piątek, 28 lutego 2014

W kropce.

Przebudziłam się z dziwnym uczuciem, że coś jest nie tak. W pierwszej chwili nie wiedziałam co, wpatrywałam się w sufit, próbując myśleć, ale byłam jeszcze jedną nogą w krainie snu. Potem przypomniałam sobie, że nie jestem w łóżku sama. Po późnej kolacji, którą Jr praktycznie w siebie wmusił, zostałam z nim w pokoju. Bałam się, że znów mu odbije i wyjdzie w noc, jeśli przy nim nie będę. Padał z nóg, ale był na tyle postrzelony, żeby to zrobić.
Zasnął zaraz po tym, jak położyłam się na drugiej połowie łóżka. Po prostu w jednej chwili na mnie patrzył, w następnej spał głęboko, posapując od czasu do czasu przez nos.
Ciekawe, że przez całą noc nie przysunęliśmy się do siebie, śpiąc z dzielącą nas przestrzenią pustego materaca. Żywe świadectwo tego, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Fizyczny dystans odpowiadał emocjonalnemu, choć musiałam przyznać, że mimo wszystko cieszyłam się z obecności Jr. Najwyraźniej wcale nie pozbyłam się słabości do niego a tęsknota, którą czułam kilka miesięcy wcześniej, po naszym burzliwym rozstaniu, nie umarła tak do końca. Przywykłam do niego na tyle, by odczuwać jego brak, a gdy znów ze mną był, miałam wrażenie, że pewne rzeczy są na swoim miejscu.
Wstałam ostrożnie, czując, że muszę iść do toalety. Przed ciążą mogłam ignorować potrzebę przez jakiś czas, teraz nie było o tym mowy. Wychodząc do łazienki zerknęłam na Jr: spał tak mocno, aż pochrapywał. Musiał być naprawdę zmęczony, biedak. Co dręczyło go tak bardzo, że nie mógł zmrużyć oka ani w domu, ani w drodze do Lafayette? Uśmiechnęłam się do siebie, mając pewność, że niepotrzebnie zadaję sobie podobne pytania. Wiedziałam, co go dręczyło. A raczej kto. Ja.
Skorzystałam z łazienki prawie ze śpiewem na ustach, potem poszłam do kuchni zrobić sobie lekkiej kawy. Pijałam ją każdego dnia, nie tak mocną, jak kiedyś, ale nie chciałam odstawiać jej całkowicie.
Na stole, oparta o cukiernicę, stała kartka. "Jestem w centrum, dzwoń, gdyby coś. Babcia." Krótko i treściwie. Przez całą akcję z Leto zapomniałam, że miała na dziś umówione spotkanie ze znajomą, która chciała zatrudnić ją do pomocy przy weselu wnuczki.
Więc byliśmy w domu sami. Tylko ja i Jr. W dodatku miałam wyśmienity nastrój, którego nie mąciła żadna negatywna myśl. Nawet o Jamiem. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale musiało to być coś dobrego, co wpłynęło na moje postrzeganie świata i jego przykrych niespodzianek. Po prostu nabrałam przekonania, że nie będzie źle. Że nie ma sensu niepotrzebnie i na zapas wbijać sobie do głowy samych zmartwień. Trzeba uzbroić się w cierpliwość, a póki co, żyć pełnią życia.
Wstawiłam wodę i wyjęłam z szafki swój kubek, potem zreflektowałam się i wyjęłam drugi. Wciąż pamiętałam, jaką kawę lubi Jared. Dziwne, że nie zapomina się takich rzeczy, choć nie jest się z kimś przez długi czas i w zasadzie nie myśli się o tym, że jeszcze można się spotkać. Ja na pewno nie spodziewałam się, że Leto zjawi się i powie, że mu na mnie zależało. Ehh, życie to równanie z samymi niewiadomymi.
Z kawą wróciłam do pokoju, zastając Jareda siedzącego na posłaniu. Rozglądał się nieprzytomnie, dokąd nie spojrzał na mnie.
-Nie wiedziałem, gdzie jestem.- Powiedział usprawiedliwiająco i przeciągnął dłońmi po twarzy.
-W Lafayette, u mnie i mojej babci.- Wyjaśniłam, podając mu kawę.- Taka, jak lubisz.
-Dzięki.- Wziął ode mnie kubek i wpatrzył się w okno, za którym wciąż lało jak z cebra.- Paskudna pogoda.
-Mhm.- Zgodziłam się.- Pozalewało drogi na północy miasta. A właśnie, na długo przyjechałeś?- Spytałam.
-Mam jeszcze dwa dni wolnego, potem znów trasa. Wiesz, mam teraz krótki odpoczynek między koncertami.
-I stwierdziłeś, że wykorzystasz moment wytchnienia, wpadniesz do mnie i powiesz parę rzeczy?- Dopowiedziałam.
-Nie odbierałaś moich telefonów, miałem inne wyjście?- Jego ton był odrobinę rozdrażniony.
-Mówiłam, że nie chcę się z tobą kontaktować.- Ja też zaczynałam czuć pierwsze nerwy. Cały nastrój, z jakim się obudziłam, przeszedł do historii.
-Akurat w tej sprawie nie miałaś innego wyjścia. W ogóle co to za pomysł, żeby ze mną nie rozmawiać? Zrobiłem co coś aż tak złego? Wyjaśniłem, dlaczego wolałem, żebyś odeszła. Co jeszcze mam powiedzieć? Nie będę kilka razy powtarzał, że mało nie straciłem dla ciebie głowy. Kurwa, Ellie... Nie wymagaj, żebym się kajał na kolanach.- Demonstracyjnie upił kawy, skrzywił się i syknął, najwyraźniej zapominając, że jest gorąca.
-Uspokój się. Zrozumiałam, dlaczego mnie wyrzuciłeś. Serio.- Powiedziałam pojednawczo. Nie chciałam się z nim kłócić, nie było to nikomu potrzebne. Poza tym domyślałam się, że nie przyjechał tylko po to, żeby powiedzieć mi o wiszącej nad Jamiem groźbie, ani o tym, że prawie mnie kochał. Prawie...Coś jeszcze musiał mieć w zanadrzu, spierając się z nim na pewno się o tym nie dowiem.- Nie wiem, co ja bym zrobiła na twoim miejscu, ale jestem niemal pewna, że dokładnie to samo.- Gdy to powiedziałam, nagle wyobraziłam sobie, jak bym się czuła, każąc wypieprzać z mojego życia komuś, na kim by mi zależało. W dodatku widząc, jaką sprawiam tej osobie przykrość, jak ją krzywdzę swoim zachowaniem. Byłam pewna, że coś we mnie by wtedy umierało tak samo, jak ginęłaby bliskość między nami i zaufanie, jakim mnie darzono.
To było tak straszne, że do oczu napłynęły mi łzy szczerego współczucia dla Jareda. Opanowałam się szybko, nie chcąc stracić w miarę trzeźwego spojrzenia na wszystko, co się działo obecnie. Zakaszlałam, udając, że coś wpadło mi do gardła i przez to mam zaszklone oczy.
-Dzwoniłeś do Shana?- Zmieniłam temat na bardziej neutralny.
-Napisałem, wystarczy.
-Martwił się o ciebie.
-Ellie, wiem i nie musisz mi o tym przypominać. On i matka martwią się o mnie od chwili, gdy dowiedziałem się o chorobie. Martwią się tak, że nie mogę zrobić kroku, żeby nie stali mi od razu za plecami.- Irytacja Jr rosła, a ja nie wiedziałam, dlaczego. Co takiego niby się działo? Jaki miał powód, żeby wściekać się coraz bardziej, zamiast próbować normalnie ze mną rozmawiać?
-A mi się wydawało, że to ty kierujesz wszystkim, łącznie z tym, co mogą komuś powiedzieć a czego nie.- Wtrąciłam z przekąsem, mając na myśli jego "życzenie", by nikt niczego mi nie zdradził.
-Pewne sprawy chcę załatwić sam.- Objął kubek dłońmi, które wyraźnie się trzęsły. Chyba nawet nie próbował tego ukryć.
-No to załatwiaj, zamiast się na mnie złościć.- Prawie warknęłam, wkurzona pokrętną, bezsensowną rozmową, jak nic prowadzącą do kłótni.- Mówisz, że nic aż takiego mi nie zrobiłeś, ja tobie również. Zwyczajnie zaszłam przypadkiem w ciążę, to wszystko. Długo jeszcze będziesz się o to rzucał? Gdybyś mi powiedział, całej tej sytuacji by nie było, nie rozumiesz tego? A nie powiedziałeś, bo tak cholernie chciało ci się mnie pieprzyć, że nic innego się nie liczyło. I jeszcze masz o to do mnie pretensje? Jeśli ci nie pasuje, że zostaniesz ojcem, to proszę, tam są drzwi. Jedź grać te swoje koncerty a mną nie zawracaj sobie głowy.- Z hałasem odstawiłam kubek na szafkę i podeszłam do okna, woląc patrzeć na deszcz, niż na Jareda. Było mi go żal, nie powiem, rozumiałam, że ma nielekko, ale ja też nie miałam. On przynajmniej wiedział, co go czeka, ja jeszcze nie. Miną miesiące nim dowiem się, czy nie przyjdzie mi pogrzebać własnego dziecka.
Cholera...
Słyszałam hałas za plecami, ale nie chciało mi się nawet sprawdzać, co robi Leto. Gdyby teraz wyszedł, nawet bym nie zareagowała. Mógłby zostawić mnie, odejść, więcej się nie odezwać, a mi byłoby to obojętne. Złościł mnie swoim zachowaniem, brakiem konkretów, zakrawającym na krętactwo. Czego się bał, że go wyrzucę, jak on mnie? Gdybym chciała to zrobić, wyleciałby stąd ubiegłej nocy. Dałabym mu godzinę na opuszczenie pokoju, tyle, ile dostałam od niego, i żegnaj Jr. Ale ja wyciągnęłam do niego rękę, pokazałam, że możemy się porozumieć, więc w czym u niego problem?
-Ellie, nie kłóćmy się.- Cichy i łagodny głos rozległ się tuż za moim uchem.
-Ja się nie kłócę, to ty zaczynasz.- Stwierdziłam.
-Dobrze, więc nie będę zaczynał. Nie po to tu jestem.
Jasne, że nie jesteś tym, który zaczyna, przemknęło mi przez głowę. Ty jesteś tym, który kończy, obojętne z jakiego powodu. Zaraz jednak fuknęłam na siebie, żła o to, że pozwalam starym urazom zabrać głos.
-Więc po co? Czuję, że o coś ci chodzi poza tym, co już powiedziałeś.- Przejechałam palcem po szybie, śledząc cieknącą w dół kroplę deszczu. Bliskość Jr za mną sprawiała, że włoski na karku zaczęły mi stawać dęba, ale nie było w tym niczego negatywnego, wręcz przeciwnie. Odbierałam jego obecność jak coś, co mi się należało... i nawet nie wiem, dlaczego.
-Znasz mnie lepiej, niż myślałem.- Słowom towarzyszył dotyk dłoni na ramieniu. Słaby, jakby nieśmiały albo pełen obaw, że go odrzucę, wzdrygnę się, strącając intruza. Nie zrobiłam tego. Czerpałam z ciepła silnej dłoni swoistą przyjemność. Coś mi zwracała, oddawała, coś innego budziła.
-W wielu rzeczach się myliłam.- Powiedziałam, gdy Jr nie kontynuował.
-Ja też, jeśli chodzi o ciebie.- Nacisk ręki wzmocnił się, stał się pewniejszy.- Chcę dać mu swoje nazwisko, jeśli nie będziesz miała nic przeciw temu. A wiem, że to coś, od czego się odżegnałaś przy naszym poprzednim spotkaniu.
-Pamiętam.- Kiwnęłam głową na wspomnienie swojego wystąpienia przed Leto. Wtedy jednak nie wiedziałam o najważniejszym, ale nawet jeśli zmienię zdanie, nie zrobię tego od razu.- Powiedziałam, że się na to nie zgodzę. Wiesz, dlaczego?- Obróciłam się do Jareda, ciekawa wyrazu jego twarzy, gdy wyjaśnię powody swojej decyzji sprzed paru tygodni.- Na wypadek, gdybyś chciał mi go odebrać. Bałam się, że komuś takiemu jak ty, bogatemu i znanemu, nie będzie trudno zabrać dziecko zwykłej dziwce. Doszłam do wniosku, że nie zrobisz tego, jeśli będzie miał moje nazwisko a w akcie urodzenia wpisane 'ojciec nieznany'.- Nie kryłam prawdy, chcąc dać Jr do zrozumienia, jak się przez niego czułam. Powinien to wiedzieć, mieć świadomość, że mnie skrzywdził, choć miał ku temu poważne pobudki. Być może, a raczej na pewno, domyślał się, że cierpiałam, ale wątpiłam żeby wiedział, jak bardzo. I jak się bałam tego, co może mi zrobić.
-Ellie, na Boga...- Jared zbladł. Ręką, którą wciąż trzymał na moim ramieniu, zadrżała i opadła, w przelocie muskając pierś.- Ellie, nigdy bym tego nie zrobił, nie jestem potworem.
-Dla mnie wtedy nim byłeś.- Odparłam spokojnie, patrząc mu w oczy.- Dajmy spokój, zanim zaczniemy sobie wszystko wypominać, Jay.- Dodałam.
-Przede mną długa droga, zanim znów mi zaufasz.
Jeśli czekał na jakąś odpowiedź z mojej strony, to daremnie. Nie odezwałam się. Nie dlatego, że nie wiedziałam, co powiedzieć, a przez przekorę. To ona zamknęła mi usta, każąc siedzieć cicho i patrzeć na Leto pogodnym wzrokiem, pełnym zrozumienia i sympatii. To przez nią czułam się tak, jakbym wygrała na loterii, a zarazem zrobiła komuś świństwo. Nie chciałam się wywyższać, a jednak pozwalałam swojej przekornej części charakteru pokazać, kto jest górą.
Lub komu się wydaje, że nią jest.
-Ellie...- Jr zaczął mówić, ale przerwał mu dzwonek telefonu. Skrzywił się nieprzyjemnie i zakrył dłońmi uszy, potem opuścił ręce.- Możesz odebrać? Nie mam ochoty z nikim rozmawiać.
-Mam odebrać twoją rozmowę?- Zaskoczył mnie.
-Jeśli możesz. Powiedz po prostu, bo ja wiem... że się kąpię?- Wsunął mi w dłoń rozśpiewany telefon.
Niepewnie wzięłam go i odebrałam połączenie, nie patrząc na wyświetlacz.
-Słucham?- Odezwałam się cicho. Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, potem rozległ się dźwięk, jakby ktoś nabierał w płuca potężny haust powietrza.
-Chcę rozmawiać z Jaredem.- Usłyszałam znienawidzony głos, brzmiący tak, jakby Emma mówiła do kogoś, na kogo nawet nie warto spojrzeć.
-Przykro mi, ale to w tej chwili niemożliwe.- Zerknęłam na Jareda, który przyglądał mi się z zaciekawieniem. Musiał wiedzieć, kto dzwoni. Specjalnie poprosił mnie, żebym to ja odebrała. Dlaczego? Czy chciał zobaczyć, jak zareaguję i jak się zachowam?
-Niby dlaczego?- Emma chyba myślała, że ostrym tonem przestraszy mnie i sprawi, że natychmiast oddam aparat właścicielowi. Zagotowało się we mnie ze złości.
-Chciałabym powiedzieć, że śpi, ale w przeciwieństwie do ciebie nie mam zamiaru kłamać.- Powiedziałam spokojnie, choć kosztowało mnie to trochę wysiłku. Miałam jednak tę satysfakcję, że byłam w tym momencie górą, jak kiedyś ona. Ja czułam się wtedy bezsilna i zrozpaczona, zraniona.- Pije kawę. Mam mu coś przekazać?
-Chcę z nim rozmawiać.- Jej głos brzmiał lodowato, aż zmroził mi ucho. Odsunęłam telefon, nie zasłaniając jednak mikrofonu.
-Jay, Emma upiera się, że chce z tobą mówić.- Poinformowałam go, przy okazji bacznie zwracając uwagę na jego minę. Wydawał się rozluźniony i zadowolony. Czyżbym zdała jakiś test?
-Nie mam o czym. Sprawy zawodowe mamy ustalone a moje prywatne nie są z nią związane. Powiedz jej, że zrobiłem sobie dwa dni urlopu czy coś.- Machnął niedbale ręką.
Musiała to słyszeć, bo gdy przysunęłam aparat do ucha rozlegał się w nim jedynie ciągły sygnał. Z dziką satysfakcją wyłączyłam  telefon i oddałam Jaredowi. Odłożył go na szafkę, jakby nic się nie stało, więc i ja postanowiłam zachowywać się podobnie.
-Co miałeś na myśli, mówiąc o długiej drodze?- Wróciłam do tematu, który poruszył przed telefonem od Emmy, w gruncie rzeczy zaciekawiona nim bardziej, niż chciałam przyznać.
-Wiele. Nie lubisz mnie, rozumiem. Też bym siebie nie lubił po czymś takim jak to, co ci zaserwowałem.
-Nie mówiłam, że cię nie lubię.- Pozwoliłam sobie się z nim nie zgodzić. Lubiłam go, choć nie tak, jak "przed Emmą". Teraz moja sympatia była inna, nie umiałam tej zmiany określić ani nazwać.
-Nie chciałaś mieć ze mną do czynienia.- Zabrzmiało to jak zdziwione stwierdzenie lub nieco twierdzące pytanie.
-Wyrzuciłeś mnie jak niepotrzebny przedmiot, oskarżając przy tym o coś, czego nie zrobiłam. Miałam prawo nie chcieć się z tobą zadawać. Ale teraz wiem, dlaczego to zrobiłeś, i moje nastawienie uległo zmianie.- Podciągnęłam się na parapet i usiadłam na nim, odchylając się nieco w tył, by nie ściskać Jamiego.- I nie lituję się nad tobą, Jay, bo nic ci nie jest. Może ci coś być, ale jak dotąd jesteś zdrowy.- Zaakcentowałam słowo 'może'.
-Ellie, nie jestem zdrowy, z tym nie można być zdrowym.To tylko kwestia czasu.- Jared pokręcił głową, uśmiechając się do mnie jak do dziecka, które nie rozumie prostej prawdy.
-Chodź.- Zeskoczyłam na podłogę i pociągnęłam go za rękę do łazienki, stawiając przed lustrem.- Co widzisz?- Zajęłam miejsce po jego prawej stronie z tyłu.
-Siebie. Nas.- Poprawił się szybko.
-Przyjrzyj się sobie, Jr. Dokładnie. Wyglądasz na młodszego, niż jesteś. Masz świetne ciało. Doskonałą kondycję. Wyglądasz zdrowo i jesteś zdrowy.
-Ale w każdej chwili to może się zmienić.- Patrzył na mnie z lustra z żywym zainteresowaniem. Nie był już na szczęście blady, nabrał kolorów a światło z góry kładło na jego twarzy współgrające z jej rysami cienie.
-A ja mogę udławić się kawałkiem jabłka, pechowo stanąć na drodze pijanego kierowcy, albo zginąć w głupim wypadku czy coś. Nikt nie ma pewności, że dożyje iluś tam lat, czy ma w sobie zalążek choroby czy nie. Zamiast wbijać sobie do głowy najgorsze spróbowałbyś żyć tak, jak chciałeś.- Czułam się dumna z siebie, jakbym powiedziała coś arcymądrego. Pewnie słyszał podobne rzeczy miliony razy od mamy i brata.
-Żyję tak, jak chciałem żyć.
-W takim razie nie jestem ci potrzebna.- Drażniłam się z nim specjalnie. Nie złościło mnie już nawet to, że większość wyznań musiałam z niego wyciągać. W gruncie rzeczy było w tym coś zabawnego: młoda dziewczyna ciągnie za język dojrzałego mężczyznę, jakby sam z siebie nie był w stanie niczego powiedzieć.- Skoro masz wszystko, czego chciałeś...- Odwróciłam się, jakbym miała zamiar wyjść, choć nie spieszyłam się ani odrobinę. To była swoista próba: zatrzyma mnie czy da za wygraną?
-Ellie.- Silne ramiona otoczyły mnie i zatrzymały w pół drogi do drzwi. Choć twarz miałam spokojną, w duszy uśmiechałam się od ucha do ucha.- Powiedziałem, że żyję, jak chciałem, a nie że mam wszystko, co człowiekowi potrzebne do szczęścia.
-Tak?
-Mhm.- Mruknął, odwracając mnie przodem do siebie. Z bliska wyglądał jak 'mój' Jr, a nawet lepiej, bo od tamtej pory nabrał ciała i urosły mu włosy. Nie mogłam powiedzieć, żeby przestał mi się podobać czy coś. Miał w sobie ten urok, który na mnie działał, do tego wszystko okraszały wspomnienia naszych najprzyjemniejszych chwil. Za nic nie zapomniałabym, że widziałam go nagiego, w sytuacjach, w jakich mało kto miał okazję go widzieć. Miałam też świadomość, że to ja doprowadzałam go wtedy do pewnego stanu, właśnie ja, prosta, nieśmiała dziewczyna z Delphi w stanie Indiana.
Na myśl o swojej nieśmiałości nieco się zarumieniłam, czułam, że policzki robią mi się gorące. Tym razem jednak mnie to nie wkurzyło bo wiedziałam, że Jared to lubi. Jeszcze wczoraj miałam ochotę go udusić, strzeliłam go w twarz, a teraz chciałam, żeby zapomniał o zgryzotach. Chciałam sprawić mu przyjemność nawet czymś tak zwykłym, jak rumieniec zawstydzenia. Co ze mną jest nie tak?
-Kurwa, Ellie, dlaczego musiałem być takim tchórzem?
-Siła przyzwyczajenia? Brak wiary? Brak zaufania do mnie? Strach przed porażką?- Wyliczałam.
-Wszystko naraz.
Przyjemnie było mi stać w objęciach Jr, nawet gdy mnie nie przytulał. Przesunęłam dłońmi wzdłuż jego rąk, w górę do ramion, delektując się dotykaniem go. Podobały mi się jego twarde mięśnie, grające pod skórą, zarys klatki piersiowej, widoczny pod materiałem koszulki, nawet ciemne włoski, rosnące na jego przedramionach.
Jak to jest, że ktoś, kogo w jednej chwili prawie nienawidzimy, w następnej staje nam się bliski jak kiedyś? Albo i bardziej, bo teraz mnie i Jareda łączyło coś więcej, niż wspomnienia i wspólne przeżycia. Łączył nas Jamie. To dla niego byłam gotowa podjąć ryzyko i spróbować stworzyć z jego ojcem coś sensownego. Może nam się uda. Może po czasie nie stwierdzę, że popełniłam błąd? A jeśli tak się stanie, dla Jamiego zacisnę zęby i będę czekać, aż....
Nie mogłam tak myśleć. Życzenie śmierci komuś, kto twierdził, że jest na nią skazany, było czymś nieludzkim i wstrętnym. Miałam nadzieję, że nigdy nie stanę wobec sytuacji, w której moją cichą prośbą do losu będzie, by Jr przegrał z wadliwymi genami. Bojąc się tego już teraz mogłam zrobić tylko dwie rzeczy: albo zrezygnować, pozostając z Jaredem na stopie przyjacielskiej, albo nauczyć się udawać. To pierwsze zapewne by zrozumiał, choć potwierdziłoby pewnie jego obawy, że czuję do niego wstręt z powodu choroby. Nie czułam, nie brzydziłam się nim.
O tym drugim być może nigdy by się nie dowiedział. Pociągał mnie, nadal i niezmiennie czułam fascynację jego fizycznością, co było dla mnie równe z tym, że będę umiała czerpać przyjemność z seksu z nim, ale coś podpowiadało mi, że emocjonalnie nie zaangażuję się już tak, jak stałoby się to, gdyby mnie nie wyrzucił. Usprawiedliwił się czy nie, iskra, która ledwie zaczynała się rozpalać, zgasła we mnie bezpowrotnie. Czy to znaczyło, że znowu się sprzedam? Ta myśl od razu mnie ochłodziła, ale nie pokazywałam tego po sobie, zachowując pogodną twarz.
-Zrobię śniadanie a ty idź pod prysznic.- Wspięłam się na palce i pocałowałam Leto w zarośnięty policzek.- Kiedyś było odwrotnie, czas, żebym się odwdzięczyła. Poza tym jestem głodna, Jamie jest głodny, a dwie głodne osoby w jednym to podwójnie niebezpieczna mieszanka.- Zażartowałam. Nie chciałam, żeby Jared pomyślał, że staram się go spławić albo poczułam się niekomfortowo. Widziałam, jak się spiął, w sekundę przybierając pełną rezerwy pozę.- Już jestem spóźniona ze śniadaniem, cały mój harmonogram diabli wzięli. Pilnuję godzin, żeby nie przytyć więcej, niż muszę, i trzymam się zaleceń lekarza, jeśli chodzi o ilość posiłków dziennie i ich skład jakościowy.
-Nie wziąłem tego pod uwagę.- Rozluźnił się wyraźnie.- Nie chcę przewracać twojego życia do góry nogami, Ellie, choć wydaje mi się, że już i tak to zrobiłem.- Puścił mnie.- Zjem to, co mi przygotujesz. Dziękuję.- Uśmiechnął się jakoś tak niepewnie, przelotnie, i odwrócił w stronę kabiny prysznica.
Wychodząc z łazienki miałam wrażenie, że znów wyrosła między nami niewidzialna, ale łatwa do wyczucia bariera. Coś nadal nas od siebie oddzielało. Pewne sprawy nie zostały do końca wyjawione, pewne rzeczy dopowiedziane.
Naprawdę czekała nas długa droga, nim zacznie być tak, jak kiedyś. O ile w ogóle zacznie.
Jeśli chodziło o mnie samą, nie byłam pewna, czy aż tak mi na tym zależy. Ale jeśli miałam myśleć o Jamiem i mieć na uwadze Jareda, który przeżywał osobisty dramat, musiałam chcieć, żeby nie tylko się zaczęło, ale też żeby było jak najlepiej.

                                                                     *****

Znów niezbyt długo, ale mam nadzieję, że nikt nie poczuł się przez to zawiedziony. 
To dosyć trudny moment w całym opowiadaniu, ciężko jest postawić się w sytuacji, w jakiej znalazła się Ellie. 
Tak jak podejrzewałam, blog przeciągnie się jeszcze trochę, zapewne ku Waszej satysfakcji. W tej chwili już nie powiem, ile rozdziałów jeszcze napiszę, bo sama tego nie wiem. 
Pozdrawiam, życzę rozciągniętego w czasie weekendu i pięknej, wiosennej pogody.
Yas.

20 komentarzy:

  1. Już sama nie wiem czy wolałabym jeden czy dwa megadługie rozdziały wyjaśniające wszystko i kończące tę historię czy kilka krótkich. Czuję niedosyt to na pewno. Nie dziwię się, że ciągle czuć między nimi tę barierę ale zaczęłam się zastanawiać pod koniec kto w większej części ją powoduje.. Jay czy Ellie. Ciekawa jestem jak tam Babcia Ellie.. czy będzie jednak ich dopingować jako parę czy jednak nie do końca. Czekam na kolejny rozdział, to na pewno. I bardzo podobała mi się wstawka z Emmą. :D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstawiam krótsze rozdziały, bo mam mniej czasu na pisanie, a chcę zamieszczać co tydzień.
      Bariera między ludźmi jest chyba czymś naturalnym po tym, co między nimi zaszło. Nie zapomina się tak łatwo. Dobrze, że została Ellie przynajmniej fizyczna fascynacja, inaczej nie miałaby najmniejszych podstaw, żeby próbować coś stworzyć od nowa. A i tak może być trudno... jeśli będzie cokolwiek.
      Emma dostała po nosie, od obojga, czego najwyraźniej się nie spodziewała. A Jr pokazał, po czyjej stronie stoi. Chyba.

      Usuń
  2. Póki co zapraszam jeśli masz ochotę do mnie, bo zaczęłam pisać :P
    http://close-to-something-real.blogspot.com/
    A jutro przed pracą przeczytam i skomentuję u Ciebie :)
    Pozdrawiam, VampireSoul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaskakujesz mnie. Mówiłaś, że nie będzie happy endu a tu wszystko się takie nastrojowe robi, aż się boję co się spieprzy. :P Ellie przebiła Jareda o stokroć. Mam wręcz wrażenie, że zachowuje się jakby była starsza od niego i teraz to on uczy się od niej, chociaż jej poczucie satysfakcji jest genialne :D
      Emme ładnie załatwiłaś :d bez zbędnych wyzwisk i wojen, ale za to raz a dobrze. Krótko i treściwie :)
      Ellie zachowuje się miejscami jakby doznała jakiegoś objawienia czy coś, wiesz to jej opanowanie i współczucie. Szczególnie, że Jared samą swoją osobą irytuje, a ona ma pokładu spokoju i współczucia. Respekt :P
      No i chyba nie muszę mówić, że cieszy mnie, że przeciągniesz trochę akcję? Tylko Szynki mi trochę mało, przydałoby się trochę więcej jego luźnego spojrzenia na świat :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    2. Co do Ellie, to często po prostu siadam i myślę: co ja bym zrobiła na jej miejscu, mając do czynienia z kimś takim, jak Jr (nie z nim samym, broń Boże). Czasem piszę to, co przyjdzie mi do głowy, czasem zmieniam, dostosowując do akcji. Przez cały czas mam przy tym świadomość, że to fikcja, dlatego łatwiej mi znaleźć jakieś rozwiązanie.
      Wracając do niej: sama nie wie, jak bardzo jest podobna do babci. Młodość i brak doświadczenia jeszcze ją ograniczają, ale, o czym tu już zapewne nie przeczytamy, jako dojrzała kobieta będzie prawdopodobnie jeszcze mądrzejsza i pogodniejsza.
      Emma jeszcze nie złożyła broni. Zapewniam.
      Shannon jeszcze się pokaże, jakżeby inaczej? I, jak piszesz, jego luźne patrzenie na życie również będzie dla młodziutkiej Ellie pomocą.
      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Tak bardzo chciałabym, żeby im się ułożyło... Dobrze, że Jr odkrywa swoją ludzką twarz, tyle się Ellie należy. Czekam na Shanniego, jestem ciekawa, co masz dla niego :D

    http://sandra-lost-in-a-daydream.blogspot.com Zapraszam, będzie mi bardzo miło ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad Shannonem jeszcze pracuję, coś tam mi się roi w głowie cikawego.
      Ellie i Jr mają przed sobą trochę wybojów, jak to bywa w ich sytuacji. Będzie, jak będzie.
      Zajrzę w wolnej chwili, obiecuję.

      Usuń
  4. Oh, no w końcu coś pozytywnego. ;- p Bardzo mnie cieszy, że Jr i Ellie zaczęli ze sobą rozmawiać. Nieśmiały, spłoszony Jared to coś nowego, może się chłop ogarnie, skoro nie ma już przed sobą naiwnej i uległej dziewczyny, a o wiele bardziej dojrzałą i mądrą kobietę. A teraz o moim ulubionym momencie. Rozmowa Ellie i Emmy. Dla mnie mistrzostwo. Nie mogłam przestać się śmiać. No cóż, Emmie na pewno do śmiechu nie było. Zastanawia mnie, czy Jr pojedzie dalej w trasę. Czekam na Shannona, bo nawet w takiej wersji, jak u Ciebie nie da się go nie lubić. ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shanuś już nie będzie dla Elli chamem, mają ten etap znajomości za sobą. Teraz, w gruncie rzeczy, dziewczyna stanie się częścią rodziny, a ta musi trzymać się razem.
      Emma to moja "ofiara do bicia" w tej części opowiadania. Da popalić, ale też oberwie jej się za to.

      Usuń
  5. Ellie ma trudny orzech do zgryzienia. Spełniło się to o czym gdzieś po cichu myślała - Jaredowi jednak zależało. Przyznał się do wszystkiego. Ale czy teraz ją to satysfakcjonuje tak jak pragnęła tego kiedyś? Napomknęłaś coś o dych dwóch wyjściach. Przeraża mnie trochę to udawanie.Ale też rodzi się naturalne pytanie, skoro Jr mógł sie bawić jej uczuciami (bo w końcu przecież to właśnie robił), to czy Ellie nie może udawać? Tylko obawiam się, że to skończyło by się dotkliwiej dla niej samej. Ellie nie jest ulepiona z tej samej gliny i wydaje mi się, że ma zupełnie inny próg emocjonalnego bólu niż Jared, który w życiu przeszedł przez wiele. Poza tym to zagranie z Emmą wydaje mi się, że Jared chciał dać tym do zrozumienia Ellie, że miała rację, chciał by poczuła się lepiej i może wymazała choć w części ból jaki wyrządził jej za pomocą Emmy.
    To jak ukierunkowałaś teraz ich wspólne losy, może być ciekawe. Mam odczucie, że El znów się powoli (choć może bronić się przed tym) angażuje. Masz rację, każdy gest - położenie się obok, kolacja, kawa, całus w czoło - są nieodwracalne i komunikują coś Jr. A jak on to odbierze...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że w podjęciu ostatecznej decyzji pomocą dla Ellie będzie babcia i jej uwagi odnośnie różnych aspektów zycia. A także Jamie, dla któego dziewczyna jest gotowa się poświęcić. Tylko na jak długo? W sytuacji, gdyby jej uczucia do Jr zapadły się pod ziemię, może wytrwać w udawaniu rok czy dwa, ale co, jeśli Jared pociągnie dłużej? To rzeczywiście ciężka sprawa.
      Jr, wydaje mi się, będzie to rozumiał i prawdopodobnie podejdzie do jej przychylności nieufnie. Nic w tym nie powinno dziwić, bo w końcu jak można chcieć chorego faceta dla niego samego, bez ukrytych powodów?

      Usuń
  6. Jak zwykle rozdział zaskakujący! Tak cudownie piszesz, że czekam na te piątki/soboty i co chwile sprawdzam czy to już. Mam nadzieje, że Ellie przełamie się, chociaż i tak juz robi wielkie postepy. Co do Jr, jest taki skryty, tajemniczy, ale dzieki temu intrygujący. Czekam na następny, dużo weny i czasu życzę! x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Z czasem u mnie jest teraz średnio, ale zawsze znajdę parę minut, żeby coś napisać.
      Nie wiem, czy Jr nie stanie się bardziej otwarty, jeśli już tyle Ellie powiedział. Zobaczymy. Tak samo dopiero po czasie okaże się, czy ich relacje przyniorą taki obrót, jaki chcieliby im nadać. A przynajmniej jaki on by chciał.

      Usuń
  7. Pojawił się u mnie rozdział, zapraszam jeśli masz ochotę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Odpowiedzi
    1. Niech się trochę nazviera, poczytam wtedy jednym ciągiem :) Może wtedy mnie LP nie zniechęci, bo tak ich nie lubię, że aż boli.

      Usuń
  9. Rozdział jutro, dziś nie dam rady go skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  10. o której nowy?

    OdpowiedzUsuń