niedziela, 8 grudnia 2013

Polska, część II.

Poprawiłam się, siadając na twardym pniu tak wygodnie, jak tylko się dało, i spojrzałam w dół, oceniając, jak wysoko jestem. Na pewno co najmniej 2 metry, więc skok na ziemię odpadał. Nie chciałam zrobić sobie krzywdy, szpanując przed facetem.
-Spadniesz.- Jr objął mnie mocno jedną ręką, drugą trzymając się grubej gałęzi za plecami.- Jesteś taka delikatna, bałbym się, że wszystko sobie połamiesz.- Szepnął, muskając nosem mój policzek.
-Bez obaw.- Mimo słów pozwoliłam, by mnie do siebie przycisnął: skoro czuł potrzebę chronienia kruchej mnie, nie miałam zamiaru mu tego odmawiać. Troska, jaką teraz okazywał, sprawiała mi przyjemność, była przeze mnie mile widziana, nawet jeśli dyktowały ją wyrzuty sumienia za poprzednie zaniedbanie mojej osoby.- Shannon po nas jedzie?- Wtuliłam twarz w ramię Jr.
-Tak.
-Skąd będzie wiedział, gdzie nas szukać?- Spytałam cicho, nasłuchując jednocześnie oddalających się głosów i nawoływań nieustępliwych fanek Jareda.
-Namierza mój telefon. Podjedzie tak blisko, jak się da, i zadzwoni.- Cmoknął mnie lekko za uchem.- Bez obaw, wyciszyłem dzwonek.- Gdy mówił, jego zarost drapał mi skórę, przez co mimowolnie się wzdrygnęłam, ale nie dlatego, że było to nieprzyjemne czy bolesne. Wręcz przeciwnie. Drapanie, w towarzystwie ciepłego oddechu, owiewającego mi szyję, wydawało mi się nieco intymne, odrobinę zmysłowe, i bardzo osobiste. Jakby przeznaczone tylko dla mnie.
-Chyba sobie poszły.- Stwierdziłam, nie słysząc już pokrzykiwań. Ostatnie umilkły gdzieś daleko i nie wróciły.
-Dasz radę zejść?- Jared puścił mnie i zaczął zsuwać się po konarze w dół, po czym zeskoczył z wysokości ponad metra, lądując miękko na ziemi.
Poszłam w jego ślady, trochę zdrętwiała i z obolałym tyłkiem. Gdy byłam już w połowie drogi, poczułam chwytające mnie za biodra dłonie, i wcale tego nie potrzebując, pozwoliłam sobie pomóc. Gotowość Jr do ułatwiania mi życia była słodka. Gdyby był taki zawsze, a nie tylko wtedy, gdy gdzieś mnie zapodzieje...
-Czekaj, otrzepię cię z kory.- Jr zaczął strząsać mi z ubrania przyklejone drobinki.- Cholera, masz mokre spodnie, żebyś się tylko nie rozchorowała. Nie jesteś zmarznięta?- Dopytywał się, zaniepokojony.
-Troszkę, ale nic mi nie będzie. Lepiej martw się o siebie, Jay. Ja nie muszę wychodzić na scenę.
-Złego diabli nie biorą.- Odparł ze śmiechem.- O, Shan dzwoni.- Wyjął telefon i odebrał połączenie. Słuchał przez chwilę.- Dobra, idziemy. Powiem ci później.- Rozłączył się.- Czeka w uliczce...- Wyszedł spod drzewa i rozejrzał się.- Tam. Chodź, zanim znów ktoś nas zauważy.
-Nie "nas" tylko ciebie. Na całe szczęście ode mnie nic nie chcą.- Poprawiłam go, podążając tam, gdzie mnie prowadził. W drodze omiatałam wzrokiem całkiem nieciekawą okolicę, zapewne po drugiej stronie parku, w którym się ukryliśmy. Weszliśmy zdaje się do dzielnicy bardziej mieszkalnej, niż biurowej, i słychać było odgłosy wieczornego życia mieszkańców miasta. Przerażały mnie pijackie okrzyki, dochodzące z otwartych szeroko okien najbliższego domu. Nie były przyjazne, ton, jakim wypowiadano bełkotliwe słowa, pełen był agresji i złości. Skuliłam się w sobie, gdy zaraz po nich rozległ się trzask, jakby coś szklanego uderzyło silnie w podłogę, potem usłyszałam kobiecy płacz. Przypomniał mi coś, co działo się, gdy byłam małą dziewczynką. W Delphi mieliśmy kiedyś sąsiada, który strasznie pił i wyżywał się na żonie. Wszyscy wiedzieli, co się dzieje, ale nikt nie reagował. Jego żona nigdy nie złożyła skargi, choć ilekroć ją widziałam, miała ślady pobicia. Nikt też nie zadzwonił nigdy na policję, gdy uciekała z domu i chowała się w cudzych ogródkach. Kiedyś kryła się u sąsiadów, ale jej mąż potrafił wyważyć drzwi, grożąc, że pozabija wszystkich w domu, i ludzie wierzyli, że był do tego zdolny, więc przestano ją wpuszczać.
Żałosne, że przez lata pozwalano, by bezbronna kobieta cierpiała katusze z rąk najbliższej osoby. Strach o siebie i rodzinę skutecznie zamknął usta wszystkim mieszkańcom miasteczka, choć za plecami drania niejeden odgrażał się, że "coś z tym wreszcie zrobi". Ktoś jednak dotrzymał w końcu słowa, bo pewnego dnia znaleziono sąsiada martwego gdzieś przy drodze do Lafayette, pobitego i z kilkoma ranami od noża. Nigdy nie znaleziono sprawcy, i szeryf nie umiał wskazać, kto nim jest. Wszyscy przesłuchiwani przez policję mieszkańcy Delphi twierdzili, że to oni zabili, nawet mój tato, który był tak łagodny, że pewnie płakał, gdy zabijał muchę.
-Ellie!- Głos Jr oderwał mnie od wspomnień. Nawet nie wiedziałam, że zatrzymałam się na chodniku, wlepiając wzrok w rozświetlone okno, z którego było słychać krzyki.
-Idę.- Mruknęłam, ruszając do samochodu, tego samego, którym Jared przyjechał po mnie na lotnisko. Za mną znów coś trzasnęło, potem znowu zaczęła się awantura, ale tym razem to kobieta wrzeszczała, równie bełkotliwie, jak jej partner.- Pff...- Wzruszyłam ramionami, zła o to, że jeszcze chwilę wcześniej prawie byłam gotowa zareagować, wezwać pomoc, gdy tymczasem byłam świadkiem awantury pijanej pary. Nie miałam zbyt wiele szacunku do ludzi, którzy doprowadzali się do takiego stanu, a potem wywoływali sprzeczki. Jak dla mnie, mogli się nawet pozabijać.
Wsiadłam za Jaredem, który nie czekał, żeby wpuścić mnie do wozu przodem, i z ulgą zatrzasnęłam za sobą drzwi, odcinając się od hałasów z kamienicy.
-Cześć, pączuszku.- Shan obejrzał się przez ramię, mierząc mnie wzrokiem.- Aleś nam stracha napędziła, nie ma co.
-Też się cieszę, że cię widzę.- Siadłam wygodnie, prawie od razu czując za plecami wyciągnięte na oparciu fotela ramię Jr.- Akurat ci uwierzę, że się o mnie bałeś.- Dodałam sceptycznie.
-To bardzo byś się zdziwiła, Ellie.- Jr wtrącił się, nawijając na palec pasmo moich włosów.
Faktycznie się zdziwiłam, ale ewentualny strach Shannona przypisałam jego obawie o to, że zniknę, nim mnie zaliczy. Nawet nie brałam innej opcji pod uwagę. Nie lubił mnie, tak jak reszta jaredowej ekipy, może poza Tomo, który wydawał mi się neutralny.
-Jakim cudem zostałaś na lotnisku, pączuszku?- Shan rzucił mi zaciekawione spojrzenie znad ramienia.
-Zagapiłam się.- Wzruszyłam obojętnie ramionami.- Nie chcę o tym rozmawiać, było, minęło.- Dodałam, nie mając ochoty od nowa roztrząsać tego, co się stało, ani wywoływać na powrót związanego z tym poczucia krzywdy i żalu do wszystkich. Rozmówiłam się z Jaredem, dotarło do niego, że sprawia mi przykrość,  i to mi wystarczyło. Gdyby jeszcze wyjaśnił mi pewne rzeczy, byłabym szczęśliwa.
Z drugiej strony, gdybym wzięła pod uwagę, to, jak się zachował przed hotelem, i to, co robił w ogóle od tamtej pory, nie musiałabym ciągnąć go za język. Samo pchało się na myśl, że facet po prostu czuje do mnie miętę, tylko albo sobie z tym nie radzi, albo nie chce się do tego przyznać, albo najnormalniej w świecie wstyd mu, że zamieszała mu w głowie tak młoda i niedoświadczona dziewczyna, jak ja. W dodatku dziewczyna, której zapłacił za dziewictwo. Być może dla kogoś pokroju Jareda uczucia do dziwki były czymś, czego sobie nie życzył i z czym usiłował walczyć.
Jeśli tak, niech przez jakiś czas stoi na przegranej pozycji. Przyjemnie było, gdy adorował mnie jawnie, troszczył się o moją wygodę, interesował się mną. Byłam pewna, że po dzisiejszych atrakcjach pozostanie taki, jaki był od naszej rozmowy. Jakoś nie podejrzewałam, że robi to tylko i wyłącznie po to, żeby sobie ze mną poużywać. Mimo młodego wieku trochę już o życiu wiedziałam i miałam pojęcie, jak faceci traktują sprzedajne kobiety. Na pewno nie tak, jak Jr traktował mnie, nawet przed moim zapodzianiem się na lotnisku.
On… nadal nie umiałam do końca go rozgryźć, zrozumieć. Był jak zmienna w świecie, w którym panowały stałe normy i zasady. Nie fałszywy, ale skryty, zagadkowy, mówiący tak niewiele o wszystkim, że mniej się nie dało. To, że odpowiadał na większość moich pytań nie znaczyło, że jego odpowiedzi były wyczerpujące i satysfakcjonujące. W dodatku nie dawał się podejść, gdy próbowałam okrężną drogą wypytać go o to, co dzieje się w jego emocjach. Zaprzeczał wszystkiemu, co okazywał, zaraz potem mówił, że mnie naprawdę lubi. Odżegnywał się od wszelkiego zaangażowania, ale gdy byliśmy sami potrafił trzymać mnie za rękę tak bez powodu, na przykład przy telewizji. Nie raz i nie dwa przyłapywałam go na tym, że na mnie patrzy. W takich momentach na sekundę nasze spojrzenia spotykały się, potem on odwracał wzrok i zajmował się czymś albo nawet wychodził. Jak więc te jasne i czytelne objawy zauroczenia pogodzić z ostentacyjnym ignorowaniem, z jakim chwilami się spotykałam?
Cholera. Chyba wpadłam na wyjaśnienie, którego szukałam. Jared udawał. Tak jak mówił, grał rolę, ale nie mojego chłopaka, tylko kogoś, kto się za niego nie uważa. Bardzo możliwe i bardzo prawdopodobne, że usiłował zniechęcić mnie do ewentualnego odwzajemnienia jego uczuć, albo, co bardziej realne, próbował wmówić sam sobie, że to nic, że tylko mu się wydaje.
Patrząc na to od początku naszej znajomości, a nawet wcześniej, od chwili, gdy przypadkiem zobaczył moje zdjęcie, mogłam wszystko ułożyć w całkiem sensowną całość.
Wpadłam mu w oko, będąc, jak sam twierdził, idealnie w jego typie pod względem figury. Potem okazało się, że także mój typ urody zgadzał się z jego oczekiwaniami, a to pogłębiło fizyczną fascynację. Seks dodał swoje, mój charakter, traktowanie Jareda jak zwykłego faceta, nawet to, jak prosto w oczy mówiłam mu, że nigdy się w nim nie zakocham.
A może właśnie ten mój upór tak go zniewolił? Nie od dziś mówi się, że najbardziej zależy nam na kimś, o kogo musimy walczyć. A przecież Jr powiedział, że gdyby chciał, to bym się w nim zakochała. Czy nagle zaczął tego chcieć? I dlaczego? Przez kaprys gwiazdy, czy przez to, że sam już był zaangażowany i nie chciał mnie stracić? Dlatego robił wszystko, żebym była z nim tu i teraz?
Musiałam przyznać, że Jared dawał mojej głowie sporo zadań i kazał dużo myśleć. Czasami aż za dużo. Być może to też robił specjalnie, angażował mój umysł, zajmował sobą po to, żeby osiągnąć jakiś cel, o którym nie miałam bladego pojęcia. Mogłam jedynie mieć nadzieję, że nie chciał zabawić się moim kosztem na całego, rozkochać mnie w sobie a potem odstawić i patrzeć, jak cierpię. Nawet jeśli, to raczej nie groziło mi z tej strony niebezpieczeństwo. Lubiłam go, pociągał mnie jak diabli, fascynował, ale nie było w tym wszystkim głębi, jaką spodziewałam się znaleźć w chwili, gdy moje oziębłe serce zacznie reagować na kogoś przychylnie.
Nie, jeśli kiedyś zakocham się w jakimś facecie, tym kimś na pewno nie będzie pan Leto.

Przed hotelem, o dziwo, nie było nikogo. Albo fani stwierdzili, że o tej porze nie ma już sensu tu stać, albo, jeśli byli to ci, którzy pogonili nam kota, jeszcze nie dotarli przed budynek, być może szukając Jareda w okolicach parku.
-Zimno.- Mruknęłam, wysiadając z rozgrzanego wnętrza wozu na chłód wczesnej nocy.
-To nie LA.- Shannon zatrzasnął delikatnie drzwi po stronie kierowcy i puścił do mnie oczko.
-Chyba za długo tam mieszkałam i odzwyczaiłam się od niższych temperatur.- Wbiłam dłonie w kieszenie kurtki, kuląc się przed wiatrem, który nagle zerwał się i dmuchnął mi prosto w twarz.
-Tylko mi się nie rozchoruj.- Jared wziął mnie pod rękę.- Zaraz zrobimy ci gorącą kąpiel, potem od razu idziesz do łóżka. Idziemy.- Poprawił się, trącając mnie biodrem.
-Zrobimy? Czyli że my obaj?- Shannon z nadzieją w oczach spojrzał na Jareda, potem na mnie.
Wyglądał tak zabawnie i pociesznie, że zaczęłam się śmiać.
-Chciałbyś.- Pokręciłam głową.- Jeden Leto w zupełności mi wystarcza.
-I dobrze. W końcu wykupiłem abonament. Sio, braciszku, to moje.- Jared zaczął wymachiwać rękami, jakby chciał odpędzić uprzykrzoną muchę.
Gdyby nie to, co powiedział, pewnie miałabym z ich udawanej przepychanki ubaw. Co prawda na mojej twarzy nadal gościł uśmiech, ale w głowie wciąż słyszałam "wykupiłem abonament". Miałam ochotę potrząsnąć nim i przypomnieć, że zapłacił tylko za jedno, ale nie chciałam robić tego przy kurduplu.
Tak czy inaczej, humor zwarzył mi się jak zostawione w upale mleko.
-Dobra, wy się bawcie, ja idę spać.- Zostawiłam ich na środku parkingu i ruszyłam do hotelu.
-Ellie?- Jr dogonił mnie po kilku krokach.- Coś się stało?- Spytał, zaglądając mi w oczy.
-Nie. Po prostu cały ten dzień dał mi trochę po tyłku i chciałabym odpocząć. Jestem znużona.- Wyjaśniłam pobieżnie, częściowo mijając się z prawdą. Nie byłam zmęczona tak, żeby chciało mi się spać, ledwie odczuwałam skutki tego, co działo się ze mną od rana. Poza tym nie przywykłam jeszcze za dobrze do zmiany czasu i czułam się tak, jakby było wczesne popołudnie, a nie noc. Straciłam jedynie ochotę na żarty.
-Ach tak… Ale zanim się położysz, weźmiesz ciepłą kąpiel. Musisz się porządnie wygrzać.
-Martwisz się, że…- Zaczęłam i przerwałam: za nami szedł Shannon, zapewne słuchając, o czym rozmawiamy. Nie musiał być świadkiem naszej rozmowy o tym, co jego brat kupił, a czego nie.
-Że?
-Że nic.- Wzruszyłam ramionami, wchodząc do zatopionego w przyjemnym bursztynowym świetle wnętrza budynku. Poza recepcjonistą, oglądającym coś z zainteresowaniem na malutkim odbiorniku, nie było w holu nikogo. Nasze kroki odbijały się echem od ścian, jakbyśmy przechodzili przez galerię lub zamknięty amfiteatr, choć łagodne oświetlenie przywodziło mi na myśl raczej miejsce, w którym wystawia się zwłoki przed pogrzebem. Nie wiem, dlaczego akurat tak mi się skojarzyło, ale natychmiast przeszedł mi po plecach niemiły dreszcz. Miałam nadzieję, że nie było to coś w rodzaju przeczucia nieszczęścia, i nic się nikomu nie stanie.
-Drżysz, Ellie. Naprawdę nie przemarzłaś?
-Rany, przecież mówiłam, że nie.- Odparłam niecierpliwie, zatrzymując się przed drzwiami windy. Dźwig wjeżdżał właśnie na górę, o czym świadczyły zmieniające się na wyświetlaczu cyfry.
Jared przyglądał mi się przez chwilę z uwagą, potem sięgnął do kieszeni i podał mi kartę.
-Idź do pokoju, zaraz do ciebie dołączę. Nabrałem ochoty na gorącą herbatę… albo kakao. 
-To weź i dla mnie.- Poprosiłam, od razu weselsza. Kakao potrafiło odgonić ciemne chmury… choć nie wszystkie.
-A dla mnie coś mocniejszego i jakąś fajną dupeczkę.- Zamówienie Shannona jakoś wcale mnie nie zaskoczyło.
Gdy tylko zostaliśmy sami, natychmiast przysunął się bliżej i stanął tuż obok mnie.
-Coś ty taka skwaszona?- Spytał, trącając mnie łokciem.- To przez to, że zapodziałaś się na lotnisku?
-Nie, skąd, u mnie to norma. Znam wystrój wszystkich ważniejszych terminali, tyle spędzam w nich czasu.- Sarkazm aż kapał z moich słów. 
-A mówiłaś, że wcześniej nie latałaś.- Uśmiechnął się szeroko, zdejmując czapkę. Od razu zrobił się niższy, choć te parę centymetrów nie sprawiało aż takiej różnicy, za to w chwili, gdy wypuścił na wolność przydługie włosy, znów zdałam sobie sprawę z jego niewątpliwego męskiego uroku.
Nie po raz pierwszy zauważyłam, że prawdziwe z niego ciacho, szczególnie dzięki oczom. Na dodatek potrafił wyeksponować to, co miał do pokazania, być może nawet zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy.
Gdyby jeszcze nie był taki płytki…
-Jar mało nie dostał zawału, jak powiedziałem mu, że nie ma cię w pokoju.- Mruknął, patrząc na wyświetlacz nad drzwiami windy.
-Szkoda tylko, że wcześniej sam nie zauważył mojej nieobecności.
-Myślał, że pojechałaś drugim samochodem, z Emmą.- Odwrócił wzrok na mnie.- Chce ci się czekać? Może pójdziemy z buta?- Wskazał na tabliczkę z obrazkiem schodów.
-Poczekam.- Burknęłam, mając nadzieję, że Jr zdąży przyjść, nim wsiądziemy do windy. Nie uśmiechało mi się po raz kolejny znosić umizgi jego brata.- A Emma co, pewnie myślała, że pojechałam z Jaredem?- Spytałam, wracając do tematu.
-Pewnie tak. Nie pytałem. Jar miał małą przeprawę z jakimiś reporterami z gównianego pisemka, wsiedli na niego, gdy tylko weszliśmy do hotelu.
-Tak?- Zaciekawiło mnie to, co mówił. Mimo tłumaczeń Jareda trudno mi było zrozumieć, że nie mógł zainteresować się mną, choć miał czas na to, żeby usiąść przy laptopie.
-Tak. W sumie lepiej, że cię nie było, bo robili zdjęcia.- Machnął ręką.- Myślałem, że spierdoliłaś przeze mnie.- Dodał po chwili.
-Że co?- Zrobiłam wielkie oczy.
-Trochę za ostro po tobie pojechałem, pączuszku, a w sumie całkiem uczciwa z ciebie dupa.- Przybliżył do mnie twarz, szepcząc.- Można powiedzieć, że jak na dziwkę jesteś cholernie porządna, inna od razu rozłożyłaby przed kimś nogi, żeby złapać dodatkową kasę.
Nie wiedziałam, co mogłabym w takiej chwili odpowiedzieć, ani jak odebrać słowa kurdupla. Sądzę, że uważał je za komplement pod moim adresem. Ja tak nie myślałam. Jedyne, co było w tym pocieszające, to swego rodzaju uznanie, z jakim być może będzie się teraz do mnie odnosił.
-A wy jeszcze tutaj?- Usłyszałam zza pleców i ręka Jr objęła mnie w pasie a on sam przycisnął się do mnie z tyłu.- To nawet dobrze. Zrezygnowałem z kakao, podobno mają w kuchni jakieś problemy, więc nie chciałem zawracać dupy. Zamiast gorącego napoju mam coś na rozgrzewkę. –Powiedział i pomachał mi przed twarzą ciemno zieloną butelką.- Półsłodki, najlepszy, jaki mieli.- Cmoknął mnie we włosy. Zerknęłam w stronę holu, ale z miejsca, w którym staliśmy, nie widziałam więcej, niż kawałek ściany na wprost wejścia. Dzięki układowi budynku nie byliśmy widoczni z recepcji.
-Szampan i bzykanko?- Shannon zachichotał, unosząc brwi.- A ja, kurwa, będę się przewracał w łóżku z boku na bok. To niesprawiedliwe.
-A kto powiedział, że życie jest sprawiedliwe?- Uśmiechnęłam się do niego uroczo, opierając się o drugiego Leto. Zrobiłam to bardziej na pokaz, niż z prawdziwej chęci przytulania się. Wciąż w uszach miałam słowa Jr, wypowiedziane wcześniej stwierdzenie, że wykupił mnie na wyłączność, i miałam zamiar porozmawiać z nim na ten temat, gdy tylko znajdziemy się sami w pokoju. Obojętnie, z kieliszkiem szampana czy bez.
-Wiem, że nie jest. Gdyby było, taki pączuszek jak ty nie musiałby szukać sponsora.- Puścił do mnie oczko, zapewne dając mi do zrozumienia, że pamięta o naszej cichej umowie, w myśl której mam zastanowić się nad jego propozycją.
Przez moment, naprawdę krótki moment, patrząc na niego i widząc czający się w pięknych brązowych oczach ogień, zastanawiałam się, jaką karą dla Jr byłoby, gdybym przystała na ofertę i została w LA na dłużej, widując się z Shannonem. Pozwalając mu się utrzymywać, mieszkając w wynajętym dla mnie lokum, mając do dyspozycji własny, zapewne nie byle jaki samochód. Ale szybko odrzuciłam ten pomysł. Nie byłam taka. Gdybym zdecydowała się sprzedać po raz drugi, tym razem na dobre, okupiłabym to wstrętem do siebie. Żadne pieniądze nie były tego warte. Jedyną opcją, która pozwoliłaby mi utrzymywać jakiekolwiek bliższe kontakty z jednym z braci, było szczere uczucie, wiedziałam jednak, że nie zapałam nim ani do surowego w zasadzie Jareda, ani to przystojnego, głupkowatego Shannona.
Sięgnęłam w dół i chwyciłam trzymającą mnie ciepłą, silną dłoń młodszego Leto. Potrzebowałam tego, nawet nie starając się zrozumieć, dlaczego. Od razu zareagował, biorąc mnie za rękę, jakbyśmy stanowili dobrze dobraną parę, rozumiejącą się bez słów. Ale nie byliśmy nią, i nie będziemy. Wszystko było tylko… pięknym kłamstwem.

-Nie wziąłem kieliszków.- Jr postawił szampana na stoliku.
-Trudno.- Stwierdziłam obojętnie, zamykając za sobą drzwi pokoju.- Zawsze możesz napić się prosto z butelki.
-Coś się stało?- Spytał, jakby od razu wyczuł zmianę mojego nastroju.
Nie odpowiedziałam. Zrzuciłam buty i kurtkę, potem zdjęłam bluzę i spodnie, zostając w bieliźnie i koszulce. Wzięłam telefon, który dostałam od Jareda, i wybrałam numer do domu, pamiętając o kierunkowym do Stanów. Z aparatem przy uchu, licząc sygnały, siadłam na łóżku. 
-Halo?- Głos w słuchawce był schrypnięty, jakby rozmówca został wyrwany ze snu.
-Cześć, Rollie.- Podciągnęłam kolana, obejmując je wolną ręką.- Tu Ellie. Jest mama?
-Wyszła do sklepu.- Głos brata natychmiast się ożywił.- Ellie? Wracam z jazdy i co słyszę? Moja mała siostrzyczka bawi gdzieś w świecie, do tego ma jakiegoś dzianego łebka i robi za modelkę.
-Bez przesady.- Parsknęłam śmiechem.- Praca jak praca.- Starałam się nie poruszać tematu chłopaka, bo ten przysłuchiwał się mojej rozmowie z najwyższą uwagą, wlepiając we mnie oczy.- Zresztą, już ją skończyłam, to był jednorazowy kontrakt, i wcale nie zarobiłam na nim kokosów.
-Jasne. Pewnie wpadniesz w nas w odwiedziny, ubrana jak te gwiazdy z gazet, co? Przyjedziesz z tym swoim?
-Niczego nie obiecuję.- Wybrałam w miarę bezpieczną odpowiedź, całkiem niezobowiązującą i dającą mi niezliczone możliwości.
-Mówisz jak jakiś prawnik.- Brat zaśmiał się do słuchawki.- Ty, a ten twój to podobno…
-Nie teraz, Rollie.- Weszłam mu w słowo.- Muszę kończyć, tu jest już noc. Chciałam tylko zawiadomić mamę, że wszystko w porządku i żeby się nie martwiła.
-Chciałem pogadać, z rok się nie widzieliśmy…
-Wyślę ci maila. Pa.- Rozłączyłam się, nim powiedział coś jeszcze.
Byłam poirytowana rozmową. Pierwszy raz, odkąd wyjechałam z Delphi, poczułam jak zaściankowi i ograniczeni są moi bliscy, jak bardzo są przyziemni. Słyszałam różnicę między tym, jak wyrażałam się ja, a jak mówili oni. Nie chodziło nawet o akcent. „Mówisz jak prawnik”. To zdanie uświadomiło mi, jak zmieniłam się przez te wszystkie miesiące, szczególnie ostatnio. Małomiasteczkowość najbliższych mi ludzi działała na mnie denerwująco, choć przecież ja sama jeszcze niedawno nie umiałam zareagować na czyjeś słowa inaczej, niż idiotycznie brzmiącym „no”. 
Nigdy nie miałam siebie za głupią, nie uważałam, że jestem prostaczką, a tymczasem byłam nią dotąd, dokąd nie otarłam się o tak zwany wielki świat. Spędzone w LA miesiące trochę mnie zmieniły, ale prawdziwą metamorfozę przeszłam, a właściwie przechodziłam, dopiero teraz, w towarzystwie Jareda. Co prawda nie pouczał mnie i nie mówił, że to czy tamto nie wypada, ale widząc jego zachowanie i porównując podświadomie do swojego, nabierałam ogłady.
Siedząc obracałam w dłoni aparat, oddychając głęboko. Uświadomiłam sobie, że ten facet, który tak naprawdę wziął mnie prawie dosłownie z ulicy i przyjął pod swój dach, akceptował mnie taką, jaka byłam, od samego początku. Bez słowa skargi, na dodatek rozmawiając ze mną jak z kimś sobie równym. Nie ważne, z jakiego powodu, ważne, że byłam dla niego kimś, z kim się liczył, choć nie musiał.
Zrobiło mi się wstyd, że miałam pretensje o parę głupich słów, które powiedział, bo mógł zrobić to z zazdrości, jak sobie teraz uświadomiłam. Tym bardziej, że wcześniej położył na szali własną prywatność, robiąc to, czego chciałam, pokazując się ze mną publicznie. Jakie więc miałam prawo stroić fochy gdy facet, który zrobił dla mnie, z mojego powodu, tyle rzeczy, palnął coś, co mi się nie spodobało? Ile razy ja powiedziałam coś, co mogło go rozdrażnić, a o czym mi nie mówił?
Odłożyłam telefon na szafkę i wstałam, próbując zachować spokój, choć emocje targały mną na wszystkie strony. Jared nadal stał tam, gdzie wcześniej, i wciąż mnie obserwował, patrząc na mnie z troską. Widząc wyraz jego twarzy przypomniałam sobie wieczór, podczas którego pierwszy raz słuchałam jak śpiewa i niedługo po tym przeżyłam swoją seksualną inicjację. I to, jaki był po niej opiekuńczy.
-Przepraszam. Obiecałam zawiadomić mamę, jak dolecimy.- Powiedziałam, podchodząc do niego.
-I to cię tak zdenerwowało?- Spytał, wyraźnie się rozluźniając.
-Musiałbyś ją znać. Zawsze chce wszystko wiedzieć, zadaje setki pytań na minutę. Nie było jej, rozmawiałam z bratem.- Dotknęłam palcami policzka Jareda.- Nie zdjąłeś nawet kurtki.- Zaczęłam ją rozpinać, bez pośpiechu, potem zsunęłam mu ją z ramion i rzuciłam na podłogę.- Jesteś zgrzany, Jay.- Uśmiechnęłam się, przesuwając dłońmi po jego ramionach i w wycięciu koszuli, potem rozpięłam i ją, odsłaniając to, na co naprawdę lubiłam patrzeć. Tors Jareda.
-Próbujesz mnie uwieść?- Spytał, obejmując mnie w pasie i uśmiechając się zalotnie.
-Bardzo możliwe, ale nie jestem pewna.- Odparłam beztrosko, choć owszem, próbowałam. Pierwszy raz nabrałam śmiałości i zdecydowałam się wyjść z inicjatywą. Nie miałam pojęcia, jak Jr to przyjmie, czy na przykład nie wyśmieje mnie, albo nie powie, żebym dała spokój wygłupom i szła spać. Czy cokolwiek innego, co z miejsca ochłodzi moją gorącą głowę i pozwoli czającej się jak kot niepewności wyskoczyć z ukrycia i nade mną zapanować. Nigdy nie robiłam niczego, co miałoby podtekst seksualny, nie obnażałam się, nie czarowałam. Nie miałam w tym praktyki i bałam się, że zrobię coś, co Jareda zniechęci czy rozbawi, zamiast nastroić do wspólnych igraszek.
-Ty nadal jesteś prawie tak nieśmiała, jak na początku?- Bardziej zapytał niż stwierdził, wyglądając na zdziwionego i zadowolonego jednocześnie.
-To aż tak widać?- Speszyłam się. Nie umiałam udawać, niestety, i oblałam się rumieńcem, opuszczając wzrok. Siłą rzeczy przed oczami miałam teraz płaski, silny brzuch, ginący pod paskiem spodni, spod których wystawała szeroka biała gumka bokserek. Coś we mnie skręciło się i zawyło z radości, że dane mi jest nie tylko oglądać ten właśnie kawałek ciała, ale mogę go też dotykać. Wyciągnęłam dłoń i musnęłam końcami palców gładką skórę tuż nad pępkiem.
-Widać, że się wstydzisz.- Jr pocałował mnie w skroń.- O ile się nie mylę, w łazience są plastikowe kubki na wodę do płukania zębów. Przyniesiesz je?
-Jasne.- Mruknęłam, czując się spławiona. Kubki. Też mi pretekst do tego, żeby w grzeczny sposób powiedzieć mi "daj sobie spokój, mała, jesteś za cienka w uszach na te klocki".
Znalazłam naczynia na półce nad umywalką, ale nim wróciłam z nimi do pokoju, musiałam trochę ochłonąć i pozbyć się rumieńców. Spryskałam twarz zimną wodą, od razu czując się raźniej. Spokojniejsza, trzeźwiejsza, mniej pod wpływem uroku Jareda. Miał go tyle, że chwilami, w sytuacjach intymniejszych, kręciło mi się od niego w głowie i byłam całkowicie ogłupiała, bezradna.
-I jak tylko wrócisz z kubeczkami, znów padniesz plackiem.- Powiedziałam do siebie, robiąc przy tym do lustra przerażoną minę, po czym zaśmiałam się cicho.- Bój się, Ellie, bój. Ten facet jest niebezpieczny.
Ostrzeżenie, jakim siebie poczęstowałam, nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Wiedziałam, że Jr może być przedmiotem cierpień, ale nie bałam się, że właśnie ja mogłabym przez niego płakać. Przynajmniej nie z powodu utraconej miłości czy z tęsknoty. Ani go nie kochałam, ani nie groziły mi bezsenne noce, spędzone na myśleniu co ON w tej chwili robi. I nawet, jeśli rzeczywiście padnę plackiem pod wpływem szampana i jaredowego uroku, będzie to tylko chwilowe. Jutro mi przejdzie.
Złapałam kubeczki w rękę i wróciłam do pokoju, z miejsca porzucając chęć dąsania się o to, że Jr mnie spławił. Nie można boczyć się na faceta, którego zastaje się tak, jak ja zastałam pana Leto: pozbył się koszuli, butów i skarpet i w samych spodniach siedział na łóżku, obracając w dłoniach otwartą butelkę. Gdy weszłam, podniósł głowę i uśmiechnął się promiennie.
-Myślałem, że postanowiłaś zrezygnować ze mnie dzisiejszego wieczoru i wymknęłaś się chyłkiem, albo poszłaś spać w wannie.- Powiedział wesoło.
-Jeszcze jestem trzeźwa, więc wanna odpada.- Wyciągnęłam rękę z kubkami i patrzyłam, jak spieniony trunek wypełnia je do 2/3 objętości.- Kurczę, Jr, wiesz, że przed poznaniem ciebie nigdy nie piłam prawdziwego szampana?
-Przed poznaniem mnie nie robiłaś wielu rzeczy, Ellie.- Powiedział miękko, patrząc mi w oczy.- Czuję się niemal zaszczycony, że mogę ci je pokazać jako pierwszy.
-Niemal?- Udawałam oburzoną, ale tak naprawdę jego słowa sprawiły mi przyjemność. Brzmiały szczerze.
-Niemal, bo przecież umiałaś się już całować.- Zaśmiał się, przez co jego twarz odmłodniała o dobre parę lat.
Rzadko widywałam go w takim stanie, rozluźnionego i beztroskiego. Najczęściej był poważny, odległy myślami, wydawał się stać z boku i obserwować. Jeśli nie wpadał w zamyślenie, zajmował się swoimi sprawami zawodowymi, których według mnie miał bez liku. W nielicznych chwilach pozwalał sobie na całkowite oderwanie od swojej gwiazdorskiej codzienności, a dziś był jeden z tych właśnie momentów. Musiałam jakoś to wykorzystać, nie w celu osiągnięcia czegoś materialnego, ale dla siebie, i dla niego.
-O ile pamiętam, narzekałeś, że jestem sztywna.- Wypomniałam mu.
-Bo byłaś. Ale ci przeszło, za co chyba powinienem dać na mszę.- Odstawił butelkę na podłogę.- Zadziwiające, że pod taką delikatną cielesną powłoką kryje się tak gorąca istota. To ja cię tak rozpalam?- Spytał, wyciągając się na łóżku. Podparł się na lewej ręce, w prawej trzymając kubek.
-Nie powinieneś zadawać tego pytania osobie, która nie ma żadnego porównania.- Odparłam, wodząc wzrokiem po jego ciele.- Musiałabym sprawdzić, czy ktoś inny...
-Ciekawa?- Przechylił głowę w bok, uśmiechając się zagadkowo, ale w oczach miał czujność, której nie było tam jeszcze chwilę temu.
-Szczerze? Nie.- Zaprzeczyłam zgodnie z prawdą.
Nie byłam ciekawa co czułabym przy innym mężczyźnie. Nawet więcej: obawiałam się, że doświadczenia, jakie wyniosę z krótkiego związku z Jr mogą na zawsze nastawić mnie na pogoń za cechami, których będę szukała w swoim przyszłym życiowym partnerze, być może nawet o tym nie wiedząc. Możliwe, że podświadomie będę porównywać każdego przyszłego chłopaka do Jareda, na niekorzyść dla tego pierwszego. Chyba, że spotkam kogoś, kto będzie równie pociągający, i w takim samym stopniu będzie budził moje zmysły. Młodego, przystojnego i z perspektywami, do tego takiego, który się we mnie zakocha. Z wzajemnością oczywiście.
-A ty znów odpływasz, Ellie.- Głos Jareda rozpędził moje myśli.- Usiądziesz?- Poklepał miejsce obok siebie.
-Jasne.- Usadowiłam się na środku łóżka, po turecku, instynktownie naciągając koszulkę tak, by zasłaniała mi majtki. Od razu zdałam sobie sprawę z tego, co robię, i roześmiałam się, maskując nagły atak zawstydzenia. Sama byłam zdumiona tym, że tak o, bez powodu, zaczęłam krępować się pokazać więcej, niż gołe nogi.
Nie, zaraz. To nie działo się bez powodu. Wiedziałam, dlaczego czuję się dziwnie nieswojo. To przez słowa Jareda, przez to, co powiedział mi, gdy siedzieliśmy na drzewie. Jego stwierdzenie, że chce mnie w łóżku. Nie mógł wiedzieć, że setki razy próbowałam sobie wyobrazić, jak to by było, gdybyśmy zrobili to właśnie w tym miejscu, jak ludzie. Dotąd nie miałam okazji przekonać się, czy seks w pościeli różni się od tego, który już poznałam. Zapewne tak, ale czym? Pozycją, wygodą, czy jeszcze czymś innym? Sama nie mogłam odpowiedzieć sobie na to pytanie, nie posiłkując się wyobraźnią, a rzeczywistość i tak mogła okazać się zupełnie inna.
Drugim powodem, który wpędził mnie w zawstydzenie, był Jr. To, jak wyglądał w tej chwili, półleżąc ze skrzyżowanymi w kostkach nogami, z nagim torsem i brzuchem, z wąskim paseczkiem odrastających włosków, ciągnącym się od pępka w dół i niknącym pod gumką bokserek. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, głodna bodźców wizualnych i chętna dotknąć go, poczuć pod palcami jego ciało, usłyszeć, że sprawiam mu przyjemność. 
-Nie pijesz?- Jr trącił mój kubek swoim.
-Chcesz mnie upić?- Odpowiedziałam pytaniem i wzięłam kilka drobnych łyków szampana. Był dobry, naprawdę dobry, delikatny, o bogatym bukiecie. Przywodził mi na myśl lato, niezbyt upalne, za to pełne życia.
-Nie sądzę, żebym musiał cię upijać, Ellie. Choć gdybym trochę cię oszołomił, zapewne pozwoliłabyś mi na coś, co chciałbym zrobić, ale na co ty pewnie się tak łatwo nie zgodzisz.- Mruknął, patrząc na mnie spod oka.
-Tak? A co na przykład?- Byłam ciekawa, jakie fantazje snuje na mój temat.
-Na przykład chciałbym znaleźć się na chwilę w twoich ustach. Na finalną chwilę.- Mówiąc, zamoczył palec w kubeczku i dotknął nim mojej dolnej wargi, zostawiając na niej kroplę trunku.- Pozwoliłabyś mi?
-Nie.- Potrząsnęłam głową, nie patrząc na Jareda. Czułam, jak rumieniec wraca mi na policzki.- Może kiedyś.- Dodałam.
"Kiedyś" nie miało w naszej sytuacji racji bytu, dla mnie dwa tygodnie to za krótko, by pokusić się o coś, co teraz napawało mnie lekką niechęcią. Wiedziałam, że z czasem, gdy oswoję się z seksualną stroną swojego życia, nabiorę śmiałości i nie będę mieć większych oporów przed eksperymentowaniem z nowymi rzeczami. Ale nie teraz, jeszcze nie byłam gotowa na wiele spraw. Szczególnie na skosztowanie tego, czym mężczyzna tryska.
-Dolać ci?- Podniósł butelkę i pomachał nią, robiąc zawadiacką minę.
-Nie, dziękuję.- Uśmiechnęłam się promiennie.- Coś czuję, że muszę mieć się przed panem na baczności, panie Leto. Chodzą panu po głowie straszne świństewka.
-Ellie, moja mała Ellie.- Jared roześmiał się szczerze.- Przejrzałaś mnie.
-Może i jestem blondynką, ale nie tak całkiem głupią.- Jego wesołość szybko mi się udzieliła. Dopiłam szampana i odstawiłam kubek, choć tak naprawdę skusiłabym się na jeszcze trochę złocistego napoju. Ale lepiej pozostać czujnym niż ryzykować, że oszołomiona procentami w pewnej chwili połapię się, że coś sterczy mi przed oczami a twarz Jr jest o wiele wyżej.
-Każdy jest trochę głupi w niektórych sytuacjach. Dziś właśnie się o tym dowiedziałem.- Jared przyciągnął mnie do siebie, przez co musiałam prawie zgiąć się w pół. Dla wygody zmieniłam pozycję, prostując nogi.- Ellie, masz przed sobą piękny okaz ostatniego durnia, który na szczęście wyciągnął z własnej tępoty dobrą naukę.- Powiedział, nadal się śmiejąc.
-Piękny okaz, powiadasz?- Podchwyciłam, zmieniając jego jakże słodko brzmiącą samokrytykę w pełen podtekstów żart.- Nie zaprzeczę, a wrodzona grzeczność nie pozwala mi kłócić się z tobą także o resztę twojego stwierdzenia. Tak czy inaczej jesteś interesującym wizualnie okazem.- Przy tych słowach przesunęłam czubkami palców po jego skórze, od szyi w dół, ciesząc się w myślach gdy wciągnął brzuch, wstrzymując przy tym oddech. Oczy rozbłysły mu jak gwiazdy, jednocześnie ciemniejąc. Nie pierwszy raz to widziałam, i zawsze było to dla mnie zjawiskowe.
-Podobam ci się?- Spytał, przybliżając twarz.
-Jeśli dotąd tego nie zauważyłeś, to jesteś także ślepy.- Wiedziałam, że zabrzmiało to tak, jakbym potwierdziła, że mam go za głupka, ale nie mogłam odmówić sobie tej odrobiny krytyki, na którą zresztą zasłużył.
-Mógłbym za te słowa przetrzepać ci tyłek, ale wolę cię pocałować.- Mruknął, wprowadzając zamiary w czyn. Smakował sobą i szampanem, w równych proporcjach, i był zadziwiająco delikatny. Tak subtelnie nie całował mnie jeszcze nikt, i wbrew temu, że jego zachowanie prawdopodobnie było zadośćuczynieniem moich krzywd, poddałam się całkowicie urokowi pieszczoty i dłoniom, które wędrowały po moim ciele, rozbudzając drzemiące w nim potrzeby. Jedna dotykała moich pleców, druga sunęła w górę uda, znikając pod koszulką, ścisnęła lekko biodro, połaskotała bok, przesunęła się w przód i zatrzymała na piersi. Kciuk zatoczył kółko, drażniąc wrażliwą brodawkę i powodując, że dostałam gęsiej skórki a mój oddech przyspieszył o drugie tyle.
Jared odsunął się odrobinę.
-Chciałabyś mnie, Ellie?- Spytał szeptem, przy każdym słowie muskając ustami moje, jakby mówił i całował mnie w tej samej chwili. Nie wiedziałam nawet, że tak można, i że jest to takie przyjemne.
Objęłam go, potem puściłam i podciągnęłam koszulkę, chcąc jak najszybciej pozbyć się dzielącej nasze ciała bariery. Potrzebowałam czuć go całą sobą, skóra dotykająca skóry. Byłam rozpalona, gotowa, oczekująca i cholernie niecierpliwa.
-Chcę cię teraz, Jay.- Powiedziałam, dziwiąc się drżącemu brzmieniu swojego głosu. Rzuciłam koszulkę na podłogę i trzęsącymi się dłońmi sięgnęłam do spodni Jareda, chcąc zobaczyć go całego, widzieć jak bardzo na niego działam i po raz kolejny spojrzeć na to, co dawało mi za każdym razem tyle przyjemności.
-Wzajemnie, Ell. I oboje dostaniemy to, czego chcemy.- Podniósł się, pozwalając mi zdjąć sobie spodnie z bioder. Uwolniony członek wystrzelił do przodu i zakołysał się majestatycznie, po czym zamarł, celując we mnie jak wymierzona w ofiarę broń. Tyle że ta stworzona została nie do uśmiercania, a do dawania rozkoszy, zaspokajania mnie.- Cholera, Ellie, jesteś taka pociągająca. Gdybym mógł...- Jr urwał w pół zdania, potrząsając głową.
-Gdybyś mógł co?- Byłam ciekawa, co miał na myśli. To, że mógłby bzykać mnie non stop, czy to, że chciałby zatrzymać mnie przy sobie na dłużej? A może...?
-Nieważne.- Uśmiechnął się i pchnął mnie lekko otwartą dłonią w pierś, dając znać, żebym się położyła. Gdy to zrobiłam, złapał za gumkę moich majtek i zaczął je ściągać. Potem położył się przy mnie na boku tak blisko, że czułam na udzie gorącą twardość jego penisa.
Pierwszy raz leżeliśmy na łóżku przed seksem, nie po nim, i zaczęłam rozumieć, że to, co się za chwilę stanie, będzie zupełnie inne od tego, co już poznałam. Na samą myśl przeszedł mnie dreszcz. Poczułam rosnącą ekscytację, porównywalną do tej, jaką czuje dziecko, budzące się w gwiazdkowy poranek i biegnące do salonu, by otworzyć swoje prezenty. 
Obróciłam się na bok, napotykając rozpalone spojrzenie niebieskich oczu, i przylgnęłam całym ciałem do silnego, umięśnionego faceta, który doprowadzał mnie do wrzenia samym sposobem, w jaki na mnie patrzył. Nie sądziłam, że erotyczna sfera życia może być tak intensywna, przesycona emocjami, że można kogoś pragnąć prawie do bólu. Czytałam, że to możliwe, ale nie sądziłam, że pierwszy mężczyzna, z jakim się prześpię, będzie działał na mnie tak mocno. To zakrawało na kpinę, bo za niedługo miałam się z nim rozstać na dobre i zapomnieć, że w ogóle go znam. Ale to dopiero za dziesięć dni, a póki co mogłam cieszyć się tym, co mi dawał. Cieszyć się nim.
Odepchnęłam od siebie niechciane myśli i skupiłam uwagę na Jr. Przymknęłam oczy, by lepiej czuć dotyk jego dłoni, pieszczącej moje plecy i pośladki, i z ochotą poddałam się słodkiemu, łagodnemu pocałunkowi, głębszemu niż poprzedni, choć równie subtelnemu. Nie wiedziałam, że takie połączenie jest możliwe, ale co ja w ogóle wiedziałam o seksie poza tym, że istniał? Teoria, którą znałam, nie przygotowała mnie na to, czym była rzeczywistość. A była zachwycająca, odbierająca rozum.
Jared odbierał mi rozum. Nie dotykał mnie w miejscach, które pieścił przy naszych wcześniejszych zbliżeniach, a jednak trzęsłam się z niecierpliwości, podniecona tak, że lada chwila mogłam szczytować od samych pocałunków. Dyszałam, słyszałam że pojękuję, słyszałam też chrapliwe mruknięcia Jr i czułam, jak lekko porusza biodrami, naciskając na mój brzuch przypominającym stal członkiem. Czyżby i on czuł się, jakby płonął? Ja płonęłam, trawiła mnie gorączka, którą można było ugasić tylko w jeden sposób.
-Nie masz wrażenia, że tak naprawdę dopiero teraz stanie się to po raz pierwszy?- Usłyszałam i poczułam, jak Jared napiera na mnie całym ciałem, zmuszając do obrócenia się na wznak.
-Trochę.- Zgodziłam się z nim bez wahania. Faktycznie, było tak, jakbyśmy nigdy wcześniej nie mieli z sobą do czynienia. Czy to, że tym razem byliśmy w łóżku, mogło mieć na moje odczucia aż taki wpływ, czy też zachowanie Jareda zmieniło moje podejście do niego i do seksu? Dlaczego na widok tego, jak podnosi się i pochyla nade mną, jak zakrywa sobą moje ciało, poczułam łaskoczące ściskanie w żołądku?- Boże, mam motylki w brzuchu.
-Może je w tobie poczuję?- Jr mrugnął do mnie i spojrzał w dół, między nas.- Uwielbiam sposób, w jaki rozchylasz dla mnie uda. Robisz to tak naturalnie, ochoczo i nieśmiało zarazem.- Powiedział przejętym głosem.
Słysząc jego słowa poczułam się odrobinę zawstydzona, ale podniecenie, które teraz mną rządziło, nie pozwalało mi na nic więcej, jak na jeszcze szersze rozsunięcie kolan. Nieśmiałe i naturalne, jak twierdził mój mężczyzna.
Mój? Cóż, może chwilowo mój. Przynajmniej w tej chwili na pewno.
Zacisnęłam powieki, czekając niecierpliwie na moment, gdy rozgrzany do czerwoności organ znajdzie drogę i wreszcie mnie wypełni, czułam go, jego dotyk na udzie, coraz wyżej, i uniosłam biodra, wychodząc mu naprzeciw. Wsunął się, w asyście mojego pełnego ulgi westchnienia, i zatrzymał.
-Nie będę cię pieprzył, Ell. Ani nie będę cię zapinał.- Szept Jareda rozległ się tuż przy moim uchu. Otworzyłam oczy, przestraszona że zrezygnował, odechciało mu się seksu, że coś go rozczarowało, albo po prostu naigrywał się ze mnie, a teraz powie, że mam spływać do mamusi. On jednak wciąż był we mnie, co prawda tylko na kilka centymetrów, ale jednak.
-Nie będziesz…?- Spytałam niepewnie, bliska paniki.
-Nie.- Pocałował mnie w szyję, równie delikatnie jak wszystko, co ze mną tego wieczoru robił.- Będę się z tobą kochał, Ell.
Omal się nie rozpłakałam słysząc, z jaką czułością to powiedział. Jakbym była najważniejsza na świecie, jakby poza mną nie istniała dla niego żadna kobieta. Jakbym była kimś wyjątkowym, dla kogo warto odrzucić wszystko, przed kim można się otworzyć, z kim można robić coś, czego nie robi się z nikim innym. W tym momencie byłam prawie pewna, że Jr coś do mnie czuje, coś silniejszego, niż się przyznaje. I byłam gotowa… zostać z nim, gdyby o to poprosił. Chciałam, żeby to zrobił, ale nie mogłam, nie powinnam mu tego podpowiadać, a przynajmniej nie wprost. Wszystko, co mogłam teraz zrobić, to okazać, że jest mi bliski, więc objęłam go mocniej, jakbym miała zamiar nigdy nie wypuścić go z ramion.
Kochanie się było tak różne od „zwykłego” seksu, jak słońce różni się od księżyca. Czułość i delikatność Jr, zadziwiająco łagodna stanowczość, z jaką się we mnie poruszał, wreszcie szeptane co chwila moje imię lub słowa o tym, jak mu dobrze, wszystko omal nie doprowadziło mnie do płaczu. Byłam szczęśliwa, jeśli można czuć szczęście z właśnie takich powodów. Miałam wrażenie, że Jr jest ze mną całym sobą, ani na sekundę nie uciekając myślami Bóg wie gdzie. Byłam oszołomiona, pijana od doznań, unosiłam się gdzieś w stanie nieważkości, choć fizycznie, ciałem, nadal byłam w hotelowym pokoju. Czułam, że spotkało mnie coś wyjątkowego, czego być może nie doświadczę nigdy więcej, a już na pewno nie z kimś innym, niż Jared.
Nie chciałam go puścić nawet wtedy, gdy szczytował zaraz po mnie. Wciąż trzymałam go mocno w uścisku, oplatając ramionami i nogami, patrząc w sufit szeroko otwartymi oczami, w których zapewne czaiło się niedowierzanie. Słyszałam, jak ciężko oddycha, leżąc z twarzą w poduszce i dłońmi kurczowo zaciśniętymi na moich barkach, i uśmiechałam się, znów będąc pod wpływem fali niezrozumiałego szczęścia. Nie wiedziałam, czy powinnam coś powiedzieć, do głowy nie przychodziły mi żadne sensowne słowa poza lakonicznym „dziękuję”, ale zabrzmiałoby to tak, jakby Jared zrobił mi przysługę, więc milczałam. Oboje milczeliśmy przez kilka minut, nadal leżąc w pozycji, w której… się kochaliśmy. Nie czułam niewygody, ale po czasie cisza zaczęła być niezręczna, jakbyśmy nie mieli sobie nic do powiedzenia.
Rozluźniłam uścisk i opuściłam nogi, pozwalając Jr, gdyby chciał, zmienić pozycję. Najwyraźniej na to czekał, bo od razu zsunął się na posłanie i przygarnął mnie do siebie, tuląc moją głowę do piersi. Zdziwiłam się, że nadal oddycha niespokojnie, drżąco, jakby nie mógł dojść do siebie. Ale cóż, może mimo kondycji trochę nadwyrężył siły? W końcu nie miał już 20 lat.
Objęłam go i westchnęłam, nadal pełna szczęścia. Było mi bosko, cieszyłam się, że mogę odpocząć tak blisko faceta, który… Wahałam się pomyśleć, że chyba mnie kochał. Chciałam, żeby tak było, ale bałam się tego jak ognia. Gdyby okazało się, że moje podejrzenia są prawdziwe… Nie mogły być takie teraz, w tej chwili. Byłoby po mnie. Nie umiałabym obronić się przed tym, co poczułabym sama, słysząc jakiekolwiek miłosne wyznania z ust Jareda. Jeśli miał coś powiedzieć, niech nie będzie to nic w rodzaju „Ellie, chyba się w tobie zakochałem”.
Jr nadal milczał, co trochę zaczynało mnie niepokoić, choć przecież gładził mnie po plecach.
-Wszystko w porządku?- Nie wytrzymałam i zadałam pytanie, w którym słychać było całą moją niepewność i strach. Chciałam spojrzeć Jaredowi w twarz, ale gdy poruszyłam głową, chwycił mnie i przycisnął do siebie mocniej, nie pozwalając mi się podnieść.
-Tak, Ell.- Lakoniczna odpowiedź w miarę mnie uspokoiła, choć nie do końca. Coś było nie tak, czułam to wyraźnie, lub tylko wmawiałam sobie, jak pewnie robiły to przede mną setki, tysiące, miliony dziewczyn w podobnej jak ja sytuacji, zadających sobie pytanie, czy mężczyzna, z którym są związane, coś do nich czuje.
-Ell?- Powtórzyłam. Dziwiło mnie, że tak się do mnie zwraca.
-Nikt inny tak do ciebie nie mówi, prawda?- Spytał. Przyciśnięta do jego piersi słyszałam echo każdego słowa, odbijające się głośno tam, gdzie miał serce, i zagłuszające jego niespokojne bicie.
-Nikt.- Przyznałam.
-Tylko ja. Niech tak zostanie.- Westchnął, puścił mnie i wstał, nim zdążyłam choćby obrócić się na wznak.- Muszę do łazienki.- Znikł mi z oczu tak szybko, jakby goniło go stado rozwścieczonych diabłów.
-Leto, czy ktoś ci kiedyś mówił, że strasznie dziwny z ciebie facet?- Mruknęłam, kręcąc głową nad jego tajemniczością. Przeturlałam się na bok, by podnieść kołdrę po jednej stronie łóżka, potem wróciłam na miejsce i naciągnęłam na siebie przykrycie, rozleniwiona tak, że nawet nie chciało mi się już iść pod prysznic. Nastrój szczęśliwości nadal mnie nie opuszczał, choć uprzednio odczuwana pewność, że jestem przedmiotem uwielbienia Jareda, nie była już tak silna. Ochłonęłam, doszłam do siebie i znów zaczynałam myśleć racjonalnie, a w uporządkowanym świecie, jaki sobie tworzyłam, nie było miejsca na miłostki z kimś takim, jak Jr. Choć miło by było, gdyby widział we mnie coś więcej, niż seksowne ciało.
Nie wiem, jak długo go nie było, zapadłam w lekką drzemkę, nawet nie mając pojęcia, że przysypiam. Poczułam tylko, jak wślizguje się pod kołdrę za moimi plecami, przysuwa bliżej i obejmuje w pasie, tuląc się do mnie.
-Śpij, Ell. Jutro mamy ciężki dzień.- Powiedział, całując mnie za uchem. Pachniał pastą do zębów i mydłem.
-Śpię, Jay. I mam piękne sny. – Mruknęłam półprzytomnie.
-A podobno to mężczyźni zasypiają szybko po seksie.- Zaśmiał się cicho.
-Nie wierz w obiegowe opinie, Leto. O tobie mówią, że jesteś zimny jak głaz.- Odparłam, przypominając sobie, że gdzieś przeczytałam podobne zdanie na jego temat.
-Najwyraźniej mnie zmiękczyłaś i rozgrzałaś.- Znów mnie pocałował.
-Chciałabym.- Powiedziałam, uśmiechając się na myśl, że jego słowa mogły mieć wyczekiwany przeze mnie podtekst. Oby. 

                                                                   *****
Niniejszym oddaję pod opinię długo wyczekiwany drugi kawałek rozdziału. I od razu Was ucieszę, że będzie też trzeci, bo w tym za nic nie dałabym rady zmieścić wszystkiego, co chciałam napisać. Tak więc niebawem (oby!) ukaże się kolejna relacja z Polski, z IF i wrażeniami z pierwszego gigu Ellie. A także dalszymi jej rozmyślaniami na temat tego, co dzieje się w głowie Dziada.
Plus Shannon, bo wpadła mi do głowy zabawna rzecz z nim związana. 
Pozdrawiam wszystkich czytelników i dziękuję za cierpliwość :)
Yasssss.

21 komentarzy:

  1. Świetny i długi rozdział! Lubię to! Jak ja nie lubię jak ktoś zaczyna coś mówić, a potem się wycofuje... zamęczyłabym na śmierć chyba gdybym była na miejscu E. W kolejnym rozdziale to chyba czekam najbardziej na te momenty z Shannonem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared w tym opowiadaniu jest mistrzem niedomówień :) Ale wszystko i tak się na koniec wyjaśni. No, może nie wszystko, ale większość.
      Radosny moment z Shannonem będzie na samym początku, i mam nadzieję, że trochę się z niego pośmiejesz.

      Usuń
  2. świetny rozdzial, długi co mnie bardzo ucieszyło :) mam metlik w głowie, czy mi się wydaje, czy może na prawdę Jr jest trochę zakochany? mam nadzieję, że tak. nawet gdyby skończyło się tym, że to ellie zakończy ta farsę, to nie będzie mi go szkoda, zasłużył sobie (wiem, jestem okrutna :D) dobrze mi się to czytało, nawet bardzo. a więc pisz, pisz i jeszcze raz pisz! dużo weny i pomysłów ;) wierna czytelniczka, illian ;)
    xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O stanie uczuć Jareda możemy domniemywać, tak ja Ellie, która miota się pomiędzy pewnością, że jest kochana, i wątpliwościami we własne osądy. Prawdę zna tylko Leto, ale czy kiedykolwiek ją wyzna? Ich "związek" siłą rzeczy w pewnej chwili doczeka się końca, a czy będzie to koniec burzliwy i rozstaną się w złości, jeszcze się okaże.
      Zaczęłam już trzecią część rozdziału, to nietrudne, skoro mam w głowie rzeczy, których nie zmieściłam tutaj. Tak więc tym razem nie każę Wam długo czekać na kolejny kawałek.

      Usuń
  3. Widziałam wczoraj Twój wpis, że planujesz dodać rozdział, ale nie mogłam go już przeczytać, bo musiałam iść szybko spać. Nadrobiłam przed chwilą i czuję jednocześnie satysfakcję z tego, co nam zaserwowałaś, ale z drugiej strony ogromny niedosyt, bo jakoś tak mało dla mnie. Rozdział niby długi, ale przeleciał sama nie wiem kiedy.
    W głowie Ellie opisujesz Jareda jak zakochanego w niej faceta. To jak on zaczął się zachowywać wobec niej, ten dzisiejszy opis seksu, jego słowa mogłyby o tym świadczyć jasno i dobitnie. Ale mam wrażenie, że jednak nie o to chodzi. Ale jeśli nie o to, to o co? Co kieruje panem Leto, że nagle zaczął się starać? Że pokazuje jaka "ważna" stała się dla niego ta dziewczyna? Że gotów jest uchylić jej nieba tylko po to, by było jej dobrze?
    " -Nie masz wrażenia, że tak naprawdę dopiero teraz stanie się to po raz pierwszy?- Usłyszałam i poczułam, jak Jared napiera na mnie całym ciałem, zmuszając do obrócenia się na wznak." Po tym rozdziale mam jeszcze mocniejsze przekonanie, że chciałabym już koniec tego opowiadania tylko po to, by dowiedzieć się, co siedzi w głowie Dziada. Ellie pewnie chciałaby to wiedzieć jeszcze bardziej jak ja. Przy tym wszystkim on wydaje się taki szczery, taki prawdziwy , nie jak rozpuszczona gwiazdka, tylko facet, który chce być po prostu szczęśliwy.
    " -Nie.- Pocałował mnie w szyję, równie delikatnie jak wszystko, co ze mną tego wieczoru robił.- Będę się z tobą kochał, Ell. " Gdyby chodziło mu tylko o seks, nie powiedziałby tego. Bo niby dlaczego miałby się starać dla "dziwki"? Jaki miałby w tym cel? Z kolei jeśli chodzi o Ellie, coraz częściej wpada mi do głowy, że to ona już jest w nim zakochana albo na zajebistej drodze do tego. Tylko być może jeszcze to do niej nie dociera albo tak panicznie boi się tego, że wypiera to.
    Shannon swoim wyznaniem też mnie zaskoczył. Pierwszy raz powiedział coś, co nie kwalifikowało się do utarcia tej jego krzywej mordki. Tak poza tematem to nie widzę w nim nic seksownego, kiedy ma zbyt długą brodę ( a miewa za często) i te okropne długie włosiska. Nie pasują mu i koniec, ale widziałam gdzieś ostatnio, że się obciął, więc wygląda bardziej jak człowiek. Owszem ciało niczego sobie, tego nie można mu zarzucić, ale reszta... Do tego doliczyć jego "mądrość" ...
    Ogólnie rozdziałem rządzą przemyślenia, dialogów nie brakuje, ale myśli ponad wszystko. Myślę, że to też taki celowy Twój zabieg, by Twoi czytelnicy mieli nad czym głowy łamać. Kocha ją czy nie kocha? Kocha go czy nie kocha? O co tu chodzi? Plus dla Ciebie za treść. Pozdrawiam i życzę weny jak zwykle:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w sedno ze stwierdzeniem, że chcę dać Wam do myślenia. Wkręciłam w scenę łóżkową pewne słowa Jr, pytanie niby proste, ale zadane w sposób, który mógłby (!) świadczyć, że pyta o coś innego, niż zrozumiała Ellie.
      Jeśli chodzi o zachowanie Dziada, dziwne i wymowne, jego powód wyjdzie na jaw już niedługo. Jak pisałam gdzieś pod poprzednią częścią, zamierzam skrócić opis wspólnych wojaży do minimum, prawdopodobnie już po "Polsce" Ellie rozstanie się z Jaredem i wróci do domu. Zawsze przecież mogę przeskoczyć kilka dni, opisać je krótko oczami Ellie, a potem uderzyć.
      Nie mogę napisać więcej, żeby nie zdradzić, co trzymam w zanadrzu. Mam związane ręce ;) Jedno tylko mogę wyjawić: już niedługo doczekasz się nie tyle końca opowieści, ile rozstania głównych bohaterów. Po nim okaże się, czy w grę wchodziły uczucia, czy też Ellie udało się przed nimi obronić.

      Postaram się skończyć trzeci kawałek jak najszybciej, zważywszy na poważną awarię stacjonarnego kompa i konieczność dzielenia się z resztą rodziny notebookiem. Do tego dochodzi moja praca, w tym tyg. popołudniowa, więc tak naprawdę na pisanie mam czas jedynie rano, po odprowadzeniu córci do szkoły. Ale nic, jutro pc idzie do naprawy, może o weekendu go zrobią.

      Usuń
  4. Tak milutko się zrobiło - moje klimaty. ;- p Uwielbiam Jay'a w takim wydaniu. To strasznie urocze, że odpędza od swojej 'dziewczyny' braciszka. Plus dla niego za nazwanie młodej "Ell" - po za tym, że to bardzo ładne zdrobnienie, to jakoś spodobał mi się ten fragment. Jak już pisałam wcześniej, dla mnie Jr wpadł po uszy i zwyczajnie się boi do tego przyznać. Nie mogę doczekać tej zabawnej scenki z Shannonem. Pozdrawiam i życzę weny. ;- )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesz się klimatami, póki są, bo już niebawem wiatr przywieje ciemne chmury i skończy się sielanka. Nie nastąpi po niej godna melodramatu drama, nie będzie potoków łez, ale kilka poleje się na pewno. To tyle.
      Scenka z Shannonem będzie zabawna, może nie aż tak, bo w rezultacie najśmieszniej wyjdzie w niej Ellie, ale i starszy Leto pokaże, jak bardzo ma pusto w głowie. Mam nadzieję, że trochę Was rozbawią.

      Usuń
  5. O matko, co za mętlik.
    Tylko nie wiem czy w mojej głowie, czy w głowie Ellie 0.o
    Przyznaję sie bez bicia, że nie rozumiem kompletnie nic. Ani Jareda, który jest tajemniczy i... cholernie wieloznaczny. Ani Ellie, która chyba na siłę wmawia sobie jak to bardzo go nie kocha... Powtarza to jak mantrę.
    Hmmm... Coś mało Polski w Polsce haha :) Ale nie ważne, Polskę mam na codzień.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, bo aż mnie zęby swędzą żeby dowiedzieć się o co im obojgu tak właściwie chodzi...

    xx
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Im więcej Ellie myśli, tym bardziej się gubi, a wraz z nią Wy. Przyznam, że to właśnie jest urok pisania w pierwszej osobie, widzenia wszystkiego jej oczami, jakże czasem ślepymi lub omylnymi.
      Może dziewczyna jest zakochana, może nie, w każdym razie bez względu na to nie będzie jej lekko. Nie zapomina się podobnych przeżyć ot tak.
      Polski mało, fakt, ale póki co skupiłam się na pogmatwanych relacjach między parą głównych bohaterów. W trzeciej części spędzą większość czasu poza hotelem, więc trochę tej naszej Wawy będzie.
      W kolejnym co prawda jeszcze nie okaże się, o co w tym wszystkim chodzi, ale pewne "zajawki" się pokażą.

      Nawet nie próbuję wyobrazić sobie swędzenia zębów. To musi być okropne. Wystarczy, że po niektórych lekach swędzi mnie żołądek, co jest bardzo niemiłe.

      Usuń
  6. Mam mętlik w głowie. Kompletnie nie mogę zrozumieć Jareda, Ellie jest mniej skomplikowana. Ale Jared... Człowiek zagadka. Ciekawi mnie, co dalej z nim zrobisz.
    No i był mój Shannon! Uwielbiam go. Mam nadzieję, że potem będzie go więcej.
    Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared jest zagadkowy. Taki ma być. Ma swoje tajemnice, kocha niedomówienia, każe się domyślać, o co mu chodzi. Uwielbiam pokazywać go właśnie takiego. Choć realnego nie trawię, ten tutejszy bywa chwilami ujmujący.
      Shaaaanon :D Będzie, oj będzie...

      Usuń
  7. Przez cały rozdział przepłynęłam niesamowicie szybko, co jeszcze mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że obok tego opowiadania nie wolno przejść obojętnie. Masz tak niesamowicie dobry i lekki styl, opisujesz to wszystko z taką łatwością, ukazujesz nam te sceny tak niesamowicie wiarygodnie, że gdyby nie to, że jestem świadoma tego, że czytam tekst pisany, mogłabym próbować się oszukiwać, że oglądam dobry film. Jednym słowem autorem tego opowiadania jest osoba, która idealnie się do tego nadaje. Odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu ;) Ale nie tylko o tym miałam pisać.

    Bardzo obawiałam się tego spotkania z Shannonem. Wiem, że w towarzystwie Jareda nie pozwoliłby sobie na zbytnio nieprzyjemne docinki w stronę Ellie, ale jak potem przeczytałam, że młodszy Leto umożliwił im spotkanie sam na sam to aż zadrżałam. Wszyscy wiemy, jak wykreowany jest Shannon w tym opowiadaniu :D Plecie wszystko, co mu ślina na język przyniesie, wyraża swoje zdanie nie zastanawiając się czy odpowiednio ubierze to wszystko w słowa. I chociaż ja wiem, że do Shannona z Twojego poprzedniego opowiadania mu daleko (ja wiem, że po raz kolejny nawiązuje do tego, co już za nami,ale tam nie miałam okazji, a to właśnie przez Twoje\dzięki Twojemu opowiadaniu mam takie wyobrażenie o Shannonie, jakie mam :D) to pałam do niego wielką sympatią i wiem, że pod tą jego gruboskórnością kryje się dobry, wrażliwy człowiek :)
    Ta rozmowa Shannona i Ellie dała mi nadzieję, że teraz ich kontakty nieco się ocieplą, wiesz? Ja wiem, że Shannon jest tu nie przewidywalny, teraz mógł być dla niej miły, a następnym razem może wbić jej szpilę w plecy, ale chyba wolę pozostać przy myśli, że Shannon pojął, że Ellie nie jest typową laską, której zależy tylko na kasie, którą dostaje za hm... usługi, które świadczy, ale też jest zwykłą, normalną dziewczyną, która nie zdecydowała się na takie życie tylko z tych oczywistych dla facetów względów. Swoją drogą chłopcy zapewne nie raz bawili się z kobietami lekkich obyczajów, więc może stąd wziął się początkowy sceptyzm Shannona? Może zdążył już odkryć naturę takich kobiet, i dlatego zachowuje się tak a nie inaczej?
    Zauważyłam też, że podążam tym samym tokiem myślenia, jak Ellie :D Razem z Jaredem robicie nam niezłą sieczkę z mózgu, wiesz Yasmine? :D Mam wrażenie, że zaprosiłaś nas do jakiejś gry, w której metą jest odkrycie tajemnic Jareda. Przy każdym rozdziale wytężam swój mózg do granic możliwości, żeby rozgryźć w końcu tego podstępnego "Dziada", ale jak już jestem przy rozwiązaniu zagadki i pojawia się we mnie chęć krzyknięcia: "Eureka, już wiem o co chodzi" to pojawia się coś, co stopuje mój entuzjazm i tworzy nowe wątpliwości. :) Nie odbierz tego, proszę, jako coś, co mi się tu nie podoba! Wręcz przeciwnie. Jak dla mnie to dodaje dodatkowego uroku. No bo co to byłaby za przyjemność pisać o czymś, o czym czytelnik na dobrą sprawę już wie? :D Nie wielu osobom udaje się tak dobrze wykreować niektóre sytuacje jak Tobie. Z jednej strony dajesz nam to, co chcemy przeczytać, z drugiej tworzysz takie zdania, które karzą nam pomyśleć: "Kurczę, to chyba nie jest tak oczywiste jak mi się wydawało."
    Gdyby nie Twoja odpowiedź pod moim poprzednim komentarzem, nadal łudziłabym się, że odkryłam zagadkę Jareda, że jednak będzie tu jeden wielki Happy End :D Nie przyjmowałabym do siebie tych wszystkich wątpliwości, bo czekałabym tylko na to, co sobie wymarzyłam. Teraz rozważam już więcej opcji zakończenia tej historii, co z jednej strony jest dobre, z drugiej złe dla Ciebie, bo musisz przebrnąć jakoś przez te wszystkie moje "nadinterpretacje" i wymysły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcówce rozdziału jest właśnie to, o czym wcześniej pisałam. Ten Jared, który niby nie jest skłonny do miłości, przepełniony jest w tym rozdziale tyloma uczuciami, że niemal zapomniałam, jaki był, gdy poznał Ellie. I jak tu, droga Yasmine, nie pomyśleć, że jego postanowienie o tym, że się nie zakocha poszło w las? Szczególnie po tych wszystkich słowach typu: „Nie masz wrażenia, że tak naprawdę dopiero teraz stanie się to po raz pierwszy?” albo „Nie będę cię pieprzył, Ell (…) Będę się z Tobą kochał” Jak my tu mamy nie pomyśleć, że coś się zmienia? :D
      Jared to jedna wielka zagadka. I chociaż wiem, że tak jak to Ellie powiedziała, uchodzi za gruboskórnego i zimnego faceta, to przecież każdy marzy o tej pięknej miłości na temat której rozpisują się już od początku istnienia świata. Jared na pewno też chwilami myśli, jak wyglądałoby jego życie, gdyby znalazł tą odpowiednią połówkę, więc może stąd właśnie te jego niektóre teksty, które dają nam nadzieję na inny koniec :D
      Oczywiście musiałam podzielić swoją wypowiedź na dwie części. Jakoś nie umiem nigdy pisać krótkich komentarzy, zawsze chcę się w pełni podzielić z autorem tym, co czułam podczas czytania jego tekstu, więc mam nadzieję, że jakoś przez to przebrnęłaś :)
      Z niecierpliwością czekam na kolejną część dotyczącą IF i Polski! Jestem bardzo ciekawa, co tym razem dla nas przygotujesz! :)

      Pozdrawiam gorąco! :*

      Usuń
    2. Dziękuję, i nie przejmuj się, uwielbiam długie komentarze.
      Gra? Być może w pewnym sensie to opowiadanie i sposób, w jaki przedstawiam kolejne sytuacje można porównać do gry. Tym bardziej, że ja znam rozwiązanie, a Wy krążycie w kółko, wcale się do niego nie zbliżając. Niedobra ja, mam zawsze uśmiech na twarzy w momencie, gdy czytam Wasze przypuszczenia na temat powodów, dla których Jr jest, jaki jest. Dowiecie się w odpowiednim czasie, już niedługo, choć podejrzewam, że nawet wtedy pozostanie sporo wątpliwości.
      Nie mogę napisać zbyt wiele na temat Jareda, więc przejdę do jego słooodkiego brata. Shannon, mój pupilek, rzeczywiście coś tam zrozumiał. On zna dziwki niejako od podszewki (gdzieś na początku Jr mówi, że Ellie jest jego pierwszą), ma więc wyrobione zdanie na ich temat. Można powiedzieć, że do Ellie podchodził z dystansem i stereotypową opinią, i dopiero zaczyna ją poznawać. Może okazać się, że całkiem zmieni swoje podejście, choć nadal pozostanie prostakiem. Gdzieś na początku kolejnej części znów zabłyśnie, nie wiem, czy pozytywnie, ale na pewno tak, że nikt się tego nie spodziewa, a już najmniej Ellie.
      Nieee, nie powie, że się w niej "zabujał", on chyba nie ma uczuć głębszych niż te, które odbiera jego, ten tam, no... Choć masz rację pisząc, że każdy w głębi ducha marzy o wielkiej miłości. Pytanie tylko, czy w tym opowiadaniu ktokolwiek ją dostanie.
      Kurczę, chciałabym napisać coś jeszcze, ale tym samym mogłabym zdradzić szczegóły, które mogłyby naprowadzić kogoś na trop. Tak więc cicho, sza.

      Również pozdrawiam :)

      Usuń
  8. Chcę wiecej. Jak najszybciej :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, ale od razu mówię, że mam mało czasu, więc piszę po troszkę w wolnej chwili. Komputer w naprawie, notebook jeden na całą rodzinę, praca od 13...

      Usuń
  9. omg, ale świetny rozdział asdbsajfbgfjdkdddgjkbreugbkfdgbjkdafzgkbjdngbs
    kiedy możemy sie spodziewać następnego? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziś wrócił z serwisu mój stacjonarny, więc nie mam już takiego ograniczenia, jeśli chodzi o dostęp do bloga. Rozdział pewnie ukaże się najpóźniej na weekend. Spory kawałek już mam, ale jeszcze trochę przede mną. Głównie IF, którego opis mnie przeraża. Nie widzę nic szczególnego w uganiającym się po scenie, żałośnie stękającym Dziadu, ale moja Ellie ma być pod wrażeniem, więc muszę spróbować wczuć się w jej postać i wpaść w zachwyt. Nie zawsze mi się to udaje, jeśli więc opis będzie niezbyt zadowalający, to trudno.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  10. Aaaaaa ! Boski blog! Nie no, tak się wkręciłam, że cały dzień czytałam twojego bloga! Dodaje do polecanych i zapraszam do mnie:D
    http://ostatnitaniec.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Jak tylko się ogarnę, zajrzę do Ciebie. Akurat staram się dokończyć trzecią część rozdziału, niewiele zostało, więc jeszcze przed snem zamieszczę. Może potem uda mi się napisać kolejny przed końcem roku, ale nie obiecuję. Coś cieniutko u mnie ostatnio ze skupieniem się na blogu, może dlatego, że utknęłam na trasie. Pewnie ruszę, jeśli zrezygnuję z opisywania kolejnych koncertów, bo nawet IF mnie przerasta. Dziadu jest żałosny na żywo ;)

      Usuń