piątek, 21 lutego 2014

Nie umiem być twoim wrogiem.

-Suze.- Dotknięcie w ramię było delikatne, jakby usiadł na nim motyl.
-Tak, babciu?- Spytałam cicho. W całym domu słychać było jedynie szum telewizora, choć nikt go nie oglądał, i stukot padających na blaszany parapet kropli deszczu.
-Co teraz zrobisz?
-A co mogę zrobić poza czekaniem?- Obróciłam się do niej, zirytowana pytaniem. Otępienie powoli mi przechodziło i zaczynałam czuć złość. Nie była skierowana przeciw konkretnej osobie, wywołała ją moja bezsilność i rozpacz. Byłam zła na cały świat, bez wyjątku.
-Chodziło mi o Jareda.- Wyjaśniła z przepraszającym uśmiechem.- Zawiadomiłaś jego rodzinę, że tu jest?
-Nie. Jakoś o tym nie pomyślałam, zgadnij, dlaczego.- Wyminęłam ją i poszłam po telefon. Pokój na szczęście był pusty, Jr siedział w łazience. Został u nas, babcia uparła się, że nie wypuści na noc zziębniętego, przemoczonego gościa. Odstąpiłam mu pokój, bo nie zmieściłby się na wąskiej sofie w salonie, a sama miałam spać z babcią. Wątpiłam jednak, żeby dała radę zasnąć.
Wycofałam się z powrotem i wybrałam numer Shana. Musiał tkwić z telefonem pod ręką bo odebrał prawie natychmiast.
-Jest tu.- Powiedziałam bez wstępów.
-Jar? Jest u ciebie?- W głosie Leto słyszałam ulgę i niedowierzanie.
-Tak, zjawił się niedawno.- Mówiąc, patrzyłam na drzwi pokoju, jakby Jr mógł wyskoczyć zza nich i nakrzyczeć na mnie, że wydałam go przed bratem.
-Powiedział ci, prawda?- Pytanie Shannon było ledwie słyszalne.
-Tak.
-Strasznie mi przykro, pączuszku... Ellie.
-Oh, zamknij się, Shan. Przykro ci? Jak bardzo?- Moja złość uderzała na oślep, tym razem w starszego Leto. Wiedziałam, że nie jest niczemu winny, jak zresztą wszyscy, ale nie umiałam tego zrozumieć. Ktoś musiał oberwać za to, co się działo.- Powiesz, że ci przykro, jeśli Jamie urodzi się chory? Albo jako kilkulatek dostanie białaczkę? Też ci będzie przykro?- Prawie krzyknęłam do słuchawki, tracąc resztki opanowania.- Czy ty w ogóle pojmujesz, co ja czuję?
-Jak ci się wydaje, co ja czułem, przez pół życia wiedząc, że mój brat może w każdej chwili zachorować i umrzeć?- Usłyszałam w odpowiedzi.- Pogadaj też z moją matką, nie znajdziesz lepszego autorytetu w tym temacie.
-Jak mogliście mi nic nie powiedzieć? Wiedzieliście.- Miałam do Shannona żal o ukrywanie w tajemnicy czegoś tak ważnego.
-Takie było życzenie Jareda. Miałaś nic nie wiedzieć, i gdyby nie dzieciak...- Westchnął głośno.- Dasz go do telefonu, czy już wyszedł?
-Zostaje. Babcia go nie wypuści, jest okropnie zimno a on przemókł. Kąpie się.
-Przynajmniej twoja babcia ma w sobie trochę rozumu, ty pewnie wyjebałabyś go teraz nawet na mróz, żeby zdechł.- Znowu westchnął, tym razem bezsilnie.- Dobra, niech Jar zadzwoni, jak wyjdzie. Idę powiedzieć matce, że się znalazł.- Rozłączył się.
Odłożyłam telefon na stolik i usiadłam na sofie, podpierając brodę na dłoniach. Trzęsły się. Cała się trzęsłam. Kogo to dziwiło? Miałam powód, żeby trząść się przez najbliższe miesiące, do chwili, gdy Jamie przyjdzie na świat i będzie można sprawdzić, czy... Nawet nie chciałam nazywać w myślach tego, co mogło go spotkać. Dlaczego, skoro już miałam zaliczyć wpadkę, nie mogłam zajść w ciążę z kimś normalnym, zdrowym? Dlaczego to musiał być mój pierwszy facet, a nie na przykład drugi czy trzeci, jakiś młodszy, przeciętniejszy, nawet do bólu szary człowiek, byle zdrowy? Co ja takiego zrobiłam, żeby zostać ukaraną w tak okrutny sposób? Dobrze, mogłam przyznać, że moim grzechem była nadmierna pycha, przekonanie, że jestem lepsza od dziewczyn z Delphi, że nie skończę jak one, nie dam się, osiągnę coś. Możliwe, że to było powodem mojej obecnej sytuacji, że los chciał pokazać mi, bym przestała fikać i przyjęła to, co dla mnie przygotował. Dostałam za swoje, z odsetkami. Może zasłużyłam, ale czym mógł zawinić Jamie, że wisi nad nim groźba genetycznej autodestrukcji?
-Zaparzyłam ci ziół na uspokojenie.- Babcia zjawiła się przy mnie i podstawiła mi pod nos kubek z pachnącą, parującą mieszanką.
-Dzięki.- Wzięłam go i łyknęłam odrobinę.- Przyda mi się coś takiego, cała dygoczę.- Wypiłam jeszcze trochę.- Przepraszam, że byłam nieprzyjemna, nie chciałam.
-Bezradność doprowadza ludzi do szału, a ty teraz jesteś okropnie bezradna. Nie masz wpływu na nic, co się stanie. Musisz się z tym pogodzić, Suze. Nie masz innego wyjścia. To jedna z tych sytuacji, w których trzeba zachować zimną krew, choćby nie wiem jak bardzo to było trudne.
-Strasznie się boję.- Przyznałam, opuszczając głowę.
-Ja też.- Babcia objęła mnie ramieniem.- Będę modlić się za to, by Jamie był zdrowy. Ty też powinnaś. To wszystko, co możemy teraz zrobić.
-Nie byłam w kościele od lat.- Przyznałam.- Głupio by było, gdyby teraz poszła.
-Warto spróbować. Każdy środek jest odpowiedni, jeśli chodzi o dobro niewinnych. A Jamie jest niewinny.
-Wiesz, jaki jest Bóg. Albo stwierdzi, że skoro tyle czasu go olewałam, to on może olać mnie, albo zrobi mi na złość, żeby pokazać, gdzie ma tych, którzy nie lecą do niego z każdą pierdołką.- Mówiłam, słysząc po pierwszych słowach, że babcia się śmieje.- No co?
-Nic, Suze, nic. Po prostu nic

Poniosłam głowę i po raz setny tej nocy spojrzałam na zegarek. Minęła druga, a ja nie mogłam zasnąć. Leżałam w łóżku babci, sztywno jak kołek, żeby nie obudzić jej przewracaniem się z boku na bok, patrzyłam w okno, śledząc wzrokiem płynące po szybie krople deszczu, i myślałam. A raczej starałam się nie myśleć. To było trudne, zważywszy na okoliczności i na to, że dostałam dziś po łbie żelazną sztabą, jaką było pojawienie się Jr i jego sensacyjne wieści. Co zrobiłaby na moim miejscu babcia, jak by się zachowała? Gdyby była mną, jak by postąpiła z Leto?
Musiałam uporządkować swoje uczucia, posegregować je, poukładać w szufladkach umysłu. Negatywne, takie jak złość na życie, na Jareda, żal. Musiałam odłożyć je na bok, inaczej nie dam rady podejść do niczego z rozsądkiem, a właśnie on był mi teraz najbardziej potrzebny. Musiałam pozbyć się egoizmu, spojrzeć na sprawę cudzymi oczami, ponad własnym lękiem i bólem, jaki sprawiała mi myśl, że Jamie... Chciałam, żeby był zdrowy, byłam gotowa wziąć na siebie to, co mógł mieć, ale żadne moje pragnienia nie miały w tym momencie siły sprawczej. Musiałam zdać się na to, co będzie, i przygotować się na najgorsze, mając nadzieję, że nie nadejdzie. Na zdrowy rozum 28% to niewiele, jedna paskudna szansa na trzy szczęśliwe trafienia. Prawdopodobieństwo, że przeklęta choroba Jr nie dopadnie mojego synka, było duże. Poza tym nie miałam wpływu na nic, Jamie już miał to w sobie lub nie, kwestią czasu jedynie pozostawało poddać jego geny odpowiednim testom i wyjaśnić, co go czeka.
Ziółka babci naprawdę podziałały, przynajmniej jeśli chodzi o moje możliwości rozumowania. Nie mogłam spać, ale też nie umiałam utrzymać myśli na jednym torze, nie potrafiłam nadać im logicznego wydźwięku. Byłam nieco ogłupiona, nie mogłam się skupić. Zdawałam sobie sprawę z tego, że praktycznie podchodzę do tematu nieco lekceważąco, czułam jednak, że tak będzie dla mnie lepiej. Dla mnie, dla moich nerwów, dla spokoju, jakiego potrzebowałam.
Muszę ustalić z sobą jakieś plany, znaleźć sobie zajęcie na następne miesiące, sposób na życie. Co najpierw? Powinnam chyba poszukać w sieci jak najwięcej informacji o defekcie, na jaki cierpiał Jr. A może zapytać jego samego? Chyba wiedział o tym więcej, niż wyczytam na forach lub w medycznych periodykach. Nie byłam jednak pewna, czy mam ochotę z nim rozmawiać. Po naszych ostatnich kontaktach nabrałam do niego dystansu, wręcz obojętności, poza resztkami fizycznego pociągu, który teraz składałam na karb wariactwa hormonów w moim ciele. Ja... nie lubiłam Jareda. Czułam dla niego jednak coś w rodzaju litości, a może i nie litości a współczucia. Zdawałam sobie sprawę, jak musiało mu być źle, ale nie chciałam tego do siebie dopuścić. Można powiedzieć, że broniłam się przed odczuwaniem do tego mężczyzny czegokolwiek prócz żalu. Skrzywdził mnie, robiąc to umyślnie. Nie miałam na uwadze Jamiego, ale to, jak Jr mnie traktował. A także to, że udawał, bawił się mną, a potem przegnał na cztery wiatry. Takich rzeczy się nie zapomina. To, że był... że mógł zachorować, nie usprawiedliwiało jego okrutnego zachowania. Nie musiał ranić mnie tylko dlatego, że życie zraniło jego. Ja nie byłam temu winna. Byłam młoda, niedoświadczona, a on...
Podniosłam prawą rękę i w półmroku babcinej sypialni dokładnie obejrzałam dłoń. Tę, którą uderzyłam Jareda w twarz po tym, jak powiedział mi o możliwej chorobie Jamiego. Nie spodziewał się, że użyję przemocy. Patrzył na mnie tak, jakby był w szoku, a ja wyszłam, zostawiłam go samego, uciekłam, nie potrafiąc spędzić z nim w jednym pomieszczeniu ani sekundy dłużej. Potem nie zamieniłam z nim ani słowa, zostawiając go na głowie babci. Nawet nie wiedziałam, czy coś jadł, czy też poszedł spać bez kolacji.
Zdecydowanie nie mogłam być dobrym przykładem dla Jamiego, gdyby mnie widział, choć szok, jaki w tamtej chwili przeżywałam, mógł mnie usprawiedliwić. Mógł, ale nie musiał. Każdy szok kiedyś mija, każda emocja, uniesienie, złość. Po czasie człowiek zaczyna myśleć racjonalnie i widzi rzeczy, których dotychczas nie zauważał.
Najwyraźniej ziółka babci zadziałały na mnie w odpowiedni sposób: pozwoliły ujrzeć rzeczywistość taką, jaka była. Co z tego, że myślałam w pewien sposób, jeśli zachowywałam się tak, jakbym była ślepa i głucha na własne wywody? Gdzie w tym logika?
Ostrożnie wypełzłam z łóżka, starając się nie obudzić babci. Ona też nie mogła zasnąć przez długi czas. Teraz spała, ale każdy mój gwałtowny ruch mógł przerwać jej odpoczynek.
Wstałam i przeciągnęłam się, czując od razu, że Jamie też nie śpi. Wiercił się, wywołując na mojej twarzy smutny uśmiech. Biedny malec, żyjący w nieświadomości, nie mający pojęcia, jak bardzo może dostać w skórę na samym starcie. Jeśli spełnią się najgorsze scenariusze, będzie potrzebował mnie i mojego wspracia. Ktoś, czyli ja, będzie musiał od początku dbać o niego bardziej, niż przeciętna matka dba o swoje dziecko.
A ktoś inny, kto już to zna, będzie mógł podpowiadać mi, jak to robić. Ktoś, kto spał teraz, lub nie spał, w moim pokoju. Chciałam czy nie, być może będę potrzebowała Jr bardziej, niż kogokolwiek innego. Być może będę na niego w pewien sposób skazana, a jeśli tak...
Wyszłam po cichutku do salonu, przeszłam przez krótki korytarz i stanęłam przed drzwiami swojego pokoju, na zmianę zaciskając i rozluźniając dłonie. Bałam się wejść, ale musiałam to zrobić. Jeśli Jr śpi, po prostu wyjdę, jeśli nie śpi... Zależy, jak mnie wtedy przyjmie. W razie, gdyby był do mnie nastawiony wrogo, udam, że przyszłam po coś, i wrócę do babci.
Policzyłam w myślach do 10 i uchyliłam drzwi. Zdziwiłam się, widząc, że światło jest zapalone, i pchana ciekawością weszłam do środka. Jr był ubrany. Siedział przy moim biurku nad kartką papieru, z długopisem w dłoni, i patrzył na mnie spod oka.
-Co robisz?- Spytałam szeptem, zamykając za sobą drzwi. Oparłam się o nie, czując drżenie nóg. Widok udręczonej twarzy Leto wstrząsnął mną. Wyglądał staro, naprawdę widać było, że ma swoje lata, choć najbardziej odbijało się to w jego oczach, przygasłych i pozbawionych blasku. Coś ścisnęło mnie w piersi i zatrzymało w niej oddech na sekundę czy dwie.
-Chciałem wyjść, gdy śpisz, ale nie wiedziałem, jak się pożegnać.- Wskazał na pustą kartkę, na której zdążył umieścić tylko moje imię. Podchodząc bliżej zauważyłam, że było niemal wyryte w papierze, jakby poprawiał je wciąż i od nowa.
-Jest noc, nie możesz...- Stanęłam obok biurka, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie przygotowałam żadnej mowy, zdałam się na instynkt, a teraz rozpaczliwie szukałam odpowiednich do sytuacji słów.- Zostaw.- Delikatnie wyjęłam długopis z dłoni Jr.- Jestem tu, możesz... możemy porozmawiać. Powinniśmy to zrobić.
-Sądziłem, że jesteś od tego daleka.
-Bo byłam, ale w naszej sytuacji konieczne jest jakieś porozumienie. Nie mogę chować głowy w piasek.- Przyznałam po chwili zastanowienia. Głos drżał mi odrobinę, głównie przez to, że Jr był tak blisko mnie, w zasięgu ręki. Nadal siedział, patrząc na mnie poważnie i mając w oczach coś, czego nie umiałam odgadnąć. Próbowałam nie wmawiać sobie, że widzę w nich nadzieję i ukrywaną tęsknotę, ale myśl, że to właśnie te uczucia, była natrętna i nie dawała się odpędzić.- Przepraszam za to, że cię uderzyłam.
-Należało mi się.- Odwrócił wzrok, znów wyglądając na pełnego udręki.
-Co zrobimy, Jay?- Spytałam, dążąc do sedna. Musiałam skupić się na najważniejszym, zanim jego obecność i to, że nie skakaliśmy sobie do oczu, całkiem mnie rozproszy.
-Dlaczego mówisz "my"?
Zaskoczył mnie tym pytaniem. Sama nawet się nad tym nie zastanawiałam.
-To nasz wspólny problem, oboje tkwimy w tym po uszy.- Powiedziałam pierwsze, co przyszło mi do głowy, choć ciężko mi było w ogóle zebrać myśli.- Jesteśmy odpowiedzialni za Jamiego, obojętne, z czym się urodzi.- Dodałam.
 -Jamie? Chłopiec?- Leto spojrzał na mój brzuch. Przez jego twarz przemknęło coś, co wyglądało jak radość i duma, ale natychmiast znikło. Może tylko wydawało mi się, że je widzę, bo chciałam koniecznie, by Jr czuł do dziecka cokolwiek pozytywnego?
-James.- Musiałam przełknąć ślinę, bo mój głos brzmiał dziwnie.- James Jared.- Zaczerwieniłam się, zawstydzona, i natychmiast zaczęłam się denerwować. Wróciła złość, która kierowała mną przez większość wieczoru.- Powinieneś był powiedzieć mi o swojej chorobie, zanim... Cholera, Jared, gdybym wiedziała, nigdy bym... Nigdy...- Głos mi się załamał. Grzbietem dłoni wytarłam oczy, próbując powstrzymać cisnące się do nich łzy. Nie uroniłam ani jednej przez cały czas, a wystarczyła chwila z Jr i już płakałam. Stałam, pociągając nosem i mając coraz większą ochotę wcisnąć twarz w zagłębienie męskiego ramienia, pozwolić sobie stać się na chwilę całkiem bezbronna, wylać wszystkie żale.
-Uciekłabyś natychmiast, gdybym to zrobił, prawda?- Jr nawet nie drgnął.- Byłbym dla ciebie jak trędowaty, Ellie. Brzydziłabyś się mną. Nie chciałem tego wszystkiego, co się stało, ale bardziej nie chciałem, żebyś patrzyła na mnie ze wstrętem.- Wstał, przeszedł się po pokoju i wrócił, stając przede mną.- O tym, że mogę zachorować, dowiedziałem się dopiero będąc już dorosłym. Byłem w szoku, gdyby mógł, pojechałbym do swojego ojca i udusił go gołymi rękami, ale on już wtedy nie żył. Zgadnij, co go zabiło.- Wziął kilka głębokich oddechów.- Ojciec wiedział, że w jego rodzinie wyjątkowo często zdarzają się śmiertelne przypadki raka, ale to lekceważył. Nie powinien mieć dzieci. Ja też. Powinienem poddać się sterylizacji, żeby mieć pewność, ale się bałem. Boję się nawet wizyty u dentysty. Jestem jeszcze zdrowy tylko dlatego, że żyję w ciągłym strachu. Kiedyś nawet to nie wystarczy.- Potrząsnął głową, rozsypując na ramionach długie już włosy o rozjaśnionych końcówkach. Jedno z pasm przyczepiło mu się do zarostu na policzku, ale zdawał się tego nie zauważać.- Wiem, co mnie czeka, ale nie jestem na to przygotowany. Nigdy nie będę. Boli mnie świadomość, że umrę, zanim...- Machnął ręką w nieokreślonym geście.
 Słuchałam go, wstrząśnięta. Wiedziałam, że jest mu trudno, ale musiałam usłyszeć, jak o tym mówi, żeby do końca to zrozumieć. I zrozumiałam. Jasne stało się dla mnie, jak bardzo musi być przerażony, samotny, wyobcowany. Wiedziałam już, dlaczego jest, jaki jest, skąd te jego momenty zadumy, których  świadkiem byłam wiele razy. Skąd malujący się na jego twarzy smutek, widoczny w chwilach, gdy myślał, że go nie widzę. Skąd rezerwa, z jaką podchodził do mnie i moich przejawów sympatii. Zrozumiałam, dlaczego ich nie chciał. To, co brałam za egoistyczną zabawę moimi emocjami było tak naprawdę troską o to, żebym nie zaangażowała się uczuciowo w związek z człowiekiem, który wcześniej czy później odejdzie bezpowrotnie. Jr nie chciał, żebym cierpiała. Dlatego wyrzucił mnie za drzwi przy pierwszej nadarzającej się okazji, wykorzystując do tego incydent z Emmą. Wszystko, każdy element układanki, każdy drobiazg znalazł swoje miejsce, ukazując mi prawdziwy obraz sytuacji. Nawet chwila, w której Jared wymógł na mnie udawane wyznanie miłości nabrała dla mnie sensu. Chciał to usłyszeć, być może bojąc się, że nie będzie miał ku temu więcej okazji.
Nie miałam pojęcia, co mogłabym powiedzieć po takim wyznaniu. Żadne słowa pociechy nie istniały, jeśli chciało się przynieść ulgę w takim momencie.
Wtedy przyszło mi do głowy coś, o czym wcześniej w ogóle nie myślałam. Nic związanego z obecną chwilą.
-Dlaczego ani raz nie zapytałeś, czy dziecko naprawdę jest twoje? To dziwne, musisz mieć jakieś wątpliwości.
-Ale ich nie mam. Wierzę ci, Ellie. Nigdy nie skłamałaś, zawsze byłaś ze mną szczera.- Twarz Jr wyrażała pewność.
-Wiedziałeś więc, że to Emma kłamie, nie ja.- Stwierdziłam pełnym pretensji tonem.- Wiedziałeś, a jednak kazałeś mi się wynosić. Znudziła ci się zabawa? Mogłeś powiedzieć mi szczerze, co ci jest, pewnie mniej by mnie to zabolało, niż to, jak mnie wrzuciłeś.- Musiałam oprzeć się pośladkami o biurko, bo zrobiło mi się dziwnie słabo.- Jared, ja ci ufałam. A ty teraz mówisz tak po prostu, że zrobiłeś mi te wszystkie przykre rzeczy specjalnie? Dlaczego?
-Już mówiłem.- Rzucił niecierpliwie.
-Dupa.- Nie chciałam się z nim kłócić, ale nie wierzyłam w to, co próbował mi wmówić. Wiedziałam, że chodziło o mnie.- Choć raz mógłbyś być ze mną szczery.
-Dobrze.- Zawiesił ramiona, cały się skurczył. To nie był Jared, jakiego znałam. A może właśnie teraz miałam przed sobą prawdziwego Leto?- Pozbyłem się ciebie, bo zaczęło mi zależeć. Stąd tylko krok do czegoś potężnego, a gdyby do tego doszło, zrobiłbym wszystko, żeby cię przy sobie zatrzymać. Potem i tak byś odeszła, albo przez moja wadę, albo woląc kogoś młodszego. Stawiam na to pierwsze. Żadna kobieta nie chce tracić czasu z kimś, kto w każdej chwili może się rozchorować, szczególnie tak młoda, jak ty.
-Powiedziałeś mi, że udawałeś.- Nie spodziewałam się tego, co usłyszałam. Byłam bardziej niż zaskoczona. Jared miałby jednak coś do mnie czuć?
-Kłamałem. Teraz tego żałuję. Gdybym wtedy wiedział o...
-Jamiem.- Weszłam mu w słowo.- Gdybyś o nim wiedział, kazałbyś mi pozbyć się ciąży.- Nie pytałam, co by zrobił, lecz stwierdziłam, mając pewność, że się nie mylę. Nawet nie byłam już ciekawa dalszych wyjaśnień odnośnie tego, co się między nami działo, a co nie. Wystarczyło mi to, co już powiedział.
-Być może bym o tym wspomniał.- Jr kiwnął głową, nie spuszczając ze mnie wzroku. Staliśmy blisko siebie, prawie się dotykając, ale zachowując minimalny dystans. Jak obcy ludzie, których nigdy nic nie łączyło. Przykro mi było, że nawet raz nie próbował mnie dotknąć.
-Pewnie bym cię nie posłuchała.- Powiedziałam cicho. Musiałam odsunąć od siebie rodzące się uprzedzenia, stłumić złość, która znów próbowała dyktować mi, jak mam się zachować. Musiałam pamiętać, że Jared nie chciał, nie był winien swojej sytuacji.
Chciałabym być tak mądra, jak babcia. Co ona zrobiłaby na moim miejscu?
Zamknęłam na chwilę oczy, wyciszając wszystkie myśli, potem spojrzałam na Jareda, patrząc na niego uważnie. Nie odzywał się, stał jak zastygły, patrząc na mnie wyczekująco. Czego chciał? Czego się spodziewał?
Czego ja chciałam i co mogłam zrobić? Miałam dwa wyjścia. Pierwszym było zachować obecny status, żyjąc każde na własny rachunek, z uwzględnieniem tego, co powiedziałam mu podczas wizyty w LA.
Drugie wyjście... Czy byłabym w stanie mu sprostać? Może to, co czułam teraz, mając przed sobą Jr i będąc wciąż pod wpływem jego słów, mogło okazać się po czasie tylko chwilową słabością? Było mi go żal, z czego doskonale zdawałam sobie sprawę. Możliwe, że kierowała mną litość, ukryta gdzieś i czekająca, żeby za tydzień, dwa, miesiąc czy nawet rok uświadomić mi, że popełniłam błąd. Możliwe. Ale teraz czułam coś w rodzaju zadowolenia. Jr potwierdził moje podejrzenia, przyznał, że nie byłam mu obojętna.
W chwili, gdy to sobie uświadomiłam, zadałam sobie pytanie: dlaczego mi o tym powiedział? Nie musiał tego robić. Nie, jeśli po miesiącach spędzonych osobno jego emocje by osłabły. Czy było możliwe, że nadal trwał w miejscu, w którym był w momencie mojego powrotu do domu? A może wpływ na to miał Jamie? Bał się, że jego syn będzie dziedziczył wadliwy gen, i chciał mieć go pod ręką, wiedzieć wszystko od razu?
Nie. Tę opcję mogłam spokojnie odrzucić. Tak czy inaczej Jared wiedziałby o wszystkim, co dzieje się ze mną i Jamiem. Mógł nawet wynająć stado detektywów, śledzących każdy mój krok. Było go stać nawet na kupno lekarza, który się mną opiekował.
Co w mojej sytuacji zrobiłaby babcia?
-Jadłeś kolację?- Spytałam z głupia, przypominając sobie o swoich niedawnych wyrzutach, że się nim nie interesowałam.
-Nie jadłem i nie spałem od ponad doby.- Jr wyglądał na zdziwionego.
-Nie powinieneś tego zaniedbywać.- Wyciągnęłam rękę, chcąc odsunąć przyczepione do jego policzka włosy. Starałam się zrobić to swobodnie, ale bałam się tego, co poczuję, dotykając go. Przerażała mnie myśl, że mogę odebrać to jako coś przykrego, jakbym dotknęła rozkładającego się, oślizłego ciała. Wręcz spodziewałam się, że poczuję pod palcami galaretowate i miękkie coś, ale zamiast tego odnalazłam dobrze znaną, ciepłą skórę i delikatny, zadbany zarost. Omal nie załkałam z ulgi.- Nie chcę rozbijać się po nocy, ale musisz coś zjeść, Jay.- Odebrałam własne słowa jak coś nierealnego. Słysząc je zdałam sobie sprawę z tego, że zrobiłam krok, którego nie mogę cofnąć.- Przyniosę ci coś.
Widziałam niedowierzanie w oczach Jr, jego zaskoczenie, i to upewniło mnie w świadomości, że jedna sekunda, jedno zdanie, jeden gest w jego kierunku, nawet nieprzemyślany, ukierunkował moje życie, skierował je na tor, który po czasie może mi się nie spodobać.

                                                                 *****

Tyle na dziś. Wiem, króko... Dzięki temu, że kończę w takim momencie, mogę przedłużyć bloga o następny rozdział.
Mimo tego, że czasem mam dość pisania o Jaredzie, naprawdę polubiłam "Dziwkę", więc trudno mi się z nią tak szybko rozstać. 

Następny rozdział może ukazać się później, niż za tydzień. Mam przed sobą kilka poprawek tekstu do książki, którą wydaję, a do których zrobienia zobowiązałam się przed końcem miesiąca. Mimo to postaram się pogodzić obie rzeczy i zamieścić dalsze losy Ellie w zwykłym terminie.
Pozdrawiam i czekam na opinie.
Yas.

33 komentarze:

  1. Witam ;3
    Rozdział świetny, choć faktycznie bardzo krótki. A szkoda :c Cieszę się, ze powoli się dogadują. Widać, że obojgu zależy, ale na pierwszym miejscu stawiają Jamiego ;3
    Wydajesz książkę? ;o jaka tematyka, gdzie będzie można znaleźć? ;D
    Pozdrawiam i życzę weny.
    http://lizzy-leto.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy obojgu zależy w takim samym stopniu. Ellie wydaje się być spłoszona, a Jr? Jeszcze się nie wypowiedział.

      Tak, wydaję książkę, a raczej pierwszą część czegoś, co ma być moją formą buntu przeciw "Zmierzchowi", z dodatkiem odrobiny Greya. Więcej dopowiem, gdy będę wiedzieć, kiedy pozycja ukaże się w księgarniach. Myślę, że koło lipca.

      Usuń
  2. To niecierpliwie czekam na info o książce, już sobie obiecałam, że stanie na mojej półce! ;)

    Rozdział świetny, jak zwykle. Krotki, ale na szczęście to znaczy, że Ellie jeszcze nas nie opuści. Kurcze chciałabym, żeby byli razem i normalnie wychowali Jamesa, ale to chyba niemożliwe. A Jr jednak nie jest zły do szpiku kości... Wiedzialam ;)

    Znając Ciebie, droga Yas, to Jareda i tak czeka bolesna śmierć :D pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Info będzie, gdy tylko sama poznam więcej szczegółów.
      Jr faktycznie nie jest tu zły, tylko nieszczęśliwy. Ale może dam mu trochę powodów do radości ;) W końcu ostatnio zachowuje się dosyć euforycznie, jakiś powód do tego musi u mnie mieć.

      Usuń
  3. Ale zrobiłaś Jareda! To jest chyba pierwszy blog, w którym Jared jest na coś chory. I dobrze, bo przyda się odmiana czytelnikom.
    Dawno nie komentowałam, bo coś mi się chyba dzieje z telefonem i komentarza nie mogłam dodać, a do kompa nie miałam za bardzo dostępu. Teraz dorwałam na chwilę, dopóki nikogo nie ma.
    Fajnie, że Ellie z Jaredem się dogadują, jednak świadomość, że dziecko może odziedziczyć chorobę po ojcu nie jest miła, więc nie dziwię się, że Ellie potraktowała Jareda plaskaczem. Sama na jej miejscu bym to zrobiła. Ciekawe, jak to dalej będzie, czy będą razem, czy coś. Ciekawe jak to pokierujesz dalej. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze nie jest chory, ale może być w każdej chwili. Niemiła świadomość. Tak samo jak ta, że mały Jamie również może mieć to samo.
      Ellie w tej chwili działa pod wpływem wyrzutów sumienia. Przejdzie jej to pewnie po czasie, ale co wtedy zrobi? Zobaczymy.

      Usuń
  4. No cóż. Jared chyba wcale nie jest taki tajemniczy. Jego zachowanie dużo zdradzało i w gruncie rzeczy widać było, zwłaszcza podczas podróży po Europie, że coś do Ellie czuje i mu zależy. Dobrze, że zdecydowali się porozmawiać. Dziewczyna trochę mnie zaskoczyła - wyobrażałam sobie coś bardziej.. hmm.. skrajnego, wybuchowego, że tak to ujmę. Nie mam pojęcia, dlaczego ale przyszło mi na myśl, że albo będzie kochała Jr, albo nienawidziła. Więc tu czekała mnie niespodzianka. Ellie była tutaj taka.. obojętna, a może to po prostu rozczarowana jego osobą. Dobrze, że nie wyrzuciła go za drzwi. W tej chwili chyba przemawia przeze mnie współczucie, ale zrobiło mi się przykro czytając ten rozdział. Zwłaszcza fragment, kiedy Jr siedział i próbował napisać Ellie list.
    To, co piszę to oczywiście komplementy dla Ciebie. Potrafisz wzbudzi w czytelniku tyle emocji, od czystej nienawiści do Emmy kilka rozdziałów temu, przez złość na Jr, aż w końcu doprowadziłaś do momentu, w którym jestem w stanie wybaczyć Jay'owi wszystko, co było wcześniej i zwyczajnie mu współczuć.
    Czekam na ciąg dalszy. Mam nadzieję, mimo iż kończysz już tą historię, to dasz nam poznać małego Jamesa Jareda. ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc, staram się pokazać daną sytuację tak, by można było odczuć łączące się z nią emocje. Cieszę się, że mi to wychodzi.
      Ellie w kryzysowej sytuacji zachowała się dosyć chłodno, wiem. Być może jej podświadomość doszła do wniosku, że potrzebuje spokoju, nie może dawać się nadmiarowi uczuć. No i ziółka... Cholera wie, co babcia jej zaparzyła ;)
      Jamiego poznamy, jak najbardziej.

      Usuń
  5. Szczerze to się wzruszyłam...
    Nie ważne czy człowiek biedny, czy bogaty każdy ma jakieś uczucia, problemy, strach przed czymś... W przypadku Jr na pewno łatwo nie było ukrywać tego przed światem. Wściekłość Ellie jest właściwie uzasadniona, ale czy Jared nie miał racji mówiąc co by było gdyby dowiedziała się tego wcześniej?
    Poza tym tak czy siak to Ellie zapoczątkowała to wszystko, to ona dała ogłoszenie... sama nie zdając sobie sprawy z tego jak taka historia może się dla niej skończyć. Mogło być lepiej, a mogło być gorzej. Mogła być zgwałcona przez jakiegoś buraka, jakiegoś mafiozo i mieć zupełnie inne problemy, no sama nie wiem. Ale prawdę mówiąc to jej desperacka decyzja doprowadziła po części do tego w jakiej sytuacji się znalazła. Mogła w każdej chwili się z tego wycofać... przecież miała okazję... nie zrobiła tego a z jakiego powodu to wie tylko ona sama...
    Ale Jared też w jakiś sposób ją wykorzystał, być może nie do końca świadomie, może chciał chociaż na chwilę być szczęśliwym człowiekiem i zapomniał przy niej o problemach, ale gdy zabrnęło to wszystko za daleko opamiętał się, chociaż jak się okazało już za późno.
    Tak więc jak zawsze wina lezy po obu stronach.
    Cieszę się, że doprowadziłaś ich do momentu, w którym nie pozabijali się a wszystko pomału wyjaśniają. Oni tak naprawdę się nie znają... może będą mieli okazję to nadrobić... nie uśmiercaj nikogo... nie chciałabym czytać o czyimś pogrzebie...
    Po raz kolejny wspomnę, że piszesz cudownie, super, ze pracujesz nad tą książką. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział no i kolejną historię ;)
    Pozdrawiam!
    -S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, oboje są winni tego, co się stało. Dlatego oboje, jak powiedziała Ellie, muszą postanowić, co teraz. W gruncie rzeczy dziewczyna już to zrobiła, z czego zdała sobie sprawę na końcu rozdziału. Dosłownie i w przenośni wyciągnęła do Jr rękę, niejako przyjęła go jako... partnera? Jeszcze to wyjaśnią.
      Ellie mogła się wycofać, a nie zrobiła tego z obawy, że wróci do punktu wyjścia i trafi gorzej, poza tym już wtedy Leto jej się podobał. A to sporo dla dziewczyny, która zdecydowała się sprzedać. Jr ją oczarował, zainteresował sobą. Więcej nie było trzeba.
      Właśnie pomyślałam, że z Emmą jeszcz nie wszystko wyjasniłam. No i, jak gdzieś napisałam, baba jeszcze z czymś wyskoczy. Nie dociera do niej, że Jared jej nie chce?

      Książka, nad którą pracuję, to pierwsza część z (chyba) czterech. W każdej kolejnej będzie się działo coraz więcej. Zdradzę, że główną bohaterką będzie młoda (młodsza od Ellie o rok czy dwa) bogata imprezowiczka, rozpieszczona jedynaczka, która napotyka na swojej drodze fascynującego faceta po trzydziestce. Tyle, że powinna uciec od niego jak najdalej, a zamiast to zrobić, ląduje z nim w łóżku. I już po niej. Trafi w miejsce, o jakim jej się nie śniło i po to, żeby... Ale o tym będzie już w drugiej części.

      Usuń
    2. A właśnie miałam dopisać do swojego posta o Emmie... Tak myślałam, ze z nią jeszcze nie skończyłaś :-) Mam nadzieję, że porządnie utrzesz jej nosa. No i Shannon... :) Nie zapomnij też o nim... ciekawa jestem jaką dla niego rolę przygotowałaś w końcówce...

      Brzmi świetnie (mam na myśli książkę). Mam nadzieję, że kiedyś otrzymam ją z Twoją dedykacją :)

      -S.

      Usuń
    3. Shannon, właśnie. Nie powiem, żebym miała w związku z nim jakieś szczególne plany, ale diabli wiedzą, co sam wymyśli.
      Czy dla Emmy może być coś gorszego, niż widok promieniejącego Jareda z Ellie przy boku? Ależ ją to będzie bolało, jeeej :D

      Usuń
    4. oj hehe coś gorszego? Jr z Ellie w czułym 'uniesieniu' niekoniecznie mam na myśli sex, a kiedy dostrzegają tą zołzę Jr zatrzaskuje jej drzwi przed nosem... już widzę jej wściekłość :P

      ok na Shannona poczekam... w kolejnym opowiadaniu :)

      -S.

      Usuń
    5. Dobry pomysł z tym dopieczeniem Emmie. W nowym rozdziale Ellie sama jej dowali XD Już napisałam niezły kawałek, i piszę dalej, skoro wen znów mnie kocha.
      Tym razem będzie też miło, nawet słodko. Dawno nie było.

      Usuń
  6. Nie komentowałam sto lat, ale czytam wciąż wiernie! Co do SoF jestem z Ciebie przeogromnie dumna :D i jestem ciekawa modyfikacji! Już się doczekać nie mogę!
    Co do Ellie, to z każdym rozdziałem utwierdzasz mnie w przekonaniu, że Twoja wyobraźnia i talent nie mają końca. To jak Ellie wydoroślała jest genialne i czekam, jak dopieczesz Emmie i Jaredowi pewnie też. :)
    Pozdrawiam, zawsze gdzieś tam w pobliżu VampireSoul

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że wciąż tu jesteś :)
      SoF po naszemu będzie się nazywał Dusza w ogniu. Wymóg spolszczenia tytułu. Ukaże się pewnie koło lipca, chyba, że uda mi się wcześniej zebrać kasę na resztę wpłaty. Wtedy każdą wymaganą korektę zrobię w mig, żeby książka była jak najszybciej do na półkach.

      Dopieczenie Emmie zaraz się napisze. Pierwsze z tych, jakie pewnie się pojawią. Jaredowi już nie chcę robić nic złego, w tym blogu postanowiłam go nie dręczyć ponad miarę. Kurde, nawet go tu lubię.
      Też pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Wow, Ellie jak zwykle zaskakuje :D Oczywiście pozytywnie ;) Mimo tego, że koniec nie ma być happy endem, to mi się wydaje, że tak właśnie będzie ;))
    Czekam na następny ze zniecierpliwieniem!
    Życzę dużo weny :D
    Pozdrawiam,
    Katarina
    P.S. Zapraszam do mnie http://smiertelnapasja.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy można określić zakończenie jako szczęśliwe, skoro jedna z osób jest praktycznie śmirtelnie chora. Ale może nie będzie tak źle, jak mi się wydaje. Już mam kawałek następnego rozdziału, poranek po rozmowie. Sztywna, napięta atmosfera i od nowa nieufny Jr.
      Mam teraz 2 tygodnie na rano, a co za tym idzie- więcej czasu na wszystko. Będę mogła któregoś wieczoru zajrzeć do Ciebie na blog.

      Usuń
  8. Uwielbiam Twojego bloga! zdecydowanie mój ulubiony :) masz świetny styl i pomysły. Zawsze czymś nas zaskoczysz, co sprawia, że jest jeszcze ciekawiej :) coś, co miało być tylko epizodem w życiu Ellie zmieniło je całkowicie i mimo wszystko Ellie chyba nie żałuje. Już kocha swojego synka i mam nadzieję, że będzie zdrowy :) tyle się oboje z Jaredem nacierpieli, że zasłużyli na jakieś pozytywy :D bo mimo wszystko Leto w tym opowiadaniu jest ciekawą postacią, którą da się lubić :D na początku bywało z tym różnie, ale teraz jednak każde jego zachowanie ma wytłumaczenie :D w ogóle całe Twoje opowiadania jest spójne, wszystko ma jakiś cel, każdy najdrobniejszy element składa się w całość ) szkoda, że zbliżamy się do końca, ale wszystko kiedyś się kończy :D po tym, co spotkałam na tym blogu jestem pewna, że zakup Twojej książki, kiedy tylko się ukaże, nie będzie błędem! Życzę Ci wielu sukcesów i radości w tym co robisz, a robisz to znakomicie ;) Pozdrawiam i dziękuję za tę historię, która umila mi wolny czas ;)
    PS czekam na to jak Ellie rozprawi się z Emmą :> należy jej się i nie mogę się już doczekać tego fragmentu jak i całego rozdziału ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Nie mam pojęcia, jak udaje mi się ogarnąć wszystko, co piszę, i jakim cudem nie gubię się w detalach. Może przez to, że pisanie to moja pasja i chyba po to w ogóle żyję ;)
      Emma dostanie po nosie. Ellie odpłaci jej się tym samym, co od niej dostała. I zrobi to przy Jr, a nawet razem z nim.

      Usuń
  9. Przypadkiem trafiłam na Twojego Tumblra, przeglądam z bananem na twarzy :D Cieszę się, że Dziadowi już nic złego nie zrobisz, Emme powinien potrącić korek autobusów :D
    Mam takie pytanie, wiem, że lubisz Szynkę, a czy muzykę Marsów ogólnie też?
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tumblerek, ha! W zasadzie mało tam zamieszczam swoich zdjęć, w ogóle nie dodaję tekstów, ale lubię reblogować foty i dodawać śmieszne podpisy. Ot, takie moje relaksujące zajęcie.
      Dziada w blogu chyba już dość wymęczyłam, zwazywszy na to, co wyznał ostatnio Ellie. Biedak cierpiał nawet będąc z nią, bo wiedział, że będzie musiał się jej pozbyć, zanim sama go zostawi.
      Emma nie zginie śmiercią tragiczną, ale napatrzy się na nich, i będzie ją to boleć jak diabli. Zanim da za wygraną, jeszcze spróbuje zaszkodzić dziewczynie, któa (w jej mniemaniu) zajęła jej miejsce.

      Szczerze powiedziawszy mogę na palcach jednej ręki wyliczyć kawałki Marsów, które lubię. Nawet nie przesłuchałam wszystkiego, pewnie nigdy tego nie zrobię. Nie podoba mi się ich styl. Słucham HIM, a to zupełnie inny rodzaj muzyki.
      O Szynku w ogóle lepiej nie zaczynam mówić. Wystarczy wspomnieć, że po prostu bym go... do bólu, aż by już nie mógł ;)

      Usuń
    2. Rozumiem, haha :) kocham Twoje poczucie humoru, a już na zawsze epicki pozostanie dla mnie tekst Shanna z Vanji o tęczy na chuju ;D Cieszę się, że trafiłam na Ciebie w internecie, bo całkowicie zatracam się w Twoich historiach, pozwalając kurzyć się na półce ledwie zaczętemu "Buszujacemu w zbożu" :)

      Usuń
    3. "Buszujący w zbożu". I moje pierwsze skojarzenie: Shannon, buszujący w najlepsze na moim, hmm, poletku.
      Powinnam iść się leczyć.

      Usuń
    4. Gdzie tam, to całkiem normalne skojarzenie :p Jesteś moją boginią hahaha :)
      I mieszkasz niedaleko :D

      Usuń
    5. Niedaleko? Skąd w takim razie jesteś?

      W kwestii mojej normalności nie byłabym taka pewna ;)

      Usuń
    6. Gorzów. Do Szczecina mam niecałą godzinkę, do Ciebie niewiele więcej ;)

      Szaleństwo jest chyba podstawową cechą dobrych autorów :D

      Usuń
  10. Tak szkoda mi Jareda. Dobrze, że babcia Ellie nad wszystkim panuje, uwielbiam ją :D mam nadzieję, że mimo wszystko Jamie urodzi się zdrowy... jestem bardzo ciekawa jak dalej potoczą się losy Jareda i Ellie, nie mogę uwierzyć, że już kończysz bloga.
    Rozdział owszem krótki, ale jak zwykle jest świetny,
    pozdrawiam :) x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak zaraz to się jeszcze nie skończy, dziś w pracy przyszło mi coś do głowy :) Ale fakt, nie powinno być więcej, niż 3-4 kawałki. Nie chcę zdradzać, co, ale powinno być ciekawie.
      A póki co, idę pisać ciąg dalszy po wizycie Jr.

      Usuń
  11. Komentuję dopiero teraz, bo zbierałam myśli po przeczytaniu rozdziału. Jestem kompletnie oczarowana tym opowiadaniem i wielka szkoda, że niedługo się kończy. Nie myślałaś o kontynuacji?
    Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i rozwój sytuacji. Życzę także powodzenia z książką i na nią także czekam! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koniec opowieści jak dotąd nie tyle się zbliża ile stoi w miejscu. Ciągle coś wymyślam, a teraz ciekawość kazała mi spytać na TT, co zrobić z Szynką. Coś mi tam po głowie chodzi, ale chcę zobaczyć, czy mój pomysł choć trochę pokrywa się z oczekiwaniami czytelników. Oby ;)

      Usuń
  12. Dodasz nowy rozdział w terminie? ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No raczej. Staram się nie zawalać, jeśli obiecam na dany dzień.

      Usuń