niedziela, 13 października 2013

Twarde lądowanie.

-Dobra sałatka.- Stwierdziłam, podkradając jej trochę z porcji Jareda.- Żałuję, że nie wzięłam takiej dla siebie.
-Częstuj się.- Jr przysunął pojemnik bliżej mnie.
Siedzieliśmy, ukryci w ostatnim rzędzie krzesełek, za plecami reszty ekipy, która już zebrała się do kupy, i jedliśmy przyniesione przeze mnie grzanki, zagryzając je sałatką. Ja, zamiast niej, wzięłam szparagi w maśle. Pyszne, ale sałatka była lepsza.
-O której wylądujemy?- Spytałam między kęsami.
-Lot potrwa 12 godzin, mniej więcej. Start planowany jest na parę minut po północy, czyli powinniśmy wylądować jakoś tak koło 5 po południu.
-Po północy? To ile my tu będziemy czekać?- Zdumiałam się. Przecież nie było jeszcze 8 wieczór, sprawdzałam godzinę na telefonie.
-Odprawa zaczyna się za 20 minut.- Jr wyjął komórkę z kieszeni.- Poza tym jest już po 10, chyba zapomniałaś, że Nowy Jork to nie LA. Różnica czasu, Ellie. Trzy godziny. I pięć stąd do Londynu. Tak szczerze, to zgubimy całe 8 godzin.- Wyjaśniał mi po cichu tonem pełnym cierpliwości i odrobinę dobrodusznym. Naprawdę miał znakomity nastrój, pozbył się całej nerwowości, która towarzyszyła mu od rana.
-No, zapomniałam o tej całej różnicy.- Przyznałam, trochę zawstydzona tym, że wyszłam na idiotkę.
-Przez nią właśnie lecimy tam parę dni wcześniej, musimy mieć czas na przywyknięcie. Zakład, że pierwszej nocy prawie nie będziemy spać. Wylądujemy o 5 po południu, a dla nas to będzie dopiero 9 rano.
-To co będziemy robić?- Spytałam, myśląc o pozamykanych w nocy sklepach, do których Jr obiecał mnie zabrać.
-Zgadnij.- Szepnął i uśmiechnął się porozumiewawczo.- Pewnie, jak zawsze, rozlokujemy się w hotelu, odświeżymy, potem zamówimy parę butelek i posiedzimy wszyscy u kogoś w pokoju. Tym razem u mnie, żebyś mogła spokojnie zostać, gdy reszta się rozejdzie.
-Mam osobny pokój?
-Nie, dla wygody dokwaterowałem cię do Emmy, ale tylko zostawisz u niej bagaż, bo spać, jak się domyślasz, będziesz u mnie.- Jr powiedział słowo "spać" miękko, zmysłowo, a przynajmniej ja tak je usłyszałam.
-Z największą przyjemnością, Jay.- Odrzekłam, mając na myśli jedynie to, że nie będę musiała znosić towarzystwa jego asystentki przez całą dobę. Od razu też pomyślałam, żeby koniecznie założyć hasło dostępu w laptopie. Może bałam się niepotrzebnie, ale wolałam zabezpieczyć się na wypadek, gdyby ta wydra zaczęła myszkować w moim komputerze.
-Nawet nie wiesz, jak miło mi to słyszeć.- Jr odebrał moje słowa po swojemu i w jego oczach znów zapaliły się błyski, które tak dobrze już znałam.- Mogłabyś zjeść wreszcie ten szparag, zamiast go oblizywać?- Dodał z nutą skargi w głosie.
Zamarłam ze szparagiem w palcach, patrząc pytająco.
-Do odprawy mamy kwadrans, a patrząc, jak wysysasz z tego sok, mam ochotę zabrać cię do toalety, posadzić na desce, włożyć ci do ust i spuścić ci się na język.- Szepnął, pochylając się do mnie.
O cholera.
-Przepraszam.- Bąknęłam, oblewając się rumieńcem.- Już tak nie będę.- Czułam się jak skarcone dziecko, choć tak naprawdę wcale nie dostałam opieprzu. Bardziej jednak byłam zawstydzona tym, co powiedział.
-Ależ możesz, tylko nie w pełnym ludzi miejscu, bo teraz jestem bezradny, a tego nie lubię.- Zaśmiał się z mojej niepewnej miny.- Wiem, nigdy tego nie robiłaś, ale zawsze jest ten pierwszy raz.
O cholera...
-Kończ jeść, trzeba iść do stanowiska odpraw.- Jednym kęsem rozprawił się ze swoją grzanką, otrzepał ręce, zgarnął prawie puste pojemniki i kubeczki po kawie i wyrzucił wszystko do kosza.
Zostałam z nieszczęsnym szparagiem w palcach, ale odechciało mi się go dojadać, miałam wrażenie, że nagle nabrał dziwnego smaku, choć akurat o tym, jaki smak ma TA część męskiego ciała, nie miałam żadnego pojęcia.
Boże, jeśli słuch mnie nie mylił, Jr ma zamiar mi to zademonstrować. Czy się odważę?
Do odprawy poszłam już sama, znów wmieszana w mniej ważną część ekipy, patrząc tylko z daleka, jak bracia opróżniają kieszenie, kładąc ich zawartość na taśmie, przechodzą przez bramkę, zabierają swoje drobiazgi i bagaż podręczny i zatrzymują się obok wejścia do korytarza, prowadzącego do czekającego na pasażerów samolotu. Widziałam maszynę za oknem, była większa od tej, którą przylecieliśmy z LA. Nie znałam się na samolotach, ale to chyba był Boeing, jeden z tych wielgachnych, dostosowanych do długich lotów przez ocean. Miałam nadzieję, że nie spadnie.
Odprawę przeszłam bez problemów, choć była bardziej szczegółowa niż ta w LA. Tu nawet nasz bagaż, piętrzący się na wózku, został skrupulatnie prześwietlony. Wszystko, co miałam w kieszeniach, musiałam położyć w koszyku, nawet zmiętą chusteczkę. Obawiałam się przez chwilę, że bramka zacznie piszczeć i będę musiała się rozebrać, albo wezmą mnie na kontrolę osobistą, ale na szczęście nic podobnego nie miało miejsca. A jednak czułam się jak potencjalny podejrzany, jakby widziano we mnie zakamuflowaną terrorystkę.
Z westchnieniem ulgi zebrałam swój skromny dobytek i podeszłam do grupki już odprawionych. Trzymałam się w pewnej odległości od Jr, praktycznie stanęłam z boku, jedynie przysłuchując się rozmowom. Nie interesowały mnie, oczekiwanie na kolejny lot, tym razem trwający pół doby, odbierało mi spokój. Co, jeśli w połowie drogi okaże się, że przez pomyłkę samolot zatankował za mało paliwa? Podobne przypadki już się zdarzały, oglądałam program o jednym z nich, zakończonym swobodnym szybowaniem maszyny nad oceanem i udanym lądowaniem gdzieś na wyspach. My mogliśmy nie mieć tyle szczęścia.
-Idziemy.- Ktoś trącił mnie w ramię, przeszkadzając w snuciu czarnych myśli.
-Co?- Spytałam niezbyt przytomnie, ale mówiłam już do pleców chłopaka, który mnie popędził. Nie wiedziałam, czym się zajmuje w ekipie, ale chyba był to jakiś dodatkowy muzyk, wynajęty na trasę.
Co mnie to zresztą obchodzi, kto co robi? Niechby nawet tańczył, chodził na rzęsach i żonglował pochodniami, nie moja sprawa. Moją sprawą było dobrze się bawić, wykorzystać każdy dzień na zwiedzanie, zaznać rzeczy, jakich w innych okolicznościach bym nie zaznała. Brać z tego, co dostałam, ile się da. Potem wszystko się skończy, zamknę ten rozdział swojego życia i znów będę dawną, może trochę doroślejszą i bogatszą o 50 tysięcy Ellie Swift z Delphi, stan Indiana. Wrócę tam, skąd przyszłam.
Samolot rzeczywiście był większy, przestronniejszy, a pierwsza klasa, którą podróżowaliśmy, wyglądała na naprawdę luksusową. Znów miałam miejsce przy oknie, i oczywiście znów obok Jareda. Fotele były wygodne, szerokie, rozdzielone podłokietnikiem. Podnoszonym, jak zademonstrowała nam stewardessa, uśmiechając się przy tym do Jr tak, jakby chciała go zjeść. Nie wiem, czy to wchodziło w zakres jej obowiązków, czy też była w tym momencie nadgorliwa, ale posunęła się nawet do tego, by zapiąć mu pas. Mojego nie ruszyła.
-Czy po starcie podać państwu coś do picia?- Spytała słodkim głosem.
-Ellie? Będziesz chciała coś na rozluźnienie?- Jared zwrócił się do mnie.
-Zdam się na ciebie, Jay. Jak we wszystkim.- Odparłam beztrosko, nie omieszkając przy tym musnąć palcami jego dłoni, spoczywającej między nami. Odpowiedział podobym gestem, unosząc odrobinę lewą brew, jakby moje słowa go zdziwiły.
-W takim razie prosimy o dwa kieliszki szampana, najlepiej Dom Perignon Vintage, rocznik 2003. O ile wiem, macie go na pokładzie.- Złożył zamówienie, ale patrzył przy tym na mnie.
-Co?- Spytałam, gdy stewardessa odeszła i zajęła się wazelinowaniem komu innemu. Wzrok Jr zaczynał mnie peszyć, przeszywający i skupiony, jakby właściciel niemowlęco błękitnych oczu mógł prześwietlić mnie nimi na wylot i poznać moje najskrytsze myśli.
-Więc zdajesz się na mnie, Ellie? We wszystkim?- Odezwał się dopiero po chwili, gdy kołowaliśmy już po pasie. Wciąż leniwie łaskotał kciukiem bok mojej dłoni, co było bardzo przyjemne, choć nie w erotyczny sposób.
-Znasz się na wielu rzeczach lepiej ode mnie, ja bym nie wiedziała, co zamówić.- Wzruszyłam ramionami, próbując obrócić wszystko w żart, niejako unieważnić własne słowa sprzed paru minut. Intuicja podpowiadała mi, że mówiąc je, przypadkiem i niechcący dałam Jardowi otwartą drogę do wszystkiego, o czym mógł pomyśleć. I to nagle mnie przeraziło, zarazem powodując dreszcz ekscytacji. Nie po raz pierwszy wpadałam przy tym człowieku jednocześnie w skrajnie odmienne emocje, i obie były równie silne, równoważąc się.- Jay, czy z góry zobaczymy Statuę Wolności?- Zmieniłam temat, odwracając się do okna. Czułam, że jeśli jeszcze przez chwilę będę patrzeć Jaredowi w oczy, zarumienię się pod wpływem własnych myśli.
-Za wiele nie zobaczysz w ciemnościach, ale szukaj jej nieco bardziej w prawo. Może przy odrobinie szczęścia rozpoznasz ją wśród innych świateł.- Przed moją twarzą pojawiła się jego dłoń, wskazując mi kierunek. Cofając rękę Jr pogładził mnie po ramieniu.- A właśnie. Zapomniałaś czegoś podczas odprawy.
-Ja?- Zdziwiłam się, w głowie od razu przeglądając listę tego, co zabrałam na pokład.- Ej no, jestem pewna, że wszystko wzięłam.- Powiedziałam niepewnie.
-A jednak.- Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął z niej coś małego.- Widzisz, coś jednak się zaplątało.- Rozłożył dłoń, na której spoczywała drobna bransoletka z delikatnego, złotego łańcuszka. W równych odstępach w ogniwa wplecione były większe kółka, każde z wiszącym wewnątrz na dwóch ogniwkach maleńkim, lśniącym kamieniem, chyba diamentem.
-To nie moje...- Otworzyłam szerzej oczy, oczarowana pięknem i subtelnością cacuszka.
-Twoje, Ellie.- Jr podniósł moją lewą rękę i zapiął mi łańcuszek na nadgarstku.- Masz delikatną urodę, cała jesteś delikatna, więc będzie do ciebie pasowała.
Nie mogłam powiedzieć, że bransoletka mi się nie podoba, albo że jej nie chcę. Była śliczna, podzwaniała cichutko przy każdym poruszeniu dłoni, mając ją na ręce odnosiłam wrażenie, jakby dodawała mi uroku, uzupełniała, upiększała. I chciałam ją mieć, bardzo chciałam, była najśliczniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek widziałam. Ale wypadało mi odmówić przyjęcia takiego prezentu. Szczerze mówiąc czułam się odrobinę niezręcznie.
-Jared, nie powinnam...- Zaczęłam.
-Wielu rzeczy nie powinnaś, a jednak je robisz.- Westchnął.- Ellie, jestem bogaty. Mam wiecej, niż potrzebuję, i jeśli chcę podzielić się tym z tobą, nie rób mi problemów. Sprawia mi przyjemność widok twojej uszczęśliwionej twarzy, chcę, żebyś była zadowolona, bo wtedy ja też będę zadowolony, a to lubię.
-Kurde...- Jęknęłam. Nie bardzo rozumiałam, o co mu chodzi, ale pal to licho.- Dziękuję.
Przysunęłam się na tyle, na ile pozwolił mi pas, i objęłam go za szyję.
-Proszę.- Czułam, że się uśmiecha i słyszałam wesołość w jego głosie.- Jest w tym nuta egoizmu z mojej strony, bo wyobrażam sobie, że gdy będziesz mnie masturbować, usłyszę pobrzękiwanie tej błyskotki.
Szczęście, że rozmawialiśmy przez cały czas szeptem, bo nie wiem, jak na jego słowa zareagowaliby inni pasażerowie. Ja z miejsca oblałam się rumieńcem. Poczułam jak jego ręka, obejmująca moje plecy, zjeżdża niżej, potem ścisnął mnie za górną część pośladka i zaraz puścił.
Usiadłam prosto i zerknęłam w okno, starając się nie myśleć o niczym innym, tylko o tym, gdzie jestem. Coś wewnątrz mnie, jakiś nieprzyjemny głos podpowiadał, że prezent nie był bezinteresowny, podyktowany sympatią czy moim delikatnym wyglądem, ale zapewnieniem sobie mojej przychylności. Zadatkiem, zapłatą za coś, co dopiero zrobię. To nie była miła myśl, więc szybko ją uciszyłam, nie chcąc wpędzać się w niepotrzebne wątpliwości. Dosyć miałam tych, które dręczyły mnie na początku znajomości z Jaredem, a przecież wciąż jeszcze gdzieś w głowie krążyło mi pytanie, czy on jednak naprawdę trochę się nie zaangażował.
Analizując jego zachowanie od dnia, w którym straciłam dziewictwo, biorąc pod uwagę to, co powiedziała mi Connie, mogłam podejrzewać, że nie jestem Jaredowi obojętna. Liczył się ze mną, z moim zdaniem, z tym, że nie chciałam rozgłosu...
Naprawdę nie chcesz pokazać się w towarzystwie Jareda Leto? Uważasz, że to wstyd?
Głos w mojej głowie zaskoczył mnie i kazał zastanowić się nad odpowiedzią na swoje pytanie. Musiałam zająć jakieś stanowisko, ale przed tym musiałam jeszcze raz wszystko dokładnie przemyśleć.
Nie chodziło mi przecież o to, że musiałabym tłumaczyć się w domu, dlaczego ktoś widział mnie z TYM człowiekiem. Jr nie był mordercą, zboczeńcem, był po prostu sławny. I w tym tkwił problem. Musiałabym tłumaczyć się, co robiłam przy boku kogoś tak rozpoznawalnego, jak on. W takim momencie moja bajka o pracy za kółkiem jego wozu nie miała racji bytu. Tak samo jak wersja z Kopciuszkiem, czyli mną, poznaną przypadkiem, śliczną, młodą dupcią, która zawróciła panu Leto w głowie tak, że zabrał ją w trasę.
Zaraz... A gdyby tak przerobić opowiedzianą mamie historię, uprawdopodobnić ją, w razie pytań powiedzieć, że mój chłopak, zajmujący się organizowaniem koncertów, zabrał mnie za granicę, tam poznałam Jareda, coś zaiskrzyło, rzuciłam chłopaka... A potem okazało się, że mnie i Jr więcej dzieli, niż łączy.
Wiedziałam, że w takiej sytuacji to ja byłabym brana za słabsze ogniwo, ale w ogólnym rozrachunku lepiej było mieć opinię zaściankowej wieśniaczki, niż dziwki. Lepiej było mieć każdą inną opinię, bo wszystko dało się jakoś wyjaśnić, poza byciem czyjąś dziwką.
I jeszcze jedno: dokąd nie zajdzie konieczność, nie powiem Jaredowi o swoim najnowszym pomyśle. Zrobię to tylko w sytuacji, gdy gdzieś ukaże się nasze wspólne zdjęcie.

Po trzecim kieliszku szampana byłam rozluźniona, nieco pijana i odrobinę senna. Trunek był boski, pijąc go czułam się tak, jakbym piła płynny jedwab. Nie umiałam znaleźć lepszego porównania, niż właśnie do śliskiego, gładkiego materiału, spływającego przełykiem w towarzystwie delikatnego musowania bąbelków. Jeśli w trakcie całej mojej podróży miałam delektować się podobnymi doskonałościami, to przysięgam, gotowa byłam nawet podziękować za to Jaredowi na klęczkach.
Zaczęłam chichotać, wyobrażając sobie, jak to robię, a raczej próbuję robić, a on, stojąc nade mną z rozpiętymi spodniami, poucza mnie i mówi, co i jak. Śmiałam się pod nosem, zastanawiając się, czy wyglądałoby to tak, jak na filmach, które miałam okazję (i nieszczęście) oglądać. Nie mogłam odgonić sprzed oczu wizji, w której jestem trzymana za głowę, ledwie oddycham, płaczę, a moje usta i gardło są penetrowane, i to brutalnie. Dlaczego mnie to śmieszyło, nie wiem. Zapewne alkohol robił swoje, bo na trzeźwo nigdy nie zobaczyłabym w tym nic zabawnego. Poza tym mogłam się śmiać wiedząc, że Jr nigdy nie potraktowałby mnie w podobny sposób.
Pod wpływem impulsu nachyliłam się do niego, wcześniej obrzucając wzrokiem najbliższe otoczenie: nikt na nas nie patrzył, większość osób spała pod przyniesionymi przez stewardessy kocami.
-Jay, potrafibyś mnie zgwałcić?- Spytałam szeptem, ciekawa jego reakcji i odpowiedzi.
-Słucham?- Spojrzał na mnie ze zdumieniem, odchylając głowę.- Czy co bym potrafił?
-No, zmusić mnie do czegoś, jakbym nie chciała.- Wyjaśniłam dokładniej, o co mi chodzi.
-Zmusić?- Nadal wyglądał na zdziwnionego, ale widziałam, że teraz usilnie myśli nad tym, o co zapytałam.- Nie wiem, czy akurat to bym zrobił, ale na pewno próbowałbym cię nakłaniać.- Oczy rozbłysły mu nagle, jakby gdzieś w jego głowie ktoś zapalił światło.- Niegrzeczna z ciebie dziewczyna, Ellie, mam rozumieć, że perspektywa bycia przymuszaną trochę cię kręci? Trzymanie za ręce? Przygniatanie do łóżka? Bo że dochodzisz przy ostrym rżnięciu, to już wiemy.- Pokręcił się niespokojnie na miejscu.- Kurwa, Ellie, chciałbym już być w Londynie, uwierz, na samą myśl o tym, co będziemy robić...- Szepcząc gorączkowo opuścił wzrok, więc spojrzałam tam, gdzie on, z góry spodziwając się tego, co zobaczyłam: miał erekcję, i to wcale nie taką ledwo co, ale potężną, rozpychającą się w spodniach. Szybko zakrył newralgiczne miejsce połą koszuli.
-Nie boli cię to, Jay?- Byłam autentycznie ciekawa, czy w takim stanie nie czuje dyskomfortu.
-Nie.- Mruknął i nacisnął znajdujący się nad głową guzik, wzywający stewardessę.
Pojawiła się szybko, cała uśmiechnięta i wyraźnie zmęczona.
-Czy coś państwu podać?- Ton, jakim zadała pytanie, również świadczył o tym, że wolałaby w tej chwili być gdzie indziej, nie na pokładzie samolotu, w którym rozkapryszone gwiazdy co rusz nie dają jej spokoju.
-Koce. I poduszki.- Jr ziewnął przekonująco.- I jeszcze jedno: chciałbym nieco prywatności, więc proszę opuścić zasłonkę. Nie lubię, gdy ktoś obcy patrzy, jak śpię.- Mówiąc, obniżył oparcie swojego fotela, potem to samo zrobił z moim.- Proszę obudzić nas godzinę przed lądowaniem i podać kawę.
-Dobrze, proszę pana.- Dziewczyna otworzyła schowek pod sufitem i podała nam mięciutkie poduszki i równie miękkie koce. Potem rozwinęła powieszony pod schowkiem parawanik, sięgający poniżej oparcia foteli.- Życzę państwu przyjemnego odpoczynku.- Powiedziała cicho i zostawiła nas samych.
-Kurka, nie wiedziałam, że można tu pospać prawie jak w domu.- Stwierdziłam, kładąc sobie pod głową pachnącą płynem do płukania poduszkę i okrywając się kocem, którego dotyk był delikatny, jakby utkano materiał z puchu. Od razu zrobiło mi się cieplutko, błogo i sennie. Zamknęłam oczy, gdy tylko Jr przygasił światło nad naszymi miejscami, zostawiając je przyćmione.
-Nie tak szybko, moj panno.- Usłyszałam szept i poczułam, że jego ręka obejmuje mnie w pasie i przyciąga w stronę sąsiedniego siedzenia.
Otworzyłam oczy, zaskoczona. Byłam pewna, że Jr naprawdę chce spać, a nie...
-Jay, przystopuj!- Powiedziałam cicho, czując jak podciąga mi sukienkę. Po sekundzie miałam jego dłoń w majtkach.- Jay, tu są ludzie!- Próbowałam odsunąć się jakoś, potem zacisnęłam mocno uda, więżąc między nimi ruchliwe palce. Te mimo wszystko nie przestawały myszkować, naciskać, dotykać, i w chwili, gdy trafiły na najczulszy punkt, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Wiedziałam, że to wina szampana i wyobrażeń, jakie chodziły mi niedawno po głowie. Wszystkich tych myśli o seksie i tego, jak Jr wypytywał, czy podnieci mnie trzymanie za ręce.
-Wszyscy śpią.- Jared przysunął się bliżej, prawie włażąc na mój fotel.- Więc jeśli będziesz cicho, nikogo nie zbudzimy.- Pochylił się nade mną, patrząc na mnie z bliska.- Kurwa, Ellie, zapnę cię teraz czy chcesz, czy nie, bo podjarałaś mnie swoją gadką i skurwysyńsko mnie kręcisz taka skrępowana sytuacją.- Warknął, zsuwając mi majtki w dół. Robił to nerwowo, szarpiąc materiał tak, jakby chciał go rozerwać, więc bez zastanowienia uniosłam biodra, nie chcąc, żeby uszkodził mi bieliznę.
On jednak odebrał mój ruch jako przyzwolenie, zgodę na seks.
-Ślicznie.- Ściągnął mi majtki prawie do kolan i wrócił dłonią w górę, ponawiając przerwane pieszczoty. Oparł się na łokciu tuż przy moim ramieniu i pocałował mnie w policzek.- Robisz się mokra i śliska.- Szepnął mi do ucha między jednym krótkim cmoknięciem i drugim, dłuższym, wędrującym w stronę moich ust. Jego broda odrobinę mnie drapała, ale nie było to bolesne ani piekące. Zapewne albo z natury miał miękki zarost, albo używał do jego pielęgnacji specjalnych kosmetyków.
Poddając się bezwolnie manewrom Jareda bez przerwy nasłuchiwałam każdego dźwięku, jaki dobiegał zza izolującego nas od reszty parawanu. Wszystko, co nie było usypiającym pomrukiem silników, natychmiast podsuwało mi przed oczy wizję, w której ktoś nagle podchodzi do naszych miejsc, chcąc porozmawiać pilnie z młodszym Leto, odsuwa zasłonkę i zastaje nas tak, jak teraz siedzieliśmy: mnie w pozycji półleżącej, z rozsuniętymi, wystającymi spod koca kolanami, i pochylającego się nade mną Jr, którego palce wsuwały się we mnie i wysuwały, za każdym razem sięgając centymetr głębiej.
Sukinsyn doskonale wiedział, jak mnie tam dotykać, żeby osiągnąć zamierzony efekt. Musiał mieć co do tego jakiś szósty zmysł, dodatkowo poparty wieloletnim doświadczeniem, bo rzeczywiście zrobiłam się mokra szybciej, niż zdążyłabym wymienić tytuły piosenek z jego najnowszej płyty, a pamiętałam ich raptem może cztery. Byłam podniecona i skrępowana, rozpalona i przestraszona, że zostaniemy przyłapani. To chore, ale im więcej myślałam o tym, że ktoś nas podejrzy, tym mocniej chciałam, żeby Jr mnie przeleciał, teraz, zaraz.
Zagryzając usta, żeby nie wydać z siebie dźwięku głośniejszego niż oddech, sięgnęłam obiema rękami do spodni Jr. Uniósł odrobinę biodra, dając mi lepszy dostęp: rozpięłam je powoli, mając wrażenie, że rozporek zagłusza przy tym nawet silniki maszyny, potem zsunęłam je trochę wraz z bokserkami, uwalniając to, do czego było mi cholernie spieszno. Ścisnęłam to w dłoni, gorące i twarde jak kamień. Musiałam to zrobić, poczuć jego rozmiar dotykiem, zanim poczuję go w sobie wiedząc, jaki jest duży.
-Jak...?- Spytałam zduszonym szeptem, gotowa zrobić wszystko, czego mój kochanek sobie zażyczy.
-Obróć się na bok, plecami do mnie.- Wyjął ze mnie palce i popchnął mnie łagodnie w stronę okna. Gdy tylko zmieniłam pozycję złapał mnie za biodra i przygarnął do siebie, niemal bez pomocy ręki trafiając członkiem prosto do celu. Odczułam to inaczej, niż poprzednio, gdy robiliśmy to w jego łazience. Nie wiedziałam, na czym polega różnica, ale była, wyraźna jak jaskrawy neon z napisem "Na Boga, dziewczyno, w tej pozycji jego penis wydaje się być większy, niż przedtem".
-Podciągnij kolana.- Usłyszałam przy uchu chrapliwy szept Jr.- Wejdę wtedy głębiej...- Sapnął przez nos.- Kurwa, Ellie, wszedłbym ci do samej macicy, gdyby to było możliwe.
Leżałam na boku z kolanami pod brodą i z wypiętym tyłkiem, zakrywając dłonią usta i łapiąc przez nie powietrze tak cicho, jak się dało. Przed oczami miałam białą ścianę i fragment czarnego okna, w którym odbijało się wnętrze samolotu: sufit, parawan, od czasu do czasu falujący lekko pod wpływem powietrza, oparcia foteli przed nami, półmrok reszty kabiny. Obraz poruszał się, a raczej to ja się poruszałam, popychana energicznie w przód i przyciągana z powrotem przez pieprzącego mnie zapamiętale Jr. Nie spieszył się, ale robił to mocno, długimi, głębokimi suwami, które sprawiały mi prawdziwą przyjemność. Zadziwiające, że był przy tym bardzo cicho, choć czułam na karku gorące powietrze, które wydychał. Praktycznie jedynymi dźwiękami, jakie słyszałam, był mój własny oddech i rytmiczny szelest koca, który nas okrywał.
-Jesteś blisko?- Pytanie rozległo się tuż przy moim uchu.
Kiwnęłam głową, bojąc się odezwać. Byłam blisko, prawie czułam nadchodzący orgazm, wzmagające się mrowienie w dole brzucha i między udami, słyszałam coraz głośniejszy szum w uszach.
-Świetnie.- Jr pocałował mnie w ramię, zmieniając nagle siłę i tempo ruchów. Z powolnych stały się szybkie, energiczne, z długich zmieniły się w płytkie, choć wciąż czułam go głęboko w sobie. Zmiana była tak zaskakująca, że otworzyłam szerzej oczy, wpatrując się w odbicie kabiny, widoczne w oknie. Napotkałam w nim wzrok Jareda, rozpalony z podniecenia, widziałam drżenie jego policzka i rozszerzone nozdrza, widziałam, jak zagryza wargę i odchyla głowę w tył. Doszedł, a świadomość, że stało się to w moim brzuchu, doprowadziła do końca i mnie.
Kilka chwil trwało, nim doszłam do siebie na tyle, by móc odwrócić się z powrotem na plecy. Jr siedział już na swoim miejscu, zmęczony, ale uśmiechnięty szeroko. Wyglądał tak, że brakowało mu tylko papierosa w kąciku ust i obraz odpoczywającego po seksie faceta byłby kompletny.
-Jaka zarumieniona.- Szepnął, patrząc na mnie z uznaniem.
-Jaki spocony.- Odparłam, unosząc biodra by podciągnąć majtki i poprawić sukienkę.
-Jesteś boska, Ellie. Szczerze, z ręką na sercu mówię ci, że jesteś świetna. W życiu nie byłem tak nakręcony, żeby zapinać dziewczynę w samolocie. To był mój pierwszy raz.- Powiedział z zachwytem w głosie. Ułożył się na boku i przysunął do mnie, jakby chciał mnie pocałować, ale tylko położył głowę obok mojej. Dla wygody ja też obróciłam się nieco na bok, twarzą do niego.
-Wiesz, w sumie dla mnie to też był pierwszy raz w samolocie.- Zachichotałam.- Mam nadzieję, że nikt nic nie słyszał.- Dodałam już mnie pewnie, przestraszona perspektywą późniejszych komentarzy, ewentualnie wzmianek w prasie, że podczas lotu przez ocean z miejsc, zajmowanych przez Leto i jego przyjaciółkę dochodziły wielce wymowne dźwięki. Podobne rzeczy wzbudziłyby zainteresowanie i Jaredem, i mną, poza tym zadałyby kłam temu, co chciałam powiedzieć rodzinie na temat mojej znajomości z celebrytą. O ile, oczywiście, będę musiała coś im mówić.- Jezu, Jay, nigdy więcej takich ekstremalnych przeżyć.- Westchnęłam, tlumiąc ziewnięcie. Powoli zaczynałam czuć się senna, do tego rozleniwiona i rozkosznie ociężała. Zaspokojona.
-Nie obiecuję.- Jr wyciągnął rękę i zaczął bawić się pasmem moich włosów, nawijając je na palec, po chwili zostawił je w spokoju, położył mi dłoń na szyi i kciukiem gładził policzek. Wydało mi się to pełne... czułości?
-Wolałabym bardziej normalne warunki i zerową publiczność. Przez cały czas się bałam.- Przyznałam, powoli poddając się nastrojowi, jaki zapanował. Miałam wrażenie, że ja i Jr znajdujemy się w zupełnie innym miejscu, pod kloszem, z daleka od reszty świata. Leżeliśmy twarzą w twarz, szepcząc jak para konspiratorów, on dotykał mojego policzka, ja równie łagodnie pieściłam jego kark... Nie odrywałam wzroku od jego oczu, mimo przyśmionego światła widocznych bardzo wyraźnie i lśniących jak diamenciki na mojej bransoletce. Chciałam odczytać w nich to, co przez cały czas podejrzewałam, ale były do bólu tajemnicze.
-Ja też się bałem, ale to mnie bardzo podniecało. Spodobał mi się ten dreszczyk emocji i poczucie zagrożenia.
-Odkrywasz nowe lądy?- Uśmiechnęłam się, rozbawiona jego wyznaniem.
-Mimo wieku nie przeżyłem wszystkiego, jak zapewne ci się wydaje.- Parsknął zabawnie, dmuchając mi w twarz pachnącym alkoholem oddechem.- Dziś poczułem się znów jak młody łepek, dopiero odkrywający świat seksu, i pod tym względem niczym się od siebie nie różniliśmy, Ellie.- Przez krótki moment wyglądał tak, jakby chciał coś jeszcze powiedzieć, ale zrezygnował z tego i odetchnął głębiej, wypuszczając powietrze przez nos.
Ciekawa byłam, jakie słowa zatrzymał dla siebie, nie chcąc się nimi ze mną podzielić. Co takiego zamierzał wyznać? Biorąc pod uwagę okoliczności i nastrój, udany seks sprzed parunastu minut, jego otwartość... Nie byłam do końca przekonana, że coś do mnie czuje, musiałam jednak przyznać bez bicia, że opcja, w której Jr się we mnie kocha, była całkiem ciekawa. Ja wciąż byłam na etapie sympatii do niego, okraszonej lekką dozą zazdrości, ale daleko mi było do tego, żebym straciła dla tego faceta głowę. Nie miałam za to nic przeciwko, żeby na jakiś czas on stracił dla mnie swoją. I żeby mi o tym powiedział właśnie w takiej jak ta sytuacji.
-Cieszę się, że odłożyłam na później powrót do domu.- Zdecydowałam się i ja coś wyznać, niech ma powód do dumy i zadowolenia. Poza tym naprawdę się cieszyłam.
Jr znów westchnął, i jeszcze raz, potem odwrócił na moment wzrok i wpatrzył się w okno.
-Muszę ci się do czegoś przyznać, Ellie.- Szepnął tak cicho, że z ledwością rozpoznałam jego słowa.- Tak szczerze to nie miałaś wyjścia, musiałaś ze mną lecieć.- Znów spojrzał mi w oczy, wyglądając teraz na zawstydzonego.
-O co ci chodzi? Stać mnie już na bilet do domu, dałeś mi przecież czek... zaraz, masz na myśli to, że jest nieważny?- Spięłam się cała, czując, że ramiona pokrywają mi się gęsią skórą. Odsunęłam się od Jareda, zabierając rękę i umykając spod jego pieszczotliwego dotyku. W tej chwili wydawał mi się nie na miejscu.
-Nie nie, czek jest ważny.- Odparł szybko, rumieniąc się pod pokrywającym policzki zarostem.- Tyle, że po rozmowie u matki zadzwoniłem do banku i zastrzegłem, że może zostać zrealizowany dopiero w chwili, gdy upłynie termin, na jaki podpisaliśmy umowę. Czyli za dwa tygodnie.
-Czyli, gdybym uparła się i nie chciała z tobą lecieć, zostałabym na lodzie do połowy czerwca, bez pieniędzy, kąta do spania, tak po prostu na ulicy?- Spytałam, nie dowierzając własnym uszom.
-Nie, Ellie, to nie tak...- Jr przez chwilę miał minę jak zbity psiak, potem zacisnął usta a na jego twarzy pokazał się wyraz zaciętości.- Wybacz, może nie powinienem był tego robić, ale naprawdę kurewsko chciałem, żebyś mi przez jakiś czas towarzyszyła, i w tamtej chwili gotów byłem sięgnąć po każdy środek, żeby to osiągnąć.- Dodał ostrzejszym tonem.
-Lepiej by było, gdybyś zatrzymał to dla siebie.- Burknęłam, zła. Nastrój intymności znikł szybciej, niż się pojawił, prawie słyszałam dźwięk, z jakim pękała kryjąca nas przed światem bańka. Idiotka, wyobrażałam sobie Bóg wie co, a tymczasem... Tymczasem nie wiedziałam, dlaczego tak mu na mnie zależało, że posunął się do swego rodzaju przywiązania mnie do siebie, uzależnienia od swoich kaprysów. Może jednak moje przypuszczenia były słuszne? Gdy o tym pomyślałam, część zdenerwowania spłynęła ze mnie a ciekawość znów podniosła łeb i zaczęła rządzić.
-Stawiam na szczerość, Ellie, i chcę być wobec ciebie uczciwy. Przepraszam, jeśli cię tym uraziłem.- W oczach Jr pojawiła się prawdziwa skrucha i to do końca mnie rozbroiło.
Jeśli nawet postąpił nieładnie, to teraz się do tego przyznał. Nie musiał tego robić. Mogłam spędzić z nim najbliższe tygodnie i żyć w nieświadomości. Najwyraźniej jednak Jr cenił mnie bardziej, niż mi się wydawało, skoro wolał być ze mną szczery i ryzykował wyrzuty z mojej strony. Mogłam przecież zażądać, żeby wypłacił mi obiecaną kwotę zaraz po tym, jak wylądujemy w Anglli, a potem pomachać mu na pożegnanie i wrócić do Stanów najbliższym lotem. Mogłam też, z czego natychmiast zdałam sobie sprawę, wykłócać się z nim i nie wskórać niczego. Nie miał obowiązku cofać wydanej bankowi dyspozycji dlatego, że ja miałam takie życzenie, więc mogło okazać się, że siłą rzeczy jestem zmuszona wlec się z nim wszędzie przez następne dwa tygodnie. A przecież nie poprosiłabym o pomoc nikogo z jego ekipy, bo raz, że nikt nie wiedział, co naprawdę nas łączy, a dwa, że nawet Shannon, jedyny wtajemniczony, zamiast się za mną wstawić, wyszedłby po raz kolejny ze swoją propozycją, albo nawet uzależnił swoją pomoc od tego, czy się z nim prześpię.
Cholera, podobne wątpliwości były mi potrzebne, jak wrzód na środku tyłka.
-Mimo wszystko wolałam o tym nie wiedzieć.- Burknęłam niechętnie, odwracając się na plecy. Jakoś odechciało mi się patrzeć na Jareda. Ułożyłam się wygodnie, okryłam kocem po szyję i zamknęłam oczy, próbując siłą sugestii przywołać sen.
-Jeszcze raz przepraszam. Może kiedyś powiem ci, dlaczego tak postąpiłem.- Usłyszałam z bliska, potem poczułam delikatny dotyk ust na skroni, a chwilę później silne palce Jr, obejmujące moją dłoń.
Kiedyś? Masz na to tylko dwa tygodnie, Jay, pomyślałam, ale nie odezwałam się już słowem. Leżałam, nie mogąc zasnąć, targana sprzecznymi emocjami, wsłuchiwałam się w szum silników, potem z równy, głęboki oddech Jareda. Widziałam, jak ciemność za oknem powoli ustępuje dalekiemu świtowi i dopiero wtedy mój umysł poddał się i pozwolił sobie na sen.

                                                                 *****

Hej :)
Oddaję w Wasze ręce kolejny kawałek, opisujący przygody Ellie w świecie pana Leto. W następnym odcinku pierwszy, pełen wrażeń dzień na obcej ziemi. Trochę się zmieni, dziewczyna zacznie patrzeć na wszystko bez uprzedniego, beztroskiego optymizmu, za to ze sporym dystansem. 
Pozdrawiam i czekam na komentarze, bo ostatnio mam wrażenie, że moja historia przestaje być dla Was na tyle interesująca, by coś o niej napisać ;)
Yas.

22 komentarze:

  1. Gdzie tam... dalej jest interesująca i totalnie czekam na kolejne losy. Zdążyłam już się odzwyczaić od sprawdzania czasem kilka razy dziennie czy jest coś nowego, ale to chyba dobrze. ;) Nie zdziwiło mnie, że Jay dobrał sie do Ellie na pokładzie samolotu, ale spodziewałam się jednak, że ktoś ich przyłapie, a pisząc ktoś mam na myśli Shana. nie wiem czemu, ale lubię jak dogryza Ellie. ;) No i oczywiście zżera mnie co Jay chciał powiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To, że tutaj Shan nic nie powiedział i nie zrobił wcale a wcale nie znaczy, że nic nie słyszał. Owszem, nie spał, i o tym Ellie dowie się od niego w następnym rozdziale w odpowiedni dla Shannona sposób ;)

      Usuń
  2. Ja z każdym rozdziałem uwielbiam Twoje opowiadanie jeszcze bardziej. Wspólny pokój Ellie i Emmy? ^^ Nie mogę się doczekać. Po za tym to, że Shannon nie spał.. coś mi mówi, że będzie zabawnie. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie zabawnie, tym bardziej, że biedny Shan nie może za bardzo Ellie podogryzać, bo przecież czeka na odpowiedź z jej strony. Dziewczę trzyma go niejako za twarz :)
      Emma i Ellie... Tu też będzie ciekawie. Obie są na siebie cięte, choć z różnych powodów, ale te wyjaśnią się kiedyś tam.

      Usuń
  3. Boże! Haha. Nie mogłam z Ellie, za każdym razem mnie zaskakuje i rozbawia coraz bardziej. Kurczę, tak intymnie się trochę zrobiło w tym samolocie. Te ich czułości itp., podobało mi się to. Te ich igraszki, to czyżby Shann słyszał? Teraz będzie im, no bardziej Ellie dogryzać. A i Ellie mogła nie podjadać Jaredowi żarcia, bo biedaczysko jeszcze bardziej schudnie. No i mi też się podoba twoje opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie bywa zabawna w tym swoim dążeniu do nie dręczenia się problemami. Prawdę mówiąc, mimo wszystkich jej przemyśleń, powoli wychodzi na jaw cała niedojrzałość i beztroska młodego wieku. Dziewczyna idzie przed siebie praktycznie na ślepo, więc czasem nieco pobłądzi.
      A Jr? Myślę, że chwilami zastanawia się, jakby to było, gdyby on i Ellie... Stąd te momenty pełne czułości i stąd jego chęć mówienia prawdy. Ale to też tylko człowiek i popełnia błędy, jak każdy. Rozbraja mnie jego "to lubię a tego nie lubię". Co do podkradania mu żarcia: mógł possać szparaga, maselko nieco tuczy ;)
      Shann, jak pisałam wyżej, słyszał. To człowiek-radar, wiecznie na nasłuchu, nic nie ujdzie jego uwadze.

      Usuń
  4. Hej:) Z góry chcę przeprosić, że tak długo nie komentuję i mam już właśnie 3 rozdział do nadrobienia, ale mam teraz tak zabiegany czas, że nie wiem, w co mam włożyć ręce. Nie zapomniałam i nie mam zamiaru zapomnieć o tym opowiadaniu:) W sobotę i w niedzielę postaram się skomentować coś, może nie wszystkie 3 ale chociaż z 2:) Jeszcze raz przepraszam i mam nadzieję, że nie będziesz chować do mnie urazy:) Pozdrawiam:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No skąd, jeśli już się skarżę, to mam na myśli czytelników, którzy dotąd nie "dali głosu".
      Spokojnie możesz podsumować wszystkie hurtem, w jednym komentarzu, chyba, że wolisz rozdzielić osobno :)

      Usuń
  5. hej :) twojego boga zaczęłam czytać wczoraj i moim zdaniem masz bardzo fajny lekki styl pisania. mogę powiedzieć że jestem twoją fanką
    ;) co do rozdziału, jak dla mnie mega :) pomimo tego że Jared często mnie irytuje, mam nadzieję na jego związek z Ellie(mam na co liczyć)? i jestem bardzo ciekawa co Shannon powie Ell w następnym rozdziale ^^ pozdrowionka i weny, bo jej nigdy za wiele ;) Illian

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki :)
    Fakt, weny nigdy za wiele, tym bardziej, jeśli w realnym życiu nie można patrzeć na osobę, o której się pisze. A ja Dziada toleruję jedynie na odległość kija, którym mogę go pogonić.
    Nie powiem Ci, czy możesz liczyć na związek Ellie z Jr. Jakiekolwiek relacje powinny wynikać z wzajemnych emocji, a przecież ta para ich dla siebie nie ma, poza sympatią. Przynajmniej z jednej strony, narratora. Zobaczymy, jak to się potoczy, poza ogólnym zarysem mam na ogół tak, że poszczególne wątki wymyślam w trakcie pisania. Sama nie wiem, co jeszcze tu wyskoczy, poza dwiema rzeczami, które już mam zaplanowane i pewne.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czesc,
    z kazdym odcinkiem coraz bardziej mnie przekonujesz, ze nie wytrzymam bez Twoich opowiadan. A zwlaszcza bez tego.
    Co do tresci ; aaaa ! O co Jaredowi moze chodzic....w sumie, gdyby byl takim kompletnym egoista, to nie przyznalby sie co odpieprzyl z lotem Ellie, wiec prawdopodobienstwo, ze mu choc troche na niej zalezy i 'cos do niej czuje' sie tu przejawia ? Dobrze, ze nic z Shannonem w tym rozdziale nie bylo, bo by spieprzyl cala moja wizje tego odcinka ;D Zastanawia mnie perspektywa wspolnego pokoju Ell i Emmy....a w szczegolnosci, co sie takiego wydarzy po przylocie, ze Ellie straci swoj 'optymizm'. Uwielbiam Cie i zycze duzo weny !



    Stillweirdo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, jak każda historia, ta też kiedyś będzie musiała się skończyć. I dobrze, bo zaczynam mieć serdecznie dość Dziada, jego świty, całego zachwytu Echelonu nad jego, pożal się Boże, osobą. Dla mnie to patafian i z prawdziwą ulgą pożegnam się z nim i więcej nie wrócę.
      Mam za to pomysł na nowe, zupełnie odmienne opowiadanie, ale o nim wspomnę dokładniej pod następnym rozdziałem. Teraz obrabiam w głowie to, co już wymyśliłam, obchodzę dokoła i przyglądam się, co może z tego wyjść.
      Shannon będzie w kolejnym odcinku. Emma też. I Tomo :)
      Optymizm Ellie rozpłynie się częściowo wraz z pierwszymi koncertami i całym związanym z tym zamieszaniem. Póki co, chcę dać jej jeszcze trochę Jareda "na własność".

      Usuń
  8. ostatnio myślałam o tym opowiadaniu, jestem w wieku prawie jak Ellie. i po tym co ostatnio mi się przydarzyło i obcowanie z ludźmi w moim wieku... kurde, widziałam nie jednego faceta po 40 co wygląda jak młody bóg, ale... jak sobie pomyśle, że miałabym spać z takim o 20 lat starszym to się prawie porzygałam... hmm

    co do odcinka, bardzo ok. Jared myśli jak typowy facet, dobrze, że nie walnął tekstem: "Ellie, chce mi się ruchać", och. nie wiem co Ci tu napisać, bo on się dziwnie zachowuje, nie robi nic takiego w sumie, bo przecież jej nie kocha tylko zapina, chyba, że jest jak Christian Grey, że się później zakocha. ale to raczej nie jest love story :PP
    czekam na więcej, bo na razie, było spokojnie, bez większych zwrotów akcji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, szczerze mówiąc mnie też nie kręci myśl o spaniu z facetem po 40. Mój "niemąż" jest ode mnie o prawie 11 lat młodszy, ledwie minął 30, więc zanim dojdzie do obecnego wieku Dziada, nawiasem mówiąc prawie rok młodszego ode mnie... Trochę wody jeszcze upłynie, zdążę się przyzwyczaić.
      Nie nie, Jr nie będzie jak Grey. Swoją drogą, po wzmiankach w komentarzach pod pierwszymi rozdziałami, przemogłam się i Greya przeczytałam. Nie porwał mnie jakoś, ale przynajmniej wiem, czego unikać, żeby nie powielać tamtej historii.
      Tak jak piszesz, to nie jest love story. I nie będzie. A zwroty akcji? Ciężko jakiś wymyśleć w tym opowiadaniu. Wiemy, że podczas trasy, do dziś, nic się specjalnego Dziadowi nie przytrafiło. No, chrypeczka i tzw. "kurewski kaszelek", sorry za słownictwo, a z tego wielkich rzeczy zrobić się nie da. Ale myślę, myślę, i pewnie coś wymyślę. Poza tym, co już mam zaplanowane :) A to chyba pojawi się w nie tak znowu odległym czasie, bo nie dam rady bez końca pisać o kolejnych koncertach. Prawdopodobnie zarzucę opisywanie każdego dnia w jednym rozdziale i zacznę przeskakiwać, albo łączyć kilka dni w jednym kawałku opowieści. Nie chcę zacząć przynudzać, no i niecierpliwie czekam na możliwość pokazania, co mam w zanadrzu.

      W moim opowiadanku prawdopodobnie NIGDY nie pojawi się słowo "ruchać". W czasach, kiedy miałam tyle lat, ile teraz mają czytelnicy tego bloga, tym słowem określano kopulację zwierząt. I tak mi zostało, więc dla mnie to słowo jest najbardziej poniżającym określeniem seksu, jakie znam. Jest wstrętne, a zastąpiło właściwie wszystkie inne, o wiele "milsze" dla oka i ucha. Wrrrrr ;)
      Pozdrawiam. Yas.

      Usuń
  9. Coś tak podejrzewałam, że w samolocie będzie bardzo ciekawie :D. Chciałam napisać: młodzi nie próżnują, hahaha :D. No, Leto nastolatkiem już nie jest. Ale! Przynajmniej sobie kondycję z Ellie poprawi, mam takie wrażenie :D.
    Shannon słyszał? Fakt, pewnie gdyby nie ten 'pakt', zaczęłyby się kolejne gadki na ten temat, ale mimo wszystko jestem ciekawa, czy będzie do tego nawiązywać :D.
    Swoją drogą lot z NY do Anglii na pewno 12h nie trwa, coś za długo :D. Moja rodzina lecąc z NY do PL leci ok 9h, zalezy jeszcze jaki samolot i przewoźnik.
    Wracając. Jared to też jak coś wypali, to na całego. Szczegóły mógłby zachować dla siebie, ale w sumie to tylko potwierdza fakt, jak bardzo jest napalony na Ellie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamiętam, jakie linie sprawdzałam, szukając czasu przelotu, ale było tak napisane, że trwa nieco ponad 11 godzin. Dla moich potrzeb idealnie.
      Coś mi mówi, że Leto kondycji poprawiać sobie nie musi, mam wrażenie, że ten ralny cierpi na jakieś ADHD, albo ma robaki w tyłku, bo wiecznie się wierci, biega, skacze, macha rękami.
      "Pakt" Elli i Shana jest cudny, chłopina musi poskromić język, a dziewczyna wręcz przeciwnie. Jasne, że nawiązania będą, ale jakie subtelne :)

      Usuń
  10. Własnie przeczytałam ostatni rozdział, z którym zalegałam, więc od razu zabieram się za komentowanie, bo później muszę zrobić jeszcze kilka rzeczy.
    Kiedy przeczytałam w tym rozdziale scenę seksu, byłam pod wrażeniem. Chyba jeszcze nigdy i nigdzie nie czytałam, żeby to działo się na pokładzie samolotu. Na miejscu Ellie padabym na zawał, ale z drugiej strony może faktycznie podniecająca jest myśl, że ktoś może przyłapać. Trzeba kiedyś wypróbować, haha:)
    Jared, kiedy staje się miły ( a jest przeważnie taki wtedy, gdy bardzo czegoś chce, w tym przypadku Ellie), potrafi być znośnym człowiekiem. Nie opisujesz tutaj za bardzo jaki jest w pracy, ale mam nadzieję, że odbiega on chociaż troszkę od Jareda, który istnieje naprawdę.
    Bardzo spodobał mi się moment, kiedy Jay podarował Ellie bransoletkę. Już szczerze mówiąc myślałam, że daje jej to tak po prostu, ale powód, samolubny musiał być. Bo Jay inaczej nie byłby sobą, prawda?
    W jednym z komentarzy od Ciebie przeczytałam, że zakończenie nie musi być koniecznie szczęśliwe. Wydaje mi się, że takie tu wrzucisz, aczkolwiek mogę się mylić, bo jedno co wiem na pewno to to, że nas zaskoczysz. Ale nie do tego zmierzam. Chodzi mi o to, że jeśli któreś z nich zakocha się w drugiej osobie, to już nic nie będzie takie samo. Ellie byłaby w gorszej sytuacji, ale co z Jaredem, gdyby to padło na niego? Nie wydaje mi się, by był on facetem, który poleciałby za Ellie, byleby tylko nie odchodziła. Ale tu też mogę się mylić. Jednocześnie chcę wiedzieć, co dalej wymyślisz, ale z drugiej strony tego nie chcę, lubię większość Twoich niespodzianek. Wiem jedno na pewno. Tym opowiadaniem przebiłaś już tamto dawno ( nie pamiętam, czy Ci to mówiłam, więc powiem teraz).
    Pozdrawiam, życzę gorącej, mokrej i jakiej tylko chcesz weny i czekam na kolejny:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, szczególnie za stwierdzenie, że to opowiadanie jest lepsze od poprzedniego.
      Jared to dziwny typ, do tego ma śmieszną skłonność "psucia" miłych chwil tym, co mówi. Jakby nie chciał, żeby dziewczyna poczuła się zbyt pewnie, albo na zaps chce pokazać jej, że to jednak tylko jego wygoda rządzi całym ich układem.
      Zakończenie bdzie/nie będzie szczęśliwe. To, co mam w planie, ewoluuje, odrobinę się zmienia, ale jego najważniejsza część pozostaje. No, przed tym trafi się pewnie kilka niespodzianek i trochę dramy, tak myślę. Ale nie uprzedzam faktów :) W każdym razie, jak wspominałam już gdzieś w odpowiedzi, nie będę przedłużać historii i rozbijać jej na opisy poszczególnych dni, teraz postaram się w jednym rozdziale zmieścić cały pobyt w danym kraju. Może nawet trochę ominę, bo sądzę, że wszędzie będzie tak samo. Chcę skupić się na ważniejszych momentach.
      Miałam mieć rozdział na dziś, ale wena znów kaprysi. Powoli piszę, kawałek już mam, więc za parę dni powinien być. Kawałek z Londynem w jednej pigułce, potem Polska i IF. Pierwszy show, jaki Ellie obejrzy zza kulis.
      A najgorsze, że ja będę musiała zobaczyć choć kawałek, żeby umieć go opisać. Już cierpię...
      Yas.

      Usuń
  11. Chyba czas na komentarz ode mnie. Gdy zaczęłam czytać, nie mogłam się oderwać. Opowiadanie bardzo mnie wciągnęło. Ciekawa fabuła. Bardzo lekko się czyta.
    Co jak co, ale Shannon jest świetną postacią. Uwielbiam go. Jared jest... tajemniczy. Tak, to chyba dobre słowo. Strasznie mnie zafascynował. Ellie także jest świetna.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i dalsze losy bohaterów. :)
    Znajdziesz siebie w polecanych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Cała trójka bohaterów to niezły zespół, i zdradzę, że w pewnym momencie wszystko poplączą i zagmatwają, a konsekwencje będą... jakie będą. I teraz pewnie zaczną się domysły, co takiego się stanie ;) W ogólnym zarysie wiem, ale zanim to napiszę, przejdzie pewnie niejedną zmianę.
      A tajemnice Jareda ujrzą kiedyś światło dzienne, choć niekoniecznie on sam je wyjawi.
      Nie za dużo powiedziałam?

      Shannona uwielbiam, szczególnie jego "pączuszku" i dodatki, jakie do tego wymyśla i będzie wymyślał.
      Od jakiegoś czasu noszę się z zamiarem skończenia po tym blogu przygody z marsowymi ff, ale nie wiem, czy jednak nie pokuszę się o coś, czego bohaterem będzie właśnie Szynuś.
      Yas.

      Usuń
  12. Kiedy next rozdział?! Czekam z utęsknieniem ! :(

    OdpowiedzUsuń