piątek, 2 stycznia 2015

Słowo na K.

Nie chciałam się budzić. Trzymałam się snu rozpaczliwie, chcąc zostać w nim, choć nie pamiętałam, co mi się śniło. Musiało to jednak być lepsze i przyjemniejsze od rzeczywistości, bo z żalem wracałam do świata, który sprawiał mi wciąż od nowa bolesne i wredne niespodzianki.
Otworzyłam oczy, skupiając wzrok na tym, co miałam przed sobą: na wpatrzonym we mnie Jr, pochylonym nade mną tak, jakby zamierzał... Nie wiem, co mógłby chcieć mi zrobić po burzliwie zakończonym wspólnym wieczorze. Udusić? Wyśmiać? Wyrzucić z domu?
- Cześć.- Mruknęłam, odsuwając się odrobinę, by mój wzrok nabrał ostrości.- Która godzina?
- Ósma.- Leto wyprostował się, patrząc na mnie z góry. Nie byłam jeszcze na tyle przytomna, żeby odczytać w jego twarz cokolwiek, poza tym jasność poranka raziła mnie w oczy. Widziałam Jr niewyraźnie, otoczonego słoneczną aureolą, sprawiającą, że wyglądał nieco dziwnie.
- I już wstałeś? Przecież masz wolne.- Usiadłam, trąc powieki. Nie czułam się zbyt pewnie: wspomnienie ubiegłego dnia wcale nie nastrajało mnie ani świątecznie, ani pozytywnie. No i babcia... Jak miałam przedstawić Jaredowi powód, dla którego się tu zjawi? Może skłamię i powiem, że zaprosiłam ją wcześniej i zapomniałam go uprzedzić? Tak chyba będzie najlepiej.
Już rozbudzona i przytomna, ale wciąż niezbyt pewna siebie, wstałam, robiąc kilka niemrawych wygięć na boki i w przód by rozruszać plecy. Ciąża zaczynała dawać mi się we znaki coraz bardziej, zapewne przez to, że byłam dosyć szczupła i parę kilo, umiejscowione z przodu, przeniosło mój środek ciężkości i nadwyrężało kręgosłup.
- Ładnie ci z brzuszkiem.- Usłyszałam, odwrócona do Jr bokiem.- Ktoś powinien dbać, żebyś miała go często, ale na pewno tym kimś nie będę ja.
- Często?- Prychnęłam, pomijając uwagę o nim.- Nie widzę siebie w roli wieloletniej reproduktorki. Myślę, że dwójka to idealna liczba, jeśli chodzi o dzieci.- Ruszyłam do drzwi, chcąc iść do łazienki. Pokój, w którym spałam, nie był w nią wyposażony.
- Bez trudu znajdziesz faceta, który zapewni ci drugie.- Ton Leto w jakiś sposób przypominał ten, jakim odnosił się do mnie na początku znajomości, nieco protekcjonalny, z dystansem.
- Jay?- Spytałam niepewnie, obracając się do niego.- Czy ty mi coś...
- Wszystko będzie w porządku, Ellie.- Przerwał mi. Podszedł, zatrzymał się o krok przede mną i przesunął kciukiem po moim policzku, uśmiechając się lekko.- Zrobię śniadanie, potem porozmawiamy o tym czy ja ci coś, czy nic.
Dawno nie byłam tak skonsternowana, jak teraz. Wiedziałam, że moje wieczorne zachowanie odbiegało od tego, czego Jr oczekiwał i czego się spodziewał, ale powiedział przecież, że sam zareagowałby podobnie, więc skąd obcość, z jaką się do mnie odzywał? Czy zrezygnował z prób stworzenia rodziny i zamierzał powiedzieć mi o tym po śniadaniu? Z jednej strony wcale by mnie to nie zdziwiło, z drugiej byłoby zaskakujące. Rozumiałam, że bał się odrzucenia, ale czy aż tak? Jeśli ja coś rozumiałam, to czy on też umiał pojąć, jak czułam się z myślą, że mój mężczyzna być może będzie wyglądał tak, jak w filmie, w którym grał?
Byłam rozdarta między chęć dowiedzenia się o wszystkim jak najszybciej a ochotą by odwlec konfrontację, przesuwać ją w czasie tak długo, dokąd Jr z niej nie zrezygnuje i nie będzie tak, jak miało być: normalnie. Nie mogłam jednak bez końca siedzieć w łazience, ubierać się... Nie mogłam godzinami jeść śniadanie, tym bardziej, że byłam głodna a Jr zrobił omlety, które uwielbiałam.
Zerkałam na niego znad talerza, za każdym razem napotykając poważne spojrzenie niebieskich oczu.
Nie mogłam wyczytać z nich niczego, co pomogłoby mi przygotować się na niespodziankę, jaką ich właściciel dla mnie miał. Bo że miał, to było pewne.
- Smakuje?- Spytał, przerywając ciszę.
- Bardzo. Twoje omlety są boskie.- Uśmiechnęłam się, mając nadzieję, że wczorajszy konflikt jednak nie będzie tematem dnia.- I nie tylko omlety.- Dodałam, chcąc rozluźnić atmosferę.
- Spytałbym co jeszcze, ale w tym momencie nie jestem tego ciekaw.- Leto wstał od stołu.- Będę w gabinecie.- Nim zareagowałam, zostawił mnie i wyszedł, tak po prostu.
- Ach...- Westchnęłam, odbierając jego zachowanie jako swego rodzaju demonstrację. Nie do końca wiedziałam, czego, ale jednak był to pokaz, mający dać mi do zrozumienia, że nie jest tak dobrze, jak mi się zdaje.
Dałam sobie kilka minut zwłoki, by móc ustalić z sobą, co robić i jak się zachować, gdy Jr... Byłam prawie pewna, że zdecydował się na rozstanie, może nie od razu, ale po świętach. Jego "będzie dobrze" rozumiałam teraz jako "dostaniesz odprawę i zabezpieczenie finansowe".
Nie chciałam wracać do Lafayette, nie chciałam wracać do przeszłości, i nie dlatego, że Leto miał pieniądze, których mi brakowało, a dla niego samego. I dla Jamiego, który miał prawo wychowywać się przy boku ojca. Nie chciałam im siebie odbierać, poza tym... Wiedziałam, że naprawdę może być dobrze, potrzebuję tylko czasu, żeby przywyknąć, nauczyć się być z kimś takim, jak Jared. Nie miałam doświadczenia w poważnych związkach, tym bardziej z człowiekiem w wieku moich rodziców, nie umiałam być może sprostać jego wymaganiom, ale nie dam się spławić bez walki tylko dlatego, że zareagowałam emocjonalnie na jedną z sytuacji. Jeśli Jr myśli, że poddam się od razu, grubo się myli.
- Nie pozbędziesz się mnie, Jay.- Szepnęłam, sprzątając ze stołu. Mimo nerwowej atmosfery nie chciałam zostawiać bałaganu wiedząc, jak bardzo go nie lubił. Musiałam i chciałam zachowywać się normalnie, utrzymać spokój i nie kłócić się, nie ulegać nastrojom. Musiałam pokazać, że nie jestem już dziewczynką, a kobietą, młodą i z mizernym doświadczeniem, ale dorosłą, potrafiącą usiąść do rozmowy i starającą się rozwiązać każdy problem w sposób dojrzały. Nie mogłam znów go zawieść.
Mimo deklaracji i chęci zachowania rozwagi dygotałam w środku, wślizgując się do gabinetu Leto z kubkiem gorącej herbaty. Potrzebowałam jej, by zająć czymś ręce i umysł w razie, gdyby opanowały mnie nerwy. Chyba nawet Jamie wyczuwał mój nastrój, bo wiercił się bardziej, niż zwykle, jakby chciał powiedzieć "Mamusiu, uspokój się, nie strasz mnie, proszę".
Spojrzałam na Jr: zajęty był układaniem papierów, zaścielających biurko. Nieco przygarbiony, jakby zmięty, w jasnym świetle, padającym na twarz, naprawdę miał swoje czterdzieści parę lat.
- Wyglądasz na zmęczonego.- Zauważyłam, siadając w wygodnym fotelu przy stoliczku do kawy. Wolałam to miejsce, bardziej swobodne i wydające się bezpieczniejszym, niż oficjalne krzesło dla interesantów.- Źle spałeś?
- Nie spałem w ogóle.- Leto podniósł wzrok, patrząc na mnie z napięciem.- Miałem trochę pracy.
- Wczoraj mówiłeś, że będziesz odpoczywał.- Przypomniałam mu.
- Zamierzałem, ale nie sam, w pustym łóżku, gapiąc się w sufit.- Zabrzmiało to jak wyrzut.
- Przykro mi.- Poprzestałam na tym: nie pytał o nic, a czasami lepiej milczeć, niż próbować się usprawiedliwiać.
-  Nie "przepraszam" a "przykro mi".Tak. Mnie też jest przykro.- Westchnął przeciągle.- Musimy omówić kilka spraw.- Splótł dłonie na blacie.- Pojutrze święta.- Jak wiesz, zawsze spędzam je z rodziną i przyjaciółmi, szczególnie swoje urodziny, w które matka wyprawia niewielkie przyjęcie dla kilku osób.
Kiwnęłam głową: wiedziałam, jakie Jr ma plany na świąteczne dni, i miałam zamiar się im podporządkować, nawet jeśli perspektywa ponownego spotkania z Emmą zawczasu psuła mi humor. Wiedziałam, że bez tej zołzy się nie obejdzie i postanowiłam, zgodnie z wcześniejszymi sugestiami Jareda, po prostu ją ignorować. Może po tym, jak wmówiłam Connie, że się przyjaźnimy, Emma da mi spokój?
- Prawdopodobnie zostaniemy u matki na całe dwa dni, więc zabierzesz z sobą to, co potrzebne, swoje witaminy czy co tam łykasz.- Zjechał wzrokiem z mojej twarzy w dół, na brzuch, i coś na kształt lekkiego uśmiechu na sekundę uniosło kąciki jego ust. A może tylko mi się wydawało?
- Nie mam dla ciebie prezentu, w ogóle nie mam nic pod...- Zaczęłam, ale nie dał mi dokończyć.
- Prezentami się zająłem, nie musisz się o to martwić. Lepiej niż ty wiem, co kogo ucieszy.- Zrobił krótką przerwę, wpatrując się we mnie intensywnie.- Nic mi nie kupuj, Ellie. Nie chcę żadnych niespodzianek, za które sam zapłacę.
- To było chamskie.- Powiedziałam chłodno, dotknięta do żywego.- Nie musisz wytykać mi...
- Nie wytykam, lecz stwierdzam.- Leto znów nie pozwolił mi dokończyć.- Nie masz swoich pieniędzy i nie udawajmy, że jest inaczej.
- No proszę, a już myślałam, że udawanie to coś, co zajebiście nam wychodzi.- Wtrąciłam sarkastycznie.- O ile pamiętam...
- Jeśli tak tęsknisz za teatrzykiem, mogę ci ułatwić powrót do niego.
- Odgrywasz się za wczoraj?- Spytałam. Spokój, jaki próbowałam sobie narzucić, diabli wzięli, i rozmowa zaczęła zbaczać w kierunku kłótni, ale nie zamierzałam ustępować.
- Nie odgrywam się.
- Jasne.- Prychnęłam.
- Brzydzisz się mną, Ellie. Może sama jeszcze o tym nie wiesz, ale budzę w tobie odrazę.
- Dochodzisz do dziwnych i bezpodstawnych wniosków.- Zaskoczył mnie swoim stwierdzeniem. Nie czułam do niego obrzydzenia, nawet na myśl, że kiedyś mogę widzieć go umierającego. Inna sprawa, że tego nie chciałam, ale w takiej sytuacji chęci nie mają wiele do powiedzenia.
- Widziałem twoją minę, widziałem, jak unikasz mojego dotyku, widziałem, jak uciekasz do osobnej sypialni, więc wnioski wyciągam słuszne.- Jr uniósł dłonie i opuścił je na biurko.- Swego czasu przyszłaś do mnie z pisemną umową, która miała mnie zabezpieczyć na przyszłość. Teraz ja chcę przedstawić ci inną umowę, również spisaną w jednym egzemplarzu, ważną od początku przyszłego roku. Ta zabezpieczy nas oboje.
- Że co?- Zrobiłam wielkie oczy. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.- Umowę?
- Proponuję ci układ, dzięki któremu oboje będziemy usatysfakcjonowani w równym stopniu. Chcę cię tu zatrzymać, dlatego zdecydowałem się na... Założyłem ci konto, na które będę wpłacał co miesiąc pewną kwotę, tysiąc za każdy dzień, który ze mną spędzisz. Obojętne, czy będę w trasie a ty w domu, takie sytuacje również uważam za bycie razem.
- Ach tak?- Czułam się obrażona, zła, rozczarowana i poniżona jednocześnie, przede wszystkim jednak miałam poczucie niesprawiedliwości. Nie zrobiłam nic złego, nie zasłużyłam na to, żeby być traktowaną jak kiedyś.
- Jeśli... a raczej gdy zachoruję, stawka wzrośnie do dwóch tysięcy za każdy dzień.- Leto podniósł wydrukowany dokument, leżący na wierzchu sterty papierów, i wyciągnął rękę, podając mi go. Siedziałam niewzruszona: nie miałam zamiaru dotykać tego świństwa.
- Wypchaj się.- Warknęłam, zakładając ręce na piersi. Szczerze mówiąc nie wiedziałam, jak się zachować, jedyne co przychodziło mi do głowy to wstać, trzasnąć Leto w twarz i wyjść.
- Mam nadzieję, że pożyję jeszcze na tyle długo, żeby zrobić z ciebie milionerkę.- Dokument wylądował na blacie po mojej stronie biurka i leżał tam jak wyrzut sumienia.- Oczywiście dostęp do pieniędzy będziesz mieć dopiero po mojej śmierci i tylko wtedy, gdy będziesz ze mną do końca.
- Próbujesz mnie kupić?- Spytałam z niedowierzaniem. Wydawało mi się, że to nie dzieje się naprawdę, że śpię i mam idiotyczny sen, z którego zaraz się obudzę.
- Już raz mi się to udało, a skoro nie mam innego wyjścia, robię to ponownie. Musiałabyś być głupia, żeby nie przystać na taką propozycję, Ellie.
- A może jestem głupsza, niż ci się wydaje?- Rzuciłam zaczepnie.
- Nie będę zatrzymywał cię siłą, jeśli zechcesz wrócić do babci, ale uwierz, że skurwysyńsko bym tego nie chciał. Mogę płacić ci więcej, jeśli to wpłynie na...
- O czym my w ogóle rozmawiamy, Jay?- Chciałam się upewnić, że dobrze wszystko zrozumiałam, bo wciąż w to nie wierzyłam. Czułam się wyzuta z uczuć poza jednym: gorzkim zawodem. To bolało, ale silniejszy od bólu był rosnący we mnie bunt i wrażenie, że Emma miała rację a ja...
A ja okazałam się ślepa i naiwna, biorąc za dobrą monetę zapewnienia Jr, że mu na mnie zależy. Czy ktoś, komu zależy, proponuje pieniądze za towarzystwo osobie, którą podobno kocha?- Zresztą nie, nic nie mów, nie interesuje mnie to.- Podniosłam rękę, zanim się odezwał. Wstałam, podeszłam do biurka i spojrzałam z góry na Leto, faceta, którego nie rozumiałam i nie znałam, o którym wiedziałam mniej niż niewiele, i który albo mnie oszukał, albo w niektórych sprawach był strasznie bezradny. Chciałabym, żeby ta druga opcja była prawdziwa, ale nie mogłam chwytać się tego jako faktu.- Zaraz wrócę.
Wyszłam na korytarz, w pierwszej chwili zapominając, po co, zaraz jednak przypomniałam sobie, co chciałam zrobić. Wzięłam z kuchni szklankę z wodą i pudełko zapałek, leżące na półce diabli wiedzą po co, skoro nikt w domu nie palił.
Idąc z powrotem do gabinetu uporządkowałam rozbiegane, chaotyczne myśli, szukając dla siebie jakiegokolwiek sensownego rozwiązania. Tyle, że żadne nie było odpowiednio dobre. Chciałam zostać, mimo wszystko chciałam, bo powrót do Lafayette był równy z masą wyjaśnień, których musiałabym udzielić rodzinie i znajomym. Mój związek z Jr stał się, jak przypuszczałam, tajemnicą poliszynela, mama na pewno roztrąbiła wszędzie, z kim żyje jej ukochana córeczka.
Chciałam zostać, bo w głębi duszy wierzyłam, że Leto nie jest wrednym sukinsynem, na jakiego wyszedł, a układ, który zaproponował, jest totalnym nieporozumieniem. Chciałam zostać ze względu na Jamiego. Ale nie zamierzałam przystawać na propozycję, nie miałam zamiaru przyjąć nawet jednego centa, a jeśli Leto wciśnie mi pieniądze na siłę, przeleję je na konto pierwszej lepszej fundacji, pomagającej samotnym matkom.
Podeszłam do biurka i podniosłam dokument, trzymając go dwoma palcami, jakby był czymś ohydnym. Właściwie był, spisany słowo po słowie akt, mający pokazać moją wartość w dolarach.
- Umowa dla dziwki.- Powiedziałam, przebiegając wzrokiem kolejne linijki tekstu, ale nie czytając ich.- Myślałam, że dla ciebie nią nie jestem, ale się myliłam.- Postawiłam szklankę na blacie i wyjęłam z kieszeni zapałki, niezgrabnie wysupłując jedną z pudełka.- Emma też traktuje mnie jak dziwkę, nie daje mi zapomnieć o okolicznościach, w jakich cię poznałam. A wiesz- zerknęłam zna papieru na ponurego, milczącego Jr.- że to ona jest pośrednio winna temu, że zaszłam w ciążę? Gdyby nie naśmiewała się ze mnie, nie dogryzała mi i nie wyprowadziła z równowagi, nie zapomniałabym wtedy o pigułce. Przy niej wyjęłam ją z opakowania i przełożyłam do plecaka.- Przypomniałam sobie tamto popołudnie na lotnisku.- Patrzyła na mnie jak na śmiecia, a ja nie wiedziałam, jak się zachować. Wszystko mnie przerastało, przerażało, szczególnie ty i niezrozumiała nienawiść twojej byłej dziewczyny.- Po kilku próbach udało mi się podpalić zapałkę i z dziką satysfakcją przyłożyłam wątły ogienek do dolnego rogu papieru. Płomień natychmiast zaczął go trawić z cichym trzaskiem, będącym dla mnie jak piękna melodia. Upuściłam płonący dokument do kosza na śmieci i zalałam wodą jego resztki.- Do tej chwili nie miałam zamiaru wyjeżdżać, Jared. Nawet mi to przez myśl nie przeszło, choć w ciągu niecałych dwóch dni, odkąd tu jestem, zdążyłam usłyszeć kilka nieprzyjemnych rzeczy i czuć się u twojej mamy jak piąte koło u wozu.- Oparłam dłonie o biurko i pochyliłam się w przód, zdziwiona tym, że mimo targających mną znów emocji nie mam ochoty się rozpłakać. Widocznie byłam silniejsza, niż sądziłam.- Chcesz mieć dziwkę, będziesz ją miał. Ale tylko dlatego, że dziwka jest z tobą w ciąży. Jamie jest jedynym powodem, dla którego nie pakuję się w tej chwili i nie wracam tam, gdzie ludzie zachowują się normalnie, nie obrażając innych z byle lub bez powodu.
- Ellie...- Głos Leto brzmiał obco, dziwnie, jakby ktoś podmienił mu struny głosowe albo cofnął je do stanu przed mutacją.
- Daj spokój.- Machnęłam lekceważąco ręką.- W towarzystwie możesz udawać, ale nie wymagam, żebyś grał zakochanego czy coś, gdy jesteśmy sami. Oszczędź sobie, to nie próby do nowej roli, poza tym drugi raz nie dam się na to nabrać.- Na wspomnienie mile spędzonych wspólnych chwil, szczególnie na wspomnienie słów, które mi mówił, zaczęłam tracić zimną krew. Z pewności siebie zaczęłam galopem zmierzać w kierunku całkowitego rozbicia, popartego chęcią zwinięcia się w kłębek w najciemniejszym kącie domu..- Mam dwie prośby. Jeśli ty i Emma... mimo zapewnień... jeśli z nią kręcisz, nie każ mi na to patrzeć. To jedno, a drugie: zaprosiłam na święta babcię i chciałabym oszczędzić jej wiedzy o tym, że jestem twoją kurwą. Niech to zostanie między nami, Jay.- Wbrew sobie wymówiłam jego imię miękko i delikatnie, wręcz pieszczotliwie, ale nie umiałam zrobić tego inaczej. Po prostu dla mnie brzmiało ono właśnie tak.
Wyprostowałam się, oddychając głęboko, w jednym rytmie, próbując w ten sposób opanować rosnącą panikę i pewność, że coś bezpowrotnie się spieprzyło. Nie wiedziałam, czy z winy Jareda, z mojej, czy oboje zapędziliśmy się za daleko... i nie umiemy wrócić.
Czy w ogóle było do czego wrócić?
- Nie uważam cię za kurwę.- Usłyszałam i spojrzałam prosto w niebieskie oczy, nie próbując już zgadywać, co tak naprawdę Leto myśli.
- Uważasz, tylko jeszcze o tym nie wiesz.- Powiedziałam ostrzej, niż zamierzałam, ale nie chciało mi się słuchać żadnych wyjaśnień czy usprawiedliwień. Chciałam tylko, żeby świat dał mi spokój, nic więcej.- Nic do mnie nie mów, Jared, nie jestem w stanie teraz z tobą rozmawiać.- Uprzedziłam na wszelki wypadek, wycofując się na korytarz. Swąd spalonego papieru, dotąd prawie dla mnie niezauważalny, nagle zaczął drażnić mnie tak, że poczułam mdłości. Z trudem panowałam nad podchodzącym do gardła żołądkiem, po części wiedząc, że winą za jego harce powinnam obarczać nerwy, nie zaś odrobinę dymu.
- Dobrze się czujesz? Zbladłaś.- Jr podszedł do mnie, patrząc z niepokojem.
- Jeśli musisz wiedzieć, to chce mi się przez ciebie rzygać.- Oznajmiłam, odwracając się na pięcie, i pomaszerowałam prosto do łazienki na końcu korytarza. W drzwiach zatrzymałam się i spojrzałam przez ramię.- Do wieczora mi przejdzie. Bez obaw, nie puszczę pawia, gdy będziesz mnie pieprzył.
Twarz Leto ściągnęła się w niemiłym grymasie, jakby w nią oberwał. Na ten widok miałam ochotę przywalić samej sobie. Żałowałam, że padły ostatnie słowa, ale w pewnych sytuacjach człowiek traci nad sobą panowanie, a potem jest już za późno.
Zamykając drzwi miałam nadzieję, że po chwili usłyszę pukanie, cokolwiek, jakiś znak, że mimo wszystko możemy wszystko załagodzić, a przynajmniej spróbować to zrobić. Chciałam, żeby Jr przełamał mój upór, nie słuchał protestów i zmusił mnie do rozmowy. Chciałam, żeby tak się stało, ale w korytarzu panowała cisza. Jared miał mnie gdzieś. Nie wiedziałam, czy dogryzłam mu wystarczająco, by go zniechęcić, czy tylko zastosował się do mojej prośby i dał mi spokój. Tak czy tak dopięłam swego.
Powinnam się cieszyć z wygranej, a czułam tylko smutek.



                                                                      ******

Cześć.
Nie wiem, czy rozdział Wam się spodoba, ja mam co do niego mieszane uczucia. 
Sprawy, przez które ostatnio nie pisałam, powoli zaczynają się klarować, choć czeka mnie na dniach przeprowadzka... o ile znajdę mieszkanie. Jeśli nie, posra mi się w życiu jeszcze bardziej, choćby przez to, że prawdopodobnie rozpadnie się mój związek. 
Ale to już mój problem.

Pozdrawiam i życzę wszystkiego naj naj w nowym roku.
Yas.
Ps. 
Na szczęście mam też dobre wieści: oto projekt, premiera w ciągu najbliższych trzech miesięcy :)




23 komentarze:

  1. Dzięki za noworoczny prezent w postaci nowego rozdziału. Jared sobie grabi, no ale cóż..obyś dała mu szansę na poprawę. ;-p Cieszę się, że babcia przyjeżdża, może wprowadzi trochę miłej atmosfery i wszystkim się udzieli. Tobie też wszystkiego najlepszego w 2015 roku, żebyś miała jak najmniej zmartwień i więcej czasu na pisanie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że kłopoty o których mówisz są tylko przejściowe:) Kurcze szkoda mi strasznie że Ellie nie może dogadać się z Jaredem... Jak to zwykle bywa duma i emocje biorą górę. Ja już nie chcę dramy w tym opowiadaniu. Czekam na przyjazd babci:) jestem pewna, że ona trochę pomoże:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Dzięki za nowy rozdział:) mam nadzieję, że Twoje kłopoty wkrótce się skończą. Mam ochotę Przełożyć J i E przez kolano i sprać ich. Kurcze zamiast usiąść i po ludzku pogadać o swoich obawach ale także i uczuciach to się nawzajem obrażają i dają urażonej dumie dojść do głosu. No nic pozostaje mi tylko czekać jak się potoczy dalej sytuacja. Może wspaniała babcia coś pomoże i doradzi:) Czekam na więcej z cierpliwością:):):)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie że dodałaś rozdział:) czytało mi się go z dużym smutkiem. Zgadzam się z poprzednimi komentarzami, że Ellie i Jared zachowują się jak dzieci. Kurcze powinni próbować dojśc do porozumienia, ale każde jest niezwykle dumne i nie chce odpuścić. Jared boi się że Eli jest z nim tylko dla pieniędzy i że brzydzi się jego choroby. Natomiast Przeszłość nie daje Ellie o sobie zapomnieć i boi się że zawsze będzie tylko dziwką dla Jareda. Dużo szczerych rozmów jest im potrzebnych aby to przeskoczyć. Mam nadzieję że jeszcze to możliwe. Brakuje mi tu też zainteresowania Jareda synem. Potrzymania i pogłaskania brzuszka Ellie. Tworzenia więzi:) No cóż zobaczamy jak to wszystko się dalej potoczy dzięki Tobie:)
    Ps. Strasznie przykro słyszeć mi że masz tak dużo problemów w życiu prywatnym. Mam nadzieję że udaje Ci się rozwiązać w najlepszy dla Ciebie sposób:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Odpowiem hurtowo na powyższe komentarze, żeby pod każdym nie pisać tego samego.
    Przede wszystkim rozdział chciałam zamieścić w Nowy Rok, ale okazało się, że netu nie mam i włączyli dopiero po południu następnego dnia i wyszło jak wyszło.
    Ellie i Jared faktycznie dają się ponieść emocjom, stąd brak porozumienia między nimi. Czy babcia coś na to zaradzi? Musiałaby chyba wiedzieć o nich więcej, niż wie, ale czy ktoś wtajemniczy ją w prawdę?
    Bardzo chciałabym mieć wszelkie osobiste sprawy za sobą, pozałatwiane i zapomniane. Nie macie pojęcia, jak niektóre z nich pozbawiają mnie chęci do czegokolwiek.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Spóźniona jak zwykle jestem... Ellie i Jay chodzą po kruchy lodzie, przynajmniej tak mi się wydaje... Trzymam za nich kciuki i jestem ciekawa babci... Życzę powodzenia z mieszkaniem i reszta.

    OdpowiedzUsuń
  7. nareszcie nowy! uwielbiam to ff :) czekam na nowy i życzę went :)

    OdpowiedzUsuń
  8. czekanie sie opłaciło! co ty tam wyprawiasz, Jay zachowuje sie tragicznie, już nie wiem co mam myśleć, mam nadzieje że babcia coś tutaj pomoże, cierpliwie czekam na następny i życze powodzenia, szczęsliwego nowego roku, pełnego spełnienia, bez problemów <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ciesze się, że w końcu dodałaś nowy rozdział :) Naprawdę... nie mogłam się go już doczekać :D
    Gratuluję książki i życzę powodzenia w dalszym pisaniu oraz w życiu osobistym :)
    Pozdrawiam
    S.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, czy bierzesz w tym udział, ale jeśli tak, to zapraszam :)
      Zostałaś nominowana do LBA! :D
      Więcej informacji na:
      http://piekielny-dar.blogspot.com/p/liebster-blog-award.html
      Pozdrawiam <3
      S.

      Usuń
  10. Kiedy nastepny?? ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam wyrobić się do weekendu. Przeprowadzałam się, dopiero przed chwilą podłączyli mi internet :)

      Usuń
    2. Do weekendu, powiadasz? 👏

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  11. będzie dzisiaj nowy???
    PROSIMY!

    OdpowiedzUsuń
  12. Zapraszam.
    http://youhavemecryingout.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy dodasz nowy rozdział? Nie mogę się doczekać!

    OdpowiedzUsuń
  14. kiedy cos dodasz? CZEKAMY :(

    OdpowiedzUsuń
  15. Kiedy nowy rozdzial?
    To juz ponad 2 miesiące :/

    OdpowiedzUsuń
  16. kiedy coś dodasz?
    czekamy i czekamy a tu nic :(
    prosimy ładnie!

    OdpowiedzUsuń
  17. Dajcie już spokój. Yas ma pewnie mnóstwo spraw do załatwienia i, uwaga, ma też życie rodzinne.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kochani, znów mnie troszkę nie było ale już jestem, i tym razem nie dam sobie przeszkadzać w pisaniu.
    Rozdział gotów w 2/3, co dzień nad nim siedzę i nabieram rozpędu, więc będzie najpóźniej w niedzielę.

    OdpowiedzUsuń