niedziela, 8 września 2013

Coś wyjątkowego.

Wysiadłam z ociąganiem z wozu, widząc oczekującą na nas przed domem mamę Leto. Była niewysoka, co wyjaśniało bajeczny wzrost Shannona, miała długie włosy, miękko kładące się na ramionach i wyglądała na kobietę w wieku mojej babci. To trochę onieśmielało, ale bez ociągania pozwoliłam, żeby Jr mnie do niej zaciągnął.
-Cześć, mamo.- Uścisnął ją na powitanie, choć nie tak wylewnie, jak zrobił to chwilę wcześniej jego brat.- Mamo, to Ellie. Ellie, to moja mama.- Przedstawił nas w odpowiedniej kolejności.
-Constance Leto, miło mi wreszcie cię poznać.- Kobieta wyciągnęła do mnie rękę.
-Eleanor Swift.- Uścisnęłam ją nieśmiało.
-Wejdźcie, reszta już jest.- Starsza pani wskazała ręką dom, ale patrzyła na mnie, jakbym była jej najważniejszym gościem, albo atrakcją popołudnia, zależy, jak na to patrzeć. Ciekawa byłam, co usłyszała na mój temat od Shannona. Znając go o tyle o ile, nie spodziewałam się, żeby były to same suparlatywy, już prędzej, że zrobił ze mnie łowczynię, zasadzającą się na kasę brata i ciągnącą korzyści z tego, że mu się podobam.
W sumie akurat z tym by się nie pomylił.
-Mam nadzieję, że zrobiłaś moją ulubioną zupę, specjalnie głodziłem się od rana, żeby zmieścić więcej.- Shannon ruszył do środka.- Jak pomyślę, że przez kilka miesięcy będę jadł jakieś gówno...
-Wyrażaj się.- Matka natychmiast go upomniała, ale zrobiła to dobrotliwie, nie ze złością.- Oczywiście, że ugotowałam rosół.
Rosół? Na samą myśl zrobiło mi się zimno: niczego tak nie nienawidziłam, jak wodnistej cieczy o smaku kurzych zwłok, którą większość ludzi uwielbiała. Dostawałam mdłości od samego zapachu rosołu.
-Jared...- Złapałam go za rękę, spanikowana: jak mam powiedzieć jego mamie, że z konfrontacji z tą właśnie zupą zawsze wychodzę przegrana?
-Coś się stało? Wyglądasz na chorą.- Mój "chłopak" za to wyglądał na zaniepokojonego.
-Rosół.- Szepnęłam.- Nie zjem rosołu, choćby mnie kroili. Zwrócę po pierwszej łyżce, o ile w ogóle ją przełknę.
-Powiem matce, że nie lubisz. Ja też go nie jem, tylko Shan siedzi w nim po uczy.- Uniósł odrobinę lewą brew.- To będzie uroczo wyglądać.
-Shannon w zupie?- Nie zrozumiałam, o czym Jr mówi i wyobraźnia podsunęła mi obraz karła, siedzącego w pokaźnym garze...
-To, że mamy podobny gust kulinarny i oboje nie jemy mięsa.- Jared przyjrzał mi się uważnie.- Strasznie jesteś rozkojarzona, Ellie. Uspokój się, wyluzuj. Mówiłem ci, jak masz podchodzić do dzisiejszej wizyty tutaj. To nie twoja sprawa, co kto pomyśli.- Szeptał, pochylony w moją stronę.
Widziałam, jak jego matka obserwuje nas, a raczej mnie, rozmawiając z Shanem. Czułam się wystawiona na widok publiczny jak eksponat w muzeum, jakiś dziwoląg, wywleczony z kąta, postawiony na podwyższeniu i poddany chłodnej ocenie kustosza. W pewnym sensie Constance mogłą być dla mnie kimś w rodzaju znawcy, jeśli chodzi o dziewczyny Jareda. Znała zapewne te wcześniejsze, prawdziwe, i teraz porównywała mnie do nich. Czy była wśród tamtych jakaś jej ulubiona, z której stratą nie mogła się pogodzić i żałowała, że jej syn z nią skończył? A jeśli tak, to czy da mi odczuć, że się do tamtej nie umywam?
Łatwo powiedzieć "nie przejmuj się, Ellie, to nie twój biznes". Co mogłam poradzić na to, że się denerwowałam, czując na sobie wzrok kobiety, która była swego rodzaju wyrocznią w sprawach damsko-męskich syna? Nie byłam głupia, wiedziałam, że nawet tego nie chcąc, człowiek, który jest blisko zwiazany z rodzicami, zawsze bierze pod uwagę ich zdanie, choć nie zawsze postępuje zgodnie z nim. Miałam przecież brata, widziałam, jak zachowuje się wobec dziewczyny, której nasza mama nie lubiła.
-Jared, każesz nam na siebie czekać?- Starsza pani podparła się pod boki, uśmiechając się dobrotliwie. Wciąż nie odrywała ode mnie wzroku, przez co zaczynałam czuć się naprawdę nieswojo.
-Zajączek boi się, że ktoś zwędzi mu dziewuchę.- Shan oczywiście musiał się odezwać.- Dobra, idę pogadać z Tomo.- Dodał i uciekł ze śmiechem do domu.
-Zajączek?- Wyrwało mi się.
-Gdy Jared był mały i zmieniał zęby, wyrosły mu wielkie...
-Mamo!- Jr zaczerwienił się na policzkach.
-...górne jedynki, przez co zyskał przydomek "Zajączek".- Mimo jego protestów Constance dokończyła zdanie, mając przy tym w oczach wesołe iskierki.
Kurcze, chyba ją w tym momencie polubiłam. Chyba.
-Masz bardzo ładne oczy, Eleanor.- Podeszła, przyglądając mi się.- Jaredowi zawsze podobały się zielone, żałował, że jego własne takie nie są.
-A ja chciałabym mieć takie mocno niebieskie, jak on.- Powiedziałam, pesząc się jednocześnie, bo to nie była prawda. Za nic nie chciałabym mieć niebieskich oczu, nie przy blond włosach. To wydawało mi się zbyt tuzinkowe. Byłam dumna z barwy swoich tęczówek, intensywnej i soczystej, jakbym nosiła kolorowe szkła kontaktowe.
-Co prawda w dzisiejszych czasach transplantacja potrafi czynić cuda, ale raczej nie polecałabym wam zamiany. Twoje oczy są większe, Eleanor, Jared dostałby z nimi wytrzeszczu.- Constance zaczęła chichotać, całowicie mnie tym zaskakując. Widząc ją, wyglądającą na stateczną osobę, nie spodziewałam się, że będzie miała poczucie humoru. Tymczasem miała, i to dość pokaźne, czego dowodem był jej żart.
Może jednak nie okaże się smoczycą, pożerającą potencjalne partnerki swojego dziecka?
-Chodźcie, zanim Shannon wsadzi głowę do garnka z rosołem.- Wzięła Jr pod rękę i kiwnęła na mnie, żebym szła z nimi.- A właśnie, znając swojego młodszego syna muszę spytać: jadasz mięso, Eleanor?
-Raczej nie. Zdecydowanie nie.- Poprawiłam się natychmiast.
-Nie uprzedził mnie o tym. Trudno, za karę odda ci połowę swojej porcji bulionu warzywnego z ryżowymi kluseczkami.- Wzruszyła ramionami, jakby temat nie był wart dłuższej uwagi.- Długo się znacie?- Spytała znienacka.
Popatrzyłam z przerażeniem na Jareda: nie miałam pojęcia, co odpowiedzieć. Nie wiedziałam, czy trzymać się wersji, w której Jr był kumplem taty, czy improwizować, zwalając wszystko na przypadek. Wcześniej niczego nie ustaliliśmy, nie mieliśmy żadnego planu, którego moglibyśmy się trzymać. Przypuszczałam jednak, że Constance została zapoznana z "historią o tatusiu", bo taką znali znajomi Jareda.
-Znam ojca Ellie, nawet nie pamiętam, skąd. Przez jakiś czas nie mieliśmy kontaktu, potem jakoś przez przypadek znalazłem jego domowy numer i tak jakoś zadzwoniłem. Wtedy dowiedziałem się, że ma córkę, która próbuje szczęścia w LA. Sam zaproponowałem, że jeśli trzeba, to jej pomogę. Wiesz, mamo, głupio mi było po tak długim milczeniu po prostu udawać, że mnie to nie interesuje.- Jared przedstawił okrojoną historię naszego spotkania. Tę, której się spodziewałam. W duchu musiałam przyznać, że nieźle mu to wyszło, szczególnie kawałek z wyrzutami sumienia.
-Ty zawsze miałeś dobre serce.- Constance poklepała go po ramieniu i obróciła się do mnie.- To dobry chłopiec, prawda?- Spytała, jakby potwierdzenie z mojej strony miało upewnić ją, że się nie myli.
-Tak, naprawdę jest dobrym człowiekiem.- Przyznałam, rumieniąc się. Coś czułam, że tego popołudnia kolorki nie zejdą mi z twarzy na dłużej, niż kilka sekund. Peszyło mnie nie tyle zainteresowanie mamy Jareda, ile jej otwartość wobec mnie. Ledwie się poznałyśmy, a już usłyszałam, jak przezywano Jr w dzieciństwie, i spytano mnie, czy uważam go za dobrego. To było zastanawiające.
Zamyślona weszłam do domu, od progu słysząc głos Shannona i zaraz po nim śmiech Emmy. Mimowolnie zmrużyłam oczy i zacisnęłam zęby. Oczywiście, że była zaproszona, spodziewałam się, że z racji długiej współpracy z Jr i tego, że kiedyś omal nie zostali parą, Constance uważa ją za członka rodziny. Emmy nigdzie nie może zabraknąć. Przez cały czas, jaki spędziłam z Jaredem, ciągle albo ją widywałam, albo o niej słyszałam. Emma to, Emma tamto... Emma załatwi, Emma powiedziała... Dobrze, rozumiem, że zajmowała się większością spraw, do jakich mój-nie mój chłopak nie miał głowy albo czasu, ale chwilami czułam się osaczona Emmą. A najbardziej wkurzało mnie, gdy dostawałam od niej dyspozycje typu "jedź tu i tam i zrób to czy tamto". Jeszcze miałam w pamięci badania, które określiła jako rutynowe. Dla mnie takie nie były: robiono mi prześwietlenia, poprzedzone testem ciążowym, pobierano mi krew, a nawet zbadano ginekologicznie, choć miałam okres. Musiałam odpowiadać na dziesiątki pytań. Czułam się jak niewolnik, któremu wystawia się certyfikat, by osiągnąć za niego lepszą cenę, a nie jak dziewczyna, która ma po prostu jechać na wycieczkę. Byłam pewna, że wszystko to jest sprawką Emmy, jej rodzajem zemsty za komplikacje, jakie powstały z mojego powodu. Jeśli tak, to i ja miałam swoją satysfakcję: wyobrażałam sobie, jaką musiała mieć minę gdy dowiedziała się z mojej karty badań, że właśnie straciłam dziewictwo. Ach, musiała domyślać się, z kim.
-Idźcie do stołu, kochani, obiad czeka.- Constance puściła Jr, wzięła mnie za rękę i wsunęła moją dłoń w jego.- Zaraz do was dołączę.- Zniknęła w innych drzwiach niż te, do których zmierzaliśmy.
Jared zatrzymał mnie, gdy tylko jego mama zamknęła za sobą.
-Ellie, mam nadzieję, że pamiętasz, o co cię prosiłem? Żadnego wypytywania o mnie, żadnego wyznawania czegoś, mówienia o nas.- Szepnął. Minę miał odrobinę nietęgą, jakby zachowanie matki go przerażało. Znał ją lepiej ode mnie, czyżby więc zapowiadało się na wiecej atrakcji? Dowiem się, jak często musiała zmieniać mu pieluchy i w jakim wieku przestał sikać do łóżka?
-Spokojnie, przecież i tak nikt tu ze mną nie będzie rozmawiał.- Bąknęłam, pamiętając jak ignorowano mnie na grillu u Shana. Wątpiłam, żeby cokolwiek się od tamtej chwili zmieniło.- Acha...- Coś jeszcze przyszło mi do głowy.- Jared, jak to w końcu jest, ktoś prócz twojej mamy wie, że z sobą kręcimy, czy nie? Bo nie wiem już, co robić i co myślą inni.
-Kurwa, zapomniałem o tym.- Przez chwilę wyglądał na zagubionego i naprawdę przestraszonego sytuacją.- Matka wie, i nikt więcej. Chyba będę musiał porozmawiać z Emmą. Kurwa.- Podrapał się po brodzie, wodząc wzrokiem po mojej twarzy.
-Jared, a nie lepiej dać spokój? Twoja mama na pewno wspomni o nas, więc wszyscy się dowiedzą.- Podpowiedziałam, woląc, żeby nie rozmawiał o mnie ze swoją byłą niedoszłą.- A jak Emma będzie chciała coś wiedzieć, sama cię zapyta, prawda?- Pogładziłam go po policzku, szepcząc tak cicho, że ledwie siebie słyszałam.
-Chyba nie ma innego wyjścia.- Westchnął z rezygnacją i pociągnął mnie za sobą do salonu.
Gdy tylko się w nim zaleźliśmy, cała pewność siebie spłynęła ze mnie, jak woda. Czułam, jak wszyscy się na mnie gapią, przerywając rozmowy. Nie ma nic gorszego, niż zapadająca nagle cisza, gdy wchodzi się do pełnego ludzi pomieszczenia. Wymowny dowód na to, że jest się poza ich gronem, że uważają człowieka za obcego, intruza.
-Cześć.- Odezwałam się, bo wypadało, ale mój głos brzmiał nienaturalnie, jakbym odtworzyła nagranie z cudzym.
Jr wskazał mi wolne miejsce obok śmiesznego, zarośniętego bruneta. Usiadłam, robiąc to sztywno i z przeświadczeniem, że krzesło rozwali się pode mną dzięki złośliwemu zrządzeniu losu. Dłonie spociły mi się natychmiast, więc ukryłam je pod obrusem i wytarłam w sukienkę.
-Cześć, Ellie.- Emma, siedząca na wprost mnie po przekątnej, uśmiechnęła się, choć w oczach miała rezerwę i chłód.- Nie spodziewałam się ciebie tutaj.- Dodała. W ciszy, jaka nadal panowała, usłyszałam cichy syk, wydobywający się spomiędzy zębów Jr.
Okej, rozumiem. Więc moje pojawienie się na obiedzie było nietaktem? Powinnam była przywieźć Jr i siedzieć w samochodzie, jak przystało dobremu szoferowi? Emma, cudowna, wszechwiedząca Emma uważała, że moje miejsce jest gdzie indziej, ale nie tu?
Odetchnęłam głębiej, czując zalewającą mnie złość. Czarną, ponurą falę, powoli opanowującą mój umysł i podsuwającą mi tysiące kąśliwych odpowiedzi. Ale musiałam się opanować, nie chcąc przynieść wstydu Jaredowi... Choć, skoro prawdopodobnie i tak jutro polecę do domu... Gdybym teraz zaczęła pyskować i kłócić się z Emmą, miałby powód, żeby się mnie pozbyć.
Tak, wylałby mnie z pracy ku uciesze tej blond pindy, która pewnie z radości zatańczyłaby kankana w przejściu między siedzeniami w samolocie.
-To nie był mój pomysł, Emmo.- Powiedziałam, patrząc jej śmiało w oczy.
-Tak tak, pączuszek był gotów spieprzyć z samochodu, Jar ledwie jej to wyperswadował.- Niespodziewanie z pomocą przyszedł mi Shannon. Zerknęłam na niego z wdzięcznością, dziękując wzrokiem za wstawiennictwo, choć ostrożność podpowiadała mi, że jego intencje nie muszą wcale być takie, za jakie je brałam. Ale coż, mogłam cieszyć się, że choć przez chwilę nie byłam sama przeciw reszcie świata. Wywnioskowałam też, że Emma, na podobieństwo reszty ekipy, ma mnie za faneczkę, która wykorzystała znajomości tatusia, by wkręcić się do łóżka Jr. To właśnie widniało na jej twarzy, przekonanie, że jestem zwykłą, napaloną na gwiazdora zdzirą, i że głupio mi, bo oni o tym wiedzą.
Przykro mi było, że tak mnie zaszufladkowali. Nie mieli racji, to nie ja byłam napalona i nie mnie zależało, żeby ciągnąć całą tę szopkę. Nie ja wpadłam na pomysł z udawaniem, nie ja nalegałam, żeby wpisać mnie na listę osób towarzyszących Jaredowi w trasie. Nie ja. Ale nie mogłam powiedzieć tego na głos, zdradzić prawdy, nie robiąc krzywdy sobie i nie narażając Jr na przykrości. A także, o czym teraz pomyślałam, nie raniąc jego mamy, która widziała we mnie dziewczynę syna i wydawała się być mi przychylną.
Boże, jeszcze to... W co ja się w ogóle wdałam, dlaczego zgodziłam się na ten teatrzyk? Wdepnęłam, nie da się ukryć. Wbrew sobie musiałam kłamać dalej, budząc wyrzuty sumienia i wstydząc się tego, co robię.
Po co się tym przejmować? Przecież jutro wrócisz do domu, olejesz Jr i jego Towarzystwo Wzajemnej Adoracji.
Fakt. Dziś był ostatni dzień oszukiwania, mój ostatni występ, i chciałam wypaść dobrze, zasłużyć na brawa publiczności i pozytywną opinię krytyków. Potem zejdę ze sceny na dobre.
-A co tu taka grobowa atmosfera?- Constance postawiła przede mną i Jr talerze z niewielkimi porcjami bulionu. Dopiero teraz zauważyłam, że reszta już ma przed sobą zupę, a niektórzy zdążyli już ją skończyć.
-Jemy, a przy jedzeniu się nie gada.- Shannon wyjaśnił, nie dając innym szansy powiedzenia czegoś innego.
-To dobrze, bo już myślałam, że coś się stało.- Usiadła na wprost mnie. Najwyraźniej wcześniej sama ustaliła miejsca dla gości, chcąc mieć mnie na widoku i mogąc obserwować, bo teraz prawie nie odrywała ode mnie wzroku. Ale nie patrzyła na mnie tak, jak Emma, ostro i z niechęcią, tylko z jawnym, niekrytym zainteresowaniem, zwykłą ciekawością, kim okaże się nowa przyjaciółka jej syna.
W miarę upływu czasu atmosfera nieco się rozluźniła i przy stole rozległy się rozmowy. Głównie te dotyczące nadchodzącej trasy, pełne profesjonalnego żargonu, dziwnych określeń, które nic mi nie mówiły. Ważne jednak było to, że w ogóle ktoś coś mówił, a nie to, czy ja coś z tego rozumiałam. W sumie mogłam nawet nie odzywać się słowem, i chyba to byłoby dla wszystkich najlepsze. Jak zastrzegł wcześniej Jr: mogłam odpowiadać na pytania, jeśli ktoś by mi jakieś zadał, i nie robić nic więcej.
Przy drugim daniu, dla mnie i dla Jareda składającym się z pieczonych zimniaków, sałaty i sojowych kotlecików o pysznym smaku, zastępujących jedzoną przez resztę gości pieczeń wołową, czułam się na tyle komfortowo, by z uśmiechem słuchać toczących się rozmów. Nadal były dla mnie w połowie niezrozumiałe, ale nie zależało mi, by zmieniano temat.
-Aż miło patrzeć, jak jesz, Eleanor.- Usłyszałam pełen uznania głos Constance.- Naoglądałam się tyle dziewczyn, skubiących swoje porcje w obawie, że przybędzie im gram wagi, a ty pochłaniasz wszystko, wcale się tym nie przejmując. To prawdziwy komplement dla mnie, jako gospodyni.
Zmarłam z widelcem nad talerzem, z miejsca czując, że znów znalazłam się w centrum uwagi.
-Lubię jeść.- Stwierdziłam cicho, oblewając się rumieńcem. To było wszystko, co mogłam powiedzieć, przecież nie wyjaśnię, że przymierałam głodem przez parę miesięcy i korzystam, nadrabiając straty.
-O tak, wciągasz jak odkurzacz, robisz mi konkurencję. Zawsze to ja żarłem najszybciej.- Shannon roześmiał się wesolutko.- A właśnie, skoro już mówimy o odkurzaczach...- Jego ton zmienił się na ten, którego nie lubiłam, stając się nieco obleśny.- Połykasz?
Nie spodziewałam się, że zada mi takie pytanie, w dodatku przy stole, w obecności ludzi, którzy od początku mieli mnie za łatwą. Zaczerwieniłam się jeszcze mocniej, czując, że twarz pali mnie żywym ogniem, ale teraz było to spowodowane złością. Choć może w towarzystwie, w którym się znalazłam, podobne żarty były na porządku dziennym, przynajmniej ze strony Shannona? Może w ten sposób zachowywał się zawsze? To byłoby do niego podobne, tym bardziej, że goście nie zareagowali oburzeniem, a śmiechem, jakby byli przyzwyczajeni do podobych sytuacji i czekali, jak zareaguję.
Musiałam coś powiedzieć, coś na tyle odpowiedniego, żeby się nie zbłaźnić, i nie wyjść na taką, za jaką mnie mieli.
-Nie.- Pokręciłam głową, podnosząc na Shannona wzrok.- A ty?
Przez sekundę czy dwie przy stole panowała cisza, potem Shan ryknął śmiechem, odchylając głowę i pokazując komplet zadbanego uzębienia. Śmiał się szczerze, nie udawał, rechotał tak, że z oczu popłynęły mu łzy, które otarł wierzchem dłoni, wciąż chichocząc. Nawet Constance się śmiała, patrząc na mnie z czymś w rodzaju uznania.
Czyżbym właśnie zdała jakiś test?
-Idę zapalić.- Ktoś wstał od stołu, dając tym samym sygnał innym. Po kolei znikali za drzwiami ogrodu, pięknego i pełnego kwitnących kwiatów, głównie róż.
-Pomożesz mi posprzątać, Eleanor?- Prośba Constance zatrzmała mnie, gdy podnosiłam się z krzesła.
-Jasne, pani Leto.- Uśmiechnęłam się do niej.
-Connie. Wszyscy tak się do mnie zwracają, nie rób wyjątku. Wiem, że jesteś młoda, ale wiek nie gra dla mnie roli. Tym bardziej, że jesteś dziewczyną Jareda.- Podała mi stertę talerzy i ruszyła przodem, prowadząc mnie do kuchni.
-Ja też pomogę, sporo tego.- Jr, z tacą pustych szklanek, poszedł za nami. Najwyraźniej nie chciał tracić mnie z oczu i wolał mieć baczenie na to, co ewentualnie powiem, niż plotkować w ogrodzie.
Postawiłam talerze na szafce przy zlewie, obok tych, które zostawiła Connie, i ruszyłyśmy w drugi kurs do salonu.
-Wydawałaś się bardzo onieśmielona, Ellie. Źle czujesz się w towarzystwie?- Mama Leto zaczęła mnie wypytywać. Jasne, spodziewałam się tego, ale i tak od razu spięłam się w środku, choć na zewnątrz nie pokazywałam po sobie niczego.
-Prawie nikogo tu nie znam. I prawie nikt nie zna mnie.- Wyjaśniłam. Nie powiedziałam na głos, że perspektywa poznania jej też dokładała swoje. Tego akurat pewnie sama się domyślała.
-Jesteś bardzo skromną i sympatyczną dziewczyną.- Zaśmiała się i popatrzyła na Jareda, układającego szklanki w równy rządek.- Szczerze powiem, straciłam już nadzieję, że mój syn zwiąże się z kimś normalnym. Wszystkie te aktorki, modelki, zmanierowane gwiazdeczki, z którymi dotąd się zadawał, nie były warte funta kłaków. Wyniosłe, ważne, i przemielone przez machinę biznesu. Do tego wyrafinowane. W życiu nie widziałam, żeby któraś z nich się zarumieniła, takie były zimne w środku.- Connie mowiła, a ja czułam się coraz gorzej ze świadomością, że bierze za prawdę coś, co nie istnieje. Nie różniłam się niczym od kobiet, o których mówiła, a nawet byłam od nich gorsza, bo brałam od Jr pieniądze, byłam jego dziwką.
-Daj spokój mamo, nie ma o czym mówić.- Wtrącił. Głos miał... płaski, pozbawiony barwy i jednocześnie przesycony emocjami, głównie zdenerwowaniem.
-Mówię tylko, że wreszcie poszedłeś po rozum do głowy, dotąd miałam wrażenie, że jest ci potrzebna tylko do noszenia kapelusza.
Zostawiłam ich i poszłam do salonu, chcąc uniknąć dalszej rozmowy. Może przy odrobinie szczęścia natknę się na Shannona, wolałam już jego głupie teksty od tego, co mówiła Connie. Wstyd, że oszukuję kobietę, która jest do mnie tak przychylnie nastawiona, prawie mnie dusił. Naprawdę, dla pieniędzy sprzedałam nie tylko ciało, ale i swoje poczucie przyzwoitości, zasady, jakimi się kierowałam, wszystko, co we mnie dobre i poprawne. Byłam w tej chwili godna pogardy, nie sympatii, z którą się spotkałam.
Nie dane mi jednak było zostać samej: zaraz za mną  salonie zjawiła się mama Leto.
-Jaredowi musi na tobie naprawdę zależeć, skoro tak blisko ciebie się trzyma. Widzę, jak się o ciebie martwi.- Kontynuowała, wbijając mnie w coraz większe poczucie winy. Gdyby wiedziała, że jego troska wynika z lęku o to, czy czegoś nie palnę....- Domyślam się, że z sobą sypiacie.- Powiedziała ciszej, przysuwając się do mnie o krok i rzucając szybkie spojrzenie w stronę kuchni.- Nie bierz mi tego za złe, ale lepiej, gdybyście na początek się zabezpieczali. Teraz nie jest dobry moment na dzieci, niech Jared skończy promocję, zagra te swoje koncerty. Potem, jeśli takie są wasze plany, chętnie zostanę babcią.- Jej twarz rozjaśniła się w uśmiechu rozmarzenia.- Dla Jareda to najwyższy czas na rodzinę, a ja byłabym szczęśliwa, gdyby osiadł w miejscu i przestał krążyć po świecie.- Mrugnęła kilka razy.- On potrzebuje rodziny.
Stałam obok niej jak kołek, nie mając odwagi się poruszyć czy odezwać. Byłam przerażona i zaszokowana tym, że bierze wszystko tak poważnie i maluje przede mną wizje, które nigdy tak naprawdę się nie spełnią. Chciałam uciec, albo ogłuchnąć, żeby nie słyszeć więcej ani słowa o tym, czego spodziewa się po mnie i Jr.
-Wiesz, że nigdy wcześniej nie zabierał swoich dziewczyn w trasę?- Spytała i mówiła dalej, nie czekając na moją reakcję.- Musi cię bardzo kochać, skoro teraz to robi.
Przełknęłam ślinę, czując, jak wszystko we mnie zwija się w ciasny kłębek ze wstydu. Miałam ochotę wykrzyczeć jej w twarz całą prawdę o mnie i o tym, co łączy mnie z Jr. Powiedzieć, że nie jestem jego dziewczyną tylko laską, która sprzedała mu cnotę, a jako że już ją odebrał i zapłacił, nie jadę z nim, a wracam do domu. Wyjaśnić, że miałam jechać tylko po to, żeby miał co pieprzyć, że wcale mnie nie kocha, może lubi, i że w tym wszystkim chodzi tylko o seks, i satysfakcję jej syna, dostającego pierdzielca na punkcie moich nóg.
Chciałam to powiedzieć, zrzucić z siebie cały ciężar, i otworzyłam nawet usta, ale w tej samej chwili w salonie zjawił się Shannon, najwyraźniej słyszący ostatnie słowa matki. Miał dziwną, rozbawioną minę, i przeczący wesołości mrok w oczach.
-Żebyś wiedziała, mamo, że tych dwoje łączy coś naprawdę wyjątkowego.- Powiedział, patrząc na mnie ostrzegawczo.- Sam jestem tym zaskoczony i nie dowierzam, ale mój brat potrafi zaskakiwać jak mało kto. A właśnie, mamo, Vicky chce od ciebie ten przepis na ciasto.- Dodał.
-Całkiem o tym zapomniałam zaraz go poszukam.- Connie klepnęła się w czoło i wróciła do kuchni, zatrzymując Jareda i prosząc go o pomoc w poszukiwaniach.
Opuściłam wzrok, nie mogąc znieść oskarżycielskiego spojrzenia Shannona. Słyszałam, jak idzie w moją stronę, potem jego nogi pojawiły się w moim polu widzenia.
-Prawie jej powiedziałaś, co?- Odezwał się szeptem.- Gdybyś to zrobiła i sprawiła jej przykrość, połamałbym ci gnaty gołymi rękami. W dupie mam, czy żre cię sumienie, niech cię wpierdala. Trzeba było się tu nie pchać, a skoro już tu jesteś, będziesz tańczyć do muzyki, jaką gramy.- Warknął groźnie.
-Nie bój się, nie miałam zamiaru nic mówić.- Syknęłam, nabierając odwagi.- I nie boję się ciebie, więc mi nie wygrażaj.- Dodałam, odwzajemniając jego wrogie spojrzenie równie nieprzyjaźnie.- A skoro już mam tańczyć, to zagrajcie coś lepszego, bo wasza muzyka to bełkot i kocie jęki.
-Lubię takie wyszczekane suczki.- Shan wyszczerzył się w uśmiechu, któremu daleko było do miłego.
-Już to słyszałam.- Wydęłam lekceważąco usta.
-Jesteś pewna, że nie chcesz zostać w LA? Mógłbym wynająć ci jakieś mieszkanie i dać na ciuchy czy coś.- Powiedział, z wrogiego zmieniając ton na zwykły, prawie obojętny.
-Nie wiesz, po co?- Zdziwiłam się. To, co mi proponował, było zaskakujące.- Chcesz mnie sponsorować?
-Mam sporo kasy, nie muszę oszczędzać.- Pochylił się, a raczej przybliżył odrobinę.- Miałabyś chatę, brykę, kartę kredytową, nie musiałabyś pracować. Wystarczy, że pozwalałabyś mi się dupczyć co dwa, trzy dni.- Mówił gorączkowo, z błyszczącymi ekscytacją oczami, w których być może, w innych okolicznościach, przepadłabym z kretesem.
-Twoje słownictwo powala.- Prychnęłam, równocześnie zastanawiając się, jak zareagować, co odpowiedzieć na tak jawną ofertę. Oczywiście, że jej nie przyjmę, ale czy mówiąc o tym teraz, nie zrobię z Shannona swojego wroga? Mogłam przecież potrzymać go w niepewności, na dodatek wiedząc, że dokąd nie odpowiem "tak" lub "nie", będę mieć go po swojej stronie. Nawet na jeden dzień mogło to okazać się przydatne.- Dobrze, rozważę twoją propozycję.
-Serio?- Jego brwi, i tak zadarte, powędrowały w górę.- Świetnie. Niezła z ciebie dupa, w dodatku całkiem w porządku, jak na dziwkę. Zobaczysz, nie pożałujesz.- Odsunął się, robiąc minę zadowolonego z siebie. Zupełnie, jakbym już zgodziła się być jego panienką. Ależ ten facet miał pewności siebie...
-Shannon, możesz otworzyć wino?- Głos Connie dobiegł od drzwi kuchni. W samą porę, bo nie wiedziałam, o czym mogłabym z nim rozmawiać, a wysłuchiwanie jego krzywych tekstów nie bardzo było mi na rękę. I tak miałam dość spraw, nad którymi moja biedna głowa pracowała. Najgorszą z nich było poradzenie sobie z poczuciem, że jestem strasznym zerem. I nie chodziło mi o to, że sprzedałam Jr tyłek, a o to, jak postępowałam w tej chwili wobec jego mamy. To było podłe, wstrętne, ja byłam wstrętna. Pozwalałam, żeby widziała we mnie kogoś, kim nie byłam. Czułam się z tym źle, ale po chwili przyszło mi na myśl, że nie tylko ja jestem temu winna. Gdyby Jared nie kręcił i nie motał, ja też nie musiałabym tego robić. Byłabym w porządku.
Tyle, że wtedy musialabym wyjawić, dlaczego kręcę się przy boku gwiazdora. Tego też nie chciałam robić. Nie chciałam, żeby jego znajomi dowiedzieli się, w jaki sposób zarobiłam na bilet do domu.
Nie wiedziałam już, co gorsze: kłamać, żeby wyjść z twarzą z całej tej porąbanej historii, czy powiedzieć prawdę, narażając się na drwiny. Próbę tego drugiego miałam w osobie Shannona. Czy chciałam wysłuchiwać, jaką jestem szmatą, od kogoś jeszcze? Nie. Więc nie miałam wyboru, musiałam pogrążać się w kłamstwie, pocieszając się jedynie tym, że długo to nie potrwa, a z Connie nie spotkam się więcej po dzisiejszym dniu. Spokój, jaki czeka mnie po powrocie do domu, był zasłużoną nagrodą za wszystko, czego się obecnie dopuściłam.
Westchnęłąm i przetarłam dłońmi twarz, jakbym w ten sposób mogła zerwać z niej maskę, którą nosiłam.
-Wszystko w porządku, Ellie?- Usłyszałam zza pleców zaniepokojony głos Jr.
Obróciłam się w jego stronę, starając się nie wybuchnąć: w jednej chwili skupiłam na nim całą złość i żal o to, co się działo. A jednak, widząc go, przygarbionego, z niepewną, zagubioną miną, porzuciłam zamiar wyrzucenia mu swoich pretensji.
-W sumie tak, jestem tylko trochę oszołomiona.- Powiedziałam.- Dzieje się tyle, i tak szybko, że nie nadążam. Twoja mama...- Nie dokończyłam, wzruszając ramionami.
-Wiem. Nasłuchałem się.- Skrzywił się z niechęcią i podszedł do mnie, kładąc mi dłonie na ramionach. Potem przesunął je w tył, na moje plecy.- Kurwa, wszystko wymyka mi się spod kontroli, nie panuję nad tym. Nie lubię tego.- Przyznał. Nadal wyglądał na pogubionego, ale teraz w jego oczach pojawił się nowy wyraz, coś jakby desperacja?.- Nienawidzę, gdy coś idzie nie po mojej myśli, dosłownie mnie to wykańcza.
-Było nie wymyślać.- Delikatnie wypomniałam mu, że to on zaczął.
-Było się nie zgadzać.- Odpalił natychmiast.
Patrzyliśmy na siebie przez kilka sekund, potem, jak na komendę, parsknęłiśmy śmiechem. Jared objął mnie i uścisnął, jakby pozbył się przygniatającego go do ziemi cieżaru. Co dziwniejsze, ja sama czułam się, jakby spadło ze mnie ogromne brzemię. Zrozumiałam, że wina za to, co się dzieje, rozkłada się po równo na nas obojgu. Żadne z nas nie nabroiło więcej, niż drugie, za to nakręcaliśmy się wzajemnie, podsycając chęć dalszego udawania. Czy mi się to podobało? Nie bardzo, ale skoro już w tym tkwiłam, mogłam poświęcić jeszcze odrobinę czasu na szlifowanie sztuki aktorskiej. Grunt, żeby wszystko skończyło się dobrze.

                                                               *****

Uff, dość na dziś. Ciąg dalszy w następnym odcinku ;) 
Mam nadzieję, że nikt nie ma mi za złe urwania opowieści praktycznie w połowie akcji? Przynajmniej będę mogła poukładać sobie dokładnie to, co jeszcze chcę napisać, zamiast starać się umieścić w tym kawałku wszystko, a trochę tego jest. Przed nami przecież jeszcze trochę akcji u mamy Leto, potem wieczór u Jr... A tego ostatniego szczególnie nie chcę spieprzyć zbytnim pośpiechem.
Pozdrawiam i czekam na komentarze :)
 Yas.

13 komentarzy:

  1. Jestem cholernie zadowolona! Zaskoczyłaś mnie! I to bardzo! I to mi się niesamowicie podoba. Że to opowiadanie nie jest schematyczne, tylko właśnie zaskakujące. I dobre. Pogubiony i niepewny Jared - tak i jeszcze raz tak. Bo do mętliku Ellie już przywykłam, ale wciąż go lubię :) Czekam z niecierpliwością na wiecej i życzę aby ten kapryśny Wen siedział u ciebie bez przerwy i szeptał do ucha :)

    Pozdrawiam
    xx

    @LunaAgainstSol :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jared, który stracił kontrolę nad własnymi kłamstwami, biedactwo. Jego wymysły zaczęły żyć własnym życiem, do tego mama wyraźnie widzi w Ellie jego partnerkę. Ciekawe, co mu powiedziała, że "się nasłuchał"? Może sam to zdradzi.
      Wen, kochany wen, opuścił mnie na trochę i wrócił stęskniony. Mam nadzieję, że zostanie na dobre, bo u kogo będzie miał lepiej, niż u mnie? Ja przynajmniej go słucham i się z nim zgadzam, a faceci to lubią ;)

      Spokojnego tygodnia i cierpliwości w czekaniu na ciąg dalszy.
      Yas.

      Usuń
  2. Spodziewałam się, że Constance będzie ostro jechała po Ellie, będzie ostrożna i będzie prowadzić śledztwo w sprawie ich związku, a tu proszę. Miła niespodzianka. :) Powiem Ci, że cholernie lubię postać Shannona mimo tych jego żenujących żartów, chyba przez naszą wspólną cechę- niewyparzona gęba i liczne podteksty, haha!
    A tak z innej beczki: kocham to co robisz i cieszę się, że się tym dzielisz, bo to naprawdę coś pięknego. I opowiadanie o Yas i Vae, i wcześniejsze marsowe i teraz to. Tak, zabij mnie. Nie odzywałam się przez te wszystkie opowiadania i teraz jest mi bardzobardzo wstyd. Obiecuje, że będę już od teraz, tato. :D
    Czekam na kolejny i pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć :)
      O ile pamiętam, chyba raz czy dwa napisałaś coś pod którymś z rozdziałów Yas. Ale mogę się mylić, usunęłam bloga bezpowrotnie z pół roku temu.
      Shannona będzie więcej, obiecuję. Czeka na decyzję Ellie, więc chyba będzie się przy niej kręcił, bo czemu nie? Jest świetny, z tymi swoimi tekstami i zachowaniem całkiem mnie rozbraja, choć rzeczywiście mógłby trochę zapanować nad słownictwem. Ale co tam. Jak na mój gudt, tu jest fajnieszy, niż u Vanji, choć gdyby połączyć tamtego Shanniego z tym Shanem, wyszedłby ideał ;)
      Za parę dni kontunuacja rozdziału, już mam na note kawałek napisany i obmyślam atrakcje.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Ach te mamuśki. Wszystko chcą wiedzieć i nieważne, że niektórych to peszy, one i tak muszą wiedzieć.
    Szczerze powiedziawszy,po ostatnim rozdziale, myślałam, że Constance nie polubi Ellie, (sama nie wiem czemu) a tu taka niespodzianka. Co do Emmy, to mam wrażenie, że jest po prostu zazdrosna o Jareda. To też tak jakby chciała ośmieszyć Ellie. Wkurza mnie, bo myśli, że skoro ma kasę to może wszystko. Zresztą wszyscy tak uważają, nie jesteś bogata, nie mamy o czym rozmawiać. No i na koniec deser, w postaci Shannona ;D Uwielbiam te jego 'pączusiu', ale jak już nagadał Ellie co nieco, to mnie zdenerwował. W dodatku chce ją przelecieć! Jak mu brakuje, to niech idzie za przykładem brata i sprawdzi w internecie, czy żadna 'dupcia' się nie ogłasza, czekając na swojego rumaka.
    Muszę powiedzieć, że rozdział bardzo fajnie mi się czytało. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mamuśki bywają zaskakujące ;) A zachowanie Connie wyjaśni się później, najpewniej na koniec historii. Nie, żeby serio nie lubiła Ellie, ale...
      Emma kontra Ellie. Nie powiem, czy coś w związku z tym planuję, bo u mnie w głowie wszystko zmienia się z chwili na chwilę, w zależności od tego, co właśnie wymyślę.
      Shannon jest bezbłędny, nawet jako skończony cham daje się lubić. Jego prostota powala a szczerość mimo wszystko zadługuje na pochwałę: w tym momencie okazał się tym lepszym z synów, nie chcąc samemu kłamać i nie pozwalając sprawić matce przykrości. I niby dlaczego miałby szanować Ellie, dla niego dziwka to dziwka.

      Ja znów przyznam, że bardzo fajnie mi się rozdział pisało, i pewnie tak samo będzie z następnym.

      Usuń
  4. Nowy rozdział troszkę się opóźni. Miał być w tę niedzielę, ale brakło mi czasu na pisanie, więc daję sobie jeszcze tydzień. Nie chcę pisać na szybko, dając Wam coś, co nie jest dopracowane, pozbawione moich nieodłącznych literówek idt. Jak już wcześniej nadmieniałam, treść mam w głowie, kwestią pozostaje jedynie spisanie jej w odpowiedni sposób.
    Tak, będzie to, o co w całej historii chodzi, czyli seks.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, nie pali się :D. Poczekamy! :DD

      Tak właśnie mnie teraz naszło, żeby sprawdzić, czy zostawiłam tu jakiś ślad po sobie czy nie. Całkiem zapomniałam, ale jestem! :)
      Jeszcze przed tym rozdziałem nurtowało mnie, czy Constance nie przyczepi się do wieku Ellie. Myślałam, że może w tym odcinku coś o tym napomni, a tutaj tak jest nią zauroczona, że jejku! Ale nie powiem, stworzyłaś naprawdę fajną wersję mamy Leto. I cóż, Jay z Ellie powinni liczyć się na takie teksty, skoro przedstawili się w świetle pary :D. Póki co Ellie w nowej roli radzi sobie bardzo dobrze, targają ją przeróżne emocje, ale póki co Constance tego nie wyczuła i dobrze. A Shann to już inna śpiewka :D Jestem tylko ciekawa, czy nie wywiną się żadne problemy z tej odpowiedzi dziewczyny odnośnie jego propozycji. Jared mógłby się wkurzyć, a przynajmniej tak mi się wydaje :D.

      Usuń
    2. Moja wersja mamy Leto to taka prawdziwa, troskliwa mamusia, chcąca dla swojego dziecka jak najlepiej. Gotowa swatać starzejącego się pięknisia z pierwszą dziewczyną, jaka się nadarzy. Jared właściwie robi się już podtatusiały, więc co się Connie dziwić, że próbuje wepchnąć go w ramiona tej, którą przedstawia, jako swoją kobietę? A że Ellie nie jest "ze sfer", to nawet lepiej, bo może patrzy na Jareda z większym zachwytem, niż jej obeznane z biznesem poprzedniczki, i może weźmie go na ślepo? No i przecież są na świecie mamy, które przy pierwszym spotkaniu z nową dziewczyną syna opowiadają jej wszystko, począwszy od chwili narodzin potomka. Wyciągają albumy ze zdjęciami, wspominają...
      Co wyjdzie z rozmowy Ellie z Shannonem, to dopiero się okaże. Ale fakt, przez jakiś czas starszy Leto będzie jej przychylny, czekając na "pozytywne rozpatrzenie jego podania".

      Usuń
  5. Czytałam wiele spotkań dziewczyn Jareda z mamuśką Leto, wyglądały one przeróżnie. Przeważnie matka braci okazywała się suką, która nie chce dopuścić zadnej dziewczyny do swoich synalków. Ta okazała się jednak być miłą kobietą, która ciepło przyjęła nową „dziewczynę” Jareda. I nie przeszkadza jej, a przynajmniej nie okazała tego jawnie, różnica wieku między Jayem a Ellie.
    A dziewczyna ewidentnie należy do grupki osób, która przejmuje się wszystkim, a jeśli nie wszystkim to na pewno większością opinii. No cóż, taki typ człowieka.
    Zajączek się zawstydził, jakie to urocze:d I jego dobre serce. Gdyby mamuśka wiedziała, jacy naprawdę są jej synkowie, zapadłaby się prawdopodbnie ze wstydu przez nich. W realiach zastanawia mnie to, że jeszcze się do nich przyznaje.
    Shannon w rosole? Zjadłabym taki rosołek, bo osobiście jestem jego fanką (rosołu, Shannona już nie bardzo). Czekam na spięcie na linii Ellie- Emma. Nigdy jakoś specjalnie nie lubiłam asystentki Jareda, nie wiem też czym to jest powodowane, po prostu jakoś laska mi nie podchodzi. W tym opowiadaniu również.
    „Połykasz?” mnie zabiło. Osobiście zabiłabym Shannona za taki tekst, ale Ellie bezbłędnie wyszła z tego. Mamusia uwierzyła w ten teatrzyk, tak dobrze został on odegrany. A to wkurzyło Shannona, bo jednak jest jaki jest, ale kocha matkę i nie chce dać jej krzywdzić. I jest albo tak naiwny, albo tak zadufany w sobie i przekonany, że Ellie mu ulegnie, że nie dopuszcza do siebie tego, iż dziewczyna podała mu taką odpowiedź, jaka jej aktualnie pasowała. Koncówką Jareda i Ellie była jakaś taka... urocza? Chciałabym być w Twoim umyśle i wiedzieć, co planujesz dalej dla tej dwójki.
    Czekam teraz na najnowszy rozdział:)
    Anonimowa od MH:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spięcie Ellie z Emmą jest nieuniknione. Już widać, że się nie lubią. To daje mi pole do popisu, mogę rozwinąć ten wątek w dowolny sposób. Czy dziwnym byłoby, gdyby Ellie poleciała z Jaredem właśnie na złość Emmie? Nie. Przecież już o tym myślała, o radości dawnej niedoszłej na wieść, że młoda wraca do domu. Miałaby dać Emmie tę satysfakcję? No way!
      "Połykasz" przyszło mi do głowy już wcześniej, tylko musiałam znaleźć odpowiednią scenę, żeby to umieścić. A Ellie to jednak zmyślna sztuka, wmanewrowała Shana, każąc mu czekać, i już zaczyna łapać, że może manipulować mężczyznami. Ciekawe, kiedy spróbuje tej sztuczki z drugim Leto.
      Co do końcówki rozdziału: myślę, że moja para bohaterów, nawet tego nie chcąc, weszła w szczególny rodzaj relacji i więzi, o których inni nie wiedzą. Mimowolnie stworzyli rodzaj związku, opartego na szczególnych podstawach. I powoli zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. Dokąd ich to doprowadzi? Zobaczymy.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. Genialny rozdział. Również jestem zaskoczona tak pozytywnym nastawieniem Constance w stosunku do Ellie. Jednak trochę mi jej szkoda, bo nie wie, że to wszystko tylko takie małe przedstawienie.
    Co do samej Ellie, trzeba przyznać, że coraz lepiej radzi sobie w świecie rodzeństwa Leto. Wydaje mi się, że mimo tego całego mętliku w głowie, jest nieco pewniejsza siebie. Dobrze wybrnęła z niezręcznej sytuacji, w jakiej postawił ją przy wszystkich Shannon. A wspominając już o Shannonie - ten gość po prostu rządzi. Jest strasznie bezczelny i chamski, ale te wady okrywa lekka otoczka komizmu, przez co tego drania da się jednak lubić ;)
    Z nóg całkowicie powalił mnie zajączek! Obraz zawstydzonego Jareda po prostu krąży po mojej głowie nie dając mi złapać oddechu między narastającym śmiechem.
    Ogólnie bardzo wesoły rozdział, w jakimś sensie rozluźniający chociaż na chwilę tą napiętą atmosferę między Ellie i Jaredem.
    Uzbrojona w cierpliwość czekam na ciąg dalszy i życzę, aby wena trwała razem z Tobą, a w międzyczasie zapraszam do siebie po dwóch tygodniach przerwy.

    Pozdrawiam,
    Claudia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, było dosyć lekko, łatwo i przyjemnie, mimo ciągłych wyrzutów Ellie, mającej do siebie pretensje o okłamywanie mamy Leto.
      Powoli piszę kolejny kawałek, trochę już mam, resztę powinnam dopisać do wieczora. Teraz mam trochę szumu w domu, więc odpuszczę, ale po południu zasiadam i kończę, żeby na wieczór zamieścić.
      Zajączek xD Wręcz widzę Jr-kilkulatka z siekaczam, godnymi prawdziwego zająca. W końcu, jak się przyjrzeć, Dziadu naprawdę ma górne jedynki dłuższe, niż dwójki, a to dało mi pretekst, żeby stworzyć mu śmieszny przydomek.

      Cierpliwego oczekiwania na ciąg dalszy Ellie :)
      Yas.

      Usuń