niedziela, 1 kwietnia 2018

Wiedz, gdzie jest twoje miejsce.

Nigdy nie miałam konta na Facebooku, nie było mi potrzebne. To, które miałam teraz, służyło bardziej Jr niż mi. Zaglądałam na nie rzadko, jak mi się przypomniało, i za każdym razem byłam zaskoczona ilością zaproszeń do znajomych od zupełnie obcych ludzi. Ale co ja się miałam dziwić, jeśli na moim profilu pojawiały się wpisy Leto? I to nie jakieś niewinne wzmianki a całkiem osobiste rzeczy, jak choćby krótka notka o tym, że śmiałam się przez sen i pytanie, czy śniłam o nim.
A dziś, gdy zalogowałam się na stronie, pojawiła się prośba o potwierdzenie zmiany statusu na "w związku z: Jared Leto". I data początku związku z dnia, w którym umówiliśmy się na spotkanie koło Country Club.
Potwierdziłam, nie wahając się ani chwili, bo naprawdę byliśmy teraz parą.
Cieszyło mnie to i przerażało jednocześnie, szczególnie bałam się towarzyszącej związkowi z kimś tak rozpoznawalnym sławy, choć przecież, gdyby mi się wtedy udało i zostałabym modelką, również mogłabym stać się kimś w rodzaju celebrytki mniejszego kalibru.
Odsunęłam od siebie myśli o rodzajach i gatunkach sławy i zaczęłam przeglądać listę zaproszeń do znajomości. Nie chciałam przegapić kogoś, z kim znałam się z Delphi, bo nagle wszyscy przypomnieli sobie o moim istnieniu a ja, będąc gdzieś w środku małą, wredną istotą, chciałam zagrać im na nosie i zwyczajnie dać powody do zazdrości. Nie byłam małostkowa, jedynie odgrywałam się za czasy, gdy śmiali się z moich marzeń i chęci zostania kimś, osiągnięcia czegoś. Choć sama nie osiągnęłam nic, poza wpadką z Bardzo Sławnym Facetem, byłam teraz na świeczniku.
Potwierdziłam kilka zaproszeń, odrzuciłam pozostałe i odetchnęłam głęboko. Więc jestem oficjalnie "w związku", każdy, kto wyświetli profil Leto, zobaczy wygenerowaną przez system informację o moim szczęściu, moje nazwisko, twarz. Wcześniej zdarzały się spekulacje na mój temat, pytania czy serio ja to ta nowa laska Jareda. Teraz sam niejako wskazał na mnie palcem, nie pozostawiając nikomu wątpliwości: tak, to ta dziewczyna, jest ze mną.
Uśmiechnęłam się na myśl że wolę określenie "jest moja". W jakiś sposób podniecało mnie, gdy Jr określał mnie jako swoją, nie erotycznie, to działało na mnie ożywczo, sama nie umiałam tego inaczej nazwać. Zupełnie jakbym przełączała się na tryb bycia podległą mężczyźnie, słabą kobietką, a to mi się bardzo podobało. Tak naprawdę nie byłam słaba, ale fajnie było poudawać, tym bardziej że Jr lubił rządzić. Nie, on lubił dominować, i chwała mu za to na wieki. Zdejmował ze mnie konieczność podejmowania niektórych decyzji, często również tych dotyczących mnie, ale w ogóle mi to nie przeszkadzało. Lepiej ode mnie wiedział, jak wygląda życie, jego mniej i bardziej przyjemne strony, więc bez protestów pozwalałam mu je układać. Nie obawiałam się konsekwencji takiego postępowania, w pokręcony sposób ufałam Leto jak sobie samej, budził moje zaufanie od pierwszej chwili, gdy wsiadłam do jego samochodu. Fakt, zachowywał się potem dziwnie, ale kierowała nim chęć uchronienia mnie przed uczuciami, jakie mógłby we mnie wzbudzić, przed byciem z chorym człowiekiem.
Budził we mnie uczucia, ale nie takie, jakich się obawiał. Mimo bliskości, tęsknoty, bólu po nagłym rozstaniu, nadal wiedziałam, byłam niemal pewna, że go nie kocham, choć owszem, byłam nim poważnie zauroczona. I cholernie mnie kręciła jego samcza dojrzałość. O tak, to była główna przyczyna, dla której przy Leto mój oddech przyspieszał a w brzuchu pojawiały się stada oszalałych motyli. Jr obudził moją seksualność i jeszcze jej nie zaspokoił, nie do końca, nawet nie w kilku procentach. Chciałam więcej, i tylko od niego. Nie interesowali mnie inni mężczyźni, byłam nastawiona, czy też zaprogramowana, na tego jednego człowieka. To normalne, czy może on to sprawił swoim zachowaniem? Możliwe, że sprowokował u mnie swego rodzaju uzależnienie od siebie, robiąc to rozmyślnie albo zupełnie przypadkiem? Chyba ta druga opcja, jaki by Jr nie był nie miałam go za aż takiego geniusza czy manipulatora. Pomijając sławę i pieniądze był po prostu fajnym, troszkę dziwnym facetem w średnim wieku, doskonale wiedzącym jak oszołomić niedoświadczoną dziewczynę.
Facet w średnim wieku, pomyślałam, patrząc przez otwarte drzwi łazienki jak stoi przed lustrem, oglądając się uważnie. Był po kąpieli, owinięty w pasie ręcznikiem, oczywiście białym jak śnieg, przyjemnie kontrastującym z delikatnie opaloną skórą. Z czystą fascynacją przyglądałam się plecom Leto, szerokim ramionom, barkom, opadającym na nie włosom, których barwa zmieniała się od ciemnego brązu po blond.
Co mu odbiło, żeby strzelić sobie ombre? Nie wyglądał z nim źle, ale no kurde, chyba był jednak za stary na takie wydziwianie.
Stary... Nie uważałam go za takiego, choć nie zapominałam, że mógłby być moim ojcem. Czasami dziwnie się z tym czułam, najczęściej mnie to w pewnym stopniu onieśmielało i sprawiało, że ciężko było mi z nim rozmawiać, bo gdzieś tam w sobie bałam się, że wyjdę na głupią gówniarę znikąd, stan Indiana. W porównaniu do mnie Jr wiedział o życiu i świecie nieporównywalnie więcej, mógł wypowiedzieć się o tylu nieznanych mi rzeczach, a ja? Mogłam go tylko słuchać, przytakując, i nie mając pojęcia, czy nie irytuję go swoją ignorancją. Nie chciałam być dla niego głupkiem z ładną twarzą i tyłkiem, przepraszam, z nogami.
-Ellie?- Głos Jareda wyrwał mnie z rozmyślania.- Możesz coś dla mnie zrobić? Chodź na chwilkę.
- Co zrobić? - Weszłam do łazienki, od razu czując bliskość półnagiego ciała. Promieniowało czymś, co było dla mnie kuszące, piękne, i czymś jeszcze, czego nie umiałam nazwać.
- Chciałbym, żebyś dokładnie obejrzała mi plecy i sprawdziła, czy nie mam tam żadnych znamion, pieprzyków, guzków pod skórą. Resztę już sprawdziłem, ale plecy są poza moim zasięgiem.- Zerknął na mnie z odbicia w lustrze.- Jeśli nie będzie nic, co widać, spróbuj wyczuć dotykiem.
- Ok.- Zaczęłam oglądać jego plecy, kawałek po kawałku, starając się nie zwracać uwagi na nic, poza szukaniem ewentualnych pierwszych objawów raka skóry.- Nic nie ma, jesteś gładziutki jak pupcia niemowlęcia.- Zażartowałam.
- Teraz sprawdź, czy nic się nie ukrywa pod skórą. Proszę. To dla mnie ważne.- Oparł się dłońmi o umywalkę i pochylił nieco w przód, oglądając sobie twarz.- Co jakiś czas robię taki przegląd, przywykniesz.
Nie odpowiedziałam, woląc milczeć niż palnąć coś idiotycznie. Zaczęłam przesuwać końcami palców po plecach Leto, starając się nie ominąć ani centymetra, ciesząc się z ich gładkości. Nie było żadnych guzków, zgrubień, dziwnych w dotyku miejsc, jedynie skóra i napinające się pod nią mięśnie. Już wcześniej, wizualnie, upewniłam się, że nie ma nigdzie niczego podejrzanego, nie martwiłam się więc, że coś znajdę, ale nie przerywałam, czerpiąc przyjemność z dotykania jego ciała. Stopniowo zjeżdżałam ręką niżej, coraz bardziej zafascynowana swoim zajęciem. Mogłabym to robić co dzień, gdyby tylko Jr poprosił, albo nawet bez proszenia.
- I?- Usłyszałam pełne napięcia pytanie.
Potrząsnęłam przecząco głową, ale nie przerwałam, choć dotarłam już do ręcznika. Miałam wielką ochotę zsunąć go troszkę niżej, ledwie kawałeczek, tak, żeby odsłonił choć odrobinkę krągłych pośladków, przecież mogłam udawać, że nadal szukam tego, czego tam nie ma... Nawet nie wiem kiedy wsunęłam palce pod puszysty materiał, w duchu fikając koziołki z radości, bo czułam jak diabli napięte mięśnie, drżące lekko tuż pod moją dłonią.
- Ellie? Hej, Ellie.- Jr patrzył na mnie z lustra rozbawionym wzrokiem.- Tam już sprawdzałem.
- Ja... chciałam być dokładna.- Zarumieniłam się, zawstydzona.
- A chyba że.- kiwnął głową, unosząc jedną brew.- Mogłem coś pominąć, fakt, więc jeśli nie będzie to dla ciebie kłopotem...
- Nie będzie.- Wyrwało mi się, nim skończył mówić.
- No i super.- Zdjął ręcznik, stając przede mną całkiem nago. Widziałam że się śmieje i wiedziałam że to ze mnie, ale było mi to obojętne. Miałam swoje pięć minut, mogłam bezkarnie oglądać go w całej krasie, dotykać, cieszyć się wrażeniami, jakich mi to dostarczało. Boże, nie sądziłam nigdy, że ciało faceta może budzić we mnie zachwyt, że jego skóra pod opuszkami palców, jej ciepło, zapach, mogą powodować tyle emocji, podniecać mnie, wprawiać w oszołomienie. Sprawiać, że miałam ochotę przylgnąć do niej całą sobą i nigdy nie puszczać. To było czyste pożądanie, po prostu pragnęłam tego faceta, jego i nikogo innego, tu i teraz.
Bez skrępowania pogładziłam jędrny pośladek, potem drugi, nie mogąc oderwać wzroku od ich doskonałości. Niech sobie inni myślą co chcą, dla mnie tyłek Leto był idealny, jak moje nogi dla niego. Cały był dla mnie kwintesencją męskiej seksowności, samczą siłą, dominacją, przewagą nade mną. Przy nim stawałam się mała, potulna, gotowa na wszystko co chciałby mi zrobić, i pozwalająca mu na to z ochotą, o jaką siebie nie podejrzewałam.
- Jesteś podniecona, prawda?- Spytał cicho, a ja przytaknęłam.- Nie myśl, że tylko ty, Ellie.- Zdjął moją dłoń ze swojego pośladka i położył ją sobie na członku, gorącym i twardym jak stal.
Dotykałam penisa drugi, może trzeci raz w życiu, i znów byłam zdziwiona jego delikatnością, jakby był z aksamitu a nie z ludzkiego ciała. Zupełnie instynktownie przejechałam palcami wzdłuż całej jego długości, zastanawiając się jak coś, co najpierw sprawiło mi ból, mogło dać później tyle przyjemności.
- Kręcisz mnie jak nikt, Ellie.- Mówiąc, Jr pociągnął mnie za rękę i postawił przed sobą, twarzą do lustra. Patrzył na mnie rozpalonym wzrokiem, naciskając mi dłonią na środek pleców.- Pochyl się i trzymaj nogi razem.
Drżałam, pochylając się w przód dotąd, dokąd dłoń nie znikła mi z pleców. Czekałam niecierpliwie, czując jak Jr unosi mi w górę sukienkę, potem chwyta za gumkę majtek i nagłym szarpnięciem zdejmuje mi je do połowy ud. Opuściłam głowę, oddychając szybko, nie mogąc doczekać się czegokolwiek z tego, co zamierzał.
- Kurwa, Ellie, jesteś taka wilgotna i gotowa.- Powiedział z niekrytym podziwem, wsuwając we mnie palce.- Śliska i ciasna. Gorąca, śliska i ciasna.- Mówił, masując moje wnętrze w sposób, od którego dostawałam dreszczy, czując w dole brzucha szybko wzbierającą przyjemność.- Chcę, żebyś szczytowała właśnie tak, z moimi palcami w cipce, kurwa, jak ja tego chcę.
Wygięłam kręgosłup, wysuwając biodra jeszcze bardziej w tył, chcąc czuć wszystko jeszcze mocniej i głębiej. Słowa Jr dokładały swoje, lekko ochrypły głos, ton jakim je wypowiadał, zarazem proszący i rozkazujący, moje podniecenie, wciąż większe i większe, bodźce płynące od penetrujących mnie palców, wszystko razem nieustępliwie prowadziło mnie w stronę orgazmu, czułam jak się zbliża, coraz bardziej nieuchronny. Oddech mi się rwał, kurczowo zaciskałam dłonie na krawędziach umywalki, z plecami wygiętymi w łuk i wypiętym tyłkiem, czując jak tężeją mi mięśnie ud, co było pierwszą oznaką nadchodzącej rozkoszy.  Potem nadeszła, przynosząc jednocześnie ulgę i żal, że to już.
- O kurwa jak mocno, Ellie. Jakbyś ściskała mi palce imadłem.- Jr wydawał się zachwycony.- Jesteś tam naprawdę niesamowita, świetnie zbudowana, wąska i długa. I zawsze taka będziesz.
Ledwie odnotowałam to, co mówił, choć przez chwilę zastanawiałam się skąd wie, jak jestem zbudowana w środku, bo ja nie miałam o tym pojęcia. Wyczuł to na dotyk?
- Zostań tak.- Znów oparł mi dłoń o plecy, nie pozwalając się wyprostować, potem wyjął ze mnie palce.- Kurwa, Ellie, jak ponętnie wyglądasz taka nabrzmiała z podniecenia.
Każdemu według gustu, pomyślałam, ja wolę oglądać twój zadek.
Stałam wciąż w jednej pozycji, zaspokojona i uspokojona, czekając na ciąg dalszy. Byłam pewna że Jr jeszcze nie skończył zabawy, i miałam rację: gdy przestał chwalić moje walory, miejsce jego mistrzowskich palców zajęło coś zdecydowanie większych rozmiarów. Mruknęłam z zadowolenia, czując jak we mnie wchodzi, powoli ale zdecydowanie, sięgając dalej niż wcześniej. Nie sądziłam, że ledwie po tym, jak miałam orgazm, mogę nadal odbierać penetrację jako przyjemność nie mniejszą niż wcześniej, jakby to był ciąg dalszy. Owszem, czytałam o wielokrotnych orgazmach, ale ja miałabym taki mieć? Ja?
- O mamo.- Jęknęłam zachwycona, czując równe, mocne pchnięcia Jr i jego dłonie na biodrach. Nie byłam w tym momencie Eleanor, byłam młodą samicą, kopulującą z dojrzałym, doświadczonym samcem. Byłam zwierzęciem, szukającym kolejnego spełnienia. I to było piękne.
- Powiedz Ellie, czy zapinam cię wystarczająco porządnie?- Usłyszałam.
- Tak, Jr.- Podniosłam głowę napotykając w lustrze jego wzrok.
- Na tyle dobrze, żebyś nie szukała gdzie indziej?- Patrzył wnikliwie, a mnie zdziwiło że był taki skupiony i... trzeźwy pomimo tego, co robił. To było dziwne i niepokojące.
Wizja drugiego orgazmu powoli rozwiała się przede mną jak dym, ale wystarczy mi jeden, trudno.
- Nie rozumiem.- Przyznałam, nieco mijając się z prawdą. Rozumiałam, ale nie wiedziałam, dlaczego zadaje mi takie pytania, do tego podczas seksu. Nadal było mi przyjemnie, ale czułam, że nic więcej z tego nie będzie.
- Wiele mogę znieść, ale nie zdradę.- Leto, wbił się we mnie ostro i tak został.- Nigdy mnie nie zdradź.- Policzek mu zadrżał.- Kurwa, Ellie, strzeliłem jak gejzer.- Uśmiechnął się do mojego odbicia.
Wyglądał uroczo zaraz po seksie, taki zmęczony, zdyszany i spocony, z włosami w nieładzie i tym specjalnym błyskiem w oczach. Po prostu pan Jared Po Bzykanku Leto. Ale nie miałam głowy do zachwycania się nim, bo strasznie byłam ciekawa, o czym do mnie mówił. Wyprostowałam się wreszcie, podciągnęłam majtki i usiadłam na brzegu szafki.
- O co ci chodziło z tą zdradą?- Musiałam spytać.
- Czasami, gdy jestem zdrowo podniecony, gadam różne rzeczy, nie przejmuj się.- Wzruszył ramionami, podnosząc ręcznik.
- Zbiera ci się wtedy na szczerość?
- Raczej na pieprzenie głupot, bo chwilami wyłącza mi się myślenie.- Puścił do mnie oko i spoważniał.- Swoje powiedziałem więc nie drąż tematu, Ellie, bo tego nie lubię.- Wyszedł, nim zdążyłam pomyśleć nad odpowiedzią.
Musiałam zadowolić się jego wyjaśnieniami, choć wcale nie wydawały mi się szczere ani prawdziwe. Kiedyś powiedział, że jest bardzo zazdrosny, więc może właśnie miałam tego krótki pokaz? Takie delikatne ostrzeżenie z jego strony, że w razie czego mam przesrane. Czyżby kiedyś jakaś laska doprawiła mu rogi i miał na tym tle uprzedzenia? Chciałam się dowiedzieć, o co chodzi, ale wątpiłam, żeby Jr cokolwiek mi powiedział. Miałam nie drążyć, więc zasięgnę informacji u kogoś innego: Shannona. I to już jutro, bo spotkamy się na świątecznym obiedzie u Constance. I na świątecznej kolacji, i na śniadaniu dzień później, w urodziny Jareda.
Boże, co ja mu dam w prezencie? Miał wszystko, a to, czego nie miał, mógł sobie kupić, a skoro nie kupił, to widocznie tego nie chciał.
Czasami ciężko być nikim.
Nikim to ja dopiero będę. Znów dopadło mnie przygnębienie na myśl o świętach w gronie znajomych Jr, ich umiejętności niezauważania mnie w każdej sekundzie, jakbym była niewidzialna. Czy oni to robili specjalnie, żeby pokazać mi, jak bardzo mają mnie w dupie? Ile z tego było zasługą Emmy i co mówiła na mój temat? Cóż, dowiem się wcześniej czy później, gdy zaczną się plotki na mój temat.


Zajechałam przed dom Constance z bardzo mieszanymi uczuciami. Chciałam i nie chciałam tu być, z jednej strony ciekawa świąt w rodzinie Leto, z drugiej pełna obaw, że będę jak piąte koło u wozu. Nawet sympatia, jaką darzyła mnie mama Jr, nie mogła do końca złagodzić przykrego uczucia obcości, które nie opuszczało mnie ani na chwilę, gdy wokół byli inni z ekipy. Co prawda w pierwszy dzień świąt towarzystwo było okrojone, prócz mnie i trójki Leto miał być Tomo z żoną i Emma z narzeczonym, ale to i tak za wiele, żebym mogła czuć się komfortowo.
Przed domem stało kilka samochodów, wśród nich ten, w którym widziałam Emmę, gdy byłam u Jareda powiedzieć mu, że nic od niego nie chcę. Boże, wydawało mi się, jakby to działo się wieki temu, w innym życiu, choć minęło od tamtej pory ledwie kilka tygodni....
Zaparkowałam byle gdzie i wyłączyłam silnik, patrząc w lusterko wsteczne na siedzącego z tyłu Jr. Przez całą drogę miał dziwną, tajemniczą minę, ale ilekroć pytałam co knuje, nie chciał powiedzieć, uśmiechał się tylko zadowolony z siebie. W pewnej chwili pomyślałam nawet, że zrobi mi niespodziankę i odmówi zaproszenia Emmy, ale widok jej samochodu mówił sam za siebie. Więc to nie to.
Gdy wysiedliśmy, z domu wyszła Constance, idąc w naszą stronę z wyciągniętymi ramionami, cała roześmiana. Uścisnęła Jr, wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenia i złapała w objęcia mnie. O co tu, kurde, chodzi?
- Ellie, słoneczko, ślicznie wyglądasz.- Ucałowała mnie w policzek.- Dziecko ci służy, promieniejesz.
- Gdybyś widziała mnie parę miesięcy temu, sama skóra i kości.- Westchnęłam na wspomnienie pierwszych tygodni ciąży, gdy nie mogłam zmusić się do jedzenia i bardzo schudłam.
- Początki bywają ciężkie, sama przechodziłam to dwa razy. Myślałam, że chłopcy wyciągną ze mnie wszystkie soki.- Odwróciła się do Jr, wyjmującego z bagażnika dwie nieduże torby z naszymi rzeczami.- Skoro mamy komplet to zaraz podamy obiad.
No tak, pomyślałam, podamy. Z nieodłączną, niezastąpioną Emmą. Oby tylko nie napluła mi do talerza.
Miałam ochotę zawrócić, wsiąść do swojego pięknego Mercedesa i uciec, pojechać do domu, zrobić sobie kubek gorącej, gęstej czekolady z kokosowymi wiórkami, zakopać się w pościeli i wyłączyć telefon. Przeczekać cholerne dwa dni, przespać je, i dopiero później tłumaczyć się ze swojego zachowania. Ale nie mogłam, musiałam robić dobrą minę, więc zrezygnowana poszłam za rozmawiającą o czymś szeptem dwójką. Już mnie nawet nie obchodziło o czym tak spiskują. Po raz drugi w życiu nie cieszyłam się świętami, były mi obojętne, a nawet myślałam o nich z niechęcią. Pierwszy raz było tak rok wcześniej, gdy spędzałam Boże Narodzenie sama, pijąc do lustra średniej jakości wino i płacząc nad własną głupotą, która kazała mi jechać do LA. To wtedy, słysząc wszędzie o Dziewicy Marii, wpadłam na pomysł by własne dziewictwo przekuć na twardą walutę, choć potem przez kilka miesięcy wahałam się, czy to zrobić. Dokładnie rok temu skierowałam swoje życie na pewne tory, a teraz, w efekcie tamtej decyzji, ironicznej i na wpół pijanej, byłam tu, w domu matki jednego z najbardziej znanych w świecie ludzi, jako jego dziewczyna. Czy żałowałam? Nie. Ani trochę.
Podbudowana tą myślą weszłam do holu, czując pomieszane zapachy świątecznych potraw i ciast, i zamarłam z głupkowatą miną, patrząc na stojącą nieopodal postać.
- Babcia?- Spytałam tak cicho, że sama siebie nie słyszałam.- Ale przecież pogoda, loty...
- Niespodzianka!- Shannon wyskoczył skądś jak diabeł z pudełka, krzycząc za wszystkich.
- O rany, to naprawdę babcia.- Podeszłam do niej szybkim krokiem i przytuliłam się, jak robiłam to dawno temu, w dzieciństwie.- Jezu, ale jak...?
- Nie Jezu tylko Jared, Suze.- Babcia obejmowała mnie mocno, śmiejąc się.- Nie wiem jak, ale załatwił taki mały odrzutowiec, leciałam z bardzo miłą obsługą.- Zaczerwieniła się i odsunęła na długość ramion.- Rozpakuj się, pomogę Connie z nakrywaniem do stołu. Jeszcze zdążymy się nagadać.
Rozejrzałam się, szukając wzrokiem Jr, ale znikał właśnie u góry schodów. Ruszyłam za nim szybko, nie chcąc przekrzykiwać rozgadanego towarzystwa, bo dopiero teraz, po pierwszym szoku, zauważyłam Tomo i jakiegoś obcego faceta, pewnie chłopaka Emmy. Nie wiedziałam który pokój jest nasz, starałam się więc dogonić Leto, ale gdy weszłam na górę, jego już nie było. Nie wiedziałam nawet w którą stronę poszedł, stałam  tak, patrząc to w lewo, to w prawo, dokąd nie usłyszałam szmerów z prawej, zza niedomkniętych drzwi.
Weszłam do pokoju zdecydowanym krokiem, z przygotowaną mową do Jr o tym, jaki jest dobry w utrzymywaniu tajemnic i jak wielką i piękną niespodziankę mi zrobił, i stanęłam oko w oko z Emmą.
- Chyba pomyliłam pokoje.- Powiedziałam obojętnym tonem, obrzucając ją szybkim spojrzeniem. Wystroiła się, wyglądała nawet ładnie, nie powiem, ale efekt psuła jej pełna niechęci mina.
- Wcale mnie to nie dziwi, w końcu skąd możesz wiedzieć gdzie jest twoje miejsce?- Wydęła umalowane usta.- Gdybyś się tu liczyła, Jared by ci pokazał, chyba że obojętne mu, w czyim łóżku wylądujesz na noc.- Dodała zjadliwym tonem.- Takie jak ty...
- Znów zaczynasz?- Przerwałam jej. Nie wiem, czy to z powodu ekscytacji babcią, czy z innego, ale nagle opanowała mnie zimna nienawiść do kobiety, która prawie od początku starała się mnie pozbyć z otoczenia Leto.- Nie interesuje mnie co masz do powiedzenia.
- A szkoda.- Obeszła mnie dookoła, nie przestając mówić cichym, przepełnionym drwiną głosem.- Mała naiwna dziewczynko, myślisz, że skoro ściągnął tu kogoś z twojej rodziny to znak, że mu na tobie zależy?- Zachichotała.- Nie bój się, nie powiem twojej babci o tym, jaka z ciebie ścierka. Swoją drogą nieźle wykombinowałaś: poznać dzianego gościa, zajść z nim w ciążę i doić z kasy.- Mówiła, a ja słuchałam, nie mogąc się ruszyć, bo jakaś część mnie chciała usłyszeć, co Emma powie.- Cóż, no to cię rozczaruję: Jared nic ci nie da. Twoja szopka z deklaracją, w myśl której nie chcesz jego forsy, była dla niego jak gwiazdka z nieba.- Stanęła przede mną, zakładając ręce na piersi.- W sumie nie wiem, czemu ci to mówię, chyba przez to że są święta, więc wypada ulitować się nad każdym.- Pochyliła się o parę centymetrów, szepcząc.- To była zabawa, małą biedulo. Bawimy się świetnie, patrząc jak łykasz wszystkie jego bajki. Siedzisz u niego z powodu dziecka, w sumie ciągle obstawiamy, czyje ono naprawdę jest. Jay myśli, że kogoś z ekipy, ja obstawiam jakiegoś gołodupca z twojej wioski. Idzie o spory zakład, może coś podpowiesz?
Zatrzęsło mną z obrzydzenia na dźwięk wymówionego przez nią zdrobnienia imienia Jr. Wiedziałam że nigdy go nie użyję, nigdy.
- Skoro nie chcesz powiedzieć... A może sama nie wiesz? Mniejsza o to, wyjaśni się jak urodzisz.- Podeszła do stolika, wyjęła z torebki paczkę papierosów, zapaliła jednego i usiadła na brzegu fotela, machając nogą, cała wyniosła, pogardliwa.- Szkoda mi ciebie, choć sama sobie jesteś winna. Chciałaś się nachapać, nie wyszło. Póki co ciesz się luksusem, bo niedługo ci się urwie. Jedz frykasy, śpij wygodnie, dawaj dupy Jayowi, niech ma z tego trochę korzyści. Jest miły bo lubi poruchać, zawsze lubił.- Poprawiła się na miejscu i strzepnęła popiół na otwartą dłoń.- Przyznaj, niezły w tym jest, prawda?- Puściła do mnie porozumiewawczo oko.- Swoją drogą nieźle mu się przyfarciło z tym, że byłaś dziewicą.- wypuściła w moją stronę chmurę dymu.- Długo nie mogliśmy zdecydować, którą laskę wybrać, mało się nie pokłóciliśmy bo każde miało swoją faworytkę.
- Co?- Zrobiło mi się słabo i musiałam oprzeć się o ścianę przy drzwiach. To, co mówiła Emma, brzmiało okrutnie ale prawdopodobnie. Wiedziała tak dużo, stanowczo za dużo jak na kogoś, kto nie był wtajemniczony. Próbowałam nie dopuszczać do siebie jej słów, nie słyszeć ich tak, jak wcześniej tego chciałam, ale słyszałam każde wyraźnie, jakby stała tuż przy moim uchu a nie po drugiej stronie pokoju, szepcząc teatralnie.
- To. Jay się nudził, więc postanowił dla rozrywki pobawić się jakąś głupiutką gąską i padło na ciebie.- Wzruszyła niewinnie ramionami, gasząc papierosa w szklance z resztkami soku.- Przykro mi, dzieciaku, ale taka jest prawda. Jesteś tu, bo Jaya rozbawił twój anons o tym, jak to strasznie potrzebujesz opieki i finansowego wsparcia.- Uśmiechnęła się z lekceważeniem.- Chciałaś wydutkać sponsora, tymczasem sponsor dutka ciebie. Wesołych świąt.- Machnęła ręką, jakby chciała wypędzić mnie z pokoju.
- Więc wybraliście mnie razem spośród wielu ogłoszeń o poszukiwaniu sponsora, bo śmiesznie je napisałam?- Spytałam, mając nagle jasność całej sytuacji: Emma nic nie wiedziała. Cała jej gadka, choć sprawiła mi ból, miała podkopać moje zaufanie do Jr, zniszczyć je, zburzyć mój spokój i sprawić, że cokolwiek by zrobił lub powiedział, ja mu nie uwierzę. I tak by było gdyby nie przesadziła i nie zaczęła wymyślać o anonsie.
- Tak jak mówisz.
Odetchnęłam kilka razy, czując spływający na mnie spokój a wraz z nim pewność, że Emma w niczym mi nie zagraża, nie boję się ani jej, ani tego, co powie, bo odbiję każdy jej przytyk, argument, każde złe słowo.
- Dziękuję za to co powiedziałaś. Mam teraz pełen obraz sytuacji i wiem, co zrobić.- Zaczęłam.
- Nie ma za co.- Ukłoniła się przesadnie.
- Emmo, nigdy nie napisałam anonsu o sponsoringu, ja o tym wiem i Jared wie. Ty nie. Szukałam pracy jako modelka, nic poza tym. - Patrzyłam jak jej twarz zmienia wyraz, przechodząc od wyniosłej pogardy, przez zdziwienie, zaskoczenie, aż po niedowierzanie, jakby nie mogła zrozumieć moich słów.- Jak mówiłaś są święta, więc nie powiem Jaredowi o twoich wymysłach, niech nadal ma cię za wspaniałą współpracownicę. Mam nadzieję, że jest w tobie na tyle przyzwoitości, by nie siać swoich wymysłów wśród gości, bo na mnie nie zrobisz już wrażenia, ale mogłabyś zranić Jareda, jego mamę albo moją babcię, a przysięgam, że nie pozwolę ci zepsuć świąt trójce najlepszych ludzi, jakich znam.- Zrobiłam krok w stronę korytarza i zatrzymałam się.- Proponuję żebyśmy obie zapomniały o tym incydencie, przynajmniej ja nie zamierzam go pamiętać. Mimo wszystko Boże Narodzenie to pora na wybaczanie wrogom. Wesołych świąt.
Dopiero na korytarzu, gdy zamknęłam za sobą drzwi, poczułam jak bardzo byłam wcześniej spięta i jak zmieniło się moje nastawienie do świata. Przede wszystkim przestałam się bać o opinię Emmy, nie widziałam w niej najmniejszego zagrożenia, bo nie miała na mnie nic, dosłownie nic poza swoimi przypuszczeniami. Fakt, zagrałam ryzykownie, zmyślając o poszukiwaniu pracy jako modelka, ale dzięki temu zyskałam pewność, że ona naprawdę nie wie, co napisałam.
- Jezu.- Mruknęłam pod nosem, stając przy oknie na końcu korytarza, nadal nie mając pojęcia gdzie jest nasz pokój. Słyszałam krzątaninę na dole, nawoływania, śmiechy, teraz jednak potrzebowałam chwili sama z sobą. Musiałam poukładać sobie wszystko w głowie od nowa, pozbyć się niepotrzebnych zmartwień, ustalić priorytety. W zasadzie miałam tylko jeden: Leto. Teraz miałam całkowitą pewność, że jestem dla niego ważna, inaczej Emma nie walczyłaby tak zażarcie, próbując mnie z nim poróżnić. Musiała wiedzieć, że dużo dla niego znaczę.
Czy on mnie kochał? Na samą myśl, że mogło tak być, przeszedł mnie przyjemny dreszcz. To było ekscytujące, sama możliwość uczucia z jego strony napawała mnie otuchą i, co tu kryć, uszczęśliwiała. Chciałam, żeby coś do mnie czuł, choć może był to z mojej strony egoizm? Każdy, kto jest w związku, chce miłości ze strony partnera, głównie dlatego, że daje ona swego rodzaju gwarancję, pewność, że kochający partner nie odejdzie, nie porzuci.
Przyszło mi nagle na myśl, jak to by było kochać Jareda. Jak bym się czuła, darząc go prawdziwym uczuciem, silniejszym niż obecna fascynacja nim? Jaka bym była? Nigdy tak naprawdę nie kochałam żadnego swojego chłopaka, w zasadzie nie miałam pojęcia jak wygląda miłość, o której tyle czytałam będąc nastolatką. Może ja wcale nie jestem zafascynowana, tylko właśnie zakochana, i nawet o tym nie wiem? Czy to, że chcę spędzać z Jr czas, być blisko niego, czuć jego dotyk i dotykać jego, dawać mu powody do uśmiechu, czy to nie była właśnie miłość? Widziałam w nim tyle dobrych cech, pomniejszałam te, które mniej mi się podobały, chciałam wiedzieć co myśli. Mogłam mylić się we własnym osądzie sytuacji?
Rozmyślając przysunęłam twarz do szyby, robiąc oddechem niewielką plamę pary, po czym narysowałam na niej serduszko a w nim nakreśliłam litery JL. Widok tego, o czym myślałam, nie wydawał mi się fałszywy czy zakłamany, jakby niewielki rysunek zmaterializował to, co mogło być prawdą. Z zadumą patrzyłam jak para znika, zabierając z sobą wizję, która już mnie nie przerażała.



                                                                       ******


Sorry, że tak krótko, ale wolałam rozbić święta u Leto na dwa kawałki, więc w następnym rozdziale jeszcze coś o tym będzie.
W ogóle chyba powinnam pomyśleć o zakończeniu, choć trochę mi szkoda, bo lubię Ellie i tutejszego Dziada.
Pozdrawiam, wesołych świąt wielkanocnych :)


2 komentarze:

  1. Do pewnych tekstów wraca się bardziej z sentymentu, mimo, że nie jestem już aktywna w blogosferze. Tak też stało się i w przypadku Ellie. Perspektywa czasu powoduje, że odważyłabym się stwierdzić, że dziewuszka za sprawą ciąży zaliczyła przyspieszenie rozwoju emocjonalnego i już nie jest taka "och i ach". A Emma...z sukowatością jej do twarzy.
    Trochę szkoda, że tniesz rozdziały, bo przywykłam te dwa lata temu do dłuższych, bardziej rozbudowanych, a teraz ostatnie czyta się nieco za szybko. Czekam na kolejny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko to przez przerwę w pisaniu, nie tknęłam niczego od czasu, gdy zamieściłam rozdział parę lat temu. Teraz od nowa oswajam się z blogiem, do tego muszę wspomagać się czytaniem całości od początku.
      Cieszę się, że wciąż tu jesteś, mimo tego, że w sumie zdrowo nawaliłam jako autorka Ellie.

      Usuń