sobota, 8 marca 2014

Na wszystko trzeba czasu.

Babcia zachowywała się dziwnie: niby tak jak zawsze piekła coś, wyręczając się mną w drobniejszych czynnościach, ale widziałam, że często przygląda się spod oka mi albo Jaredowi. Częściej jemu, mając przy tym trochę niedowierzający wyraz twarzy. Chyba dotarło do niej, kogo gości w swoim skromnym mieszkaniu.
Zagadywała do niego, owszem, ale robiła to z dziwną rezerwą, w której wychwytywałam coś na kształt szacunku, jakim darzy się mimowolnie ludzi z pewnych kręgów. Tak, jakby zapomniała, że była do niego nastawiona negatywnie. Ale cóż, ja też byłam, zanim dowiedziałam się, dlaczego zrobił to, co zrobił.
Umiejętność wybaczania to jedna z najlepszych a zarazem najgorszych ludzkich cech. Bez niej bylibyśmy samotni, z nią potrafimy dać jeszcze jedną szansę, choć czasem tych szans jest więcej, niż powinno być. Dlatego wybaczanie może przynieść ból taki sam jak ten, który zadał nam inny człowiek. Czułam jednak, że w przypadku Jr nie robię błędu i nie będę musiała bać się, że historia zatoczy krąg i znajdę się w tym samym punkcie, w którym byłam w momencie powrotu do Delphi. Ufałam mu, bardziej instynktownie niż świadomie, wierzyłam, że mówi szczerze i z serca. Żałował, pokazał to, i choć mówił niewiele, zawarł w swoich słowach więcej treści, niż można było usłyszeć.
Zaskoczył mnie nie tylko swoimi wyznaniami, ale też zachowaniem. Spodziewałam się po nim, że zamknie się w moim pokoju, woląc siedzieć w nim niż być pod obstrzałem i pytaniami, na które niekoniecznie chciałby odpowiadać. Ale nie, on spędzał czas z nami, w kuchni, siedząc przy moim laptopie, z telefonem pod ręką, i załatwiając miliony swoich spraw. Dzień wolny w jego wykonaniu najwyraźniej tak wyglądał: Leto w podkoszulku i dresach, boso, z włosami byle jak złapanymi gumką, ale zawsze na posterunku, zawsze wiedząc, co i gdzie się dzieje. Nie mam pojęcia, jak on to wszystko ogarniał, ale mu się udawało.
Teraz rozmawiał z kimś o imieniu Colin, tłumacząc mu grzecznie ale dobitnie, co sądzi o jednym z hoteli i dlaczego prosi, by zmienić rezerwacje dla całej ekipy na inny. Nawet nie wiedziałam, gdzie się mają zatrzymać, ale pewnie znów gdzieś daleko, może w Europie? O ile pamiętam mieli tam prawdziwy wysyp koncertów.
Właśnie ta myśl sprawiła, że spojrzałam na niego inaczej i zobaczyłam, po raz nie wiem który, kim jest. Zdałam sobie sprawę z tego, kto siedzi w mojej kuchni i z kim mam do czynienia. Zapomniałam o tym w nawale zwykłych spraw, a teraz miałam uczucie, jakbym w trakcie spaceru natknęła się na coś, o czym wiedziałam, że istnieje, ale w to nie wierzyłam. Trudno było uwierzyć, że jestem w tej chwili częścią prywatnego życia jednego z najbardziej znanych na świecie ludzi z branży rozrywkowej. Człowieka, ktory praktycznie nie mógł swobodnie przejść ulicą i na widok którego młode dziewczęta dostawały wariacji. A ja spałam z nim ubiegłej nocy w jednym łóżku, kłóciłam się w południe, nie mówiąc o tym, że miałam urodzić jego syna. Pierwsze i jedyne dziecko, jakie będzie miał.
Mieszając lukier zerkałam na zajętego rozmową Jareda, usilnie wmawiając sobie, że to nie może być prawda. Takie rzeczy się nie zdarzają. A jeśli, to komuś innemu, jakimś bogatym dziewczynom, które tkwią w biznesie na równi z mężczyznami pokroju Leto, nie zaś nieznanym nikomu i podobnym do mnie szaraczkom. Jr, który siedział przy stole, nie mógł być prawdziwy. To ktoś, kto jest do niego łudząco podobny i tyle. Prawdziwy Leto na pewno nie przyjechałby tu powiedzieć, że mu na mnie zależało. Byłby ponad to, dla niego moje problemy nic by nie znaczyły. Prawdopodobnie ograniczyłby się do wysłania mi czeku na jakąś okrągłą sumę, żebym nie biedowała, zapewne znalazłby sposób, żeby zamknąć mi usta i odwieść od chęci zrobienia szumu wokół mojej ciąży, ale nie pofatygowałby się do mnie osobiście. Prawdziwy Leto nie urwałby się z trasy, wpadając jak bomba do matki a potem nie wsiadłby w samolot, gnając przez pół kraju do szaraczka. Myślałby raczej o tym, że za dwa dni od dziś ma następny koncert i musi się do niego przygotować. Udzielałby wywiadów, brylował, rozdawał autografy.
Chyba, że...
Uśmiechnęłam się do siebie na myśl, że jednak to wszystko jest prawdziwe. W tym samym momencie Jr podniosł wzrok i spojrzał ma mnie, najpierw z roztargnieniem, potem zdziwieniem, na koniec rozłączył się, rzucając krótkie "jeszcze się odezwę". Uniósł pytająco brwi, na co odpowiedziałam lekkim wzruszeniem ramion. Nie działo się nic, z czego musiałabym mu się tłumaczyć. Po prostu zrozumiałam, co jak wygląda. Pojęłam, że moje życie zmieniło się bardziej, niż zdawałam sobie z tego sprawę. I to z jego powodu. Przez faceta, który ciągle mówił, jak cholernie go kręcę, robił dziwne rzeczy, żeby mnie zadowolić, rzucał na szalę swój spokój i ryzykował medialną nagonkę, bo ja tak chciałam. Siedział ze mną na drzewie w parku tysiące kilometrów stąd, bo chciał pokazać, ile dla niego znaczę. I z tego też powodu był teraz w mieszkaniu mojej babci.
-Zrobiony.- Zdjęłam rondelek z lukrem z kuchenki.- Poradzisz sobie z resztą roboty sama?- Spytałam. Miałam do Jareda kilka pytań i chciałam zadać je od razu, póki siedziały mi w głowie.
-Jasne, Suze.- Popatrzyła na wiszący na ścianie zegar.- Idziesz na basen?
-Nie. Poćwiczę w domu.- Wygięłam plecy w łuk, naciskając dłońmi na krzyż.- Jr, możesz poświęcić mi chwilę?
-Co tylko zechcesz, Ellie.- Zamknął laptop i wyłączył telefon. Nie czekając na niego poszłam do pokoju. Leto zjawił się chwilę później, dzierżąc w rękach dwa talerzyki z owocowym plackiem, jeszcze ciepłym i pachnącym tak, że ślina sama napływała do ust. Leto wyglądał zabawnie i uroczo w moich spodniach, koszulce, którą mi przysłał, z bałaganem na głowie i niezbyt pewną miną.
-Proszę.- Podał mi talerzyk, zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Miałam w pokoju tylko jeden fotel, który teraz zawalony był moim świeżo wysuszonym praniem.
-Babcia, jak widzę, dała nam bufor w postaci słodkości.- Ukroiłam widelcem kawałek placka i z rozkoszą zjadłam. Jak zawsze był pyszny.
-Bufor?- Jr zerknął na mnie ze zdziwieniem.
-Tak. Nie można mieć ochoty na kłótnię, jeśli je się takie pyszności. Tylko nie myśl, że upiekła ciasto z twojego powodu. Babcia sprzedaje wypieki, a że jest mistrzynią w pieczeniu, ma masę zamówień.
-Dziękuję, że właśnie sprowadziłaś mnie na ziemię.- Uśmiechnął się znad talerzyka. Spróbował placka i zrobił wielkie oczy.- Wcale się nie dziwię, że ma zamówienia. Lepsze, niż ciasta mojej mamy. Tylko jej tego nie mów.- Puścił do mnie oczko.
-Babci czy twojej mamie?
-Mamie.- Spoważniał.
W jednej chwili atmosfera stała się bardziej napięta. Odczułam wyraźnie, że znów nieco się oddalił, jakby perspektywa rozmowy ze mną za każdym razem działała na niego jak woda na płomień. Jakby się do czegoś zmuszał, woląc to pominąć.
-Chciałam cię o coś spytać.- Zaczęłam, nie widząc sensu w dalszym odwlekaniu tego, po co chciałam być z nim sam na sam.
-Wal.- Rzucił, nie patrząc na mnie.
-Jak sobie to wszystko wyobrażasz? Jaką masz wizję tego, co twoim zdaniem powinno się teraz stać?
Jared długo nie odpowiadał. Bez pośpiechu zajadał ciasto, najwyraźniej układając myśli. Może wcześniej sam nie zastanawiał się, co teraz, i moje pytania go do tego zmusiły?
-To nie jest proste, Ellie.- Powiedział wreszcie, odkładając pusty talerzyk.
-Wiem, dlatego pytam. Powiedz, czego byś chciał, ja się nad tym zastanowię a potem powiem ci, co o tym sądzę.
-Chciałbym...- Splótł dłonie na kolanach.- Nie myśl, że odezwało się we mnie poczucie obowiązku i to ono mną kieruje. Ma na mnie wpływ, nie przeczę, jednak przede wszystkim biorę pod uwagę coś innego. To, co czułem, gdy byliśmy razem. Zmieniałaś mnie, a mi się to podobało. Chciałbym, żeby to wróciło.- Mówił, robiąc kilkusekundowe przerwy między zdaniami.- Domyślasz się zapewne, że zależy mi, byś mieszkała u mnie, w LA.
Kiwnęłam głową, choć nie patrzył, siedząc ze wzrokiem wbitym albo w podłogę, albo w swoje ręce. Już wcześniej byłam niemal pewna, że będzie chciał mnie do siebie zabrać. To było łatwe do przewidzenia od chwili, gdy powiedział, że mu na mnie zależało, gdy pokazał, że chce odwrócić wszystkie złe rzeczy, jakie mi zrobił.
-Niedługo święta, chciałbym, żebyśmy spędzili je razem.
-Masz wtedy urodziny?
-Tak.- Podniósł głowę.- Nie przeraża cię to, że kończę 42 lata?
-Nie. Już nie.- Przyznałam szczerze.- Na początku mi to przeszkadzało, potem się przyzwyczaiłam, teraz w ogóle nie robi mi to żadnej różnicy. Pytanie za to, czy ty nie widzisz nic złego w moim młodym wieku.- Odbiłam piłeczkę. Wyglądało to tak, jakbyśmy zostali wyswatani przez rodzinę i pozostawieni sami, by domówić szczegóły i dowiedzieć się, czy mamy wspólne zainteresowania albo coś, co pozwoli nam stworzyć poprawne relacje.
-To, że jesteś młoda, tylko mi pochlebia. Mówiłem co innego, ale wtedy wszystko wyglądało inaczej. Tak naprawdę uwielbiam twoją młodość i świeżość. Przecież jestem facetem.
-To wszystko wyjaśnia.- Nieco się speszyłam. Musiałam odwrócić swoją uwagę od tego, o czym zaczęłam myśleć, żeby móc znów skupić się na tym, po co tu byliśmy.- Jay, jak Emma dowiedziała się...- Zerknęłam na drzwi.- Wiesz, o czym.- Ściszyłam głos.
-Miała wgląd w moje wydatki. Powiedziałaś przy niej o czeku, reszty się dogrzebała, a na stronę trafiła dzięki wpłacie, jakiej musiałem dokonać, żeby dostać adres twojej poczty.
-Nie obraź się, ale mam wrażenie, że Emma nie bez powodu wbiła sobie do głowy, że ma wobec ciebie pewne prawa. Wozisz ją z sobą wszędzie, pozwalasz odbierać telefon, dajesz jej zaglądać sobie do portfela.
-Nie, Ellie, to nie tak. Emma musi wiedzieć, jaka suma widniej na moim firmowym koncie, ile wydałem na to czy na tamto. To ja omyłkowo zapłaciłem kartą, która jest do niego przypisana. Byłem podekscytowany i w ogóle... Przepraszam.- Wyglądał faktycznie na strapionego i zawstydzonego. Rzadki widok. Najczęściej bywał wyniosły, chłodny, albo dla kontrastu rozgrzany jak... Nie wiem dlaczego, ale do głowy przychodziło mi tylko jedno słowo: ogier.
Czemu w jego towarzystwie, nawet w chwili, gdy chciałam porozmawiać o poważnych sprawach, musiałam mieć niegrzeczne myśli? Przecież nie byliśmy z sobą od miesięcy, na dodatek ja od pół roku byłam w ciąży. Nie powinnam w takim stanie myśleć o tym, co natrętnie pchało mi się do głowy, ani zadawać sobie pytania: czy byłoby tak samo jak kiedyś, czy inaczej?
-Dużo musiałeś zapłacić za mój adres?- Spytałam z ciekawości, odsuwając od siebie niegrzeczne wizje.
-A tego to ci nie powiem.- Pochylił się w przód i przejechał kciukiem po mojej dolnej wardze, po czym oblizał palec.- Okruszek ciasta, nie mogłem się powstrzymać.- Wyjaśnił.
Podejrzewałam, że nie szło o sam okruch ile o to, że mógł mnie dotknąć w dosyć intymny sposób. Przynajmniej tak to odebrałam, widząc ten szczególny błysk w jego oczach. Znów pomyślałam, że znam tego człowieka pod niektórymi względami lepiej, niż mi się zdawało, a jednocześnie prawie nic o nim nie wiem. Dziwna sprzeczność. Tak zagadkowa, że sama zaczęłam czuć się dwojako, nie wiedząc, co tak naprawdę jest grane. Nie umiałam zdecydować, czy ja i Jared jesteśmy parą, czy nie, nazwanie tego, co się w tej chwili między nami działo, przerosło moje umiejętności. Wydawało mi się, że raczej tak, zaczynamy jeszcze raz, nie od zera, ale od momentu, w którym przerwaliśmy, z nowymi informacjami, których sobie udzielaliśmy. Zaraz jednak doszłam do wniosku, że to jeszcze nie tak, my dopiero mówiliśmy o tym, co mogłoby być, czego byśmy chcieli. A raczej on mówił, a ja słuchałam, nie dzieląc się z nim swoimi pragnieniami. Jakie były? Nawet ja tego nie wiedziałam. Poza jednym: żeby Jamie był zdrowy. Tylko tyle i aż tyle. Co jeszcze? Czego mogłabym pragnąć dla siebie? Nie było gwarancji, że cokolwiek wybiorę teraz czy w przyszłości, będę szczęśliwa. Mogłam żałować każdej podjętej decyzji. Mogłam też, dostawszy jedno, zachcieć więcej, potem znów więcej, aż rozpędzona w marzeniach o lepszym nie będę umiała docenić tego, co mam. Nie miałam na myśli spraw przyziemnych, materialnych, a uczucia. Nie miałam pewności, czy to, co miesiące temu Jr zaczynał do mnie czuć, nie znikło tak jak to, co ja zaczynałam czuć do niego. Może oboje wystartujemy w związek bazując na nadziejach, a nie mając fundamentów, na których mogłyby się oprzeć? A Jamie? Czy Leto będzie go kochał, czy tylko tolerował jego istnienie, nie mając innego wyjścia? Jeśli jego syn urodzi się z tą samą wadą, czy Jared nie odwróci się od nas, tracąc obecny zapał? I co najważniejsze: czy w takim przypadku, mając obciążone dziedziczną chorobą dziecko, ja sama nie znienawidzę za to jego ojca?
-Ellie?- Głos Jr rozległ się tuż przede mną.
-Wybacz, zamyśliłam się.- Potrząsnęłam lekko głową, pozbywając się z niej drążących umysł pytań. Nikt nie umiał na nie odpowiedzieć, a każde rodziło następne i następne. Dziesiątki, setki, tysiące pytań, rzuconych samej sobie w bezsensownej próbie zajrzenia w przyszłość i dowiedzenia się, co dla mnie i Jamiego będzie najlepsze. Chyba muszę zdać się na intuicję.- To naprawdę jest trudne, zdecydować w jednej chwili co zrobić ze swoim życiem.- Powiedziałam, wracając do początków rozmowy.
-Nie wymagam, żebyś rzuciła mi się w ramiona z okrzykiem "Och, Jay, jasne, że się do ciebie przeprowadzę, pozwól mi tylko spakować parę ubrań". W tej chwili nie będzie mnie w kraju, praktycznie co dzień czy dwa gdzieś gramy, więc tygodnie, jakie spędzę za granicą, poświęćmy na...- Zawahał się i uśmiechnął.- Dajmy sobie czas na to, żeby za sobą zatęsknić. Tak będzie najlepiej.
Niemal odetchnęłam z ulgą. Nie wyobrażałam sobie, że tak po prostu zbiorę swój skromny dobytek i wyjadę do LA, praktycznie w ciemno, nie wiedząc, czy naprawdę tego chcę. Owszem, Jamie potrzebował ojca, ale nie kosztem życia w pełnym napięć i wzajemnej niechęci domu. Nie w akompaniamencie kłótni o wszystko, obchodzenia się z daleka i patrzenia na siebie wilkiem. Jared też na to nie zasłużył. Nikt na to nie zasłużył. Skok na głęboką wodę mógł zakończyć się skręceniem karku o niewidoczną z brzegu przeszkodę. Lepiej najpierw zamoczyć się, oswoić z żywiołem, dopiero potem powoli zanurzyć. Innymi słowy: potrzebowaliśmy nieco czasu na przywyknięcie do myśli, że będziemy razem mieszkać. Może nawet bardziej potrzebowałam tego ja, Jared zaś musiał przyzwyczaić się do faktu, że będzie ojcem.
Obserwując życie innych wiedziałam, że mężczyźni, którzy 'wpadli' z trudem dopuszczają do siebie myśl o dziecku, o jego wychowywaniu. Mimo zabiegów ich partnerek, próbujących zaprzyjaźnić ich z potomkiem, często kończyło się to niezbyt wesoło. Nie zamierzałam popełniać błędów, jakie przytrafiały się innym dziewczynom w podobnych do mojej sytuacjach. Ani myślałam narzucać się  Jr ze swoją ciążą, mówić o niej częściej, niż to konieczne, zapewniać, że dzidziuś będzie go kochał, że powinien mówić do brzucha, bo maleństwo go słyszy... Chyba nie można zniechęcić faceta do jego własnego, przypadkowego dziecka bardziej, niż robiąc z siebie słodką ciężarną idiotkę. Ja nią nie będę. Jeśli Leto ma pokochać Jamiego, musi zrobić to sam, bez mojej wątpliwej pomocy.
-Myślisz, że zaczniesz tęsknić?- Spytałam, nawiązując do jego propozycji.
-Myślę, że już tęskniłem. A ty?- Przekrzywił głowę, wciąż przybliżony tak, że czułam na twarzy jego pachnący ciastem oddech.
-Trochę. Najbardziej na początku.- Bliskość mężczyzny, z którym wciąż wiele mnie łączyło, okropnie mnie rozpraszała. Jedyne, na czym mogłam się skupić, to jego oczy o powiększonych teraz źrenicach, wpatrzone we mnie w ten specjalny sposób, od którego przechodził mnie dreszcz. Wiedziałam, że chciałby mnie pocałować, ale chyba wahał się, nie mając pewności, jak zareaguję. W końcu znów mogłam dać mu w twarz.
Uśmiechnęłam się w duchu, czując z tego powodu satysfakcję. Byłam górą, przynajmniej w tej chwili to ja decydowałam o wszystkim, łącznie z przyszłością Jareda. W pewien sposób zależała ode mnie. To spora odpowiedzialność, ale potrafiłam ją udźwignąć. Poradzę sobie, w to nie wątpiłam.
-Cieszysz się.- Powiedział cicho.
-Odrobinę.- Przyznałam bez skrępowania.- A ty?
-Powiedzmy, że z ochotą zmieniłbym swój status na Facebooku na "w związku", ale nie mam tam konta jako takiego, jedynie coś w rodzaju strony dla fanów.
-Ja w ogóle nie mam tam profilu.
-Trzeba naprawić to niedopatrznie.- Ton głosu Jr zmienił się. Teraz był rozbawiony, jakby Leto miał zamiar spłatać komuś psikusa.- Wybacz, ale rozpiera mnie chęć pochwalenia się tobą przed... każdym. Przedtem trzymałem cię w sekrecie, ale to się zmieni.- Znienacka cmoknął mnie w czubek nosa.- Mogę pogrzebać w twoim komputerze?
-Po co?- Trochę się zaniepokoiłam.
-Zrobimy ci konto, Ellie. I napiszemy, że jesteś moją dziewczyną.
-Ale...- Nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.
-Ellie, nie dam rady chować cię przed światem. I nie chcę tego robić.- Jr spoważniał, ale wyglądał na zdecydowanego zrobić to, co zamierzał.- Jesteś w ciąży, jak myślisz, nikt nie zauważy ciężarnej kobiety, mieszkającej w moim domu? Zamierzasz siedzieć w nim bez przerwy, nie wychodząc nawet do ogrodu? To nie będzie kilka dni czy tygodni, Ell, w czasie których mogłabyś kryć się po kątach w obawie, że ktoś zrobi ci zdjęcie i zapyta 'Kim jest ta dziewczyna?'. Poza tym chciałbym móc zabierać cię choćby na kolację czy gdzieś, a tam na pewno spotkasz się z zainteresowaniem. Chyba że...
-Że co?- Spytałam, gdy nie dokończył.
-Chyba, że nie bierzesz mnie na serio. Może zgadzasz się spróbować tylko po to, żebym po prostu przestał marudzić?- Znów był nieufny i zdystansowany. Atmosfera intymności przepadła szybciej, niż zdążyłam mrugnąć.- Co zrobisz, gdy pojadę dalej w trasę, w pierwszej rozmowie telefonicznej poinformujesz mnie, że jednak się myliłaś? Jeśli tak, to powiedz mi od razu, żebym nie robił z siebie starego idioty, który jest gotów prosić o drugą szansę bo tak go zakręciłaś.- Zacisnął mocno usta i odsunął się, siadając sztywno.
Trochę mnie to zabolało. Ledwie chwilę wcześniej sam zauważył, że się cieszę, a teraz zmienił front i podejrzewał, że nie mam czystych intencji. Od razu upomniałam siebie w myślach, że zapewne jest to spowodowane jego niepewnością, obawą, że chory człowiek działa na innych odpychająco.
-Jay, nie umiem udowodnić ci, że i tym razem cię nie okłamuję.- Powiedziałam, wcześniej starając się obrać sposób rozumowania babci. Pomógł mi już wiele razy, teraz również nie mógł zawieść.- Cokolwiek bym nie zrobiła w tej chwili, wszystko można potem odwrócić. Nawet...- Zawahałam się. Niektóre słowa ciężko było powiedzieć ze względu na ich znaczenie.- Nawet małżeństwo. Nie znaczy to, że wymagałabym od ciebie, żebyś się ze mną ożenił, chcę tylko dać ci do zrozumienia, że na pewne sprawy trzeba poczekać, jak na to, żebyś przestał jeżyć się za każdym razem, gdy poddam coś w wątpliwość. Po prostu zaskoczyłeś mnie z tym zrobieniem konta i ogłoszeniem, że się spotykamy.
-"Się spotykamy". Co za delikatne ujęcie tematu.- Mruknął z przekąsem, ale przestał wyglądać na uprzedzonego. Tyle dobrze, choć zaczęłam podejrzewać, że nie będzie łatwo pokonać jego ostrożność i brak wiary w to, że mogę nie czuć do niego niechęci.
-Jay, jesteś tak rozpoznawalny i sławny, że i ja nie pozostanę anonimowa. Spodziewam się, że nie dam rady uniknąć rozgłosu, ale nieco mnie to przestraszyło.- Położyłam dłoń na jego ręce.- Wiem, chcesz przyzwyczaić fanów do tego, że jestem.- Dodałam, zrozumiawszy jego intencje.
-Brawo.
-Mam rozumieć, że będą tam jakieś zdjęcia? Moje i nasze?- Spytałam. Nie mieliśmy wspólnych fotek, ale w każdej chwili mogliśmy je sobie zrobić, choćby telefonem.- Będziesz pisał coś na mojej tablicy?
-Bingo.
-Możesz nie odpowiadać półsłówkami?- Zaczęłam się irytować.
-To były całe słowa.- Powiedział i pokręcił głową.- Cholera, ile w nas napięcia.
-Dokładnie. Wyglądasz, jakbyś był gotów podskoczyć z piskiem, gdyby ktoś nagle ukłuł cię szpilką.
-Hej, bez przesady, z jakim piskiem? Rayon to była rola, a nie moje drugie "ja".- Pomachał ostrzegawczo palcem.
-Kto to jest Rayon?- Nie wiedziałam, o czym mówi. Nie śledziłam jego aktorskiej kariery a po rozstaniu starałam się trzymać z daleka od wszelkich informacji na jego temat.
-Pokażę ci, jak się do mnie przeprowadzisz.- Westchnął.- Więc mogę zrobić ci to konto?
-Wiem, że i tak byś je zrobił, więc wolę przy tym być i mieć parę rzeczy pod kontrolą.- Poddałam się.
-Naprawdę dobrze mnie znasz, Ell.- Tym razem w głosie Jr usłyszałam szczere uznanie.
Przez większość popołudnia rozmyślałam o tym, jak łatwo, a przynajmniej bez większych problemów, przyszło mi pogodzić się z sytuacją i zgodzić na zaproponowane przez Jareda rozwiązania. Na to, żeby z nim być, podjąć się trudnej sztuki stworzenia rodziny dla małego Jamiego. Może nie zdawałam sobie do końca sprawy z tego, na co się zdecydowałam, ale kto nie ryzykuje... Nie umiałam też tak po prostu odrzucić propozycji mężczyzny, który nie był mi tak do końca obojętny. Naiwnie wmówiłam sobie, że nad przeszkodami w życiu będę się zastanawiać wtedy, gdy się pojawią. I w ogóle nie brałam pod uwagę opcji mówiącej o nagłej, choć spodziewanej, chorobie Leto. W moim wyobrażeniu o wspólnej przyszłości nie było mowy o raku, chemioterapii, powolnej agonii i pogrzebie. Tak jego, jak i naszego dziecka. Wierzyłam, że po ostatnich przejściach, jakie zafundował mi los, zostaną mi oszczędzone dalsze przykrości. Życie nie mogło być tak podłe, żeby po daniu mi zagrożonego rychłą śmiercią mężczyzny dołożyło jeszcze z buta, skazując na podobne niebezpieczeństwo mojego synka.

-Suze, co twój przyjaciel zje na kolację?- Babcia podeszła do mnie, zajętej przeglądaniem zawartości lodówki.
-Zrobię mu coś lekkiego, zjadł dziś pół tony ciasta.- Spojrzałam na nią spod oka.- On ma na imię Jared.
-Wiem, ale...- Pokręciła głową, robiąc przy tym zabawną minę.- Nie chce mi się wierzyć, że moja wnuczka zna kogoś takiego.
-Babciu, to zwykły facet, tylko po prostu jest trochę bardziej znany w świecie.- Śmieszyło mnie jej odrobinę nabożne podejście do Jr. Fakt, że chwilami ja sama dziwiłam się temu nie mniej, niż babcia, jakoś mi umknęło.Poza tym na początku brałam go właśnie za kogoś normalnego, nie myśląc o całym bagażu bycia celebrytą, jaki z sobą nosił. Otworzyłam na to oczy dopiero po wyjeździe do Europy i zobaczeniu, jak reagowali na niego ludzie.- Wiesz, jak idzie to kolana zginają mu się do przodu, jak innym. I tak jak my, musi jeść, spać, robić siku, zdarza mu się potknąć, czasem mu się odbija... Takie tam.- Wyjęłam ser Capreggio, pomidora i sałatę.- Staram się nie myśleć o tym, kim jest, dzięki temu nie tracę zdrowej perspektywy.
-To rzadka umiejętność dla kogoś, kto nie wywodzi się z jego kręgów.- Babcia sięgnęła nad moim ramieniem i wzięła z półki butelkę mleka.- Wyjedziesz, prawda?
Nie rozmawiałam z nią o tym, co zrobię. Nie miałam na to czasu, zajęta układaniem w głowie planów, zastanawianiem się nad wszystkim i towarzyszeniem Jaredowi przy tworzeniu mojego profilu na Facebooku. Teraz mój, tym razem naprawdę mój facet poszedł pod prysznic, więc mogłyśmy zamienić parę słów bez obaw, że coś usłyszy.
-Tak, ale nie od razu. Jay jutro leci do Europy i nie będzie go w kraju przez jakiś czas. Umówiliśmy się, że pojadę do niego przed Bożym Narodzeniem.- Słysząc własne słowa zaczęłam rozumieć, ile zmian w moim życiu miało niebawem nastąpić. Znowu poczułam strach, że nie dam rady, przegram, pozwolę się stłamsić ludziom, dla których podobne do mnie szaraczki były jedynie środkiem do osiągnięcia większego sukcesu.
-Ufasz mu?- Pytanie kazało mi jeszcze raz się nad tym zastanowić, choć nie potrzebowałam na to więcej, niż minuty.
-Jest w nim coś, co każe mi wierzyć w jego słowa. Pamiętam też, jak się wobec mnie zachowywał.- Podniosłam wzrok, patrząc na babcię z pewnością siebie, nie wynikłą z pobożnych życzeń ale z tego, co zaobserwowałam, będąc z Leto w Europie.- Niektórych rzeczy nie da się udawać, babciu. Nawet najlepszy aktor nie będzie miał w oczach tego, co widziałam przez chwilę u Jr.
-Jeśli tak, to jego uczucia musiały być naprawdę silne, skoro wziął na siebie ryzyko, że wyrzucisz go za drzwi. Mógł przecież poinformować cię o swojej chorobie przez jakiegoś lekarza czy prawnika, wysłać kogoś, żeby mieć to z głowy, albo w ogóle tego nie robić. Mając sporą szansę na to, że Jamie urodzi się zdrowy, mógł zlekceważyć ciebie i dziecko.
-On taki nie jest.- Nie zgodziłam się z nią, mając pewność, że się nie mylę.
Babcia uśmiechnęła się zdawkowo, zerknęła w stronę mojego pokoju i pochyliła się do mnie.
-Zauważyłaś, że ma duże stopy?- Szepnęła.
-Nie przyglądałam się im. Czy to ważne, jakie są?- Zdziwiłam się jej pytaniu. Dla mnie Jr wyglądał proporcjonalnie, szczególnie teraz, gdy nabrał więcej ciała, niż miał pół roku temu.
-W moich czasach mawiano, że jeśli mężczyzna ma duże stopy, to ma też duże coś jeszcze. To prawda?*
-Babciu!- Zalałam się rumieńcem po same uszy, zawstydzona. Wszystkiego mogłam się po niej spodziewać, ale nie tego, że zainteresuje się jakąś potoczną teorią. Choć musiałam przyznać, że w odniesieniu do Jareda owa teoria była jak najbardziej poprawna.- Nie mam pojęcia, czy to prawda, przecież nie spałam z nikim innym.- Wybrnęłam, odpowiadając wymijająco.- Nie mając porównania nie mogę ani zaprzeczyć, ani potwierdzić.- Nie miałam zamiaru debatować nad rozmiarami przyrodzenia swojego faceta z własną babcią. W ogóle z nikim. Dla mnie to było zbyt intymne i osobiste.
Mimo to, gdy Jr wyszedł z pokoju, pierwszym, na co spojrzałam, były jego stopy.

                                                             
*Ten moment znalazł się tu dzięki kilku dziewczynom, które pisały na ten temat na Twitterze pod zdjęciem bosonogiego Dziada. Będą wiedzieć, o którą fotę mi chodzi... o ile czytają "Dziwkę".

                                                                      *****

Cześć.
Z delikatnym opóźnieniem i znów krótko. Obiecuję, że w następnym nie będzie już tak niewinnie, specjalnie kazałam Ellie częściej myśleć o erotycznej stronie życia. 
W kolejnym rozdziale wreszcie pojawi się Shannon.
Pozdrawiam.

32 komentarze:

  1. Aż się uśmiałam pod koniec. Szczególnie to ostatnie zdanie mnie rozwaliło :D Bardzo mi się rozdział podoba. W ogóle to co piszesz jest dużo bardziej realistycznie niż inne ff na które wpadałam, gdzie schemat był ciągle ten sam. Mam nadzieję, że jak skonczysz Ellie to będziesz pisała coś dalej. :) Niekoniecznie marsowego... no i czekam na książkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podejrzewam, że po "Dziwce" zacznę pisać wspomnianą wcześniej trzecią marsową opowieść, z Shanem w roli głównej. Ale najpierw muszę pomyśleć nad jej początkiem, bo jak znam siebie, ciąg dalszy będzie powstawał z chwili na chwilę, owinięty wokół głównego wątku.
      Poza tym dzięki Ciacho "Dziwka" nieco się przedłuży, bogatsza o pewną rzecz.

      Usuń
    2. ojej, Shan w roli głównej - już nie mogę się doczekać :) no i ciekawa jestem jaka to będzie rzecz :D

      Usuń
    3. Niegrzeczna rzecz będzie. To już pewne.

      Usuń
  2. Komentarz będzie też do dwóch poprzednich rozdziałów, bo jestem zbyt leniwa żeby komentować co tydzień XD
    Otóż, zdziwiło mnie to, że Ellie i Jared w pewnym sensie się dogadali i to, że w ogóle u niej został, a raczej ona dała zostać jemu.
    Czy powinnam się dziwić temu zapałowi Jareda co do wprowadzenia Ellie w życie czy nie? Może znów czegoś nie doczytałam...
    Czy to już przesądzone, że kogoś uśmiercisz żeby zakończenie było smutne?! Te ostatnie rozdziały, były takie spokojne i powiedziałabym dążące do szczęśliwego końca Leto i Ellie w LA. Przywiązałam się do tej historii i boje się, że złamiesz mi serce XD Mam takie przeczucie, że Ellie nie wyjedzie do Jr, zostanie z babcią itp. Myślę, że odpowiada mi nawet bardziej ta wersja. Po co tam jechać, spotykać Emmę. Kiedy Ellie przedstawiła Jr. swoje warunki, kiedy do niego pojechała, myślałam, że to już koniec i w sumie to byłby dobry koniec. Jakoś mało widzę ich jako parę i zajmujących się Jamiem, wiec albo Jr umrze, albo dziecko będzie nosiło wadliwy gen po ojcu.
    Dorze, że Ellie ma babcie i stara się myśleć jak jej babcia. Pewnie jeszcze przemyśli to wszystko i mnie zaskoczy, jak zawsze.
    Pewnie połowa z tego jest zaplątana tak, że nawet ja tego nie rozumiem. z góry przepraszam! ;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie nie jest egoistką i myśli przede wszystkim o Jamiem, chce dać mu to, na co zasługuje każde dziecko. Oczywiście nie za wszelką cenę, stąd jej obawy o to, że nie dogra się z Jaredem. Ale chce spróbować, żeby mały miał ojca na co dzień, nie w wyznaczonych terminach odwiedzin.
      Jr za to jest większą zagadką, bo motywach jego działania wiemy tyle, ile sam powie. Może naprawdę mu zależy i szczerze chce przeżyć coś dobrego, zanim dopadnie go choroba?
      Dlaczego Ellie miałaby odpuszczać z powodu Emmy? Ma dać jej wygrać?
      W tym opowiadaniu nic nie jest przesądzone, poza nieuniknionymi rzeczami, takimi jak narodziny Jamiego. Reszta może się zmieniać w zależności od tego, co przyjdzie mi do głowy ;)

      Usuń
  3. Babcia na prezydenta! :D Jestem ciekawa czy Ellie nadal będzie taka przekonana do wyjazdu do Jr, kiedy wyjedzie. Dużo się teraz u niej dzieje i podziwiam jej spokój, nie histeryzuje już tak myśląc o możliwej chorobie Jamiego, ale w sumie chyba nie ma wyboru. Nie wiem czy kiedykolwiek o tym wspominałam, ale Twoje opisy są mistrzowskie, uwielbiam te refleksje Ellie ♥ i Jared zrobił się taki słodziasty, nie poznaję człowieka xD
    Czekam na kolejny rozdział
    pozdrawiam :) x
    http://escape-from-this-world.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ellie podejrzewa, co ją czeka, ale tak naprawdę ciężko jest wyobrazić sobie, że z dnia na dzień z nikogo człowiek staje się kimś, o kim się mówi w mediach. Jak dziewczyna to przyjmie? Jr powinien pomóc jej przejść przez ten etap w miarę bezboleśnie.
      Jared słodziak? Ja widzę w nim kłębek nerwów, co prawda pełnych nadziei, ale zawsze jednak nerwów.

      Usuń
  4. Wiedziałam, że jednak będzie happy end! No, rozdział fajny, wcale nie krótki, chociaż im więcej, tym lepiej :D Mogły by być troszkę częściej ;) Czekam na następny!
    Pozdrawiam,
    Katarina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dam rady pisać szybciej i zamieszczać rozdziałów częściej. Musiałabym rzucić pracę ;)
      Happy end? Wcale nie musi taki być, przecież to jeszcze nie koniec bloga. Sporo może się wydarzyć.

      Usuń
    2. Już widze twoj zlowieszczy smiech i plany jak usmiercic kogos :x moze nie mozna nazwac happy endem zakonczenia gdy facet ma wadliwy gen i moze zachoruje oraz ze dziecko moze urodzic się także z tym genem. Ale mysle ze chodzi o taki 'happy end' gdzie Jr bedzie z Ellie i beda tworzyc 'spokojny'(bo w ich wypadku zawsze się cos dzieje xd) zwiazek, w ktorym moze beda musieli zmierzac się z choroba, ojca albo dziecka lub obojga. Zalezy jak się na to spojrzy.
      Pozdrawiam
      I czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial!

      Usuń
    3. Chciałoby się napisać "Jak Ty mnie dobrze znasz..." ale nie będę cytować Jr.
      A złowieszczy śmiech był xD

      Usuń
    4. Wydaje mi się ze po prostu jestesmy do siebie podbne/podobnie myslimy ;))
      Już slysze ten smiech :D xd

      Usuń
  5. Chwala Ciastku! <3 rozdzial super! Chociaż troche krotki :c nie mogę się doczekac twojej ksiazki! Koniecznie musze miec ja z dedykacja ;))
    'Dziwka' robi się coraz ciekawsza o ile to jest mozliwe! Ciagle trzymasz nas w napieciu i niepwenosci co dalej. Czytajac to mialam tylko nadzieje ze po tym akurat teraz czytanym zdaniu bedzie koniec frg xd tak więc czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial!!
    I nie mogę się doczekac opo z Shannym w roli glownej <3
    -es

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko przed nami, tak dalsze dzieje Ellie, jak i historia z Shannonem.
      A i tu Shan będzie już zaraz, za chwilkę. Czyli za tydzień.

      Usuń
    2. Uwielbiam Shanna xd no i nie mogę się doczekac kolejnego rozdzialu i co tam wymyslilas! :D

      Usuń
  6. Babcia jest genialna. Dobrze, że Ellie do niej trafiła. Jr się trochę ogarnął. Bardzo podoba mi się, że trochę się boi - myśli o tym, co robi i czy przypadkiem nie dostanie za to w pysk. Chciałabym, żeby Jr w jakieś rozmowie nawiązał do Jamiego. Zręcznie omija ten temat, odkąd powiedział, że mały może być chory. Konto na facebook'u? Już widzę tą falę hejtu od 'echelonu'. ugh. Cieszę się, że nie kończysz jeszcze tego opowiadania. Chciałabym zobaczyć, jak im się będzie razem mieszkało, o ile do tego dojdzie. O małym Leto też z wielką chęcią bym poczytała. Ale póki co czekam na obiecanego Shannona za tydzień! ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale na pojawi się, o czym nie napisałam wcześniej, rodzina Ellie. Oczywiście dowie się, z kim przynosząca wstyd córka zaszła.
      Hejty na Ellie na pewno są czymś nieuniknionym, ale tak jak powiedział Dziadu, trzeba przyzwyczaić ludzi do tego, że dziewczyna jest i będzie. Jak przyjmie nagłą "popularność" sama Ellie? Wszystko się okaże w trakcie pisania.
      Jako że blog jeszcze się nie kończy, pojawi się w nim i Jamie.

      Usuń
  7. teraz mi pasują jak Ellie z Jaredem ;) czekam na więcej ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, teraz to Ellie rządzi, a Jr słucha, czyli prawidłowa kolej rzeczy ;)

      Usuń
  8. Ciekawa jestem reakcji rodzinki na wiesci. Mam nadzieje ze Ellie dogada sie z Jaredem i zaczna ze soba normalnie zyc, ale czuje ze to byloby zbyt piekne ;)
    Tak wiec spodziewam sie czegos wielkiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi powiedzieć, jak zareagują rodzice, to wyskoczy w trakcie pisania. Ale na pewno będą nieco zaskoczeni.
      Coś wielkiego... Zobaczę, co wymyślę. I co będziecie pisać/sugerować w komentarzach. Zaangażowanie Jr wynikło z miniankiety, jaką przeprowadziłam na TT. Czytelnicy chcieli, żeby to właśnie on był tym, które uległo własnym uczuciom. Hmm, macie więc wpływ na akcję, bez dwóch zdań, bo przecież teraz piszę ciąg dalszy właśnie niejako pod Wasze dyktando :)

      Usuń
    2. Milo wiedziec ze mamy na to wplyw ;))
      Heh co do ciazy El i Jr... Niech im się ulozy.
      I podobno seks z brzuszkiem jest fajny ;p xd

      Usuń
    3. Zobaczymy, czy Ellie będzie się podobał seks w takim stanie. Ja już nie pamiętam, to było prawie 7 lat temu ;)

      Usuń
  9. Tak się właśnie zastanawiałam czy rodzice się jeszcze tu pojawią :D Oj, hormony szaleją :D Myśli Ellie, szczególnie jeszcze po słowach babci zbaczają na inny tor :> Szykuje się również przeprowadzka do LA. W sumie tak chyba będzie lepiej. Po za tym Leto na razie zachowuje dystans co do Jamiego. Może z czasem to się zmieni. Może sam się boi swoich reakcji, ale ciekawe kiedy sam z siebie chociaż dotknie brzucha Ellie z myślą, że tam właśnie rozwija się jego jedyne dziecko. Ciekawi mnie to bardzo ;)
    Pozdrawiam ;)
    planujesz dodać kolejny w piątek czy tak jak ten, w sobotę? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym tygodniu mam nieszczęsne popołudniówki, więc nie mogę obiecać, że rozdział uda mi się skończyć do piątku. Lepiej nie będę podawać jakiegoś konkretnego terminu, ale na weekend postaram się napisać.

      Usuń
    2. Rozdzial pojawi się do konca weekendu? :)

      Usuń
    3. Dziś na pewno nie. Miałam kłopoty z alergią, zakończone 'fajnym' zapaleniem skóry i czułam się jak zwłoki. Myślę, że na jutrzejszy wieczór się wyrobię.

      Usuń
    4. Ojejku :( ale już jest ok? Alergia jest nie fajna :/ może być i poniedziałkowy ale żebyś dobrze się czuła :)

      Usuń
    5. Już jest w miarę ok, więc po trochu piszę. Wyrobię się na wieczór, więc jutro będzie rozdziałek.

      Usuń
    6. I co z rozdzialem?

      Usuń
  10. Będzie dzisiaj nowy rozdział? ;)

    OdpowiedzUsuń