czwartek, 14 listopada 2013

Polska, część I.

Krótka notka na wstępie: 
1. IF będzie w drugiej części.
2. Zachowanie fanów/fanek Marsów wzięłam z kosmosu, dopasowując je do akcji. Nie wzorowałam się w opisach na niczym, poza własną wyobraźnią, więc jest wyssane z palca tak samo, jak cała opowieść. 
A teraz zapraszam do lektury. 



Siedząc przy oknie, za którym powoli przemieszczali się goście i mieszkańcy kolejnego europejskiego miasta, trzymałam w dłoniach delikatną figurkę aniołka, którą kupiłam w Londynie w jednym ze sklepików z pamiątkami w pobliżu hotelu. Byłam wtedy na spacerze, sama, i zerknąwszy na mijaną wystawę zatrzymałam się, oczarowana niewielkim bibelotem. Stałam i patrzyłam na aniołka, nie mogąc zrobić kroku. Miał zwieszone w dół skrzydła, opuszczoną głowę i długie brązowe włosy, zasłaniające rysy twarzy. Wyglądał na bezradnego, zrezygnowanego, jakby poddał się po walce, którą przegrał. Jakby walczył sam z sobą, z myślami... albo z uczuciami, które nim targały. Tak bardzo przypominał mi "mojego" Leto, że musiałam go mieć. Kosztował 50 dolarów, dużo, ale pieniędzy miałam dość: dostałam je od Jareda po śniadaniu, zjedzonym w jego apartamencie, nim wybył z resztą towarzystwa "pozałatwiać parę spraw". Ja musiałam zostać: nie było dla mnie miejsca ani w samochodzie, ani tam, gdzie jechali poudzielać wywiadów czy coś w tym stylu. Nie słuchałam, wyłączyłam się zaraz po tym, jak Jr powiedział, że bardzo mu przykro, ale wspólnego zwiedzania nie będzie. Zamiast wyczekiwanej wycieczki dostałam zwitek banknotów i radę, by wziąć sobie taksówkę i kazać się zawieźć w najciekawsze miejsca.
Nie skorzystałam z propozycji. Zamiast tego wyszłam na spacer, krążąc wokół hotelu, a jedyną rzeczą, na którą wydałam część pieniędzy, był właśnie aniołek. Resztę kasy oddałam Jaredowi.
To było wczoraj, a dziś, po przylocie do Warszawy popołudniowym lotem, siedziałam w poczekalni na lotnisku i próbowałam nie dać się pokonać przygnębieniu. Nawet nie powinnam, bo wiedziałam przecież, że przez większość czasu będę musiała trzymać się od Jr z daleka. Zgodziłam się na to, ale nie byłam przygotowana na łączące się z tym poczucie, że jestem tu zupełnie niepotrzebna. Jared ignorował mnie całkowicie, jakbym była powietrzem, albo jednym z bagaży. Nie zamienił ze mną słowa, odkąd kilka godzin temu ruszyliśmy na lotnisko w Londynie. W samolocie miałam osobne miejsce, gdzieś z tyłu kabiny, ale Jr nie podesłał nikogo z pytaniem, czy wszystko u mnie w porządku, czy czegoś nie potrzebuję. Rozumiałam, że jest zajęty, ma na głowie masę spraw, bo praktycznie właśnie zaczynał pracę już na serio, ale... Jedno słowo, gest czy nawet skierowany do mnie uśmiech nie mogły kosztować go tak wiele, by nie mógł poświęcić mi minutki swojego drogocennego czasu. Nic nie poradzę na to, że sprawił mi tym przykrość i miałam do niego żal. Byłam człowiekiem, miałam uczucia. Nawet, jeśli nie łączyło mnie z nim nic silniejszego, to do cholery, pieprzył mnie, a to mimo wszystko do czegoś zobowiązywało. Nie płacił mi za to, że z nim pojechałam, zrobiłam to z własnej woli, więc uważałam, że należy mi się odrobina zainteresowania także poza chwilami, gdy nabrał ochoty na seks.
Muszę z nim o tym porozmawiać, postanowiłam. Wiedziałam, że będę mieć ku temu okazję dosyć szybko: byłam na lotnisku sama. Reszta ekipy pojechała do hotelu, a ja, pod wpływem impulsu i z czystej ciekawości, czy ktoś zareaguje odpowiednio wcześnie, zostałam. Tkwiłam tu już prawie godzinę, patrząc w okno i zastanawiając się, czy nie popełniłam błędu, zgadzając się na wyprawę do Europy.
Wróć: i tak pewnie musiałabym na nią pojechać, choć wtedy nie byłabym tak przystępna i w gruncie rzeczy zadowolona, jak byłam po przylocie do Londynu.
Tak więc siedziałam, obserwując zapadający zmierzch, i czekałam. Musiałam wyglądać ciekawie w hali przylotów, przez którą przewijali się coraz to nowi ludzie, skulona na krzesełku w kącie, z nogami opartymi o walizkę. I z aniołkiem-Jaredem w ręce. Aż dziwne, że nikt jeszcze do mnie nie podszedł, nie spytał, co robię w tym miejscu przez tak długi czas. Przypuszczam, że w Stanach już siedziałabym gdzieś, przesłuchiwana przez policję, a mój bagaż byłby skrupulatnie przetrząśnięty w poszukiwaniu bomby albo narkotyków. Widocznie tu, w Europie, ludzie byli mniej czujni.
Ukryty w mojej kieszeni telefon ożył, zaczął wibrować i rozśpiewał się głośno, zwracając uwagę kilku czekających na kogoś osób. Wyjęłam aparat i zerknęłam na wyświetlacz: numer dzwoniącego był zastrzeżony. Ach tak, Jr.
-Słucham?- Powiedziałam ostrożnie od słuchawki, przyjmując postawę obronną, z mocnym postanowieniem, że nie przyznam się, iż specjalnie nie poszłam za ekipą do samochodu.
-Czy możesz mi powiedzieć, gdzie jesteś?- Słodki, jedwabisty głos z drugiej strony świadczył o tym, że Jared jest ostro wkurwiony.
-Tam, gdzie mnie zostawiliście. Na lotnisku.- Gdy tylko go usłyszałam, cały żal o to, że Jr mnie ignorował, wrócił w asyście rozczarowania nim i życiem w ogóle. Złość, którą czułam w pierwszej chwili, pierzchnęła jak przestraszony ptak. Teraz byłam tylko zmęczona, zagubiona, głodna, zmarznięta i przestraszona.
-Gdzie?- Powtórzył, jakby nie dosłyszał za pierwszym razem.
-Na pieprzonym lotnisku, bo wy pojechaliście sobie do hotelu i nikt nawet się nie zainteresował, czy ja też pojechałam!- Wybuchnęłam, prawie krzycząc do słuchawki płaczliwym tonem.- Nie mam pieniędzy, nie mam twojego numeru, żeby zadzwonić, a nawet, jakbym go miała, to bym nie zadzwoniła, bo kupiłeś mi pieprzoną kartę, której się nie da doładować! Nie wiem nawet, w którym hotelu się zatrzymałeś.- Ściszyłam głos, widząc że wzbudzam niezdrową sensację. Ludzie przyglądali mi się z ciekawością, jakbym miała na czole trzecie oko. Odwróciłam się do nich plecami.- Jared, przez godzinę mieliście mnie głęboko w dupie, wszyscy, z tobą na czele.- Dodałam spokojniej, choć czułam, jak drży mi broda. Nawet nie wiedziałam, że jestem tak zdenerwowana i rozbita.
-Nie ruszaj się z miejsca, Eleanor, zaraz ktoś po ciebie przyjedzie.- Uslyszałam zduszone warknięcie Jr, a po sekundzie połączenie się urwało.
"Eleanor". Był na mnie zły. Więc to moja wina, że mnie olali. Pominęłam fakt, że schowałam się za grupką turystów po to, żeby zostać na lotnisku, bo zrobiłam to, by sprawdzić, kto będzie mnie szukał. I co z tego, że prawie od razu pożałowałam własnego pomysłu testowania czujności Jareda? Że siedziałam jak trusia, bojąc się zaczepki ze strony obcych, w obcym kraju, nie znając języka? Że przerażała mnie perspektywa szukania pomocy u przedstawicieli naszych linii lotniczych, ustalanie, gdzie zatrzymała się ekipa, i prośba, by ktoś ich zawiadomił, że się zgubiłam? Ja się mogę bać, ważne, żeby Leto nie musiał się wkurzać. A najlepiej, gdybym snuła się za ekipą jak pies na sznurku, i czekała, kiedy pan będzie mnie potrzebował.
Z naburmuszoną miną wpatrzyłam się w okno, odprowadzając wzrokiem każdy mijający terminal samochód. Domyślałam się, że Jr wyśle po mnie taksówkę, więc podrywałam się za każdym razem, gdy jakaś zatrzymywała się w pobliżu. A jednak dałam się zaskoczyć, i to bardzo: w pewnej chwili ktoś chwycił mnie za ramię, strasząc tak, że podskoczyłam, omal nie upuszczając aniołka. W ostatniej chwili złapałam go rozpaczliwie, nim zsunął mi się z kolan.
-Zbieraj się.- Usłyszałam rzucone pospiesznie słowa i obejrzałam się, zdumiona. Nie spodziewałam się, że Jared osobiście się po mnie pofatyguje, ale był tu, choć z daleka pewnie bym go nie poznała. Ubrany w za szeroką dżinsową kurtę, z nasuniętą nisko na czoło czapką z daszkiem, dodatkowo przykrytą kapturem dresowej bluzy, wyglądał jak jakiś menel, choć ubranie miał zbyt czyste, jak na żebraka.- Ellie, zaraz dostanę mandat, zaparkowałem na zakazie.- Nie czekał ma moją reakcję, złapał rączkę walizki i ruszył do wyjścia.
Potruchtałam za nim.
-Przyjechałeś sam?- Spytałam, doganiając go przy drzwiach zakurzonego samochodu nieznanej marki.- Znasz miasto?
-Byłem tu już wcześniej.- Wrzucił mój bagaż na tylne siedzenie i otworzył przede mną drzwi pasażera.- Wsiadaj.- Zabrzmiało to bardziej jak rozkaz, niż prośba.
Wśliznęłam się do środka i zapięłam pas, wodząc wzrokiem za obchodzącym pośpiesznie maskę Jr. Każdy jego ruch był energiczny, przepełniony nerwowością, i domyślałam się, że trochę potrwa, nim mu przejdzie. Zdjął kaptur i czapkę, po czym rzucił ją na tył z taką siłą, że odbiła się od szyby i spadła na podłogę.
Ja też byłam podminowana i miałam ochotę wyrzucić z siebie wszystko, co mnie gniotło. Do ostatniej, najdrobniejszej sprawy. Powiedzieć jak źle się czuję, będąc zawadzającym wszystkim piątym kołem u wozu.
Wyznać, jak przykro mi jest, gdy on sam prześlizguje po mnie wzrokiem, jakbym nie istniała.
Nie odezwałam się jednak, zamiast tego obróciłam się do okna, niewidzącym wzrokiem patrząc na rozświetlone latarniami ulice. Obraz rozmywał mi się przed oczami i dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że są pełne łez. Wytarłam je dyskretnie: za nic nie rozkleję się przed Jaredem, nie pokażę, że boli mnie jego zachowanie. Jeśli sam nie da mi powodów, nie usłyszy ode mnie słowa skargi.
-Ellie, jak doszło do tego, że zostałaś?- Spytał po dobrych paru minutach, odkąd ruszyliśmy sprzed lotniska. Wydawał się już spokojniejszy.
-A czy to ważne? Zagapiłam, się, ktoś mnie zatrzymał, szukałam czegoś w walizce... Wybierz sobie, co ci bardziej pasuje.- Odparłam beznamiętnie.- Nawet jeśli to była moja wina, ważne, że gdy dotarłam do wyjścia, was już nie było.- Spojrzałam na niego z ukosa, mając nadzieję, że nie zauważy moich lśniących oczu.- Cieszę się, że znaczę dla ciebie tak dużo, byś już po godzinie zauważył moje zniknięcie. Byłam pewna, że spostrzeżesz moją nieobecność dopiero w łóżku.- Dodałam z sarkazmem.
-Emma miała cię pilnować. -Burknął, potem zacisnął na moment usta w wąską kreskę.- Będę musiał z nią...
-Fajnie jest zrzucić na kogoś wszystko i mieć w dupie?- Przerwałam mu, czując powracającą złość.- To może jeszcze każ jej wyprowadzać mnie o określonej godzinie, wszczepić mi chip i dbać, żebym nie miała pustej miski. I wszyscy będą żyć długo i szczęśliwie, a głupia Ellie więcej się nie zgubi i nie trzeba będzie obdzwaniać schronisk, żeby ją znaleźć!- Prawie wykrzyczałam mu to w twarz.
-Ellie, nie...
-A właśnie, że tak!- Nie miał szans dokończyć, i nawet nie obchodziło mnie, co chciał powiedzieć.- Żebyś wiedział, że czuję się w tej chwili podle, bo razem ze swoją świtą potraktowałeś mnie właśnie jak psa.
-Ellie...
-Och, zamknij się, Jared. Ignoruj mnie dalej, jak robiłeś to od rana. Nie wymagam, żebyś coś udawał, jak jesteśmy sami.- Machnęłam lekceważąco ręką, choć zachowanie spokoju wiele mnie kosztowało.- A jak będziesz chciał mnie przelecieć, po prostu poproś Emmę, żeby wyszła na kilka minut na korytarz, a potem wróć do swoich spraw. Mną się nie przejmuj.- Skończyłam mówić i znów odwróciłam się od niego, woląc nie widzieć, jaką ma minę.
Wiedziałam, że zachowuję się żałośnie, robiąc scenę, ale jakoś mnie to nie obchodziło, tym bardziej, że nie miałam nic do stracenia: co najwyżej moja wycieczka skończy się tu i teraz.
Jechaliśmy dłuższą chwilę w milczeniu, ciszę mąciły jedynie kolejne polecenia, wydawane pozbawionym wyrazu głosem, dobiegającym z zamontowanego na desce rozdzielczej GPS. Potem usłyszałam coś jeszcze: cichy śpiew. W pierwszej chwili myślałam, że to gdzieś na zewnątrz, potem zdałam sobie sprawę, że to Jr nuci pod nosem jakąś piosenkę. Wsłuchałam się w jej słowa, obracając się do niego twarzą. Wpatrywał się w drogę przed sobą, jakby nieobecny duchem.
...Don't ask too much, just say
'Cause this is just a game

It's a beautiful lie
It's the perfect denial
Such a beautiful lie to believe in
So beautiful, beautiful lie makes me

Everyone's looking at me
I'm running around in circles, baby
A quiet desperation's building higher
 I've got to remember this is just a game...
Urwał i spojrzał na mnie z namysłem.

-Strasznie bywasz kłopotliwa, Ellie.- Powiedział w końcu, skręcając na hotelowy parking. Zatrzymał się na jednym z wolnych miejsc i sięgnął po coś do kieszeni.- Idź i zamelduj się, masz rezerwację na siebie.- Włożył mi w dłoń kartę magnetyczną.- Weź swój klucz i idź z nim do mojego pokoju, czwarte piętro, numer 199.- Spojrzał przez szybę w stronę wejścia do budynku, gdzie krążyło kilka młodych dziewczyn.- Dołączę do ciebie za parę minut. Idź.- Rozpiął mi pas, otworzył drzwi i prawie wypchnął mnie na parking.- Pospiesz się, lepiej, żeby nie widzieli nas razem.
-Kto?- Spytałam, nic nie rozumiejąc.
-Fani. Od wyjścia z lotniska nie odstępują nas na krok. Dlatego nie mogłem... Później o tym porozmawiamy. Idź. Wezmę walizkę.- Machnął niecierpliwie ręką.
-Jasne, nie mogłeś.- Prychnęłam.- Paszport.- Sięgnęłam nad siedzeniem i wyjęłam z walizki plecaczek z dokumentami.
-Ellie.- Jr złapał mnie za rękę i zatrzymał, nim wysiadłam.- Przepraszam.
-Już to kilka razy słyszałam.- Mruknęłam, choć opanowało mnie coś, co od biedy mogłam brać za radość z wygranej, okupionej lekkimi wyrzutami sumienia. Te jednak szybko uciszyła złość o to, że zostałam tak dobitnie zlekceważona.- I wiesz co? Powoli zaczyna mi zwisać, czy ktoś zobaczy mnie w twoim towarzystwie, czy nie. Ja w każdym razie umiałabym się z tego wytłumaczyć.- Spojrzałam mu prosto w oczy.- Zaczynam myśleć, że ty się mnie po prostu wstydzisz, Jared, skoro nawet nie odzywasz się do mnie między obcymi i każesz iść za sobą w takiej odległości, jakbym na czole miała wypalone piętno kurwy. Założę się, że prędzej przybijesz piątkę swoim gorącym fankom, niż rzucisz mi publicznie krótkie "cześć".- Powiedziałam to, co w tej chwili myślałam, pełna żalu i rodzącego się powoli buntu.- A tego nie chcę, zbytek łaski.- Rzuciłam mu na kolana kartę do drzwi jego pokoju.
Z plecakiem w jednej i aniołkiem w drugiej ręce poszłam do hotelu, w drodze obojętnie przyglądając się grupce dziewczyn. Wszystkie wyglądały na młodsze ode mnie i na tyle zdesperowane, by czekać przed wyjściem Bóg wie ile, byle tylko spotkać się ze swoimi idolami. Na ubraniach miały naszyte bądź narysowane symbole zespołu, nosiły "marsową" biżuterię i ozdoby.
Rozmawiały o czymś tym swoim śmiesznym językiem, który słyszałam już na lotnisku, ale zamilkły, gdy tylko się zbliżyłam. Zmierzyły mnie krytycznym wzrokiem, najwyraźniej oceniając, potem wróciły do rozmowy. Najwyraźniej nie byłam na tyle interesująca, by zająć czyjąkolwiek uwagę na dłużej, niż mgnienie oka.
-Ellie!- Wołanie od strony parkingu zatrzymało mnie w pół kroku. Obejrzałam się za siebie, zdziwiona na widok Jr, spieszącego w moją stronę z jawną desperacją w każdym ruchu. Znów miał na sobie tę śmieszną, za dużą kurtkę, ale tym razem nie chował twarzy pod kapturem i czapką.
Spojrzałam na dziewczyny: wpatrywały się w Jareda wielkimi oczami, zamarłe jak posągi, jakby zobaczyły biblijny gorejący krzew, a nie faceta z walizką na kółkach.
Wróciłam wzrokiem do niego, nie bardzo rozumiejąc, co się dzieje. Chwilę wcześniej gotów był wykopać mnie z samochodu z obawy, że ktoś zobaczy nas razem, a teraz sam pędził za mną, nie zważając na to, że ma publiczność. Wydawał się nawet nie zauważać wgapionych w siebie, zaszokowanych jego obecnością dziewcząt, choć jego mina daleka była od zachwytu.
Zmarszczyłam lekko brwi, posyłając mu tym samym nieme pytanie: CO SIĘ DO, CHOLERY, STAŁO?
-Czekaj...- Podszedł, a właściwie podbiegł i zatrzymał się krok przede mną. Zerknął na fanki i stanął plecami do nich.- Masz rację, a ja dałem ciała.- Powiedział cicho, wyciągając do mnie rękę, w której trzymał kartę magnetyczną.- Weź ją. Proszę.- Nie odrywał ode mnie pełnego napięcia wzroku.- Proszę.- Powtórzył, gdy wahałam się, co zrobić.
Znów spojrzałam na dziewczyny, pewna że gorączkowo wyciągają z kieszeni telefony z zamiarem zrobienia nam kilku fotek, ale one nadal stały jak skamieniałe. W sumie im się nie dziwiłam, pewnie sama stałabym jak kołek, gdyby nagle pojawił się przede mną Andrej Pejic, na dodatek robiąc scenę z jakąś laską.
-Ellie, proszę.- W tonie, jakim Jr się odezwał, nie było śladu zniecierpliwienia.- Nie melduj się, idź do mojego pokoju, za chwilę do ciebie dołączę, tylko dam autografy.
-Dobrze.- Odebrałam od niego kartę.
-Dziękuję.- Uśmiechnął się wdzięcznie, i wydawało się, że było to naprawdę szczere.
Zostawiłam go przed hotelem i z mieszanymi uczuciami poszłam szukać numeru 199.
Pokój nie był tak komfortowy jak ten, który Jr wynajął sobie w hotelu w Londynie. Mniejszy i bez salonu, wydawał się całkiem przytulny. Oczywiście już było widać ślady pobytu pana Leto: tu i tam walały się jego rzeczy, jedna z walizek była otwarta, na podłodze przy łóżku leżało kilka par butów a na pościeli włączony laptop.
Klęknęłam na podłodze, z ciekawością zaglądając w monitor komputera. Nie miał włączonego wygaszacza, więc od razu zauważyłam otwartą przeglądarkę z kilkoma stronami. Nic interesującego, jakieś fora, sklepy internetowe czy podobne głupstwa. Nic osobistego do podejrzenia poza Twitterem, ale jego nie mogłam ruszyć. Gdybym chciała zajrzeć choćby w listę obserwowanych, zniknęłaby cyfra z oczekującymi na przeczytanie tweetami.
Zostawiłam komputer w spokoju i usiadłam w jedynym w pokoju fotelu, ustawionym pod jednym z okien. Domyślałam się, że czeka mnie rozmowa z Jaredem, ale nie umiałam domyślić się, jaki będzie jej przebieg. Stawiałam na kłótnię, dlatego też wolałam nie rozgaszczać się jak u siebie i być gotowa do wyjścia w razie, gdyby zrobiło się nieprzyjemnie. A mogło tak być, bo zamierzałam poważnie rozmówić się z Jaredem i przedstawić mu swoje stanowisko, nie dając się obłaskawić byle czym. Cały incydent z pozostaniem na lotnisku dał mi do myślenia i obnażył przykrą prawdę: dla ludzi, z którymi podróżowałam, byłam nikim. A skoro tak, nie widziałam sensu w pozostaniu tam, gdzie nikt i tak mnie nie zauważał. Nawet mimo tego, co zrobił Jared przed hotelem, bo dla mnie była to zwykła pokazówka. Coś na otarcie łez i zamknięcie mi buzi.
Czekanie dłużyło mi się w nieskończoność, choć stojący na szafce zegar twierdził z całą stanowczością, że od momentu, gdy siadłam w fotelu minęło ledwie pięć minut do chwili, gdy drzwi otworzyły się, wpuszczając Jr.
-Pozwoliłem sobie zamówić kolację, pewnie jesteś głodna.- Powiedział beztroskim tonem, stawiając moją walizkę obok swoich.- I wycofałem twoją rezerwację, nie ma sensu zajmować pokoju, który pozostałby pusty.- Zdjął kurtkę i zrzucił buty, które leżały na środku pokoju jak wątpliwej urody ozdoba. Nie pierwszy raz zauważyłam, że czasem Jr bywał strasznym bałaganiarzem, szczególnie poza domem. W Londynie też jego pokój przypominał lokum nastolatka, rozrzucającego ubrania byle jak i byle gdzie. Ale tu nie miałam zamiaru ich po nim sprzątać i składać w szafie czy walizce.
-Owszem, jestem głodna. Nawet bardzo.- Odparłam, nie ruszając się z fotela i nie spuszczając z Jareda wzroku. Widziałam, że mimo pozornego luzu jest zakłopotany, poznawałam to po jego ruchach, po tym, jak oblizywał usta, nie patrząc na mnie, po tym, jak krążył po pomieszczeniu, jakby nie mógł znaleźć sobie miejsca.
-Strasznie mi przykro z powodu całej tej sytuacji.- Powiedział po dobrej chwili.
-Nie tylko tobie.- Przyznałam.- To, co nazywasz sytuacją, aż nadto dowiodło mi, jakie naprawdę zajmuję miejsce w twojej hierarchii.- Poprawiłam się w fotelu, zakładając nogę na nogę. Nadal byłam w pełni ubrana, nie zdjęłam nawet kurtki, choć było mi w niej za ciepło.
-Byłem zajęty.- Jr usiadł na wprost mnie, mówiąc z naciskiem.- Ellie, nie miałem chwili dla siebie od wyjścia z lotniska. Fani…
-Wsiedli z wami do samochodu?- Przerwałam mu.
-Nie…
-Więc miałeś chwilę.- Skwitowałam.- Jared, nie chodzi już nawet o to, ale o ogół. Olałeś mnie, i to było bardzo niemiłe. Wszyscy mnie olaliście. O ile potrafię zrozumieć resztę, bo mnie nie lubią, o tyle nie rozumiem ciebie.
-Tam zaraz: nie lubią.- Burknął z nadętą miną.
-No przecież, uwielbiają mnie tak, że nie mają śmiałości do mnie zagadać, ba, nawet odwrócić się i zobaczyć, gdzie jestem.- Rzuciłam z sarkazmem.- Dobrze, na to nie masz wpływu, rozumiem.- Dodałam szybko, żeby nie myślał, że winię go i za to. Tak nie było. Nie mógł nikomu nakazać, żeby zapałał do mnie sympatią.
-Ellie, przecież sama chciałaś, żeby nic nie wyszło poza cztery ściany. Doskonale pamiętam, ile razy mówiłaś, że nie chcesz, by twoi znajomi i rodzina dowiedzieli się, z kim się widujesz.- Jr pochylił się do mnie, opierając  łokcie na kolanach. Rękawy jego koszuli podjechały w górę, odsłaniając ciemne włoski, rosnące na jego przedramionach. Ten widok odrobinę mnie rozproszył i poczułam złość na siebie o to, że w chwili, gdy chcę doprowadzić pewne sprawy do porządku, zaczynam myśleć nie tą częścią ciała, którą trzeba.
-Dobrze, i nadal nie chcę, żeby rozeszły się jakieś plotki na mój temat, ale do cholery, żebyś nie mógł poświęcić mi minuty? Nawet zadzwonić? Tak wiele cię to kosztuje? Co by się stało, gdybyś po prostu wyjął swój cholerny telefon i zadał mi jedno cholerne pytanie: wszystko w porządku, Ellie?
-Emma miała…
-Tak? Emma miała?- Złość zaczęła górować we mnie nad resztą emocji.- Skoro wysługujesz się nią we wszystkim to poproś ją, żeby wyręczała cię też w łóżku.- Zwinęłam dłonie w pięści.- Jared, chcę wracać do Stanów.- Powiedziałam wreszcie to, co chciałam powiedzieć od samego początku.- I bardzo proszę, żebyś mi tego nie utrudniał. Żadnych gierek, robienia czegoś za plecami, blokowania czeku, unieważniania biletów na samolot, czegokolwiek.- Starałam się być stanowcza, ale przy ostatnich słowach coś ścisnęło mnie w gardle i zapiekło w kącikach oczu. Przygryzłam wargę, nie chcąc ulec nagłemu smutkowi, który uderzył we mnie jak silny wiatr w nadłamane drzewko.
Jr patrzył na mnie z niedowierzaniem i czymś, co mogłam wziąć za lekki szok. Widocznie nie spodziewał się, że postanowię coś tak drastycznego.
-Przecież się umówiliśmy.- Odezwał się dziwnie zduszonym głosem.- Mamy układ, mamy umowę, coś, co zobowiązuje.
-Umowa jest ściemą, układ przestał być ważny w momencie, gdy pierwszy raz mnie… zapiąłeś. Od tamtej chwili nie mam obowiązku robić nic z rzeczy, które robię.- Przypomniałam mu.- Nie rozumiesz, że jestem tu, bo sama chciałam tu być? Fakt, być może zmusiłbyś mnie do tego swoim genialnym posunięciem z zablokowaniem czeku, ale mimo to decyzja, by z tobą jechać, wyszła ode mnie. A teraz chcę wracać, bo choć sfinalizowaliśmy umowę, nadal traktujesz mnie jak dziwkę, którą po numerku można odesłać do kąta.
-Ja cię traktuję jak dziwkę?- Jared poderwał się z miejsca tak niespodziewanie, że mimowolnie skuliłam się w sobie, przestraszona.- Myślisz, że przedstawiłbym własnej matce dziewczynę, którą uważam za dziwkę?- Dwoma krokami podszedł do okna, przez co znikł mi z pola widzenia. Obróciłam się w fotelu, nie chcąc tracić go z oczu.- Wydawało mi się, że dobrze się razem bawimy, jeden głupi incydent i zaczynasz pieprzyć głupoty.- Uderzył dłońmi w parapet i obrócił się do mnie.- Przeprosiłem, przyznałem, że postąpiłem źle, złamałem zasadę, którą wspólnie ustaliliśmy, rozmawiając z tobą w miejscu publicznym i na oczach ludzi dając ci klucz od pokoju. Mało? Nagle poprzewracało ci się w głowie i zamarzyło, żeby zaczęli się na nasz temat rozpisywać?- Nie podnosił głosu, ale nie musiał krzyczeć, żebym widziała, jak bardzo jest wzburzony. Zupełnie nie rozumiałam, dlaczego reaguje na moje słowa taką złością. Skoro tylko „dobrze się razem bawiliśmy” powinno być mu obojętne, jak długo to potrwa. To tylko seks, a żaden nie mógł być tak zajebisty, żeby Jr zachowywał się, jakby ktoś wyrwał mu ziemię spod stóp. A tak właśnie wyglądał.- Czego ty w ogóle chcesz, Ellie? Tego, żebym…- Przerwał mu nagły dzwonek telefonu. Prawie wyrwał go z kieszeni i omal nie upuścił, ale złapał pewnie i odebrał.- Co znów?- Warknął do słuchawki, patrząc na mnie.  Słuchał przez chwilę.- Wiem. Jutro o tym pogadamy, Emmo. Pamiętam. Mam wszystko zapisane. Jutro, dobrze?- Wyrzucał z siebie słowa, najwyraźniej nie dając rozmówczyni dokończyć żadnego zdania.- Emmo, wiem, wszystko mam w terminarzu.- Zaczął się niecierpliwić.- Emmo, do cholery, jutro! Nie, nie będę rozmawiał i niczego ustalał, bo muszę obłaskawić swoją dziewczynę, żeby ze mną nie zerwała przez to, że ktoś, kogo prosiłem o to, by w zastępstwie za mnie się nią zaopiekował, zupełnie bez powodu się na nią wypiął!- Odsunął telefon od ucha i ze złością przerwał połączenie, po czym rzucił aparat na łóżko, jakby nagle zaczął się nim brzydzić.
Nie powiem, żebym nie czuła satysfakcji, słysząc jak opieprza swoją asystentkę. Krzyczał na nią z mojego powodu. Przez mnie, czy dla mnie? To było jak balsam na rany. Nawet przesadne określenia „moja dziewczyna”, „zerwanie”, choć z gruntu fałszywe i nie będące prawdą, były dla moich uszu jak piękna melodia. Do tego pełna zagadek i rodząca po raz nie wiem który pytanie: o co tu, kurde, chodzi? Dlaczego tak mu zależy? Co jest grane?
-Chciałeś o coś zapytać, nim…- Wskazałam na telefon.
-Nie pamiętam, o co.- Jared usiadł z powrotem na posłaniu, ale tym razem złapał mnie za ręce i przyciągnął na skraj fotela, ze skupieniem wpatrując się w moją twarz.- Ellie, czy możemy puścić całe to wariactwo w niepamięć? Jeśli będziesz się upierała i chciała wracać do Stanów, to trudno, nie zatrzymam cię siłą, ale wolałbym, żebyś była bardziej wyrozumiała. Naprawdę miałem urwanie głowy i byłem przekonany, że wszystko idzie zgodnie z ustaleniami. Myliłem się, teraz będę miał to na uwadze. Obiecuję, że nigdzie cię już nie zgubię.- Puścił moje dłonie i podszedł do jednej z walizek, by wyjąć z niej czarne etui.- Proszę, to mój drugi telefon, mam go na wypadek, gdyby BB zawiódł.- Wyjął aparat , włączył go i zaczął grzebać w jego menu.- Zostawiam w nim swój numer, żebyś mogła do mnie w razie czego dzwonić. Tylko nie w każdym momencie będę dostępny, wyciszam telefon w czasie wywiadów czy podobnych okazji. Masz też numer Emmy.- Z tymi słowami wcisnął mi w rękę starszy model I-Phone`a.
Patrzyłam na aparat, jakbym trzymała coś nierozpoznawalnego. Byłam całkowicie ogłupiała, w głowie miałam tylko jedno, wydrukowane wielkimi, pogrubionymi literami pytanie: DLACZEGO?
-Dajesz mi swój numer?- Wydukałam niepewnie, widząc wyraźnie szereg dotąd niedostępnych dla mnie cyferek, zapisanych w książce telefonicznej pod hasłem "Jay".
-Dzisiejszy dzień pokazał, że to konieczne. Nie sądziłem, że mogą się zdarzyć sytuacje, których nie umiem przewidzieć.
Hmm, nie powiedział, że zawsze może go potem zmienić.
-I robisz to tylko po to, żebym nie wyjechała?
-Cóż... Tak.- Wzruszył ramionami.
-Mam rozumieć, że to wszystko po to, żeby mieć mnie w łóżku jeszcze przez jakiś czas?- Zaryzykowałam, kryjąc w tym pytaniu coś więcej, niż pierwotną treść. Jared nie był głupi, powinien zrozumieć, o co mi tak naprawdę chodzi, co chcę wiedzieć.
-Jeśli ci to nie przeszkadza...- Odpowiadając uciekł spojrzeniem w bok.- Co z tą kolacją? Człowiek mógłby umrzeć z głodu, zanim dostanie to, co zamówił.- Wstał i sięgnął po hotelowy telefon, po czym wybrał numer.
Nie słuchałam, co mówi. Ze zmarszczonym czołem wpatrywałam się w wyświetlacz z numerem i nie mogłam uwierzyć, że dostałam go właściwie za sypianie z jego posiadaczem. Seks. Tylko seks, nic więcej. Tak to zrozumiałam. I od razu wpadłam w skrajne emocje, jednocześnie czując ulgę, że naszych relacji nie komplikuje coś więcej, i straszny żal, że jednak tylko pociąg fizyczny stoi za wszystkim, co Jared robi.
Może jednak nie? Może po prostu jest tak, jak powiedziała Connie, i on najnormalniej w świecie nie przyzna się do tego, co czuje? No bo, do diabła, jak inaczej wytłumaczyć jego wręcz desperackie zabiegi, żeby mnie zatrzymać?
-Kolacja będzie za 10 minut. Masz zamiar jeść ją w kurtce?- Nim zareagowałam, Jr podniósł mnie i zdjął ze mnie okrycie.- Pomyślałem sobie, że skoro już ci tak nie zależy na dyskrecji, zaryzykujemy potem małą przechadzkę po okolicy. Chętnie się przewietrzę, a o tej porze nie powinno być przed hotelem nikogo zbędnego.
-Uważasz swoich fanów za kogoś zbędnego?
-Czasami potrafią być męczący. Niekiedy chciałbym pobyć gdzieś bez ich asysty, i niekoniecznie w kryjówkach, do których przeciętny człowiek nie ma dostępu.- Mówiąc, posadził mnie na powrót w fotelu i zaczął zdejmować mi buty. Tak po prostu, nie pytając, czy zmieniłam zdanie i zostanę.- W LA jest to najczęściej możliwe, ale w miejscach takich jak to, gdy jestem tu tylko dlatego, że gramy koncert, czuję się jak wystawiony na strzał.- Mówił dalej, jakby wpadł w słowotok. Wydawało mi się to podejrzane, jakby coś ukrywał.- Zresztą widziałaś sama.- Rzucił moje adidasy pod ścianę.- Być może pora nie jest odpowiednia, ale zamówiłem coś, czego pewnie jeszcze nie jadłaś. Tutejsze danie. Po nim tym bardziej przyda nam się krótki spacer.
-Tak?- Wtrąciłam się jakimś cudem gdy nabierał powietrza, żeby mówić dalej.
-Tak. Pierogi.
-Co to?
-Zobaczysz.- Uśmiechnął się tajemniczo.- Polacy jedzą je jako danie obiadowe, ale złamię tę zasadę bez żalu, bo są zajebiste.
-Ach tak...- Mruknęłam.- Coś ostatnio często łamiesz zasady.- Dźwignęłam się z fotela. Zadziwiające, ale przemowa Jareda zupełnie mnie rozbroiła. Po krótkim wybuchu i opieprzeniu Emmy był radosny i pełen energii do tego stopnia, że nie umiałam dłużej się na niego gniewać. Tak czy inaczej wygrałam, byłam górą. Jared ustąpił na całego.- Idę do toalety.- Zakomunikowałam, żeby nie zachciało mu się iść za mną do łazienki. W progu zatrzymałam się, tknięta pewną myślą.- Jay, jak długo tu będziemy?
-Dwa dni.- Spojrzał na mnie spod oka.- A co?
-Dlaczego nie miałam rezerwacji z Emmą?
-Bo pierwotnie miało cię nie być, poza tym pokoje wynajmowała agencja, która nas tu ściągnęła. Twój zaklepałem na własny koszt.- Uśmiechnął się czarująco.- Powiedzmy, że rezygnując z niego czynię pewne oszczędności w domowym budżecie.
-Musisz oszczędzać?- Zdziwiłam się, czując jednak, że to był tylko żart.
-Nie muszę. Pomyślałem, że o wiele wygodniej będzie, gdy zajmiemy jeden pokój, a różnicę w cenie pokryję ja. A właśnie, tak czy inaczej musisz wpisać się na listę gości hotelu.
-Rozumiem.- Kiwnęłam głową i zniknęłam w łazience, sceptycznie nastawiona do zachwalanej przez Jr wygody wspólnego pokoju. Trochę inaczej, gdy mieszka się z facetem w jego domu i ma osobną łazienkę, trochę inaczej, gdy trzeba ją z nim dzielić. Mimo tego, że z sobą sypialiśmy, nie byliśmy w aż tak bliskich stosunkach, bym nie czuła skrępowania na myśl o pewnych naturalnych czynnościach, jakim człowiek musi się podporządkować. Po prostu nie byliśmy, jak to mawia większość ludzi, na "etapie pierdzenia". Jakoś nie napawała mnie optymizmem perspektywa, w której moich uszu dobiega gromki odgłos, świadczący o dobrej pracy układu trawiennego pana Leto.
Na samą myśl zaczęłam się śmiać, z góry wiedząc, jaką minę miałby Jared po wyjściu z łazienki. Rozchichotałam się na dobre, wyobrażając sobie, jak stara się zamaskować hałas kaszlem albo śpiewaniem na całe gardło.
Potem, już spokojniejsza, choć nadal rozbawiona, tradycyjnie obejrzałam się w lustrze, po raz kolejny zaskoczona tym, jak dobrze wyglądam. Nabrałam ciała, zaokrągliłam się tam, gdzie przedtem byłam zbyt chuda, moja skóra wyglądała świeżo i kwitnąco. Oczy mi błyszczały, ich kolor, zawsze intensywny, teraz na dodatek nabrał głębi. Przyszło mi do głowy, że patrzę teraz na świat dojrzalej, już nie jak dziewczyna, ale jak młoda kobieta, mająca za sobą pewne doświadczenia, i nie chodziło mi wcale o klepanie biedy przez pół roku. Miałam na myśli seks, ostatni bastion, jaki musiałam zdobyć, by stać się dorosłą osobą.
Co prawda nie przeżyłam jeszcze zbyt wiele, ale nawet te skromne kilka razy dało mi coś, co mnie odmieniło. Chyba zgasły we mnie resztki dziecinności i nie powiem, bym czuła z tego powodu żal.
-Skromne kilka razy?- Szepnęłam do siebie, robiąc pełną niedowierzania minę.- Może i kilka, ale na pewno nie skromne.- Dodałam, myjąc ręce.
Gdy wróciłam do pokoju, zastałam Jr siedzącego na środku łóżka z talerzem czegoś, co wyglądało niezbyt ciekawie, choć pachniało bardzo interesująco. Od razu wyczułam zapach truskawek, bardzo intensywny, nieco inny od tego, jaki znałam. Przyjrzałam się swojej porcji, czekającej na stole.
-Pierogi,- Jr machnął w powietrzy widelcem.- Gdybym spędził tu miesiąc, a nie dwa dni, wyjechałbym stąd o parę kilo grubszy.- Wskazał dłonią na stół.- Jedz, póki gorące, takie są najlepsze. Robione ze świeżych owoców, polane śmietanką i posypane cukrem.- Nabił na widelec kawałek pieroga z wyłażącą ze środka truskawką, włożył go do ust i uniósł oczy w górę, wzdychając z lubością.
Cóż, skoro jemu smakowało, i mi powinno podchodzić. W kwestii jedzenia mieliśmy niemal identyczne gusty, poza tym nie wyobrażałam sobie, żeby coś, w czym są truskawki, mogło być niesmaczne. Skosztowałam ostrożnie kawałek i... umarłam. To było pyszne. Nigdy nie jadłam truskawek, które miałyby tak intensywny, słodki smak. Zupełnie, jakby zawierały go w sobie więcej, niż zwykle, a przecież były ugotowane. W połączeniu z miękkim ciastem, kwaskawą śmietanką i cukrem były niebiańsko smaczne.
-Jak to się nazywa?- Spytałam, będąc przy połowie porcji.
-Pierogi. Są różne, nie tylko z owocami.
-Muszę spróbować wszystkich.
-Z mięsem też?- Jr dokończył jeść i z żalem patrzył na pusty talerz.
-Nie, z mięsem nie.- Skrzywiłam się na samą myśl o mięsie, w jakiejkolwiek postaci.
Nie byłam wegetarianką od zawsze, kiedyś, jako dziecko, jadałam mięso, choć nie powiem, żebym za nim przepadała. Mogło być, ale nie musiało, i jeśli miałam wybór, wolałam warzywa. Rollie, mój brat, bardzo się z tego cieszył i często wymieniał się ze mną, oddając swoją porcję zieleniny za moją porcję mięsa. Potem, mając jakieś dziesięć lat, przypadkiem byłam świadkiem uboju, goszcząc z rodziną na farmie znajomych. Przeżyłam szok, który zaowocował u mnie jawnym i niemal fizycznym wstrętem do mięsa. Nie chodziło o to, że było mi żal zabijanych zwierząt, ale widok potoków krwi i agonii dawcy steków na zawsze wypalił na mnie swoje piętno. Po prostu nie mogłabym przełknąć mięsa, żadnego, nawet drobiowego, nie mając w ustach metalicznego posmaku i nie czując mdłości. Tak więc wegetarianizm był w moim przypadku podyktowany bardziej pozostałościami po przeżyciu z dzieciństwa, niż jawnym wyborem.
-Syte.- Stwierdziłam, gdy ostatni kawałek słodkiego pieroga przeszedł do historii.
-Bardzo. Dlatego teraz pójdziemy połazić.- Jr zerknął na wyświetlacz telefonu.- Jeszcze wcześnie, jeśli nie wypuścimy się za daleko, wrócimy przed północą.
-Jak Kopciuszki.- Z westchnieniem odstawiłam talerz na stojący obok stołu wózek, którym przywieziono nam kolację.
-Jak Kopciuszki.- Jared zgramolił się z łóżka.- Kurwa, całe wieki nie byłem na wieczornym spacerze. Żebym tylko nie zapomniał, jak się na nim idzie. Noga do przodu, postawić, oderwać od ziemi drugą, postawić przed pierwszą, i tak w kółko.- Zademonstrował, robiąc kilka sztywnych kroków. 
Patrzyłam na niego z prawdziwą przyjemnością. Wyglądał na zadowolonego, wręcz szczęśliwego, w dobrym humorze. Teraz, żartując i wygłupiając się, był zwykłym facetem, wcale a wcale nie wyglądającym na swoje lata. W pewnym sensie i on rozkwitł, a ja miałam nadzieję, że przynajmniej w części jestem tego powodem. Chciałam nim być.
W wygodnych butach i cieplejszych kurtkach wyszliśmy wprost w rześkie, wieczorne powietrze, pachnące obco, i ruszyliśmy przed siebie, starając się unikać niezbyt częstych o tej porze przechodniów. Na szczęście hotel usytuowany był w dzielnicy, w której stało więcej biurowców, niż prywatnych domów.
Rozglądałam się z ciekawością, próbując odczytać z sensem widniejące na oświetlonych billboardach polskie słowa. Dałam sobie spokój, nie potrafiąc połączyć w całość kilku gryzących się z sobą głosek.
-Podoba ci się tu?- Jr wziął mnie za rękę i zatrzymał, szerokim gestem wskazał panoramę ulicy przed nami.
-Dziwnie, ale ładnie. Zupełnie inaczej, niż u nas. I powietrze jest jakieś takie bardziej ostre.
-Wydaje się intensywniejsze, prawda?- Odetchnął pełną piersią.- Dobrze jest poczuć w płucach coś świeższego, niż smog LA.
-Wierzyć mi się nie chce, że tu jestem. Jeszcze niedawno ledwie wegetowałam, a teraz chodzę sobie po obcym mieście daleko za oceanem. To mi się śni.- Powiedziałam pod wpływem uroku chwili. Czułam się jak zaczarowana, dosłownie jak Kopciuszek na balu. Tyle, że ja nie spotkam tu swojego księcia… choć kto wie, kogo poznam w trakcie tej podróży po świecie? Myśl, nagła i niespodziewana, uświadomiła mi, że przecież nie muszę zamykać się przed ludźmi dlatego, że jeżdżę wszędzie jako dodatek do Jareda. Mogłam przecież zawierać nowe znajomości, pozwalać sobie na pewien luz, i być może gdzieś trafię na kogoś, kto okaże się byś w sam raz dla mnie? Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Przecież nigdzie nie było napisane, że nie mogę na przykład związać się z kimś, kto pochodzi z obcego kraju. Nie miałam obowiązku łączyć swojej przyszłości z Amerykaninem. A nawet, jeśli jednak pisany mi był jakiś chłopak z Delphi czy z Lafayette, to tu, w Europie, mogłam znaleźć fajnych znajomych. Może nawiążę przyjaźń z kimś, kogo kiedyś zaproszę do siebie, alb odwiedzę z rodziną?
-Zamyśliłaś się.- Delikatne szarpnięcie za rękę wróciło mnie do rzeczywistości.- Ładnie wyglądasz, gdy odpływasz, Ellie. Taka rozmarzona, z cieniem uśmiechu na ustach i lśniącymi, choć nieco zamglonymi oczami.- Jr stanął przede mną, zasłaniając mi coś, co wyglądało znajomo, ale nie zdążyłam się temu przyjrzeć.- O czym tak rozmyślałaś? O tym, że śnisz?
-Mhm. Bo to serio jest jak sen.- Powiedziałam, nie przyznając się do tego, o czym naprawdę rozprawiałam sama z sobą. Nie musiał wiedzieć wszystkiego.
-W takim razie śnisz też o mnie. Jaki jestem w twoim śnie?- Przechylił głowę, patrząc z ciekawością.
Zamrugałam, zaskoczona pytaniem. Co odpowiedzieć? Nastrój, jaki między nami panował, był dosyć luźny, zupełne przeciwieństwo tego, co działo się po przyjeździe z lotniska, gdy skakaliśmy sobie od oczu.
-Czasem strasznie nadęty, ale na ogół bardzo, bardzo fajny. I diabelnie seksowny.- Pokusiłam się o odrobinę krytyki, posłodzonej dla łatwiejszego przełknięcia. Mówiłam szczerze, może przesadzając nieco z ilością słowa „fajny”. Jedno by wystarczyło.
Zerknęłam nad jego ramieniem, znów widząc to, co przedtem na krótko przykuło moją uwagę.
-O kurczę, patrz!- Wskazałam palcem na pokryty plakatami blaszany płot, okalający wykop pod budowę metra. To ostatnie zrozumiałam z tablicy informacyjnej, bardziej sugerując się obrazkiem, niż napisami, choć „METRO” było dla mnie zrozumiałe.
-Na co?- Jared odwrócił się w stronę płotu.
-Zobacz, jutro koncert Thirty Seconds To Mars!- Pokazałam na wielki afisz ze zdjęciem jego, Shannona i Tomo.
-Rzeczywiście.- Jared pociągnął mnie za sobą w stronę plakatu i przyglądał mu się przez chwilę. Potem, chichocząc, wyjął z kieszeni telefon, pogrzebał w nim i wsunął mi do ręki.- Zrób mi zdjęcie, oświetlenie chyba jest wystarczające.- Stanął na tle płotu, pozując do fotki.
-Musisz zdjąć kaptur, nie widać twojej twarzy.- Powiedziałam, próbując „złapać” go z odpowiedniego kąta, ale nałożony dla niepoznaki kaptur dresu skutecznie osłaniał go przed światłem ulicznych lamp.
Jared zsunął kaptur i skrzywił się, wywalając język i robiąc zeza. Parsknęłam śmiechem.
-No weź, wyglądasz jak przygłup.- Mimo słów zrobiłam kilka zdjęć. Potem jeszcze kilka, już normalnych, bez wariackich min.
-Teraz ty.- Jr zabrał mi telefon i popchnął mnie w stronę płotu.
-Czekaj.- Przyjrzałam się afiszowi i wpasowałam się w lukę między Jareda i Shannona, stając tyłem do starszego Leto i udając, że obejmuję młodszego ramieniem. Potem wycisnęłam soczystego całusa na papierowym policzku Jr.
-Ludzie się na nas gapią.- Powiedziałam, widząc parę osób, patrzących na nas z drugiej strony ulicy. Pewnie uważali nas za parę idiotów, albo myśleli, że jesteśmy pijani czy coś.
-Lepiej chodźmy.
Ruszyliśmy w głąb ulicy, ale uszliśmy ledwie kawałek, gdy zza naszych pleców dobiegł tupot, a potem rozległ się przeraźliwy pisk i krzyk. Z potoku słów zrozumiałam tylko jedno: JARED. Najwyraźniej wcale nie byliśmy tak anonimowi, jak nam się wydawało, albo w okolicy hotelu nadal krążyli jacyś fani, i zobaczywszy Jr natychmiast zareagowali.
-Umiesz biegać?- Pytanie, choć ciche, jakimś cudem przebiło się przez gorączkowe pokrzykiwania z tyłu.
-No ba.
-No to pędzimy.- Leto puścił się biegiem, nie patrząc, czy robię to samo. Zobaczyłam tylko jego plecy, znikające za narożem płotu, i zerwałam się z miejsca, nie chcąc go zgubić. Za sobą słyszałam tupanie goniących nas ludzi i przypomniałam sobie dziewczynkę, która rzuciła się kiedyś na Jareda, drapiąc go do krwi w plecy. Jeśli dzieciak potrafił zrobić coś takiego, to co może się stać, jeśli dopadnie go cała grupa podobnie się zachowujących, starszych dziewczyn? Rozerwą go na strzępy.
Zaczęłam rozumieć, dlaczego był taki ostrożny i o czym myślał, gdy mówił, że miał urwanie głowy od wyjścia z samolotu. Naprawdę, teraz pojęłam, z czym musiał mierzyć się za każdym razem, gdy pojawiał się gdzieś w świecie z zamiarem zagrania koncertu. Jednym słowem: miał przesrane.
Dogoniłam go nie bez wysiłku: jak na faceta w średnim wieku miał niezłą kondycję i naprawdę szybko biegał.
-Co teraz?- Wydyszałam, zrównując się z nim.
-Tam jest jakiś park, schowamy się w krzakach.- Odparł, śmiejąc się, jakbyśmy brali udział w jakiejś zabawie. Mnie nie było do śmiechu, byłam przestraszona, bałam się, że zdesperowani i wkurzeni naszą ucieczką fani będą naprawdę groźni.
Jared skręcił w prawo, przeciął na ukos pustą ulicę i wpadł między zarośla, a ja za nim. Gnaliśmy jak wiatr, gałęzie drzew smagały nas po twarzach i a krzewy próbowały łapać na nogi, byłam pewna, że lada moment któreś z nas potknie się na czymś albo wpakuje stopę w jakąś dziurę, skręcając albo łamiąc kostkę.
-Tutaj!. –Jr schylił się w znikł za zasłoną zwieszonych nisko, gęstych gałęzi wierzby. Odruchowo zrobiłam to samo i wpadłam na niego, stojącego obok powykręcanego pnia. Złapał mnie za ramiona, utrzymując dzięki temu równowagę.
-Boże…- Wysapałam, łapiąc oddech.
-Dla ciebie mogę być i bogiem. A teraz cicho.- Zatkał mi usta dłonią i wciągnął mnie w głębszy cień.
Oparłam się plecami o pień, patrząc na Jareda, który wyglądał na szczerze rozbawionego całą sytuacją. Widać było, że bieg go zmęczył, oddychał ciężko, był zgrzany i spocony, ale wydawał się nie przejmować tym, co się działo. Zabrał dłoń i położył palec na ustach. Kiwnęłam, że rozumiem, i zaczęłam nasłuchiwać dobiegających gdzieś z oddali głosów, nawoływań, powtarzanego co chwila „Jared”. Krzyki rozlegały się raz bliżej, raz dalej, ale nie chciały zniknąć.
-Jay, a jeśli oni będą nas szukać, dokąd nie znajdą? Jak dostaniemy się do hotelu?- Spytałam szeptem.
-Poradzimy sobie. Nie pierwszy raz muszę przed kimś uciekać.- Uśmiechnął się uspokajająco.
-No dobrze, ale co, jeśli nas nie znajdą i pójdą czekać na nas przed hotelem?
-Tym lepiej.- Zrobił krok w przód i stanął tuż przede mną.- Trzęsiesz się.- Powiedział, biorąc mnie za ręce.
-Bo się boję. Pamiętasz, jak ta dziewczynka na ciebie skoczyła?
Jr odchylił się w tył. Nie widziałam go zbyt wyraźnie, staliśmy w najbardziej zacienionym miejscu pod drzewem, ale i tak udało mi się zauważyć, że był zdziwiony.
-Boisz się o mnie?
-Na mnie się nie rzucą.- Wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego się o mnie martwisz?- Spytał poważnym tonem, bez cienia poprzedniego luzu i bez śladu rozbawienia.
-Nie chcę, żeby coś ci się stało. Ty chyba też być nie chciał, żeby…
-Pewnie, że nie. Cicho!- Przysunął się tak blisko, że prawie wgniótł mnie w pień.- Kurwa!- Syknął przez zęby i spojrzał w górę.- Dasz radę wejść na drzewo?
-Dam.
Chwilę później siedziałam na pochyłym konarze ze trzy metry nad ziemią, wciskając się między gałęzie, by zrobić miejsce dla włażącego za mną Jr. Mieliśmy szczęście, bo drzewo było stare i dzięki temu mogliśmy w miarę wygodnie schować się na nim przed ludzkim wzrokiem.
Nawoływania, przedtem dobiegające z daleka, teraz rozległy się na alejce tuż przed nami. Skuliliśmy się, przytuleni do siebie z całej siły, podciągając nogi by stać się jeszcze mnie zauważalnymi.
Nagle zrobiło mi się wesoło i omal nie walnęłam śmiechem. Oto ja, dziewczyna z pipidówy, siedzę na drzewie razem z Jaredem Leto, chowając się przed jego wielbicielami. Siedzę obok faceta, który potrafił doprowadzić dziewczyny do tego, że goniły go po ulicach jak ogary lisa.
Zaczęłam chichotać, nie mogąc się opanować.
-Cicho, Ellie.- Jr ścisnął mnie ramieniem, przez co jeszcze bardziej chciało mi się śmiać. Być może ulegałam histerii, odreagowując tym samym całe napięcie, jakie opanowało mnie, gdy musieliśmy biec jak zbiegli niewolnicy, uciekający z plantacji.
-Nie mogę…- Zaczęłam, dusząc się śmiechem, jeszcze cichym, ale grożącym wybuchem. Wiedziałam, że to mogłoby skończyć się źle, słyszałam głosy, rozlegające się tak blisko, jakby szukający nas ludzie byli nie dalej, jak kilka metrów od nas, a jednak nie mogłam się opanować.
-Kurwa, Ellie!- Jared złapał mnie pod brodę, obrócił do siebie i pocałował. Lekko, niemal pieszczotliwie, ale tak mnie tym zaskoczył, że w sekundę moje rozbawienie znikło, jakby w ogóle go nie było.
Odsunęłam się, już spokojna.
-Będę cicho.- Szepnęłam.
-Wiem.- Słowom Jareda towarzyszył gorący oddech, owiewający mi policzek.
Znów mnie pocałował, tym razem w skroń, potem w czoło, w nos, brodę, na koniec znów w usta. Tym razem mocniej, choć równie krótko, jak wcześniej.
-Wiesz, co chcę dziś zrobić?- Szepnął, dotykając czołem mojego.
-Co?- Spytałam, czując się oderwana od wszystkiego, co działo się poza naszą kryjówką. Skupiłam całą  uwagę na Jaredzie, wiedząc gdzieś w podświadomości, że właśnie o to mu chodziło. Że chciał, bym zapomniała o reszcie świata.
„Mógłbym sprawić, że będziesz za mną szaleć.”
-Chcę zabrać cię do łóżka.- Usłyszałam.- Nie do łazienki, nie na pieprzony stół, nie na pierdoloną podłogę, a właśnie do łóżka. Powinienem zrobić to wcześniej, przepraszam.- Odsunął się i sięgnął po ukryty w kieszeni telefon. Wybrał numer.- Shan? Wypiłeś już, coś, czy nadal jesteś na chodzie?- Powiedział cicho i słuchał odpowiedzi.- Świetnie. W takim razie przyjedź po nas, jesteśmy w parku. Tak.- Zaśmiał się.- Dokładnie. Wdepnąłem w gówno. Dobra, czekam.- Rozłączył się.
Miałam szczerą nadzieję, że nie ja jestem gównem, o którym mówił.

                                                                            *******

Hi. Oddaję pod Waszą ocenę kolejny kawałek „Dziwki”. Następny ukaże się… jak go napiszę.
Pozdrawiam.

Yas.

38 komentarzy:

  1. Wreszcie jestem pierwsza ! Cześć! ostatnio znalazłam twojego bloga ^ ^ i powiem ci, że jest świetny. Zastanawiam się czy oni czasami się nawzajem nie zakochają bo byli tacy szczęśliwi Jared taki wyluzowany, Ellie taka wesoły jakby byli parą. ZOBACZYMY CO DALEJ BĘDZIE SIĘ DZIAŁO. CZEKAM NA NASTĘPNY !♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki.
      Nie tylko jesteś tym razem pierwsza, ale jak dotąd w ogóle jedyna ;)
      Będzie się działo. Musi się dziać. Taka już kolej rzeczy. Coś tam mam zaplanowane, więc nie będę odkładać niespodzianek na półkę, tylko zacznę powoli zbliżać się do końca. Ale kilka rozdziałów jeszcze napiszę, zanim na dobre rozstanę się z marsowymi blogami. Ta opowieść jest chyba ostatnią, jaką dedykuję Dziadowi i spółce.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Mimo, że niewiele się dzieje w rozdziale to bardzo przyjemnie mi się go czytało. Fajnie, że Ellie w końcu potrafi powiedzieć, co jej się nie podoba. Uwielbiam moment, jak Jr opieprza Emmę. Pewnie dlatego, że w Twoim opowiadaniu jej nie znoszę ; p
    Zupełnie nie potrafię rozgryźć zachowania Dziada i tych prób zatrzymania Ellie. Ja odnoszę wrażenie, że chociaż Jr ciągle powtarzał, żeby młoda się w nim nie zakochała, to on sam wpadł po uszy. Ale to tylko moje przemyślenia, czekam na to, co wymyślisz i jak pociągniesz ich historię. ; )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabym napisać, że owszem, Dziadu wpadł po uszy, ale... na początku, chyba we wstępie napisałam, że dla niego Ellie jest tylko rozrywką, dziwką. Taaak, ciężko go rozgryźć, ale warto pamiętać, z jakim założeniem co do relacji między bohaterami zaczynałam bloga.
      Tak czy tak, możemy sobie wróżyć z fusów: kocha, czy nie kocha? Sądzę, że długo jeszcze ta sprawa się nie wyjaśni.
      Ellie ośmiela się coraz bardziej, a Jr jej to ułatwia. Dlaczego, to już on sam wie. Ale... Więcej nie zdradzę. W każdym razie przed zakończeniem troszkę się jeszcze podzieje :)
      Yas.

      Usuń
  3. Jak dla mnie jest to chyba jeden z najlepszych rozdziałów na tym blogu :D Bardzo mi się podobał: trochę do pośmiania, trochę normalności, trochę prawdy... Cóż, Ellie nieźle wymyśliła z tym zostaniem na lotnisku, ale przynajmniej wyszła na swoim i do Jareda co nieco dotarło. Nie wiem czemu, ale rozbawiło mnie to, że Jared przyjechał po nią na lotnisko. Już sobie wyobraziłam Dziada jadącego ulicami Wawy, hahahahaha :DD. No i akcja w parku, uciekanie i włażenie na drzewo - mistrzostwo :D. Kurczę, zaczynają się serio tak mega ze sobą zżywać. Może nie są tego na tyle świadomi albo po prostu nie dopuszczają do siebie takiej myśli, ale to widać.
    Pozdrawiam i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziadu w Wawie, z GPS za przewodnika-czemu nie? Może się chłopak przestraszył, że mu dziewczyna ucieknie, obrażona?
      Z tym zżywaniem się masz rację. Nie widzą, jaką świetną parę tworzą i jak byłoby dobrze, gdyby nie to, że na każdym kroku starają się pamiętać, że to tylko układ na chwilę. W zasadzie oni są parą, która udaje, że nią nie jest. Mają coraz więcej wspólnych tematów, bardzo udany seks, łączy ich silna sympatia. Czego więcej trzeba, żeby stworzyć mocny związek? Chęci. A tej u nich brakuje. Awwww, gdyby tak wiedzieć, co myśli Dziadu... I czy myśli to, co mówi. Ale nie ma lekko.
      Do następnego :)

      Usuń
  4. Awww... Dziad przeprosił, to jakaś nowość. Nie dziwię się Ellie chociaż na jej miejscu nie odezwałabym się do niego słowem. Ba, nie odebrałabym telefonu. Jeśli nie zainteresował się nią wcześniej, tylko na godzinę zostawił ją w obcym kraju, na lotnisku, na pastwę losu wiedząc, że nie zna języka, to musi mieć zwyczajnie nasrane we łbie. Bo w bajkę "nie miałem czasu, fanki nas obsiadły" nie uwierzę. Z lotniska nie do hotelu z pewnością nie jechali tyle czasu, a i w autobusie powinien zauważyć jej nieobecność. Nawet nie chodziło o telefon, ale o głupią wiadomość "mam nadzieję, że wszystko okej" czy coś równie głupiego. Jaki to był dla niego problem? Mógłby się podcierać pieniędzmi, więc od jednego smsa by nie zubożał.
    To trochę wygląda, jakby jemu zaczynało na niej zależeć. Jakby mu nie zależało, nawet odrobinkę, to nie starałby się jej zatrzymać, tylko odblokowałby ten czek i kazał jej wypieprzać do swojej pipidówy i nigdy nie wspominać, że się znali. Seks nie może być aż tak dobry, żeby wielki pan Leto nie mógł mieć lepszego.
    Dobrze, że Ellie w końcu powiedziała mu, jak się czuje, bo to, że potraktował ją jak psa jest lekko powiedziane. Zwierzęta traktuje się lepiej. I bardzo fajnie, że opierdzielił Emmę. Nie szczególnie ją lubię w tej historii, więc na przykład ona mogłaby się zgubić gdzieś na lotnisku czy w drodze na koncert czy coś...
    Czekałam, czekałam i się doczekałam. Czytało się bardzo lekko, żadnych seksów, poczułam się prawie, jakby Jr. był zwyczajnym facetem, a nie celebrytą, a to dobrze. Śmieszna akcja z chowaniem się na drzewie. I jego rozbrajające pytanie "Umiesz biegać?" "Nie, nie umiem. Czym jest to bieganie, o którym mówisz? Czy to bezpieczne?".
    I aniołek... Sama mam figurkę aniołka na szafce obok łóżka, taki bardziej świecznik. Ot, dla ozdoby, więc nie dziwię się Ellie, że zakochała się w takim bibelocie.
    Strasznie brakuje mi Tomo. Przez chwilę sądziłam, że to on zauważy nieobecność młodej, w końcu jako jedyny okazał jej cień zainteresowania i porozmawiał z nią jak z człowiekiem. Mega wielki plus za to. Zresztą, takie rozmowy z Tomo poprawią humor Ellie, a Leto nie zaszkodzi odrobina zazdrości.
    Prawie rozczulił mnie moment, jak Jr. ściągał buty Ellie, ale za chwilę przebrnęło mi przez myśl "a byś się kurwa zdziwił, jakby jej śmierdziały stopy".
    Nie każ nam tyle czekać na następną część. Nie bądź tak okrutnym człowiekiem. I nie rozstawaj się z tą historią zbyt szybko, bo robi się coraz ciekawiej, choć nie powiem, nie mogę się doczekać ich pożegnania. Leto aż się prosi o pożegnalną kłótnię i wygarnięcie mu przy całej ekipie, że on i Ellie nigdy nie byli parą, a jedynie zapłacił jej kupę kasy za jej dziewictwo. Ellie to nie zrobi różnicy, w końcu i tak z nikim z nich się więcej nie zobaczy, a Jr. wyjdzie na faceta, który nawet panienki nie potrafi upolować.
    Co jeszcze... Jak przy każdym rozdziale rozbudziłaś mój apetyt na więcej i więcej. Teraz codziennie będę wchodzić i sprawdzać, czy przypadkiem nie ma czegoś nowego. Pisz, pisz, bo nawet jeśli ludzie nie komentują, to z całą pewnością masz rzesze fanów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że Jr byłby zazdrosny, gdyby Ellie rozmawiała z Tomo więcej, niż z innymi ludźmi z ekipy? Raczej chyba bałby się, że dziewczyna się przypadkiem wygada.
      W następnym rozdziale wyjaśni się, dlaczego dopiero po godzinie mógł zainteresować się, gdzie Ellie jest i co robi. W ogóle ona też na serio zrozumie, czemu jej chłopak czasami bywa bezsilny i nie może w danej chwili zrobić tego, co by chciał. Przestanie wymagać, żeby rzucał wszystko i leciał za nią.
      Rozstanie będzie burzliwe, choć może nie takie, jakiego oczekujesz. W głowie mam plan, który siłą rzeczy wciąż ewoluuje, pozostając z grubsza takim, jaki pasuje mi do opowieści. Moment, w którym Ellie wróci do swojej rodziny, nie będzie końcem bloga, wypada przecież pokazać, jak dziewczyna się czuje po wszystkim, jak to przeżywa, co robi. Łatwo podejrzewać, że lekko jej nie będzie, mimo całych zarzekań, że spokojnie o wszystkim zapomni. Czasem tak się nie da, i tyle.
      Zaczęłam już pisać kolejną część Wawy. Czeka mnie co prawda sprawdzanie pewnych rzeczy o IF i obejrzenie kawałka, co mnie przeraża, ale jakoś przez to przebrnę.

      Usuń
  5. Woooooow! Chyba jeden z lepszych rozdziałów! Czytałam to w nocy i musiałam usta rękami zasłaniać, by nie parsknąć śmiechem i nie pobudzić rodziny :P
    Zaczęłam czytać to opowiadanie już daaaawno temu, potem przerwałam, kilka dni temu wróciłam i pochłonęłam wszystkie zaległości w dwa dni. Super piszesz. Podoba mi się fabuła. Ehhhhhh tylko czekać na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki :)
      Będzie więcej, i będzie ciekawie. Ale to nie znaczy, że dobrze. Bo przecież nie piszę love story ;) Wszelkie uczucia, nawet jeśli pchają się nieproszone, tak łatwo zniszczyć, prawda? No właśnie...
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Czekam aż się akcja z uczuciami między Ellie a Jaredem rozkręci. Bo że się rozkręci to jestem pewna ;) Trochę romantyzmu nie zaszkodzi :P
      Jedyne za co masz minusa to postać Shannona. Po prostu mi się gryzie, ale zdaję sobie sprawę, że to fikcja i ma swoje prawa :)

      Usuń
    3. Nie mogę obiecać, że coś się rozkręci, choć chwilowo będzie słodkawo. Przynajmniej w niektórych momentach. Jak łatwo się domyślać, na początku drugiej części z Wawą na pewno :)
      A Shannonowi daj szansę, jeszcze błyśnie. I to szybko, choć zrobi to po swojemu. Nie zmieni się nagle w fajnego gościa, ale...

      Usuń
  6. Obiecałam sobie, że to opowiadanie będę komentować na bieżąco, bo na "It's not my way" znalazłam się praktycznie pod sam koniec historii, ale jak to zwykle bywa, obietnice które sama sobie składam, rzadko kiedy dotrzymuje i po prostu czytałam w wolnych chwilach (np. jadąc na uczelnie) a na ten komentarz zawsze jakoś brakowało mi czasu ;) Wiem jednak, jakie to ważne, bo sama coś tam pisze i opinia czytelnika niezwykle "urozmaica" cały ten proces ;) Daje takie poczucie, że to co robimy ma jakiś sens ;) Ale nie o tym miałam pisać ;)

    Przestanę chyba czytać to opowiadanie, naprawdę. Droga Yasmine, kłaniam Ci się nisko za to, co tu umieszczasz. To się czyta jak naprawdę dobrą książkę. Nie ma dnia, żebym nie zajrzała tu z nadzieją, że znajdę coś nowego.
    Wszystkie rozdziały czyta się niesamowicie lekko. Wspaniale wykreowałaś postacie, zarysowałaś ich świat i relacje, które ich łączą. Nie ukrywam, że jako osoba, która przeczytała "Pięćdziesiąt twarzy Grey'a" poszukuję podobieństw w relacjach Jareda i Ellie do tych, które łączyły Christiana i Anę. W żadnym jednak stopniu nie uważam tego, co piszesz za "opowiadanie oparte/inspirowane" właśnie na tej książce. Od razu widać Twój zamysł, Twoją historię, a to, że mi kojarzy się to akurat z Greyem to efekt mojej spaczonej wyobraźni ;)
    Ślędząc losy Jareda i Ellie wybrałam się dzięki Tobie w niesamowitą przygodę. I tak jak na "It's not my way" zostałam całkiem oczarowana przez postać Shannona, jego dobroć i troskę, tak tu Ellie skradła moje serce.
    Na początku była niewinną, nie wiele wiedzącą dziewczyną, która nie do końca wiedziała, jak się bronić, ale szybko się uczy przy Jaredzie i coraz więcej pojmuje, coraz bardziej chce zaznaczyć swoją wartość.
    Naprawdę ich relacja to dla mnie jedna wielka zagadka. Bo z jednej strony wydaje mi się, że pomiędzy nim a Ellie zaczyna się coś "rodzić". Nie mówię tu o miłości, ale przynajmniej o przyjaźni. Dostrzegam pomiędzy nimi więź, której istnieniu oboje chcą zaprzeczyć. Ellie dlatego, że zna doskonale zasady, dzięki którym jest tak blisko Jareda i jest świadoma tego, że powinna być traktowana nieco "przedmiotowo", za to Leto moim zdaniem przeraża to, że ta młoda dziewczyna (tak naprawdę znikąd) tak wiele zmieniła w jego życiu, w jego postrzeganiu niektórych spraw. Z drugiej strony gdyby to opowiadanie skończyłoby się jakimś uczuciem pomiędzy nimi, byłoby to zarówno wisienką na torcie, jak i też nieco przewidywalne ;) Bo nie ma co ukrywać, większość z nas liczy na to, że Leto i Ellie w końcu zrozumieją, że między nimi iskrzy! Autorzy lubią zaskakiwać i specjalnie szukają jakiegoś innego rozwiązania, byleby sprawić, że czytelnicy nie mogą być w 100% pewni tego, co się dalej wydarzy. I Ty to właśnie robisz! :)
    Są fragmenty, w których mam wrażenie, że: "jestem więcej niż pewna, że Ellie i Jared zakochają się w sobie", a chwilę później czytam coś, co wręcz sprawia, że mój pomysł wydaje mi się niedorzeczny.
    Akcja jest wartka, i nawet jeżeli dotyczy rzeczy przyziemnych takich jak np. zwykły dzień przed koncertem, który był tematyką dzisiejszego rozdziału, to napisana jest w tak rewelacyjny sposób, że człowiek nie ma prawa się tu znudzić!

    Z jednej strony chciałabym już tu nie wchodzić, przeczekać aż pojawią się wszystkie części historii i wchłonąć je jednym tchem, z drugiej strony jednak wiem, że to niemożliwe i będę tu zaglądać przy każdej możliwej okazji w nadziei, że pojawił się ciąg dalszy ;)

    Droga Yasmine, gratuluję Ci takiego talentu! :)
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przede wszystkim dziękuję za komentarz. Dzięki takim właśnie słowom nabieram wiatru w żagle i naprawdę chcę pisać dalej, więcej, lepiej.
      Grey. Co do niego, to przeczytałam go dopiero po tym, jak pod pierwszymi rozdziałami "Dziwki" znalazłam porównania do książki. Powiem, że ciężko mi było przebrnąć przez początek, potem jakoś poszło. A właśnie, czytałaś może Crossa Sylvii Day? Podobne do Greya, ale o niebo lepsze. 3 części, następne też będą.
      Wracam do bloga.
      Nie przewiduję wisienko na torcie. Ja po prostu nie lubię wiśni ;) Mam nadzieję, że uda mi się zaskoczyć Was tak, jak przewidujesz. Nie happy endem, bo i jego nie mam w planach, ale chcę zakończyć opowieść czymś, czego nikt się nie spodziewa. Oby mi się udało. Tak czy inaczej sporo z tego, co piszę, czasem wydające się być nic nie znaczącą wzmianką nie na temat, jest powiązane w jakiś sposób z planowanym przeze mnie zakończeniem. Jasne, że nie zdradzę, które to fragmenty. Dopiero w odpowiednim momencie ów kawałek znajdzie swoje miejsce i dopasuje się do całości. Taki mam zamysł i chciałabym, żeby udało mi się doprowadzić go do końca bez potknięć.
      Tak mnie podbudowałaś swoim komentarzem, że idę zaraz idę pisać rozdział. Znów trochę w nim posłodzę. Cytując Jr: zrobię to, bo mogę. Proste?
      Pozdrawiam gorąco i życzę cierpliwości w oczekiwaniu na następne kawałki historii.
      Yas.

      Usuń
  7. na wstępie chcę Cię przeprosić, za to że nie komentowałam poprzednich rozdziałów, ale wiedz, że zawsze tu byłam. co do rozdziału... mistrzostwo! piszesz jak zawodowiec :) świetnie opisalas relacje Dziada z fanami, widać, że często potrafi mu się wymknąć coś obrazliwego o nich, ale potem orientuje się, że to nie taktowne i próbuje z tego wybrnąć. co do rozdziału"związku " ellie i jr, czytając rozdziały myślę, jak nic będą ze sobą, do czasu gdy nie zejdę do komentarzy, gdzie wylewasz na mnie wiadro zimnej wody, brrr. a rozdział, tak jak ktoś wyżej napisał, jeden z najlepszych :) życzę ci weny, ale jak widzę świetnie ci idzie i nawet jeśli ci jej brakuje nie pokazujesz tego po sobie ;) illian, xoxo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Thx :)
      Jak widzę, bardziej podobają się rozdziały, w których realcje między moimi bohaterami są prawie że romantyczne. Jeszcze troszkę Was porozpieszczam, w drugiej części nadal będzie panować atmosfera rodem z Harlequinów. Ale proszę się nie sugerować ;)
      Przede mną trudniejsze zadanie, muszę w miarę obiektywnie i prawdopodobnie opisywać, jak wyglądają koncerty, i oczywiście relacje z fanami. Wszystko to, na szczęście dla mnie, będzie tylko tłem dla "związku" E i J, więc jeśli spłycę opisy do niezbędnego minimum, chyba nikt nie będzie miał mi tego za złe. W końcu tu nie chodzi o relacje z występów, prawda?
      Dziś poniedziałek, myślę, że do weekendu napiszę drugi kawałek tej części podróży. A przynajmniej się postaram.
      Yas.

      Usuń
    2. cieszę się jak dzieciak :D cierpliwość to nie jest moja dobra strona ;) illian

      Usuń
  8. na wstępie napisze, że nie było mnie długo, bo studia mnie pochłonęły albo raczej życie. :>
    co do odcinków, czytałam chyba 4 jednym ciągiem i coraz bardziej nie rozumiem J, który stwarza takie pozory, że nie wiem co o nim myśleć. najpierw ją opiernicza, później zabiega o nią - niczym chłopak o dziewczynę. a potem jej sugeruje, że jest przecież tylko kurewką.
    wgl.. rozumiem Ellie, że chciała poznać życia seksualnego bardziej, ale ja na jej miejscu bym się czuła jak rasowa kurwa, którą sobie wziął klient ze sobą, w sumie przecież tak jest... ale jej to jakoś nie przeszkadza w sumie, skoro się zgodziła i godzi się na dalszy seks.
    oglądałam ostatnio foty J, teraz to wygląda oooookropnie jezuskowato i wgl, nie... nie i jeszcze raz nie. ten wiek i ta świadomość nie pozwoliły by mi robić co ona, ale może ja jestem inna :p ale gdzieś we mnie by to zostało, że się zbrukałam. nie uważam stracenia cnoty jako mistyczne doznanie albo trzymanie jej do ślubu dla męża, wystarczy, że kogoś znasz i go lubisz.. yeaaah.
    ale relacje J & E są skrajnie dziwne, bo pewnie nie będzie tu love, to ja nie wiem o co już chodzi, czemu jest dla niej taki, a nie inny. może chce sobie coś udowodnić, że nie jest wcale taki zły. albo chodzi tu o Emme? nie wiem czemu o niej pomyślałam, ale ona musi do niego coś czuć - po tym jej wkurwiku na Ellie jak mówiła jej, że będzie się z nim pieprzyć... zazdrość. :D ale to nie znaczy, że jej mi nie jest szkoda. :>

    pozdrawiam i czekam na więcej!
    btw. ile przewidujesz do końca odcinków? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mam pojęcia, ile wyjdzie mi jeszcze rozdziałów, ale kilka na pewno. Raczej nie będę ciągnąć wycieczki przez całe zaplanowane dwa tygodnie, skrócę ją trochę. Ellie nie musi być przy Jr do końca "umowy". Coś może stać się wcześniej, przez co cała szopka padnie jak domek z kart.
      Wszystko i tak wyjaśni się pod koniec, całe to udawanie, zapobiegliwość, zazdrość, złości.
      Dziwisz się Ellie, że pozwala sobie na luz, będąc w zasadzie niczym więcej, jak dziwką. Pamiętaj jednak, że dziewczyna coraz bardziej nabiera przekonania, że Leto się w niej podkochuje i do tego nie przyznaje. Bywają chwile, kiedy w to wątpi, ale zaraz Jared robi coś, co znów każe jej myśleć, że jednak. I to, przynajmniej dla niej, jest na tyle dużo, by nie widzieć siebie w złym świetle. Zobacz, w momencie, gdy ona zarzuca mu, że traktuje ją jak kurwę, on temu zaprzecza.
      Cierpliwie czekaj na rozdział, w którym wszystko znajdzie swoje rozwiązanie )
      Yas.

      Usuń
    2. masz racje ^.^
      zatem - czekam!
      tak btw, to Ellie na tej focie na dole po prawej wygląda jak Doda... >,<

      Usuń
    3. Nie wiem, nie oglądam mordy Dody ;) Typowa, pszenno-buraczana uroda.

      Usuń
  9. Hahaha :D to nieźle poleciałaś z opisem Jareda wg Ellie. Jared seksowny :D wiem, że to fikcja, ale no...rozbawiło mnie :D i narobiłaś apetytu na pierogi. Będę musiła sobie zrobić.
    Jared pewnie sobie przypomniał o Ellie, bo zauważył, że nie ma jej w jego łóżku. A potem przeprosił. Nawet nie wiem, co o tym myśleć, ale Ellie ma trochę racji. Jak przyjdzie co do czego, to młody Leto interesuje się, a jak nie, to nie istnieje. Może przesadzam? I ta akcja z fankami... Boże. Trzeba mieć nie po kolei w głowie, żeby latać za wokalistą jakiegoś zespołu. Chociaż miło czas spędzili... I przepraszam, że dopiero komentuje, ale to przez studia :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. XD
      Opis "seksowności" Jareda, na szczęście, jest tylko opisem z punktu widzenia Ellie. Gdybym była na jej miejscu pewnie cofnęło by mi się na widok jego golizny. Ten jego cały świętojebliwy image z ostatnich miesięcy rozpaczliwie kłóci się z wizją prawdziwego faceta. Nie wiem, Ellie chyba musi być ślepa albo zakochana, skoro jej się Letoś podoba.
      Nie przesadzasz, ale... Jr to chłop, a oni często po prostu nie myślą, jak ludzie. Zwalił opiekę nad młodą na Emmę, więc co miał się martwić? Przywykł, że asystentka bez szemrania wykonuje jego polecenia.
      To się jeszcze wyjaśni, niekoniecznie w nowym rozdziale, ale niebawem znajdzie się miejsce na dosyć gorącą dyskusję na temat tego, kto ma jakie obowiązki.
      Akcja z fankami, hehe. Zakład, że gdyby Jr nie zaczął spierniczać, nie byłoby żadnej akcji. Pewnie pstryknięto by parę fotek, wzięto autografy i tyle. Ale musiał uciekać, bo przecież nie był sam. Lepiej nie kusić losu i nie pozwalać sobie na zbytni luz. Zresztą, sam o tym powie.
      Już się śmieję na myśl, jak Ellie będzie go oglądać i biadolić nad siniakami, nabitymi podczas koncertu w Niemczech, kiedy to omal biednego Leto nie uduszono. Bo to było u Szwabów, o ile pamiętam.
      Kurteczka, będę musiała sprawdzić tyle rzeczy, żeby czegoś nie pokręcić... Zgroza.

      Usuń
  10. Jestem:) Myślałam, że skomentuję w tygodniu, ale jakoś nie było ani chęci ani zbytnio czasu, więc zostawiłam to sobie na wolną niedzielę:) Nie lubię robić czegoś na szybcika, wolę mieć na to chwilę czasu i spokojny umysł::)
    Myślę, że to był jeden chyba z najlepszych rozdziałów, jakie przeczytałam na tym blogu. Bardzo podobał mi się w nim Jared, bo kiedy jest bardziej ludzki, można go nawet lubić, czego niestety o tym realnym nie da się powiedzieć. No ale my nie o realnym, a o tym fikcyjnym.
    Rozdział przeczytałam już chyba w poniedziałek, więc jeszcze raz obrzucę go wzrokiem, by wydobyć z niego to, o czym chcę tu napisać.
    Jakoś nie brakowało mi opisu IF w tym rozdziale, jeśli o mnie chodzi wcale nie musiałoby go być. Jeśli chodzi o zachowanie fanek Marsów.... Moim zdaniem wcale nie odbiega ono od rzeczywistości. W moim życiu byłam na ich dwóch koncertach (jeszcze za czasów gdy byli "normalni") i na drugim koncercie miałam okazję zobaczyć stan ich szału. To jest po prostu przerażające, co takie dziewczęta potrafią zrobić, żeby tylko mieć kontakt z Jaredem i resztą ( ale głównie z Jaredem). To obłęd, z którym nie chcę mieć już nic wspólnego ani żadnej styczności.
    Pomysł Ellie, żeby zostać na lotnisku i sprawdzić, czy ktoś się nią zainteresuje, był bardzo ciekawy, ale też wielce ryzykowny. W ogóle dziewczyna w tym rozdziale mnie pobiła swoim zachowaniem, ale w sposób pozytywny. Zaczęła pokazywac pazurki i krzyczeć na Jareda, nie dała mu się stłamsić, jak to zazwyczaj bywało. Hrabia oczywiście próbował swoich złości, ale i tak dzisiaj górą była Ellie. Co bardzo mi się podoba. Oby więcej takich akcji. Miałam się przyczepić do tego, jak to Jared nie zna Warszawy, żeby samodzielnie się po niej poruszać samochodem, ale skoro ma nawigację, to ok, wszystko gra.
    -Emma miała cię pilnować. -Burknął, potem zacisnął na moment usta w wąską kreskę.- Będę musiał z nią...
    To pokazuje, jak bardzo Jared próbuje się usprawiedliwiać innymi. Owszem, zdał się na Emmę, ale on sam przede wszystkim powinien zainteresować się Ellie. Później też się tłumaczył, ale w tym rozdziale pokazał wyraźnie, że mu na dziewczynie zależy (pytanie teraz co tym powoduje). Moment , w którym Jared nie ukrywając się przed fankami podchodzi do dziewczyny i PRZYZNAJE SIĘ do błędu, po prostu mnie wrył w ziemię.
    Twittera Jareda nie chciałabym oglądać, tam nie ma nic ciekawego , jedynie posty ociekające tym, jaki to on nie jest zajebisty. A wcale nie jest, ale podyskutuj sobie z Echelonem. Znam osobiście jeden strasznie ciężki przypadek, laska dosłownie zjada za krytykę świętego Leto i Marsowych ciołków. Ale znów wyszłam poza temat. Rozmowa w hotelu przeprowadzona w genialnym klimacie. Ellie zdecydowanie tam dominuje i koszmarnie wręcz mi się to podoba. Momenty, kiedy Jared nie ma nad czymś kontroli, są po prostu przepiękne. Poza tym on naprawdę wydawał się być przejęty tym wszystkim. Czyżby wreszcie nie udawał? I opieprz Emmy. Chciałabym widzieć minę blondyny, gdy próbuje coś mówić, ale Jay nie daje jej dojść do słowa, a do tego dodaje, że musi udobruchać swoją dziewczynę tylko dlatego, że ona zawaliła robotę. I dał Ellie swój drugi telefon z numerem do siebie. Ten rozdział był serio zaskakujący. Aż się nie mogę doczekać, kiedy dowiem się wreszcie o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Akurat za pierogami z owocami nie przepadam, zdecydowanie wolę farsz z ziemniaków, kapustki czy mięska. Sorry Jared, ale jestem mięsożerna.
    Spacerek za rączkę, a za chwilę uciekanie przed fankami. Tu naprawdę dobrze ukazałaś całą prawdę o tych rozwydrzonych bachorach. Przykre, ale prawdziwe. W ogóle jeśli chodzi o wystawanie pod hotelem, zawsze okropnie mnie to żenowało. Dla żadnej gwiazdy nie byłabym w stanie tak się upodlić, bo sorry, ale to mnie dla mnie jest upodlenie się. Czekanie, aż jakiś tam Justin, Jared czy jeszcze inny wyszedł łaskawie z pokoju.
    Pisz szybciutko część kolejną, bo wręcz aż się palę do czytania. I sama mam nadzieję dowiedzieć się o które konkretnie gówno chodziło Jaredowi. Pozdrawiam, przepraszam za literówki i życzę weny:)
    Anonimowa od MH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hi :)
      Wydaje mi się, że tym rozdziałem wprowadziłam jeszcze większy zamęt, szczególnie jeśli chodzi o relacje między bohaterami. Teraz już nic nie wiadomo. Dlaczego Jr jest taki a nie inny? Gdyby powiedział Elli, o co chodzi, sprawa byłaby jasna, ale póki co musimy razem z nią opierać się na przypuszczeniach i podejrzeniach, które na dodatek on z łatwością podważa czymś innym. Kiedyś to się wyjaśni, tak samo jak "gówno", o którym mówił bratu.
      IF się pokaże, bo musi. Ale pisząc o nim z perspektywy Ellie, która pierwszy raz będzie brać udział w podobnej imprezie, na dodatek od zaplecza, pozwolę sobie na pewną chaotyczność i pójście po łebkach. W końcu dziewczyna będzie przejęta wszystkim, więc siłą rzeczy jej opis daleki będzie od relacji kogoś, kto zawodowo zajmuje się recenzowaniem koncertów. To mi, nie ukrywam, bardzo na rękę.
      Chciałam skończyć drugą część na ten weekend, ale przyplątało mi się przeziębienie, czuję się paskudnie, zasmarkana jak dwuletnie dziecko i z bolącą głową. Siedzę tylko i bezmyślnie przeglądam stronki, albo gram, bo tam nie trzeba wysilać mózgownicy. Gdy tylko poczuję się na siłach, dokończę to, co już mam zapisane na notebooku. Nadal będzie słodko, przynajmniej do pewnego momentu, ale on pojawi się chyba nie wcześniej, niż po wizycie batonów w innym kraju.
      Pozdrawiam :)
      Yas.

      Usuń
  11. bardzo ciekawie piszesz! szczerze mówiąc wpadłam tutaj przypadkiem, ale na prawdę nie żałuję, w końcu coś odmiennej tematyce. Od początku staram się rozgryźć sposób myślenia dziada i ellie, ale coś opornie mi to idzie. + pisałaś kiedyś jakieś inne marsowe ff?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :)
      Rozgryźć Ellie jest łatwiej, bo jako narratorka opisuje to, co myśli, ale Dziadu to już inna sprawa. Ellie nie wie, to i my nie wiemy.
      Tak, mam już na koncie jeden blog, już zakończony, jego adres jest w polecanych. Tam Dziadu to kawał sukinsyna, tu... jeszcze się okaże.

      Usuń
    2. a możemy wiedzieć kiedy dodasz nowy rozdział? (:

      Usuń
    3. Myślę, że to kwestia kilku dni, jak tylko przejdzie mi ten porąbany ból za oczami, zaraz się zabieram za pisanie.

      Usuń
  12. Chyba czas na mój komentarz. Rozdział bardzo mi się podobał, ale brakowało mi w nim Shannona. Mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach będzie go więcej. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zabranie przez Jareda Ellie do łóżka. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Shannon pojawia się już na początku następnego kawałka, przyjeżdża przecież po brata pod park :) I będzie go więcej. Obiecuję. Już mam pewne plany z nim związane. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praniu.
      Tak, łóżko. Tam jeszcze J i E nie byli. Czas najwyższy, żeby dziewczyna dowiedziała się, jak wygląda seks w łóżku.

      Usuń
  13. hej, hej <3
    kiedy moge spodziewać się nowego rozdziału? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lada dzień, bo każdego coś dopisuję. Choroba mi przeszła, dziś miałam trochę atrakcji innego sortu, bo mój syn wywichnął sobie staw kolanowy i do wieczora siedział w szpitalu. Jak nie urok, to...

      Usuń
  14. Swietnie piszesz podoba mi sie i styl i lekkosc z jaka opisujesz bohaterów. Wciagnelam sie bex reszty i zarazilam moja marsowakoncertowasisu. Jaroslaw,no jakbym go widziala(!),czasem bezwzględny i chamski-kiedys po jednym z koncertów na mg poklocilismy sie bo powiedziałam ze poczulam sie jak scierka kiedy na mnie nawrzeszczal i popchnal na scenie a on do mnie zebym spier jak mi sie nie podoba a emma odda nam kase.... Wrzeszczal a podobno glos oszczedzac mial sytuacje uratowala moja Sis bo ja sie rozplakalam wtedy jar zaczal sie tłumaczyć i odwracac kota ogonem... tak na prawde to szkoda tylko shanna bo chociaz chlopek roztropek to zawsze ratuje dupe j, i robi to bo jest mily a nie dla kasy....duzo by mowic....no ale jestes Tworca i mozesz pisac jak chcesz...znalazlam tu duzo prawdziwego j, bezwzględnego biznesmena i zimnego dupka;) ciekawa jestem co przyjdzie Ci do głowy i jak dalej rozwiniesz postaci;) zycze zdrowka duzo weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już kiedyś doszły mnie słuchy, że Dziadu to kawał skończonego chama, więc jedynie potwierdzasz coś, co już wiem. W tym opowiadaniu staram się zrobić z niego istotę bliższą gatunkowi ludzkiemu, niż pokazałam w poprzednim blogu (adres w zakładce "polecane"), ale tylko ja wiem, jaki to dla mnie wysiłek. Najchętniej w ogóle zostawiłabym to w diabły, ale nie lubię porzucać czegoś, nie kończąc. Tak więc doprowadzę tę historię do końca, jakikolwiek on będzie.
      Pracuję mozolnie nad drugą częścią "Polski", nie wiem, dlaczego ciągle coś mi wyskakuje i przeszkadza. Najpierw choroba, która nie chce się na dobre odczepić i nadal kaszlę jak gruźlik. Teraz znów syn załatwił sobie staw kolanowy, kość wyszła z panewki, do tego pękła mu rzepka, więc znów mam wesoło, bo trzeba załatwić kule, żeby mógł się po domu poruszać, jechać do szkoły i usprawiedliwić jego nieobecność, no i już biegać za rehabilitacjami, żeby nie musiał czekać potem na nie miesiącami. Najlepsze, że nogę załatwił sobie... bawiąc się z kotem.

      Pozdrawiam Ciebie i sis i życzę cierpliwości w czekaniu na kolejny kawałek "Dziwki", który mam nadzieję dokończyć soon ;)

      Usuń
  15. Tak do konca skonczonym chamem nie jest bo jak w końcu zostalysmy na mg to bardzo sie staral byc cooool nawet kark mi wymasowal a on jest bardzo obrzydliwy i rak nie podaje chyba ze masz lateksowa rekawiczke;) ...koncz prosze te Polske II bo zagladam tu 10#na godzine a to nie jest ani normalne ani zdrowe;)) pozdr cieplo Tworce

    OdpowiedzUsuń
  16. podpisuję się pod odessą! ale jak trzeba mogę czekać i dłużej, tylko nie przestawaj pisać ;) illian

    OdpowiedzUsuń
  17. kiedy można się spodziewać nowego? ;_; bo się tak wciągnęłam, że nie mogę się już doczekać :) duuużo weny życzę! :D i zdrowia ! :) lolo

    OdpowiedzUsuń