sobota, 26 października 2013

Londyn, część I.

Powietrze pachniało inaczej, niż w Stanach. Było inne. Chłodniejsze i bardziej rześkie, owszem, ale nie tylko na tym polegała różnica, którą czułam. Tu, w Anglii, odnalazłam w nim nieznane zapachy, po prostu coś, czego wcześniej nie znałam. Nawet słońce świeciło tu inaczej, choć co do tego podejrzewałam, że tylko to sobie wymyśliłam.
Z przerzuconym przez ramię plecaczkiem powlokłam się za ekipą, idącą do odprawy. Z żalem wchodziłam do budynku, chciałam jeszcze przez chwilę powęszyć, żeby zgadnąć, czym tu pachnie, ale wiedziałam, że za niedługo znów znajdę się na otwartym terenie. I zobaczę Londyn.
Jared obiecał, że zabierze mnie do dzielnicy, w której mieszkała Królowa. Nie chciało mi się wierzyć, że naprawdę zobaczę pałac, że w ogóle gdzieś na świecie jeszcze istnieją rodziny królewskie. W sumie nawet się tym wcześniej nie interesowałam. Jak i wieloma innymi rzeczami, przez co wyszłam teraz na całkowitą ignorantkę. Wstyd mi było, gdy Jr tłumaczył mi szeptem, że Polska, kraj, który odwiedzimy w następnej kolejności, nie leży blisko Francji, lecz bardziej na wschód, i graniczy z Rosją. Na moje pytanie, czy to stamtąd pochodzi Tomo, parsknął śmiechem i zmierzył mnie dziwnym, pełnym politowania wzrokiem. Musiał sobie o mnie nieźle pomyśleć: tępa wieśniaczka, typowa blondynka, która nic nie wie. Pal to licho, może i byłam tępą blondynką, i tak chwilowo dostawał na moim punkcie palmy. A jeśli nie, to postaram się, żeby jej dostał, i przez nasze ostatnie wspólne dwa tygodnie zapomniał o innych dziewczynach. Wiedziałam, że tcyh spotka na swojej dodze masę, uprzedził mnie w tym temacie. Podobno przed każdym koncertem odbędzie się spotkanie zespołu z fanami, wywiady, sesje zdjęciowe, poza tym wszędzie będą spotykać się z zainteresowaniem.
I tu zaczynało się dla mnie robić niewesoło, bo już teraz, po wyjściu z samolotu, musiałam trzymać się od Jareda na dystans. Miało tak być przez cały czas, gdy tylko znajdziemy się poza jego hotelowym pokojem. To było jasne i zrozumiałe polecenie Jr: mam nie wzbudzać najmniejszych podejrzeń, nie robić kłopotów, nie mówić niczego, co dałoby komuś do myślenia. Miałam zniknąć w gronie jego przydupasów i stać się niewidzialna.
Nie tak to sobie wyobrażałam. Myślałam, że on sam skusi się na jakiekolwiek okazanie mi w towarzystwie choćby cienia zainteresowania, a zanosiło się na to, że będę przez niego pokazowo ignorowana. Już teraz nawet nie obejrzał się żeby sprawdzić, czy w ogóle za nimi idę. Pewnie mogłabym zniknąć i nikt by nie zareagował, poza paroma osobami, które zapewne bardzo by się z tego faktu ucieszyły.
Ziewnęłam, jednocześnie znajdując wytłumaczenie na swój niezbyt dobry nastrój: byłam niewyspana. Bardziej drzemałam, niż spałam, przebudzałam się na każdy dźwięk i raz prawie spanikowałam, gdy maszyna wpadła w niewielkie turbulencje. Trzęsło przez chwilę tak, jakbyśmy mieli pod kadłubem wyboje, ale szybko się uspokoiło, lecz ja na dobre wybiłam się ze snu. Dobrą godzinę leżałam, patrząc w budzącą się jasność za oknem, nie myśląc o niczym i delektując się sennym uściskiem dłoni Jareda na moim przedramieniu. Musiał być przyzwyczajony do spania w podróży, bo umiał znaleźć sobie wygodną pozycję i spał jak kamień, sapiąc śmiesznie przez nos. Ja zdrzemnęłam się jeszcze troszkę, czujnie jak zając na miedzy, i teraz byłam niedospana, zmęczona i smętna. Czułam się też nieświeżo i marzyłam jedynie o gorącym prysznicu, kubku kawy i łóżku.
Odprawę przeszliśmy szybciej, niż tę w Nowym Jorku, pewnie dlatego, że lecąc nie mieliśmy okazji wejść w posiadanie czegoś, co byłoby niebezpieczne albo zmusiło celników do poddania nas drobiazgowej kontroli. Parę pytań o cel wizyty i o to, czy mamy coś do oclenia, parę minut czekania na bagaże i byliśmy wolni.

Samochód wiózł nas ulicami Londynu, najpierw przez spokojniejsze dzielnice, pełne podobnych do siebie piętrowych domów, potem wmieszał się w intensywniejszy ruch w centrum. Wiedziałam, że trasa, którą jechaliśmy, wszyscy ściśnięci w wynajętym specjalnie dla nas minibusie, jest dłuższa, niż zwykle. Wiedziałam to od Jr, który w przelocie, gdy wsiadaliśmy do wozu, powiedział, że kazał wydłużyć drogę po to, żebym mogła nasycić się widokiem miasta. Potem zajął miejsce z przodu, a ja szybko zajęłam inne, z tyłu, przy jednym z okien po prawej stronie. Początkowo czułam się tak, jakbym oglądała wszystko w lustrze, potem jednak przywykłam do lewostronnego ruchu i przestałam mieć wrażenie, że lada chwila mnie od tego zemdli.
Siedziałam z twarzą przy szybie, zachłannie wpatrując się we wszystko, co mijaliśmy, w ogóle nie zwracając uwagi na to, co dzieje się w moim najbliższym otoczeniu. Obok mnie siedział jeden z.... mniej ważnych członków ekipy, jak sądzą. Góra zajmowała przód pojazdu, cienie, takie jak ja i mój sąsiad, dalsze siedzenia, sam tył okupowały walizki. I tak większość bagażu została w przechowalni na lotnisku, pod nadzorem, bo nie było sensu tachać z sobą do hotelu spakowanych instrumentów czy wszystkich ciuchów na dwa dni, bo tyle mieliśmy spędzić w Anglii.
Wciąż nie wierzyłam, że tu jestem. Widziałam Londyn, czułam jego zapach, słyszałam go, a jednak byłam przekonana, że śnię. Byłam pewna, że obudzę się w domu, albo swoim, zdumiona snem o znajomości z Jaredem, albo u niego, śmiejąc się po cichu z własnej fantazji o podróżach. To nie mogła być prawda, nie byłam kimś, kto rozbija się po świecie, odwiedza stolice europejskich krajów, latając pierwszą klasą...
I pieprząc się w niej z facetem, którego pożądają tysiące kobiet.
Na wspomnienie minionej nocy zarumieniłam się po uszy, czując jednocześnie niespodziewaną falę podniecenia, rozchodzącą się ciepłem od mojego brzucha na całe ciało. Nadstawiłam uszu, wyławiając z mieszaniny głosów ten jeden, choć nie rozróżniałam słów z prowadzonej przez niego rozmowy.
-Słyszę cię, Jr.- Szepnęłam, uśmiechając się do siebie z twarzą przylepioną do szyby i wzrokiem utkwionym w dal, choć w tej właśnie chwili miałam przed oczami nie londyńską ulicę, a niebieskie oczy, patrzące na mnie tak, jakbym była soczystą, zaspokajającą głód, pyszną kanapką. Głodne spojrzenie głodnego mnie faceta.
Kiedyś, gdy ktoś patrzył na mnie w podobny sposób, pożądliwie i z wymalowaną w oczach ochotą na seks, czułam się... zbrukana? Brudna? Teraz, gdy widziałam gotowość w oczach Jareda, coś we mnie rosło, rozkwitało, chciało wyjść mu na przeciw. Ta część mnie, którą przez lata trzymałam w ryzach i tłumiłam jej potrzeby, udając przed sobą, że nie istnieją, doszła do głosu i zmieniała sposób, w jaki patrzyłam na świat. Choć stało się to w szczególnych okolicznościach i z przyziemnych, materialnych powodów, dzięki podejściu Jr przestałam mieć setki wyrzutów wobec siebie. Wiedziałam, że w pewnym sensie mnie wykorzystywał, ale robił to z kurtuazją, traktował po ludzku, wpuścił do swojego życia, jakby dla niego podstawy naszego układu nie były niczym złym.
I znów, myśląc o tym, zaczęłam zastanawiać się, czy jednak w tym wszystkim nie szło teraz o jakieś uczucia ze strony Jr. Kilka faktów przemawiało za teorią, w której facet po cichu się we mnie podkochiwał: jego upór i desperacja w dążeniu do tego, bym towarzyszyła mu w trasie, okazywana chwilami czułość, kłamstwa, jakie wymyślał na nasz temat. Może nie byłam szczególnie doświadczona życiowo, ale wątpiłam, żeby miało to związek tylko i wyłącznie z seksem. Po prostu nie mieściło mi się w głowie, żeby ktoś sięgał po tego typu środki tylko po to, żeby osiągnąć satysfakcję w łóżku. Z drugiej strony... Często słyszałam z ust Jareda, jak bardzo go kręcę i jak mu się podobam. Dawał tego dowody, gdy byliśmy sami. Szczęściem nie było w jego zachowaniu nic, co przywodziłoby na myśl śliniących się na widok młodej laski podtatusiałych oblechów, choć przyznam, że często bywałam zawstydzona i skrępowana jawnie okazywanym przez Jr zainteresowaniem.
Boże, chyba nigdy nie zapomnę chwili, gdy po raz pierwszy widziałam go gołego, stojącego na środku swojej sypialni. Był podniecony, zapewne samym faktem, że na niego patrzę, a może fantazjami o tym, co ze mną robi. Wystarczyło, że zamknęłam oczy, i znów widziałam jego przenikliwy wzrok, jakim na mnie wtedy patrzył. Wzrok drapieżnika, który dojrzał swoją ofiarę. W tamtej chwili, w ogóle w tamtych dniach, choć wszystko miało miejsce niedawno, czułam się zapędzona w kąt, osaczona. Teraz wiedziałam już, że w tym, co się działo, nie było niczego drapieżnego w dosłownym znaczeniu. Brak doświadczenia kazał mi widzieć rzeczy inaczej, niż naprawdę się prezentowały, i dopiero po odrzuceniu wstydu i dziewiczych zahamowań zrozumiałam, że nie umiałam rozpoznać czegoś tak zwykłego i zdrowego, jak pożądanie, biorąc je za coś zupełnie innego.
Znów się uśmiechnęłam, tym razem myśląc o tym, że Jr reaguje na mnie tak żywiołowo, choć wcale się o to nie staram. Co by było, gdybym próbowała zagrać na jego męskich instynktach? Gdybym, dajmy na to, powiedziała mu wprost, że mam ochotę na seks? Zrobiłam coś podobnego, przychodząc do niego pod prysznic, i skończyło się to całkiem przyjemnie. Ale... Wybacz mi, Boże, chciałam więcej, byłam ciekawa, spragniona doświadczeń. Być może te, których dostarczy mi Jared, będą moimi najlepszymi? Nawet, jeśli nie, to mogłam, i wolałam, podchodzić do nich właśnie tak, jakby miały okazać się dla mnie wyjątkowe.
-No, jesteśmy.- Usłyszałam pełne ulgi słowa mojego sąsiada, gdy bus zatrzymał się przy krawężniku. Szybko obrzuciłam wzrokiem ulicę, na moment zatrzymując się przy piętrowym autobusie, zdumiona, że nie wywraca się na zakręcie. 
-Znaczy co, już wysiadamy?- Spytałam, odwracając się do chłopaka. Zmierzył mnie obojętnym spojrzeniem.
-Tak.- Rozsiadł się, jakby wcale nie miał zamiaru się ruszyć. W sumie nawet nie mógł, bo w przejściu było ciasno: pasażerowie z przodu przeciskali się w tę i z powrotem, idąc na tył po bagaż, pokrzykując do siebie i poganiając innych. Zrobiło się głośno, jak na targu. Patrzyłam, jak po kolei mija nas cały korowód, począwszy od Shannona, który rzucił mi krzywy uśmieszek spod wąsa, przez Emmę, całkowicie mnie ignorującą, po Tomo, rozmawiającego przez telefon. Dopiero na samym końcu pojawił się Jr, wyglądający na zmęczonego i podekscytowanego jednocześnie. Klepnął mojego sąsiada w ramię, wskazując mu, żeby wstał, po czym sam zajął jego miejsce.
-I jak, podoba ci się?- Spytał, poprawiając opadające na twarz włosy.
-Śmieszne autobusy.- Palnęłam pierwsze, co przyszło mi do głowy.
-Fakt.- Jr zachichotał krótko i spoważniał.- Idziemy się zameldować w hotelu. Trzymaj się w pobliżu Emmy, rozmawiałem z nią i zaopiekuje się tobą, kiedy trzeba.
-No.- Bąknęłam, niezbyt zachwycona perspektywą łażenia za nią jak piesek. Przez głowę przemknęło mi pytanie, czy powinnam powiedzieć Jaredowi, że jego asystentka mnie nie lubi.
-Jeśli jesteś głodna, zamów coś do pokoju.- Wydawał następne instrukcje, nie czekając na moją reakcję.- Pod wieczór zbieramy się u mnie w parę osób, przyjdziesz z Emmą.
-To już wiem.- Wtrąciłam cicho, przyglądając mu się. Wyglądał jakoś inaczej, jakby nagle przestawił się na tryb obieżyświata, wszedł w rolę, w jakiej jeszcze go nie widziałam. Miał w oczach jakiś blask, którego wcześniej tam nie było.
-Trochę to niewygodne, wiem, ale lepiej zachować ostrożność, nie chciał bym być zmuszony do tłumaczenia się przed mediami, kim jest ta blond piękność, która się przy mnie kręci.- Ścisnął mi kolano.- Idę.- Wstał, poszedł na tył po walizkę i ciągnąc ją pospieszył do wyjścia.
Zostałam w busie sama, wszyscy już wysiedli i zniknęli w hotelu. Pięknie, pomyślałam. Tak po prostu zostawili mnie, jak kogoś niepotrzebnego. Nawet Emma, która niby miała się mną opiekować, nie wysiliła się sprawdzić, czy wszystko u mnie w porządku. Złapałam bagaż i prawie biegiem wpadłam z nim do foyer, od progu widząc spore zamieszanie przy recepcji. Dołączyłam do ekipy, przezornie trzymając się z tyłu: ledwie się zatrzymałam, od razu zjawiła się przede mną Emma.
-Daj paszport.- Wyciągnęła rękę, mierząc mnie ostrym wzrokiem.
-Nie.- Odparłam zdecydowanym tonem.- Po pierwsze: nigdy nie daję swoich dokumentów w obce ręce. Po drugie: umiem sobie poradzić z meldunkiem.- Wyjęłam z walizki plecaczek, z niego swój paszport, i trzymając go mocno uniosłam brwi w oczekiwaniu na reprymendę.
-Pewnie "nauczyłaś" się wszystkiego z filmów.- Emma nie odmówiła sobie złośliwego komentarza, ale nie zażądała, żebym ustąpiła.- Chodź.- Wyminęła przerzedzoną już grupkę i stanęła przy kontuarze, więc poszłam za nią.
Czekając na swoją kolej uważnie przysłuchiwałam się wszystkiemu, patrząc pilnie, co robi moja adwersarka. Denerwowałam się, i to bardzo, nie chcąc wyjść mimo wszystko na idiotkę. Emma miała rację: dotąd znałam procedurę meldunkową jedynie z telewizji, i to po łebkach. Spodziewałam się, że w rzeczywistości może być bardziej skomplikowana. Po tym, jak wypytywano mnie na lotnisku oczekiwałam, że tu będzie podobnie: czy nie mam z sobą czegoś niebezpiecznego, jak środki łatwopalne, chemia, składniki do budowy bomby domowej roboty... Ale nie. Gdy Emma skończyła, recepcjonista grzecznie i z uśmiechem poprosił o mój paszport, pytając przy tym, czy to moja pierwsza wizyta w Londynie. Gdy potwierdziłam, rozpromienił się i zaczął wyliczać miejsca, które powinnam koniecznie zobaczyć. Mówił szybko, rzucał nazwami, które niemal natychmiast zapominałam, choć przytakiwałam mu z miną, jakbym nie mogła doczekać się, kiedy ruszę na zwiedzanie.
-Ma pani rezerwację z panią Ludbrook, dwójka z pięknym widokiem, pokój 211, siódme piętro. Życzę miłego pobytu.- Powiedział, gdy podpisałam się w książce meldunkowej.
-Dziękuję.- Odebrałam paszport i ruszyłam za Emmą do wind, przed którymi tkwiła rozgadana część ekipy. Ta ważniejsza. Nim dotarłyśmy na miejsce, jedna z kabin zatrzymała się, wypluła kilku skośnookich, niskich gości i połknęła czekającą ekipę, poza nami dwiema. W ostatniej chwili Jr przytrzymał ręką drzwi, nim się zamknęły.
-Zmieścicie się?- Spytał, robiąc miejsce.
Emma wcisnęła się do środka, ja sceptycznie pokręciłam głową.
-Pojadę następną.- Cofnęłam się o krok.- Bez obaw, wiem, jak wygląda siódemka, nie pomylę pięter.- Śmiać mi się chciało na widok ściśniętych jak sardynki w puszce "sław". Wyglądali tak, jakby pierwszy raz w życiu meli jechać windą i za nic nie chcieli odpuścić, żeby wsiąść do niej w drugiej kolejności. Ot, kilku dzieciaków, chcących przeżyć coś wyjątkowego w tej samej chwili.
-A to pojedziemy razem, dopilnuję, żebyś nie pogubiła się w korytarzach, pączuszku.- Shannon wyskoczył ze środka jak sprężyna.
-Wyglądam ci na głupią blondi?- Spytałam zaczepnie, gdy tylko drzwi windy zamknęły się i grupka pojechała na górę.
-Na blondi tak, ale nie wiem jeszcze, czy głupią.- Wyszczerzył do mnie zęby.
Nie powiem, żeby wyglądał źle: miał na sobie koszulkę bez rękawów i opięte dżinsy, w czym prezentował się zadziwiająco korzystnie. Mogłam dokładnie przyjrzeć się masywnym ramionom i dość pokaźnym mięśniom, rysującym się pod materiałem koszulki. Twarz... Okolona długimi włosami przyciągała wzrok, szczególnie jego oczy o pięknym kształcie, z długimi rzęsami. Co z tego, skoro nie było w nich żadnej głębi, odzwierciedlały jedynie całą prostotę, żeby nie powiedzieć tępotę Shannona. Aż mi się zrobiło żal, że ktoś obdarzony taką powierzchownością nie reprezentował sobą zupełnie nic. Był całkowitym przeciwieństwem brata, który po trochę odsłaniał przede mną to, co tkwiło w jego duszy, a podejrzewałam, że jest tego całkiem sporo.
-Wy też macie pokoje na tym samym piętrze?- Odezwałam się, przerywając ciszę. Wolałam rozmowę o pierdołach niż bycie pod ciągłą obserwacją. Miałam wrażenie, że kurdupel potrafi przeniknąć wzrokiem moją sukienkę i zobaczyć mnie nago. To nie było przyjemne uczucie.
-Taaa.- Odparł przeciągle i drgnął, gdy otworzyły się drzwi drugiej windy.- Wskakuj, pączuszku.- Przesadnym gestem wskazał mi wnętrze kabiny.
Weszłam do niej, niezbyt przekonana do spólnej jazdy. Shannon coś knuł, byłam tego tak pewna jak tego, że w lecie słońce świeci dłużej, niż zimą. Widziałam w jego brązowych oczach błysk, który bardzo mi się nie podobał, ale cóż, nie chciałam robić szopek i ośmieszać się przed pracownikami hotelu tym, że zacznę wymyślać powody, by nie wsiąść z jednym z Leto do windy. Zacisnęłam usta, wciskając się w kąt kabiny i stawiając przed sobą walizkę, jakby mogła odgrodzić mnie do przystojnego dupka.
-Jak podobała ci się podróż samolotem?- Usłyszałam.
-Ujdzie.- Zerknęłam na Shana spod oka. Czemu o to pytał? Niepokój wystawił pazury i zaczął szarpać mnie od wewnątrz, aż zrobiło mi się chłodno. Od razu pomyślałam, że Jr musiał pochwalić mu się nocną akcją na pokładzie. Przecież o wszystkim sobie mówili, prawda?
Shannon podszedł bliżej i pociągnął nosem, raz i drugi, potem zrobił jeszcze krok w moją stronę i stanęliśmy twarzą w twarz. Spięłam się natychmiast, gotowa odepchnąć go, gdyby czegoś próbował, nawet narobić wrzasku, jeśli byłoby to potrzebne. Szybko przypomniałam sobie, że to zwróciłoby na mnie uwagę, a nie chciałam komplikacji ani tego, że ktoś wezwałby policję, czy nawet tego, żebym musiała tłumaczyć obsłudze, dlaczego zachowuję się tak, jakby ktoś chciał mnie pobić.
-Wiesz, czym pachniesz?- Kurdupel przybliżył do mnie twarz, patrząc mi w oczy swoimi, odrobinę zamglonymi, jakby był na lekkim haju.- Cipką. I kutasem. Jedzie od ciebie seksem na kilometr. Jechało już w samolocie po tym, jak przestaliście się rżnąć.- Oparł dłonie po bokach mojej głowy, przez co nie mogłam się ruszyć. Zresztą, i tak nie mogłam, bo słysząc, co powiedział, skamieniałam w bezruchu. Poruszyłam ustami, nie potrafiąc sklecić najprostszego zdania, czując, jak na policzki wypływa mi gorący rumieniec wstydu.
-Ja... ja...- Jąkałam się, próbując wcisnąć się plecami w chłodne szkło lustra za sobą. W lędźwie boleśnie wbijała mi się poręcz, okalająca trzy ściany kabiny.
-Co ty w sobie masz, pączuszku-zboczuszku, że mój brat dostaje przy tobie pierdolca?- Shan przybliżył się jeszcze bardziej, prawie opierając się o mnie piersią. Niespodziewanie przysunął usta do mojego ucha, dmuchając w nie oddechem.- Robisz z nim jakieś ostre numery? Obciągasz pierwsza klasa? A może masz w poprzek?- Zarechotał przy ostatnich słowach.- Mam nadzieję sam się o tym przekonać po powrocie do kraju. Namyśliłaś się już?- Spytał i... polizał mnie w szyję, zaskakując mnie tym tak, że zadrżałam.
Miałam ochotę strzelić go w pysk albo kopnąć kolanem między nogi, powiedzieć, że prędzej zaszyłabym się dratwą, niż poszła z nim do łóżka, ale przypomniałam sobie, że miałam trzymać go w niepewności po to, żeby mieć go po swojej stronie. Jeszcze mógł mi się przydać jako sprzymierzeniec, choć to, co teraz zrobił, napawało mnie obrzydzeniem. Było chamskie i obleśne, pozbawione krzty szacunku, czy choćby sympatii.
Gorączkowo zastanawiałam się co powiedzieć, gdy tymczasem on, najwyraźniej ośmielony moim milczeniem i brakiem oporu, po prostu dobierał mi się do szyi, śliniąc ją miejsce za miejscem. Żołądek podjechał mi do gardła. Zebrałam siły i odepchnęłam go od siebie, aż poleciał w tył i oparł się plecami o drzwi. Mimo to uśmiechał się szeroko.
-Przypominam ci, że chwilowo jestem z Jaredem, więc z łaski swojej trzymaj się ode mnie z daleka.- Warknęłam, wycierając się z jego śliny.
-Sranie w banię.- Prychnął.- Chwilowo DAJESZ mu dupy, a nie JESTEŚ jego dupą, to różnica. Co ci szkodzi dorobić na boku?
-Powiedziałam, że się zastanowię.- Rzuciłam na odczepnego, wściekła jak mało kiedy. Nikt nie umiał sprowadzić mnie do poziomu kurwy tak, jak Shannon, w paru prostych słowach przypominając mi, dlaczego towarzyszę jego bratu. W tym miał rację, i za to go w tej chwili nienawidziłam. Zapomniałam nawet o własnych wątpliwościach i przypuszczeniach, że Jr lubi mnie bardziej, niż się do tego przyznaje.
-Długo mam czekać?
-Tyle, ile trzeba.- Przestałam pocierać szyję, czując, że już jest pewnie zaczerwieniona, i wytarłam dłoń w sukienkę.- I nie lataj za mną z wywieszonym ozorem jak pies, chyba, że chcesz spieprzyć wszystko, co ustaliłam z Jaredem. Podejrzewam, że nie był by zadowolony.- Zagrałam nowym argumentem, ciekawa, czy zadziała. Pamiętałam, jak potulny robił się starszy Leto, gdy młodszy na niego huknął.
-Dobra, kurwa.- Tak jak się spodziewałam, Shan natychmiast podkulił ogon. Odwrócił się do mnie tyłem i wpatrzył w migające nad drzwiami cyfry.
Ciekawa byłam, dlaczego tak bał się Jareda i jego reakcji, ale domyślałam się, że nie ma sensu pytać, bo i tak się nie dowiem. I tak dla mnie ważniejsze w tej chwili było to, że w jakiś sposób mam Shannona w garści, choć nie powiem, żebym czuła się z tym dobrze. Nie wtedy, jeśli musiałam wodzić go za nos obietnicą własnego ciała. Ale skoro weszłam w pewną rolę...
Nagle poczułam falę złości na Jr: gdyby zaraz na początku nie wypaplał bratu, że kupił moją cnotę, teraz nie musiałabym mierzyć się z problemami. Mógł siedzieć cicho i udawać to, co teraz udawaliśmy przed ekipą. Znał przecież Shannona i mógł spodziewać się, że ten napaleniec nie zostawi mnie w spokoju… Ale skąd mógł wiedzieć, skoro wcześniej nie korzystał z płatnego seksu, a kurdupel robił mi propozycje tylko wtedy, gdy byliśmy sami? Przy Jaredzie tylko się kłóciliśmy, mógł więc wywnioskować, że nie darzymy się sympatią.
Miałam przed sobą kolejne pytanie: powiedzieć  Jr o nagabywaniu, czy nie? Jak zareaguje? Wpadnie w złość i opierniczy brata, czy zleje na to i nie zwróci mu uwagi? W obu przypadkach mogłam ponieść przykre konsekwencje. Jeśli powiem i Jr się wkurzy, jego braciszek w odwecie może rozgadać, co naprawdę łączy mnie z Jaredem. Z zespołu za to nie wyleci, co najwyżej Leto poboczą się na siebie przez jakiś czas i tyle. Ja za to zostanę okrzyknięta dziwką.
W drugim przypadku, gdyby Jr olał moją skargę, Shannon poczułby się panem sytuacji, jakby dostał błogosławieństwo i pozwolenie na dalsze manewry wokół mojej osoby. Podejrzewam, że stałby się jeszcze bardziej namolny, a próbkę jego wątpliwej jakości zalotów miałam przed chwilą. Nie, nie, jeszcze raz nie. 
Najlepszym wyjściem będzie trzymać język za zębami i radzić sobie z natrętem najlepiej, jak potrafię, czyli zwodząc go tak długo, aż albo sam zrezygnuje, albo będę mogła bez przykrych skutków powiedzieć mu, żeby się odpierniczył. W razie czego znów postraszę go bratem.
Gdy winda zatrzymała się na naszym piętrze wyrwałam z niej, prawie potrącając wlokącego się bez pośpiechu Shannona. Chciałam znaleźć się jak najdalej od niego, schować się w pokoju, zrzucić ubranie i wskoczyć pod prysznic. Chciałam zmyć z siebie resztki jego śliny i, do diabła, to, o czym mówił.
Chwilę trwało, nim znalazłam drzwi z numerem 211, oczywiście zamknięte. Zapukałam w nie, pociągając jednocześnie nosem i węsząc wokół siebie. Czy naprawdę było ode mnie czuć tak, jak mówił kurdupel, czy tylko specjalnie powiedział tak, bo słyszał, co robimy? Ja nie czułam niczego szczególnego, może odrobinę własnego potu, to wszystko.
Emma wpuściła mnie do pokoju dopiero po chwili, owinięta w ręcznik kąpielowy i boso.
-Wreszcie.- Jęknęła z wyraźną ulgą.
-Korki.- Wzruszyłam ramionami, wchodząc do środka. Najwyraźniej nie podłapała żartu, bo zmierzyła mnie powątpiewającym spojrzeniem, nim zniknęła za drzwiami, prowadzącymi zapewne do łazienki. 
Rozejrzałam się po wnętrzu, nieco rozczarowana jego prostotą: zwykły pokój z dwoma łóżkami, ustawionymi po przeciwnych stronach, dwoma szafami, stolikiem, dwoma wyścielanymi krzesłami, dwoma nocnymi lampkami... Żaden luksus. Nie wiem czemu, ale byłam przygotowana na coś bardziej szałowego.
Widząc na jednym z łóżek rozmemłaną walizkę Emmy zajęłam drugie. Nie miałam w nim spać, ale przecież nie będę z tego powodu stać, albo siedzieć na krześle. Zastanawiałam się, czy w ogóle rozpakowywać się i wieszać ciuchy w szafie, czy też dać sobie z tym spokój i po prostu zostawić bagaż w kącie. A pal licho, jeśli ma wyglądać, że tu mieszkam, muszę sprawiać pozory.
Wyjęłam z walizki kilka bluzek i sukienkę, żeby coś jednak wisiało w mojej szafie na wypadek, gdyby pokojówka przyszła posprzątać. Nie miałam zamiaru zarzucać mebla resztą ubrań, szczególnie bielizną. Koronkowe majtki i staniki nie były tym, co chciałam pokazać obcym osobom.
Przeczesując zawartość swojego bagażu zerknęłam z ciekawością przez ramię na łóżko Emmy, próbując zgadnąć, co z sobą zabrała. Nigdy nie widziałam jej ubranej inaczej, niż w dżinsy i bluzkę, jakby w ogóle nie potrafiła dobrać nic bardziej kobiecego czy choć odrobinę seksownego. Nie była brzydka ani niezgrabna, choć daleko jej było do mnie, więc w sukience czy spódnicy na pewno prezentowałaby się całkiem dobrze. Nie miała krzywych nóg, które musiałaby chować przed światem. Może po prostu lubiła spodnie?
Na paluszkach podeszłam do jej walizki, szeroko otwartej i wystawionej na widok. Słyszałam, że w łazience wciąż leci woda, poza tym Emma robiła sporo hałasu, więc nie bałam się, że zaskoczy mnie na oglądaniu jej rzeczy. Nie miałam zamiaru niczego ruszać, chciałam tylko spojrzeć.
I spojrzałam, od razu unosząc w zdumieniu brwi: w rogu, obok złożonej w kostkę koszulki, leżało coś, czego się nie spodziewałam. Czarny pas do pończoch, zdobiony maleńkimi czerwonymi kokardkami. Śliczny. Musiałam walczyć z pokusą, by nie podnieść go i nie rozłożyć, tak mi się podobał. Więc jednak zimna panna Ludbrook lubił nałożyć na siebie coś, co mogło przyspieszyć facetowi oddech. Czy Jr widział ją kiedyś w pończochach i seksownej bieliźnie, czy zarezerwowała ją dla swojego obecnego chłopaka? Jeśli tak, to dlaczego zabrała pas z sobą? A może lubiła, będąc w hotelowym pokoju sama, ubrać się w takie fatałaszki, położyć na łóżku i zadzwonić do swojego faceta? Czy oddaleni od siebie uprawiali seks przez telefon? Opisywała mu, co na sobie ma? Robiła zdjęcia i wysyłała je, żeby miał się przy czym masturbować?
-Czy ty zawsze musisz od razu stawiać setki hipotez i zadawać sobie setki głupich pytań?- Upomniałam sama siebie, wracając do swoich rzeczy. Mimo to chciało mi się śmiać na myśl o Emmie, wijącej się na pościeli z dłonią między nogami i jęczącej do słuchawki, jaka jest napalona.
Potrząsnęłam głową, pozbywając się idiotycznej wizji, i skupiłam się na wybraniu dla siebie odpowiedniego stroju na wieczorne spotkanie przy drinku. Przerzucałam jedną bluzkę za drugą, żałując, że większość moich ubrań została na lotnisku. Z sobą miałam tylko ich niewielką część, w dodatku nie dającą się dopasować w żaden sensowny komplet. Kolorystycznie bluzki gryzły się ze spódnicami, te znów nie pasowały do butów, które spakowałam. Musiałam zdecydować się co zrobić: wyskoczyć w krzykliwym połączeniu kolorów, założyć po raz kolejny sukienkę, którą miałam na sobie podczas obiadu u Constance, czy zadowolić się zwykłymi spodniami? Wtedy dojrzałam między dwoma parami dżinsów coś, na widok czego rozbłysły mi oczy: czarne legginsy do kostek. Miałam świetną figurę i ładny tyłek, więc były idealne. Mogłam założyć do nich każdą bluzkę czy koszulkę, i każde buty, jakie chciałam. Mogłam nałożyć T-shirt i adidasy, mogłam top i tenisówki, mogłam też... Z uśmiechem zadowolenia wyjęłam z szafy powieszony tam wcześniej komplet, składający się z karmelowej barwy koszulki na ramiączkach i czarnego ażurowego wdzianka z krótkim rękawem, zakładanego na wierzch. Koszulka sięgała mi do bioder, wdzianko było nieco dłuższe, ale i tak nie zakrywało mi pośladków na tyle, by nikt ich nie zobaczył. A ja chciałam, żeby Jr je widział, po tym, co znalazłam w walizce Emmy czułam nieprzepartą potrzebę pokazania, że i ja potrafię wyglądać naprawdę seksy, nie uciekając się przy tym do paradowania w podwiązkach.
Rozłożyłam ubranie na pościeli i czekając, aż Emma zwolni łazienkę, sięgnęłam do stojącego pod ścianą między oknami stoliczka po hotelowy telefon. Musiałam zadzwonić do domu, obiecałam mamie, że odezwę się zaraz po wylądowaniu. Zawsze dotrzymywałam słowa, więc musiała czekać pewnie z niecierpliwością, aż zrobię to i tym razem. Miałam nadzieję, że nie zacznie znów zasypywać mnie pytaniami i pouczać, jak miało to miejsce ostatnio. Wystarczająco podle czułam się z myślą, że będę musiała podrzymywać opowiedziane wcześniej kłamstwa o chłopaku, który pracuje przy organizacji koncertów.
Zawahałam się, chcąc wybrać numer komórki mamy: nie miałam pojęcia, w jakis sposób dzwoni się z innego kontynentu. Wiedziałam, że trzeba podać numer kraju, z którym chcę nawiązać połączenie, ale po prostu go nie znałam.
Kurwa. Mój własny telefon był rozładowany po tym, jak na pokładzie samolotu grałam na nim w Angry Birds, więc nie miałam jak sprawdzić, czy wyświetli mi kierunkowy do Stanów. Że też wcześniej o tym nie pomyślałam...
Z krzywą miną zabębniłam palcami w drzwi łazienki.
-Zaraz wychodzę!- Emma krzyknęła przytlumionym głosem.
-Jaki jest kierunkowy do Stanów?
Przez chwilę w łazience panowała cisza i dałabym sobie rękę uciąć, że Emma podśmiewa się ze mnie, nieobytej wieśniaczki, nie umiejącej nawet zadzwonić gdzieś z obcego kraju.
-001 lub +1, zależy, z jakiego telefonu dzwonisz.- Usłyszałam po chwili.
-Dzięki. Muszę zawiadomić mamę, że nie rozbiłam się w oceanie.- Wyjaśniłam, nie wiem nawet, po co. Wróciłam na łóżko i bez kłopotów wybrałam numer, potem położyłam się z ręką pod głową, licząc sygnały. Mama odebrała po szóstym.
-No?- Odezwała się zasapanym głosem. Szybko obliczyłam różnicę czasu między nami i doszłam do wniosku, że jest już w pracy.
-Cześć, mamusiu.- Przywitałam się, nieco zaskoczona tym, że odzywka, jakiej sama używałam, nagle wydała mi się rażąco nie na miejscu.
-Och, Ellie, kochanie, wszystko w porządku?- Ton mamy natychmiast zmienił się z niedbałego w pełen troski.
-Tak, Chciałam tylko powiedzieć, że wylądowaliśmy i jesteśmy w hotelu.- Mówiąc, zaczęłam bawić się kosmykiem włosów i pomyślałam, że koniecznie muszę je umyć i rozczesać dopiero gdy wyschną, bo wtedy będą wiły się niesfornie, zamiast leżeć mi na ramionach w prostych pasmach.
-Ale wszystko w porządku?- Spytała po raz drugi.
-Jasne.- Przewróciłam oczami.- Jeszcze nie zwiedzałam, wybieramy się dopiero jutro, ale Londyn i tak mi się podoba.- Westchnęłam z rozmarzeniem, w wyobraźni widząc już, jak przemierzam angielskie ulice i robię zdjęcia z ręki, fotografując się na tle kolejnych wartych tego atrakcji. Potem przemknęło mi przez głowę, że powinnam mieć jakieś fotki ze swoim wymyślonym chłopakiem, i mina mi zrzedła.
-Kiedy wracasz do Stanów?- Pytanie było tak głośne, że odruchowo odsunęłam słuchawkę od ucha.
-Nie wiem. -Wzruszyłam ramionami. Nie chciałam mówić, że niedługo, żeby przypadkiem Emma tego nie usłyszała.- W Londynie będziemy dwa dni, potem lecimy do... nie pamiętam, ale to gdzieś we wschodniej Europie. A potem jeszcze gdzieś.
-Wschodnia Europa?- W głosie mamy pojawił się niepokój.- Bądź ostrożna, kochanie, podobno tam handlują kobietami, oglądałam o tym program. Jesteś pewna, że twój chłopak jest godny zaufania?
-Mamo!- Prychnęłam, opluwając sobie brodę.- Chyba nie sądzisz, że zafundował mi podróż po to, żeby sprzedać mnie do burdelu?- W myślach dodałam, że swój własny, czyli mnie, woził z sobą.- Jasne, że mu ufam, w końcu trochę go znam. Obiecuję, że będę dzwonić z każdego miejsca, w jakie pojedziemy.- Nie mogła tego widzieć, ale podniosłam dwa palce w geście przysięgi.
-Kiedy go poznam?- Kolejne pytanie sprawiło, że znów się skrzywiłam.
-Pewnie po powrocie.- Mrugnęłam, widząc otwierające się drzwi łazienki.- Muszę kończyć, ta rozmowa pewnie kosztuje krocie, nie chcę naciągać go na rachunki. Pozdrów tatę i Rolliego, o ile jest w domu.- Powiedziałam szybko, ucinając dalsze pytania. Mama mówiła tak głośno, że pewnie słychać ją było ze słuchawki w całym pokoju.
-Pozdrowię. I będę czekać na wiadomość od ciebie. Pozdrów od nas swojego chłopaka i powiedz mu, że ma się tobą dobrze opiekować.- Dodała.
Zerknęłam na Emmę: nie patrzyła na mnie, ale miała minę, jakby wdepnęła w coś paskudnego, więc wywnioskowałam, że to słyszała.
-Powiem. Pa, mamo.- Usiadłam.
-Pa.- Pożegnała się. Usłyszałam jeszcze, jak mówi  do kogoś "to Ellie, podróżuje po Europie ze swoim narzeczonym", potem w słuchawce rozległ się sygnał przerwanego połączenia.
Narzeczonym? Rany boskie, jakim narzeczonym? Co takiego mama naopowiadała o mnie swoim znajomym i jakie historie krążą teraz po miasteczku?
Odłożyłam telefon i odwróciłam się plecami do Emmy żeby nie widziała, jak wyglądam. Czułam, że krew odpłynęła mi z twarzy i zebrała się gdzieś w brzuchu, powodując nagłe mdłości. Nawet jeśli Emma miała minę, jakby wlazła w gówno, to tak naprawdę wlazłam w nie ja. Wlazłam? Wpadłam w nie po szyję. Ugrzęzłam lepiej, niż pierwszy lepszy Jeep w błocie. Jeśli tak dalej pójdzie, mama ustali termin mojego ślubu, nawet mi o tym nie mówiąc i nie fatygując się by spytać mnie, czy czasem się ze swoim chłopakiem nie rozeszłam.
Zgarnęłam ubranie i poszłam do łazienki, starając się nie pokazywać po sobie wzburzenia, jakie czułam. Miałam wrażenie, że sprawy zaczynają wymykać mi się spod kontroli, sznurki, za które pociągałam, rwą się jak cienka pajęczyna, a ja krążę w kółko, starając się jakoś to wszystko poskładać do kupy i nie pozwolić, by rozsypało się w drobny mak, obnażając prawdę.
Stanęłam przed lustrem, patrząc ponuro na swoje blade w tym momencie odbicie. Mierzyłam siebie morderczym wzrokiem i przysięgam, że gdybym mogła, ścisnęłabym tę zadufaną blond idiotkę, patrzącą na mnie równie wrogo z tafli lustra, zgniotłabym jej długą szyję i patrzyłabym, jak jadowicie zielone oczy wychodzą jej z orbit.
-Więc teraz mam narzeczonego, którego w razie potrzeby będę musiała rzucić dla pana Jareda Leto, pogromcę damskich serc. Dzięki, mamo. Piękne, cholera, dzięki.- Mruknęłam, tak naprawdę wiedząc, że wszelkie pretensje mogę mieć jedynie do siebie.

                                                                  *****
Ahoj.
Postanowiłam podzielić rozdział o Londynie na dwie części, żeby nie kazać Wam zbyt długo czekać. Za kilka dni ciąg dalszy, w nim "spotkanie przy drinku", trochę Tomo, potem trochę J+E czyli Dziadu i pączuszek-zboczuszek, na koniec trochę zwiedzania i wyprawa do Polski.
Pozdrawiam.
Yas. 

8 komentarzy:

  1. Wreszcie doczekałam się nieco więcej Shana :D Ciekawa jestem czy dalej będzie coś kombinował. Poza tym jak zwykle genialnie i czekam na moment jak Jared znowu zagalopuje się w mówieniu o swoich... hym, uczuciach? ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Jeśli Shan nie będzie kombinował, to ja jestem Matka Teresa.
      Czy Jared się zagalopuje... Coś tam będzie, bo już to sobie zaplanowałam i miało znaleźć się w tym rozdziale razem z całą resztą, ale tyle tego w sumie nazbierałam, że wyszłaby straszna dłużyzna.
      Co poza tym... Chyba tylko to, że teraz wszystko zacznie się bardziej komplikować, przynajmniej dla Ellie, która coraz bardziej się gubi i zaczyna popełniać błędy, nawet o tym nie wiedząc. Ich konsekwencje odczuje w swoim czasie.

      Usuń
  2. Jezu słodki. Ellie mnie denerwuje. Zachowuje się jak jakaś nastolatka, albo dziecko, które za każdym razem jak gdzieś pojedzie, musi zadzwonić. Do mamusi. Teraz ma za swoje. Szczerze mówiąc mogłaby się trochę ogarnąć.
    Shannon ty cwaniaczku. Chyba ktoś tu jest zazdrosny. Bo on nie żadnj dupy, za to brat ma. Czasem naprawdę mam wrażenie, że jest zazdrosny. Ale te jego pączuszku-zboczuszku zwala z nóg :D to ja czekam na tą bardziej "smakowitą" część :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, dodałam wątek z telefonami po to, żeby biedna Ellie miała więcej trosk na głowie. A że dzwoni, jak dzidzia, i się tłumaczy, to fakt. Tak hą wychowano :)
      Shannon raczej myśli tylko o dupci, choć z drugiej strony, skoro zaproponował dziewczynie stały "związek" w formie sponsoringu, to kto go wie? W każdym razie chwilowo ma na oku tylko to, żeby pączuszka nadziać. Sobą.
      Dalsza część już się pisze powoli.

      Usuń
  3. Dlaczego tak krótko? D: Strasznie szybko to przeczytałam i z niecierpliwością czekam na drugą część.
    Podzielam zdanie natt, Ellie zaczyna mnie irytować. Shannon dalej mnie rozwala swoim sposobem bycia, jest po prostu genialny. Szczególnie ten tekst o pączuszku-zboczuszku. :D
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i mam nadzieję, że pojawi się soon. I nie mam tu na myśli Jaredowego soon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, krótko, bo na całość musielibyście czekać jeszcze ze dwa-cztery dni. A tak dałam część, reszta się pisze. Może uwinęłabym się z całością, ale zdechł mi pecet, a ten, na którym teraz piszę ma drobne problemy z grafiką. Byle kiedy czernieje ekran, albo się zawiesza, więc pisanie na nim przypomina małą wojnę o to, kto kogo przetrzyma. Co prawda mam jeszcze notebooka, ale jest teraz rozrywany przez resztę rodziny jako jedyny sprzęt, na którym da się sprawnie posiedzieć w sieci. "Nowy" pecet jąka się nawet, gdy włączę Twittera. Cóż, trzeba będzie kupić nową kartę.

      Wciąż zastanawiam się, ile jeszcze rymów Shannon może znaleźć do pączuszka ;) Pewnie gdy wpadnę na jakiś ciekawy, wymyślę do niego odpowiednią scenkę.
      Moje soon jest o wiele krótsze od jaredowego. Powiedzmy, że tak krótkie, jak jego... No, maciupeńkie xD

      Usuń
  4. Pierwszy pobyt za granicami kraju na długo, czasami być może na zawsze zostaje w pamięci człowieka. Jestem pewna, że ta cała wycieczka tak właśnie utkwi w umyśle Ellie, w końcu nie każdy człowiek ma okazję przeżyć coś takiego. Nic więc dziwnego, że dziewczyna chłonie całą sobą widoki, które właśnie dane są jej zobaczyć.
    Nic dziwnego również, że Ellie denerwuje ignnorowanie przez Jareda w obecności poza ekipowej. Również jak ona myślałam, że Jay odrzuci to wszystko, ale jak widać postanowił inaczej. Jestem też ciekawa, czy on faktycznie nie widzi, jaką niechęcią Emma darzy Ellie i wzajemnie i czy to, że dziewczyny będą musiały razem "pomieszkiwać" w hotelach. Jeśli tego nie widzi, jest masakrycznie ślepy. Dodam teraz coś zupełnie niezwiązanego z rozdziałem, ale chcę to napisać, zanim w ogóle o tym zapomnę. Bardzo podoba mi się nowe tło, fajny miks. I jedno co mi się rzuciło w oczy. Emma nie jest ładną kobietą. A już na pewno nie w porównaniu z Ellie. Może też i to ją boli, a nie tylko to, że Jared ją "rżnie"? Coś mi się wydaje, że tak jest:) I mam nadzieję, że tak jest, tej blondynki nad wyraz nie znoszę.
    Bardzo cieszy mnie to, że Ellie nie dobija się już tak wyrzutami sumienia względem tego, co robi. Jeśli chodzi o całą sprawę, ma naprawdę wielkie szczęście, że trafiła na Jareda. Scena przy recepcji gooood! Przez chwilę sama naprawdę pomyślałam, że Ellie doskonale wie, co robi, ale dziewczyna improwizowała. Cieszę się, że nie ośmieszyła się przed Emmą. Cieszy mnie też to, że umie słownie poradzić sobie z nią, odgryźć się.
    Rozwalił mnie opis ludzi ściśniętych w windzie. Tak jakby ich życie zależało od tego, czy pojadą pierwszym czy drugim rzutem. Na nieszczęście Ellie Shannon postanowił pojechać jednak z nią. Prawdopodobnie ja (o ile Shannon ogarnąłby się z wyglądem, jego obecny mnie odstrasza) uległabym panu Leto, ale w Ellie wzbudza on obrzydzenie. W zasadzie trochę nierozumiem tego, czemu Ellie chce go mieć po swojej stonie, bo niby w czym Shannon mógłby jej pomóc? Zdradzisz tę tajemnicę czy nie? I dlaczego Shannon obawia się wybuchu brata?
    Emma i seksowna bielizna? Jakoś mi to kompletnie do niej nie pasuje, takie to trochę groteskowe. Zachowanie matki Ellie jest typowe dla większości matek z małych miejscowości. Kiedy słyszą, że ich dziecku "coś" się udaje, zaczynają to mocno rozbudowywać. Gorzej, że Ellie na tym może ucierpieć, ale liczę, że sobie spokojnie z tym poradzi.
    Chyba zaczynam powoli wracać do starych trybów, jeszcze jeden komentarz i będę na bieżąco. Nie podoba mi się natomiast wzmianka o końcówce bloga. Ale myślę, że Ty o tym wiesz:) Pozdrawiam i jak zwykle życzę weny:) Za literówki przepraszam:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nagłówek powstał w nocy. Zabierałam się do zrobienia go od dawna, ale ciągle jakoś nie mogłam znaleźć odpowiedniego zdjęcia, które pokazałoby moją wizję Ellie. Wreszcie się udało, do tego wpadło mi w oko jej zdjęcie w negliżu, idealne do treści bloga. Cudem przy tym komp mi się nie zrestartował, choć kilka razy monitor robił się czarny. Efekt pracy z walniętą kartą graficzną.
      Tak, Emma jest brzydka, fotka, którą dołączyłam, przedstawia ją nad wyraz korzystnie w porównaniu do innych. Jest zazdrosna, Ellie sama zauważyła to, wychodząc z łazienki w "wyzywającym" stroju.
      Swoją drogą, patrząc na jej delikatne rysy, nie można powiedzieć, żeby jakikolwiek strój zmienił ją wizualnie w dziwkę. Jak powiedział Jr (w drugiej części rozdziału), ona jest na to zbyt naturalna i subtelna. I wcale się nie dziwię, że dostał na jej widok małpiego rozumu już wtedy, gdy wsiadła do jego wozu.
      Wyrzuty sumienie Ellie jeszcze się odezwą, ale ich głos będzie cichy i ledwie słyszalny. Przynajmniej dotąd, dokąd będzie w trasie ze swoim niechłopakiem, że tak go nazwę.
      Jared chyba raczej widzi, jak napięte są relacje między Ellie i Emmą. Podchodzi do tego jednak po męsku, czyli trochę lekceważy.
      Shannon za to jest dla dziewczyny problematyczny ze względu na to, co o niej i do niej mówi. Dlatego zdecydowała się go ugłaskać w jedyny sposób, jaki przyszedł jej do głowy: wodząc za nos. Czy wyjdzie jej to nadobre, to osobna sprawa, bo Shan, stwierdzając, że się nim bawiła, może być naprawdę nieprzyjemny.
      Pocieszę Cię, że co prawda ten blog doczeka się swojego zakończenia, to jednak nim ono nastąpi, sporo jeszcze się podzieje. Już zaczęłam rozdział z warszawskim IF, i uprzedzam, że będzie w nim trochę słodziej, niż w innych, przynajmniej przez chwilę.
      Życzę przyjemnej niedzieli.
      Yas.

      Usuń