niedziela, 20 maja 2018

Nie płacz nad rozlanym mlekiem.

Przebudzenie po tym, co dał mi Ted, nie było przyjemne. Wracałam do świadomości powoli, nie bardzo wiedząc gdzie jestem ani co się dzieje. Mrugałam, próbując skupić wzrok na tym, co miałam przed oczami, widząc pokój jak przez pokrytą deszczem szybę. Dopiero po chwili wszystko zaczęło wracać do normy i zobaczyłam wpatrzonego we mnie Jr. Ze ściągniętymi gumką włosami wyglądał bardzo dorośle i poważnie. Patrzył na mnie ze skupieniem i uwagą, od których dopadły mnie wyrzuty sumienia i wstyd na wspomnienie mojego wieczornego "występu". Odwróciłam wzrok, krępując się nawet odezwać, zadowolona z konieczności pójścia do łazienki, jakby zwykłe sikanie i poranny prysznic zmieniły się nagle w cudowną ucieczkę przed rozmową.
- Dobrze się czujesz, Ell? Jesteś troszkę blada.- Usłyszałam i kiwnęłam potakująco.
Fizycznie czułam się dobrze, nic mnie nie bolało, Jamie jak zawsze wiercił się i kopał. Psychicznie za to byłam nieźle sponiewierana. Może nie aż tak, jak się spodziewałam, ale czułam się jak zero absolutne.
Owinęłam się byle jak cieniutką kołdrą i poszłam do łazienki, czując się obserwowana dokąd nie zamknęłam za sobą drzwi. Miałam jakieś pół godziny na to, by uporządkować rozbiegane myśli i przygotować się na rozmowę, której nie dało się uniknąć. Wróć: rozmowę, na której mi zależało i od której wiele zależało. Chciałam odpowiedzi, a jeśli napotkam pytania, udzielę własnych.
Biorąc prysznic rozmyślałam o ubiegłym wieczorze, nie mając w zasadzie pojęcia jak skończyła się impreza w klubie i jak Jr usprawiedliwił swoją nieobecność. Brakiem mnie przejęłaby się tylko babcia, i pewnie Connie. Dla gwiazd i tak byłam jak niewidzialna, czy raczej niepotrzebna przeszkoda na drodze do poderwania Leto. Zawadzałam im, co było widać po tym, jak na mnie patrzą, chichocząc pod nosem nad moim małomiasteczkowym pochodzeniem. Może tylko Cameron nie widziała we mnie natręta, ale i tego nie mogłam być pewna, nie znając jej.
Po co ja tam w ogóle poszłam? Mogłam wykręcić się, zwalając niechęć do opuszczenia domu Connie na złe samopoczucie, usprawiedliwić się ciążą, czymkolwiek. Oszczędziłabym sobie nerwów i wstydu, całego tego poczucia winy. Pamiętałam wszystko, co powiedziałam i zrobiłam, byłam świadoma, że w którymś momencie poddałam się i chciałam zwyczajnie uciec od Jr. Być może faktycznie przeszłam jakieś załamanie, może rzeczywiście wszystko, co działo się od miesięcy, przerosło mnie i zmieniło w kłębek nerwów. Jeśli tak, to czy nie lepiej dla mnie, jeśli odizoluję się od stresogennych sytuacji? Ale czy robiąc to, nie wpędzę się w inną, równie wyniszczającą?
Zła na siebie o brak zdecydowania wróciłam do pokoju, tym razem owinięta w ręcznik. niepotrzebną już kołdrę rzuciłam byle jak na łóżko.
Jared nadal tkwił w fotelu, ale teraz na stoliku pojawiła się taca ze śniadaniem i szklanką soku, obok którego leżała mała biała tabletka i wazonik z piękną, czerwoną różą. Nigdy wcześniej nie dostałam od Jr kwiatów.
- Pomyślałem, że lepiej chwilowo zrezygnuj z kawy, za bardzo pobudza. Ja też ją odstawiłem.
- Boisz się, że znów mi odbije?- Spytałam ostrzej niż zamierzałam, ale jego troska budziła we mnie czułość, a to mnie drażniło. Nie chciałam niczego, co osłabiałoby mnie w konfrontacji z Jaredem. Byłam przygotowana na to, że znów się pokłócimy.
- Boję się o Jamesa. Ty sobie poradzisz, ale dla niego nie byłoby dobrze, gdyby urodził się 10 tygodni za wcześnie.- Odpowiedź brzmiała spokojnie, bez kryjącej się pod pozornym luzem złości.- Uprzedzając: nikt poza mną i Shannonem nie wie, dlaczego wyszliśmy wcześniej. Reszta myśli, że byłem zmęczony i bolała mnie głowa.- Westchnął.- Ell, powiedz mi, co się stało, dlaczego chciałaś ode mnie odejść?- Padło pytanie, którego się spodziewałam.
- Powiedziałam przecież, czemu. Ciągle wszystko jest nie tak, ciągle o coś się kłócimy, do tego zarzucasz mi coś, co nie ma i nie będzie mieć miejsca.- Mówiłam między kolejnymi kęsami. Jedzenie trochę mnie uspokajało, było czymś normalnym, zwykłą czynnością.- Nie obchodzi mnie czy znasz życie czy nie, mnie najwyraźniej nie znasz skoro sądzisz, że jestem zwykłą, puszczalską zdzirą.- Połknęłam tabletkę, popijając ją kilkoma łykami zimnego soku i czekając na reakcję Jr. Nie odezwał się.- Rozumiem, ciężko zaufać dziwce, którą się kupiło i której zapłaciło się mimo tego, że nie chciała kasy.- Dodałam z goryczą.- Wcisnąłeś mi ten pieprzony czek tak, jakbyś uważał, że muszę dostać forsę, muszę pamiętać, co zrobiłam.- Dziwne, ale nie chciało mi się płakać, choć to, co mówiłam, bolało.- Jared, nie chcę żyć z tobą w ten sposób, mając świadomość, że mi nie ufasz, i bojąc się, że będziesz wytykał mi przeszłość, jakby były w niej stada zaliczających mnie facetów.- Samo mówienie o tym było trudne, jeszcze ciężej było mi znieść świadomość, że mam rację. Byłam jednak spokojna, zapewne wciąż pod działaniem leku, który dostałam od Teda.
- Przysięgam, że dałbym ci czek nawet gdyby nic między nami nie zaszło.- Głos Jr brzmiał pewnie, szczerze.- Przecież powiedziałem kiedyś, że być może cię nie tknę, pamiętasz?
Zjadłam ostatni kęs maślanego rogalika, próbując przypomnieć sobie to, o czym mówił.
- Tak. Przypominam sobie.- Przyznałam. Rzeczywiście coś podobnego od niego słyszałam, choć nie pamiętałam w jakich okolicznościach. Wtedy jednak mnie to zdziwiło.
- Miałem zamiar zwyczajnie ci pomóc, nie biorąc nic w zamian. I choć potem wziąłem, nie zmieniłem zdania. To nie była zapłata, Ell, tylko prezent od przyjaciela. Potrzebowałaś pieniędzy więc ci je dałem, to takie proste. A dostałaś je później, bo bałem się, że mając je uciekniesz ode mnie natychmiast. Tego bardzo nie chciałem.- Wyjaśnił.- To nie ja coś ci wytykam, ty sama to robisz, próbując wmówić mi, co o tobie myślę. Tyle, że jesteś w błędzie, i z bliżej mi nieznanego powodu nie dasz sobie tego wytłumaczyć.- Dodał, siadając obok mnie.
- Czemu dopiero teraz mi to mówisz?- Spytałam, chcąc wiedzieć, z jakich powodów pozwolił mi do teraz myśleć, że zapłacił mi za seks.
- Cóż... Między nami bywało różnie, rozstaliśmy się dosyć burzliwie, a potem działo się tyle, że zwyczajnie o tym zapomniałem.- Uśmiechnął się z zażenowaniem.
- Tak, działo się.- Stwierdziłam, pamiętając prawie każdy moment sprzed tego, w którym kazał mi wynieść się z hotelu. Większość wspomnień była przyjemna, nie mogłam zaprzeczyć. Kilka jednak było dla mnie przykrych, jak choćby chwile, gdy ignorowano mnie w towarzystwie, traktowano jak powietrze, lub gdy kłamałam, nie chcąc zdradzić pewnych faktów.- Jared?- Przypomniałam sobie o czymś, co usłyszałam podczas pierwszej wizyty u Constance.
- Tak Ell?
- Dlaczego twoja mama powiedziała mi, że chciałaby zostać babcią?- Spytałam, bo nagle stało się to dla mnie niezwykle ważne. Chciałam zrozumieć, czemu jej na tym zależało skoro wiedziała, że Jr jest chory. A może nie był, tylko udawali przede mną że jest, żeby mnie sprawdzić, zobaczyć, czy odwrócę się od faceta skazanego na przedwczesną śmierć, czy zostanę? Nie chciałam nawet dopuścić podobnej opcji, bo gdyby była prawdziwa, moja znajomość z Leto skończyłaby się w jednej chwili. Nie chciałabym go znać. Jego, Shannona, nikogo, kto był z nim w jakikolwiek sposób związany.
- Tak powiedziała? Kiedy?- Wydawał się tym zdziwiony.
- Jak byłam u niej pierwszy raz.- Spojrzałam na niego, z przyjemnością przyglądając się jego poważnej, przystojnej twarzy. Z bliska widziałam drobniutkie zmarszczki w kącikach oczu, świadectwo przeżytych lat, ale nie były dla mnie brzydkie, dodawały Jr uroku, sprawiały, że był dla mnie bardziej ludzki.- Powiedziała, żebyśmy uważali, dokąd masz koncerty, a później chętnie zostanie babcią. Nie rozumiem, przecież...- Nie dokończyłam, wzruszając tylko ramionami.
- Cała matka.- Leto westchnął i pokręcił głową.- Wierzy we własną teorię, w myśl której pierwsze dziecko musi być zdrowe. Tak, jak Shannon. I siostra mojego ojca.- Wziął mnie za rękę, po chwili ją puścił i objął mnie.- Próbuję w to wierzyć, ale jeśli James będzie taki jak ja, nigdy sobie tego nie wybaczę.
- Mam nadzieję że nie będzie. Strasznie się boję.- Przyznałam. Lęk, który przez długi czas trzymałam z dala od siebie, panoszył się teraz w najlepsze, wpływając na moje samopoczucie, przygnębiając mnie. Trudno mi było o tym nie myśleć, wiedziałam też, że przez najbliższe tygodnie będę się bać, nawet podświadomie.- Chciałabym, żeby twoja mama miała rację.
- Ja też, oddałbym za to wszystko, co mam. Poza tobą. Ciebie nie oddam nikomu.- Słowom towarzyszył lekki pocałunek w policzek.- Przepraszam za wczoraj, Ell. Panikuję na myśl, że możesz mnie nie chcieć. Dostaję pierdolca gdy widzę, jak inni na ciebie patrzą. Młodsi ode mnie, i zdrowi.
- Przecież cię chcę.- Powiedziałam, zastanawiając się, jak udowodnić, że nie ma powodów do podejrzeń. Przecież nie zamknę się w domu, nie przestanę kontaktować się z ludźmi, bo nie daj Boże jakiś facet na mnie spojrzy.- Na ciebie też patrzą, co teraz? Chyba mamy impas.
- Jesteś zazdrosna, Ellie?- Chwycił mnie pod brodę i obrócił do siebie. Oczy błyszczały mu jak gwiazdy, pełne ciekawości, ale nadal poważne, bez odrobiny rozbawienia.
- Byłam już kiedyś, co w tym dziwnego? Laski zjadłyby się całego.- Tłumaczyłam, nie przerywając kontaktu wzrokowego. Może coś do Jr dotrze, może przestanie mieć idiotyczne myśli, jeśli przyznam szczerze, że działają w obie strony?- Wczoraj, gdy rozmawiałeś z nimi w klubie, zastanawiałam się, ile z nich cię zaliczyło. Uwierz mi, Jared, to było bardzo nieprzyjemne, stać tam i myśleć, że część z nich zapewne przeszła przez twoje łóżko.- Pojedyncze pasmo włosów wymknęło mu się spod gumki i opadło na twarz, więc odsunęłam je delikatnie.- Nie chcę wiedzieć, ile miałeś... przygód. Nie chcę, wiedząc, myśleć o tobie, że jesteś łatwy. Sporo byś wtedy stracił w moich oczach.
- Ach?- Sapnął śmiesznie, wyraźnie zaskoczony, ale też zmieszany.
- Ach. Zaliczanie chętnych panienek tylko dla facetów jest wyznacznikiem ich męskości. Dla mnie to zwyczajne puszczanie się na prawo i lewo.- Uśmiechnęłam się, widząc jego ogłupiałą minę.
W dziwny sposób rozmowa, choć nie do końca taka, jakiej się spodziewałam, wyciszyła mnie, odsunęła poprzednią złość. Już nie miałam chęci uciec, schować się przed Leto i wszystkim, co z nim związane. Nadal było mi wstyd, że zachowałam się w klubie jak rozkapryszone dziecko, ale teraz czułam się o wiele lepiej. Bliskość Jr, jego spokój, łagodność, z jaką się do mnie odnosił, nawet jego proste wyjaśnienia i odpowiedzi pomogły mi uporać się z sobą. Wróciłam do równowagi.
- Ciekaw jestem, czym jeszcze mnie zaskoczysz. Wczoraj dowiedziałem się, że znasz francuski, dziś, że się puszczałem.- Odezwał się po chwili.- Masz jeszcze coś w zanadrzu?
- Nie mam pojęcia. Najwyraźniej naprawdę mało o sobie wiemy.- Stwierdzenie tego było zarazem dziwne i zabawne do tego stopnia, że zaczęłam się śmiać.- Zupełnie jakby rodzice zaaranżowali nasz związek, więc musimy się nawzajem wyczuć i szukać wspólnych tematów.- Powiedziałam to, co kiedyś przyszło mi na myśl i spoważniałam, rozumiejąc, że to wcale nie jest tak śmieszne, jak się wydaje. Wręcz przeciwnie: to było straszne. Z biegiem czasu mogliśmy znaleźć w tym drugim więcej przeszkadzających nam wad, niż zalet.- Spędziliśmy razem trochę czasu a prawie się nie znamy.
- Tak, to trochę niecodzienne.- Skinął, wciąż na mnie patrząc.- Ale zarazem fascynujące. Będę odkrywał cię po trochu, Ellie, ucząc się ciebie, i to daje mi wiele radości. Mam też nadzieję że to, co znajdziesz we mnie, nie rozczaruje cię w żadnym momencie.
- Jeśli będziesz taki, jak byłeś w wieczór, gdy siedzieliśmy na drzewie, to nie będę rozczarowana.- Uśmiechnęłam się na wspomnienie tego, jak mnie wtedy traktował, jaki był słodki i czuły.
- Już nie muszę udawać, że taki nie jestem. A teraz ty też możesz taka być bez obaw, że tego nie chcę.- Miał w oczach tyle ciepła, że czułam, jak mnie grzeje.- Niczego innego nie potrzebuję tak, jak poczucia wzajemności ze strony kogoś, na kim mi kurewsko zależy.
Nie dziwiło mnie, że tego chciał. Każdy, kto coś do kogoś czuł, chciał być temu komuś potrzebny, chciał wiedzieć, że nie jest w swoich uczuciach sam. Rozumiałam to, bo i ja chciałabym tego samego.
Musiałam, po raz nie wiem który od chwili, gdy poznałam Leto, przeanalizować swoje emocje, rozłożyć je na czynniki pierwsze, obejrzeć z każdej strony, powąchać, posmakować... Rzeczy, które kiedyś były dla mnie niepewne i zagadkowe, teraz stały się jasne. Stały się ciałem, jak sama stwierdziłam ledwie co, choć w tym momencie miałam na myśli uczucia nie swoje, a Jr. Powiedział o nich, w taki czy inny sposób, więc miałam co do nich pewność. Ale co ze mną? Czego chciałam, co czułam, szczególnie po tym, jak po raz kolejny zwątpiłam w sens ledwie rozpoczętego związku?
Można zadawać sobie setki podobnych pytań, ale czego mogłam chcieć, mając przy sobie faceta, który tak naprawdę właśnie oddał się dobrowolnie w moje ręce i czekał, czy go przyjmę? Który już raz to zrobił? Zawsze, gdy okazywałam się słabsza z nas dwojga i wątpiłam, on mówił to samo: jestem twój, Ellie. I nie poddawał się w próbach udowodnienia mi, że tak jest.
A ja byłam zbyt młoda i zbyt niedojrzała, zbyt uparta, by umieć to zauważyć, czy też docenić, wziąć za pewnik. Wciąż doszukiwałam się we wszystkim drugiego dna, jak robiłam to kiedyś. Wtedy nie miałam żadnego punktu odniesienia, teraz wszystko podano mi na złotej tacy, wskazano palcem, a ja...
Do teraz nie wierzyłam w nic, poza własnymi wątpliwościami. Słuchałam tego, co Jared mówił, ale go nie słyszałam. Patrzyłam na jego zachowanie, ale widziałam je tylko przez chwilę, po czym wracałam do swoich lęków. Odwracałam się od niego, czy to przez brak wiary w siebie, czy to z obawy, że i tak nic nie wyjdzie.
Przypomniałam sobie rozmowę z Tomo i to, co powiedział: jeśli będę zakładać, że coś się nie uda, sama sprowadzę na siebie porażkę. Będę postępować tak, by potwierdzić własne obawy o niepowodzenie. Inaczej mówiąc: nie dam sobie szansy i sama zniszczę to, czego naprawdę chcę.
Głupia Ellie...
Nie wiem, ile czasu siedziałam tak, milcząc i roztrząsając w głowie własną tępotę, ale musiało to trwać dłużej niż kilka sekund, bo gdy wróciłam do świata, Jr wyglądał na rozbawionego.
- Jak zwykle odpłynęłaś.- Powiedział z zawadiackim uśmiechem.- Wystarcza parę moich słów i wpadasz w kompletne zamyślenie. Zawsze marszczysz przy tym brwi, jakbyś szukała wzoru na kwadraturę koła. Co ja takiego mówię, że musisz to od razu z sobą obgadać, Ellie?
- W sumie nic.- Przyznałam, skrepowana jego uwagą tak, że czułam rumieńce na policzkach.
- Skoro nic, to nie musisz zastanawiać się, co autor miał na myśli.- Leto jawnie się ze mnie nabijał.- A może to ci zostało ze szkoły, jak francuski?
- Jaki śmieszek.- Burknęłam, czując się jak totalna debilka, choć nie byłam zła. Miał rację: za dużo myślę, za mało robię.
- Jaka zawstydzona.- Uspokoił się.- A tak serio, Ell, nad czym myślałaś?
- Nad sobą.- Odpowiedziałam od razu, nie zastanawiając się, żeby przypadkiem znów nie zaczął się ze mnie naśmiewać.- Nad tym, że przez to, jak się kiedyś zachowywałeś, raz fajny a raz dupek, teraz nie umiem się przy tobie odnaleźć i nie wiem, co jest co.- Wyrzuciłam z siebie jednym tchem. Niech wie, że sam jest sobie winien i to przez niego obgaduję z sobą wszystko, co mówi albo robi.
- Hmm...- Mruknął, wodząc wzrokiem po mojej twarzy. Minę miał nie do odczytania.- Mogę udzielić ci podpowiedzi, jak się odnaleźć. Ja mówię "zbieraj się, jedziemy połazić po sklepach" a ty się zbierasz. Nie zastanawiasz się dlaczego chcę iść na zakupy, a już na pewno nie wymyślasz, że to z powodu czegoś, co zrobiłaś albo nie, czy też jaki mam ukryty cel wyjścia z domu.- Usta rozciągnęły mu się w szerokim uśmiechu.- A jeśli zdarzy się, że nie będziesz wiedziała, co powiedzieć, mów "Jared, kocham cię".
- Jezu...- Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem.
- Nie Jezu, Jared. Jest pewne podobieństwo, ale bez przesady, jemu brakowało tego czegoś, co mam ja.- Pochylił się do mnie, rozglądając przy tym tak, jakby bał się, że ktoś podsłuchuje.- Powiem ci w tajemnicy, Ellie: tamten był tylko adoptowany.- Szepnął, chichocząc, i wstał, już poważny.- Wyniosę tacę. Chcesz herbaty? Zaparzę w dzbanku.
- Jak jest na zewnątrz?- Spytałam nim wyszedł.
- Rześko, ale ciepło. I nie pada. Chcesz posiedzieć w ogrodzie?
- Muszę trochę poćwiczyć.- Wyjaśniłam.- Nie bój się, to nie joga czy coś, tylko tai chi.- Dodałam na widok jego sceptycznej miny.- Nic mi się nie stanie.
- Przygotuję ci fotel w cieniu, będziesz mogła wygodnie odpocząć.- Znikł za drzwiami.
Nie spiesząc się założyłam bieliznę, potem luźny dres i tenisówki, zabrałam słuchawki i MP3 z muzyką dostosowaną do ćwiczeń i wyszłam na patio. Patrzyłam na ogród, robiąc kilka łagodnych skłonów dla rozruszania ciała. W myślach porządkowałam lekki nieład wśród zieleni, widząc w wyobraźni własny, śliczny i pełen kwiatów teren, pozbawiony mogących zagrozić Jamiemu roślin. Planowałam pozbyć się wszystkich, które miały kolce lub zawierały toksyny, a w ich miejsce posadzić inne. Może nawet pokuszę się o parę krzewów owocowych?
Włączyłam muzykę, schowałam MP3 do kieszeni spodni i z zamkniętymi oczami zaczęłam ćwiczyć. Lubiłam tai chi, nie męczyło mnie, za to bardzo wyciszało i koiło. Zastąpiłam nim wcześniejszą gimnastykę dla kobiet w ciąży. Powolne, spokojne ruchy, oddychanie pełną piersią i sącząca się w uszy, równie spokojna muzyka, wszystko razem pozwalało mi oderwać się od rzeczywistości, porzucić dręczące mnie obawy, przestać myśleć o kłopotach, jeśli jakieś miałam. Pół godziny tylko dla mnie i moich myśli.
Tym razem dotyczyły miejsca, w którym byłam. Tego, które od kilku dni było nie tylko domem Leto, ale też moim. Czułam się dziwnie, wręcz podniośle, gdy uświadomiłam sobie to i ubrałam w słowa: mój dom. Tak samo ulica, przy której stał. Moi nowi sąsiedzi, choć pojęcia nie miałam, kto mieszka w okolicy.
Nie byłam już Ellie znikąd, stan Indiana. Teraz byłam Ellie z Hollywood Hills, LA.
Uśmiechnęłam się na myśl o swoim awansie społecznym: w jednej chwili przeskoczyłam z niebytu w sam środek świata. Hollywood dla wielu było centrum wszystkiego, a ja stałam się jego częścią, może i niewiele znaczącą, drobnym fragmentem gdzieś na obrzeżach, ale jednak. I wszystko to tylko dzięki przypadkowi, bo tym była moja znajomość z Leto. Zbiegiem okoliczności. Jak zresztą większość rzeczy w życiu.
Zakończyłam gimnastykę kilkoma głębokimi oddechami i otworzyłam oczy, napotykając od razu wzrok Jr. Siedział w przyniesionym ze schowka, wyłożonym kocem wiklinowym fotelu, i patrzył na mnie, skubiąc palcami rąbek koszulki. Wyłączyłam muzykę, w razie gdyby chciał pogadać.
- Ile w tobie gracji, Ell.- Powiedział, wstając.- Ćwiczysz tak co dzień?
- U babci mogłam, tu dopiero dziś miałam czas.- Nalałam sobie herbaty ze stojącego na stoliku dzbanka. Jared przyniósł nie tylko herbatę i mój kubek, ale też książkę, którą czytałam, mój laptop i telefon.- Sam widzisz że to bardzo łagodne ćwiczenia, bardziej rozciąganie mięśni, niż prawdziwa gimnastyka.- Z chęcią zajęłam wygrzane miejsce w fotelu i rozsiadłam się wygodnie, mimo wszystko odrobinę zmęczona, za to zrelaksowana i rozluźniona.- A właśnie, odnośnie babci: chcę ją zaprosić, żeby zobaczyła, jak mieszkamy.- Oznajmiłam. Nie pytałam o zgodę. Byłam u siebie, i jeśli mam przywyknąć do tej myśli, nie mogę zachowywać się sama przed sobą tak, jakbym musiała dostawać na wszystko pozwolenie od Leto.
- Dobrze, ale nie dziś. Musisz odpocząć, jak zalecił Ted.- Uśmiechnął się chłopięco, rozbrajająco.- Dzisiaj leniuchuj, wyleguj się ile chcesz i gdzie chcesz, oglądaj telewizję, śpij. Obiadem ja się zajmę, mam już nawet pomysł na niespodziankę.- Poruszył zabawnie brwiami.- Dlatego nie masz wstępu do kuchni, dokąd sam cię do niej nie wpuszczę.
- Oho, brzmi ciekawie.- Owszem, czułam ciekawość, ale bardziej zastanawiało mnie zachowanie Leto, niż jego plany kulinarne. Nie podejrzewałam niczego złego, nie myślałam, że jest taki, bo przestraszył się mojego wczorajszego wybuchu. Był czuły już dzień wcześniej, teraz dołączyła do tego troska. Dosłownie Jared Cud Miód I Orzeszki Leto. Brakowało mi w tym jednak czegoś, do czego przywykłam: Jareda - samca. Jego podtekstów, onieśmielających mnie uwag, wszystkiego, co podszyte było fizycznością i erotyką. Stanowczości, dominacji i drapieżnej seksualności, którą wręcz w nim uwielbiałam. Dojrzałości, nawet odrobiny wyższości, która się z nią wiązała. Miałam nadzieję że wrócą, i to szybko. Jared - pantofel niezbyt mi pasował, choć był przesłodki i kochany.
- Ktoś do ciebie dzwonił, Ellie. Chyba rodzice.
-Tak?- Wzięłam ze stolika telefon. Rzeczywiście, miałam nieodebrane połączenie od mamy, sprzed kilkunastu minut. Nie słyszałam dzwonka, był wyciszony.- Mogłeś powiedzieć od razu.
- Wolałem patrzyć jak tańczysz. Tai chi jest jak taniec, a ty wyglądasz w nim tak, że dech zapiera.
Nie odpowiedziałam, tylko spojrzałam sceptycznie, czekając aż mama odbierze. Miałam nadzieję, że nie stało się nic złego i nie dlatego dzwoniła. Może chciała dowiedzieć się więcej o moim chłopaku, o ile oczywiście Rollie powiedział jej, kto nim jest. Pewnie wyciągnęła to z niego w minutę.
- Ellie, dziecko, czemu nie odbierasz?- Przywitała mnie z lekką pretensją w głosie.
- Byłam zajęta.- Zerknęłam na Leto, opartego o pień palmy jakiś metr ode mnie i sluchającego z uwagą.  Miał dziwny wyraz twarzy i iskierki rozbawienia w oczach.
- Kochana, jak ci tam, dobrze? U was pewnie ciepło, tu mróz i sypie tak, że nic nie jeździ. Tato nie mógł iść do pracy.
Słysząc ją wiedziałam, że wie  z kim mieszkam i kto jest ojcem dziecka, które jeszcze niedawno było dla niej powodem do wstydu. Szybko jej się odmieniło.
- Jest cieplutko, właśnie siedzę w ogrodzie.- Nie miałam ochoty z nią rozmawiać, czułam, jak bardzo sztucznie brzmi jej troska, każde słowo. Nie umiałam już wykrzesać z siebie radości, że ją słyszę. Nie po tym, jak traktowała mnie, gdy wróciłam do Delphi.
- Dziękuję za prezent, pieniądze bardzo nam się przydadzą, dziecko wymaga a nam ciężko wyżyć z jednej pensji, nawet jak tata bierze nadgodziny.- Trajkotała. Jej głos brzmiał zaskakująco uniżenie, jakby rozmawiała z kimś obcym, od kogo zależy jej przyszłość.
- Nie ma za co, mamo.- Starałam się mówić spokojnie, choć miałam ochotę krzyknąć na nią, żeby przestała. Jr wciąż słuchał, nie kwapiąc się zostawić mnie samą, i nadal miał ten sam wyraz twarzy, ale teraz pochylał się w moją stronę, jakby koniecznie musiał usłyszeć każde padające słowo. O co mu chodziło?
- Dziecko, a odwiedzisz nas, z tym swoim narzeczonym? Chyba wypada żeby poznał rodzinę, no w końcu nią będziemy. Może będzie chrzestnym małej?
Rozmowa zaczęła mnie bawić, choć może nie powinna. Wiedziałam, że mama wywąchała w osobie Jr nie tyle bogactwo, ile prestiż, jakim był dla niej fakt, że z nim żyję. Oto jej córeczka, oczko w głowie, taka szczęśliwa, a ten jej narzeczony to ho ho! Prawie widziałam, jak obnosi się, dumna, przed sąsiadkami i przyjaciółkami, chwaląc się pojawiającymi się tu i tam wzmiankami na mój temat. Mimo to wolałam, żeby nie tworzyła własnej wersji mojego życia. Jej bajki mogły znów rozminąć się z rzeczywistością.
- Mamo, Jared nie jest moim...- Zaczęłam, ale w tym samym momencie Leto chwycił mnie za rękę, w której trzymałam aparat, i przyciągnął go do siebie.
- Ratunku, ona mnie bije!- Krzyknął i uciekł do domu, śmiejąc się z udanego kawału. Popatrzyłam za nim z oburzeniem, wracając do rozmowy z mamą.
- Ellie, chyba się znowu nie kłócicie, co? Ja wiem, że z brzuchem ma się humorki, ale...- Nie spodziewałam się, że nie będzie mnie od razu pouczać.
- Mamo, Jared tylko się wygłupiał.- Przerwałam jej.- Nie kłócimy się, jest naprawdę dobrze.- Westchnęłam.- Odwiedzimy was, ale nie w najbliższym czasie. Nie mam ochoty na podróże.- Nie chciałam mówić, że przez nerwy, których i ona była przyczyną, muszę bardziej na siebie uważać.- Innym razem o tym porozmawiamy, dobrze? Teraz muszę coś zrobić, zadzwonię jeszcze.- Chciałam zakończyć tę rozmowę, męczyła mnie. Mama, zawsze taka ciekawska i wygadana, zachowywała się jak nie ona. Nawet mi nie przerywała, gdy mówiłam, jakbym była co najmniej angielską królową. Bała się mi przerwać, ot co.- Gdybyś potrzebowała pomocy, daj znać, dobrze? I pozdrów tatę, Rolliego i wszystkich w ogóle.- Dodałam na koniec, chcąc sprawić jej radość, po czym rozłączyłam się, czując od razu ulgę. Nie wiedziałam, jak rozmawiać z własną matką. Nie wiedziałam, że aż tak się zmieniłam. Może to jednak normalne, że z wiekiem i nabytym doświadczeniem człowiek zaczyna inaczej widzieć ludzi, których zna? Może w mojej rezerwie wobec bliskich nie było nic dziwnego? Kiedyś rodzice byli dla mnie całym światem, idealizowałam ich, byłam podobna, myślałam w ten sam sposób, co oni. Teraz, starsza i, że tak powiem, po przejściach, patrzyłam na świat we własny, odmienny sposób. I zaczęłam widzieć wady u ludzi, którzy kiedyś ich dla mnie nie mieli.
Gdybym jeszcze była równie spostrzegawcza wobec siebie... Sporo czasu zajmowało mi dostrzeżenie własnych niedoskonałości, jeszcze więcej uświadomienie sobie ich, a zdecydowanie najdłużej dojrzewałam do pracy nad sobą. Pod pewnymi względami nadal byłam głupiutką dziewczyną, w niektórych kwestiach nastolatką, a zachowywałam się chwilami jak dziecko. Nie wiem, jak Jared umiał ze mną wytrzymać, i obawiałam się, że jeśli nie dorosnę na tyle, by choć w połowie dorównać mu dojrzałością, kiedyś nie wytrzyma i machnie na mnie ręką. Co prawda zapowiadało się na to, że między nami będzie dobrze, ile czasu może być zachwycony seksem, moją młodością, tym, co nazwał subtelnością? Kiedyś to przestanie mu wystarczać, będzie potrzebował partnerki, na której można polegać poza łóżkiem. Kogoś, z kim można porozmawiać na poważne, życiowe tematy, podyskutować o interesujących sprawach, będzie na tyle stateczny, by umieć odnaleźć się w różnych, mogących się przytrafić sytuacjach. Ja, póki co, niezbyt się do tego nadawałam.
Szkoda, że nie można dorosnąć w ciągu jednej nocy... Nasze "kiedyś" mogło nie istnieć. Nie w chwili, gdy Jared mógł zniknąć z mojego świata szybciej, niż chcieliśmy. Niż ja chciałam. Nie wiedziałam, ile mamy czasu, rok, dwa, kilka lat? A może los, ten przewrotny skurwysyn, już go skazał i zostało nam ledwie kilka miesięcy? Świadomość, że tak może być, sprawiała mi większy ból, niż chwila, w której Jr wyrzucił mnie z hotelu.
- Nie myśl o tym, głupia krowo.- Warknęłam na siebie, czując pierwsze łzy pod powiekami.
- O czym masz nie myśleć, Ell?- Usłyszałam i zobaczyłam idącego w moją stronę Jr, patrzącego ze zmarszczonym czołem.- Czemu znów płaczesz? Coś stało się u rodziców? Przesadziłem z żartami? Ellie?- Przykucnął obok fotela, biorąc mnie za rękę. Już nie był wesoły, tylko przestraszony.- Ell, dobrze się czujesz?
- Nie płaczę.- Skłamałam. Gdy tylko się zjawił tama puściła i zalałam się łzami, nawet nie wiem, czemu.- Nie, u nich nic się nie stało. I dobrze się czuję.- Prawda, nic mnie nie bolało, wiedziałam, że z Jamiem wszystko w porządku. Nie bałam się że coś mu się stanie, że urodzę za wcześnie. Tego byłam pewna w ten sam instynktowny sposób, w jaki ufałam Leto w chwilach, gdy nie zasypywałam siebie wątpliwościami.- Jared, ja...- Nie mogłam dokończyć bo strach ścisnął mi struny głosowe i bałam się, że zamiast mówić normalnie, będę piszczeć, jak po helu.
- Ellie...- Przez chwilę wyglądał tak, jakby nie wiedział, co zrobić, potem wstał i pociągnął mnie za rękę.- Chodź tu.- Podniósł mnie, przytulił, na koniec wziął na ręce.- Nie syp mi się tu, kobieto, bo naprawdę zaczynam się martwić. Co ja ci musiałem zrobić, że tak ci źle?- Mówiąc zaniósł mnie do domu, po schodach na górę, prosto do sypialni.- Wiem, jestem tchórzem, i za to przepraszam.- Posadził mnie na łóżku, zdjął mi bluzę, potem tenisówki, wciąż do mnie mówiąc.- Wiem, za często cię przepraszam, i za to też przepraszam.- Podniósł mnie, zdjął mi spodnie i znów posadził, jakbym była lalką.- I masz rację, jestem dupkiem, choć dla ciebie nie chcę nim być.- Stał przez chwilę, patrząc na mnie, wciąż zalaną łzami.- Kurwa, Ellie...- Stał przede mną, nagle pogubiony i niepewny, mając w oczach jedno: strach. Czego się bał? Tego, że do reszty mi odbiło? Że postradałam rozum?- Kurwa, Ellie, bądź ze mną, proszę.- Mówiąc, położył się i pociągnął mnie za sobą.
Wcisnęłam się tam, gdzie od ubiegłego wieczoru chciałam się znaleźć, w miejsce, które było moje i tylko moje. Taką przynajmniej miałam nadzieję. Wtuliłam się w ramię Jr, chłonąc jego ciepło, siłę. Potrzebowałam tego jak powietrza. Od razu poczułam się lepiej, przestałam płakać. Zupełnie jakby ktoś przekręcił w mojej głowie kurek z napisem "łzy".
- Ellie...
- Nie chcę, żebyś zachorował.- Przerwałam mu, wreszcie mogąc się odezwać.- Myślałam o tym i to mnie przeraziło.
- I dlatego płakałaś?- Odsunął mnie od siebie tak, żeby móc spojrzeć mi w twarz.- Bo boisz się, że to mnie dorwie? Ellie... Ell... Kurwa, w co ja cię wpakowałem.- Położył się na wznak i zakrył oczy dłonią.- Kurwa, jakim ja byłem jebanym egoistą. Co ja sobie wyobrażałem, że będzie jak w bajce? Kurwa, dobrze wiem jak to wygląda w moim przypadku. To pierdolona wegetacja między jednym i drugim badaniem. Powinienem trzymać się od ciebie z daleka, dać ci kasę i odesłać do domu zamiast zabierać z sobą, ale nie, po co.- Prychnął.- Miałaś rację, spierdoliłem ci życie, i nigdy sobie tego, kurwa, nie wybaczę. Tylko ja jestem odpowiedzialny za to, co się z tobą dzieje.- Podniósł się i wbił we mnie wzrok, mając w oczach tyle mroku, że trochę mnie przestraszył. Pod tym jednak widziałam coś więcej: udrękę i ból.- Powinienem sprawić, że mnie znienawidzisz. Przynajmniej tobie będzie wtedy łatwiej.- Znów się położył i zamknął oczy, oddychając niespokojnie.
Nie umiałam wyobrazić sobie, jak musiał cierpieć, obwiniając się o wszystko, co spotkało mnie od chwili, gdy się poznaliśmy. Ogrom tego, co musiał czuć, przygniatał nawet mnie, ale w dziwny i niewytłumaczalny sposób właśnie to dodało mi sił, podbudowało, obudziło we mnie ducha walki. Nie chciałam się poddać, chciałam... Żyć, wykorzystać do maksimum czas, jaki był nam dany. Nie dla siebie, dla Jr. Możliwe, że czułam litość i ona mną w tej chwili powodowała, ale nie była wszystkim. Przywiązałam się do tego człowieka, widziałam w nim swoją drugą połowę, czy tego chciałam czy nie. I nie miałam zamiaru pozwolić mu się wycofać ani mieć z mojego powodu wyrzuty sumienia. Śmieszne, że kilka jego słów odwróciło wszystko o 180 stopni i teraz to ja, nie on, chciałam utrzymać nasz związek i sprawić, żeby był szczęśliwy. Teraz to on chciał uciec i musiałam go przed tym powstrzymać.
- Myślę, że na pewne rzeczy już za późno.- Powiedziałam ostrożnie, dając Jr to przemyśleć.- Nie dasz rady mnie do siebie zniechęcić.
- Żałuję, że cię poznałem.- Odezwał się dopiero po chwili.
- Kłamiesz.- Skwitowałam, będąc pewna, że się nie mylę. Jego słowom przeczył uścisk, w jakim mnie trzymał: obejmował mnie ramieniem tak, jakby bał się, że gdy tylko mnie puści, zniknę.
- Możliwe, ale tak właśnie myślę. Spierdoliłem wszystko, co się dało spierdolić, a ty za to płacisz. Kurwa...- Westchnął przeciągle.- Co ja najlepszego narobiłem?
- Nie dasz rady tego cofnąć, Jared.- Ułożyłam się wygodniej i zaczęłam gładzić palcami miejsce za jego uchem. Lubił gdy to robiłam, a ja lubiłam to robić. Czułam jak jego ciało, dotąd spięte, zaczyna się rozluźniać.
- Szkoda, bo chętnie bym cofnął. Połamałbym sobie ręce, żeby nie kliknąć wtedy w twoją fotkę.- Burknął.
- Ale kliknąłeś i tego, co się od tamtej chwili stało, nie da się zmienić. Więc przestań mówić, co zrobiłbyś inaczej, bo to nie ma najmniejszego sensu.- Odezwałam się ostrzej niż przedtem.- Nie możesz zrobić nic poza pogodzeniem się z sytuacją.
- Jasne.
- Żebyś wiedział.- Podniosłam się na łokciu, patrząc na niego z góry.- Nie czuję się przez ciebie skrzywdzona, Jared. Ani trochę. Czułabym się, gdybyś teraz zaczął mnie od siebie odpychać, był zimny i oschły, więc taki nie bądź.
- Co ja mam robić, Ell? Kurwa, jestem taki... bezsilny.- Otworzył oczy, patrząc na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz w życiu i nie wiedział, jak się zachować.
- Rób to, co naprawdę byś chciał, a nie to, o czym myślisz, że powinieneś.- Wyjaśniłam, mówiąc najprościej, jak umiałam.- Bądź sobą, Leto.
- Wściekasz się na mnie.- Stwierdził po chwili.
- Wcale nie.
- Ale ciągle przeze mnie płaczesz.
- Zdarza mi się. Z różnych powodów.
- Związanych ze mną. To nie rokuje dobrze.
- Co za optymizm.
- Raczej realizm.- Westchnął, wyraźnie spokojniejszy, jakby naprawdę wziął sobie do serca moją radę i pogodził się z faktami.
Patrzyłam na niego, po prostu napawając się widokiem jego twarzy. Podobał mi się, naprawdę podobał, choć nie należał do aż tak pięknych, jak chyba sam myślał. Miał odrobinę za blisko osadzone oczy, wysunięty podbródek, a wysokie kości policzkowe sprawiały, że jego rysy były ostre, ale mimo to sprawiał przyjemne wrażenie. Kolor tęczówek, intensywnie niebieski, łagodził efekt.
- Ciekawa jestem, jak wyglądałbyś z krótkimi włosami.- Powiedziałam, próbując go sobie wyobrazić.
- Pewnie widziałaś na zdjęciach, w sieci jest ich mnóstwo.
- Tak, ale wtedy byłeś młodszy. Poza tym nie widziałam ich dużo, tylko jak mi się gdzieś w tle zaplątały.- Położyłam się i okryłam kołdrą, czując lekki chłód.- W ogóle wiedziałam kim jesteś, bo co dzień mijałam drogerię, w której wisiałeś na szybie. Gdyby nie to, pewnie nie pamiętałabym, jak masz na imię. Wybacz, ale w ogóle mnie nie interesowałeś.- Nie czułam się skrępowana mówiąc o tym, że kiedyś dla mnie nie istniał.- Nigdy nie czytałam żadnych newsów na twój temat, nawet po tym, jak się poznaliśmy.
- Może to i lepiej, piszą o mnie różne rzeczy.- Uśmiechnął się lekko.
- Grzeszki z przeszłości?
- Grzeszki, głupoty, różnie bywało. Komuś takiemu jak ja ciężko zachować większość spraw w sekrecie, zawsze ktoś coś wyjawi, szukając sensacji.
- Nie jestem tego ciekawa. Naprawdę.
Milczeliśmy przez chwilę, obserwując siebie nawzajem.
- Mimo to...- Jr obrócił się na bok, twarzą do mnie.- Ellie, muszę ci się do czegoś przyznać.- Powiedział cicho.
- Zrobiłeś coś złego?
- Nie... i tak.- Wziął głęboki oddech.- Nie mam dobrej opinii. Nawet średniej. Wręcz przeciwnie. To, co o mnie mówią i piszą, to prawda. W przerwach między związkami pieprzyłem na potęgę: aktorki, modelki, bywało, że nawet fanki. Dzień w dzień, przez lata.
- Dlaczego mi o tym mówisz?- Byłam zaskoczona, choć spodziewałam się, że nie ma za sobą światłej przeszłości. Unikałam plotek o nim, ale to nie znaczy, że nic do mnie nie dotarło. Wiedziałam, że ma opinię zimnego, wyrachowanego drania. Czy w nią wierzyłam, to inna sprawa.
- Bo wcześniej czy później i tak byś się dowiedziała, więc lepiej, jeśli wiesz ode mnie, a nie od jakiejś "życzliwej" duszy, którą kiedyś tam zerżnąłem, albo która chciałaby, żebym to zrobił.- Zacisnął na moment usta.- Ellie, cokolwiek o mnie usłyszysz bądź pewna jednego: to przeszłość. Dla mnie ten rozdział życia jest zamknięty. Pod tym względem od pół roku jestem czysty.
- Boże, Jr, mówisz, jakbyś był nałogowcem.- Naprawdę tak to odebrałam, jakby był erotomanem, który nie umiał przeżyć dnia bez orgazmu. Przynajmniej do pewnej chwili. Nie musiałam liczyć żeby wiedzieć, że jego pół roku to moment, gdy się poznaliśmy.
- Może nim jestem?- Wzruszył ramionami.- I jeszcze jedno: nigdy nie przeleciałem Emmy, choć okazji było od chuja, i chciała tego jak skurwysyn.
To była jedyna rzecz w całym tym bajzlu, która mnie ucieszyła, i nawet nie wiem, dlaczego. Po prostu w głupi sposób czułam się od niej lepsza, więcej warta... choć co to za wartość, jeśli idzie o faceta, który przeleciał wszystko?
- Jesteś rozczarowana.- Nie spytał, raczej stwierdził.
- Zaskoczona.- Poprawiłam go.- Nie wiem, co myśleć.- Przyglądałam mu się, próbując dojść do ładu z emocjami, które na mnie spadły. Była wśród nich złość, zazdrość, ale była też radość z tego, że przy mnie z tym skończył.
- Czy to, że teraz wiesz, coś zmienia?
- Nie umiem powiedzieć. Chyba trochę. Ale dam radę z tym żyć.- Nie chciałam udawać, że jego sensacje nie mają wpływu na to, jak go widzę.- Pół roku?- Spytałam, chcąc usłyszeć jeszcze raz, że teraz jest inaczej. Wolałam skupić się na tym.
- Od maja.
- To prawie siedem miesięcy.
- Poznałem kogoś, wiesz.- Uśmiechnął się, choć widziałam, że wciąż jest zmieszany.- Pewną osóbkę, młodą i niedoświadczoną.- Chwycił mnie za kark i przyciągnął tak blisko, że prawie dotykaliśmy się nosami.- Śmiałaś się ze mnie, a jednocześnie byłaś tak przestraszona, że mnie rozbrajałaś.
- Nie bałam się ciebie, tylko... innych rzeczy.
- Chyba nie okazały się takie straszne?- Uśmiech Jr stał się szerszy i podszyty dumą.
- Poza pierwszym razem. Ten był straszny.
- Mnie się podobał. Bardzo.- Zmrużył odrobinę oczy.- Szkoda, że nie można było bisować.
- Słodki Boże, Leto...- Czułam że się rumienię, ale nie mogłam nic poradzić na to, o czym pomyślałam: o tym, że to była jedna z najlepszych rzeczy w moim życiu.- Co z obiadem?- Zmieniłam temat, zanim na dobre zaczęłam myśleć o seksie. Wolałam nie wpadać w erotyczny nastrój sądząc, że lepiej poczekać dzień czy dwa, uspokoić się, dać odpocząć nerwom, niż ryzykować, że jednak zaszkodzę Jamiemu.
- Odechciało mi się kucharzenia. Zamówię coś.- Jared odsunął się, spojrzał w okno i wstał. Znów był poważny.- Idzie deszcz, pozbieram z ogrodu twoje rzeczy, zanim zmokną. Muszę też zadzwonić w parę miejsc.
Wyszedł, zostawiając mnie samą. Zwinęłam się na boku, patrząc w okno, dokąd rzeczywiście nie zaczęło padać. Śledziłam wzrokiem cieknące po szybie krople, zastanawiając się nad wszystkim, co wydarzyło się w ciągu niecałej doby. Nad tym co usłyszałam i zobaczyłam. Bałam się.





                                                                       ********


Tyle na dziś.
Oczywiście gdzieś tak od połowy znów nie miałam wpływu na to, co mówią, ale już do tego przywykłam. Ja chcę swoje, piszę to, potem usuwam fragment i pozwalam im wstawić to, co ich zdaniem jest bardziej na miejscu. Tym razem to Jr uparł się, że chce wyjawić swoje brudne sprawki. Niech mu będzie.
Pozdrawiam i do następnego :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz