ale cieszyłam się tym, że wciąż go słyszę. Poza tym widok jego brata, zapamiętale tłukącego w bębny, był swego rodzaju rekompensatą. Shan wyglądał, jakby był w swoim żywiole. Ociekał potem, włosy lepiły mu się do czoła, ale widać było, że to co robi sprawia mu przyjemność. Kołysał się do rytmu, kiwał głową, uśmiechał się, a co najlepsze grał na ślepo, prawie nie patrząc, gdzie uderza pałeczkami. Pomyślałam sobie, że takiego go jeszcze nie znałam. Nawet moment, w którym spojrzał w moją stronę i pokazał mi język, wywalając go aż na brodę, nie miał w sobie odrobiny znanej mi dobrze sprośności. Był po prostu zabawny.
W ogóle nie miałam pojęcia, jacy są jako muzycy. Nie wychyliłam nosa poza pewne sprawy, a zetknąwszy się z nimi wpadłam w szok, pomieszany z zachwytem i oczarowaniem. Jared biegał po scenie, śpiewał, krzyczał do tłumu, a ten odpowiadał mu piskami i aplauzem. Shannon szalał, Tomo śmiał się prawie cały czas, a ja stałam, patrzyłam, słuchałam i zatracałam się we wszystkim. O ile nigdy wcześniej nie słyszałam większości śpiewanych przez Jr piosenek, o tyle na czas koncertu dołączyłam do grona jego fanek, będąc bardziej rozgrzana, niż wszystkie one razem wzięte. Świadomość, że niebawem wrócimy do hotelu i zostaniemy sami przyprawiała mnie o szybsze bicie serca: chciałam go, cholernie chciałam, czułam fizyczną potrzebę dotykania go wszędzie i poddawania się jego dotykowi. Wiedziałam też, że właśnie ja go dziś dostanę, nie jakaś inna dziewczyna czy kobieta.
Nie Emma. Widziałam ją, stała niedaleko i wpatrywała się w Leto z miną świadczącą o podobnych do moich odczuciach. Połowa jej twarzy kryła się w cieniu, ale na tej, którą oświetlały reflektory, malował się zachwyt i coś, co wzięłam za bolesną tęsknotę. Więc tak jak myślałam, nie pozbyła się słabości do Jareda, choć prawdopodobnie to ukrywała. Możliwe, że żałowała swojego wyboru sprzed lat, ale nie współczułam jej z tego powodu. Dla mnie jej rezygnacja ze związku z Leto była korzystna, i jeśli jest tak, jak myślałam, nie zmieni się to tak szybko.
Emma wyczuła chyba, że na nią patrzę, bo obróciła się gwałtownie, mrużąc oczy. Zmierzyła mnie pełnym wyższości wzrokiem i wróciła do obserwowania show. Wyglądała żałośnie, podstarzała, brzydka blondynka, gapiąca się na swojego niedoszłego faceta tak, jakby chciała go zjeść. Nie wiem, dlaczego uważała, że jest lepsza ode mnie, skoro przegrała na własne życzenie. Wredna część mojego "ja" na chwilę przejęła nade mną kontrolę: niby przypadkiem, zmieniając miejsce, przeszłam koło niej i nachyliłam się, gdy ją mijałam.
-Ja nie wybrałabym kariery, ale jego.- Powiedziałam cicho z fałszywym współczuciem.- Będziesz umiała na nas patrzeć? Może czas pomyśleć o zmianie pracy?
-Suka.- Usłyszałam pełen jadu szept z jej strony i uśmiechnęłam się pod nosem. Może i byłam suką, ale suką, która dzieliła łóżko z przedmiotem jej westchnień.

-Wreszcie.- Jr rzucił na łóżko torbę z prezentami od fanów i odetchnął głęboko. Nie wyglądał na zbytnio zmęczonego, choć trochę było po nim widać, że przez kilka godzin dawał z siebie wszystko. Miał zmierzwione włosy, przepocone ubranie, ale dla mnie w takim stanie był uosobieniem męskości.
Delikatnie zamknęłam za sobą drzwi pokoju i oparłam się o nie, patrząc na Leto z prawdziwą przyjemnością. Wciąż widziałam w nim energię, która buchała z niego podczas koncertu. Jak facet po czterdziestce mógł w ogóle wykrzesać z siebie tyle sił, do tego wyglądając tak, jakby właśnie to było dla niego na porządku dziennym?
-Podobało ci się.- Stwierdził, jakby to było pewniejsze, niż kurs dolara.
-Aż tak widać?- Uśmiechnęłam się, upuszczając na podłogę plecak.- Byłeś niesamowity, Jay. Nie wiedziałam...
-To teraz wiesz.- Podszedł do mnie blisko, prawie stykając się ze mną brzuchem.- Ellie...
-Tak?
-Jesteś głodna?- Spytał, trącając mnie nosem w policzek. Wyczułam jego nastrój, bardzo seksowny, i przeszedł mnie dreszcz.
-Nie.- Przesunęłam dłońmi po jego ramionach, czując przez ubranie jaki jest gorący. Ja też taka byłam.
-A może chcesz się czegoś napić?- Mruknął cicho.- Mógłbym coś zamówić, jeśli chcesz.
Czy on w ogóle zdawał sobie sprawę, co ze mną robi i jak na mnie w tej chwili działa? Powietrze wokół nas przesycone było jego zapachem, budzącym moje najbardziej prymitywne instynkty i żądze i powoli zmieniającym mnie w gotową na jego zachcianki samicę. Zrobiłabym wszystko, żeby tylko go mieć. To, co czułam podczas koncertu, teraz wybuchło ze zdwojoną siłą, prawie pozbawiając mnie rozsądku.
-Mógłbyś zamówić dla mnie Jareda Leto, najlepiej na miejscu.- Powiedziałam jednym tchem, słysząc jak drży mi głos. Wyjawianie wprost, że mam ochotę na seks, wywołało u mnie rumieniec wstydu.
-Przyjęte.- Wymruczał mi wprost do ucha.- Odwróć się, Ellie.- Dodał bardziej władczo.
-Chcesz...- Zaczęłam, posłusznie obracając się plecami do niego, na miękkich nogach i cała roztrzęsiona.
-Chcę.- Nie dał mi dokończyć.- Kręcisz mnie jak skurwysyn, dziewczyno, gdy jesteś taka rozgrzana i jednocześnie onieśmielona.- Mówiąc, sięgnął od tyłu do zamka moich dźinsów i rozpiął je a potem szarpnął w dół razem z bielizną.- Wypieprzę cię właśnie tak, na miejscu jak prosiłaś.
-Dobrze.- Zgodziłam się, bezwolna i niecierpliwa. Ton, jakim mówił, nie dawał mi możliwości odmowy, i wcale nie zamierzałam nie zgodzić się na to, czego ode mnie chciał. To było niesamowite, pozwalać mu robić z sobą co mu się podoba, mając w głowie jego obraz sprzed paru godzin, gdy stał na scenie, wydając się być istotą nie z tego świata, nieosiągalny. Dla wszystkich poza mną.
Słyszałam, jak dyszy za moimi plecami, dotykając moich pośladków, potem bioder. Chwycił je i przyciągnął do siebie, przyciskając mnie do swojego podbrzusza. Szorstki materiał spodni ocierał się o moją nadwrażliwą skórę, ale mnie interesowało tylko to, co było pod nim ukryte.
-Stań na palcach.- Zabrzmiało to jak stanowczy rozkaz, który spełniłam bez ociągania. Ciekawa byłam, jak wyglądam w cudzych oczach, oparta policzkiem o drzwi hotelowego pokoju, z przyciśniętymi do nich rękami, stojąc na lekko rozsuniętych nogach, z podciągniętą koszulką i opuszczonymi prawie do kolan spodniami. Moje wyobrażenia przerwał nagły dotyk między udami, od którego zadrżałam, wciągając głośno powietrze.
-Cholera.- Wygięłam kręgosłup w łuk.
-Jesteś mokra, Ellie. Dla mnie.- Gorączkowy szept Jr ledwie przedarł się przez mój jękliwy oddech.
-Zawsze będę.- Powiedziałam, nie myśląc nad słowami. Wyszły z moich ust bez udziału świadomości, ale były szczere, oddawały prawdę. Wiedziałam, że Leto jest mężczyzną, na którego moje ciało będzie reagować w ten sam sposób, stając się gotowe na jego przyjęcie. Jak teraz. Samo przyjmowało najbardziej dogodną pozycję, dzięki której twadry jak stal członek mógł wniknąć w nie jak najdalej.
-Kurwa, Ellie, ty ciągle jesteś tak samo ciasna, jak za pierwszym razem.- Usłyszałam pełen zdziwienia głos Jr.- Jesteś pewna, że to cię nie boli?
-Ani trochę.- Odparłam, choć czułam go intensywniej niż kiedykolwiek, prawie na granicy doskomfortu.- Chciałbyś, żeby bolało?
-Nie wiem.- Odpowiedź przyszła dopiero po chwili i brzmiała niezbyt pewnie.
-Mroczne fantazje Jareda?- Uśmiechnęłam się do siebie.
-To ty pytałaś, czy mógłbym cię zgwałcić.- Przypomniał mi, tuląc się do moich pleców. Dłonie położył na moich, zakrywając je zupełnie.
-A mógłbyś?
-Nie.- Tym razem odpowiedział od razu, bez uprzedniego wahania.
To mi wystarczyło. Znów miałam przy sobie Jr z poprzedniego wieczoru, choć tym razem nie musiał mówić mi, co zrobi. Mimo iż zanosiło się na ostry seks, pieprzenie w dziwnej pozycji, na szybko, zmieniło się to w łagodne i czułe kochanie. Niezbyt długie, ale oboje byliśmy w stanie maksymalnego podniecenia, za to pełne spontanicznych pocałunków, którymi Jr obsypywał mój kark i ramię. Robił to nawet gdy skończyliśmy, potem oparł głowę o moją, burząc mi włosy niespokojnym oddechem.
-Mógłbym tak ciągle od nowa.- Zachichotał nagle i poruszył biodrami, nadal przyciśnięty do mnie brzuchem, i nadal twardy.
-Znudziłoby ci się.- Otworzyłam oczy. Widziałam przed sobą nasze dłonie, splecione w uścisku, który był dla mnie bardziej wymowny, niż większość słów.
-Raczej nie. Bardzo mnie kręcisz, Ell.-Poparł stwierdzenie następnym delikatnym poruszeniem bioder.
-Nogi by cię rozbolały od stania.- Podpowiedziałam, ale to mi zaczynało być niewygodnie.
-To fakt.- Westchnął przeciągle.- W takim razie zarządzam krótką przerwę na prysznic, a potem...- Nie dokończył, zawieszając głos w bardzo obiecujący sposób. Odsunął się, pozostawiając po sobie uczucie bolesnej pustki.
-Ja pierwsza. Dołączysz?- Spytałam figlarnie, zrzucając z siebie ubranie.
-Jasne.
Pobiegłam do łazienki, chcąc wykorzystać chwilę samotności na zrobienie siku. Słyszałam jak Jr krząta się po pokoju, mamrocząc coś do siebie, i nie mogłam przestać się uśmiechać. W myślach już układałam sobie plany, w których pojawiła się opcja mojego późniejszego niż zakładany powrotu do domu. Czy powinnam sama zaproponować Jaredowi, że jeśli chce, mogę zostać na dłużej? Czy też jakoś sprawić, że sam o to poprosi? Może wystarczy wspomnieć, że podoba mi się wspólna jazda i bycie na koncertach, a on podłapie przynętę? Wydawał się być na to gotów.
Puściłam wodę, regulując ją tak, by nie była za gorąca, i wyjrzałam z łazienki, żeby pospieszyć Jareda. Stał przy oknie, nadal ubrany, i rozmawiał przez telefon. Mówił za cicho, żebym coś usłyszała. Pewnie znów załatwiał jakieś swoje sprawy. Wróciłam do środka i weszłam pod prysznic, z ulgą pozwalając wodzie spływać mi po plecach. Nie byłam zmęczona, ale kilka godzin spędziłam na powietrzu, czułam się zakurzona i nieco nieświeża. Zamknęłam oczy, unosząc twarz pod kojący strumień, mocząc włosy, ciesząc się przyjemnym ciepłem i w ogóle wszystkim, co się działo. Chyba czułam coś w rodzaju szczęścia.
-Ellie.- Usłyszałam i drgnęłam.
-Już myślałam, że...- Zaczęłam, otwierając oczy, ale głos uwiązł mi w gardle na widok wrogiego spojrzenia, jakim Jr na mnie patrzył.- Coś się stało?- Spytałam niepewnie, przestraszona. Cały nastrój sielanki prysł, jakby go nie było.
-Co powiedziałaś Emmie?- Usłyszałam wypowiedziane przesadnie spokojnym tonem pytanie i wiedziałam już, z kim rozmawiał chwilę wcześniej.
Poczułam, że robi mi się zimno, nawet woda stała się nagle lodowata, przyprawiając mnie o gęsią skórę.
-Nic. Nie pamiętam.- Rzuciłam szybko, próbując opanować chaotyczne myśli, przebiegające mi przez głowę.
-Myślę, że pamiętasz.- Jared zacisnął zęby i poruszył szczęką, jakby powstrzymywał się przed powiedzeniem czegoś, co wolał zachować dla siebie.- Przesadziłaś, Eleanor, ale więcej tego nie zrobisz. Koniec zabawy.- Odwrócił się na pięcie i wyszedł, nie dając mi szansy powiedzieć choćby słowa. Usłyszałam tylko trzaśnięcie drzwi na korytarz i zapadła cisza.

                                                                       *****

Cześć.
Myślałam, że nigdy nie przebrnę przez ten rozdział, ale się udało. Za nic nie umiałam opisać w odpowiedni sposób koncertu, choć kilka razy oglądałam fragmenty na YT. Jeśli więc mój opis jest płytki i byle jaki, to musicie mi wybaczyć. 
Jak się łatwo domyślić, w następnym rozdziale Ellie zostanie, delikatnie mówiąc, oddalona. Posypie się trochę gorzkich słów, padnie parę oskarżeń. 
Pozdrawiam i czekam na komentarze.

niedziela, 8 grudnia 2013

Polska, część II.

Poprawiłam się, siadając na twardym pniu tak wygodnie, jak tylko się dało, i spojrzałam w dół, oceniając, jak wysoko jestem. Na pewno co najmniej 2 metry, więc skok na ziemię odpadał. Nie chciałam zrobić sobie krzywdy, szpanując przed facetem.
-Spadniesz.- Jr objął mnie mocno jedną ręką, drugą trzymając się grubej gałęzi za plecami.- Jesteś taka delikatna, bałbym się, że wszystko sobie połamiesz.- Szepnął, muskając nosem mój policzek.
-Bez obaw.- Mimo słów pozwoliłam, by mnie do siebie przycisnął: skoro czuł potrzebę chronienia kruchej mnie, nie miałam zamiaru mu tego odmawiać. Troska, jaką teraz okazywał, sprawiała mi przyjemność, była przeze mnie mile widziana, nawet jeśli dyktowały ją wyrzuty sumienia za poprzednie zaniedbanie mojej osoby.- Shannon po nas jedzie?- Wtuliłam twarz w ramię Jr.
-Tak.
-Skąd będzie wiedział, gdzie nas szukać?- Spytałam cicho, nasłuchując jednocześnie oddalających się głosów i nawoływań nieustępliwych fanek Jareda.
-Namierza mój telefon. Podjedzie tak blisko, jak się da, i zadzwoni.- Cmoknął mnie lekko za uchem.- Bez obaw, wyciszyłem dzwonek.- Gdy mówił, jego zarost drapał mi skórę, przez co mimowolnie się wzdrygnęłam, ale nie dlatego, że było to nieprzyjemne czy bolesne. Wręcz przeciwnie. Drapanie, w towarzystwie ciepłego oddechu, owiewającego mi szyję, wydawało mi się nieco intymne, odrobinę zmysłowe, i bardzo osobiste. Jakby przeznaczone tylko dla mnie.
-Chyba sobie poszły.- Stwierdziłam, nie słysząc już pokrzykiwań. Ostatnie umilkły gdzieś daleko i nie wróciły.
-Dasz radę zejść?- Jared puścił mnie i zaczął zsuwać się po konarze w dół, po czym zeskoczył z wysokości ponad metra, lądując miękko na ziemi.
Poszłam w jego ślady, trochę zdrętwiała i z obolałym tyłkiem. Gdy byłam już w połowie drogi, poczułam chwytające mnie za biodra dłonie, i wcale tego nie potrzebując, pozwoliłam sobie pomóc. Gotowość Jr do ułatwiania mi życia była słodka. Gdyby był taki zawsze, a nie tylko wtedy, gdy gdzieś mnie zapodzieje...
-Czekaj, otrzepię cię z kory.- Jr zaczął strząsać mi z ubrania przyklejone drobinki.- Cholera, masz mokre spodnie, żebyś się tylko nie rozchorowała. Nie jesteś zmarznięta?- Dopytywał się, zaniepokojony.
-Troszkę, ale nic mi nie będzie. Lepiej martw się o siebie, Jay. Ja nie muszę wychodzić na scenę.
-Złego diabli nie biorą.- Odparł ze śmiechem.- O, Shan dzwoni.- Wyjął telefon i odebrał połączenie. Słuchał przez chwilę.- Dobra, idziemy. Powiem ci później.- Rozłączył się.- Czeka w uliczce...- Wyszedł spod drzewa i rozejrzał się.- Tam. Chodź, zanim znów ktoś nas zauważy.
-Nie "nas" tylko ciebie. Na całe szczęście ode mnie nic nie chcą.- Poprawiłam go, podążając tam, gdzie mnie prowadził. W drodze omiatałam wzrokiem całkiem nieciekawą okolicę, zapewne po drugiej stronie parku, w którym się ukryliśmy. Weszliśmy zdaje się do dzielnicy bardziej mieszkalnej, niż biurowej, i słychać było odgłosy wieczornego życia mieszkańców miasta. Przerażały mnie pijackie okrzyki, dochodzące z otwartych szeroko okien najbliższego domu. Nie były przyjazne, ton, jakim wypowiadano bełkotliwe słowa, pełen był agresji i złości. Skuliłam się w sobie, gdy zaraz po nich rozległ się trzask, jakby coś szklanego uderzyło silnie w podłogę, potem usłyszałam kobiecy płacz. Przypomniał mi coś, co działo się, gdy byłam małą dziewczynką. W Delphi mieliśmy kiedyś sąsiada, który strasznie pił i wyżywał się na żonie. Wszyscy wiedzieli, co się dzieje, ale nikt nie reagował. Jego żona nigdy nie złożyła skargi, choć ilekroć ją widziałam, miała ślady pobicia. Nikt też nie zadzwonił nigdy na policję, gdy uciekała z domu i chowała się w cudzych ogródkach. Kiedyś kryła się u sąsiadów, ale jej mąż potrafił wyważyć drzwi, grożąc, że pozabija wszystkich w domu, i ludzie wierzyli, że był do tego zdolny, więc przestano ją wpuszczać.
Żałosne, że przez lata pozwalano, by bezbronna kobieta cierpiała katusze z rąk najbliższej osoby. Strach o siebie i rodzinę skutecznie zamknął usta wszystkim mieszkańcom miasteczka, choć za plecami drania niejeden odgrażał się, że "coś z tym wreszcie zrobi". Ktoś jednak dotrzymał w końcu słowa, bo pewnego dnia znaleziono sąsiada martwego gdzieś przy drodze do Lafayette, pobitego i z kilkoma ranami od noża. Nigdy nie znaleziono sprawcy, i szeryf nie umiał wskazać, kto nim jest. Wszyscy przesłuchiwani przez policję mieszkańcy Delphi twierdzili, że to oni zabili, nawet mój tato, który był tak łagodny, że pewnie płakał, gdy zabijał muchę.
-Ellie!- Głos Jr oderwał mnie od wspomnień. Nawet nie wiedziałam, że zatrzymałam się na chodniku, wlepiając wzrok w rozświetlone okno, z którego było słychać krzyki.
-Idę.- Mruknęłam, ruszając do samochodu, tego samego, którym Jared przyjechał po mnie na lotnisko. Za mną znów coś trzasnęło, potem znowu zaczęła się awantura, ale tym razem to kobieta wrzeszczała, równie bełkotliwie, jak jej partner.- Pff...- Wzruszyłam ramionami, zła o to, że jeszcze chwilę wcześniej prawie byłam gotowa zareagować, wezwać pomoc, gdy tymczasem byłam świadkiem awantury pijanej pary. Nie miałam zbyt wiele szacunku do ludzi, którzy doprowadzali się do takiego stanu, a potem wywoływali sprzeczki. Jak dla mnie, mogli się nawet pozabijać.
Wsiadłam za Jaredem, który nie czekał, żeby wpuścić mnie do wozu przodem, i z ulgą zatrzasnęłam za sobą drzwi, odcinając się od hałasów z kamienicy.
-Cześć, pączuszku.- Shan obejrzał się przez ramię, mierząc mnie wzrokiem.- Aleś nam stracha napędziła, nie ma co.
-Też się cieszę, że cię widzę.- Siadłam wygodnie, prawie od razu czując za plecami wyciągnięte na oparciu fotela ramię Jr.- Akurat ci uwierzę, że się o mnie bałeś.- Dodałam sceptycznie.
-To bardzo byś się zdziwiła, Ellie.- Jr wtrącił się, nawijając na palec pasmo moich włosów.
Faktycznie się zdziwiłam, ale ewentualny strach Shannona przypisałam jego obawie o to, że zniknę, nim mnie zaliczy. Nawet nie brałam innej opcji pod uwagę. Nie lubił mnie, tak jak reszta jaredowej ekipy, może poza Tomo, który wydawał mi się neutralny.
-Jakim cudem zostałaś na lotnisku, pączuszku?- Shan rzucił mi zaciekawione spojrzenie znad ramienia.
-Zagapiłam się.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.- Nie chcę o tym rozmawiać, było, minęło.- Dodałam, nie mając ochoty od nowa roztrząsać tego, co się stało, ani wywoływać na powrót związanego z tym poczucia krzywdy i żalu do wszystkich. Rozmówiłam się z Jaredem, dotarło do niego, że sprawia mi przykrość,  i to mi wystarczyło. Gdyby jeszcze wyjaśnił mi pewne rzeczy, byłabym szczęśliwa.
Z drugiej strony, gdybym wzięła pod uwagę, to, jak się zachował przed hotelem, i to, co robił w ogóle od tamtej pory, nie musiałabym ciągnąć go za język. Samo pchało się na myśl, że facet po prostu czuje do mnie miętę, tylko albo sobie z tym nie radzi, albo nie chce się do tego przyznać, albo najnormalniej w świecie wstyd mu, że zamieszała mu w głowie tak młoda i niedoświadczona dziewczyna, jak ja. W dodatku dziewczyna, której zapłacił za dziewictwo. Być może dla kogoś pokroju Jareda uczucia do dziwki były czymś, czego sobie nie życzył i z czym usiłował walczyć.
Jeśli tak, niech przez jakiś czas stoi na przegranej pozycji. Przyjemnie było, gdy adorował mnie jawnie, troszczył się o moją wygodę, interesował się mną. Byłam pewna, że po dzisiejszych atrakcjach pozostanie taki, jaki był od naszej rozmowy. Jakoś nie podejrzewałam, że robi to tylko i wyłącznie po to, żeby sobie ze mną poużywać. Mimo młodego wieku trochę już o życiu wiedziałam i miałam pojęcie, jak faceci traktują sprzedajne kobiety. Na pewno nie tak, jak Jr traktował mnie, nawet przed moim zapodzianiem się na lotnisku.
On… nadal nie umiałam do końca go rozgryźć, zrozumieć. Był jak zmienna w świecie, w którym panowały stałe normy i zasady. Nie fałszywy, ale skryty, zagadkowy, mówiący tak niewiele o wszystkim, że mniej się nie dało. To, że odpowiadał na większość moich pytań nie znaczyło, że jego odpowiedzi były wyczerpujące i satysfakcjonujące. W dodatku nie dawał się podejść, gdy próbowałam okrężną drogą wypytać go o to, co dzieje się w jego emocjach. Zaprzeczał wszystkiemu, co okazywał, zaraz potem mówił, że mnie naprawdę lubi. Odżegnywał się od wszelkiego zaangażowania, ale gdy byliśmy sami potrafił trzymać mnie za rękę tak bez powodu, na przykład przy telewizji. Nie raz i nie dwa przyłapywałam go na tym, że na mnie patrzy. W takich momentach na sekundę nasze spojrzenia spotykały się, potem on odwracał wzrok i zajmował się czymś albo nawet wychodził. Jak więc te jasne i czytelne objawy zauroczenia pogodzić z ostentacyjnym ignorowaniem, z jakim chwilami się spotykałam?
Cholera. Chyba wpadłam na wyjaśnienie, którego szukałam. Jared udawał. Tak jak mówił, grał rolę, ale nie mojego chłopaka, tylko kogoś, kto się za niego nie uważa. Bardzo możliwe i bardzo prawdopodobne, że usiłował zniechęcić mnie do ewentualnego odwzajemnienia jego uczuć, albo, co bardziej realne, próbował wmówić sam sobie, że to nic, że tylko mu się wydaje.
Patrząc na to od początku naszej znajomości, a nawet wcześniej, od chwili, gdy przypadkiem zobaczył moje zdjęcie, mogłam wszystko ułożyć w całkiem sensowną całość.
Wpadłam mu w oko, będąc, jak sam twierdził, idealnie w jego typie pod względem figury. Potem okazało się, że także mój typ urody zgadzał się z jego oczekiwaniami, a to pogłębiło fizyczną fascynację. Seks dodał swoje, mój charakter, traktowanie Jareda jak zwykłego faceta, nawet to, jak prosto w oczy mówiłam mu, że nigdy się w nim nie zakocham.
A może właśnie ten mój upór tak go zniewolił? Nie od dziś mówi się, że najbardziej zależy nam na kimś, o kogo musimy walczyć. A przecież Jr powiedział, że gdyby chciał, to bym się w nim zakochała. Czy nagle zaczął tego chcieć? I dlaczego? Przez kaprys gwiazdy, czy przez to, że sam już był zaangażowany i nie chciał mnie stracić? Dlatego robił wszystko, żebym była z nim tu i teraz?
Musiałam przyznać, że Jared dawał mojej głowie sporo zadań i kazał dużo myśleć. Czasami aż za dużo. Być może to też robił specjalnie, angażował mój umysł, zajmował sobą po to, żeby osiągnąć jakiś cel, o którym nie miałam bladego pojęcia. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie chciał zabawić się moim kosztem na całego, rozkochać mnie w sobie a potem odstawić i patrzeć, jak cierpię. Nawet jeśli, to raczej nie groziło mi z tej strony niebezpieczeństwo. Lubiłam go, pociągał mnie jak diabli, fascynował, ale nie było w tym wszystkim głębi, jaką spodziewałam się znaleźć w chwili, gdy moje oziębłe serce zacznie reagować na kogoś przychylnie.
Nie, jeśli kiedyś zakocham się w jakimś facecie, tym kimś na pewno nie będzie pan Leto.

Przed hotelem, o dziwo, nie było nikogo. Albo fani stwierdzili, że o tej porze nie ma już sensu tu stać, albo, jeśli byli to ci, którzy pogonili nam kota, jeszcze nie dotarli przed budynek, być może szukając Jareda w okolicach parku.
-Zimno.- Mruknęłam, wysiadając z rozgrzanego wnętrza wozu na chłód wczesnej nocy.
-To nie LA.- Shannon zatrzasnął delikatnie drzwi po stronie kierowcy i puścił do mnie oczko.
-Chyba za długo tam mieszkałam i odzwyczaiłam się od niższych temperatur.- Wbiłam dłonie w kieszenie kurtki, kuląc się przed wiatrem, który nagle zerwał się i dmuchnął mi prosto w twarz.
-Tylko mi się nie rozchoruj.- Jared wziął mnie pod rękę.- Zaraz zrobimy ci gorącą kąpiel, potem od razu idziesz do łóżka. Idziemy.- Poprawił się, trącając mnie biodrem.
-Zrobimy? Czyli że my obaj?- Shannon z nadzieją w oczach spojrzał na Jareda, potem na mnie.
Wyglądał tak zabawnie i pociesznie, że zaczęłam się śmiać.
-Chciałbyś.- Pokręciłam głową.- Jeden Leto w zupełności mi wystarcza.
-I dobrze. W końcu wykupiłem abonament. Sio, braciszku, to moje.- Jared zaczął wymachiwać rękami, jakby chciał odpędzić uprzykrzoną muchę.
Gdyby nie to, co powiedział, pewnie miałabym z ich udawanej przepychanki ubaw. Co prawda na mojej twarzy nadal gościł uśmiech, ale w głowie wciąż słyszałam "wykupiłem abonament". Miałam ochotę potrząsnąć nim i przypomnieć, że zapłacił tylko za jedno, ale nie chciałam robić tego przy kurduplu.
Tak czy inaczej, humor zwarzył mi się jak zostawione w upale mleko.
-Dobra, wy się bawcie, ja idę spać.- Zostawiłam ich na środku parkingu i ruszyłam do hotelu.
-Ellie?- Jr dogonił mnie po kilku krokach.- Coś się stało?- Spytał, zaglądając mi w oczy.
-Nie. Po prostu cały ten dzień dał mi trochę po tyłku i chciałabym odpocząć. Jestem znużona.- Wyjaśniłam pobieżnie, częściowo mijając się z prawdą. Nie byłam zmęczona tak, żeby chciało mi się spać, ledwie odczuwałam skutki tego, co działo się ze mną od rana. Poza tym nie przywykłam jeszcze za dobrze do zmiany czasu i czułam się tak, jakby było wczesne popołudnie, a nie noc. Straciłam jedynie ochotę na żarty.
-Ach tak… Ale zanim się położysz, weźmiesz ciepłą kąpiel. Musisz się porządnie wygrzać.
-Martwisz się, że…- Zaczęłam i przerwałam: za nami szedł Shannon, zapewne słuchając, o czym rozmawiamy. Nie musiał być świadkiem naszej rozmowy o tym, co jego brat kupił, a czego nie.
-Że?
-Że nic.- Wzruszyłam ramionami, wchodząc do zatopionego w przyjemnym bursztynowym świetle wnętrza budynku. Poza recepcjonistą, oglądającym coś z zainteresowaniem na malutkim odbiorniku, nie było w holu nikogo. Nasze kroki odbijały się echem od ścian, jakbyśmy przechodzili przez galerię lub zamknięty amfiteatr, choć łagodne oświetlenie przywodziło mi na myśl raczej miejsce, w którym wystawia się zwłoki przed pogrzebem. Nie wiem, dlaczego akurat tak mi się skojarzyło, ale natychmiast przeszedł mi po plecach niemiły dreszcz. Miałam nadzieję, że nie było to coś w rodzaju przeczucia nieszczęścia, i nic się nikomu nie stanie.
-Drżysz, Ellie. Naprawdę nie przemarzłaś?
-Rany, przecież mówiłam, że nie.- Odparłam niecierpliwie, zatrzymując się przed drzwiami windy. Dźwig wjeżdżał właśnie na górę, o czym świadczyły zmieniające się na wyświetlaczu cyfry.
Jared przyglądał mi się przez chwilę z uwagą, potem sięgnął do kieszeni i podał mi kartę.
-Idź do pokoju, zaraz do ciebie dołączę. Nabrałem ochoty na gorącą herbatę… albo kakao. 
-To weź i dla mnie.- Poprosiłam, od razu weselsza. Kakao potrafiło odgonić ciemne chmury… choć nie wszystkie.
-A dla mnie coś mocniejszego i jakąś fajną dupeczkę.- Zamówienie Shannona jakoś wcale mnie nie zaskoczyło.
Gdy tylko zostaliśmy sami, natychmiast przysunął się bliżej i stanął tuż obok mnie.
-Coś ty taka skwaszona?- Spytał, trącając mnie łokciem.- To przez to, że zapodziałaś się na lotnisku?
-Nie, skąd, u mnie to norma. Znam wystrój wszystkich ważniejszych terminali, tyle spędzam w nich czasu.- Sarkazm aż kapał z moich słów. 
-A mówiłaś, że wcześniej nie latałaś.- Uśmiechnął się szeroko, zdejmując czapkę. Od razu zrobił się niższy, choć te parę centymetrów nie sprawiało aż takiej różnicy, za to w chwili, gdy wypuścił na wolność przydługie włosy, znów zdałam sobie sprawę z jego niewątpliwego męskiego uroku.
Nie po raz pierwszy zauważyłam, że prawdziwe z niego ciacho, szczególnie dzięki oczom. Na dodatek potrafił wyeksponować to, co miał do pokazania, być może nawet zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Gdyby jeszcze nie był taki płytki…
-Jar mało nie dostał zawału, jak powiedziałem mu, że nie ma cię w pokoju.- Mruknął, patrząc na wyświetlacz nad drzwiami windy.
-Szkoda tylko, że wcześniej sam nie zauważył mojej nieobecności.
-Myślał, że pojechałaś drugim samochodem, z Emmą.- Odwrócił wzrok na mnie.- Chce ci się czekać? Może pójdziemy z buta?- Wskazał na tabliczkę z obrazkiem schodów.
-Poczekam.- Burknęłam, mając nadzieję, że Jr zdąży przyjść, nim wsiądziemy do windy. Nie uśmiechało mi się po raz kolejny znosić umizgi jego brata.- A Emma co, pewnie myślała, że pojechałam z Jaredem?- Spytałam, wracając do tematu.
-Pewnie tak. Nie pytałem. Jar miał małą przeprawę z jakimiś reporterami z gównianego pisemka, wsiedli na niego, gdy tylko weszliśmy do hotelu.
-Tak?- Zaciekawiło mnie to, co mówił. Mimo tłumaczeń Jareda trudno mi było zrozumieć, że nie mógł zainteresować się mną, choć miał czas na to, żeby usiąść przy laptopie.
-Tak. W sumie lepiej, że cię nie było, bo robili zdjęcia.- Machnął ręką.- Myślałem, że spierdoliłaś przeze mnie.- Dodał po chwili.
-Że co?- Zrobiłam wielkie oczy.
-Trochę za ostro po tobie pojechałem, pączuszku, a w sumie całkiem uczciwa z ciebie dupa.- Przybliżył do mnie twarz, szepcząc.- Można powiedzieć, że jak na dziwkę jesteś cholernie porządna, inna od razu rozłożyłaby przed kimś nogi, żeby złapać dodatkową kasę.
Nie wiedziałam, co mogłabym w takiej chwili odpowiedzieć, ani jak odebrać słowa kurdupla. Sądzę, że uważał je za komplement pod moim adresem. Ja tak nie myślałam. Jedyne, co było w tym pocieszające, to swego rodzaju uznanie, z jakim być może będzie się teraz do mnie odnosił.
-A wy jeszcze tutaj?- Usłyszałam zza pleców i ręka Jr objęła mnie w pasie a on sam przycisnął się do mnie z tyłu.- To nawet dobrze. Zrezygnowałem z kakao, podobno mają w kuchni jakieś problemy, więc nie chciałem zawracać dupy. Zamiast gorącego napoju mam coś na rozgrzewkę. –Powiedział i pomachał mi przed twarzą ciemno zieloną butelką.- Półsłodki, najlepszy, jaki mieli.- Cmoknął mnie we włosy. Zerknęłam w stronę holu, ale z miejsca, w którym staliśmy, nie widziałam więcej, niż kawałek ściany na wprost wejścia. Dzięki układowi budynku nie byliśmy widoczni z recepcji.
-Szampan i bzykanko?- Shannon zachichotał, unosząc brwi.- A ja, kurwa, będę się przewracał w łóżku z boku na bok. To niesprawiedliwe.
-A kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe?- Uśmiechnęłam się do niego uroczo, opierając się o drugiego Leto. Zrobiłam to bardziej na pokaz, niż z prawdziwej chęci przytulania się. Wciąż w uszach miałam słowa Jr, wypowiedziane wcześniej stwierdzenie, że wykupił mnie na wyłączność, i miałam zamiar porozmawiać z nim na ten temat, gdy tylko znajdziemy się sami w pokoju. Obojętnie, z kieliszkiem szampana czy bez.
-Wiem, że nie jest. Gdyby było, taki pączuszek jak ty nie musiałby szukać sponsora.- Puścił do mnie oczko, zapewne dając mi do zrozumienia, że pamięta o naszej cichej umowie, w myśl której mam zastanowić się nad jego propozycją.
Przez moment, naprawdę krótki moment, patrząc na niego i widząc czający się w pięknych brązowych oczach ogień, zastanawiałam się, jaką karą dla Jr byłoby, gdybym przystała na ofertę i została w LA na dłużej, widując się z Shannonem. Pozwalając mu się utrzymywać, mieszkając w wynajętym dla mnie lokum, mając do dyspozycji własny, zapewne nie byle jaki samochód. Ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie byłam taka. Gdybym zdecydowała się sprzedać po raz drugi, tym razem na dobre, okupiłabym to wstrętem do siebie. Żadne pieniądze nie były tego warte. Jedyną opcją, która pozwoliłaby mi utrzymywać jakiekolwiek bliższe kontakty z jednym z braci, było szczere uczucie, wiedziałam jednak, że nie zapałam nim ani do surowego w zasadzie Jareda, ani to przystojnego, głupkowatego Shannona.
Sięgnęłam w dół i chwyciłam trzymającą mnie ciepłą, silną dłoń młodszego Leto. Potrzebowałam tego, nawet nie starając się zrozumieć, dlaczego. Od razu zareagował, biorąc mnie za rękę, jakbyśmy stanowili dobrze dobraną parę, rozumiejącą się bez słów. Ale nie byliśmy nią, i nie będziemy. Wszystko było tylko… pięknym kłamstwem.

-Nie wziąłem kieliszków.- Jr postawił szampana na stoliku.
-Trudno.- Stwierdziłam obojętnie, zamykając za sobą drzwi pokoju.- Zawsze możesz napić się prosto z butelki.
-Coś się stało?- Spytał, jakby od razu wyczuł zmianę mojego nastroju.
Nie odpowiedziałam. Zrzuciłam buty i kurtkę, potem zdjęłam bluzę i spodnie, zostając w bieliźnie i koszulce. Wzięłam telefon, który dostałam od Jareda, i wybrałam numer do domu, pamiętając o kierunkowym do Stanów. Z aparatem przy uchu, licząc sygnały, siadłam na łóżku. 
-Halo?- Głos w słuchawce był schrypnięty, jakby rozmówca został wyrwany ze snu.
-Cześć, Rollie.- Podciągnęłam kolana, obejmując je wolną ręką.- Tu Ellie. Jest mama?
-Wyszła do sklepu.- Głos brata natychmiast się ożywił.- Ellie? Wracam z jazdy i co słyszę? Moja mała siostrzyczka bawi gdzieś w świecie, do tego ma jakiegoś dzianego łebka i robi za modelkę.
-Bez przesady.- Parsknęłam śmiechem.- Praca jak praca.- Starałam się nie poruszać tematu chłopaka, bo ten przysłuchiwał się mojej rozmowie z najwyższą uwagą, wlepiając we mnie oczy.- Zresztą, już ją skończyłam, to był jednorazowy kontrakt, i wcale nie zarobiłam na nim kokosów.
-Jasne. Pewnie wpadniesz w nas w odwiedziny, ubrana jak te gwiazdy z gazet, co? Przyjedziesz z tym swoim?
-Niczego nie obiecuję.- Wybrałam w miarę bezpieczną odpowiedź, całkiem niezobowiązującą i dającą mi niezliczone możliwości.
-Mówisz jak jakiś prawnik.- Brat zaśmiał się do słuchawki.- Ty, a ten twój to podobno…
-Nie teraz, Rollie.- Weszłam mu w słowo.- Muszę kończyć, tu jest już noc. Chciałam tylko zawiadomić mamę, że wszystko w porządku i żeby się nie martwiła.
-Chciałem pogadać, z rok się nie widzieliśmy…
-Wyślę ci maila. Pa.- Rozłączyłam się, nim powiedział coś jeszcze.
Byłam poirytowana rozmową. Pierwszy raz, odkąd wyjechałam z Delphi, poczułam jak zaściankowi i ograniczeni są moi bliscy, jak bardzo są przyziemni. Słyszałam różnicę między tym, jak wyrażałam się ja, a jak mówili oni. Nie chodziło nawet o akcent. „Mówisz jak prawnik”. To zdanie uświadomiło mi, jak zmieniłam się przez te wszystkie miesiące, szczególnie ostatnio. Małomiasteczkowość najbliższych mi ludzi działała na mnie denerwująco, choć przecież ja sama jeszcze niedawno nie umiałam zareagować na czyjeś słowa inaczej, niż idiotycznie brzmiącym „no”. 
Nigdy nie miałam siebie za głupią, nie uważałam, że jestem prostaczką, a tymczasem byłam nią dotąd, dokąd nie otarłam się o tak zwany wielki świat. Spędzone w LA miesiące trochę mnie zmieniły, ale prawdziwą metamorfozę przeszłam, a właściwie przechodziłam, dopiero teraz, w towarzystwie Jareda. Co prawda nie pouczał mnie i nie mówił, że to czy tamto nie wypada, ale widząc jego zachowanie i porównując podświadomie do swojego, nabierałam ogłady.
Siedząc obracałam w dłoni aparat, oddychając głęboko. Uświadomiłam sobie, że ten facet, który tak naprawdę wziął mnie prawie dosłownie z ulicy i przyjął pod swój dach, akceptował mnie taką, jaka byłam, od samego początku. Bez słowa skargi, na dodatek rozmawiając ze mną jak z kimś sobie równym. Nie ważne, z jakiego powodu, ważne, że byłam dla niego kimś, z kim się liczył, choć nie musiał.
Zrobiło mi się wstyd, że miałam pretensje o parę głupich słów, które powiedział, bo mógł zrobić to z zazdrości, jak sobie teraz uświadomiłam. Tym bardziej, że wcześniej położył na szali własną prywatność, robiąc to, czego chciałam, pokazując się ze mną publicznie. Jakie więc miałam prawo stroić fochy gdy facet, który zrobił dla mnie, z mojego powodu, tyle rzeczy, palnął coś, co mi się nie spodobało? Ile razy ja powiedziałam coś, co mogło go rozdrażnić, a o czym mi nie mówił?
Odłożyłam telefon na szafkę i wstałam, próbując zachować spokój, choć emocje targały mną na wszystkie strony. Jared nadal stał tam, gdzie wcześniej, i wciąż mnie obserwował, patrząc na mnie z troską. Widząc wyraz jego twarzy przypomniałam sobie wieczór, podczas którego pierwszy raz słuchałam jak śpiewa i niedługo po tym przeżyłam swoją seksualną inicjację. I to, jaki był po niej opiekuńczy.
-Przepraszam. Obiecałam zawiadomić mamę, jak dolecimy.- Powiedziałam, podchodząc do niego.
-I to cię tak zdenerwowało?- Spytał, wyraźnie się rozluźniając.
-Musiałbyś ją znać. Zawsze chce wszystko wiedzieć, zadaje setki pytań na minutę. Nie było jej, rozmawiałam z bratem.- Dotknęłam palcami policzka Jareda.- Nie zdjąłeś nawet kurtki.- Zaczęłam ją rozpinać, bez pośpiechu, potem zsunęłam mu ją z ramion i rzuciłam na podłogę.- Jesteś zgrzany, Jay.- Uśmiechnęłam się, przesuwając dłońmi po jego ramionach i w wycięciu koszuli, potem rozpięłam i ją, odsłaniając to, na co naprawdę lubiłam patrzeć. Tors Jareda.
-Próbujesz mnie uwieść?- Spytał, obejmując mnie w pasie i uśmiechając się zalotnie.
-Bardzo możliwe, ale nie jestem pewna.- Odparłam beztrosko, choć owszem, próbowałam. Pierwszy raz nabrałam śmiałości i zdecydowałam się wyjść z inicjatywą. Nie miałam pojęcia, jak Jr to przyjmie, czy na przykład nie wyśmieje mnie, albo nie powie, żebym dała spokój wygłupom i szła spać. Czy cokolwiek innego, co z miejsca ochłodzi moją gorącą głowę i pozwoli czającej się jak kot niepewności wyskoczyć z ukrycia i nade mną zapanować. Nigdy nie robiłam niczego, co miałoby podtekst seksualny, nie obnażałam się, nie czarowałam. Nie miałam w tym praktyki i bałam się, że zrobię coś, co Jareda zniechęci czy rozbawi, zamiast nastroić do wspólnych igraszek.
-Ty nadal jesteś prawie tak nieśmiała, jak na początku?- Bardziej zapytał niż stwierdził, wyglądając na zdziwionego i zadowolonego jednocześnie.
-To aż tak widać?- Speszyłam się. Nie umiałam udawać, niestety, i oblałam się rumieńcem, opuszczając wzrok. Siłą rzeczy przed oczami miałam teraz płaski, silny brzuch, ginący pod paskiem spodni, spod których wystawała szeroka biała gumka bokserek. Coś we mnie skręciło się i zawyło z radości, że dane mi jest nie tylko oglądać ten właśnie kawałek ciała, ale mogę go też dotykać. Wyciągnęłam dłoń i musnęłam końcami palców gładką skórę tuż nad pępkiem.
-Widać, że się wstydzisz.- Jr pocałował mnie w skroń.- O ile się nie mylę, w łazience są plastikowe kubki na wodę do płukania zębów. Przyniesiesz je?
-Jasne.- Mruknęłam, czując się spławiona. Kubki. Też mi pretekst do tego, żeby w grzeczny sposób powiedzieć mi "daj sobie spokój, mała, jesteś za cienka w uszach na te klocki".
Znalazłam naczynia na półce nad umywalką, ale nim wróciłam z nimi do pokoju, musiałam trochę ochłonąć i pozbyć się rumieńców. Spryskałam twarz zimną wodą, od razu czując się raźniej. Spokojniejsza, trzeźwiejsza, mniej pod wpływem uroku Jareda. Miał go tyle, że chwilami, w sytuacjach intymniejszych, kręciło mi się od niego w głowie i byłam całkowicie ogłupiała, bezradna.
-I jak tylko wrócisz z kubeczkami, znów padniesz plackiem.- Powiedziałam do siebie, robiąc przy tym do lustra przerażoną minę, po czym zaśmiałam się cicho.- Bój się, Ellie, bój. Ten facet jest niebezpieczny.
Ostrzeżenie, jakim siebie poczęstowałam, nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Wiedziałam, że Jr może być przedmiotem cierpień, ale nie bałam się, że właśnie ja mogłabym przez niego płakać. Przynajmniej nie z powodu utraconej miłości czy z tęsknoty. Ani go nie kochałam, ani nie groziły mi bezsenne noce, spędzone na myśleniu co ON w tej chwili robi. I nawet, jeśli rzeczywiście padnę plackiem pod wpływem szampana i jaredowego uroku, będzie to tylko chwilowe. Jutro mi przejdzie.
Złapałam kubeczki w rękę i wróciłam do pokoju, z miejsca porzucając chęć dąsania się o to, że Jr mnie spławił. Nie można boczyć się na faceta, którego zastaje się tak, jak ja zastałam pana Leto: pozbył się koszuli, butów i skarpet i w samych spodniach siedział na łóżku, obracając w dłoniach otwartą butelkę. Gdy weszłam, podniósł głowę i uśmiechnął się promiennie.
-Myślałem, że postanowiłaś zrezygnować ze mnie dzisiejszego wieczoru i wymknęłaś się chyłkiem, albo poszłaś spać w wannie.- Powiedział wesoło.
-Jeszcze jestem trzeźwa, więc wanna odpada.- Wyciągnęłam rękę z kubkami i patrzyłam, jak spieniony trunek wypełnia je do 2/3 objętości.- Kurczę, Jr, wiesz, że przed poznaniem ciebie nigdy nie piłam prawdziwego szampana?
-Przed poznaniem mnie nie robiłaś wielu rzeczy, Ellie.- Powiedział miękko, patrząc mi w oczy.- Czuję się niemal zaszczycony, że mogę ci je pokazać jako pierwszy.
-Niemal?- Udawałam oburzoną, ale tak naprawdę jego słowa sprawiły mi przyjemność. Brzmiały szczerze.
-Niemal, bo przecież umiałaś się już całować.- Zaśmiał się, przez co jego twarz odmłodniała o dobre parę lat.
Rzadko widywałam go w takim stanie, rozluźnionego i beztroskiego. Najczęściej był poważny, odległy myślami, wydawał się stać z boku i obserwować. Jeśli nie wpadał w zamyślenie, zajmował się swoimi sprawami zawodowymi, których według mnie miał bez liku. W nielicznych chwilach pozwalał sobie na całkowite oderwanie od swojej gwiazdorskiej codzienności, a dziś był jeden z tych właśnie momentów. Musiałam jakoś to wykorzystać, nie w celu osiągnięcia czegoś materialnego, ale dla siebie, i dla niego.
-O ile pamiętam, narzekałeś, że jestem sztywna.- Wypomniałam mu.
-Bo byłaś. Ale ci przeszło, za co chyba powinienem dać na mszę.- Odstawił butelkę na podłogę.- Zadziwiające, że pod taką delikatną cielesną powłoką kryje się tak gorąca istota. To ja cię tak rozpalam?- Spytał, wyciągając się na łóżku. Podparł się na lewej ręce, w prawej trzymając kubek.
-Nie powinieneś zadawać tego pytania osobie, która nie ma żadnego porównania.- Odparłam, wodząc wzrokiem po jego ciele.- Musiałabym sprawdzić, czy ktoś inny...
-Ciekawa?- Przechylił głowę w bok, uśmiechając się zagadkowo, ale w oczach miał czujność, której nie było tam jeszcze chwilę temu.
-Szczerze? Nie.- Zaprzeczyłam zgodnie z prawdą.
Nie byłam ciekawa co czułabym przy innym mężczyźnie. Nawet więcej: obawiałam się, że doświadczenia, jakie wyniosę z krótkiego związku z Jr mogą na zawsze nastawić mnie na pogoń za cechami, których będę szukała w swoim przyszłym życiowym partnerze, być może nawet o tym nie wiedząc. Możliwe, że podświadomie będę porównywać każdego przyszłego chłopaka do Jareda, na niekorzyść dla tego pierwszego. Chyba, że spotkam kogoś, kto będzie równie pociągający, i w takim samym stopniu będzie budził moje zmysły. Młodego, przystojnego i z perspektywami, do tego takiego, który się we mnie zakocha. Z wzajemnością oczywiście.
-A ty znów odpływasz, Ellie.- Głos Jareda rozpędził moje myśli.- Usiądziesz?- Poklepał miejsce obok siebie.
-Jasne.- Usadowiłam się na środku łóżka, po turecku, instynktownie naciągając koszulkę tak, by zasłaniała mi majtki. Od razu zdałam sobie sprawę z tego, co robię, i roześmiałam się, maskując nagły atak zawstydzenia. Sama byłam zdumiona tym, że tak o, bez powodu, zaczęłam krępować się pokazać więcej, niż gołe nogi.
Nie, zaraz. To nie działo się bez powodu. Wiedziałam, dlaczego czuję się dziwnie nieswojo. To przez słowa Jareda, przez to, co powiedział mi, gdy siedzieliśmy na drzewie. Jego stwierdzenie, że chce mnie w łóżku. Nie mógł wiedzieć, że setki razy próbowałam sobie wyobrazić, jak to by było, gdybyśmy zrobili to właśnie w tym miejscu, jak ludzie. Dotąd nie miałam okazji przekonać się, czy seks w pościeli różni się od tego, który już poznałam. Zapewne tak, ale czym? Pozycją, wygodą, czy jeszcze czymś innym? Sama nie mogłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, nie posiłkując się wyobraźnią, a rzeczywistość i tak mogła okazać się zupełnie inna.
Drugim powodem, który wpędził mnie w zawstydzenie, był Jr. To, jak wyglądał w tej chwili, półleżąc ze skrzyżowanymi w kostkach nogami, z nagim torsem i brzuchem, z wąskim paseczkiem odrastających włosków, ciągnącym się od pępka w dół i niknącym pod gumką bokserek. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, głodna bodźców wizualnych i chętna dotknąć go, poczuć pod palcami jego ciało, usłyszeć, że sprawiam mu przyjemność. 
-Nie pijesz?- Jr trącił mój kubek swoim.
-Chcesz mnie upić?- Odpowiedziałam pytaniem i wzięłam kilka drobnych łyków szampana. Był dobry, naprawdę dobry, delikatny, o bogatym bukiecie. Przywodził mi na myśl lato, niezbyt upalne, za to pełne życia.
-Nie sądzę, żebym musiał cię upijać, Ellie. Choć gdybym trochę cię oszołomił, zapewne pozwoliłabyś mi na coś, co chciałbym zrobić, ale na co ty pewnie się tak łatwo nie zgodzisz.- Mruknął, patrząc na mnie spod oka.
-Tak? A co na przykład?- Byłam ciekawa, jakie fantazje snuje na mój temat.
-Na przykład chciałbym znaleźć się na chwilę w twoich ustach. Na finalną chwilę.- Mówiąc, zamoczył palec w kubeczku i dotknął nim mojej dolnej wargi, zostawiając na niej kroplę trunku.- Pozwoliłabyś mi?
-Nie.- Potrząsnęłam głową, nie patrząc na Jareda. Czułam, jak rumieniec wraca mi na policzki.- Może kiedyś.- Dodałam.
"Kiedyś" nie miało w naszej sytuacji racji bytu, dla mnie dwa tygodnie to za krótko, by pokusić się o coś, co teraz napawało mnie lekką niechęcią. Wiedziałam, że z czasem, gdy oswoję się z seksualną stroną swojego życia, nabiorę śmiałości i nie będę mieć większych oporów przed eksperymentowaniem z nowymi rzeczami. Ale nie teraz, jeszcze nie byłam gotowa na wiele spraw. Szczególnie na skosztowanie tego, czym mężczyzna tryska.
-Dolać ci?- Podniósł butelkę i pomachał nią, robiąc zawadiacką minę.
-Nie, dziękuję.- Uśmiechnęłam się promiennie.- Coś czuję, że muszę mieć się przed panem na baczności, panie Leto. Chodzą panu po głowie straszne świństewka.
-Ellie, moja mała Ellie.- Jared roześmiał się szczerze.- Przejrzałaś mnie.
-Może i jestem blondynką, ale nie tak całkiem głupią.- Jego wesołość szybko mi się udzieliła. Dopiłam szampana i odstawiłam kubek, choć tak naprawdę skusiłabym się na jeszcze trochę złocistego napoju. Ale lepiej pozostać czujnym niż ryzykować, że oszołomiona procentami w pewnej chwili połapię się, że coś sterczy mi przed oczami a twarz Jr jest o wiele wyżej.
-Każdy jest trochę głupi w niektórych sytuacjach. Dziś właśnie się o tym dowiedziałem.- Jared przyciągnął mnie do siebie, przez co musiałam prawie zgiąć się w pół. Dla wygody zmieniłam pozycję, prostując nogi.- Ellie, masz przed sobą piękny okaz ostatniego durnia, który na szczęście wyciągnął z własnej tępoty dobrą naukę.- Powiedział, nadal się śmiejąc.
-Piękny okaz, powiadasz?- Podchwyciłam, zmieniając jego jakże słodko brzmiącą samokrytykę w pełen podtekstów żart.- Nie zaprzeczę, a wrodzona grzeczność nie pozwala mi kłócić się z tobą także o resztę twojego stwierdzenia. Tak czy inaczej jesteś interesującym wizualnie okazem.- Przy tych słowach przesunęłam czubkami palców po jego skórze, od szyi w dół, ciesząc się w myślach gdy wciągnął brzuch, wstrzymując przy tym oddech. Oczy rozbłysły mu jak gwiazdy, jednocześnie ciemniejąc. Nie pierwszy raz to widziałam, i zawsze było to dla mnie zjawiskowe.
-Podobam ci się?- Spytał, przybliżając twarz.
-Jeśli dotąd tego nie zauważyłeś, to jesteś także ślepy.- Wiedziałam, że zabrzmiało to tak, jakbym potwierdziła, że mam go za głupka, ale nie mogłam odmówić sobie tej odrobiny krytyki, na którą zresztą zasłużył.
-Mógłbym za te słowa przetrzepać ci tyłek, ale wolę cię pocałować.- Mruknął, wprowadzając zamiary w czyn. Smakował sobą i szampanem, w równych proporcjach, i był zadziwiająco delikatny. Tak subtelnie nie całował mnie jeszcze nikt, i wbrew temu, że jego zachowanie prawdopodobnie było zadośćuczynieniem moich krzywd, poddałam się całkowicie urokowi pieszczoty i dłoniom, które wędrowały po moim ciele, rozbudzając drzemiące w nim potrzeby. Jedna dotykała moich pleców, druga sunęła w górę uda, znikając pod koszulką, ścisnęła lekko biodro, połaskotała bok, przesunęła się w przód i zatrzymała na piersi. Kciuk zatoczył kółko, drażniąc wrażliwą brodawkę i powodując, że dostałam gęsiej skórki a mój oddech przyspieszył o drugie tyle.
Jared odsunął się odrobinę.
-Chciałabyś mnie, Ellie?- Spytał szeptem, przy każdym słowie muskając ustami moje, jakby mówił i całował mnie w tej samej chwili. Nie wiedziałam nawet, że tak można, i że jest to takie przyjemne.
Objęłam go, potem puściłam i podciągnęłam koszulkę, chcąc jak najszybciej pozbyć się dzielącej nasze ciała bariery. Potrzebowałam czuć go całą sobą, skóra dotykająca skóry. Byłam rozpalona, gotowa, oczekująca i cholernie niecierpliwa.
-Chcę cię teraz, Jay.- Powiedziałam, dziwiąc się drżącemu brzmieniu swojego głosu. Rzuciłam koszulkę na podłogę i trzęsącymi się dłońmi sięgnęłam do spodni Jareda, chcąc zobaczyć go całego, widzieć jak bardzo na niego działam i po raz kolejny spojrzeć na to, co dawało mi za każdym razem tyle przyjemności.
-Wzajemnie, Ell. I oboje dostaniemy to, czego chcemy.- Podniósł się, pozwalając mi zdjąć sobie spodnie z bioder. Uwolniony członek wystrzelił do przodu i zakołysał się majestatycznie, po czym zamarł, celując we mnie jak wymierzona w ofiarę broń. Tyle że ta stworzona została nie do uśmiercania, a do dawania rozkoszy, zaspokajania mnie.- Cholera, Ellie, jesteś taka pociągająca. Gdybym mógł...- Jr urwał w pół zdania, potrząsając głową.
-Gdybyś mógł co?- Byłam ciekawa, co miał na myśli. To, że mógłby bzykać mnie non stop, czy to, że chciałby zatrzymać mnie przy sobie na dłużej? A może...?
-Nieważne.- Uśmiechnął się i pchnął mnie lekko otwartą dłonią w pierś, dając znać, żebym się położyła. Gdy to zrobiłam, złapał za gumkę moich majtek i zaczął je ściągać. Potem położył się przy mnie na boku tak blisko, że czułam na udzie gorącą twardość jego penisa.
Pierwszy raz leżeliśmy na łóżku przed seksem, nie po nim, i zaczęłam rozumieć, że to, co się za chwilę stanie, będzie zupełnie inne od tego, co już poznałam. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Poczułam rosnącą ekscytację, porównywalną do tej, jaką czuje dziecko, budzące się w gwiazdkowy poranek i biegnące do salonu, by otworzyć swoje prezenty. 
Obróciłam się na bok, napotykając rozpalone spojrzenie niebieskich oczu, i przylgnęłam całym ciałem do silnego, umięśnionego faceta, który doprowadzał mnie do wrzenia samym sposobem, w jaki na mnie patrzył. Nie sądziłam, że erotyczna sfera życia może być tak intensywna, przesycona emocjami, że można kogoś pragnąć prawie do bólu. Czytałam, że to możliwe, ale nie sądziłam, że pierwszy mężczyzna, z jakim się prześpię, będzie działał na mnie tak mocno. To zakrawało na kpinę, bo za niedługo miałam się z nim rozstać na dobre i zapomnieć, że w ogóle go znam. Ale to dopiero za dziesięć dni, a póki co mogłam cieszyć się tym, co mi dawał. Cieszyć się nim.
Odepchnęłam od siebie niechciane myśli i skupiłam uwagę na Jr. Przymknęłam oczy, by lepiej czuć dotyk jego dłoni, pieszczącej moje plecy i pośladki, i z ochotą poddałam się słodkiemu, łagodnemu pocałunkowi, głębszemu niż poprzedni, choć równie subtelnemu. Nie wiedziałam, że takie połączenie jest możliwe, ale co ja w ogóle wiedziałam o seksie poza tym, że istniał? Teoria, którą znałam, nie przygotowała mnie na to, czym była rzeczywistość. A była zachwycająca, odbierająca rozum.
Jared odbierał mi rozum. Nie dotykał mnie w miejscach, które pieścił przy naszych wcześniejszych zbliżeniach, a jednak trzęsłam się z niecierpliwości, podniecona tak, że lada chwila mogłam szczytować od samych pocałunków. Dyszałam, słyszałam że pojękuję, słyszałam też chrapliwe mruknięcia Jr i czułam, jak lekko porusza biodrami, naciskając na mój brzuch przypominającym stal członkiem. Czyżby i on czuł się, jakby płonął? Ja płonęłam, trawiła mnie gorączka, którą można było ugasić tylko w jeden sposób.
-Nie masz wrażenia, że tak naprawdę dopiero teraz stanie się to po raz pierwszy?- Usłyszałam i poczułam, jak Jared napiera na mnie całym ciałem, zmuszając do obrócenia się na wznak.
-Trochę.- Zgodziłam się z nim bez wahania. Faktycznie, było tak, jakbyśmy nigdy wcześniej nie mieli z sobą do czynienia. Czy to, że tym razem byliśmy w łóżku, mogło mieć na moje odczucia aż taki wpływ, czy też zachowanie Jareda zmieniło moje podejście do niego i do seksu? Dlaczego na widok tego, jak podnosi się i pochyla nade mną, jak zakrywa sobą moje ciało, poczułam łaskoczące ściskanie w żołądku?- Boże, mam motylki w brzuchu.
-Może je w tobie poczuję?- Jr mrugnął do mnie i spojrzał w dół, między nas.- Uwielbiam sposób, w jaki rozchylasz dla mnie uda. Robisz to tak naturalnie, ochoczo i nieśmiało zarazem.- Powiedział przejętym głosem.
Słysząc jego słowa poczułam się odrobinę zawstydzona, ale podniecenie, które teraz mną rządziło, nie pozwalało mi na nic więcej, jak na jeszcze szersze rozsunięcie kolan. Nieśmiałe i naturalne, jak twierdził mój mężczyzna.
Mój? Cóż, może chwilowo mój. Przynajmniej w tej chwili na pewno.
Zacisnęłam powieki, czekając niecierpliwie na moment, gdy rozgrzany do czerwoności organ znajdzie drogę i wreszcie mnie wypełni, czułam go, jego dotyk na udzie, coraz wyżej, i uniosłam biodra, wychodząc mu naprzeciw. Wsunął się, w asyście mojego pełnego ulgi westchnienia, i zatrzymał.
-Nie będę cię pieprzył, Ell. Ani nie będę cię zapinał.- Szept Jareda rozległ się tuż przy moim uchu. Otworzyłam oczy, przestraszona że zrezygnował, odechciało mu się seksu, że coś go rozczarowało, albo po prostu naigrywał się ze mnie, a teraz powie, że mam spływać do mamusi. On jednak wciąż był we mnie, co prawda tylko na kilka centymetrów, ale jednak.
-Nie będziesz…?- Spytałam niepewnie, bliska paniki.
-Nie.- Pocałował mnie w szyję, równie delikatnie jak wszystko, co ze mną tego wieczoru robił.- Będę się z tobą kochał, Ell.
Omal się nie rozpłakałam słysząc, z jaką czułością to powiedział. Jakbym była najważniejsza na świecie, jakby poza mną nie istniała dla niego żadna kobieta. Jakbym była kimś wyjątkowym, dla kogo warto odrzucić wszystko, przed kim można się otworzyć, z kim można robić coś, czego nie robi się z nikim innym. W tym momencie byłam prawie pewna, że Jr coś do mnie czuje, coś silniejszego, niż się przyznaje. I byłam gotowa… zostać z nim, gdyby o to poprosił. Chciałam, żeby to zrobił, ale nie mogłam, nie powinnam mu tego podpowiadać, a przynajmniej nie wprost. Wszystko, co mogłam teraz zrobić, to okazać, że jest mi bliski, więc objęłam go mocniej, jakbym miała zamiar nigdy nie wypuścić go z ramion.
Kochanie się było tak różne od „zwykłego” seksu, jak słońce różni się od księżyca. Czułość i delikatność Jr, zadziwiająco łagodna stanowczość, z jaką się we mnie poruszał, wreszcie szeptane co chwila moje imię lub słowa o tym, jak mu dobrze, wszystko omal nie doprowadziło mnie do płaczu. Byłam szczęśliwa, jeśli można czuć szczęście z właśnie takich powodów. Miałam wrażenie, że Jr jest ze mną całym sobą, ani na sekundę nie uciekając myślami Bóg wie gdzie. Byłam oszołomiona, pijana od doznań, unosiłam się gdzieś w stanie nieważkości, choć fizycznie, ciałem, nadal byłam w hotelowym pokoju. Czułam, że spotkało mnie coś wyjątkowego, czego być może nie doświadczę nigdy więcej, a już na pewno nie z kimś innym, niż Jared.
Nie chciałam go puścić nawet wtedy, gdy szczytował zaraz po mnie. Wciąż trzymałam go mocno w uścisku, oplatając ramionami i nogami, patrząc w sufit szeroko otwartymi oczami, w których zapewne czaiło się niedowierzanie. Słyszałam, jak ciężko oddycha, leżąc z twarzą w poduszce i dłońmi kurczowo zaciśniętymi na moich barkach, i uśmiechałam się, znów będąc pod wpływem fali niezrozumiałego szczęścia. Nie wiedziałam, czy powinnam coś powiedzieć, do głowy nie przychodziły mi żadne sensowne słowa poza lakonicznym „dziękuję”, ale zabrzmiałoby to tak, jakby Jared zrobił mi przysługę, więc milczałam. Oboje milczeliśmy przez kilka minut, nadal leżąc w pozycji, w której… się kochaliśmy. Nie czułam niewygody, ale po czasie cisza zaczęła być niezręczna, jakbyśmy nie mieli sobie nic do powiedzenia.
Rozluźniłam uścisk i opuściłam nogi, pozwalając Jr, gdyby chciał, zmienić pozycję. Najwyraźniej na to czekał, bo od razu zsunął się na posłanie i przygarnął mnie do siebie, tuląc moją głowę do piersi. Zdziwiłam się, że nadal oddycha niespokojnie, drżąco, jakby nie mógł dojść do siebie. Ale cóż, może mimo kondycji trochę nadwyrężył siły? W końcu nie miał już 20 lat.
Objęłam go i westchnęłam, nadal pełna szczęścia. Było mi bosko, cieszyłam się, że mogę odpocząć tak blisko faceta, który… Wahałam się pomyśleć, że chyba mnie kochał. Chciałam, żeby tak było, ale bałam się tego jak ognia. Gdyby okazało się, że moje podejrzenia są prawdziwe… Nie mogły być takie teraz, w tej chwili. Byłoby po mnie. Nie umiałabym obronić się przed tym, co poczułabym sama, słysząc jakiekolwiek miłosne wyznania z ust Jareda. Jeśli miał coś powiedzieć, niech nie będzie to nic w rodzaju „Ellie, chyba się w tobie zakochałem”.
Jr nadal milczał, co trochę zaczynało mnie niepokoić, choć przecież gładził mnie po plecach.
-Wszystko w porządku?- Nie wytrzymałam i zadałam pytanie, w którym słychać było całą moją niepewność i strach. Chciałam spojrzeć Jaredowi w twarz, ale gdy poruszyłam głową, chwycił mnie i przycisnął do siebie mocniej, nie pozwalając mi się podnieść.
-Tak, Ell.- Lakoniczna odpowiedź w miarę mnie uspokoiła, choć nie do końca. Coś było nie tak, czułam to wyraźnie, lub tylko wmawiałam sobie, jak pewnie robiły to przede mną setki, tysiące, miliony dziewczyn w podobnej jak ja sytuacji, zadających sobie pytanie, czy mężczyzna, z którym są związane, coś do nich czuje.
-Ell?- Powtórzyłam. Dziwiło mnie, że tak się do mnie zwraca.
-Nikt inny tak do ciebie nie mówi, prawda?- Spytał. Przyciśnięta do jego piersi słyszałam echo każdego słowa, odbijające się głośno tam, gdzie miał serce, i zagłuszające jego niespokojne bicie.
-Nikt.- Przyznałam.
-Tylko ja. Niech tak zostanie.- Westchnął, puścił mnie i wstał, nim zdążyłam choćby obrócić się na wznak.- Muszę do łazienki.- Znikł mi z oczu tak szybko, jakby goniło go stado rozwścieczonych diabłów.
-Leto, czy ktoś ci kiedyś mówił, że strasznie dziwny z ciebie facet?- Mruknęłam, kręcąc głową nad jego tajemniczością. Przeturlałam się na bok, by podnieść kołdrę po jednej stronie łóżka, potem wróciłam na miejsce i naciągnęłam na siebie przykrycie, rozleniwiona tak, że nawet nie chciało mi się już iść pod prysznic. Nastrój szczęśliwości nadal mnie nie opuszczał, choć uprzednio odczuwana pewność, że jestem przedmiotem uwielbienia Jareda, nie była już tak silna. Ochłonęłam, doszłam do siebie i znów zaczynałam myśleć racjonalnie, a w uporządkowanym świecie, jaki sobie tworzyłam, nie było miejsca na miłostki z kimś takim, jak Jr. Choć miło by było, gdyby widział we mnie coś więcej, niż seksowne ciało.
Nie wiem, jak długo go nie było, zapadłam w lekką drzemkę, nawet nie mając pojęcia, że przysypiam. Poczułam tylko, jak wślizguje się pod kołdrę za moimi plecami, przysuwa bliżej i obejmuje w pasie, tuląc się do mnie.
-Śpij, Ell. Jutro mamy ciężki dzień.- Powiedział, całując mnie za uchem. Pachniał pastą do zębów i mydłem.
-Śpię, Jay. I mam piękne sny. – Mruknęłam półprzytomnie.
-A podobno to mężczyźni zasypiają szybko po seksie.- Zaśmiał się cicho.
-Nie wierz w obiegowe opinie, Leto. O tobie mówią, że jesteś zimny jak głaz.- Odparłam, przypominając sobie, że gdzieś przeczytałam podobne zdanie na jego temat.
-Najwyraźniej mnie zmiękczyłaś i rozgrzałaś.- Znów mnie pocałował.
-Chciałabym.- Powiedziałam, uśmiechając się na myśl, że jego słowa mogły mieć wyczekiwany przeze mnie podtekst. Oby. 

                                                                   *****
Niniejszym oddaję pod opinię długo wyczekiwany drugi kawałek rozdziału. I od razu Was ucieszę, że będzie też trzeci, bo w tym za nic nie dałabym rady zmieścić wszystkiego, co chciałam napisać. Tak więc niebawem (oby!) ukaże się kolejna relacja z Polski, z IF i wrażeniami z pierwszego gigu Ellie. A także dalszymi jej rozmyślaniami na temat tego, co dzieje się w głowie Dziada.
Plus Shannon, bo wpadła mi do głowy zabawna rzecz z nim związana. 
Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za cierpliwość :)
Yasssss.