Przemierzałam
dom Jareda, zaglądając do miejsc, w których wcześniej nie byłam. Budynek nie
był wielki, miał jednak kilka nieodkrytych przeze mnie tajemnic, jak choćby
mieszczące się w piwnicy studio. Weszłam do niego, od progu przyglądając się
swego rodzaju nieporządkowi jaki tu panował: porzucone w nieładzie gitary,
czyjaś koszulka, przewieszona przez oparcie stojącego na środku krzesła, zmięte
opakowanie po batoniku, wystające spomiędzy poduszek niewielkiej sofy. Stojący
pod ścianą fortepian był otwarty, obok niego leżała para znoszonych kapci w
kratę.
Obeszłam
pomieszczenie, dotykając wszystkiego po drodze i mając wrażenie, jakbym
znalazła się w świecie pełnym sekretów i niedostępnym dla większości ludzi. To
tu zapewne powstawały piosenki, które słyszałam na koncercie, tu odbywały się
próby, dyskusje na temat poprawek i zmian, a pewnie też ostre kłótnie, gdy
któryś z chłopaków nie zgadzał się z innym. Potrafiłam nawet wyobrazić sobie
jak siedzą każdy przy swoim instrumencie i grają wciąż od nowa i od nowa, dokąd
nie osiągną upragnionej doskonałości wykonania. Czy Jareda bolało gardło od
ciągłego śpiewania tych samych fraz?
Zatrzymałam
się przy fortepianie, palcami ślizgając się po klawiszach. Nie miałam odwagi
nacisnąć żadnego z nich, nawet nie wiem, dlaczego. Robiąc to chyba czułabym się
jak świętokradca, jakbym skalała jednym dźwiękiem należący do Leto instrument i
sprawiła, że odmówi mu posłuszeństwa.
Głupia
Ellie. Głupia, prosta Ellie, która dopiero teraz naprawdę pojęła, z kim ma do
czynienia. Wiedziała, ale tak jakby nie wierzyła, a teraz w pełni zrozumiała
konsekwencje swojego postępowania.
Jedno
ogłoszenie, puszczone w sieci w chwili desperacji i pod wpływem alkoholu,
zmieniło życie nie tylko moje ale też człowieka, który na swój sposób był wyjątkowy.
Sławny, zaskakujący, tajemniczy, pożądany, teraz był mój. A przecież nigdy nie
zwróciłabym na niego uwagi, gdyby okoliczności naszego poznania się były inne.
Nie był w moim typie, poza tym różnica wieku nie sprzyjała związkowi.
Czy
naprawdę? Jr miał masę uroku, jaką mogłam mieć pewność, że gdyby zaczepił mnie
na ulicy i wymusił ode mnie numer telefonu, nie zgodziłabym się na spotkanie
choćby po to, żeby mieć go z głowy? Umiał osiągać swoje cele, a skoro
powiedział kiedyś, że jestem jego wymarzonym ideałem kobiecej urody i
delikatności, nie dał by mi spokoju. Więc tak czy inaczej… Może wtedy
uniknęlibyśmy wielu nieprzyjemnych sytuacji, może nie, tego nie umiałam
powiedzieć. Jednak bylibyśmy razem tak czy owak, gdyby tylko się do mnie
odezwał.
Chyba
właśnie to nazywa się przeznaczeniem, a jeśli, to czy urodziłam się po to, żeby
dzielić życie z Jaredem?
Zadumana
nad kolejami losu pogładziłam brzuch, czując wiercącego się Jamiego,
pozbawionego świadomości jak bardzo wpłynął na moją rzeczywistość. Mała
istotka, w pełni zależna ode mnie, przypadkowy i z początku niepożądany gość w
moim ciele, który teraz znaczył dla mnie więcej, niż wszyscy inni. W połowie
ja, w połowie Jr, kim będzie w przyszłości?
-Kocham
cię, maluszku.- Powiedziałam, uśmiechając się i wiedząc, że Jamie słyszy moje
słowa, choć ich nie rozumie.- Przepraszam, że na początku cię nie chciałam.-
Dodałam, pamiętając niechęć z jaką myślałam o urodzeniu dziecka.- Czasami życie
płata nam figle i robi niespodzianki, a ty jesteś jedną z nich. Twój tato…-
Pokręciłam głową i westchnęłam.- Sam zobaczysz, jaki jest. Obyś był taki, jak
on.
Wychodząc
ze studia usłyszałam dobiegające z kuchni hałasy i od razu skierowałam się w
tamtą stronę. Stanęłam w progu cicho jak myszka i patrzyłam niezauważona na odwróconego
plecami Jr. Szykował śniadanie, sięgając to po pomidora, to po paprykę, to po
ser. Był w samych bokserkach, czarnych, opinających zgrabny tyłek niczym druga
skóra, aż nabrałam nieodpartej ochoty dotknąć go właśnie teraz.
Właściwie
dlaczego miałabym tego nie zrobić? Ja i Jr byliśmy parą, już nie na niby, a
skoro tak to mogłam pozwolić sobie na wszystko co przyszło mi do głowy.
Swoboda, jaką dawał mi oficjalny związek, od razu podniosła mnie na duchu i
dodała pewności siebie.
-Pomóc?-
Spytałam podchodząc do Jareda i niby przypadkiem kładąc dłoń tuż pod jego
lędźwiami. Czułam ciepło jego ciała i twardość mięśni pośladków, czułam
dreszcz, przechodzący przeze mnie w bardzo interesujący i przyjemny sposób i
zdziwiłam się, że wystarczy jeden dotyk i budzi się we mnie pożądanie.
Leto
spojrzał na mnie z ukosa.
-Gdzie
byłaś?- Zmarszczył lekko brwi.
-Spacerowałam,
zajrzałam do studia.- Przesunęłam dłoń w górę, gładząc jego plecy końcami
palców, przez które przepływał prąd, jakbym dotykała obnażonych przewodów pod
niskim napięciem.
-Łaskoczesz.-
Jr wzdrygnął się i odsunął.- Zjemy i jedziemy, mamy parę spraw do załatwienia.
-Jakich?
-Przerejestrowanie
twojego samochodu, poinformowanie paru instytucji o twoim nowym miejscu
zamieszkania… Chciałbym też, żebyś spotkała się z lekarzem, który będzie cię
nadzorował przez resztę ciąży.- Poinformował mnie beznamiętnie jakbym była
kimś, z kim pracuje, a nie jego dziewczyną.
-Nie
sądzę, żebym wymagała nadzoru.- Zauważyłam oschle.- Poza tym czy musimy
załatwiać wszystko akurat dziś? Dopiero przyjechałam, daj mi się przyzwyczaić.-
Dodałam.
Tak
naprawdę nie potrzebowałam czasu i mogłam zrobić to, co chciał, ale wkurzył
mnie jego nieznoszący sprzeciwu, oznajmiający ton, jakim do mnie mówił.
Zupełnie jakby nagle zaczął żałować, że mnie tu przywiózł.
-Ellie,
umówiłem już spotkania i nie chcę teraz ich przekładać. Nie mam za wiele
wolnego, zaraz będą święta i wszystko pozamykane, potem jadę w dalszą trasę.-
Jr obrócił się do mnie z niezadowoloną miną.- Jeśli mam coś załatwić to załatwiam,
potem mam spokojną głowę, a to lubię. Mam dosyć innych spraw, żeby nie chcieć
myśleć jeszcze o tym.
Odłożyłam
bagietkę, którą miałam właśnie zacząć kroić, i założyłam ręce na piersi,
patrząc na Leto uważnie.
-Co
się stało?- Spytałam prawie obojętnie, choć w środku gotowały się we mnie
emocje, głównie lęk że miałam rację i naprawdę pospieszyliśmy się ze wszystkim,
niepotrzebnie komplikując i tak skomplikowaną sytuację.
-Nic.
Dlaczego uważasz, że musiało się coś stać? Znasz mnie przecież i wiesz, że w
sprawach biznesowych i tego typu jestem dosyć konsekwentny i nie lubię odkładać
czegoś na potem.
-Jared,
nie jestem twoją sprawą biznesową ani tego typu. Nie chodzi też o odkładanie na
potem tylko o to, że mógłbyś przynajmniej spytać mnie o zdanie zanim ustalisz
coś, co mnie dotyczy.- Specjalnie podkreśliłam słowo „zanim”.- Już u ciebie nie
pracuję, żebym musiała wykonywać twoje polecenia.
-Eleanor…
-Rozumiem,
że jesteś mocno zajęty, rozumiem, że lubisz mieć wszystko z głowy, za to nie
rozumiem czemu traktujesz mnie jak podwładną.- Ciągnęłam, przerywając mu. Być
może ciąża wpływała na moje zachowanie i sprawiała, że łatwiej się irytowałam,
ale nawet jeśli, to miałam do tego prawo.- No kurde, wczoraj byłeś taki… taki…-
Brakowało mi odpowiedniego słowa.- A dziś…
-A
dziś obudziłem się sam i pierwsze co pomyślałem to że uciekłaś do innego
pokoju.- Tym razem on mi przerwał.- Byłem pewien, że przejrzałaś na oczy i
stwierdziłaś: ten facet jest skazany, może już żre go jakieś paskudztwo, ale
pies z tym, przecierpię te kilka lat, jestem młoda.- Zrobił głęboki wdech,
jakby brakło mu powietrza.- Wiesz co myślę, gdy mi się przyglądasz? Że
wypatrujesz, czy coś nie wyskoczyło mi na skórze, jakieś podejrzanie
wyglądające znamię. Że dotykając mnie próbujesz wymacać, czy nie mam gdzieś
guza.
-Że
próbuję co?- Nie wierzyłam własnym uszom.- Myślisz, że dotykam cię, żeby…-
Zamilkłam, opuszczając ręce, i stałam tak, patrząc na Jr ze zdumieniem.
-Kiedyś
tego nie robiłaś.- Uspokoił się i oparł dłońmi o blat stołu, wbijając wzrok w
ścianę. Nie wyglądał na smutnego, raczej na rozczarowanego i zrezygnowanego.
-Bo
się ciebie wstydziłam!- Podniosłam głos.
-Wiem,
pamiętam jak ciągle się krępowałaś, poza kilkoma momentami gdy byłaś za bardzo
podniecona, żeby się kontrolować. Mam to na uwadze ale zrozum, przeszedłem
swoje i trochę ciężko mi uwierzyć w niektóre rzeczy.
-W
takie jak to, że mogę po prostu lubić cię dotykać?- Uspokoiłam się na tyle, by
podjąć dyskusję bez uniesień. Sama nie raz głowiłam się nad tym, co Jr może czuć
od chwili, gdy zgodziłam się z nim być. Człowiek w jego wieku, z jego pozycją i
majątkiem, miał prawo myśleć że taka siksa jak ja, dziewczyna, którą kupił,
zrobi wiele dla pieniędzy. Ba, dziwił mnie brak z jego strony zarzutu, że zaszłam
w ciążę specjalnie po to, by wyciągnąć od niego spore alimenty.
-Coś
w tym stylu.- Zerknął na mnie spod oka.- Wybacz, Ellie, miałem paskudny sen,
stąd ten wybuch.- Dodał tonem usprawiedliwienia.- Chodź do mnie.
Nic
nie odpowiedziałam. Czasem lepiej milczeć, niż sypać frazesami w stylu „musisz
mi zaufać” albo „nie jestem taka, jak myślisz”. Tym bardziej, że najwyraźniej
niezbyt wiele wiedziałam o tym, co siedzi mu w głowie.
Zamiast
się odzywać po prostu wśliznęłam się między niego a stół i przytuliłam,
opierając policzek o jego ramię. To była jedyna rzecz, którą mogłam w tym
momencie zrobić i coś, na co naprawdę miałam ochotę.
Popołudnie
było dosyć chłodne, na tyle, by trzeba było nałożyć wierzchnie okrycie i
podkręcić nieco ogrzewanie w samochodzie. Pojechaliśmy do Connie moim, z
nowiutkimi tablicami z Kalifornii, na których pysznił się napis ELLIE S-L. Nie
ja go wybrałam, jak się okazało Jr zrobił to sam jeszcze przed moim przyjazdem.
Trochę śmieszyło mnie inicjały s-l, ale lepsze to, niż gdyby w ich miejsce
wstawiono jedynkę, jakby po mnie miały nastać kolejne numerowane Ellie.
Tym
razem to Jared robił za szofera, ja rozsiadłam się wygodnie z tyłu i
podziwiałam rozświetlone tysiącami kolorowych światełek ulice, domy, bajecznie
przystrojone drzewa i oplecione lampkami pnie palm. Nastrój zbliżających się
świąt czuć było wyjątkowo silnie, choć ja odbierałam go nieco inaczej: dla mnie
miały to być pierwsze święta spędzone z Jr i ostatnie, w czasie których będę
bezdzietna. W pewnym sensie żegnałam się z młodzieńczo-beztroskim etapem życia
i wkraczałam w dorosłość, już tę prawdziwą, pełną zobowiązań i
odpowiedzialności za innych. Czy podołam? O to się nie bałam. Bardziej martwił
mnie mój mężczyzna i jego niepewność, brak wiary we mnie i w moją… sympatię.
Tym było to, co do niego czułam, choć przy dobrych wiatrach mój emocjonalny
stateczek może obrać kurs w kierunku wyspy zwanej miłością.
-O
ile nie rozbije się na rafach nieufności.- Wymamrotałam pod nosem.
-Coś
mówiłaś, Ellie?- Jr spojrzał na mnie przez ramię.
-Że
nie wiem, jaki dać ci prezent pod choinkę.
-Rozbierzesz
się do naga, przewiążesz wstążką i położysz pod drzewkiem, a ja cię znajdę.-
Słowom towarzyszył zawadiacki uśmiech.- A co ty byś chciała dostać?
-Rozebranego
ciebie z kokardą na…- Specjalnie nie dokończyłam, podłapując żartobliwy temat.
-Hej,
jeśli oboje będziemy leżeć pod choinką to kto nas znajdzie?- Leto chichotał,
skręcając w ulicę przy której stał dom jego mamy.
-Twoi
urodzinowi goście.- Poprawiłam kołnierz płaszcza.- Shan pewnie zaraz chciałby
rozpakować.
-Raczej
zapakować.- Jr poprawił mnie i roześmiał się na widok mojego rumieńca.-
Przyznał mi się do tego, że namawiał cię na seks.
-Tak?-
Odrobinę się spięłam, nie wiedząc co starszy Leto naopowiadał młodszemu. Poza
tym w ogóle byłam lekko poddenerwowana samą koniecznością spotkania się z
zaproszonymi przez Connie „paroma osobami”. Przez cały czas miałam pewność że
natknę się tam na Emmę, a to sprawiało mi pewien dyskomfort i odbierało mi spokój.
-Tak.
Był pełen podziwu że mu nie uległaś, choć pewnie ciężko mu to było przełknąć.
-Rozmawiacie
o takich rzeczach?
-Wspominałem
ci kiedyś, że nie mamy przed sobą tajemnic.- Zatrzymał się, otworzył okno i
wcisnął na panelu cyfry kodu, otwierającego bramę. Wjechaliśmy na podjazd,
zastawiony kilkoma innymi samochodami.
-O
mnie też rozmawiacie?- Zrobiło mi się głupio na myśl, że Jr dzielił się z
bratem wrażeniami z naszych wspólnych nocy.
Leto
wysiadł, obszedł wóz i otworzył przede mną drzwi.
-O
TYM nie, ale ogólnie tak.- Mrugnął, jakby czytał w mojej twarzy i wiedział, o
co mi chodziło.
-Masz
szczęście.- Mruknęłam groźnie, na co tylko się roześmiał.
-Mam,
a ty jesteś tego dowodem.- Wziął mnie za rękę.
Zanim
odpowiedziałam przed domem zjawił się rozpromieniony Shannon w śmiesznej
czapeczce, pędząc nam naprzeciw jakby nie widział brata od wieków, a nie
rozstał się z nim dwa dni wcześniej.
-No
wreszcie, matka już wyłazi ze skóry że jej się żarcie przypali.- Poklepał Jr po
plecach i złapał mnie w mocny uścisk a potem obejrzał z uwagą.- No proszę,
pączuszku. Dmuchał, dmuchał, i nadmuchał.- Puścił do mnie oczko.
-Bo
mam pompkę pierwsza klasa, staruszku.- Jared oswobodził mnie z rąk Shana i
objął dosyć władczym gestem.- Prawda, Ellie? Nie narzekasz.- Brzmiał
żartobliwie, ale w oczach miał powagę i coś jeszcze, czego nie umiałam
rozszyfrować.
-Gdzież
bym śmiała.- Zripostowałam, choć po głowie biegało mi tysiąc myśli. Miałam
wrażenie, że dobry nastrój Jareda jest pozorny i coś się stało albo między nim
i Shannonem, albo w ogóle w rodzinie Leto, a ja o niczym nie wiem. Zaczęłam
czuć niepokój, ale postanowiłam go nie okazywać i zachowywać się jak zwykle.
Widząc
ilość samochodów na podjeździe spodziewałam się zastać spore towarzystwo,
tymczasem było raptem kilka osób. Bez problemów rozpoznałam Tomo, jego uroczą
żonę, chłopaka z ekipy, którego imienia nie pamiętałam, i obcego mężczyznę.
Przywitałam się, na co odpowiedzieli dosyć nieprzekonująco. Przyglądali mi się
z nieukrywaną ciekawością, szczególnie długo wgapiając się w brzuch. Nie był
teraz aż tak widoczny dzięki nowej, świetnie zaprojektowanej sukience z wysokim
stanem i plisowaną spódnicą, która znacznie mnie wyszczuplała.
-Ellie,
dziecko, jak cudownie wyglądasz!- Constance wyszła zza ulokowanego w rogu
salonu baru i wyciągnęła do mnie ręce.- Rozkwitłaś, widzę że ciąża ci służy.-
Pogładziła mnie po policzku.- Nie miałyśmy ostatnio okazji porozmawiać i nie
zdążyłam ci powiedzieć, jak bardzo się cieszę z waszego szczęścia. Jak się
czujesz?
-Trochę
oszołomiona, poza tym wszystko w porządku.- Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
Lubiłam Connie, i wiedziałam, że ona też mnie lubi. Była chyba jedyną osobą z
całego dworu Jareda, która wydawała mi się całkowicie naturalna i szczera.
-Lubisz
spaghetti z brokułami i sosem śmietanowym?
-Bardzo.-
Na sygnał że zaraz jemy mój żołądek odezwał się cichym burczeniem.
-Usiądźcie,
zaraz przyniosę obiad.- Pomachała ręką w stronę zastawionego stołu.
-Pomóc?-
Zaoferowałam, mając ochotę uciec spod ciekawych spojrzeń żony Tomo, która
jawnie się nam przysłuchiwała.
-Nie,
Emma już mi pomaga.
Emma.
Kochana, niezastąpiona Emma. Jak mogłam choćby pomyśleć, że odpuści sobie obiad
i nie zjawi się choćby po to, żeby psuć mi nastrój swoim widokiem? Dłonie same
zwinęły mi się w pięści: niech lepiej się do mnie ani o mnie nie odzywa,
inaczej zrobię sobie tę przyjemność i trzasnę podstarzałą babę prawym
sierpowym, i niech mnie potem poda do sądu, wszystko jedno.
Podeszłam
do Jr, zajętego już rozmową z towarzystwem, i odciągnęłam go na bok.
-Wiedziałeś,
że Emma będzie?- Spytałam, podejrzewając że jego udawany humor wynikał właśnie
z obecności asystentki.
-Nie,
a jest?- Zaniepokoił się wyraźnie i rozejrzał po salonie.
-Jest
w kuchni z twoją mamą.
-Cholera,
a prosiłem…- Zacisnął na moment usta i wydął je lekko.
-Prosiłeś?
Trzeba było jej kazać, jak mi kiedyś. W końcu ty jesteś jej szefem, nie
odwrotnie.- Wkurzyłam się, że nie potrafił zachować się odpowiednio do
sytuacji, jakby bał się że urazi Emmę, zamiast przede wszystkim pomyśleć o
mnie. Byłam w ciąży i nadmiar nerwów na pewno nie mógł mi służyć, tym bardziej
po wszystkim, co przeszłam w związku z jego cudowną asystentką w przeszłości.
Najchętniej wróciłabym do domu, ale nie chciałam sprawić przykrości Connie.
-Będzie
dobrze, Ellie. Po prostu ją ignoruj i tyle.- Jr chwycił mnie za podbródek i
pocałował, wcale nie krępując się obecnością innych.
-A
jeśli będzie się mnie czepiać albo znów powie, że nie powinno mnie tu być?-
Spytałam, kątem oka widząc że obiekt naszych szeptów właśnie przyniósł misę z
parującym makaronem.
-Nie
powie.
-Skąd
wiesz?- Przeczesałam palcami jego włosy, niby to poprawiając je, ale bardziej
po to, by Emma widziała. Musnęłam też bok szyi, łaskocząc miejsce poniżej ucha:
zauważyłam, że to jeden z wrażliwych punktów na ciele Jr i lubi, gdy je
dotykam.
-Wiem
i tyle.- Cmoknął mnie w czubek nosa.- Kurwa, Ellie, nie masz pojęcia, jak
chętnie zapakowałbym cię teraz do samochodu i zabrał do domu. Mierzi mnie, że
muszę pokazywać się gdzieś, zamiast spokojnie się tobą nacieszyć. Ale jest też
jeden plus: im dłużej muszę na to czekać, tym więcej sprawi mi przyjemności
spędzanie czasu tylko z tobą.- Objął mnie i pociągnął do stołu, przy którym
siedziała już reszta gości. Emma patrzyła na mnie z nieukrywaną niechęcią, ale
w uścisku Jareda czułam się bezpieczna, chroniona przed wszystkimi zołzami tego
świata. To było dla mnie nowe uczucie, ale sprawiło mi prawdziwą radość bo było
świadectwem, że wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Miałam
szczęście, że nasze miejsca przy stole oddalone były od Emmy i nie musiałam na
nią patrzeć, choć sam jej głos wystarczał, żeby podnieść mi ciśnienie i
sprawić, że nie czułam się swobodnie. Mimo iż miałam obok siebie Jr, obawiałam
się odezwać, byłam pewna, że na każde moje słowo Ludbrook zareaguje złośliwym
komentarzem. Zresztą o czym miałam mówić? Nie byłam związana z żadną z branży,
o których dyskutowano przy stole, nie miałam wspólnych przeżyć z trasy, nie
znałam wielu faktów… Wątpiłam, by zainteresowali się moimi opowieściami o
spędzonych samotnie miesiącach, poza tym nie wiedziałam, czy byli wtajemniczeni
w powód mojego wyjazdu i rozstania się z Leto. Choć raczej tak, Emma zapewne
zadbała o to by każdy dowiedział się, jak jej groziłam. Pewnie dlatego
spoglądali na mnie z byka gdy weszliśmy do salonu. Ją znali od lat, mnie
praktycznie wcale. Czyżby dodatkowo przekonała ich, że Jared jest ze mną tylko
z powodu dziecka?
Ta
myśl jeszcze bardziej mnie przygniotła, jadłam więc w milczeniu, przysłuchując
się rozmowom i obserwując gości. Po lewej stronie miałam Jr, dalej siedziała
Connie, potem obcy mężczyzna, Emma, obok niej Vic, potem Tomo, chłopak z ekipy
a po mojej prawej Shannon. Starszy Leto sypał anegdotami, rozbawiając
wszystkich, choć mnie nie było tak wesoło, jak reszcie. Znów dopadło mnie
uczucie że jestem jak piąte koło u wozu, wykluczona z grona, pośród którego znalazłam
się przez przypadek.
„Przypadek”
tymczasem nie spał i łagodnie wiercił się we mnie, budząc mój uśmiech. Jego
delikatne kopnięcia uspokajały mnie, oddalały nieprzyjemne myśli i pozwalały
się rozluźnić. Jedząc niespiesznie położyłam lewą dłoń na brzuchu, telepatycznie
śląc Jamiemu całą miłość, jaką go darzyłam. Na pewno ją czuł, mówiłam sobie w
duchu, na pewno też kochał mnie na swój dziecięcy sposób całym maleńkim
serduszkiem, nie wiedząc nawet, kim jestem. A może wiedział? Może podświadomie
rozumiał, że jestem jego mamą i że nie ma na świecie nikogo mu bliższego? Żył
we mnie, rósł, dojrzewał czekając na dzień, w którym będzie gotów, by pojawić
się na świecie. Cząstka mnie, cząstka siedzącego obok mężczyzny. Wyjątkowego
mężczyzny.
Spojrzałam
na Jr, dyskutującego o czymś z siedzącym na wprost niego Tomo. Podziwiałam
młodzieńczy profil Leto, jego mimikę, sposób, w jaki pochylał głowę, jego
gestykulację. Jego dłonie. Te same, które kiedyś wprowadziły mnie w obcy, nieznany
i tajemniczy świat intymnych doznań, świat, który mi się spodobał. Wiedziałam,
że zawdzięczam to właśnie Jaredowi, jego podejściu do mnie, sposobowi, w jaki
mnie traktował i oswajał z sobą. Może już wtedy lubił mnie bardziej, niż trochę,
a może po prostu był na tyle ludzki i przyzwoity, by nie chcieć skrzywić mojej
psychiki, wzbudzić we mnie niechęci do mężczyzn? Jak wiele szczęścia musiałam
mieć w swoim pechu, że trafiłam akurat na niego? Constance miała rację, mówiąc
kiedyś, że Jr jest dobrym człowiekiem. Był dobry, cokolwiek nie twierdziliby o
nim ludzie, którzy znają go tylko ze sceny. Ja mogłam poznać tę jego część,
która była najbardziej prawdziwa, najgłębsza, ukazywana tylko nielicznym. Nie,
żebym miała czuć się dzięki temu wyróżniona, ale coś specjalnego było w fakcie,
że mogłam, mówiąc w przenośni, dotknąć samego sedna jaredowego „ja”. Obcować z
nim prywatnie, w czterech ścianach, widząc jaki jest w chwilach, gdy nie celują
w niego aparaty, kamery i mikrofony. Znać Jareda – człowieka, nie Jareda –
artystę.
-Widzę,
pączuszku, że ciężko ci oderwać wzrok od młodego?- Usłyszałam za plecami szept
Shannona.
Obróciłam
się do niego, napotykając rozbawione spojrzenie brązowych oczu. Kiedyś Shan
wydawał mi się dosyć przystojny, teraz, gdy obciął włosy, wyglądał jeszcze
lepiej. Nie dziwiło mnie, że dziewczynom na jego widok miękły kolana, choć nie
czułam do niego pociągu i jego widok nie budził we mnie sprośnych myśli.
Podobał mi się tak, jak podobać się może pięknie wykonane dzieło, doskonałe do
podziwiania, ale nie do tego, by koniecznie chcieć je mieć.
-Cóż…-
Odparłam, nieco zmieszana że przyłapał mnie na wpatrywaniu się w brata jak w
obrazek.
-Mnie
to cholernie cieszy.- Uśmiechnął się, błyskając zębami.
-A
ty masz dziewczynę?- Spytałam, żeby zmienić temat.
-Tyle
ich, że nie mogę zdecydować się na jedną.- Shan machnął lekceważąco ręką.-
Zresztą słyszałaś pewnie powiedzenie, że kot przy jednej mysiej dziurze zdycha?
Wyglądam ci na kota?
-Szczerze?-
Zaśmiałam się.- Na kocura wylegawca byś się nadawał.
-O
ile kocury lubią wylegiwać się na materacu z fajnych cycków.- Uśmiech znikł
powoli z jego ładnej twarzy.- Co zrobisz, jak mały będzie to miał?
Zaskoczył
mnie tym pytaniem. Nie spodziewałam się usłyszeć je akurat z ust Shannona,
oczekiwałam raczej, że padnie w rozmowie z Connie.
Nie
miałam przygotowanej odpowiedzi, nie mogłam przecież określić, jak zachowam się
w chwili, gdy lekarz badający Jamiego wyda wyrok, z którym nikt nie umiałby się
pogodzić.
-Nie
wiem.- Odpowiedziałam szczerze.
-To
nie będzie wina młodego.- Mówiąc, Shannon pochylił się w moją stronę.- On o to
nie prosił, pączuszku. Dostał po dupie i próbuje sobie z tym poradzić, a jest
tak zestrachany, że prawie robi pod siebie.
-Wiem.-
Kiwnęłam głową, chcąc uciąć rozmowę, której temat nie był dla mnie miły. Wiedziałam
jednak że wcześniej czy później zostanie poruszony, choć naprawdę wolałabym,
żeby stało się to kiedyś, a nie teraz.- Ja też się boję.
-Pewnie
nie tak, jak Jar.- Shan ze skupieniem wpatrzył mi się w oczy.- Nie zostawisz go
jak coś? Nie kopniesz go w dupę?
To
było bardzo trudne pytanie, jeszcze trudniej było odpowiedzieć na nie szczerze,
bez chęci zbycia rozmówcy tym, co chciał usłyszeć. Korciło mnie powiedzieć że
nie odejdę i nie będę obwiniać Jareda, ale to nie byłoby uczciwe wobec nikogo,
nawet wobec mnie. Nie mogłam składać obietnic, których potem nie umiałabym
dotrzymać. Nie mogłam mieć pewności, że w kryzysowej chwili emocje nie wezmą góry
nad rozsądkiem, tym bardziej że nikt nie umiał powiedzieć, czy w razie
odziedziczenia genetycznej wady mój chłopczyk nie urodzi się od pierwszego dnia
skazany na powolną agonię, bo w jego przypadku paskudny gen będzie aktywny od
samego początku.
Nagle
do głowy przyszło mi coś jeszcze, coś, co było związane z moimi myślami
odnośnie tego, że poznałam Jareda – człowieka. Zrozumiałam, że to tyczyło się
także reszty jego rodziny, i jak bardzo byli sobie bliscy. Dotarło do mnie, jak
się o niego bali, ile dla nich znaczył. Otworzyli się przede mną, wpuścili w
miejsca, do których nikt wcześniej nie miał dostępu. Mnie, byle kogo
pochodzącego z byle dziury gdzieś daleko stąd.
Pojęłam,
że dla nich jestem już rodziną, ufają mi i mają nadzieję, że ich nie zawiodę. A
ja nie mogłam skłamać, podsycać tej iskry, która się w nich tliła, musiałam być
wobec nich uczciwa.
Ciężar
odpowiedzialności spadł na moje barki nieproszony i uświadomił mi że to, co
wcześniej uważałam za proste, wcale takie nie jest i nie będzie. Że dorosłość
jest wstrętna i zdecydowanie przereklamowana. Przez chwilę chciałam znów być
beztroską dziewczynką, ale… Nie mogłam. Już nie.
-Shan.-
Zaczęłam ostrożnie, szepcząc by nikt poza nim mnie nie usłyszał.- Nie mogę
obiecać niczego. Nie mogę teraz powiedzieć, że w razie najgorszego dam radę.
Nie wiem, co będzie, jeśli Jamie okaże się taki, jak Jared. Będę pamiętała, że
to nie jego wina, ale nie zapomnę też, że mógł mi powiedzieć wcześniej.-
Starałam się przekazać swoje zdanie jak najprościej. Starszy Leto słuchał mnie
bez mrugnięcia, skupiając na mnie całą uwagę.- Mogę jedynie obiecać, że
postaram się… nie kierować emocjami i nie podejmować pochopnych decyzji.
Shannon
jeszcze przez chwilkę patrzył na mnie z namysłem, potem, zupełnie nagle,
zmienił wyraz twarzy na zwykły, głupkowato bezmyślny, i klepnął się w wypchaną
czymś kieszeń na piersi, odwracając ode mnie wzrok.
-Nie
wiem jak wy, ale ja mam ochotę coś dmuchnąć.- Wyjął napoczętą paczkę papierosów
i wstał, z hałasem odsuwając krzesło.
-Miałeś
rzucić palenie.- Connie z niezadowoleniem pokręciła głową.- Niszczysz sobie
zdrowie.
-Bo
ja taki psuj jestem.- Shan rzucił to przez ramię, wychodząc z salonu.
Nie
wiem czemu, ale wydało mi się, że atmosfera w towarzystwie zrobiła się ciężka. Coś
wisiało w powietrzu, coś nieprzyjemnego, a wszyscy starali się udawać, że tego
nie ma. To, co z założenia miało być przyjemnym spotkaniem przy obiedzie,
jawiło mi się jako kolejna nieudana próba wciśnięcia mnie w kręgi, do których
nie należałam. Żarty okazały się być wysilone, śmiech nie dość szczery, rozmowy
sztuczne. Może byłam przewrażliwiona, ale odniosłam wrażenie że beze mnie
bawiliby się o wiele lepiej.
Niepokoiło
mnie też to że Shannon nie skomentował moich słów i wyszedł, jakbym powiedziała
coś złego, co z miejsca przekreśliło mnie w jego oczach, a co za tym idzie w
oczach reszty osób, które wiedziały o problemie Jareda. Może był kimś w rodzaju szpiega, mającego
rozpoznać teren, dowiedzieć się co myślę i przekazać reszcie, by mogli podjąć
co do mnie decyzję, określić, czy zdałam swego rodzaju egzamin?
Nagle
nabrałam ochoty by wyjść, wsiąść do samochodu i jechać przed siebie, dokąd
starczy mi paliwa. Uciec, nie być narażoną na ciągłą obserwację, na ocenianie
mnie, negowanie albo lekceważenie wszystkiego co robię i mówię. Od chwili gdy
pojawiliśmy się z Jr ignorowano mnie wręcz namacalnie.
-Idę
się przewietrzyć.- Powiedziałam, wstając od stołu.
-Wszystko
w porządku?- Jared złapał mnie za rękę.
-Tak.
Po prostu zawsze po obiedzie robię sobie krótki spacer.- Skłamałam na poczekaniu.
-Ellie…?-
Przekrzywił głowę, marszcząc brwi.
-Nic
mi nie jest, Jay.- Uspokajałam go, czując na sobie wzrok wszystkich obecnych. Część
gości rozeszła się po tym jak Shan ogłosił przerwę na papierosa, ale Connie,
Vic, Emma i chłopak z ekipy siedzieli na swoich miejscach.- Muszę rozprostować
kości, inaczej zaraz zaczną mnie boleć plecy.- Tym razem powiedziałam prawdę:
siedzenie w jednej pozycji przez dłuższy czas przyprawiało mnie o cierpienia.
-Rozumiem.-
Jr puścił moją rękę. Wyglądał na niezbyt przekonanego, jakby wiedział, że nie
tyle potrzebuję ruchu, ile uwolnienia się i pobycia samej z sobą, z dala od
tego, co uważałam za mało prawdziwe.
Nałożyłam
płaszcz i wyszłam na patio, z ulgą wciągając do płuc pachnące trawą powietrze.
Było chłodniej niż wtedy, gdy tu przyjechaliśmy, ale niska temperatura mi nie
przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Musiałam ochłonąć, inaczej naprawdę mogłabym
ruszyć do domu, robiąc z siebie idiotkę. Musiałam pozwolić opaść roznoszącemu
mnie napięciu. Musiałam…
Moje
rozmyślania przerwał odgłos zbliżających się kroków, potem niedaleko mnie
pojawiła się Emma z telefonem przy uchu, uśmiechnięta i zadowolona. Patrzyła na
mnie, wodziła wzrokiem w dół i w górę, zarazem wydając się mnie nie widzieć.
Tak, jakbym była jednym z krzewów w ogrodzie, a ona zawiesiła na nim oko tylko
dlatego, że po prostu był.
Rzuciła
do słuchawki kilka cichych słów i rozłączyła się, wciąż na mnie patrząc. Stała
może trzy metry ode mnie, odwrócona plecami do drzwi salonu, za którymi
widziałam Jareda i Connie, sprzątających ze stołu. Próbowałam siłą woli
przyciągnąć uwagę Jr, wiedząc że nie chciał żebym rozmawiała z Emmą, ale jak na
złość w ogóle nie spojrzał w naszą stronę i po chwili znikł mi z oczu.
-Myślisz,
że on coś do ciebie czuje?- Ludbrook odezwała się zimno, mierząc mnie
lekceważącym spojrzeniem.- Myślisz, że skoro jest słodki, to masz go w garści?-
Prychnęła ironicznie.- To aktor, świetny aktor. Jeśli chce sprawić wrażenie
zakochanego, to sprawia.- Wyjęła z torebki lusterko i zaczęła oglądać dokładnie
swoje odbicie, tu i tam dotykając palcem twarzy.- Wziął cię do domu bo chce
wiedzieć czyjego bachora urodzisz. Ma cię pod kontrolą.- Zerknęła na mnie z
pobłażliwą miną.- Zabrał cię już do lekarza, prawda?- Czekała przez chwilę na
moją odpowiedź, ale nie odezwałam się słowem.
Nie
dam jej satysfakcji i nie pozwolę się sprowokować, żeby później mogła
opowiadać, że znów ją znieważyłam czy coś.
-Nawet
nie wiesz że pobrano ci wymaz, który częściowo może wykluczyć ojcostwo Jareda i
zrobiono badania, dokładnie określające wiek dziecka.- Ciągnęła. Wydawało mi
się niemożliwe żeby proste badanie, bez pobrania krwi Jamiego, mogło w
jakikolwiek sposób określić kto był jego ojcem, ale nie za dobrze orientowałam
się w nowinkach medycznych, a lekarz, który mnie badał, był jednym z
najlepszych i miał dostęp do sprzętu, o którym nie miałam pojęcia. Lekki
niepokój zaczął drążyć korytarze w moim umyśle.
-Szkoda
mi cię, naiwna dziewczyno. Jared ci nie ufa, i wcale mu się nie dziwię. Kto
mądry ufałby zwykłej kurwie?- Emma zerknęła na mnie znad lusterka.- Ma cię za
ścierkę, która chce go wydoić, a ty łykasz słodkie słówka i jeszcze mu się nadstawiasz.-
Zaśmiała się ironicznie.- Nie sugeruj się prezentami, dla niego kupno samochodu
to jak dla ciebie kupno hamburgera.
O
ile wcześniej nie chciałam się odzywać, o tyle teraz najzwyczajniej w świecie
mnie zatkało: czyżby Jr powiedział jej, że wczoraj, od razu po moim przyjeździe,
coś między nami było? Zwierzył się, opowiedział jak rozciągnął mnie na stoliku?
Miałam
dość, nie zamierzałam wysłuchiwać tego, co ma do powiedzenia, obojętnie czy
była to prawda czy kłamstwo. Tak czy inaczej bolało, siało wątpliwości, burzyło
rodzącą się więź. Było przekonujące, podłe, uderzające w najczulszy punkt. Z
jednej strony czułam, że to powtórka z kiedyś, gdy zarzuciła mi coś, co nie
miało miejsca, z drugiej obawiałam się, że mówi szczerze. Bo gdyby zmyślała nie
byłabym ignorowana podczas obiadu. Shannon nie zadawałby mi dziwnych pytań.
Jared nie pozwalałby na to, żebym siedziała obok niego jakbym była powietrzem.
Coś
we mnie, co nadal kazało mi wierzyć że padłam ofiarą knowań zazdrosnej i
odrzuconej kobiety, to coś pchnęło mnie w stronę wejścia do salonu. Minęłam
odprowadzającą mnie wzrokiem Emmę, udającą nadal że poprawia makijaż, nawet na
nią nie patrząc i nie odzywając się słowem.
-Jest
świetny w łóżku, prawda?- Zadane cichym głosem pytanie dogoniło mnie prawie w
drzwiach na patio.- Ma doskonałą technikę i sprawne palce.- To już nie było
pytanie lecz stwierdzenie.- Ciebie też pieprzy nimi, zanim zrobi to normalnie?
Nie
wiem jakim cudem nogi niosły mnie dalej, bo umysł skamieniał mi w momencie, gdy
dotarło do mnie to, co powiedziała Emma. Nie w czasie przeszłym, nie w formie,
która pozwoliłaby mi myśleć, że chodzi o dawne dzieje, a tak, by dać mi do
zrozumienia że z nią sypia. Lub że robił to przed moim przyjazdem.
Zbyt
wiele wiedzy, zbyt wiele szczegółów. Skąd mogła wiedzieć jak to robił, jeśli
nie miała z tym styczności, nie doświadczyła na sobie?
Chciało
mi się wyć, miałam ochotę zawrócić, rozbić jej znienawidzoną gębę, zmienić
pewny siebie uśmiech w krwawą miazgę, ale udało mi się powstrzymać i udać, że
mam jej uwagi gdzieś. Jeśli jej zamiarem było zburzyć mój spokój i zachwiać
wiarę w szczerość Leto, to odniosła sukces.
Czułam
że jestem blada, było mi zimno i zaczynałam drżeć z nerwów, mogłam jednak
zrzucić wszystko na złe samopoczucie, zmęczenie, cokolwiek. Nie zamierzałam
biec do Jareda i dopytywać się czy między nim i Emmą coś jest. Nawet gdyby
było, nie powiedziałby mi prawdy.
Aktor.
Dobry, światowej sławy aktor, a przy nim ja, głupia dziewczyna znikąd, biorąca
to co mówił za dobrą monetę.
-Ell,
wszystko w porządku?- Usłyszałam i zobaczyłam podchodzącego do mnie Jareda.-
Dobrze się czujesz?
-Tak.-
Odparłam nad wyraz spokojnie, dziwiąc się, że potrafię mówić.- Trochę zmarzłam,
to wszystko.
-Rozmawiałaś
z Emmą?- Wziął mnie za ręce i zaczął rozcierać mi dłonie.
-Nie,
nie rozmawiałyśmy.- Spojrzałam mu w oczy, cholernie niebieskie oczy, szukając w
nich czegoś, co potwierdzi wersję Ludbrook. Nie umiałam jednak dostrzec nic
poza troską.- Naprawdę z nią nie rozmawiałam.- Nie kłamałam. Nie rozmawiałyśmy,
bo ja nie odzywałam się słuchając jej monologu.
-Ell,
jeśli chcesz możemy jechać do domu…
-Nie
trzeba. Nic mnie nie boli, tylko zmarzłam.- Uśmiechnęłam się do niego. Nie
miałam ochoty być z nim teraz sam na sam, choć jeszcze niedawno przystałabym na
jego propozycję z radością. Teraz lepiej czułam się słysząc wokół siebie głosy
innych, nawet ignorujących mnie osób. Bezpieczna, obojętna wobec mnie przystań,
w której myśli o tym, co powiedziała Emma, nie były tak natrętne i bolesne, jak
w samotności, rozpraszały się, zderzały z innymi, wywołanymi czyimś słowem lub
widokiem. Potrzebowałam czasu, żeby poukładać sobie wszystko, uporządkować.
Zdecydować w co wierzyć.
*****
Jest. Wreszcie.
Nawet nie wiecie, jak ciężko pisało mi
się ten rozdział. Miał być inny, wyszło to, co wyszło. Męczyłam się z nim
okropnie, bardziej niż z jakimkolwiek wcześniej, i nawet nie wiem, dlaczego.
Nie to, żebym straciła zapał, raczej to, że chciał być taki, jaki jest, a nie
taki, jaki ja chciałam. Dlatego jest w nim wszystkiego za mało, szczególnie
Shannona. On zjawi się w następnym bo… musi.
Dzięki za cierpliwość, jaką do mnie
macie. To wiele dla mnie znaczy.
Pozdrawiam. Yas.
Hej:) Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jest nowy rozdział. Uwielbiam Twoje opowiadanie:) Powiem szczerze, że mam ochotę dać Emmie w twarz za to co powiedziała a w zasadzie wymyśliła sobie... Kurcze uderzyła w najczulszy punkt Ellie, w jej największe obawy. Kurcze boję się co z Tego wyniknie.
OdpowiedzUsuńTak samo początek i Jared on też jest pełen obaw, czy Ellie go nie kopnie, albo nie wykorzysta i to jest straszne. Mam nadzieję, że ich wzajemne obawy nie zniszczą tego związku. Na prawdę mam nadzieję, że Jared w końcu przejrzy na oczy apropo Emmy, bo laska przegina...
Nie wiem co jeszcze dla nas szykujesz, ale zapewniam Cię, że już nie mogę się doczekać:) Zwłaszcza że jak sama powiedziałas w następnym ma być więcej Shannona, a to jest po prostu cudowna wiadomość:)
No nic życzę weny do pisania i mam nadzieję, że na następny rozdział nie będziemy musieli już tak długo czekać:) Dziękuję bardzo, że piszesz:)
:)
UsuńNikt nie powiedział, że będzie łatwo. Trzeba czasu żeby przywyknąć do pewnych rzeczy, a po drodze może zdarzyć się kilka niespodzianek. Emma jedną już zafundowała, następna w kolejnym rozdziale.
Ten miał wyglądać zupełnie inaczej, pomijając scenę z Emmą, bo ta była tu planowo. Rozdział robił ze mną co chciał, w dodatku gdy napisałam go inaczej po prostu mi się przypadkowo usunął i zaczynałam od nowa.
Ciągle potrafisz czymś zaskoczyć. Myślałam, że relacja Ellie/Jared już ciekawsza być nie może.. a tu proszę bardzo. Cała ta niepewność między nimi.. świetnie się to czyta. Emma, jak Emma.. zasiała wątpliwości i teraz Ellie będzie miała nad czym główkować. Mam nadzieje, że cała ta jej gatka to bzdury. Czekam niecierpliwie, co będzie dalej. ;)
OdpowiedzUsuńA wiesz, że to mi tak wyszło przypadkiem? I dobrze, bo gdyby zrobiło się między nimi sielankowo to wyszłoby raczej niezbyt naturalnie. Oboje są wobec siebie ostrożni jak jeże przy rozmnażaniu... i chyba tylko to "rozmnażanie" ich łączy jak narazie.
UsuńMyślę, że dałaś porządnie do myślenia nie tylko swojej bohaterce ale i wszystkim czytelnikom, bo ja też sama nie wiem w co mam wierzyć ;) Teraz to już nawet nie zamierzam zgadywać co będzie dalej, czekam czym mnie jeszcze w tym opowiadaniu zaskoczysz.
OdpowiedzUsuńWarto było tyle czekać. :)
Sama się zastanawiam, co pokaże następny rozdział poza tym, co mam w nim planowo napisać. Jeśli będzie stawał okoniem jak ten i zmuszał mnie do pisania czegoś, o czym wcześniej nie myślałam, to znów wyjdzie coś niespodziewanego.
UsuńEmma zdaje mi się że kłamała we wszystkim, wszystko było dobrze póki się nie pojawi. Weź ją zabij, niech ktoś ją potrąci czy coś, działa mi na nerwy. Jared obawia się otrącenia a a dla niego to nowa sytuacja. Czekam na nowy i mam nadzieje że pojawi się szybciej xox :)
OdpowiedzUsuńNowy, mam nadzieję, napiszę szybciej, choć nie ukrywam, że mam teraz coś ważniejszego do zrobienia. Ale postaram się pogodzić oba teksty.
UsuńBiedna Ellie cale szczęście, że nie wybuchła. Jestem z niej dumna. Zwykła prostaczka, za jaką się uważa w tym jakże zacnym towarzystwie, zachowała prawdziwą klasę ;) Szkoda, że nie ma wsparcia choć jednej osoby z grona znajomych Jareda, a może ma? Nie ukrywam, że bym chciała, mam nadzieję, że wiesz kogo mam na myśli :D. No ale co się dziwić, nikt jej nie zna, sam Jr o to zadbał a Emma swoje naopowiadała.
OdpowiedzUsuńSama nie wiem, w co wierzyć. Ale czy to jeden facet używa palców :D?? Emma chyba jest fanatyczką. Może Shanon ją przeleciał i myśli, że bracia mają podobne fantazje? A może ich podgląda? Podsłuchuje? W cale bym się nie zdziwiła gdyby w swoim pokoju miała wyklejoną ścianę fotami Jareda i latała przed nimi w koronkach i tych pończochach. A o lekarzu wiedziała, bo wie na co Jared wydaje kasę, więc sobie historyjkę ułożyła.
Muszę przyznać, że przez moment nawet pomyślałam o tym, że choroba Jr to ściema, aby sprawdzić reakcję dziewczyny albo kompletnie ją zniechęcić i opowiadali ją każdej dziewczynie, która miała marzenia o wielkim szczęściu u boku młodszego z braci. No ale nie ważne, chyba nie są aż na tyle powaleni.
Przemyślenia i obawy Jareda szczerze mnie zaskoczyły, chyba na serio się boi. Nawet zrobiło mi się szkoda Jr jak tak pomyślał, że to Ellie go sprawdza, czy przypadkiem nie kipnie.
Nie wydaje mi się, że mógłby sprawdzać, czy dziecko jest faktycznie jego. Chyba jej wierzy, otwiera się przed nią coraz bardziej. Z resztą Ellie nie raz pokazała, że nie zależy jej na kasie, więc Emma tym bardziej się zbłaźniła i Ellie nie powinna brać tego do siebie, mimo, iż takie gadki na pewno strasznie ją zabolały. Ale zołza z Emmy. Mam ogromną nadzieję, że KTOŚ :D ten cały monolog słyszał bardzo dokładnie i da delikatnie znać Ellie, że o tym wie i jest po jej stronie a zołzie w końcu porządnie wpierdzieli albo przynajmniej powie, żeby zatkała gębę. No kurde ona nie może być bezkarna. Musi się ktoś o tym dowiedzieć i zrobić w końcu porządek.
Dzięki za rozdział! Powodzenia przy kolejnym :)
Pozdrawiam
-S.
Co do Emmy i jej zachowanie: mam w związku z tym pewien plan i zamierzam go zrealizować. Może być trochę zaskakujący. Oby.
UsuńPo pierwsze to od razu podziękuję za nowy rozdział i powiem że opłacało się czekać na niego tyle czasu! Jak zwykle zaskakujesz! Nie mogę już sama zdecydować w co wierzyć, chociaż bardzo chciałabym żeby Ellie wszystko się udało, to co raz częściej zaczynam wierzyć w to że Emma wcale sobie nie zmyśla, czekam na następny, weny życzę! x
OdpowiedzUsuńWłaśnie: co tu jest prawdą a co wymysłem? Wszystko, co Emma powiedziała, jest bardzo prawdopodobne. Zobaczymy w następnym, jak się sprawa rozwinie.
OdpowiedzUsuńCzytam Twojego bloga od samego początku ("It's not my way" znalazłam tylko dzięki e-bookowi), ale nigdy nie ośmieliłam się go skomentować. Nawet teraz nie korzystam z mojego konta Blogger... Przyznaję, że naprawdę wczytałam się w całą tą historię, niejednokrotnie również wracałam do niektórych rozdziałów, momentami również wspólnie z przyjaciółką reagowałyśmy w bardzo dwojaki sposób... Jednak nie w tym rzecz.
OdpowiedzUsuńEmma irytuje mnie od samego początku. Może to wynika z faktu, że nie jestem jej fanką w rzeczywistości i zawsze, ale to zawsze staram się ją podkoloryzować, bo na żmiję we własnej twórczości patrzeć nie lubię. Mam tylko pewien dylemat techniczny: jakim cudem ze zwykłego wymazu możesz pobrać DNA? To jest możliwe tylko po amniopunkcji lub innych, równie inwazyjnych badaniach prenatalnych.
Zaczekam na kolejny, również jestem ciekawa, jak sprawa się rozwinie... i czekam na Shannona ;)
Dużo weny!
Co do wymazu: w tym momencie Emma bazuje na pochodzeniu Ellie, na jej małomiasteczkowości. Jej zdaniem dziewczyna z "zadupia", do tego młoda i po zwykłym liceum, nie ma prawa znać się na rzeczy. Stąd ten fragment. Zresztą sama Ellie ma wątpliwości, czy to możliwe, a więcej może się dowiedzieć choćby z internetu. Bądź dobrej myśli, dziewczyna nie da się ogłupić.
UsuńCóż, Virgin Whore Ellie znalazłam niedawno, dlatego dopiero teraz pokazuję swoją obecność pod postem. Gdybyś nie dodała, bodajże przedwczoraj, nowego rozdziału, szczerze myślałabym, że ostatni jest finałowym. Końcówka była ładna, wiele mówiąca, podsumowująca pewne sprawy. Ale jakimś sposobem wpadłam na pomysł odświeżenia strony, taki ot geniusz sam w sobie, he. No i zobaczyłam, że "w co mam wierzyć" ma datę publikacji "sierpień". Jezu, nawet nie masz pojęcia jaką euforię to we mnie obudziło.
OdpowiedzUsuńWłaściwie to nigdy wcześniej nie czytałam opowiadania o 30 Second To Mars, gosh, ja nawet nie słucham ich muzyki. Wiadomo, wiem kim są, słyszałam kilka piosenek na jakichś stacjach radiowych czy w telewizji i na tym kończyła się moja znajomość w temacie. Oh, no młodszego Leto znam jeszcze z gal, na których wzruszał mnie pięknymi wystąpieniami. Serio, po prostu rozwala mnie za każdym razem, gdy się wypowiada.
Co do bloga, bo troszkę odbiegłam od tematu. Długość rozdziałów jest niesamowita, serio, ja sklejam coś może równające się jednej czwartej tego, co ty piszesz. W dodatku styl pisania. Niesamowity, bardzo przyziemny, świetnie operujesz językiem. Czyta się lekko, niesamowicie. Widziałam pod którymś postem, nie wiem dokładnie którym, że wydajesz książkę, tak? Jeju, jeżeli to prawda, to błagam, napisz mi tytuł, obiecuję przeczytać. Miała już swoją premierę w księgarniach? Bo coś widziałam, że miała wyjść w lipcu, ale pisałaś to kiedyś i nie wiem jak to co to.
Nienawidzę Emmy, wredna ściera. Kilka głębokich wdechów, dobra, spokój. Miałam ochotę ją uderzyć, jak tak gadała Ellie o całej tej sytuacji. Nie wiem w co i komu wierzyć. Mam świadomość, że Emma jest kurewsko zazdrosna, ale brzmiała wiarygodnie. Aż mnie ciarki przeszły. Błagam, Jay, powiedz, że ta suka to sobie wymyśliła. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby się okazało, że to prawda. Nie krzywdź nas tak bardzo, proszę.
A i lubię Shannona. W sensie, na początku miałam ochotę go wykastrować, zachowywał się jakby zamiast mózgu używał "tej części męskiego ciała". Moją sympatię zdobył po wywaleniu Ellie, tak się troszczył. Poza tym to, że nazywa ją pączuszkiem mnie rozczula. To cholernie słodkie, Shan.
Przepraszam, że nie umiem pisać komentarzy. Za to co tworzysz powinnam napisać esej, o tym, jak bardzo mi się podoba, tyle, że zwyczajnie nie potrafię. Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowy, jestem cholernie ciekawa tego wszystkiego.
Pozdrawiam, Samael.
PS. A i mogłabyś napisać mi coś o tej Twojej książce? Pięknie proszę, jestem strasznie tym podekscytowana i cholernie bym chciała przeczytać.
Szczere i wielkie dzięki za komentarz :)
UsuńKsiążka... Z jej wydaniem nie jest tak łatwo, jak mi się początkowo wydawało. Mam za sobą pierwszą korektę autorską, czekam na drugą )o ile będzie potrzeba), plus debaty nad okładką, notką na ostatniej stronie, i co tam jeszcze będzie potrzebne. W każdym razie w tym roku powinna wyjść, może jako prezent pod choinkę?
Jest o wampirach, ale na próżno szukałabyś podobnych gdziekolwiek. Są jak ludzie, równie śmiertelni i równie, a może więcej, obarczeni problemami. O nich i o lekkodusznej dziewczynie, która poznaje jednego z nich nie wiedząc, kim jest. To tak pobieżnie. Będzie gorący seks (szczególnie od drugiej części w górę), będą kłopoty, śmierć, wielka miłość... Wszystko, co być powinno. Tytuł ma brzmieć "Dusza w ogniu. Zauroczenie."
Prócz tego jestem w trakcie przerabiania wcześniejszego marsowego bloga ("It`s not my way", link w polecanych) na polskie realia. Zmian będzie sporo, począwszy od imion i nazwisk bohaterów, przez ich zawód, po drobniejsze szczegóły.
Tu, w "Dziwce", jeszcze troszkę się podzieje. Nieco obawiam się dalszych rozdziałów, nie wiem czy znajdę pomysły na coś, co je ożywi. Jeśli nie, to po prostu zakończę bloga w odpowiedni sposób, pozwalając Wam dopowiedzieć sobie resztę. Tak chyba najlepiej, dać czytelnikom możliwość takiej interpretacji końcówki, jaka sprawi im największą przyjemność.
Cieszę się że skomentowałaś rozdział. Każdy wpis wiele dla mnie znaczy, szczególnie po tak długiej przerwie w pisaniu. To znak, że jednak ktoś czeka, czyta, lubi moją twórczość.
Pozdrawiam z całego serca.
Yas.
Doskonale napisany rozdzial. Ciekawa fabula, zaskakujace zwroty akcji, smaczki jezykowe i sporo psychologicznej prawdy. Naprawde warto bylo czekac. Prosze o nastepne.
OdpowiedzUsuńBędą. Mam nadzieję, że również tak ciekawe, jak ten.
UsuńJa trafiłam na Twoje opowiadanie już jakiś czas temu, ale po prostu nie miałam czasu by przeczytać całość, zabrałam się do tego niedawno. Pomysł ze sprzedaniem dziewictwa cholernie mi się spodobał, dlatego musałam przeczytać :) Emma strasznie działa mi na nerwy. Jasne, można kogoś nie lubić, ale bez przesady. Od kilku rozdziałów nawet polubiłam Shannona.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :)
Pozdrawiam.
Zrobiłam z Emmy czarny charakter, bo gdyby przyjęto Ellie z otwartymi ramionami tylko dlatego, że sypia z Jaredem, byłoby dziwnie. Ktoś musi bruździć, knuć, a najlepsza do tego jest zazdrosna kobieta.
UsuńShannon, oddany bratu całym sercem, stanął po stronie dziewczyny i zrobi to jeszcze niebawem w sposób, którego raczej nikt się nie spodziewa.