niedziela, 1 czerwca 2014

Jared.

Samolot skręcił nad miastem, pochylając się na skrzydło, dzięki czemu miałam widok na całe, rozciągające się w dole LA. Z góry wyglądało pięknie, sąsiadując z roziskrzonym, lśniącym w słońcu oceanem. Z perspektywy ulic, jeśli przemierzało się je w rozpaczliwym poszukiwaniu pracy, było to jednak miasto aniołów upadłych. Zmuszało do rzeczy, na jakie człowiek nie zdecydowałby się, gdyby jego sytuacja była inna.
Ja jednak miałam odrobinę szczęścia w całym pechu, który mnie spotkał. Byłam wolna od nienawiści, jaką niedawno darzyłam to miasto. Coś mi zabrało, z czegoś mnie ograbiło, coś też dało mi jako rekompensatę. Wyjeżdżałam z LA jako biedna, przegrana dziewczyna, wracałam zaś w luksusowej pierwszej klasie, trzymana za rękę przez jednego z najbardziej znanych artystów w kraju, jeśli nie na świecie. Jego syn częstował mnie kopniakami w brzuch, zapewne zaniepokojony lądowaniem i towarzyszącymi mu przeciążeniami. Odruchowo położyłam dłoń w miejscu, w którym czułam najwięcej kopnięć.
-Dobrze się czujesz?- Jr natychmiast nachylił się do mnie, patrząc z niepokojem, jak masuję sobie przeponę.
-Mhm.- Mruknęłam uspokajająco.- Po prostu oberwałam pod żebra.- Wyprostowałam się, dzięki czemu ból zelżał.- Serio mój wóz będzie już na nas czekał?- Spytałam zaintrygowana.
-Tak.
Ciekawiło mnie, czy rzeczywiście mój Merc zdąży dolecieć przed nami. W ogóle byłam zaskoczona, gdy Jared powiedział, żebym zapakowała do bagażnika to, co się nie potłucze i nie zniszczy, najlepiej swoje książki i tym podobne rzeczy, które razem z wozem zostaną dostarczone do LA lotem transportowym. Wcześniej myślałam, że ktoś po prostu przejedzie nim całą drogę z Lafayette. Tymczasem okazało się, że najnormalniej w świecie pojedziemy do domu, jakbyśmy zostawili Mercedesa na parkingu i polecieli gdzieś na weekend. Posiadanie pieniędzy zdecydowanie ułatwiało życie.
Formalności na lotnisku trwały nie dłużej niż godzinę, łącznie z odbiorem samochodu. Sprawdziłam, czy w bagażniku jest to, co do niego schowałam, i byliśmy wolni.
Drogę przez miasto przebyłam jak we mgle, nie zwracając uwagi na nic. Zbyt byłam zajęta myśleniem. Zastanawiałam się, co teraz będzie. Czy nie błądzę, pewna powodzenia związku, który teraz dopiero miał być prawdziwy. Nie chodziło mi o Jr, wiedziałam, co czuje, choć nie powiedział tego wprost. Może kiedyś to zrobi. Chodziło o mnie i moje wątpliwości. O ile znałam już uczucia Jareda, o tyle nie miałam pojęcia o swoich. Doszukiwałam się w nich tego, co powinno się znaleźć, ale wciąż jedyne, na co trafiałam, to satysfakcja z wygranej i sympatia do Leto. Nie miłość. To mnie przerażało. Lękiem napawała mnie też myśl, że jedyne, na co może z mojej strony liczyć, to lojalność w podzięce za poziom życia, jaki mi zapewni, i fizyczna fascynacja. Może to wystarczy, żeby zbudować mocne relacje między nami? A może z czasem znów obudzi się we mnie coś więcej, to, co zaczęło się po naszym poznaniu i znikło, zniszczone przez burzliwe rozstanie i poczucie krzywdy? Oby. Jared nie zasługiwał na kobietę, dla której będzie jedynie kochankiem i trochę przyjacielem. Zasługiwał na wzajemność, nie na obojętność.
-A ty jak zwykle odpływasz myślami?- Głos Jr wyrwał mnie z zadumy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zajechaliśmy przed dom.
-Wspominałam.- Wyjaśniłam, gramoląc się z wozu na podjazd. Siedzenie przez dłuższy czas w jednej pozycji niezbyt mi służyło, plecy zaczynały mnie boleć i potrzebowałam chwili, żeby rozruszać mięśnie.
-Mam nadzieję, że to były miłe wspomnienia?- Leto dołączył do mnie, delikatnie ściskają mnie za ramię.
-Z tym miejscem łączą się te dobre.- Nie skłamałam. Rzeczywiście jego dom kojarzył mi się z przyjemniejszą częścią pobytu w LA.- Poza jednym wyjątkiem.- Dodałam po chwili.
-Masz na myśli naszą rozmowę podczas swojej krótkiej wizyty u mnie?
-Nie. Mam na myśli swój pierwszy raz. Był naprawdę bolesny.- Roześmiałam się, widząc jego zaskoczoną minę. Widocznie nie spodziewał się akurat takiego wyznania.
-Aha. No tak.- Podrapał się w głowę, która nawiasem mówiąc aż wołała o porządną kąpiel. Włosy miał zmierzwione i niezbyt czyste, ale to pewnie dlatego, że zaraz po ostatnim koncercie ruszył w drogę.- Ja nie narzekałem.- Uśmiechnął się przebiegle, zaraz jednak spoważniał.- Chyba powinienem teraz powiedzieć coś w stylu "Witaj w domu".
-Chyba tak.- Ja też straciłam nastrój do żartów. Uświadomiłam sobie po raz nie wiem który, że to miejsce będzie moim domem przez Bóg wie jak długi czas. Może nawet na zawsze. Rozejrzałam się, jakbym widziała je dopiero teraz, nie mając wcześniej ku temu okazji. Musiałam sama przed sobą przyznać, że widzę wszystko w inny, bardziej trzeźwy sposób. Podobało mi się tu, naprawdę.
-W takim razie...- Nim się spostrzegłam, Jr wziął mnie na ręce i zaniósł do drzwi.- Wiesz, że wcale nie jesteś ciężka?- Dodał, otwierając i wnosząc mnie do środka.
-Co za oficjalność.- Trzymałam się go kurczowo, choć nie obawiałam się, że mnie upuści. Skoro poradził sobie z wyniesieniem drzwi, łączących nasze pokoje, nie powinien mieć problemów z utrzymaniem mnie i Jamiego przez minutę czy dwie.
-Staram się, jak mogę.- Postawił mnie na podłodze i szybko rozbroił alarm.- Matka chciała urządzić ci huczne powitanie, ale się nie zgodziłem. Uparła się za to, że mamy być u niej jutro na obiedzie. Zaprosiła parę osób.- Widziałam, że był spięty, jakby perspektywa odwiedzin u matki nieco go odpychała.
-Mam nadzieję, że nie spotkam tam Emmy.- Mruknęłam pod nosem, czując zalewającą mnie zimną nienawiść do tej kobiety.
-Yyyy...- Jr zająknął się, uciekając wzrokiem.- Matka nic nie wie o... waszym sporze. Nie chciałem jej martwić. Od zawsze traktuje Emmę jak córkę, lepiej jeśli po trochu zacznie jej być mniej w naszym towarzystwie.- Spojrzał na mnie przepraszająco.- Jeśli Emma tam będzie, choć prosiłem ją, żeby odmówiła, gdy matka ją zaprosi, to po prostu jej unikaj.
-Ja mam unikać jej?- Podparłam się pod boki, pytając z niedowierzaniem.- Jared, ta...- Zmięłam w ustach nieprzyjemny epitet.- Ta kobieta traktowała mnie jak śmiecia, to ona powinna unikać mnie. Nie mam zamiaru usuwać się w cień tylko dlatego, że załatwia za ciebie różne sprawy i jest w tym niedościgniona.- Ostatnie słowo wymówiłam ironicznym tonem, chcąc dać mu do zrozumienia, że nikt nie jest niezastąpiony i gdyby chciał, mógłby świetnie obejść się bez panny Ludbrook. Korciło mnie powiedzieć, żeby kazał jej trzymać się ode mnie z daleka, ale nie odezwałam się. Byłam tu nowa, wszystko jeszcze mogło okazać się kruche i nietrwałe, a ona przebywała z nim od lat. Nie chciałam wyglądać na osobę, która zaraz na początku uzurpuje sobie wszelkie prawa do faceta i wydaje dotyczące go rozporządzenia.
Jared przyjrzał mi się, pochylając nieco głowę.
-Podobasz mi się taka, Ellie. Stanowcza i waleczna.- Stwierdził po chwili. Rozbawił mnie wyraz uznania w jego oczach. Typowy samiec, wpadający w samozadowolenie na widok dziewczyny, która jeży się na wspomnienie o konkurentce.
-Nie myśl, że będę się o ciebie bić.- Zastrzegłam, walcząc z cisnącym się na usta uśmiechem. Co jak co, ale Jr potrafił poprawić mi humor z chwili na chwilę samą swoją obecnością.
-Nie w takim stanie.- Widać było, że bawi go ta część naszej rozmowy.- Ale później, gdy mały się urodzi a tobie wrócą siły, mógłbym obejrzeć zapasy w kisielu.
Przed oczami stanęła mi wizja mnie i Emmy, obu topless, krążących wokół siebie z wyrazem mordu w oczach, upapranych różową mazią po czubki głów. Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
-Jesteś niemożliwy, Leto.- Powiedziałam, czując opadające ze mnie napięcie. Atmosfera była prawie rodzinna, czułam się dobrze, na luzie. Miałam wrażenie, jakby wszystko było na miejscu, w porządku.
-A ty jesteś zazdrosna, a to lubię.- Dotknął palcami mojego policzka.- Pójdę wprowadzić wóz do garażu. Zrobisz w tym czasie kawę czy wolisz odpocząć?
-Kawę. Nie jestem aż tak zmęczona, żeby leżeć plackiem.- Zerknęłam na zegar w holu. Było dosyć wcześnie, dzięki różnicy czasu między Lafayette a LA miałam wrażenie, jakby dzień wydłużył się o kilka godzin. Tyle, że pewnie poczuję się śpiąca, zanim zrobi się ciemno.
W kuchni znalazłam niespodziankę: w lodówce stała butelka bezalkoholowego szampana, poza tym półki uginały się od świeżo zrobionych zakupów. Ktoś zadbał, żebyśmy nie musieli zamawiać kolacji na wynos.
-No proszę.- Szepnęłam, w myślach planując już zrobienie kanapek, pamiętając przy tym, żeby nie ruszać tego, co stoi na drugiej półce. Ale najpierw kawa, potem wypakuję część swoich rzeczy, żeby mieć się w co przebrać, dopiero wtedy zabiorę się za szykowanie przekąski.
-Wniosłem twoje pudła do holu.- Jr zjawił się jak duch.- Nie chciałem ci wcześniej mówić, ale planuję zrobić nam sypialnię na dole. Większą, niż ta na piętrze.- Zatarł ręce, patrząc mi przez ramię.- Widzę, że mama jak zwykle zrobiła zakupy. A to co?- Wyjął butelkę i przyjrzał się etykiecie.- Bardzo zmyślnie.- Mruknął, odkładając szampan na miejsce.
Obserwowałam go ze zmarszczonym czołem: był nienormalnie entuzjastyczny. Wręcz kipiał, co nie było w jego przypadku naturalne. Podejrzewałam, że tak naprawdę jest zdenerwowany i czuje się niepewnie, ale próbuje to ukryć.
Szczerze mówiąc ja też zaczęłam od razu czuć się nieco zażenowana i nie wiedziałam za bardzo, jak się zachować. Niby byłam u siebie, ale teraz już mniej, niż kilka minut temu. Nagle zapomniałam w której szafce jest kawa i gdzie stoi cukier. Dobrze, że przynajmniej kubki wisiały na haczykach jak kiedyś.
-Muszę do toalety.- Zmyśliłam, nie chcąc przy Jr przeszukiwać kuchni.- Zrób kawę, jeśli nie zdążę przed wodą.- Zanim się odezwał uciekłam na górę, do swojego starego pokoju, i usiadłam na łóżku. Nie wiem, dlaczego ogarnęła mnie panika, jakbym miała co najmniej skoczyć z wysokiej trampoliny do zbyt płytkiego basenu. Po prostu się bałam, przerażała mnie odpowiedzialność, jaka łączyła się z byciem w prawdziwym związku, bo taki właśnie zgodziłam się stworzyć. Przez chwilę czułam się jak dziewczynka, która pierwszy raz idzie do szkoły i nie wie, co ją czeka.
Usłyszałam przytłumiony odległością gwizd czajnika, potem zapanowała cisza. Po chwili w otwartych drzwiach pokoju pojawił się Jared z dwoma kubkami w dłoniach. Usiadł przy mnie, podając mi jeden, w stokrotki.
-Słaba, z mlekiem.- Powiedział.
-Dzięki.
Popijałam ciepłą kawę rozglądając się, jakbym widziała pokój po raz pierwszy. A przecież mieszkałam tu, spałam, odpoczywałam i znałam każdy kąt pomieszczenia prawie tak dobrze, jak te u babci.
-To... trudna sytuacja.- Jared odezwał się po chwili, ubierając w słowa moje myśli.
-Nie zaprzeczę.- Zgodziłam się z nim. Było trudno, bo jak udawać, że wszystko jest jak dawniej, jeśli po drodze zdarzyło się kilka nieprzyjemnych spraw, o których ciężko zapomnieć?
-Bardzo się zmieniłaś. Gdy cię poznałem, byłaś młodziutką, przestraszoną dziewczyną. Teraz mam przed sobą kobietę, dojrzałą i pewną siebie. Nie wiem, jak się zachować.- Przyznał z zakłopotaniem.
Dojrzałą? Zdziwił mnie tym stwierdzeniem. Gdyby wiedział, jak się czuję, jaka jestem w tej chwili pogubiona... Jak się boję, że nasz zapał był przedwczesny i rozstaniemy się wbrew swoim oczekiwaniom.
-Nadal jestem przestraszona.- Powiedziałam szczerze. Chciałam, żeby było mu łatwiej, poza tym on też się zmienił. Nowy, niepewny Jr nie bardzo mi się podobał. Wolałam go takiego, jaki był zanim mnie od siebie odsunął: stanowczego, zagadkowego, męskiego i... Wstyd przyznać, ale tęskniłam za jego ciągłą gotowością do erotycznych zmagań, do jego dwuznacznych albo jasno mówiących o seksie tekstów. Brakowało mi tego, choć sądzę, że po prostu czułam się mało atrakcyjna, stąd moje rozterki.
-Czego się boisz, Ellie? Mnie?
-Nie, ty sam w sobie nie jesteś groźny. Obawiam się, że za mało się tak naprawdę znamy. To nie jest tak, że należę do płochliwych osób. Zawsze wiedziałam, czego chcę, zawsze byłam dosyć pewna siebie, inaczej nigdy nie zdecydowałabym się na wyjazd do LA. Onieśmielałeś mnie, do tego okoliczności, które nas z sobą zetknęły, nie były zwykłe. Miałam problem z ustosunkowaniem się do siebie i do tego, co robię.- Starałam się wyjaśnić swój punkt widzenia.- Pomogłeś mi się z tym uporać, dzięki czemu mogłam cieszyć się z naszych...- Zamilkłam, oblewając się rumieńcem.
-Zauważyłem że sprawiam ci sporo radości i nie ukrywam, że podobał mi się twój entuzjazm.- Jr odstawił kawę i położył się z rękami pod głową. Koszulka podjechała mu w górę, odsłaniając opalony, płaski brzuch z doskonale widoczną ścieżką ciemnych włosków, ciągnącą się od pępka w dół i niknącą za paskiem spodni.
Zagryzłam wargę, patrząc na ten zjawiskowy fragment jego ciała i wyobrażając sobie, co kryje się niżej. A właściwie nie tyle sobie wyobrażając, ile przypominając. Zmienić się tam raczej nie mógł.
Spojrzałam na niewielki wzgórek, widoczny pod zarysem członka i kryjący sedno męskości Jr. Nigdy nie dotykałam go w tym miejscu, a teraz zaczęłam być ciekawa, jak to jest trzymać w dłoni ten szczególny kawałek mężczyzny.
-Zastanawiam się, o czym teraz myślisz.- Leto usiadł, po czym zdjął koszulkę i zwinął ją w nieforemny kłąb.
-O niczym szczególnym.- Odparłam wymijająco, omal nie wybuchając śmiechem na użyte przeze mnie określenie jego klejnotów.
-Idę pod prysznic.- Wstał i przeciągnął się aż zatrzeszczało mu w stawach.- Czuję się jak menel, nie kąpałem się od prawie doby. Pewnie cuchnę potem.
-Menele cuchną wymiocinami, alkoholem, moczem, i czymś jeszcze gorszym.- Stwierdziłam, nie mogąc przestać na niego patrzeć. Coś podpowiadało mi, że nawet w takim stanie, przepocony, ze zlepionymi włosami, byłby... a właściwie jest dla mnie kwintesencją mężczyzny.- Nie, żebym była znawczynią, ale zdarzało mi się jechać z kimś takim autobusem.- Dodałam szybko żeby nie pomyślał, że mam ciekawych znajomych.
-Mnie również. Kiedyś. Pewnie byłem wtedy w twoim wieku.
-Mówisz, jakbyś miał na karku co najmniej setkę, a przecież jeszcze jesteś młody.- Pokusiłam się o lekko przesadzony komplement, odnoszący się głównie do jego fascynującego mnie wyglądu.
-Czasem czuję się jak zmęczony życiem starzec.- Jared podszedł do mnie, objął dłońmi moją twarz i popatrzył mi w oczy.- Ale czuję, wiem, że przy tobie to minie. Przy was.- Spojrzał w dół.- Ellie...- Zmarszczył brwi, nie kończąc.
-Tak?- Byłam ciekawa, co chciał powiedzieć. Spodziewałam się usłyszeć, że chce upewnić się co do swojego ojcostwa. Nawet by mnie to nie zdziwiło, miał prawo żądać ode mnie badań genetycznych, potwierdzających moją prawdomówność.
-Musisz mi uwierzyć, że nigdy z premedytacją nie starałbym się o dziecko. Nigdy.- Wrócił wzrokiem do mojej twarzy.- A także w to, że mimo wszystko jego obecność mnie uszczęśliwia.
-Nie rozumiem...- Wyjąkałam, nie pojmując dlaczego nie każe mi zaraz, teraz, iść do lekarza.
-Zrozumiesz.- Pocałował mnie delikatnie i puścił.
Patrzyłam jak idzie do swojego pokoju, kołysząc lekko biodrami w ten specjalny, męski, nieco nonszalancki sposób, swobodny i na luzie, i zastanawiałam się, czy naprawdę zawsze musiał mówić zagadkami. Jak można nie chcieć dziecka, jednocześnie ciesząc się, że będzie się je miało? Pozornie brakowało w tym logiki, ale ja wiedziałam, o co tak naprawdę Jaredowi chodziło. Mógł nie chcieć dzieci nie dlatego, że ich nie lubił czy coś, a przez to, że mogły dziedziczyć po nim chorobę. Może w głębi duszy marzył, że kiedyś weźmie na ręce własne i moja niespodziewana ciąża była dla niego... Czym? Ryzykownym i niepewnym prezentem od losu? Czymś, co go cieszyło, równocześnie przerażając możliwymi konsekwencjami? Jeśli ja bałam się panicznie tego, że mój synek nie będzie zdrowy, to jak bać się musiał Jr, który od lat stawiał czoła ponurej rzeczywistości, z jaką przyszło mu się mierzyć? Mogłam tylko zgadywać że w momencie, gdy stanie się najgorsze i mały okaże się pechowcem, Jared będzie miał ogromne poczucie winy. Wiedział, że ponosi część odpowiedzialności za mój stan, wiedział, że nasza beztroska zaowocowała przypadkową ciążą, jak więc zniesie ewentualną chorobę Jamiego? Czy to go nie załamie?
Dziwne, ale nie chciałam, by tak się stało. Przynajmniej teraz daleka byłam od myśli, w których obwiniałabym Leto o całe zło tego świata. Rozumiałam, że jest mu ciężko z samym sobą, że widzi swoją przyszłość w czarnych kolorach, i było mi go najzwyczajniej w świecie żal. To zaś budziło we mnie czułość i chęć sprawienia, by czas, jaki spędzimy razem, okazał się dla niego czymś nieporównywalnie lepszym, niż sądził, że może być. Po prostu chciałam, żeby był naprawdę szczęśliwy i czuł się dobrze.
Nie powinno mi to sprawić problemu. Przede wszystkim musiałam, a nawet chciałam, pokazać Jr, że mylił się, gdy mówił o wstręcie, jaki mogłabym do niego czuć wiedząc, że coś jest z nim nie tak. To z obawy o obrzydzenie, jakie mógłby we mnie wzbudzić, wolał rozstać się ze mną, zamiast szczerze wyjawić mi swój sekret. Byłam przekonana, że dla niego było to bolesne wyrzeczenie, i wiedziałam, że mam rację. Miałam ją także wcześniej, gdy dopuszczałam do siebie możliwość, że Leto się we mnie durzy.
-Cholercia, on mnie na serio...- Szepnęłam, ale nie umiałam na głos powiedzieć tego jednego, jakże ważnego słowa.- Zobacz, Jr, udziela mi się twoja nieumiejętność mówienia niektórych rzeczy wprost.- Uśmiechnęłam się, patrząc w puste miejsce po dzielących oba pokoje drzwiach. Jared znikł mi z oczu, ale słyszałam go, krzątającego się w łazience. W panującej w domu ciszy każdy wydany przez niego dźwięk rozlegał się na tyle głośno bym wiedziała, co w danej chwili robi. Skrzypnięcie otwieranych drzwiczek szafki, w której trzymał swoje markowe kosmetyki i świeże ręczniki. Głuchy odgłos, z jakim rozłożył strzepnięciem jeden z nich. Prawie widziałam jak odwiesza go obok kabiny prysznica, mogącej spokojnie pomieścić kilka osób, jak zrzuca spodnie i bokserki i znika za szklanymi drzwiami. Bez trudu wyobraziłam sobie jego nagie ciało: mimo spędzonych osobno miesięcy nie umiałam go zapomnieć. Było dla mnie jedynym, jakie znałam, i łączyło się ze wspomnieniami, których nie chciałam się pozbyć, choć wcześniej się do tego przed sobą nie przyznawałam. Teraz szczerze zgodziłam się w myślach, że niektóre, a właściwie większość wspomnień, w miarę upływu czasu stawała się coraz piękniejsza. A może to nowa sytuacja i fakt, że teraz naprawdę byłam dziewczyną Jr, zmienił moje nastawienie i sprawił, że widziałam wszystko inaczej?
Mniejsza o to, będę miała masę czasu na rozmyślanie gdy Jr pojedzie w dalszą trasę. Wyjaśnił mi, że nie powinien jej przerywać a ja zrozumiałam, na jakie problemy mógłby się narazić, gdyby to zrobił. Nie wymagałam, żeby rzucał wszystko z mojego powodu, choć wiedziałam, że jest zakłopotany, a jednocześnie wdzięczny za to, że umiem postawić jego sprawy zawodowe przed naszymi prywatnymi. Kim w końcu byłam, żeby dyktować mu, co ma robić? Można powiedzieć, że stanowiłam coś w rodzaju intruza, może mile widzianego, ale jednak. Jr nie planował mojej obecności w swoim życiu, to stało się niejako poza nim, bez ostrzeżenia. Podziwiałam go za to, że pogodził się ze wszystkim i był gotów częściowo podporządkować się sytuacji, na jaką nie był przygotowany. I za to, że umiał znaleźć w tym dobre strony, które dawały mu powód do radości. Ciszył się, że z nim jestem, całkiem szczerze i...
Dosyć rozmyślań na ten temat, zanim zacznę wpadać w samozachwyt i dojdę do wniosku, że jestem dla Leto "tą jedyną". Będąc zbyt pewna siebie mogłam popełnić błąd, zrobić czy powiedzieć coś, co zniszczy kruche więzy, jakie nas łączyły. Być może Jr cieszył się i coś do mnie czuł, ale wątpiłam, by po miesiącach rozłąki było to na tyle silne, bym mogła pozwolić sobie na nadmierną swobodę. Musiałam, musieliśmy, budować relacje między nami od nowa, na być może mocnych, ale dla mnie wątpliwych podstawach. Wydawało mi się, że tak naprawdę główną rolę grał tu Jamie, a jeśli tak było naprawdę, musiałam postarać się, by wrócić, hm, do łask Jr.
Z cudzych doświadczeń i własnych obserwacji wiedziałam, że nietrudno jest zwrócić na siebie uwagę mężczyzny, i choć kiedyś byłabym daleka od działania w podobny sposób, teraz czułam, że najlepiej dla mnie będzie, jeśli otwarcie okażę Jaredowi swoje zainteresowanie, tęsknotę za nim, jego ciałem i dotykiem. Jeśli sprowokuję go do działania, ulegnę i pokażę, ile przyjemności czerpię z naszych kontaktów fizycznych. Szczerze mówiąc okropnie miałam ochotę zaciągnąć go do łóżka, czy gdzie tam miałby ochotę. Lub też, dla ścisłości, to jemu pozwoliłabym zaciągnąć się choćby i na podłogę, gdyby wyraził takie życzenie. Gotowało się we mnie. Śmieszne, że do momentu, gdy Jr pierwszy raz dał mi orgazm, w ogóle nie odczuwałam potrzeby bycia z facetem. A teraz? Wystarczyło, że na niego patrzyłam, czułam jego zapach, słyszałam jego głos i... Byłam gotowa na seks, mogłabym leżeć z szeroko rozłożonymi nogami do chwili, aż zaspokoiłby mnie naprawdę mocno. Gdzie podziało się moje skrępowanie? Czy świadomość, że jestem w związku i mogę mieć to, czego chcę, dodała mi odwagi i sprawiła, że wstyd, towarzyszący mi dotąd w podobnych sytuacjach, dał za wygraną i znikł?
-A czy to ważne?- Spytałam sama siebie na głos i zachichotałam w odpowiedzi.
To nie było ważne. Człowiek zmieniał się przez całe życie, może nie diametralnie, ale drobne zmiany w jego charakterze zachodziły wciąż i od nowa, kształtując go bez przerwy jak kawałek gliny. Tym zawsze pozostawał: gliną, zmieniającą formę w zależności od tego, jak układały się na niej dłonie losu. Te, które kształtowały mnie, w tej chwili były delikatne, pieszczotliwe, czułe. To były dłonie Jareda.
-Znalazła się filozofka z Delphi, Indiana.- Prychnęłam z rozbawieniem idąc do sypialni Jareda.
Prawie w tej samej chwili Leto wyszedł z łazienki, mając na sobie jedynie owinięty nisko na biodrach ręcznik. Biel materiału przyjemnie kontrastowała z wilgotną, opaloną skórą.
-Nie dziwię im się ani odrobinę.- Powiedziałam, przyglądając się umięśnionym ramionom Jr.
-Komu i czemu?- Zmarszczył brwi, patrząc pytająco.
-Kobietom, które się do ciebie ślinią.- Nie wiem, skąd wzięło się u mnie tyle śmiałości, żeby to wyznać.- Jesteś bardzo męski, na twój widok do głowy przychodzą niegrzeczne myśli.
-Oo?- Błysk w oczach Jareda świadczył o tym, że podoba mu się temat rozmowy.- Na przykład jakie?
-Żeby ścisnąć dłońmi twoje zgrabne pośladki.- Mówiąc, zarumieniłam się odrobinę. Kiedyś pewnie zrobiłabym się czerwona jak burak, teraz jednak ledwie zrobiło mi się ciepło w policzki. Czyżbym dorastała w pewnych kwestiach?
Jr uniósł nieco brwi, mając na twarzy wyraz frywolnego rozbawienia, ciekawości i czegoś jeszcze, co bardzo mi się spodobało: drapieżnej seksualności. To właśnie widywałam kiedyś i za tym tęskniłam.
-Ścisnąć tak po prostu, przy pocałunku, czy podczas stosunku?- Spytał, sięgając do ręcznika. Odwinął go, ale się nie odkrył, trzymając śnieżnobiały materiał tak, by zasłaniał mu podbrzusze. Mogłam widzieć tylko linię jego biodra i pokryte ciemnymi włoskami udo, najciekawszy fragment chował się przed moim wzrokiem, jakby jego właściciel specjalnie się ze mną drażnił. Zapewne tak właśnie było.
-Tak w ogóle.- Odparłam.
-Możesz to robić, kiedy chcesz.- Jr wyciągnął do mnie rękę, drugą wciąż trzymając ręcznik pod brzuchem.- Choćby teraz.
-Ja...- Zająknęłam się, widząc jak jego oczy ciemnieją. Od razu poczułam gorąco, oblewające mnie od stóp po czubek głowy. Sprowokowałam sytuację, w jakiej chciałam się znaleźć, ale co teraz? Niepewność dopadła mnie i zaczęła szarpać za gardło jak wściekły pies.
-Robisz się mokra, Ellie? Dla mnie?- Pytanie, zadane cichym, nakazującym odpowiedź tonem, aż mną wstrząsnęło. Miałam wrażenie, że stoję przed kimś, komu nie powinnam się opierać. Wiedziałam, że sama to sobie wmawiam, ale... bardzo mi się to podobało, przynajmniej w tej chwili. Po prostu chciałam, żeby Jared przejął kontrolę i nie pozwolił mi uciec przed tym, na co miałam piekielną ochotę.
Skinęłam głową, nie potrafiąc wyartykuował słowami, że owszem, robię się mokra i zaciskam uda, wywołując między nimi przyjemne dreszcze. Uświadomiłam sobie, że przez ostatnie tygodnie, od chwili, gdy pogodziliśmy się i uzgodnili, że będziemy razem, rosła we mnie potrzeba erotycznych doznań, wzbierała i kumulowała się, by teraz bez reszty dojść do głosu i opanować moje ciało. Byłam jak napięta struna, czekająca, aż wprawda dłoń dotknie jej i zagra niezapomnianą melodię.
Jr podszedł bliżej, wziął mnie za rękę i pociągnął do siebie, po czym obszedł i stanął za moimi plecami. Teraz miałam przed sobą stolik, ten sam, na którym wieki temu rozpoczęło się moje intymne pożycie.
-Jay...- Jęknęłam, gdy sięgnął w przód i zaczął rozpinać mi bluzkę. Miałam na sobie luźny komplet, bluzeczkę i dopasowane w nieistniejącej teraz talii spodnie a pod tym koronkową bieliznę, a mimo to na myśl, że Leto chce mnie rozebrać, poczułam skrępowanie. Byłam nieforemna, zdeformowana, jak zareaguje, gdy mnie taką zobaczy?- Jestem gruba i...
- Cichutko, Ellie.- Szepnął mi do ucha, nie przerywając. Bluzka powoli zjechała mi z ramion i upadła na podłogę.- Ty gruba? W takim razie ze mnie również jest tłuścioch.- Zachichotał.- Jesteś nadal zgrabniutka i masz śliczny tyłeczek, że o nogach nie wspomnę. Chciałbym, żebyś je odsłaniała, bym mógł patrzeć na nie, kiedy przyjdzie mi ochota.- Rozpiął mi spodnie i zsunął je w dół, po czym przejechał dłońmi po moich biodrach. Chwilę później chwycił mnie za ręce, pociągnął je w tył i położył sobie na pośladkach, przysuwając się do mnie całym sobą. Czułam, jak bardzo jest podniecony, prawie wwiercał mi się twardym członkiem w ciało.- Ściśnij je tak, jak chciałaś, uwierz, że ja też to uwielbiam.
Zrobiłam to, czerpiąc z dotykania jędrnego tyłeczka prawdziwą przyjemność. Zawstydzenie moim wyglądem powoli osłabło i znów chciałam tylko jednego.
-Mocniej, Ellie.- Szept, teraz gardłowy i lekko ochrypły, rozlegał się ze wszystkich stron naraz. byłam oszołomiana sytuacją, feromonami, własną żądzą, wszystkim. Oddychałam urywanie, serce biło mi jak szalone.
Zacisnęłam palce, wbijając paznokcie w gładką skórę pośladków Jareda i zadrżałam, słysząc jego cichy jęk.
-Tak, właśnie tak, Ell.- Wyszeptał, pozbawiając mnie stanika.- A teraz się odwróć, chcę go zobaczyć.
Zamarłam. Lęk, że mu się nie spodobał, wrócił ze zdwojoną siłą, ale wiedziałam, że wcześniej czy później nie uniknę konieczności pokazania zmian, jakie we mnie zachodziły. Wzięłam kilka głębszych wdechów, zbierając odwagę, zostawiłam w spokoju podrapany przeze mnie zadek Leto i powoli obróciłam się o 180 stopni. Musiałam stanąć oko w oko z własymi obawami o to, że mój wygląd ochłodzi zapał Jr, moja sylwetka obrzydzi go i sprawi, że straci ochotę na cokolwiek, co wymaga bliskości. Stałam przed nim jak kołek, w samych majtkach, i nie wiedziałam, co powiedzieć i czy w ogóle się odzywać. Zamiast to robić wbiłam wzrok w jedyne miejsce, które mogło wyrazić jego wrażenia: w podbrzusze. Czekałam, aż jego członek opadnie, wyrażając tym samym brak aprobaty dla mojego ciała, ale on wciąż trwał w tym samym stanie, celując wprost we mnie. To mnie ośmieliło i odważyłam się spojrzeć Jaredowi w oczy. Nadal były ciemne, prawie granatowe, i wpatrywały się we mnie natarczywie.
-Jest...- Machnął ręką, jakby szukał odpowiedniego słowa.- Wyjątkowy.
Wyjątkowy? Zdziwiłam się, słysząc takie określenie. Jak brzuch ciężarnej kobiety mógł być wyjątkowy? Okrągły, wystający, to owszem, ale wyjątkowy? Pod jakim względem?
Najwyraźniej musiałam mieć głupią minę, bo Jr uśmiechnął się i pokręcił glową.
-Wyglądasz ślicznie, Ellie. Nie sądziłem, że w takim stanie dziewczyna może mieć w sobie tyle erotyzmu, co ty. A wiesz, co najbardziej na mnie działa?- Zbliżył się jeszcze bardziej, złapał mnie w pół i podniósł, sadzając na brzegu stolika.- Skurwysyńsko podnieca mnie myśl, że to ja ci to zrobiłem.- Położył mi dłoń między piersiami i pchnął lekko, zmuszając, żebym położyła się na blacie.- Nigdy nie robiłem tego z kobietą w ciąży.- Chwycił mnie pod kolanami i podciągnął je w górę, opierając sobie o talię. Odruchowo splotłam kostki za jego plecami. Czułam, jak przesuwa palcami w górę mojego uda, potem łapie za materiał majtek i odchyla je na bok.- Mam cholerną ochotę wejść tak głęboko, jak tylko dam radę, włożyć ci do końca i jeszcze dalej, przez cały czas mając świadomość, że wyglądasz tak uroczo dlatego, że cię zapłodniłem.
Nie wiem czemu, ale to, co mówił, przyprawiało mnie o dreszcze. Trzęsłam się z niecierpliwości, czekając, aż spełni swoje obietnice. Radość z tego, że widzi we mnie obiekt pożądania, przeplatała się z nagłą, niespodziewaną wdzęcznością za to, że zrobił mi dziecko. Chyba straciłam rozsądek.
-Jesteś taka gorąca, Ellie, i taka gotowa.- Jr mruczał, dotykając mnie. Wsunął we mnie palce, poruszył nimi i podniósł dłoń, przyglądając się jej ze skupieniem.- Za każdym razem, gdy to robiłem, miałem wrażenie, jakbym sięgał po dojrzały owoc, zagłębiał się w jego miąższu i czuł oblepiający dłoń słodki sok.- Oblizał palce z wymalowanym na twarzy zachwytem.- Twój zapach jest oszałamiający, Ell, smakujesz bosko. Czekam z utęsknieniem na moment, gdy powiesz mi to samo.- Uśmiechnął się dwuznacznie.
Zrozumiałam, co miał na myśli, i zarumieniłam się.
-Kiedyś.- Wymamrotałam, patrząc jak stoi nade mną taki... władczy? samczo męski?
Mój. Po prostu mój, nic innego się nie liczyło. Był mój. Dzisiejszy dzień i to, co się działo, nie były czymś jednorazowym. To był wstęp, początek czegoś, co miało trwać. Ile, tego nikt nie umiał powiedzieć, ale wiedziałam, że będę starała się, by trwało bez końca. Można powiedzieć, że oswajaliśmy siebie nawzajem, przywoływaliśmy najlepsze chwile z krótkiej wspólnej przeszłości, jakbyśmy chcieli zaczarować teraźniejszość, odpędzić zło, które przydarzyło nam się po drodze, zapomnieć o nim. Tak to odbierałam i gdzieś pod wszystkim, co malowało się na twarzy i w oczach Jr, widziałam, że on też chce przywrócić to, co było między nami zanim... Że chce tego rozpaczliwie. To nie miał być "seks na zgodę" czy chęć rozładowania narosłego przez dłuższy czas napięcia. To miało być potwierdzenie, że wciąż siebie chcemy, okazanie, że mimo wszelkich potknięć i wrogich chwil możemy być z sobą, dla siebie. Tylko nam się wydawało, że dajemy rządzić sobą fizycznemu popędowi. Tak naprawdę kierowały nami emocje o wiele ważniejsze, silniejsze i bardziej głębokie, niż myśleliśmy.
Niż ja myślałam. Patrząc na Jareda i widząc, jak bardzo nie chce być samotny, odrzucony z powodu swojej wady, musiałam zapytać siebie: czy to możliwe, że budzi się we mnie uczucie? Czy wbrew swoim obawom będę jednak umiała go kochać? Czy w ogóle tego chcę? A może mylę litość z miłością, jak setki osób przede mną i setki, jakie jeszcze znajdą się w podobnej sytuacji?
Jr musiał wyczytać z mojej twarzy, o czym myślę, bo pochylił się nade mną z nieodgadnionym wyrazem w oczach.
-Nie walcz z tym, Ellie.- Powiedział. Czułam, jak zagłębia się we mnie powoli, ostrożnie, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę. Odczuwałam jedynie przyjemność, dojmującą i rozchodzącą się po całym ciele przy każdym poruszeniu jego bioder.- Proszę cię, nie broń się, daj mi to.- Pochylił się jeszcze bardziej, wyginając plecy tak, by nie naciskać na mój brzuch. Patrzył mi z bliska w oczy, mówiąc i jednocześnie doprowadzając mnie do orgazmu z taką łatwością, jakby był do tego stworzony.- Przecież wiesz.- Jęknął i zagryzł na sekundę wargi.- Wiesz, prawda?
Nie musiał wyjaśniać, co miał na myśli. W jakiś sposób rozumiałam wszystko i wiedziałam, o czym mówił.
-Wiem, Jay.- Objęłam dłońmi jego twarz, próbując siłą woli odsunąć od siebie nadciągającą rozkosz. Wydawało mi się, że nadchodzi za szybko, zbyt gwałtownie.- Wiem, i bardzo się cieszę.- Ostatnie słowa wymówiłam na wdechu, przegrywając walkę z własnym ciałem. Ścisnęłam udami biodra Jr, uniemożliwiając mu poruszanie się, i doszłam, ledwie powstrzymując się przed wykrzyczeniem światu, jak mi dobrze. Łapałam powietrze krótkimi haustami, nie odrywając wzroku od twarzy Jareda. Widziałam, jak drży mięsień jego policzka i wiedziałam, że on też szczytował. Mówił coś, czego nie słyszałam, huczało mi w uszach, jakby wokół szalał wiatr.
Potem wszystko zaczęło się uspokajać. Nadal leżałam, mając nad sobą dyszącego ze zmęczenia Leto, czując na piersiach i ramionach jego wilgotne po kąpieli włosy. Rozumiałam, że coś się zmieniło, coś się stało, coś we mnie, w moim umyśle. Dotarło do mnie w pełni, kim jest dla mnie Jared i kim będzie przez... lata? Może, jeśli los okaże się łaskawy, przez dziesięciolecia? Pojęłam, że właśnie stworzyliśmy rodzinę, jakkolwiek kruche mogły być jej podstawy.
-Kim dla ciebie jestem, Jay?- Nie wiem, dlaczego o to spytałam, chyba chciałam usłyszeć z jego ust to, o czym podświadomie wiedziałam, czy też w co chciałam wierzyć.
-Na początku byłaś tylko obrazem, zdjęciem. Potem byłaś ciekawostką, ewenementem, wybacz szczerość, interesującą dziewiczą dziwką.- Spojrzał na mnie z powagą.- Teraz jesteś ostatnią kobietą w moim życiu, Ell. Ostatnią i najważniejszą.
Choć określenie "dziwka" zakłuło mnie niemiło puściłam je mimo uszu. Ostatnie słowa były tym, co chciałam usłyszeć, i wiedziałam, że są szczere, prawdziwe.

                                                                   ******

Cześć.
Wreszcie udało mi się skończyć to, co zaczęłam jeszcze w marcu.
Wyjaśniłam pod poprzednim rozdziałem, dlaczego ten nie ukazywał się tak długo. Nadal mam pewne kłopoty ze skupieniem się na blogu, ale teraz wynikają głównie z masy spraw, jakie mam na głowie. Z tego też powodu nie mogę powiedzieć, kiedy ukaże się kolejny kawałek, mam tylko nadzieję, że szybciej, niż ten.
Dziękuję za cierpliwość i przepraszam, jeśli ktoś poczuł się przeze mnie lekceważony.
Yas.