niedziela, 6 października 2013

Wysokie loty.

Od dawna nie czułam takiej ekscytacji i euforii jak w chwili, gdy przekroczyłam rozsuwane drzwi terminalu lotniska. Stanęłam, z nabożnym lękiem ogarniając wzrokiem ogrom wnętrza i tłumy idących we wszystkie strony ludzi. Z wrażenia nie czułam nawet, że ktoś potrąca mnie, mijając, i pewnie stałabym tak nadal, jak przygłup, z otwartymi ustami, gdyby nie to, że Shannon wziął mnie pod rękę i pociągnął dalej.
-Na wsi tego nie macie, pączuszku?- Powiedział, przybliżając do mnie twarz i zasłaniając mi widok na rozświetlone tablice odlotów.
-Weź, tu w środku zmieściłoby się całe Delphi.- Otrząsnęłam się jakoś i pozwoliłam mu prowadzić się tam, gdzie zmierzała cała ekipa.
-Pierdolisz. To ile was tam mieszka?
-Trochę mniej niż 3 tysiące.
-No to jak mówię, wiocha.- Puścił mnie i przyspieszył, nagle zainteresowany kimś innym.
-Sam jesteś wieśniak, tylko o tym nie wiesz.- Poprawiłam na ramieniu pasek plecaczka, szukając wzrokiem drugiego Leto. Szedł kilka metrów przede mną, w towarzystwie Emmy i kolegi z zespołu a także dwóch innych współpracowników. Ci mi nie przeszkadzali, ale skręcało mnie ze złości za każdym razem, gdy napuszona blondi pochylała się do Jr i mówiąc coś, dotykała jego ramienia. Wyglądało to tak, jakby próbowała go wyrywać, albo odbudować to, co kiedyś ich łączyło.
Poczekaj, zołzo. Nie za mojej kadencji, pomyślałam złośliwie.
Gdyby nie to, że miałam iść z tyłu, unikając tym samym zainteresowania wszechobecnych ciekawskich, to ja byłabym na jej miejscu i ośmieliłabym się nawet na więcej, niż ona mogła sobie pozwolić. Ale nie chciałam, żeby ktoś zrobił mi przypadkowe zdjęcie z Jaredem, więc potulnie dreptałam w pewnej odległości za nim. Tak czy inaczej starałam się zmienić swój wygląd, by w razie czego nie być rozpoznawalną: włosy ciasno związałam w kitkę, nie zostawiając nawet grzywki luzem, na głowę nałożyłam czapkę z daszkiem, na nos jedne z przeciwsłonecznych okularów Jr, zasłaniających sporą część twarzy. Wyglądałam głupio, przynajmniej dla siebie, ale też nie przypominałam dziewczyny, którą widziałam co dzień w lustrze.
Podążąjąc za ekipą rozglądałam się, powoli poddając się klimatowi miejsca. Czułam mieszankę najróżniejszych zapachów, widziałam prawdziwą mozaikę ras, kolorów skóry, stylu ubierania, zależnego od rejonu świata, z którego ktoś pochodził. Słyszałam szum wielojęzycznych rozmów. Gubiłam się w tym, co się dzieje, byłam jak małe dziecko, zabrane po raz pierwszy do wielkiego marketu i zwiedzające jego kolejne piętra. Byłam przestraszona i podniecona nowością, raz miałam ochotę wcisnąć się w jakiś kąt i w nim czekać, aż każą nam wsiadać do samolotu, to znów napadała mnie chęć, by przespacerować się po terminalu, zmierzyć krokami jego ogrom, stanąć na środku i zaśpiewać serenadę z radości.
Tak, cieszyłam się, że lecę. Gotowałam się z niecierpliwości. Czułam, że dokąd nie znajdę się za oceanem, moja przygoda może skończyć się w każdej chwili. Miałam idiotyczne przeświadczenie, że Jr odwróci się, podejdzie do mnie i powie "żartowałem, nigdzie nie lecisz, wracaj do mamusi", potem wręczy mi bilet do domu, a wszyscy, szczególnie Emma, będą śmiać się ze mnie do rozpuku. Wiedziałam, że mnie nie lubią, teraz może nawet bardziej, niż przedtem. Trochę mnie to bolało, a trochę miałam to gdzieś. Doszłam do wniosku, że skoro od początku byli do mnie nastawieni negatywnie, nie ma sensu starać się ich do siebie przekonywać. Może, gdybym była jakąś gwiazdką, modelką, choćby aktoreczką z trzecioklasowych filmideł, stałabym się dla ekipy Jr bardziej wartościowa? Ale byłam i chciałam być zwykłą dziewczyną, więc pies z nimi tańcował. Do końca umowy zostało mi niewiele, jakoś sobie poradzę. Grunt to nie tracić pozytywnego nastawienia, z jakim wyruszałam w podróż życia. Tak właśnie myślałam o wyjeździe, przekonana, że to jedyna prawdziwa przygoda, jaką dane mi będzie przeżyć. Potem wrócę do domu i stanę się kolejnym szaraczkiem, tyle, że mającym niebanalne wspomnienia.
Zerknęłam na zajętego rozmową z kimś Jr, na jego profil, i uśmiechnęłam się pod nosem: tak, on też będzie częścią moich wspomnień, ważniejszą od innych. Nie dlatego, że znaczył dla mnie szczególnie wiele, ale dlatego, że chwile, jakie z nim spędzałam i spędzę, są bardzo osobiste. Nie ma nic intymniejszego od seksu, fizycznej bliskości, wymuszonej podnieceniem otwartości na drugą osobę. Wiedziałam, że miałam okazję podejrzeć sławnego Jareda Leto w sytuacjach, w jakich widziało go niewiele osób. W pewnym sensie należałam do wąskiego grona wtajemniczonych w jego prywatność. To odrobinę napawało mnie dumą, choć śmieszne było czuć się dumnym dlatego, że widziało się daną osobę nago. Nawet mimo tego dzielił nas dystans większy, niż odległość stąd do Marsa. Wiek, odmienne środowiska, w jakich się od lat obracaliśmy, inne poglądy na życie: czy coś może różnić ludzi bardziej? W naszym przypadku nie można było zakładać, że udałoby nam się choćby zaprzyjaźnić. My nawet nie rozmawialiśmy tak naprawdę, ledwie wymienialiśmy komunikaty, tylko czasem zahaczając o coś bardziej osobistego.
Dlaczego zaczęłam myśleć o tym w takiej chwili? Staliśmy całą, nieco rozpierzchłą grupą, czekając aż wezwą nas do odprawy, a ja, zamiast pielęgnować swój dobry humor, próbowałam przekonać siebie, że ja i Jr to coś, co nie ma racji bytu. Przecież wiedziałam o tym nie od teraz, po co więc po raz kolejny to sobie powtarzałam?  Dlatego, że od rana, odkąd mnie obudził, Jr zachowywał się, jakby naprawdę coś między nami było? Dlatego, że uśmiechał się do mnie na każdym kroku i mimo, iż był podenerwowany i zabiegany, znalazł chwilę, żeby usiąść ze mną, porozmawiać, powiedzieć, że będzie dobrze a on cholernie cieszy się, że z nim jadę?
Byłam o krok od zagłębienia się w domysły, z jakich powodów tak się cieszył, że gdy powiedziałam o konieczności zawiadomienia o moim wyjeździe rodziców, dał mi swój telefon, żebym rozmawiała bez ograniczeń. Nie było ich w domu, nie odbierali, zostawiłam więc krótką wiadomość z obietnicą, że zadzwonię w najbliższym czasie. Jared się tym nie przejął, ja troszkę. Obawiałam się, że mama będzie wydzwaniać do mnie, jak tylko odsłucha nagranie. To, co chciałam mieć za sobą, całą rozmowę i tłumaczenie, gdzie jadę i po co, wciąż nade mną wisiało. Nadal nie wiedziałam, jak przedstawię całą sytuację i co powiem, gdy mama spyta, kim jest mój chłopak. Przecież nie powiem, że jest jej rówieśnikiem i na pewno widziała go nie raz w filmach? A jeśli nie, to wystarczy, że otworzy pierwsze z brzegu muzyczne pismo na stoisku z prasą, żeby go zobaczyć.
Odpędziłam od siebie wszystkie myśli i zaczęłam studiować tablicę, na której wyświetlano plan odlotów. Szybko znalazłam nasz, lot numer 215 do Nowego Jorku. Do startu mieliśmy jeszcze troszkę ponad godzinę, za kilka minut miała się zacząć odprawa. Dla pewności jeszcze raz zajrzałam do plecaczka, chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście nie mam w nim nic, czego nie wolno wnosić na pokład samolotu. Komórka, z kontem wyczyszczonym do zera i służąca już tylko do odbierania rozmów. Paczka chusteczek higienicznych. Malutki flakonik perfum. Listek miętowej gumy do żucia. MP3 ze słuchawkami. Notesik, dwa długopisy, rozciągnięta frotka do włosów. W osobnej kieszonce moje dokumenty, czek i to, co najważniejsze, czyli bilet. Pozostałe miał w swoim bagażu Jr.
Przestraszyłam się, gdy mój telefon rozjaśnił się i rozśpiewał w głębi plecaka. Złapałam go, jakby miał wyskoczyć i uciec: na wyświetlaczu widniał napis "nieznany numer". Tak, dla urządzenia może nieznany, ja wiedziałam, kto do mnie dzwoni. Podniosłam wzrok, patrząc na oddalonego o kilka metrów Jareda. Z beztroskim uśmieszkiem opierał się ramieniem o ścianę, trzymając swojego Black Berry przy uchu.  
Odebrałam połączenie.
-Co tam, zdenerwowana?- Usłyszałam. Jr pod ścianą uniósł pytająco brwi.
-Raczej znudzona.- Wskazałam na boki, żeby zobaczył, że stoję sama a reszta ekipy zgromadziła się nieco dalej.
-Oswoją się, zobaczysz.- Uśmiechnął się uspokajająco.- Przygotuj się do odprawy, lecimy pierwszą klasą, więc obsłużą nas wcześniej, niż zwykłych pasażerów. Po odprawie pójdziemy do sklepu, kupimy sobie jakieś łakocie. Lubię coś przegryźć na pokładzie, a nie zawsze mają to, na co mam ochotę.
-Przegryźć... Od razu pomyślałam o gardłach.- Zaśmiałam się na własne skojarzenia.
-To ukryta propozycja, żebym przyssał się do twojego?- Ton Jr zmienił się i zaczął być figlarny.
-Skąd!- Zaprzeczyłam natychmiast, chichocząc.- Choć bo ja wiem, jeśli byś mnie mocno nie pogryzł... Będziesz delikatny, prawda?- Zmieniłam zdanie, podłapując jego grę. To tylko rozmowa, a patrząc na niego widziałam, że sprawia mu ona przyjemność. Już wcześniej wydedukowałam, że jeśli Jr jest zadowolony, jego otoczenie również, bo facet staje się milszy. A ja chciałam, żeby dla mnie był szczególnie miły. Poza tym, co mnie zaskoczyło, myśl, że mógłby mnie odrobinkę ugryźć podczas seksu, przyprawiła mnie o dreszczyk.
-Dobrze, że kazałem zmienić rezerwację miejsc i będziesz siedzieć obok mnie. A teraz zmieńmy temat, bo zaczyna mi się robić ciasno w spodniach.- Wskazał kciukiem w dół i uniósł nieco wypuszczoną na spodnie koszulę, więc od razu tam spojrzałam. Rzeczywiście, trochę urósł, nawet z odległości mogłam zauważyć całkiem ładną wypukłość po lewej stronie zamka. Zaraz jednak Jr zasłonił ją z powrotem.- Nie zgub mi się przy odprawie, Ellie, najlepiej trzymaj się blisko.
-Dobrze, Jay.- Skinęłam na zgodę.- I dziękuję, że będziemy siedzieć razem.
-Cała przyjemność po mojej stronie, Ellie.- Uśmiechnął się do mnie i wyłączył telefon.                                                                                               
-Masz miejsce przy oknie, domyślam się, że będziesz chciała podziwiać widoki. Tyle, że za wiele nie zobaczysz, jak osiągniemy już wysokość przelotową.- Jr wskazał mi miejsce z numerem, widocznym na moim bilecie.- Daj plecak, schowam go, po starcie będziesz mogła zabrać go z powrotem.- Mówił tonem znawcy.
Podałam mu bagaż i usiadłam, sprawdzając wygodę fotela. Rozglądałam się przy tym dokoła z nieukrywaną ciekawością i ekscytacją. Nigdy wcześniej nie leciałam samolotem, to miał być mój pierwszy raz, do tego od razu w luksusowych warunkach. Wchodząc na pokład widziałam część dla "zwykłych" pasażerów, ciasno skupione fotele, po trzy po każdej stronie, rząd za rzędem. W naszej części siedzenia rozstawione były rzadziej, fotele były większe, do tego rozkładane, co zademonstrowała stewardessa. I, co najlepsze, stały dwójkami, więc będę mogła rozmawiać z Jr w miarę spokojnie.
Siedząc wlepiałam wzrok w widok za oknem, na mokry od deszcze beton lotniska, nasłuchiwałam szmeru rozmów pasażerów i zastanawiałam się, co mnie czeka. Nie chodziło o sam lot ale o to, co będzie działo się później, już w Europie. Nie miałam wielkiego pojęcia o tym, jak wygląda życie " w trasie", na czym polega. W swoich wyobrażeniach widziałam je ledwo co, spodziewałam się, że będziemy przyjeżdżać do jakiegoś miasta, lokować się w hotelu, trochę pozwiedzamy, potem pojedziemy na koncert i na koniec wrócimy na noc do swoich pokoi. Nie miałam wątpliwości, że ciągłe zmienianie miejsc będzie trochę uciążliwe, ale w moim przypadku miało to trwać jakieś dwa tygodnie, powinnam dać sobie radę. Ach, tak, przecież będę też prowadzić samochód... Chyba będę. Nie wiedziałam, czy w świetle ostatnich wydarzeń i tego, że niby byłam dziewczyną Jr, cała sprawa z mom szoferowaniem nie przeszła do historii. I co z nocami? Czy będę mieć własny pokój w hotelu, tak dla niepoznaki, a sypiać będę u Jareda? Powinnam go o to zapytać, jak i o parę innych spraw.
I koniecznie muszę zadzwonić do domu zaraz po tym, jak wylądujemy w Nowym Jorku. To była pierwsza rzecz, jaka na mnie czekała. Zła byłam na siebie o to, że zwlekałam z zawiadomieniem rodziców do ostatniej chwili, ale za każdym razem, gdy zbierałam się do rozmowy z nimi, gubiłam rezon. Nie wiedziałam, co im powiedzieć, perspektywa okłamywania ich skutecznie mnie blokowała. Może najlepiej by było, gdybym powiedziała im prawdę, nie całą, ale jej większą część? Zatrzymałabym dla siebie fakt, że poszłam z Jr za kasę i przyznałabym się tylko do tego, że u niego pracuję, żeby zarobić na bilet i trochę odłożyć? Odpuściłabym sobie bajkę o moim bogatym chłopaku, przemilczała sypianie z szefem. Byłoby mi o wiele łatwiej. Ale i tu musiałam wcześniej skonfrontować się z Jr, spytać, czy mogę powiedzieć, u kogo pracuję.
Nie. To głupi pomysł. Przecież wcześniej sama nalegałam na dyskrecję, a on robił wszystko, by ją utrzymać. Nie mogłam zrobić z siebie idiotki i wyskoczyć z pomysłem przyznania się rodzicom, że szoferuję u Leto. Czyli trudno, musiałam brnąć w historię, którą oboje wymyśliliśmy i którą Jared przedstawił ekipie i mamie. Musiałam udawać, że mam chłopaka, nie zdradzając przy tym, kto to.
Coś było nie tak. Miałam wrażenie, że coś się dzieje, zmienia, ale zagłębiona w myślach zupełnie odcięłam się od świata, mając przed oczami mgłę. Mrugnęłam kilka razy, odzyskując ostrość widzenia. Tak, rzeczywiście coś się działo: nie wiem kiedy, ale samolot ruszył i jechał powolutku, najwyraźniej zmierzając na pas startowy. Odpłynęłam tak bardzo, że nawet nie zauważyłam, kiedy, nie poczułam, że jesteśmy w ruchu. Fajnie.
Poprawiłam się na siedzeniu, prawie przyklejając się twarzą do okna. Zapięty pas nie sprawiał problemu, nie obejmował ramion, jak w samochodzie, więc mogłam wychylić się w bok i obserwować przesuwający się za grubą szybą widok. Mijaliśmy inne samoloty, olbrzymie maszyny, niektóre większe od naszej. Gdzieś po prawej, daleko, startował inny samolot, właśnie odrywał się od pasa i wznosił szybko... A ja nagle wyobraziłam sobie, jak spada, zbyt ciężki, by powietrze zdołało go utrzymać. Patrzyłam, w sumie czekając na katastrofę, i coraz bardziej się bałam. Za kilka minut to my zaczniemy się wznosić, i co będzie, jeśli rzadkie powietrze dojdzie do wniosku, że nasza maszyna jest dla niego zbyt wielkim wyzwaniem? Albo coś się popsuje, jakiś drobiazg, i jeden z silników zacznie się palić? W życiu naoglądałam się dość programów, w których wyjaśniano okoliczności katastrof lotniczych, wiedziałam więc, że coś może się spieprzyć. Nie chciałam umierać.
Samolot skręcił, przejechał jeszcze kawałek, wykonał powolny zwrot i zatrzymał się. Słyszałam cichą pracę silników, charakterystyczny dźwięk, znany mi dotąd tylko z telewizji i paru razy, kiedy widziałam przelatujące nad głową odrzutowce.
-Dlaczego stoimy?- Spytałam, odwracając się do Jr.- Coś się zepsuło?
-Pewnie czekamy na pozwolenie na start. A co, boisz się? Nie masz czego, latam od lat i patrz, nic mi nie jest.- Uśmiechnął się uspokajająco, jednocześnie rozbawiony.- Chyba dostaliśmy zgodę.
-Skąd wiesz? Dalej stoimy.
-Słyszę, że silniki wchodzą na wyższe obroty.
Faktycznie, ja też zauważyłam, że pracują coraz głośniej, wchodząc przy tym w wysokie tony. Potem ich wizg stał się naprawdę głośny, choć nie na tyle, by naprawdę przeszkadzać.
Wiedziałam, że maszyna musi rozpędzić się do odpowiedniej prędkości, by wznieść się w powietrze, ale nie spodziewałam się, że początek rozbiegu jest tak nagły. Myślałam, że ruszymy szybko, owszem, ale nie byłam przygotowana na to, że zostanę praktycznie wgnieciona w fotel nagłym zrywem. A tak właśnie się stało: tkwiliśmy bez ruchu przez kilka minut, wsłuchując się w wycie silników, potem, bez ostrzeżenia, pognaliśmy po pasie, jakby goniło nas stado demonów. Wcisnęło mnie w siedzenie zupełnie tak, jakby niewidzialny olbrzym przygniótł mnie do niego dłonią. Czułam wyraźnie, jak koła podskakują na nierównościach i, co oczywiste, natychmist wyobraziłam sobie, jak jedno z nich wpada w dziurę w betonie i odrywa się, a rozpędzony samolot uderza kadłubem w podłoże i sunie po nim, sypiąc iskrami, od których zajmują się silniki...
Przerażona ścisnęłam z całych sił rękę Jareda, trzymaną przeze mnie od dobrej chwili..
-Spokojnie, Ellie, wszystko jest w najlepszym porządku. Nie rozbijemy się, bez obaw.- Szepnął, pochylając się do mnie.
Zdziwiło mnie, że może się ruszyć i sama spróbowałam to zrobić. Ku mojemu zdumieniu bez trudu oderwałam głowę od fotela, czując jedynie lekkie przeciążenie, jakby opór wiejącego w twarz silnego wiatru.
-Wcale się nie boję, tylko to takie nowe.- Skłamałam, siląc się na swobodny ton.
-I dlatego masz takie wielkie oczy?- Jr wytrzeszczył swoje. Wyglądał tak głupio, że parsknęłam śmiechem, zwracając na siebie uwagę najbliżej siedzących pasażerów.
Dopiero teraz spojrzałam, gdzie kto siedzi. Po przeciwnej stronie przejścia mieliśmy Shannona i tego trzeciego, Tomo. Shan pogapił się na mnie beznamiętnie, potem odwrócił się do kolegi. Przed nimi widziałam na oparciu rękaw bluzki Emmy i jej mocno zaciśniętą dłoń z pobielałymi od wysiłku palcami. Więc nie tylko ja się bałam, ona też, choć siłą rzeczy musiała latać już dziesiątki razy.
Wróciłam wzrokiem do okna i zamarłam: byliśmy już w powietrzu. Szary, mokry pas oddalał się coraz bardziej, stawał coraz węższy, w polu widzenia pojawiało się coraz wiecej innych pasów i stojących lub kołujących po nich maszyn. Wszystko malało i... zwalniało. Po chwili miałam wrażenie, że zawiśliśmy w miejscu, zatrzymaliśmy się i lada moment stracimy siłę nośną, a potem runiemy w dół jak kamień. Nie miałam nawet siły oddychać jak należy, czułam, że ledwie łapię powietrze w płuca.
Jednak nie staliśmy w miejscu, widok za oknem nadal się przesuwał, choć działo się to jak w zwolnionym tempie. Potem wszystko przechyliło się, zmieniło miejsce i zaczęło się obracać równie powoli, a my zaczęliśmy oddalać się od lotniska i skierowaliśmy się nad miasto.
-O kurde...- Wyrwało mi się na widok oceanu, ciemnej, granatowej i bezkresnej powierzchni, która pojawiła się po chwili zamiast malejących budynków przedmieści.
-Pięknie, prawda? Napatrz się, bo zaraz wzniesiemy się wyżej, ponad chmury. I przestań mnie ściskać, wbiłaś mi w rękę paznokcie.- Delikatnie choć stanowczo oderwał moją dłoń od swojej, pokazując mi podbiegnięte krwią ślady na skórze.
-Przepraszam.- Mruknęłam, zawstydzona.
-Będę musiał nosić rękawiczki, dokąd siniaki nie znikną.- Burknął w odpowiedzi.- Kupię ci pluszową maskotkę przed następnym lotem.- Rozjaśnił się od razu, rozbawiony swoim pomysłem.
-Ty się ciesz, że nie trzymałam cię za coś innego.- Stwierdziłam, z satysfakcją widząc, że na wyobrażenie sobie tego wyraźnie się skrzywił. Potem wygładził twarz, mając w oczach dziwne błyski.
-Potrzymasz, bez obaw. Ale nie przy starcie.

Kilka godzin później z ulgą opuściłam pokład samolotu i rozprostowałam nogi w Nowym Jorku. Żałowałam, że nie mogę opuścić lotniska i pojechać do centrum, zobaczyć miasto na własne oczy, ale niestety, za dwie godziny mieliśmy odprawę na lot do Londynu.
Byłam zmęczona, czułam się nieświeżo, chciało mi się do ubikacji, poza tym byłam piekielnie głodna. Zjadłam co prawda na pokładzie niby-obiad, ale mój żołądek, nawykły ostatnio do porządniejszych porcji, domagał się już kolacji.
Wyjęłam z plecaczka telefon i sprawdziłam godzinę: było parę minut po 7 wieczór.
-Boże, pigułka!- Przypomniałam sobie i rozejrzałam się spanikowana w poszukiwaniu wózka z naszym bagażem. Dopadłam walizki jak spragniony wędrowiec wodopoju i szybko wyjęłam słoiczek z bocznej kieszeni. Do wyznaczonego czasu miałam jeszcze ponad pół godziny, ale wolałam mieć wszystko pod kontrolą.
-Jared pyta, czy czegoś potrzebujesz.- Nagle obok mnie zjawiła się Emma i krzywo spojrzała na trzymaną przeze mnie buteleczkę.
-Jeść, pić, sikać, umyć się i przebrać w coś świeżego. Niekoniecznie w takiej kolejności.- Powiedziałam, czerwieniąc się, i wyjęłam jedną pigułkę, żeby schować ją do plecaka. Nie mogłam zabrać w bagażu podręcznym całego opakowania. Zawinęłam maleńką tabletkę w kawałek chusteczki higienicznej i ukryłam ją w kieszonce. Słoiczek schowałam z powrotem do walizki.- Jest tu gdzieś łazienka czy coś?
-Niezbyt jesteś obyta, jak widzę, ale czego się spodziewać. Chodź.- Emma z wyższością zmierzyła mnie wzrokiem i ruszyła gdzieś, nie czekając na mnie. Dopędziłam ją po kilku krokach, ciągnąc za sobą walizkę z ubraniami.- Podobno to był twój pierwszy lot?- Spytała, oglądając się na mnie.
-No.- Przytaknęłam.
Emma parsknęła śmiechem.
-„No”.- Powtórzyła, parodiując mój akcent.- Nie wiem, co Jared w tobie widzi, ale na jego miejscu zakazałabym ci odzywać się w towarzystwie.
Idąc za nią zrobiłam paskudną minę, wykrzywiając się do jej pleców. Zrobiło mi się przykro, ale zaraz do uczucie znikło, zastąpione przez złość. Najgorsze, że nie wiedziałam, co powiedzieć, żeby nie wyjść na idiotkę, nie pokazać, że chodzi tylko o seks, w ogóle nie palnąć czegoś głupiego. Po chwili mnie olśniło.
-Ja też nie wiem, jestem przecież całkiem przeciętna pod każdym względem.- Powiedziałam pogodnie.- Ale wiesz, jak to jest, człowiek zakochuje się w kimś nagle, niespodziewanie nawet dla siebie.
-Tam jest toaleta i prysznice.- Moja nemezis wyciągnęła rękę, wskazując palcem drzwi, nad którymi widniał napis „Ladies”.- Trafisz sama z powrotem? – Spytała z jawną wrogością w głosie.- Trafisz, miłość cię poprowadzi.- Dodała z sarkazmem, nie czekając na moją odpowiedź.
-Jasne, że trafię, nie jestem głąbem.- Mruknęłam do jej pleców, gdy odwróciła się i ruszyła w powrotną drogę.
Mimo to dokładnie rozejrzałam się i zanotowałam w pamięci, gdzie usadowiła się nasza grupa. Terminal lotniska był równie ogromny, jak ten w LA, a ja nie chciałam błądzić, albo pytać kogoś z obsługi, gdzie jest odprawa na lot do Londynu.
Londyn… Doprowadzając się do porządku myślałam o tym, że jutro w nim będę, stanę na angielskiej ziemi, będę wdychać angielskie powietrze, pić angielską herbatę. Jared powiedział, że spokojnie znajdziemy chwilę na łażenie po sklepach, gdzie będę mogła kupić jakieś upominki dla bliskich. Stwierdził, że sam nigdy nie zaniedbuje odwiedzin w kilku butikach, w których zaopatruje się w ciuchy, i obiecał, że kupi mi tam coś, w czym chciałby mnie zobaczyć. Stawiałam na bieliznę, pod tym względem faceci byli na ogół przewidywalni, i ciekawiło mnie, jaką dla mnie wybierze. Miałam nadzieję, że nie będą to jakieś śmieszne majtki ze specjalną dziurą w kroku, albo stanik z otworami na sutki. Tego bym nie założyła, choćby błagał na kolanach.
Wróciłam do wyraźnie przerzedzonej ekipy pół godziny później, odświeżona, czysta, przebrana w luźną sukienkę do kolan, cieplejszą niż koszulka i spodenki, które miałam na sobie wcześniej. Pozbyłam się też czapki i rozpuściłam włosy, żeby grzały mnie w szyję. Tu, w Nowym Jorku, było chłodniej, niż w LA. 
Odłożyłam walizkę z powrotem na wózek i przysiadłam na wolnym krzesełku obok jakiegoś kolesia od dźwięku, albo od czegoś innego, nie pamiętałam, kto co u Jr robi. Siadłam i od razu zerwałam się na nogi, przypominając sobie o tym, że miałam zadzwonić do domu. To był ostatni moment, żeby to zrobić, inaczej będę musiała telefonować albo z pokładu samolotu, albo już z Londynu. Wolałam mieć to za sobą od razu.
Wyjęłam komórkę, ale schowałam ją: konto w niej było puste, nie mogłam zadzwonić nawet po pizzę, co dopiero na dłuższą, jak się spodziewałam, rozmowę. Rozejrzałam się: automat? Mogłam z niego skorzystać, ale nie miałam drobnych, w ogóle nie miałam przy sobie pieniędzy. Poza czekiem, ukrytym bezpiecznie w wewnętrznej kieszonce plecaka, zamykanej na rzep.
Chcąc czy nie, musiałam poprosić o pomoc Jareda. Szczęście, że nigdzie nie polazł i siedział z Shannonem kawałek dalej. Rozejrzałam się jeszcze raz, szukając wzrokiem kogoś, kto zbyt natarczywie przypatruje się obu Leto, ale wydawało się, że nikt ich nie zauważył. Pewnie dzięki temu, że siedzieli w ostatnim rzędzie krzesełek, do tego twarzami do ściany. Mimo to ostrożnie podeszłam i przysiadłam się do nich po stronie Shana.
-Muszę zadzwonić.- Powiedziałam, zerkając na Jr nad ramieniem kurdupla.- A nie mam nic na koncie.- Dodałam szybko.
-A tak, rzeczywiście, całkiem o tym zapomniałem. Chcesz pewnie dzwonić ode mnie?- Jared wyjął Black Berry z kieszeni. On też był przebrany, jak zauważyłam. Obaj byli. Widocznie nie tylko ja skorzystałam z łazienki.
-Mogę z automatu, ale nie mam za co.- Przyznałam, rumieniąc się.
-Mogę ci pożyczyć, pączuszku, oddasz mi... jakoś.- Shan wyszczerzył do mnie zęby. Jego "jakoś" zabrzmiało tak wymownie, jakby zamiast tego powiedział "seks".
-Nie bądź taki wyrywny.- Jr podał mi komórkę.- Masz pięć minut, Ellie, załatw to, co masz załatwić, i pójdziesz z Emmą po kawę i coś do jedzenia. Mam tu względny spokój, więc do odprawy nie zamierzam się stąd ruszać.
-Okej.- Wzięłam telefon i odeszłam z nim na parę metrów. O ile nie przeszkadzałoby mi, że Jr słyszy, co mówię, o tyle nie chciałam, żeby jego braciszek był świadkiem mojej rozmowy z rodziną. Byłam pewna, że zaraz zacząłby się przyczepiać. Wybrałam numer i czekając na połączenie przyglądałam się im, rozmawiającym o czymś po cichu. Ciekawe, o czym. Raczej nie o mnie, bo żaden z nich nawet nie spojrzał w moją stronę. Temat jednak musiał być dosyć gardłowy, bo Shan był poważny, nawet zatroskany, a Jr chyba go zbywał, bo co chwila robił lekceważącą minę i machał od niechcenia ręką. Pewnie jednak rozmawiali o mnie i starszy próbował przekonać młodszego, że...
-Halo?- Poderwałam się, słysząc głos taty.
-Tatuś? Tu Ellie, cześć. Dzwoniłam wcześniej, ale was nie było.- Powiedziałam, starając się nie zająknąć, choć w sekundę zrobiło mi się sucho w ustach. Cieszyłam się, że to tato odebrał, z nim łatwiej było mi rozmawiać, bo nie wypytywał o wszystko tak, jak mama.
-Ellie! Jak dobrze cię słyszeć, dziecko. Co tam u ciebie, znalazłaś podobno pracę? Jak ci idzie?
-A tam, to było tylko na chwilę, już jej nie mam. Ale przynajmniej trochę zarobiłam, zapłacili mi za zdjęcia 2 tysiące.- Improwizowałam. Miałam nadzieję, że nie przesadziłam z sumą, nie miałam pojęcia, jaka jest stawka za zdjęcia do reklam. Tato pewnie też nie, pomyślałam.- Słuchaj, nie mogę długo rozmawiać, mam tylko trzy minuty.- Powiedziałam, zerkając na zegar na ścianie.
-Spieszysz się do pracy? Która tam u ciebie jest godzina? Masz teraz przerwę?
-Nie, chwilowo nie pracuję.- Nabrałam powietrza, szykując się do wyjawienia najważniejszej sprawy.- Tato, lecę do Londynu. Dziś. Jestem właśnie na lotnisku w Nowym Jorku i zaraz mam odprawę.
Po drugiej stronie przez chwilę panowała cisza, potem usłyszałam stłumione głosy. Domyśliłam się, że tato rozmawia z mamą.
-Ellie? Jesteś tam?- Usłyszałam jej głos, pełen zdenerwowania, przez co był o ton wyższy, niż zwykle.
-Tak, mamo. Cześć.
-Jak to: lecisz do Londynu? Po co? Bilety są drogie, stać cię na taki wydatek? Wpędzisz mnie w chorobę, wiesz jak się bałam, jak jechałaś do Kaliforni sama. Po co chcesz kolebać się jeszcze dalej? Czemu tak rzadko się odzywasz, i co to była za praca?- Mama wpadła w prawdziwy słowotok. Wiedziałam, że będzie podejrzewać Bóg wie co, gdy tylko usłyszy o mojej wyprawie. Wiedziałam, a mimo to zaczęły mi się udzielać jej nerwy. Jeszcze to, że kłamałam, dokładało swoje.
-Mamusiu, nie lecę sama. Poznałam kogoś, jedzie do Londynu służbowo i zabiera mnie z sobą.- Spojrzałam na Jareda: patrzył na mnie i widząc, że ja patrzę na niego, postukał palcem w nadgarstek, dając mi do zrozumienia, że kończy mi się czas.
-Masz kogoś? Nie uważasz, że powinnaś nas o tym poinformować? To porządny chłopak? Ma wobec ciebie poważne plany?- Mama znów zasypywała mnie pytaniami.- Gdzie pracuje?
-Zajmuje się organizowaniem koncertów, takich wielkich.- Palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy. Jak już brnąć w kłamstwa, to na całego.
-Zajmuje się branżą artystyczną? Pewnie bierze narkotyki albo pije, oni wszyscy tak robią. Nie pozwól, żeby namówił cię do próbowania... Bo chyba nie próbowałaś ćpać? Ellie, nie bierzesz niczego?
-Mamo, muszę kończyć, wzywają nas na odprawę. Zadzwonię, jak wyląduję. Przepraszam.- Rozłączyłam się bez uprzedzenia. Musiałam to zrobić, bo Jr wyraźnie się niecierpliwił, poza tym nie mogłam słuchać kolejnych pytań mamy, i na nie nie odpowiadać. Nawet, jeśli każda odpowiedź rodziłaby kolejne pytania. Gdybym rozmawiała tylko z tatą, skończyłoby się na tym, że życzyłby mi spokojnego lotu i poprosił, żebym odezwała się jak najszybciej. Powiedziałby, że mnie kocha, że tęskni, że w domu jest beze mnie pusto. Był bardzo troskliwym, dobrodusznym człowiekiem, można powiedzieć nawet, że nieco naiwnie patrzącym na świat, i pewnie dlatego mama całkowicie go zdominowała. Narzekała, że jest do niczego, ale chyba go jednak nadal kochała. Taką przynajmniej miałam nadzieję.
Wróciłam do obu Leto i oddałam Jaredowi komórkę, wzdychając przy tym z ulgi, że najgorszą rozmowę mam za sobą.
-Ciężko było?- Spytał.
-Tak sobie. Mama chciała wiedzieć wszystko, łącznie z twoim numerem butów, ale wybrnęłam. W sumie nie powiedziałam nic poza tym, że lecę.
-I dobrze.- Jr stracił zainteresowanie tematem. Wyjął z portfela kilka banknotów i wsunął mi je do ręki.- Dla nas dwie kawy, mocne, jedna z mlekiem, obie z cukrem. Poza tym dla mnie sałatkę cesarską, dwie grzanki z serem i orzechami, jeśli będzie galaretka malinowa, to również galaretkę. Dla Shana dwie kanapki z kurczakiem i zieloną sałatę z cytryną. Jeśli nie będą mieli kanapek z kurczakiem, mogą być z indykiem. Do tego kawałek szarlotki. Zapamiętasz?- Skończył wyliczać, patrząc na mnie z uwagą.
Powtórzyłam wszystko dwa razy, pierwszy w pamięci, drugi na głos. Nie ominęłam niczego.
-Pączuszek ma niezłą głowę.- Shan poklepał mnie po plecach.- Nasz mały pączuszek-kłamczuszek.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale nie odezwałam się słowem. Ścisnęłam w dłoni pieniądze i ruszyłam do czekającej niedaleko Emmy, która widząc mnie zerwała się i popędziła przodem, nawet nie sprawdzając, czy za nią nadążam. Idąc za nią powtarzałam w głowie drobne zamówienie panów Leto, nie chcąc zapomnieć żadnej pozycji.
"Sałatka cesarska, dwie kawy... kanapki z kurczakiem, albo indykiem... szarlotka... galaretka malinowa... zielona sałata z cytryną...jedna kawa z mlekiem... sałatka cesarska... galaretka malinowa..."


                                                               *****

Cześć. 
Tyle na dziś. Miałam dodać jeszcze lot przez ocean, ale dodam to w następnym rozdziale. Na dziś mam dość pisania. 
Pozdrawiam :)
Yas.

19 komentarzy:

  1. Dziwi mnie trochę, że pod koniec Ellie się nie wkurzyła, że ją tak Jared po to zamówienie odesłał ;p Czekam na może jakiś chaos na lotnisku jak się fani zlecą do Jareda i jak się Ellie w tym napadzie ludzi odnajdzie ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ellie to spokojna dziewczyna, tak łatwo się nie wkurza. Poszła bez słowa, bo jak sama stwierdziła, im lepszy humor ma Jr, tym lepiej żyje się jego otoczeniu. Więc po co psuć mu nastrój?
    Fani się zlecą, ale na lotniskach docelowych. Zobaczymy, jak to rozegram, coś pewnie zabawnego wymyślę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pochłonęłam całość właściwie jednym tchem. Jedno z lepszych jakie czytałam. Ba, najlepsze. Ellie wydaje się słodką, niewinną dziewczyną, zupełnie mi nie pasuje do dłuższego związku z Jaredem. Nikt by do niego nie pasował, ale to możemy pominąć ;] Miałam skomentować poprzednie rozdziały, ale prawdę mówiąc tak się zaczytałam, że piszę dopiero teraz. Jest świetnie, chociaż Ellie powinna zrobić Jaredowi małą niespodziankę i oświadczyć "sorry, stary, lecę do domu" ;3 Czekam, bardzo czekam na następny rozdział. W sumie nie mogę się doczekać ich pożegnania. Kawał dobrej roboty, serio : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Staram się, żeby było ciekawie, lubię pisać. Wymyślać. Piętrzyć wątki. Choć ostatnio osoba realnego Jr bardzo mnie odpycha, staram się to ominąć, inaczej musiałabym skończyć bloga właśnie na tym, jak Ellie daje nogę i zostawia Jareda. Ale nie poddam się i skończę tę historię tak, jak mam zaplanowane, czyli (chyba) ciekawie. Wykorzystam chamskie zachowanie Leto w opowiadaniu, dam mu swój powód do opryskliwości wobec ludzi. Na pytanie, czy tym powodem będzi Ellie, mogę odpowiedzieć, że niekoniecznie. W części być może, bo dziewczyna rozkręca się i zaczyna stawiać swoje warunki, a to pana i władcę wyrowadzi nie raz z równowagi. Mój Leto ma inne podstawy do lekceważenia fanów i reszty świata. Jakie, to już okaże się później, pod koniec historii.
      Jeśli nie czytałaś mojego poprzedniego marsowego bloga, to link do niego jest w polecanych.
      Pozdrawiam. Yas.

      Usuń
    2. Nie czytałam, ale jutro wieczorem się do tego zabiorę. Pisz, jeśli lubisz, ty, bardziej, że świetnie Ci to wychodzi. A realny Jr ostatnio zachowuje się okropnie, kryzys wieku średniego, zero poszanowania dla fanów i to jego 'blow me' i późniejsze wręcz błaganie, żeby ludzie kupowali bilety na VyRT jest... no po prostu smutne. Pali mu się pod dupą, starzeje się i chyba w końcu zaczęło to do niego docierać. Nie mówię, bo muzykę Marsów lubię i podziwiam ich, bo w końcu osiągnęli coś, co mnie się nigdy nie uda, ale wciąż, Jared zaczyna zachowywać się jak rozpieszczony bachor, który nie wie, gdzie kończy się granica przyzwoitości. A niestety, są granice, których się nie przekracza.

      Usuń
    3. Realny Jr ewidenynie przegina. Sama, po jego ostatnim wyskoku, napisałam mu coś "miłego" na TT, bo uwielbiam to robić. Jak i śmiać się z niego i komentować z Ciastem wszystko, co robi, mówi, jak wygląda.
      Jego "Blow me". Nie uważasz, że każdemu wolno pomarzyć?

      Usuń
    4. Cóż, Jr powinien się cieszyć, że za marzenia się nie płaci, bo skoro nie ma hajsu, to musiałby sprzedać te swoje różowe rajty z dupy. Ah, to Ty napisałaś, że jest kutasem bez jaj, dobre kojarzę? W każdym razie, nie wyobrażałam sobie, żeby jakikolwiek celebryta mógł powiedzieć do FANÓW coś takiego. On chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, że nie jest anonimowy - a to, że ludzie się o niego martwią, bo stwierdzenie, że wygląda na zmęczonego nie było złośliwością - i nie może sobie pozwolić na mówienie co mu ślina na język przyniesie.

      Usuń
    5. Dobrze kojarzysz, to ja mu tak na Twitterze napisałam. Oczywiście nie obyło się bez reakcji jakiejś jego wyznawczyni, więc jej odpisałam cytatem z wielmożnego Jareda: BLOW ME. A wczoraj miałam małą wymianę zdań z dziewczyną, która twierdziła, że jeśli Jr kazał się swoim fanom possać, to nic takiego, żadna obraza. Ręce mi opadły.
      A Dziadu przejedzie się kiedyś jak Zabłocki na mydle. Z utęsknieniem czekam na dzień, w którym napisze/powie o jedno słowo za dużo.

      Usuń
    6. Powie za dużo, a ekielon i tak stanie za nim. Media go bez mydła wyruchają, tego jestem pewna. Ah, doktryny są, czekam na biblię. Nauczę się jej na pamięć!

      Usuń
  4. Tak to wszystko dokładnie opisałaś, aż się zastanawiałam, czy kiedyś leciałaś samolotem. Rozbawiła mnie Ellie. Te jej teorie, że samolot się rozbije itp. A poza tym wydaje mi się, że ona z Shannonem by pasowała. On jak i ona mają cięty język. Byliby parą idealną, tylko, żeby Shann zmienił podejście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, że leciałam :) Faktycznie wgniata w siedzenie przy rozbiegu, zryw jest cudownie nagły i niespodziewany. I nie zapomnę idiotycznego wrażenia, że samolot naprawdę zwalnia lot i zawisa w powietrzu. Co prawda nie myślałam, że spadnie, ale młodej Ellie pozwoliłam spanikować.
      Nie, Ellie nie będzie parą z Shannonem. Zagryźliby się, mając podobne charaktery i potrzebę, by zawsze mieć ostatnie słowo. Pewnie nie raz jeszcze się pokłócą i być może potrzebna będzie interwencja Jr? Ale będzie też wesoło, bo czasem sobie pożartują. Przynajmniej do chwili, gdy Ellie powie, że odrzuca jego propozycję sponsoringu.

      Usuń
  5. Raz zapomniałam skomentować, drugi raz komentarz się nie dodał i zrezygnowałam, ale jak mówią: "do trzech razy sztuka".

    Mało się działo w tym rozdziale. Ciągle nie wierzę jaką przemianę przeszła Ellie, rozumiem, że TA umowa już jej nie obowiązuje, że teraz chce poszaleć, jednak wcześniej miałam ją za dziewczynę z zasadami (mimo tego co zrobiła), taka "szara myszka", a tu się okazuje, że to "cicha woda". Stosunek Jareda do Ellie też uległ zmianie.. Może jednak coś z tego będzie? Nie mówię tu o prawdziwej miłości, no bo jakoś sobie tego nie mogę wyobrazić, ale taki związek bez zobowiązań? Jr będzie mógł się zabawić, no i przy okazji, jeśli nie będzie zaglądał do innych dziurek niczym się nie zarazi. xDD
    Czekam na rozwój sytuacji, a no i jeszcze jedno - nie lubię Twojej Emmy. :D
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię Emmy...
      A Ellie nie trzeba się dziwić, kto na jej miejscu tak naprawdę chciałby zrezygnować z wyjazdu? Do tego z facetem, który jest dla niej chodzącą zagadką i co do motywów jego postępowania ciągle musi się domyślać. Przy tym, po słowach jego matki, podejrzewa, że gość się zakochał. Nic, tylko brać i korzystać.
      Nooo, prawdziwej miłości to ja tu nie mam w planach. I chyba moi bohaterowie dadzą się utrzymać w ryzach i nie zrobią mi na złość ;)
      W następnym rozdziale podzieje się więcej, obiecuję.
      Yas.

      Usuń
  6. Naprawdę cieszy mnie fakt, że relacje głównych bohaterów coraz bardziej się ocieplają. Mimo tej całej skomplikowanej sytuacji, mimo okoliczności w jakich poznała się ta dwójka, to miłe ze strony Jr, że potrafi traktować Ellie jak normalnego człowieka, a nie tylko swoją dziwkę. Coś wyraźnie się między nimi dzieje, jednak zważając na Twoje upewnienia nie liczę na wielką miłość. A to mnie jeszcze bardziej ciekawi - co w takim razie z nimi będzie? Na finalny moment czekam najbardziej i wiem, że będzie warto. Przy okazji, kiedy postać Emmy pojawiała się tutaj dosyć często teraz nie zapomnę wspomnieć, że też nie polubiłam jej w Twoim opowiadaniu. To w zasadzie śmieszne, bo wygląda na naprawdę sympatyczną osobę i czasami trudno mi wyobrazić sobie ją w sytuacji, gdzie traktuje Ellie po prostu jak śmiecia.

    Pozdrawiam,
    Claudia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, tu wszystko po części jest z sobą związane, a wszystkie wątki prowadzą do Jr. Zachowanie osób z jego bezpośredniego otoczenia ma swoje powody, a to zazdrość, a to obawa, że młoda namąci swoją obecnością, takie tam różne ;) I tak wszystko okaże się, jak to mawiają, w praniu.
      Jedną z ważnych rzeczy w tym opowiadaniu jest to, że Elli jest jeszcze bardzo młoda i, w porównaniu do Jr i jego dworu, strasznie nieobyta. Impulsywna w sposób, w jaki potrafią być ludzie, którzy jeszcze nie nauczyli się dobrze nad sobą panować. Ot, nieopierzony kurczak wśród starych kogutów. Trochę naiwny na dodatek.
      Nie będę się rozpisywać nad planowanym zakończeniem, ale wciąż mutuje, bo chcę, żeby było i zaskakujące, i ciekawe. Niekoniecznie szczęśliwe.
      Również pozdrawiam.
      Yas.

      Usuń
  7. Tak mi się chyba przypomniało, kiedy czytałam ten rozdział, że zupełnie zapomniałam skomentować poprzedni rozdział, ale tak się w tych wszystkich blogowych sprawach gubię, że to jest masakra. Przepraszam :).
    W końcu wylecieli!! Nawet nie wiesz jak się z tego powodu cieszę, bo z niecierpliwością czekam na to, co będzie się działo podczas trasy :D.
    Zaskoczyłaś mnie tymi momentami z Emmą. Wcześniej wydawało mi się, że może Ellie jakoś wyolbrzymia zachowanie blondynki, ale ta tutaj pokazała, że ma pazurki. Nie sądziłam, że mogłaby mówić do niej w taki sposób, takim tonem. Jest to jak najbardziej na plus, mam nadzieję, ze jeszcze nie jedno słówko padnie :D Będzie ciekawie :DD.
    W sumie to jestem ciekawa wszystkiego. Bo media czy fani na pewno zauważą, że Jared coś często pokazuje się w towarzystwie młodej damy, nie każdy chwyci przynętę, że jest to nowy szofer. Coś czuję, że będzie się działo i też nie pod tym względem, ale i wieloma innymi :D.
    Swoją drogą tak trochę Tomo mi za mało :D Ja wiem, że to opowiadanie w głównej mierze o Ellie i Jaredzie, ale jestem ciekawa, co o tym wszystkim sądzi Tomo :DD.
    Pozdrawiam i do następnego! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grazie.
      Tomo się pokaże, w ogóle w trasie będzie więcej i jego, i Shannona, i Emmy. Wszystko z racji tego, że będą niejako na siebie skazani, a Ellie, jak to młoda laseczka, pierwszy raz w prawdziwym wielkim świecie, będzie wolała trzymać się jaredowych spodni z obawy, że gdzieś się zgubi.
      Taaak, z Emmą jeszcze nie jeden raz nasza mała Ellie się zetnie. W cztery oczy mogą pozwolić sobie na pokazanie, jak bardzo się wzajemnie kochają. I przyznam, że to akurat doskonale mi do całości pasuje.
      Nie wiem, jak będzie z pokazywaniem się Jr w towarzystwie Ellie. Gdzieś tam ktoś coś zauważy, to pewne, nieuniknione, ale jeszcze nie mam koncepcji, jak to rozegram.
      Następny pewnie w niedzielę, o ile znów coś mnie nie zaskoczy i nie przeszkodzi w pisaniu.

      Usuń
  8. No i drugi komentarz:d Lot, pierwszy lot samolotem! Pewnie ciekawe doświadczenie, chociaż mi nie było jeszcze dane go przeżyć. Patrząc na Ellie, pewnie ciężkie, ale to już zależy, jak kto co przyjmuje i czego się boi.
    Shannonowi kiedyś znudzi się nagabywanie Ellie? Nawet on pomimo swojej "tępoty" powinien zauważyć wreszcie, że dziewczyna nie jest nim zainteresowana. Poza tym moim zdaniem Jared powinien go uciszyć. Owszem, nie jest w związku z Ellie, ale sypiają teraz razem i przynajmniej dla mnie, gdybym to ja była w takiej sytuacji, to wkurzałoby mnie takie dogadywanie ze strony siostry np.
    Emma. Blondi wyraźnie ma coś do Jareda. Pytanie, dlaczego nagle o Ellie stała się taka zazdrosna? Dlatego, że faktycznie żałuje, że nie jest z Jaredem czy dlatego, że widzi, iż Jared jest pod wyraźnym wpływem Ellie i ona obawia się tego, co może stać się później? Strasznie nie lubię, kiedy ktoś zaczyna się wywyższać, dlatego też już wiem, że Emmy w tym opowiadaniu nie polubię nigdy (swoją drogą nie lubiłam jej w żadnym z opowiadań, jakie czytałam). Mam nadzieję, że Ellie nie raz podniesie jej ciśnienie, bo wyraźnie by się jej to przydało.
    Rozmowa z rodzinką. Gdyby Ellie była mną, nie miałaby takiego problemu z wyrzutami sumienia. Powiedziałaby, że leci i tyle, bez żadnych zmartwień. Owszem, rodzice są ważni, ale też i dziewczyna jest dorosła. Dobrze, że Jared zaczął się niecierpliwić i dał znać, że należy już kończyć rozmowę.
    Rozdział typowa przejściówka, ale ja mniej więcej wiem, co jest w następnym:) Jutro go przeczytam w całości i skomentuję, a później poczekam na kolejny ( i skomentuję w wolnym czasie:D). Pozdrawiam po raz kolejny:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, ten rozdział pojawił się, bo musiał, żeby jakoś zacząć wielką przygodę Ellie. No, czy naprawdę tak wielką, jak się dziewczyna spodziewa. to zobaczymy.
      Podnoszenie ciśnienia Emmie zacznie się wraz ze wspólnym pomieszkiwaniem w hotelach. Jared, zupełnie nieświadom tego, jakie napięcie powstało między blondynkami, upchnął młodszą do pokoju starszej. Wszędzie, nie tylko w pierwszym mieście, jakie odwiedzą. To nie może zakończyć się dobrze. Jakiekolwiek są powody wzajemnej antypatii, ta nie raz da o sobie znać.
      Nic, lecę popisać coś w nowym, pół dnia przesiedziałam grając.
      Yas.

      Usuń