niedziela, 9 czerwca 2013

Prolog.

Samotność w wielkim mieście to coś, co potrafi dobić człowieka bardziej, niż cokolwiek innego. Brak kogoś, do kogo możnaby się odezwać, choćby po to, żeby powiedzieć mu "cześć". Brak osoby, która choć odrobinę zainteresuje się, czy wszystko u mnie w porządku. Brak jakiejkolwiek pomocy w chwilach, gdy ta naprawdę by się przydała.
A co najważniejsze: nie ma od kogo pożyczyć pieniędzy. A ja ich potrzebowałam, i to już, teraz, natychmiast.
Jak zawsze.
Przyjechałam do Los Angeles prawie rok temu z małej, zapyziałej mieściny w Indianie. Planowałam to zrobić, odkąd skończyłam 12 lat. Byłam na to tak nastawiona, że odkładałam każdy grosz, żeby móc uciec z domu, od byle jakiego życia, które mnie czekało. Nie chciałam skończyć, jak większość dziewczyn z miasteczka. Jak moja mama, która, mając 23 lata, na dobre pożegnała się ze swoimi marzeniami, obarczona dwójką dzieci i mężem-nieudacznikiem, cichym, uległym człowiekiem, który nigdy nie wybije się w pracy i do śmierci będzie zwykłym pakowaczem zakupów w hipermarkecie.
Nie znaczy to, że nie kochałam swoich rodziców. Uwielbiałam ich. A jednak chciałam osiągnąć coś więcej, pokazać, że potrafię, być ich dumą i, oby się spełniło, zapewnić im na starość spokój i opiekę.
Gdzieś w połowie drogi rozminęłam się z tym, czego pragnęłam. Mój własny, osobisty amerykański sen rozwiał się szybciej, niż dym z papierosa. Pierwsze dni w LA pokazały mi, jakim gównem jestem w obliczu tego, czego moje wymarzone miasto wymagało.
Byłam pewna, że zostanę przywitana z szeroko otwartymi ramionami: młoda, ładna, zgrabna, niegłupia, pełna zapału i chęci do życia. I taka byłam przez pierwszy miesiąc, podczas którego zwiedzałam, oglądałam, i wydawałam zaoszczędzone pieniądze.
Po niespełna roku czułam się skopana, przeżuta, połknięta i wysrana przez cudowne Los Angeles. Takich jak ja były tu setki. Ginęłam w tłumie podobnych mi, napalonych na sukces ludzi, zjeżdżajacych się ze wszystkich stron w oczekiwaniu na najlepsze, a dostających najgorsze. Tak jak oni, głupio wierzyłam, że to właśnie mnie spotka szczęście, cud, że ja dokonam tego, o czym inni mogli tylko marzyć. Tak właśnie jest w pięknych, obiecujących wiele flmach, których naoglądałam się przez całe życie, wierząc, że mówią prawdę.
Jaka byłam naiwna...
W 10 miesięcy po przyjeździe do LA tkwiłam w punkcie, w którym znalazłam się, gdy skończyła mi się kasa. Łapałam każdą pracę, która pozwalała mi zapłacić za skromny pokój bez łazienki, wynajmowany w jednej z czynszówek na obrzeżach miasta. Podawałam drinki w nocnych barach. Sprzedawałam polisy ubezpieczeniowe, chodząc od domu do domu. Sprzedawałam kosmetyki. Przebierałam się w ohydny strój kurczaka, gotując się w nim przez kilka godzin przed tanią restauracyjką, oferującą niesmaczne dania z drobiu. Zarabiałam przy tym ostatnim grosze, ale przynajmniej dostawałam dwa posiłki dziennie, co pozwalało mi zaoszczędzić na jedzeniu.
Tak było do ubiegłego tygodnia, kiedy to szefowa poinformowała mnie, że moje usługi nie będą jej już potrzebne. Tak po prostu powiedziała mi to po skończonej zmianie, w trakcie której po raz milionowy umarłam z przegrzania.
Wylądowałam z ręką w nocniku: bez perspektyw, bez planów, bez pieniędzy. Zalegałam z czynszem za ostatni miesiąc. Chciało mi się wyć, drapać, miałam ochotę wyjść na ulicę i wrzeszczeć o tym, że życie to jedna wielka szuja, dymająca nas na każdym kroku. Już nie marzyłam o karierze modelki
"-Przykro mi, Eleanor, ale jesteś za niska, masz tylko 168 cm. wzrostu."
czy choćby załapaniu się do jednej, konkretnej, stałej pracy. Teraz chciałam tylko uciec z miejsca, które skuteczniej od innych niszczyło we mnie wszystko, co zasługiwało na szacunek. Robiło to tak skutecznie, że sama przestałam widzieć siebie jako osobę, z którą można się liczyć. 

Chciałam wyjechać z LA, zostawić je za sobą, odetchnąć, zacząć od nowa w innym, lepszym świecie. Ten, który miałam za raj, okazał się piekłem. Ale nie mogłam wrócić do domu, do rodziców, których okłamywałam przez cały czas, przy każdej rozmowie mówiąc, że powodzi mi się naprawdę dobrze.
Tak. Powodziło mi się dobrze, wręcz zajebiście. Moje mieszkanie przypominało lej po bombie, z podkulawionym łóżkiem o zapadłym materacu, z wnęką kuchenną, w której stała butla gazowa z palnikiem, z oknem, którego widok wychodził na ślepą, ceglaną ścianę sąsiedniego budynku.
Pięć dni temu, po kolejnej rozmowie o pracę, w trakcie której dowiedziałam się, że moje doświadczenie nie jest wystarczające, upiłam się kupionym w Seven-Eleven tanim wińskiem. Sama, jak zwykle. W gównianym, śmierdzącym pleśnią pokoiku. Pierwszy raz od przyjazdu do LA zaczęłam płakać. Miałam dość. Perspektywy, jakie się przede mną malowały, były sukinsyńsko pesymistyczne: albo znajdę pracę, albo wyląduję na ulicy. To pierwsze graniczyło z cudem: w mieście, w którym dziennie pojawiały się setki nowych, bardziej przebojowych i gotowych na wszystko ludzi, ja, po miesiącach męki, styrana jak weteran wojenny, nie miałam czego szukać. Przykre to i gorzkie, ale prawdziwe. Tak właśnie wygląda życie w mieście aniołów. Jak dla mnie- upadłych.
Ja upadłam. Wzleciałam jak Ikar, zbyt wysoko, i runęłam w dół jak kamień. Znalazłam się na dnie. Byłam tak utaplana w błocie, że przestało mi zależeć. Na sobie, na życiu, na wszystkim. Chciałam tylko wyjechać, i nic nie było dla mnie ważniejsze. Czułam, że jeśli zostanę w tym bagnie dłużej, stracę resztę człowieczeństwa, zmienię się w wegetujące na granicy nędzy zombie.
Nie miałam niczego, co ktoś chciałby ode mnie wziąć. Nie miałam biżuterii, którą mogłabym zastawić w lombardzie i zdobyć w ten sposób pieniądze na bilet dokądkolwiek. Nie mogłam poprosić karmionych kłamstwami rodziców o parę groszy. Zraniłabym ich, a tego nie chciałam. Nie zasłużyli na córkę-żebraczkę.
-No więc, Ellie, czas stanąć z prawdą oko w oko.- Powiedziałam, patrząc na swoje niewyraźne odbicie w poznaczonej fabrycznymi skazami szybie okna. Widoczna tam blondynka nie miała zbyt wesołej miny. Wręcz przeciwnie. Wyglądała tak, że na jej widok chciało mi się rzygać. Była chuda, jej zielone oczy straciły dawny blask, włosy miała zmierzwione, skręcone, suche. To nie byłam ja. To była....
-Dziwka.- Stwierdziłam, uśmiechajac się krzywo do wychudłego cienia samej siebie.
Byłam dziwką. Lub może- miałam nią zostać. Jeden jedyny raz. Za porządną cenę. Nie mniej, niż 10 tysięcy. Musiałam się cenić, skoro przyszło mi handlować swoim ciałem po to, by nie stoczyć się jeszcze niżej.
Dla większości ludzi moja desperacka decyzja może wydawać się czymś przesadnym, ale większość ludzi nie ma zielonego pojęcia, jak bardzo życie może czlowieka przycisnąć i zmusić do ustepstw w imię tak zwanego lepszego jutra.
10 tysięcy ustawioby mnie na długie miesiące. Mogłabym wyjechać z LA. Na Alaskę, gdzie na jedną kobietę przypadało kilku mężczyzn. Do Europy, gdzie nikt mnie nie znał.
Gdziekolwiek. Do domu, gdzie pochwaliłabym się pieniędzmi, zmyślając na poczekaniu kolejne kłamstwo, tym razem o tym, jak to zarobiłam tyle, zostając na moment "twarzą" balsamu do pielęgnacji stóp.
Tyle, że nie sprzedawałam wizerunku swoich stóp, a coś, co nie mogło równać się z nimi nigdzie, nawet w Japonii. Sprzedawałam swoją nietykalność. Robiłam to, bo nie mogłam inaczej.
Nie miałam niczego, poza swoim dziewictwem, nie tyle pielęgnowanym w myśl przyszych małżeńskich planów, ile całkowicie przypadkowym. Miałam w przeszłości kilka związków, które wydawały się być na tyle poważnymi, bym mogła zdecydować się pójść na całość. A jednak tego nie robiłam, i w tej chwili nie umiałam powiedzieć, dlaczego. Brak wiary w partnera? Strach przed konsekwencjami? Mało ważne. Liczyło się to, że miałam coś, co dla niektórych mogło być przedmiotem handlu.
Oderwałam się od podziwiania swojego, wątpliwej jakości, odbicia w szybie. Przejęta, co usprawiedliwione, usiadłam na zapadniętym materacu łóżka i otworzyłam laptopa. Włączyłam go już przedtem, zalogowałam się na pocztę i odeszłam, nie chcąc widzieć przysłanych mi maili. Bałam się,  że żaden z nich nie dotyczy zamieszczonego przeze mnie ogłoszenia. Bałam się, że wszystkie nawiązują do mojej oferty.
Bałam się, że moja cena wywoławcza spowoduje lawinę śmiechu i dostanę masę korespondencji, w której zostanę nazwana kurwą.
Bałam się, że ktoś zechce za mnie zapłacić. O ile łatwiej by mi było, gdyby nikt nie okazał zainteresowania, a ja, czując się czysta, mogłabym...
Widok ponad trzydziestu listów wtrącił mnie w nieokreślony nastrój, ni to euforii, ni to przerażenia. Dłoń, w której trzymałam myszkę, trzęsła mi się tak, jakbym chorowała na febrę. Mimo to udało mi się otworzyć kolejne maile i zapoznać się z ich treścią. Czytałam, mając przed oczami migające cyfry ofert, z której każda była wyższa od tej, jaką uznałam za minimum.
12.500 pochodziło od kogoś z nickiem JR.
17.000 od Narcyza.
25.000- JR.
25.500- Tatusiek.
28.000...
Otwierałam maile, czytałam ich treść, zamykałam, otwierałam kolejne. Czułam, że się duszę.
Nie dlatego, że ktoś chciał kupić mój towar, ale dlatego, że jego ostateczna cena sięgnęła 42.600 $. Byłam cenniejsza, niż zakładałam. Byłam... droższa od zaręczynowego pierścionka. Niewielki i niewiele dla mnie znaczący kawałek mojego ciała mógł dać mi prawdziwą wolność.
Nikt się nie dowie. Ani rodzice, ani znajomi z dawnej szkoły. Sąsiedzi w miasteczku. Nikt.
"Czekaj jutro o 4 po południu obok Riviera Country Club. Miej z sobą najnowszy Cosmopolitan. Przyjadę białym Mercedesem. JR."
-Boże.- Jęknęłam, uświadamiając sobie, że coś, co zrobiłam pod wpływem desperacji, połączonej z alkoholem, właśnie obrodziło w owoce.- O Boże. Ja pierniczę.- Zamknęłam laptopa.- Chciałaś, to masz.- Stęknęłam.- Gdzie, do diabła, jest ten cały Riviera Country Club?

                                                                       ****

Witam.

Prolog narodził się wcześniej, niż zakładałam. Ale tak to już bywa z dziećmi, które pchają się na świat szybko, szybciutko. Mam nadzieję, że w Waszych oczach mój "dzidziuś" nie jest wcześniakiem :)
Czekam na opinie. 
Yas.

18 komentarzy:

  1. O Mamo! Takiego czegoś to chyba jeszcze nie czytałam. Zapowiada się mega interesująco! Nie mogę się doczekać ciągu dalszego. Co ile planujesz dodawać nowe rozdziały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie myślałam, że tego numeru jeszcze nigdzie nie było. Czeka nas opowiadanie historii przez dziewczynę, towarzyszącą Marsom i czekającą na to, aż jej "właściciel" wreszcie ją zapnie i zapłaci.
      Nie wiem, nie mam pojęcia, jak szybko będę pisać. Do tego pracuję, więc czas mam teraz bardzo ograniczony. Spróbuję najrzadziej co dwa tygodnie nowy wrzucać.

      Usuń
  2. dobra, podejscie numer 2. Juz nie moge sie cieszyc, ze pierwsza ale wiedz, ze skomentowalam zaraz po ogoloszeniu na TT.
    Wiec... Zapowiada sie ciekawie. Cos innego, cos swiezego. Cos czego na niewiadomoile ff nie widzialam. Jestem cholernie ciekawa dalszego ciagu, i pamietaj, ze masz mnie informowac :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że będę informować. I obiecuję, że będzie ciekawie, bo w trakcie wspólnych podróży po świecie Ellie odkryje parę ciekawych rzeczy o Jaredzie. I przeżyje parę dziwnych momentów.

      Usuń
    2. tak, męcz bardziej! Kiedy pierwszy *_* ?

      Usuń
    3. Chyba pod koniec tygodnia. Mam mało czasu, akurat popołudniówki ciągnę w pracy.

      Usuń
  3. Chyba jeszcze czegoś takiego nie czytałam. Że tak powiem, trochę to smutne, że człowiek musi zostać dziwką, żeby zarobić na życie. Ale będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja myślę, że będziesz ;)
      Smutne czy nie, cholernie prawdziwe. Szczególnie w mieście, w którym człowiek znika w tłumie i tonie, jeśli nie podejmie desperackich kroków. Ten jeden raz Ellie miże się poświęcić, tym bardziej, że dla niej towar, jaki oferuje, niewiele znaczy.
      Albo tak jej się wydaje ;)

      Usuń
  4. Bardzo jestem ciekawa co będzie dalej :)
    Czuje się matką chrzestną tego opo, czy mogę rozbić butelkę ruskiego szampana z Biedry na kadłubie? :D
    Ula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozbijaj! Jak już Ci wspomniałam, coś z Twojego opo tu będzie. Taki teatrzyk pod publiczkę :)
      Oli.

      Usuń
    2. Jo ja się podpisałam bo nie wiedziałam jak mnie zaloguje, a poza tym nie wiedziałam czy mnie po nicku będziesz kojarzyć.
      Przy pierwszym rozdziale rozbije szampana i dla wszystkich Mike Patton na mój koszt :D (mój autorski drink xD)

      Usuń
    3. Poznałam :)
      A drinka nie odmówię ;D

      Usuń
  5. O matko.
    Szczęka mi opadła i teraz leży na ziemi.
    Cały czas czytając czekałam na to jedno słowo, ale czegoś takiego się nie spodziewałam. To smutne do czego ta dziewczyna musi się posunąć, żeby przeżyć w tym chorym świecie. Całkiem sporo kasy... zgaduję, że to Jared, ale podpis "JR" mnie zmyla... ;)
    Póki co podoba mi się, lecę dalej, jak możesz to powiadamiaj mnie na Twitterku i wal w łeb jak nie skomentuję, bo często mi to umyka. :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Za oryginalny pomysł wielki plus dla Twojego geniuszu *o*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Jak to się mówi: trzy plusy, i wpierdol ;)

      Usuń
  7. Pierwsza osoba *kwiczy z bolu*.
    Wiesz jak jej nieznosze. Jednak masz na tyle talentu i jakas taka swobode w pisaniu, ze jest to strawialne a nawet calkiem fajnie sie czyta. Co nie znaczy, ze zostane fanka pierwszej osoby. Pierwsza osoba ssssie;)
    Ellie jest zdesperowana. Juz po parunastu zdaniach czlowiek czuje jak bardzo dlatego jej dosc nietypowy pomysl nie sprawia wrazenia nierealnego czy wymyslonego na sile.
    Wiesz, ze nie przepadam za heteroopowiadaniami. Nie wiem dlaczego od Twoich nie moge sie oderwac.
    Musisz kiedys napisac gejstory. Tak dla mnie specjalnie z okazji moich 70 urodzin. Masz duzo czasu do wymyslenia czegos.
    Prolog wciaga. Czlowiek chce wiedziec co bedzie dalej I jak Ellie sobie poradzi.
    Poniewaz wiem ze to marsowy ff to wiem kto skorzysta z oferty dziewczyny. Szkoda mi jej troche. Stracic dziewictwo z kims tak malo atrakcyjnym musi byc chyba niezbyt milym przezyciem. Do tego nie wiem czy pieniadze to ulatwiaja czy raczej utrudniaja. Zalezy chyba od poziomu moralnosci I wychowania. Troche tez od swiatopogladu.
    Jeszcze nie wiem czy lubie Ellie. Na pewno mi jej troche zal. Zdeptane marzenia to ciezar trudny do udzwigniecia.
    Jak tylko bede miala moment to zabieram sie za pozostale rozdzialy

    Ciacho

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;D
      Nie wiem czemu, ale tefo ff nie mogłabym napisać inaczej, jak właśnie w pierwszej osobie. W trzeciej... straciłby swój urok. Muszę opisywać wszystko tylko z perspektywy jednego narratora, nie dając czytelnikowi poznać myśli i emocji reszty bohaterów. Niech, tak jak Ellie, będzie skazany na domysły. Poza tym, pisząc tak, jak piszę, łatwiej mi wylać to, co czuje dziewczyna. Mam więcej możłiwości.
      Zamówienie na gejstory przyjęte :)
      Wiele do nadrobienia nie masz, jest dopiero 5 rozdziałów.
      Oli.

      Usuń